- Nie wygląda na to, by była tym zachwycona -stwierdziłam, uznając, że to zdecydowane niedopowiedzenie.
- Trolle często sięgają po to, czego nie mogą mieć -odparł Rohan.
Spojrzałam na niego.
- Nie masz przypadkiem brata albo kuzyna, albo kogoś takiego, kto prowadzi sklep papierniczy? To jedyna znana mi osoba, która mówi takimi zamkniętymi stwierdzeniami.
Rohan uśmiechnął się znów szeroko i po szelmowsku.
- Magiczna krew krąży wszędzie - wyjaśnił dumnie.
Nicholas pokręcił głową.
- Mówisz, że mamy uważać na Łucję.
- Powinniśmy uważać na wszystkich - odpowiedział i poszedł za Fredem do kuchni.
Floss i Bron musieli głębiej przedyskutować kwestię Reginalda niż my, bo mieli nawet plan.
- Doskonale - odezwał się Tonio. - Mówcie. Regi-nald wydaje mi się zdecydowanie zbyt podobny do Majora. A to, co zadziała na jednego, może też zadziałać na drugiego. Słucham.
Siedzieliśmy przy wielkim stole w kształcie dysku i w kolorze starego kitu. Zajmował sporą część sali jadalnej Dau Hermanos.
- Zupełnie jak Rycerze Okrągłego Stołu - zauważył zadowolony Nicholas.
- Ja - odezwał się El Jeffery - będę królem Arturem.
Floss westchnęła. I to tak, że aż w pięty mi poszło.
- Możemy przejść dalej?
- Psujesz zabawę - wyszeptał gryf.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Jak zdecydujesz się na rolę inną niż króla, to nie będę robić problemów.
- Nie ma sprawy - odpowiedział, a ona poklepała go po łapie.
- Tonio ma rację co do Reginalda i Majora - powiedziała. - Ale Reginald zagraża w inny sposób. Major jest subtelny, finezyjny.
- Reginald to prostak i zbir. Taki, co używa mięśni, a nie głowy - odezwał się pewnie Max. - Spotkałem wielu takich ludzi. Tak naprawdę dużo trudniej z nimi wygrać niż z myślącymi. Zupełnie jakby się prosili, by dostać łupnia.
Łucja zadrżała. Fred objął ją ramieniem, a ja pomyślałam, że stare głupie powiedzenie „z deszczu... i tak dalej” wcale nie jest takie głupie.
- Jesteśmy w gorszych opałach niż przedtem? - zapytałam.
- Nie w gorszych. Innych - odparł Max.
- Właśnie - stwierdził Bron. - Na naszą korzyść działa to, że Reginald jest znany. Duży. Łatwo go zauważyć. I nie jest zbyt rozgarnięty. Łucji przez cały czas ktoś musi towarzyszyć i lepiej, żeby była to osoba z magicznymi zdolnościami.
Fred przysunął do siebie Łucję.
- Zgłaszam się na ochotnika.
- A to niespodzianka - odparł Bron, ale się uśmiechnął. - Wy, Banici, róbcie po prostu to, co robicie czy sobie zaplanowaliście. Nie musicie siedzieć z założonymi rękami z powodu jednego trolla.
- A jeśli sytuacja się będzie rozwijać - dodał Fred -Bron i ja zamienimy z nim kilka słów. Jestem pewien, że posłucha, prawda?
137