62 (104)

62 (104)



o

(I

11

n

n

li

k

o

II ki l>' pi

3(

III

cz

P'

PI

pc

W i Wl 18 w W;


Rozdział XII

Olbrzymy i skrzaty. Gniew Azurii

Największa z tajemnic: dlaczego oni nio zjawiają się lu nigdy otwarcie? Oczywiście nie będzie żadnej tajemnicy, jeśli przestaniemy poważnie myśleć, że możemy być dla kogoś niezwykle ciekawi. Bo chociaż mogą się trzymać na dystans z moralnych powodów, nawet jeśli lak, to są przecież między nimi istoty o niższych Standardach moralnych - a mimo to nie szukają otwartych kontaktów z nami. Są też być może jakieś fizyczne przyczyny. Jest to szczególny wątek i kiedy już będziemy mogli go podjąć, jedną z naszych głównych tez będzie, żo zbliżenie się innego świata do naszej planety mogłoby mieć katastrofalne następstwa: że żeglujące światy unikają zbliżenia; że to, które przetrwały, zamknęły się w bezpiecznym oddaleniu, czy też na orbitach zbliżonych do regularności, choć nie do tego stopnia regularnych, jak się popularnie w astronomii przypuszcza.

Lecz poczucie, żo jesteśmy warci poznania, uporczywie walczy w nas o swoją szansę. Więc zgoda - jesteśmy. Robaki, zarodki i tym podobne rzeczy: one nas przecież interesują -niektóro nawet za bardzo.

Niebezpieczeństwo zbliżenia się na niewielką odległość -niemniej jednak nasze statki, jeśli nio ośmielają się przybić do nieznanego skalistego wybrzeża, to przynajmniej wysyłają na brzeg szalupy.

Czemu nie ma normalnych stosunków dyplomatycznych między Stanami Zjednoczonymi i Cykloroą, która to nazwa w naszej zaawansowanej astronomii oznacza duży świat o kształcie koła? Dlaczego nie wysyłają tutaj otwarcie swych misji, któro mogłyby nas nawrócić z różnych barbarzyńskich zwyczajów i zakazów, przygotowując grunt dla handlu jakimiś ułtra-Bibłiami i supor-wlńsky, otwierając sobie możliwość robienia fortun na sprzedaż przechodzonych superfatałaszków, na które my, dumni Ziemianie, rzucalibyśmy się jak jakiś afrykański kacyk na stary jedwabny kapelusz z Nowego Jorku lub Londynu?

Odpowiedź, która przychodzi mi na myśl, jest tak prosta, że wydaje mi się możliwa do przyjęcia bez żadnych wstępów, jośli zgodzimy się, że rozwiązaniem wszystkich problemów są rzeczy prosto i oczywiste, zaś większość naszych dylematów polega na pracowitym i bolesnym wymyślaniu czegoś, na co nie da się odpowiedzieć, a następnie na szukanie odpowiedzi - używając konwencjonalnie takich słów jak „oczywisty", „rozwiązanie” i tym podobnych.

Innymi słowy: czy - gdybyśmy nawot byli w stanie - podjęlibyśmy edukację i ogładę świń, gęsi i bydła? Czy byłoby mądre ustanawiać stosunki dyplomatyczno z kurami?

Myślę, że jesteśmy czyjaś własnością.

Mówiąc inaczej, wydaje mi się, żo należymy do kogoś; że kiedyś, w bardzo odległych czasach, ton gloh był ziemia niczyja. inne światy badały go, kolonizowały, używając okazyjnie jego zasobów, wreszcie walczyły o jego posiadanie między sobą -teraz jednak jesteśmy czyjaś stała własnością. Coś posiada tę planetę na własność - wszyscy inni zaś maja trzymać się z daleka.

Żadni przybysze nie pojawili się w naszych czasach na tej planecie tak otwarcie, jak Kolumb lądujący na San Salvador albo Hudson płynący w górę swej rzeki. Jeżeli jednak chodzi o ukradkowe wizyty, składane ciągle na Ziemi przez jakichś emisariuszy z innych światów, alho też przez podróżników, których zachowanie wskazuje na świadome unikanie wszelkich kontaktów z nami, to mamy dane tak przekonujące, jak fakty dotyczące kosmicznych superkonstrukcji, które używają różnych paliw i które spalają w jakichś celach ropę oraz węgiel. Jest to jednak temat tak obszerny, że będę musiał w poważnym stopniu zaniedbać i zignorować sam siebie, nie widzę bowiem sposobu by w książce tej poruszyć problem użycia ludzkości do innej formy egzystencji, czy toż rozwinąć szerzej pewne pochlebne wyobrażenia, że jednak ewentualnie możemy się na coś komuś przydać.

Świnic, gęsi i bydło.

Najpierw jednak sprawdźmy, czy rzeczywiście nas ktoś posiada, później zaś rozważmy racjo toj okoliczności. 1’odojrze-wam, żo mimo wszystko jesteśmy użyteczni, żo pomiędzy walczącymi rywalami doszło do jakiegoś porozumienia i że obecnie coś ma do nas legalno prawo, uzyskane przemocą albo poprzez zapłatę analogiczną do czegoś w rodzaju szklanych paciorków, które otrzymali za nas nasi pierwsi, prymitywni właściciele. In-

121


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ml III 11 li ii I_CAPABLE LOGISTICIAN 2015 Na rozpalonej węgierskiej ziemi, w ponad
S/. Bifi^ r T; łI.j 11 li - Sh. mrer- pi-,, i French artist Bernard Frasse puts
0062 2 I
58766 scanG8 § i i li II 1 1 1 Miiłii priiifF iii iPii! ś i g = ;
11 m li ii liiliilłi
4 (1989) 10 . III IIVI li .lilii1 • li / lim ki 1111111 v% • ■ * i*.
iiiititu m luiiiii ! ?f i 11 li ii »łifii-Mt t *H 1    Us t
1072274F137710729190237954204 o
Obraz (25) 5 // II li 11 II 11 11 li II II II II II II II
jt\h ii Ki Jl iii] Hi Jt ul VWx : : im ggu? ! m W >1 i?
7 3Ć/62 n nyoh pisarzy polskich, t. II, s. 444 - 445). 4 III 1963 odbył 1 ^
k 136 06 KIM 136 ŻÓŁTY RYTMICZNY WOJOWNIK 11 li m ii E3 a

więcej podobnych podstron