dr med. Jan Ciećkiewicz
Instytut Ratownictwa Medycznego w Krakowie
Piękny, upalny dzień nad Bugiem, zachęcający do kąpieli w rzece. Lekarz podróżujący samochodem z rodziną zatrzymuje się na odpoczynek przy dzikiej plaży. Jest na niej kilkanaście osób, w tym grupa kąpiących się młodych ludzi. Zaczynają właśnie wychodzić z wody. Lekarz mówi swoim dzieciom o zasadach bezpieczeństwa wchodzenia do wody, kiedy nagle słyszy wołanie: „Władek! Gdzie jest Władek? On się chyba nie utopił!” Rozgląda się i widzi kilka metrów od brzegu unoszącego się bezwładnie na wodzie kilkunastoletniego chłopca, z twarzą zanurzoną w wodzie.
Bardzo często tonięcie nie jest zauważone przez inne osoby kąpiące się lub przebywające na brzegu. Tonący stara się przede wszystkim „łapać” powietrze, więc praktycznie nie może krzyczeć, a jego rozpaczliwe ruchy są częściej zauważane przez ratowników w miejscach strzeżonych niż przez współtowarzyszy kąpieli lub osoby postronne. Dlatego do większości utonięć dochodzi na wodach otwartych i niestrzeżonych.
Szansa uratowania tonącego zależy od czasu uniemożliwienia oddychania przez wodę znajdującą się w drogach oddechowych. Chłopca trzeba jak najszybciej przeciągnąć do miejsca, w którym możliwe będzie przywrócenie wentylacji, a następnie wyciągnąć go z wody, ale nie można przy tym zapominać o własnym bezpieczeństwie. Rokrocznie kilka osób tonie przy próbach ratowania, podejmowanych przez ludzi ńieprzeszkolonych w ratownictwie wodnym. Zwykła umiejętność pływania może nie wystarczyć. Dlatego, osobom nieprzeszkolonym się zaleca, aby unikali wchodzenia do wody,.a działanie, jeśli to tylko możliwe, powinno się ograniczać do rozmowy z tonącym w celu opanowania jego paniki, która poprzez hiperwentylację może doprowadzić do omdlenia, oraz do prób dosięgnięcia ratowanego kijem lub częścią ubrania, czy też rzucenia mu liny lub rzutki ratunkowej. Można do tonącego podpłynąć łodzią, jeśli jest dostępna i nie wiąże się to z dodatkowymi zagrożeniami. Wchodzić do wody, jeśli nie ma się odpowiedniego przeszkolenia, można tylko w ostateczności. Niestety sytuacja, w jakiej się znalazł teraz lekarz, do takich właśnie należy, a wtedy powinno się mieć ze sobą jakiś nietonący przedmiot lub formować łańcuch ludzi wzajemnie się ubezpieczających. Nąjlepiej, żeby osoby umiejące pływać były na przodzie.
Oprócz szybkiego rozpoczęcia ratowania tonącego należy możliwie szybko powiadomić służby ratownicze, w tym wypadku Pogotowie Ratunkowe (tel. 999 lub 112) albo Straż Pożarną (tel. 998), a na wodach patrolowanych przez Wodne Ochotnicze Pogotowia Ratunkowe zadzwonić pod numer 601 100 100.
Lekarz prosi żonę o wezwanie pomocy i zaopiekowanie się dziećmi, żeby z ciekawości nie wpadły do wody, a sam kieruje kolegami tonącego chłopca, by tworzony przez nich łańcuch poruszał się jak najdłużej przez miejsce płytkie. Wie, że w rzece trzeba zwracać uwagę, czy nie widać zawirowań na powierzchni wody, a więc miejsc niebezpiecznych także dla podejmujących próbę ratowania tonącego. I rzeczywiście niedaleko od miejsca kąpieli pozostałych osób jest wir, który mógł być przyczyną tonięcia nieuważnego chłopca. Łańcuch trzymąjących się ludzi omąja mięjsce zawirowania, ą pierwszy z nich chwyta tonącego za rękę. Udąje się przeciągnąć chłopca na wodę sięgającą nieco powyżej pasa i obrócić go na wznak (p. Med. Prakt. 2007; 1: 144 [ryc. 1]). Prawdopodobieństwo towarzyszącego urazu kręgosłupa jest niewielkie (ok. 0,5%), ponieważ okoliczności nie wskazują na taką możliwość. Nie
234 MEDYCYNA PRAKTYCZNA 7-8/2007