- Bo nie. Wygląda na to, że zostaliśmy we dwoje. Floss denerwuje się tą informacją z Krainy Magii. Lucja próbuje być silna, ale wiesz, jak łatwo może się znów załamać. Max zajmuje się Toniem, a z Toniem albo nic nie jest, albo dostaje cichego załamania nerwowego. Nigdy nie mogę tego rozgryźć. Dostaliśmy wezwanie do sądu pod zarzutem rozprowadzania narkotyków w miejscach publicznych, a do tego używania magii.
- Dopóki jesteśmy w teatrze, dopóty nie ma problemu. Damy radę wszystkiemu. Ale wystarczy nam zabrać nasze środowisko i się rozsypujemy. - Westchnął i powtórzył, udając twardziela z filmów: - Zostaliśmy we dwoje, mała.
I uśmiechnął się słabo.
- Nicholas, nie nadaję się do takich spraw.
Wstał. Spojrzał na mnie z góry. Naprawdę z wysoka. Czemu wcześniej nie zauważyłam, jaki jest wysoki? W końcu znałam go od dawna.
- To lepiej, żebyś się zaczęła nadawać - powiedział. -I to szybko. Potrzebuję pomocy. Zostaliśmy tylko ty i ja.
Też wstałam i stanęłam tuż obok niego, na tym samym stopniu. A jednak nie taki wysoki.
- To chyba powinien być wspólny wysiłek. Na razie to najlepsze, co mogę z siebie dać. Musimy zrobić plan i olać wszystkie kłopoty. I olać to, że oni myślą, że ich uratujesz. To niesprawiedliwe. Tak samo jak to, że liczysz, że ja znajdę jakieś rozwiązanie. - Wzięłam go za rękę i pociągnęłam. - Chodźmy do środka i zacznijmy działać.
Nicholas zaśmiał się cicho.
- Widzisz? Wiedziałem, że wybrałem odpowiednią osobę. - I ścisnął mnie za rękę.
Tylko mocniej go pociągnęłam. Weszliśmy do mieszkania, wciąż trzymając się za ręce. Mimo tego, co się działo, ciepło jego dłoni w mojej było bardzo przyjemne.
Od razu stwierdziłam, że Nicholas dobrze opisał mi sytuację. W tej chwili nawet nie wyglądaliśmy na grupę. Raczej na zbieraninę różnych ludzi, którzy spotkali się w parku, albo jeszcze gorzej, w poczekalni na dworcu autobusowym. Wszyscy gdzieś się rozpierzchli, każde pochłonięte własnymi myślami, każde w innym pokoju.
- Och - jęknęłam.
Nicholas odetchnął głęboko i dodał:
- No, właśnie.
Ktoś musiał coś zrobić, bo inaczej rozsypiemy się dokładnie tak, jak papierowe kwiaty Floss. Spojrzałam na Nicholasa, a on tylko pokręcił głową i wzruszył ramionami.
Wyprostowałam się i nabrałam głęboko powietrza.
- Dobra! - zawołałam tak głośno, by było mnie słychać w każdym zakątku mieszkania. - Podjęłam decyzję.
Nikt nawet na nas nie spojrzał.
- Na pewno jesteście ciekawi, o co chodzi - dodałam. - I oto ona. Koniec z negatywnymi myślami.
Głowy się uniosły, spojrzały na mnie smutne mętne oczy. A potem znów odwrócili się i zagapili na pasjonujące podłogi i meble. Wyglądało na to, że mowa bojowa nie była dobrym rozwiązaniem.
Wybrałam osobę, która wyglądała na najmniej zgnębioną.
- Łucjo, jak sądzisz, co powinniśmy zrobić?
Spojrzała mi prosto w oczy, zupełnie jakby tylko
czekała, by przedstawić nam swój plan.
- Iść do pracy. Dać wspaniałe przedstawienie. A potem odejść.
Floss zakaszlała po drugiej stronie pokoju.
101