Halina Radoła
Całkiem niedaleko stąd, w miejscu, które może znacie, znajdowała się wioska położona wśród pól. Za nia^w dolinie rozciągały się piękne, zielone łąki porośnięte bujna^ trawa^, kwiatami i ziołami. Gdzieniegdzie rosły stare wierzby i topole otaczające niewielkie sadzawki.
W jednym z takich małych stawków zarośniętych gęsto trzcinami, tatarakiem i rzęsac wodnac, pośród wielu żabich rodzin mieszkał mały Rechotek z mamusiaj tatusiem. Rodzice starali się, aby ich jedynakowi nigdy niczego nie zabrakło. Przynosili mu do domu najlepsze kąski, łowili muszki, dbali by miał ciepło i wygodnie. Jego zadaniem było tylko pilnie się uczyć, żeby wyrosnąć na mądrą i dobrze wychowana żabę.
Rechotek był zielony w czarne plamki, miał wyłupiaste oczka i porośnięte między palcami błona^, zwinne łapki, dzięki którym mógł się szybciutko poruszać i świetnie pływać. Z wyglądu nie różnił się wiele od swoich koleżanek i kolegów mieszkających w pobliskich szuwarach. Jednak nasz bohater miał pewna^ bardzo brzydka^ wadę: otóż nie lubił się niczym dzielić. Uważał, że wszystko co ma, jest jego i tylko dla niego. Nawet zabawki i przybory szkolne. Nigdy ich nikomu nie pożyczał. Nie częstował też innych dzieci słodyczami i kanapkami, które pakowała mu na drogę mamusia. Sam jednak chętnie próbował ich przysmaków. To sprawiało, że pozostałe żabki nie bardzo go lubiły i często nazywały samolubem. Nie chciały się z nim bawić, a nawet siedzieć w tej samej ławce.
Zdarzało się, że Rechotek chował się do ka^ta albo krył pod jakimś listkiem i krztusząc się z pośpiechu pożerał szybko całaLczekoladę, aby komuś nie dać nawet jednego kawałeczka. Nieraz mama, wiedząc o jego brzydkim zwyczaju, specjalnie wkładała mu do plecaczka kilka ciasteczek więcej, mówiąc:
- Podziel się nimi z Anulką^ i Kumaczkiem.
I chociaż to byli jego najbliżsi sąsiedzi, mieszkający tuż obok, Rechotek starał się zawsze przy jedzeniu zostać sam i szybciutko połknąć wszystkie łakocie.
Tatuś próbował zawstydzić synka, pokazując najbardziej szanowane w stawie żaby. Mówił:
- Spójrz syneczku, oni zawsze dzielą się wszystkim co majac. Ja sam przecież część jedzenia zanoszę naszym starym schorowanym sąsiadom, bo oni już nie
48