Media
Studenci popierający Aleksandra Kwaśniewskiego widzą osoby głosujące na odrzucanego przez nie kandydata bardziej pozytywnie niż wyborcy Mariana Krzaklewskiego. Kolejne analizy wykazują także, że siła poparcia dla tych dwóch kandydatów w różny sposób wiąże się z percepcją ludzi o innych preferencjach wyborczych (w skrócie: przeciwnika): im bardziej ktoś chce, aby prezydentem został Kwaśniewski, tym bardziej pozytywnie spostrzega wyborców, którzy zdecydowali się glosować na kogoś, kogo oni sami uznali za najgorszego z kandydatów (r=0,44; p< 0,0001); im bardziej ktoś chciał, aby prezydentem został Marian Krzaklewski, tym mniej pozytywnie widział takiego przeciwnika (r=-0,33; p< 0,003). Najciekawszy w zrozumieniu efektu trzeciej osoby wydaje się kolejny wynik wskazujący na istotny i silny związek między stopniem poparcia dla Kwaśniewskiego i Krzaklewskiego a spostrzeganym wpływem telewizji na przeciwników politycznych. Otóż im bardziej ktoś popierał Kwaśniewskiego, tym lepiej dostrzegał słabszy wpływ telewizji na przeciwników (r = — 0,32; p< 0.002). natomiast im ktoś bardziej chciał, by wygrał Krzaklewski, tym dostrzegał silniejszy wpływ telewizji na przeciwników (r= 0,38; p< 0,001).
Również ocena stronniczości telewizji była różna w tych elektoratach i wiązała się z percepcją podatności przeciwników na jej wpływy. Im bardziej respondenci widzieli telewizję jako stronniczą, tym bardziej spostrzegali przeciwników politycznych jako podatnych na wpływy (r= 0,47; p< 0,0001). Nieuleganie tendencyjnemu medium służy podtrzymywaniu dobrego mniemania o sobie jako o refleksyjnym, niezależnym podmiocie.
Warto zauważyć, że w obu badaniach stwierdzono między elektoratami istotne różnice w ocenie wpływu telewizji na ich własne decyzje wyborcze. Również asymetria spostrzeganego wpływu na ja i na my (czyli ludzi o podobnych preferencjach wyborczych) była inna w poszczególnych elektoratach. W obu badaniach zwolennicy Andrzeja Olechowskiego przypisywali telewizji istotnie wyższy wpływ na własne decyzje niż czynił to elektorat Kwaśniewskiego. Działo się tak, mimo że byl to lepiej wykształcony i bardziej politycznie zaangażowany elektorat. Tłumaczymy ten pozorny paradoks specyfiką przedwyborczej sytuacji. Telewizja rzeczywiście pomogła „wykreować” Olechowskiego, który bezpośrednio przed wyborami nie pełnił żadnych funkcji politycznych i bez mediów byłby zdecydowanie „mniej dostępny" poznawczo. Poza tym część osób „przeniosła” swoje glosy na tego kandydata dopiero po obejrzeniu w telewizji negatywnej reklamy wyemitowanej przez sztab Krzaklewskiego (tak zwany incydent kaliski). Można więc powiedzieć, że opisywana grupa respondentów trafnie spostrzegała uwarunkowanie swoich decyzji wyborczych: rzeczywiście media mogły ją w znacznym stopniu inspirować.
Wyborcy Olechowskiego oraz Kalinowskiego spostrzegali niewielką różnicę we wpływie telewizji na własną decyzję i na decyzję innych osób o podobnych preferencjach, natomiast wyborcy Kwaśniewskiego dostrzegali duże różnice w podatności własnej na wpływy TV i podatności innych ludzi popierających tego samego kandydata na prezydenta. Różnice te interpretujemy jako przejaw odmiennej w tych elektoratach percepcji relacji ja-my. Wygląda na to, że zwolennicy Olechowskiego i Kalinowskiego jesienią 2000 roku spostrzegali własną grupę odniesienia jako bardziej homogeniczną niż wyborcy Kwaśniewskiego. Być może była to trafna percepcja.
Opinia publiczna i politycy z jednej strony uznają silę mediów w kreowaniu poglądów odbiorców, a z drugiej przeceniają ich wpływ na innych, nie doceniając wpływu na własną opinię. Efekt trzeciej osoby jest tym silniejszy, im wyższe zaangażowanie odbiorców w jakąś sprawę poruszaną przez media. 339