Hk*«|>acaU
trawie i pomaga na to towar. Uspokaja i wyprowadza z takiego stanu. Długo ze sobą nie walczyłem. Byłem wykończony, a myśl, żc wieczorem pojawi sit* kolejna halucynacja przerażała mnie na tyle. że niewiele myśląc, poszedłem na bajzel i kupiłem działkę.
Gdy dałem sobie w konał, natychmiast sic uspokoiłem. Przeszedł mi cały lek. Nie myślałem o tym. że złamałem jakąś urnowe. że miałem r.ic ćpać. Najważniejsze hyło. że już sit; nic bałem.
Pr/estałcm palić trawę. Od czasu do czasu ładowałem sobie kompot. Nic byłem w ciągu, nie miałem na to ar.i czasu, ani ochoty. Ale narkotyki powróciły. Wraz z nimi pojawiły sic kłopoty w pracy i jeszcze większe w domu. Bywało, że nie miałem siły wstać do roboty. Moja żona też zaczęła brać i coraz częściej była mocno rozdrażniona. Momenty przyjemne zdarzały się tylko wtedy, gdy byliśmy nagrzani. I tylko wtedy. Na trzeźwo były tylko kłótnie i rozdania.
I pos/lo. Niby nie braliśmy, trochę trawy, alkoholu, spokojne życic, dzieciak, praca - a tu nagle bajzel i kompot. I zero refleksji, że ładuję się w kolejny kanał narkomańskiego syfu i zaprzepaszczam może ostatnia swoją szansę. Żona tez weszła w to jak w masło. Potrzebne jej były narkotyki i wcale nie wiem, czy me podćpywała już wcześniej. W każdym razie • robiła mi żadnych wymówek. Ale życie naszo zaczęło być p kłem pretensji i awantur, wzajemnego zrzucania na siebie ol>. wiązków,
Tak tn trwało. Wspólne grzanie i snucie marzeń o przyszłości, kiedy nie będziemy brać i będziemy wolni. Wspólne kłótnie i awantury przeplatane jej wyprowadzaniem się z domu i powrotami. Córka rosła była w tym wszystkrm. w naszych zastrzykach. brudzie i syfie narkomańskich głodów.
Otwieram oczy gdzieś nad ranem i słyszę płacz dziecka. Nie odczuwam żadnego współczucia, potrzeby pomocy - mojej córce. Pragnę tylko jednego - by skończył się ten plac/, i ktoś podoi mi działkę. „Ruszysz się wreszcie czy nie"- wykrzykuję do leżącej obok kobiety, matki mojego dziecka, ale ona jest w takim stanie jak ia i togo samego oczekuje ocle mnie. Przy 34
h u.ist ijącym głodzie i potrzebie slizalu rodzi się awantura, bu-•hi|c między nami nienawiść. A mała plącze i nic nic rozumie-l i* wyywa naszej pomocy. Nie dostanie jej, ho z.tjęci jesteśmy i i. własną nienawiścią i potrzebą narkotyków. Ile było takich i"" V i ranków? Ile było cierpienia naszego dziecka? W jaki l" •••••* odbije s:ę to w przyszłości? To pytania, które teraz stale (•obie /udaję i lękam się odpowiedzi.
i idy Gosia miała cztery lala. postanowiliśmy wreszcie wziąć ' luli W Polsce był wtedy stan wojenny - osiemdziesiąty drugi M było ciężko, a my coraz bardziej pogrążeni w nałogu Na a rodzice mieli nas do- ^ .
t y lego, że ciągle są mię- Ot WIO^aiTI OCZy dz> nami jakieś awantury, CJCIZIGS 1130 l*dllGITl im w odróżnieniu od in- i słyszę plącz •»v h ludzi, którzy dbają dziecka. Pragnę • • siebie i o swój dom, my tylko jednego -<a robimy nic i nic nas nie |jy SkOIlCZyt " Ocznie z. na- s(ę |en p|ac2
i /ym dzieckiem. Pieniądze, j |7łnć nnHnł mi które zarabialiśmy, szły rfHSSP0"31 1,11 głównie na towar, nic myś-
i' bśmy, czy mieszkanie jest opłacone i czy córka ma co jeść '|)i -zliśmy wtedy do wniosku, że jak weźmiemy ślub, to się ,,(.zystko ułoży i będziemy akceptowani przez rodziny. Wielka i/dura.
Solidarność", wolność, wreszcie stan wojenny, byłem i d kowicie obok tego wszystkiego. Dotykało mnie to o tyle jedy ric. o ile ograniczało moją swobodę w zdobywaniu tow m Wiele musiałem się natrudzić, żeby dotrzeć do innciu* woje wództwa po słomę, co wiązało się z olbrzymim ryzyku m Alo io był jedyny powód, dla którego zauważyłem wpiowiwl/a»n a nu wojennego. Ta. ze zabijali ludzi, że jest powrót do Mur* go,
/, są jakieś aresztowania, nie interesowało mnie. Al i.....
innej planecie.
Wzięliśmy ślub Pamiętam, że mieliśmy robić prz i. i u i • iów, ale n.. tydzień przed imprezą posprzeczałem się t ntlUl •V'<ly specjalnie sic nic lubiliśmy, zawsze uważałem. /.• d * « i*