mundurowych w kominiarkach przeszukało nasz dom, wywracając wszystko do góry nogami, klnąc przy tym siarczyście. Siłą wepchnęli Malika do samochodu. „On jest niewinny! Dokąd go wieziecie? Dlaczego zabieracie swoich?” (mundurowi byli Czeczenami) - lamenty żony i córek na niewiele się zdały, mundurowi kazali im milczeć. Tego poranka Malik przepadł bez wieści. Podobnie jak pięciu jego kolegów z Nowych Atagów.
- Dlaczego nasi chłopcy? Może to kara za zbyt małe poparcie wsi dla władzy? - ludzie ze wsi próbowali sobie to jakoś tłumaczyć. -Może trzeba będzie jednak powiesić portret Kadyrowa (ojca)? Lub szkołę nazwać jego imieniem? Albo przynajmniej klub sportowy?
Tak, jak to zrobili w innych wsiach - dla świętego spokoju.
W 2005 roku „porządek konstytucyjny” w Czeczenii formalnie został już dawno przywrócony. W mediach mówiło się o odbudowie i stabilizacji. Wprawdzie otwarte działania wojenne zostały już zakończone, terror był jednak czeczeńską codziennością. Nikt nie wiedział, kiedy przyjdzie kolej na jego rodzinę, każdy w duchu miał nadzieję, że porwania i aresztowania zdarzają się „za coś” i nie mogą dotknąć zwykłych, uczciwych łudzi, niesprzeciwiających się władzy, takich, którzy nigdy nie mieli broni w ręku lub dawno tę broń oddali. Wierzono też, że źródłem zła są wojska rosyjskie, kontraktnicy, tymczasem coraz częściej terror wojsk federalnych ustępował wewnętrznemu czeczeńskiemu. Granica między swoim i obcym, zdrajcą i bohaterem, coraz bardziej się zacierała. Zdrajcy stawali się bohaterami, bohaterowie terrorystami. O to trochę chodziło rosyjskim władzom, którym zależało na zmianie charakteru konfliktu z rosyjsko-czeczeńskiego na czeczeńsko-czeczeński (w ramach tak zwanej polityki czeczenizacji), co powoli stawało się faktem.
- A my naiwnie wierzyliśmy, że wojna jest już za nami... - Ibra-gim uśmiecha się smutno. Wystosowaliśmy nawet petycję do rządu - niby „naszego”, „czeczeńskiego”: „Wydawałoby się, że u nas wszystko idzie ku stabilizacji. Jest rząd, jest prezydent. Do kiedy jednak będziemy żyć według bandyckich zasad?” Pewnie nawet nie przeczytali...
- Wyszliśmy więc na ulicę, żądając uwolnienia chłopaków -mówi Ibragim. Zablokowaliśmy most na trasie Grozny-Nowe
Atagi. Obiecano pomóc, jeśli odblokujemy drogę. Nikt jednak sprawą się nie zajął, licząc, że szybko skapitulujemy. My tymczasem wznowiliśmy blokadę. I tak w kółko.
Po kilku dniach jeden z chłopaków został nieoczekiwanie zwolniony. Wyrzucono go z samochodu niedaleko Groźnego. Jakiś kierowca zlitował się nad pobitym nastolatkiem i podwiózł do domu. Apti był wycieńczony, silnie pobity, natychmiast trafił do szpitala. Nie wiedział, gdzie był, kto i za co go tak „urządził”. Dlaczego akurat on został zwolniony? Może miał wysoko postawionych krewnych? Może udało mu się wskazać, na - choćby dalekie - pokrewieństwo z katami? Może rodzina zapłaciła komu trzeba i ile trzeba? - nigdy się pewnie nie dowiemy.
Wrócili na trasę. Groziła im milicja, siłowicy (struktury siłowe). Bezskutecznie. Na wszelki wypadek na blokadę szły głównie kobiety. Wiedziały, że czeczeńska milicja tak łatwo nie zdecyduje się na użycie wobec nich siły. Na Kaukazie przemoc wobec kobiet - nawet najdrobniejsza - wiąże się z większymi konsekwencjami ze strony bliskich - ze śmiercią winowajcy włącznie. Głęboko zakorzeniony w czeczeńskiej kulturze szacunek wobec kobiet, ich nietykalność oraz „przynależność” do innych mężczyzn sprawiały, że milicja nie za bardzo wiedziała, jak postąpić w takiej sytuacji (z podobnych przyczyn handlem lub przemytem na granicy rosyjsko-azerbejdżańskiej zajmują się głównie kobiety - mężczyźni bowiem częściej byli przez służbę graniczną bici, przeszukiwani, musieli dawać większe łapówki, w efekcie handel się nie opłacał).
- Przychodził do mnie nawet szef administracji - śmieje się Ibragim. - Błagał, abym zakończył ten bezpriedieł (nieporządek). Okazało się, że jemu też się dostało. „Nieznani sprawcy” porwali go i silnie pobili, grożąc śmiercią, jeśli nie powstrzyma niesfornych pikieciarzy.
- Wkrótce potem dostało się całej wsi - już poważniej mówi
Ibragim. - Przyjechali i zniszczyli naszą piekarnię, oskarżając właścicieli o wypiekanie chleba dla „wahhabitów”. Następnego dnia cały oddział milicji przyjechał do meczetu, podczas piątkowego kazania. Apelowali o „doprowadzenie do porządku” pikietujących kobiet, grożąc, że „czterech kolejnych bandytów ze wsi zostanie wkrótce złapanych i ukaranych bez sądu”.
219