I
co brwi i stuliwszy wargi do gwizdania, patrzył w dal z głową na bok przechyloną. Była to właściwa mu postawa i mina.
Nagłe Janek wziął go pod ramię i spojrzał nań z boku, gdyż wiedział bardzo dobrze, o co mu chodzi.
A chociaż Tonio milczał w dalszym ciągu, jednakowoż udobruchał się. j
— Nie zapomniałem właściwie, Tonio — rzekł Ja- | nek wpatrując się w chodnik — tylko zdawało mi się,
że nic z tego dzisiaj nie będzie, gdyż jest mokro i wietrzno. Ale nic mi to nie szkodzi i cieszę się, że mimo to czekałeś na mnie. Myślałem już, żeś poszedł do domu i byłem zły...
Przy tych słowach wszystko w Toniu zaczęło tańczyć i śpiewać.
— Więc pójdziemy przez wały! — rzekł wzruszo
nym głosem. — Przez Miihłenwall i Holstenwall, i w ten sposób odprowadzę cię do domu, Janku... Nie bój się, to nic, że będę musiał sam wracać do domu; następnym razem ty mnie odprowadzisz. I
W gruncie rzeczy Tonio nie bardzo wierzył słowom Janka i czuł dobrze, że tamten nie przykładał w połowie tyle wagi do tej wspólnej przechadzki co on. Wszelako widział, że Janek żałuje swego zapomnienia i stara się go przejednać; ani w głowie mu było odwlekać chwilę pojednania...
Rzecz miała się tak, że Tonio kochał Janka Han-. sena i wiele już z powodu niego wTycierpiał. Kto kocha bardziej, jest zawsze podległy i musi cierpiećj— tej prostej i twardej mądrości nauczyła się już od życia jego czternastoletnia dusza; a miał on już taką naturę, że dobrze pamiętał podobne doświadczę- 1 nia, zapisywał je niejako w duszy i poniekąd cieszył się, oczywiście nie kierując się nimi i nie ciągnąc z nich praktycznej korzyści. Miał też to do siebie, że uważał nauki takie za ważniejsze i ciekawsze niż wia- I domości, które narzucano mu w szkole^) ba, nawet podczas lekcyj pod gotyckmi sklepieniami przetrawiał takie poglądy gruntownie uczuciem i myślą. Zajęcie to dawało mu podobne zadowolenie, jakie czuł, gdy chodził po pokoju ze skrzypcami (gdyż grał na skrzypcach) i wydobywał z nich możliwie najsłodsze dźwięki, wśród plusków wodotrysku, bijącego tanecznie w ogrodzie pod gałęziami starego włoskiego orzecha...
Wodotrysk, stary orzech, skrzypce i morze w oddali, Morze Północne, którego sny letnie podsłuchiwał podczas wakacyj, oto co lubił, czym się niejako otaczał i wśród czego upływało jego życie wewnętrzne — oto rzeczy, których nazw można skutecznie używać w wierszach i które też istotnie wciąż brzmiały w wierszach niekiedy przez Tonią tworzonych.
Fakt, że posiadał zeszyt z własnymi wierszami, ujawnił się z jego winy i szkodził mu bardzo w oczach zarówno współuczniów, jak nauczycieli. Syn konsula Krogera był z jednej strony zdania, że gorszyć się tym jest dowodem głupoty i prostactwa, i gardził w zamian kolegami i nauczycielami, u których raziły go nadto złe maniery i których słabostki przezierał bystro. Jednakże z drugiej strony uważał sam pisanie wierszy za wybryk i właściwie za nieprzyzwoitość i musiał przyznać w pewnej mierze słuszność tym, którzy uważali to za dziwaczne zajęcie. To jednak nie mogło go powstrzymać.
Ponieważ w domu marnował czas, w szkole uczył się powoli, nie uważał i złą miał u nauczycieli opinię, więc stale przynosił do domu liche świadectwa, czym bardzo gniewał się i martwił jego ojciec, wysoki, starannie ubrany pan, który miał myślące, niebieskie
oczy i zawsze nosił kwiat polny w butonierce. Jed-
nakże matce Tonią, jego pięknej, czarnowłosej matce, która miała na imię Consuelo i w ogóle taka inna
43
42