temu między innymi siuży, żeby łagodzić napięcia powodowane przez rynek.
- To pachnie keynesizmem.
- Globalny system kapitalistyczny przeżywa dziś kryzys podobny do tego, jaki gospodarki Zachodu przeżyły w latach 20. poprzedniego wieku. Wtedy demokratyczny kapitalizm został uratowany przez Keynesa, który zaprojektował lepszą politykę wewnętrzną, polegającą na tworzeniu miejsc pracy i pomocy dla słabszych. Teraz potrzebujemy Keynesa, który zaprojektuje lepszą globalizację.
- Pan chciałby być Keynesem globalnej gospodarki ?
- Chciałbym przyczynić się do upowszechnienia myśli, że nowy Keynes jest nam dziś potrzebny.
I Podstawowy zarzut wobec współczesnego modelu kapitalizmu jest taki, że biedni są coraz biedniejsi, a bogaci coraz bogatsi. Czy pana zdaniem polityka może coś poradzić na wzrost nierówności? Czy da się go uniknąć?
- Istnieje poważne ryzyko, że będzie postępował, ale nieunikniony nie jest.
I To pana zdaniem jest błąd czy prawidłowość współczesnej gospodarki?
- Prawidłowość jest taka, że kiedy gospodarka szybko się rozwija, część ludzi gwałtownie się bogaci. Pozostaje natomiast pytanie, czy i w jakim stopniu ubożsi korzystają ze wzrostu. Bo przecież nie jest prawdziwa bezmyślnie powtarzana teza Adama Smitha, że kiedy ktoś się bogaci, to przyczynia się do bogactwa innych. Rosyjscy oligarchowie to przykład bogacenia się niewielkiej grupy ludzi ze szkodą dla biedniejącego ogółu.
A gospodarka, w której jedni się bogacą, podczas gdy inni biednieją, niszczy swoje korzenie. Nie ma długotrwałego wzrostu bez równowagi społecznej. Ekonomia ignorująca problemy społeczne jest złą ekonomią, niszczącą gospodarkę. Kiedy w Indonezji, dążąc do zrównoważenia budżetu, zrezygnowano z subsydiowania żywności i paliwa, wybuchły zamieszki, które spowodowały odpływ kapitału i krach gospodarczy. To był skutek decyzji politycznych. Tu można mówić o błędach albo o złej woli.
- A zna pan jakiś kraj, w którym wzrost gospodarczy i rosnące różnice nie powodują napięci
- W Chinach, gdzie jeszcze niedawno wszyscy byli biedni, niektórzy gromadzą ogromne majątki i różnice dochodów błyskawicznie rosną, ale sytuacja ubogich też się odczuwalnie poprawia. W niektórych bogatszych krajach, takich jak Szwecja i część azjatyckich tygrysów, udało się politycznie zatrzymać przyrost nierówności.
- To jest problem woli politycznej czy wiedzy ekonomicznej?
-Myślę, że jedno i drugie. Współczesna gospodarka potrzebuje coraz mniej prostej siły roboczej, więc jej cena maleje, powodując większe nierówności. To szkodzi polityce i gospodarce, bo duże grupy ludzi wypadają z rynku albo znajdują się na marginesie. Ale polityka może pogorszyć sytuację. Władza może rozdawać przywileje bogatym przyjaciołom - jak w Rosji -albo może - jak w Ameryce Busha - obniżać podatki płacone przez bogatych i zmniejszać pomoc dla biednych.
- Wzrost nierówności w Ameryce nie zaczął się od Busha.
- Zgoda, w latach 90. zarobki menedżerów nieracjonalnie rosły, powodując wzrost nierówności, ale administracja Clintona
59