112 Wspomnienia o Sokratesie II 7
trzebne i nie uczynią z nich nigdy żadnego użytku, czy też przeciwnie, że pilnie je będą uprawiać i odnosić z nich korzyść? Jak jest w istocie? Kto wykazuje więcej zdrowego rozsądku, ten, kto próżnuje, czy ten, kto nie szczędzi trudu i uprawia jakieś pożyteczne rzemiosło? Kto postępuje właściwiej, ten, kto swą pracą tworzy wartości, czy ten, kto z założonymi rękoma martwi się o to, jak zdobyć środki do życia. Dziś przecież już doszło do tego, że jak śmiem sądzić, ani ty nie miłujesz swych krewnych, ani krewne ciebie. Ty — ponieważ widzisz w nich pasożytów i ciężar dla siebie, one — ponieważ czują, że się z ich powodu martwisz. W tym stanie rzeczy istnieje realne niebezpieczeństwa, że i niechęć z dnia na dzień będzie przybierać na sile, i dawna serdeczność całkiem wygaśnie. Gdybyś jednak tak pokierował tą sprawą, żeby krewne twoje zajęły się pracą, wtedy i ty byś je kochał i cenił, widząc, że ci przynoszą korzyści, i one miłowałyby cię, mając pew-ność, że sprawiają ci radość. W takim układzie stosunków każde z was ze znacznie większą przyjemnością przypominałoby sobie dawne dobrodziejstwa i wzmiac-niałoby w sobie wdzięczność należną za nie, tak że w rezultacie łączyłaby was większa z każdym dniem przyjaźń i serdeczniejsza zażyłość. Wtedy gdyby ktoś z twojej rodziny miał w jakiś sposób nieuczciwie względem ciebie postąpić, wiedz, że raczej wolałby umrzeć! Jak mi się zdaje krewme twoje mają te wszystkie umiejętności, które w opinii ludzkiej są najpiękniejsze i najodpowiedniejsze dla niewiast. Z drugiej strony wiadomo, że każdy najłatwiej, najsprawniej, najpiękniej, a przy tym z największą przyjemnością wykonuje to5 co potrafi. Nie zwlekaj więc — zakończył Sokrates — ale im poradź, aby zajęły się pracą, która
i tobie, i im. przyniesie pożytek, a miejmy nadzieję, że chętnie posłuchają twej rady.
— Niech cię bogowie wynagrodzą, mój Sokratesie — 11 odetchnął z ulgą Arystarch. — Mówisz tak pięknie
i z tak przekonującą siłą, że chociaż dotąd nie mogłem się zdecydować na pożyczenie pieniędzy, bo wiedziałem, że jeśli je zużyję, nie będę miał z czego oddać, teraz jednak śmiało zaciągnę pożyczkę, aby zdobyć fundusze na zakup materiałów do pracy.
Tak się też stało. Arystarch pożyczył potrzebną sumę 12 pieniędzy i kupił wełnianej przędzy. I oto niewiasty w czasie pracy jadły śniadanie, po skończonej pracy — kolację, z twarzy ich zniknął smutek, promieniały radością. I jeśli przedtem jedna na drugą spoglądała nieufnie, teraz z przyjemnością wszystkie patrzyły sobie w oczy i kochały Arystarcha, jako swego opiekuna i dobrodzieja, on zaś nawzajem je kochał, jako pożyteczne istoty. Wreszcie Arystarch przyszedł do Sokratesa i z radością mu opowiedział, że teraz już tylko do niego jednego w całym domu mają urazę, że je, a nic nie robi.
Na to Sokrates:
— To dlaczego nie opowiesz bajki o psie? Jest 13 przypowieść, że w bardzo dawnych czasach, — kiedy
to jeszcze zwierzęta posługiwały się mową ludzką, powiedziała jedna owca do swego pana: «Zmiłuj się, co ty z nami wyprawiasz! My ci dajemy wełnę, jagnięta, sery, a ty nam nic a nic nie dajesz, prócz tego, co same uskubiemy z ziemi. Ale psu, choć ci nie dostarcza żadnej z tych rzeczy, dajesz nawet pokarm, który sam spożywasz». Pies zaś słysząc te słowa odpowiedział: h «Owszem, lecz nie bez racji! Ja przecież jestem waszym stróżem, czuwam, aby was ani złodziej nie ukradł,
9