„Wszyscy chłopcy, z którymi chodziłam, nic żyją albo siedzą w mam* rzc" — poinformowała mnie, przygotowując działkę koki na pokrywie zbiornika spłuczki. Wciągnąłem ją i natychmiast poczułem w nosie srmszne pieczenie, porem zaczęły mi łzawić oczy. Jej koka musiała być pomieszana ze szkłem, amfetaminą albo czymś jeszcze innym. Siedziałem na kiblu, w głowie huczało mi od alkoholu i kiepskich prochów; a na domiar złego ona zaczęła mnie całować, brudząc moją twarz błyszczącym makijażem. Spodnie miałem opuszczone do kolan, dziewczyna ciągnęła mojego sflaczałego fiuta, a ja nie mogłem myśleć o niczym innym, tylko o szczynach. Ciągłe czułem ich zapach i nadal chciało mi się sikać. Odór wypełniał mi głowę i całe dało. Czułem, że zaraz się porzygam. Wsunąłem jej rękę w majtki i szarpnąłem za kolczyk w łechtaczce, aż jęknęła z bólu, zaskoczenia lub rozkoszy. Włożyłem jej kciuk w cipę, a środkowy palec w odbyt. „Dlaczego ja to robię?" - pytałem sam siebie. Nic chciałem sprawić przyjemności jej ani sobie, chciałem tylko zrobić coś obrzydliwego, bo tego wymagała chwila. Równie dobrze mógłbym włożyć rękę do kubła na śmieci.
Pospiesznie wyjąłem pałce, odlałem się i wyszedłem, żeby poszukać Missi. Nie znalazłem jej, pewnie wściekła się na mnie i poszła do domu, zosrawiając mnie na łasce królowej disco. Byłem tak zły na Missi, żc postanowiłem pogrążyć się jeszcze głębiej w bagnie. Kiedy pytałem wszystkich naokoło, czy widzieli gdzieś Missi, podeszła do mnie niska, gruba dziewczyna w zbyt obcisłych dżinsach i bluzce mokrej od potu. Przysunęła swoją twarz do mojej i gapiła się bez słowa.
„Czego?” - warknąłem rozdrażniony.
W odpowiedzi cisnęła we mnie swoim drinkiem - nie tylko płynem, ale i szklanką. Ja rzuciłem w nią butelką piwa i wkrótce poczułem jak czyjeś ręce chwytają mnie i wyrzucają na zewnątrz. Dziewczyna wyszła za mną i zaczęła wrzeszczeć coś niezrozumiale, prawdopodobnie na mój temat, żc jestem do kitu, że się sprzedaję, albo że traktuję ją z góry. Wydawało jej się chyba, że jej istnienie obchodzi mnie na tyle, bym udawał, że jej nie poznaję.
Z dyskotekową kulą nadal u nogi, powlokłem się chwiejnym krokiem ku pobliskiej alejce wiodącej do dużego, białego kościoła w hiszpańskim stylu i schowałem się w zaroślach. Dom modlitwy był chyba ostatnim miejscem, w którym gliny mogłyby mnie szukać. Wychodząc z domu, przezornie umieściłem w pudcrniczcc torebeczkę koki, więc wciągnęliśmy kilka porcji z pochewki od kluczy. Nie wiem, czemu znowu wziąłem prochy od tej dziewczyny, chyba tylko dlatego, że były pod ręką. W każdym razie, natychmiast tego pożałowałem. Poczułem, że serce wali mi jak szalone, jakby zaraz miało wybuchnąć. Uciekłem, zostawiając za sobą dziewczynę, wraz z minioną epoką, do której należała i przywołałem taksówkę.
Trudna Droga z Pieklą
Missi i ja
Kierowca, biały byczek z dużym wąsem, najwidoczniej miał ochocę na pogawędkę.
„Widział pan kiedyś Planetę Małp?” - zapytał. „Czy to nie przypomina właśnie Planety Małp? Wszędzie pełno tych pieprzonych czarnuchów.”
„O co ci, do cholery chodzi?”
„No proszę się tylko rozejrzeć.”
„Południe bywa takie czarujące” - westchnąłem z wyraźnym obrzydzeniem.
„Coś pan, ciota?” — odpalił.
Nie pamiętam, co dokładnie wtedy powiedziałem, ale musiałem chyba użyć jednego z następujących określeń - „spierdalaj”, „dupek” albo „możesz mi wsadzić” - bo samochód zatrzymał się z piskiem na środku ulicy, kierowca walnął mnie w twarz swoją włochatą pięścią i kazał się wynosić ze swojej taksówki.