Jung urodził się w bardzo niby światłej i wielkiej rodzinie, sami pastorowie, dziadziuś pastor, tatuś pastor, wujkowie pastorowie, no i się zbierała w tym domu śmietanka, wszyscy świetnie ustawieni. I wiedli debaty, i prawdziwe rozmowy, taaaka głębia...
A on w jedenastym roku życia poczuł, że czegoś mu brakuje. „Niby o takich ważnych rzeczach rozmawiają, niby urodziłem się w poczuciu, że istnieje Bóg, i oni wszyscy tak o tym Bogu, i niby to było takie jednoznaczne, ale jakiś niepokój wkradł się we mnie właśnie koło jedenastego roku życia” — mówi Jung.
„I w przepiękną, słoneczną niedzielę poszedłem pod bazylikę w Zurychu, i spojrzałem na ten cudowny wytwór ludzkiej kultuiy, intelektu i rąk. I zaczęło we mnie narastać niesłychanie dziwne uczucie, jakiś wielki strach, straszny strach. Wróciłem do domu i nie miałem komu o tym powiedzieć. Czułem, że oni wszyscy rozmawiają tylko po wierzchu, chociaż tacy są niby głębocy... Cdy zacząłem słuchać uważniej, odkryłem, że w moim domu nie ma miejsca na wątpliwość, na pytania, na jakieś «nie wiem», na przyznanie się, że coś jest trudne. Wszyscy byli tacy mądrzy, przerzucali się jakimiś cytatami, jakimiś ważkimi treściami. Poczułem,
46 BYĆ KOBIETĄ I NIE ZWARIOWAĆ