- Lata pracy można wyrzucić prosto do pieprzonego rynsztoka. Mam ochotę sam dać im wycisk.
- Cooper próbuje ich zebrać — zauważyłam. — Ups, padł. Do licha, Bones uderza jak prawdziwy sukinsyn. Będę potrzebowała z pół litra jego krwi, żeby ich potem uzdrowić.
- Dlaczego sądzisz, żęci ją da? - zapytał sceptycznie Don.
- Bo go o to poproszę. Naprawdę jesteś tępy. To dla mnie wszedł do naszej piekielnej kapsuły, a myślisz, że odmówi mi krwi? Kretyn.
Mój szef — a może powinnam raczej powiedzieć: wujek - nie odpowiedział.
- W porządku, Kitten! - zawołał Bones. - Załatwieni. Nie są tacy źli.
Od niechcenia kopnął jedną z bezwładnych postaci. Rozległ się jęk bólu. Na widok miny Tatę’a pokręciłam głową.
- Mówiłam ci, że to on mnie wszystkiego nauczył. Kop ich, kiedy leżą. To była jego ulubiona zasada. Resztę znasz.
- Do diabła, Cat, jest tam niecałe dziesięć minut. Jak mógł stwierdzić, że żaden z nich nie jest zdrajcą? Większość nawet nie jest przytomna!
- Ufam mu - powiedziałam po prostu. - Bones by tak nie mówił, gdyby nie był pewny, a mnie to wystarcza.
Juan gapił się na nasz zdziesiątkowany oddział z wyrazem oszołomienia na twarzy. Po chwili na jego wargach pojawił się uśmiech.
- To było niezłe! — stwierdził z uznaniem.
Dopiero kiedy dotarliśmy na piętro, gdzie mieścił się dział badawczy, Bones przyśpieszył. Gdy tylko otworzyły się drzwi windy, jego oczy zmieniły barwę na zieloną. Na korytarzu pocałował mnie i rzucił krótko:
- Zaczekaj tu. Coś czuję.
Juan i Don poszli za nim, Tatę został ze mną.
- To jakieś pieprzone szukanie wiatru w polu - mruknął. — Coś wyczuł? Jak niby można po zapachu...
- Cii! - syknęłam.
Wytężyłam słuch, żeby wyłapać choćby najsłabszy dźwięk dobiegający z sąsiedniego pokoju. Usłyszałam odgłosy krótkiej szamotaniny, krzyk, a potem prychnięcie i kpiący głos.
- Patrzcie, patrzcie, cóż my tu mamy? Nie, nie odwracaj się, patrz mi w oczy...
- Złapał kogoś — powiedziałam do Tatę a i przecisnęłam się obok niego.
Bones jedną ręką przyciskał do ściany asystenta naszego patologa, Brada Parkera. Jego spojrzenie rozjaśniało laboratorium szmaragdowym blaskiem.
- No dobrze, na czym to stanęliśmy? Opowiedz mi, co tutaj knułeś, i nie pomiń żadnego szczegółu. Możesz zacząć od wspólników.
- Jeden - wymamrotał Brad. - Wygląda dokładnie tak jak ona.
Zamarłam. Don spojrzał mi w oczy, a ja poczułam zimny dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Nie mieliśmy wątpliwości, o kim mówi Brad. Bones na mnie zerknął, ale zaraz wrócił spojrzeniem do unieruchomionego mężczyzny.
231