brzegu zagroziła domowi spadnięciem do wody. - Umilkł na chwilę. -Salvador Dali.
- Bez jaj! - krzyknąłem. Wireman przekrzywił głowę, spojrzał na mnie z ukosa. Oblałem się rumieńcem. Na jedną chwilę mój dawny gniew powrócił z całą siłą, chwycił za gardło, zamącił w głowie. Dam sobie radę, pomyślałem. - Przepraszam. Miałem niedawno wypadek i..
- Urwałem.
- Tego akurat nietrudno się domyślić - powiedział Wireman. - Może jeszcze nie zauważyłeś, ale brakuje ci czegoś z prawej strony, mucha-cho.
- Tak. I czasami dostaję... jak to powiedzieć... zaburzeń mowy.
- Jasne. Ja w każdym razie nie kłamię z tym Dalim. Mieszkał w twoim domu w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym pierwszym roku, przez trzy tygodnie. -1 dodał, niemalże na jednym wydechu: - Wiem, przez co teraz przechodzisz.
- Szczerze wątpię. - Nie chciałem, żeby to zabrzmiało szorstko, ale tak właśnie wyszło. Tak też się zresztą czułem.
Wireman milczał przez chwilę. Rozerwany parasol łopotał. Miałem akurat dość czasu, żeby pomyśleć: „No cóż, tak wygląda zmarnowan-szansa na ciekawą znajomość”, ale kiedy odezwał się ponownie, jegc głos był spokojny i przyjacielski. Jakby ta nasza mała dygresja w ogóle nie nastąpiła.
- Jedną z przeszkód przy zagospodarowywaniu Dumy jest sama roślinność. Uniola może tutaj rosnąć, ale cała reszta tego szajsu nie nu prawa przeżyć bez nawadniania. Moim zdaniem ktoś powinien to zbadać.
- Pojechałem niedawno z córką na rekonesans. Na południe stąd zaczyna się już prawdziwa dżungla.
Wireman spojrzał na mnie z nagłym niepokojem.
- To nie jest miejsce na wycieczki dla faceta w twoim stanie. Dum; Key Road, nasza jedyna, powiedzmy, szosa, to ruina.
- Coś o tym wiem. A możesz mi wyjaśnić, dlaczego to nie jest czte-ropasmówka ze ścieżkami dla rowerów na obu poboczach i osiedlam: co osiemset metrów?
- Bo nikt nie wie, do kogo właściwie należy ta ziemia? Wystarcz; na początek?
- Powaga?
- Jak najbardziej. Od tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego roku parna Eastlake jest właścicielką części wyspy od jej północnego krańca ć:
138