76933 Obraz9 (36)

76933 Obraz9 (36)



vra go rodzinna została odcięta od Polski granicą, a bracia jego i siostry tępieni, więzieni, zsyłani za tak groźne grzechy jak parę dziesięcin zołas-nej ziemi, jak tajne kółka różańcowe, jak pamiątki polskie, a ponad wszystko udział kogokolwiek z rodziny w latach 17-tych — 20-tych po stronie Polski, w walkach z Rosją bolszewicką.

Po tych walkach prowadzonych częściej w stylu „Ogniem i mieczem” niż wojny wówczas nowoczesnej, Czarnyszewicz nie znalazł w Polsce niepodległej dla siebie i swoich miejsca i Chleba. On i jego bracia wierzyli w Najjaśniejszą Rzeczpospolitą, w „polską ideę”, która miała przyjść i nie tylko ich, szlachtę zagrodową, ale całą Białoruś uwolnić i uszczęśliwić. Polak i wierzący katolik bronił swego prawa do życia na tej ziemi, swojej tradycji, która w nią wrosła od wieków, bronił swej wiary deptanej i w walce tej zaciętej nie czuł się ani „pański” ani „reakcyjny”. Nie darmo na okładce swej książki napisał: „Nie za burżujów idziemy”.

Książka ta ukazała się w 1942 r. na drugiej półkuli i to nie w Stanach Zjednoczonych ale w dalekiej Argentynie, wtedy gdy Polska była pod Hitlerem, a setki tysięcy Polaków w obozach sowieckich dołączyło do zesłanych już krajanów Czarnyszewicza. Jakże trudno w tych czasach torowała sobie drogę ta wielka książka do walczących, do rozmiecionych po świecie Polaków. A jednak o żadnej chyba nie pisało z takim zachwytem, wzruszeniem, uznaniem tylu pisarzy o tak różnym charakterze, od pierwszych jak M. K. Pawlikowski i Wańkowicz, po ostatnich Czapską i Miłosza. Piszę „wielka książka” i nie widzę w tym cienia przesady, bo nie przez opis faktów tylko, ale przez jej artystyczną transpozycję, przez język, przez dar oddania charakterów, przyrody, rzadką siłę i wymowę uczuć i przeżyć uratowała od zagłady zapomnienia, którą niesie ludzka obojętność i nasza krótka pamięć, całą miarę tragedii żywiołu polskiego na ziemiach białoruskich, nie wielkiego ziemiaństwa, jest ono widziane tam przygodnie i z daleka, ale tego żywiołu nie równie liczniejszego, cichszego, głębiej w świat białoruski, w ziemię białoruską wkorżenionego, szlachty zagrodowej, tej z nad Berezyny i Dniepru, o której tak głucho w literaturze polskiej.

Samo pojęcie szlachty zagrodowej, dumnej ze swego klejnotu, tych ludzi, którzy żyli tak podobnie a jednocześnie tak inaczej od chłopów białoruskich otaczających, miało charakter swoisty. „A cóż to nam szlachcie bunt, nowość? Chyba może państwo szlachta nieprawdziwa?”woła Staszek Bałaszewicz... Szlachta zahuczała jak gniazdo szerszeniów... „My pierwsze do wszelkiego buntu”.

W „Nadbereżyńcach” mamy ciężar i kolor tej jakby zamkniętej w sobie społeczności, wiernej z wiernych Polsce, a jakże innej od Polaków z Polski rdzennej, tych Polaków w morzu białoruskim i prawosławnym.

Nasze wiekowe winy polskie, krzywdy, nikłość prób realizacji odważnej myśli, społecznej i politycznej, nasza bezsiła czy zadufanie wobec świata nowych idei, gdzie pomieszana była prawda z okrutnym fałszem, idei, które na Białoruś szły ze Wschodu z żywiołową siłą i z drapieżną wolą zniszczenia wszystkiego co INNE, i którym Polska nie potrafiła, czy może wprost nie mogła przeciwstawić eksperymentu o równorzędnej sile i równie uniwersalnym zasięgu — wszystko to skrupiło się na głowach tych naj-nieioinniejszych z niewinnych. Dla polskiego ziemiaństwa, dla polskiej inteligencji kresowej


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jeziora występujące w dolinach, które zostały odcięte od koryta rzek -starorzecza.
Obraz2 (36) Pod rzędy: -    Świnio kształtne (2 rodziny) -
Obraz (36) Podstawy i cechy relacji pedagogicznej... Tak rozumiana rodzina wymaga odróżnienia aspekt
obraz4 36 Rytuały rodzinne (w linii ojca i matki), wiekowe i zróżnicowane płciowo, wspólnoty wierny
ScannedImage 45 gó.v różni się od innych. Granica między Uganda, a Sudanem nie została w tym regioni

więcej podobnych podstron