ne sieci zostały pogryzione. Za trzecim razem udało się je z wielkim trudem wyciągnąć. Znajdował się w nich potwór z głową kozła i rubinowymi oczyma. Przestraszona ludność rzuciła chorągwie i szukała ratunku w ucieczce. Wielu obecnych zapadło ze strachu na śmiertelną chorobę. A potwór zniknął w głębi jeziora. Nie wiemy, czy ów opis jest wynikiem bujnej fantazji kronikarza, czy też kopią obcych wzorów, importowanych z zagranicznych kronik lub żywotów świętych, czy też powtórzeniem opowiadań czerpiących swe źródło z wierzeń ludowych.
Na terenie Polski demony zamieszkujące otchłanie wód dość powszechnie nosiły nazwę topielców, topników, topców, chociaż lokalnie występowały jeszcze i inne rzadziej używane nazwy, jak np. utopce, utopicielki, potopielce, pływniki, wodniki, wirniki (od wirów), na Śląsku niekiedy wasermony itp. Dość często wreszcie używana była w wielu okolicach nazwa diabły wodne. Prawdopodobnie już w średniowieczu nastąpiło w tradycji ludowej przesunięcie niektórych wierzeń związanych z wodnymi czy bagiennymi istotami demonicznymi na diabły. Ksiądz Paweł Gilowski stwierdzał w drugiej połowie XVI wieku, że do piekielnego komputu należą również „wodni topcowie”. A w wielu okolicach, do dziś dnia w wierzeniach ludowych nie ma wyraźnej linii przedziału między topielcami a przedstawicielami sił diabelskich.
W dawnych wierzeniach ludowych topielec był niekiedy bardziej złośliwy i groźny niż diabeł. Gdy bowiem bies wciągał ludzi na bagna przeważnie dla żartów i ograniczał się tylko do wynurzania swej ofiary w błocie i napędzenia jej strachu, to topielec dążył zawsze do tego, by pozbawić ją życia.
Pomieszanie topielca z diabłem powodowało powstanie różnych dziwacznych kombinacji. W Sieradzkiem w końcu XIX wieku wierzono, że topielec jest ożywiony przez diabła, względnie że topielcem zostaje samobójca pozostający pod specjalną opieką czarta. Niektórzy moi informatorzy z nadwarciańskich wsi Wieluńskiego tłumaczyli mi, że diabeł wchodzi w postać topielca i pod tą postacią stara się topić ludzi. Możliwe, że są to echa interpretacji podawanych przez proboszczów wiejskich, którzy od najdawniejszych czasów (niemal do ostatnich lat), starali się przed-
stawić poszczególne postacie z demonologii ludowej jako siły piekielne.
Zachowane relikty wierzeń w topielce sq obecnie mocno zatarte i trudno jest wysuwać przypuszczenia, jak przedstawiał się obraz tych istot w religii przedchrześcijańskiej. Charakter wodnych istot demonicznych na poszczególnych terenach słowiańskich był dość różny. Nawet na obszarze ziem polskich istnieją duże różnice lokalne. Wieloznaczna nazwa „topielec" może sugerować, że chodzi tylko o duchy ludzi, którzy ponieśli śmierć przez utonięcie. Tymczasem badania terenowe wykazują, że wśród starszych ludzi kołaczą się gdzieniegdzie wiadomości o tym, że ongiś rozróżniano istoty demoniczne stale zamieszkujące wody, wyjątkowo złe i złośliwe, które starały się topić kąpiących, a nawet wciągać osoby zbliżające się do brzegów rzek, stawów lub bagien od ich ofiar, które stawały się topielcami niższego rzędu. Może nawet istniały jakieś odrębne nazwy ludowe, które później się zatarły.
Bardzo szeroko rozpowszechnione były wierzenia, że topielcem zostawał samobójca, który wybrał sobie śmierć przez utopienie. W Magnuszewie nad dolnym Orzycem na wschodnim Mazowszu opowiadano o pewnym rudym chłopaku imieniem Jacek, który odtrącony przez ukochaną dziewczynę utopił się. Chociaż ów wypadek miał jakoby miejsce „za pańszczyzny”, a więc chyba przed 1864 r., to jeszcze w trzydziestych latach XX w. bano się tego groźnego topielca, o którym mówiono Jacek. Nie tylko topił on kąpiących się w rzece, ale podpływał pod sam brzeg i nagle wyskakując z wody wciągał do niej stojących na brzegu ludzi. Pewien dość leciwy chłop opowiadał mi wówczas, że gdy wiosną „przy wysokiej wodzie" stanął na brzegu Orzycu, nagie ziemia zarwała się pod nim i zobaczył wynurzającego się z rzeki topielca, który go ciągnął za nogi na środek, gdzie były groźne wiry. Szczęściem jakoby miał tyle przytomności umysłu, że przeżegnał się i znakiem krzyża zmusił Jacka do ucieczki. Nie miał zresztą żadnych wątpliwości, że był to Jacek, gdyż łatwo go było rozpoznać po zmoczonych i zmierzwionych rudych włosach.
W okolicy Lipska nad Biebrzą na Podlasiu opowiadano o pewnym chłopcu, który nie chcąc iść do wojska „na japońską wojnę”
83