W środku znajdowały się suknia, komórka, komplet kluczyków z opisem samochodu i bardzo wysokie szpilki. Gdy wyjęłam je z pudełka, moją twarz rozjaśnił uśmiech; nie tylko chłopaki będą mieli na nogach niebezpieczne obuwie. Obcasy były zrobione z litego srebra, pokrytego jedynie warstwą czarnej farby. Spojrzałam na zegar i szybko się przebrałam. Na koniec stanęłam przed lustrem... i zamarłam.
Od razu było widać, że suknię wybierał Bones, bo bardziej przypominała seksowne body niż strój wieczorowy. Była bez pleców, wiązana na szyi, a na widok dekoltu sięgającego niemal do pasa zadziwiłaby się nawet Jenni-fer Lopez. Obustronna taśma klejąca przytrzymywała na piersiach dwa pasy czarnego materiału. Dół sukni, zarówno z przodu, jak i z tyłu, znajdował się bardzo wysoko, a przed obscenicznością ratowały ją jedynie przezroczyste kawałki materiału sięgające od biodra do połowy uda i falujące przy każdym kroku.
Jedno było pewne. Suknia z pewnością nie krępowała mi ruchów.
Kiedy nałożyłam makijaż, zabrzęczała komórka. Gdy ją odebrałam, po drugiej stronie usłyszałam nieznajomy głos.
— Kostucho, spotkasz się z nami na wiadukcie przy Czterdziestej Piątej i Wilkes. Lepiej, żebyś była sama. Powinnaś już wiedzieć, że mamy czterech twoich ludzi i nie potrzebujemy ich wszystkich.
Czarujący facet. Żadnego „cześć”.
- Zagram w tę grę, ale jeśli zabijesz któregoś z nich, będziesz następny — zapowiedziałam.
Ruszyłam na parking z nowymi kluczykami w ręce. Tuż przy wejściu stał niebieski expiorer. Zapięłam pasy, bo nie miałam dzisiaj w planach wypadnięcia przez przednią szybę. W wyznaczonym miejscu czekały na mnie dwa samochody. W każdym siedziały cztery wampiry.
- Zaczynajmy chłopaki - rzuciłam na powitanie.
Osiem par oczu zlustrowało mnie od stóp do głów.
Rozpostarłam ręce i powoli obróciłam się dookoła.
- Możecie sprawdzić, czy nie mam broni, ale znajdziecie tylko tyle, ile widzicie. A teraz, jeśli już skończyliście się gapić, to mam randkę z waszym szefem. Ktokolwiek nim jest.
- Witaj, kochanie - usłyszałam za plecami głos z wyraźnym angielskim akcentem.
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam wysokiego wampira z czarnymi, nastroszonymi włosami, opartego niedbale o barierkę przy jezdni. Jeszcze chwilę temu go tam nie było. Otaczająca go silna aura wskazywała, że jest najpotężniejszym z grupy mistrzem... I nie po raz pierwszy się z nim spotykałam.
- Tam, skąd pochodzę, grzecznie jest się najpierw przedstawić. Nie nauczono cię manier?
Wampir uśmiechnął się i wyprostował, po czym złożył przede mną najbardziej dworny ukłon, jaki w życiu widziałam.
- Ależ oczywiście. Jakże to nieuprzejme z mojej strony. Nazywam się Spade.
Kontrolowałam wyraz twarzy, ale w duchu uśmiechnęłam się szeroko. To był przyjaciel Bonesa. Kilka lat temu,