£ Louis Boullogne, Ślub Atalanty
trójkątów miłosnych - skomplikowany splot uczuć tączy Artura, jego żonę Ginewrę i wiernego przyjaciela, dzielnego Lancelota Znacznie jednak nieszczęśliwsi byli Tristan i Izolda, ofiary miłości przeklętej, zrodzonej z magii. Tristan, siostrzeniec króla Kornwalii Marka miał przywieźć mu z Irlandii żonę - córkę miejscowego władcy, jasnowłosą Izoldę. W czasie morskiej podróży zdarzyło się nieszczęście: młodzi przez pomyłkę wypili czarodziejski napój miłosny przygotowany przez matkę Izoldy, a przeznaczony dla nowożeńców. I tak zrodziła się namiętność, która nie opuściła ich do końca życia.
Miłość tej pary od samego początku była naznaczona piętnem tragizmu - Izolda, kochając Tristana, zdradzała tym samym swego prawowitego małżonka, Tristan zaś, pożądając żony swego suwerena i wuja, łamał zobowiązania wasala i siostrzeńca. Ich miłości nie ułatwia postawa króla Marka, człowieka wielkiej szlachetności, którego oboje kochają i szanują. Ich miłość przekraczająca wszelkie normy moralne przynosi ze sobą udrękę i cierpienie - jedynym wybawieniem jawi się śmierć: Kochankowie nie mogli żyć jedno bez drugiego. W rozłączeniu nie było to życie ani śmierć, ale i życie, i śmierć zarazem.
Ten rodzaj miłości dwornej znajdzie swoje odbicie w twórczości prowansalskich trubadurów opiewających uczucie czyste, bliskie religijnej ekstazy: uczucie do damy serca sublimowało się we wzniosłej liryce sławiącej jej wdzięki.
Po ascetycznym średniowieczu następuje radosny, zmysłowy renesans, którego barwny obraz mamy w Dekameronie zbiorze nowel autorstwa Gio-vannlego Boccaccia. Boccaccio głosi pochwałę radości życia, nad wyrzeczenia przedkłada wesołą zabawę, a miłość jest dlań najwyższym moralnym prawem. Opowiada o niej z humorem, nie kryjąc, że najważniejszym darem Amora jest cielesna rozkosz - dlatego pewnie zawsze staje po stronie młodych żon zaniedbywanych przez starych, znie-dotężniatych mężów i jest przychylny zuchwałym kochankom, którzy, by osiągnąć upragnioną nagrodę, przezwyciężają każdą przeszkodę. Boccaccio zdaje się powiadać, że zmysty człek posiadł po to, aby je zaspokajać.
Podobne myśli nachodzą czasem i Jana Kochanowskiego. Z fraszek mistrza Jana wyraźnie widać, że opowiadał się za miłością zmysłową, z której trzeba korzystać, póki czas pozwala, gdyż potem może być za późno. We fraszce Do dziewki zachęca pewną młodą damę do uległości tymi oto słowy: Daj, czegoć nie ubędzie, byś najwięcej dala / Daj, czegoć próżno dawać potym będziesz chciała, / Kiedyć marski twarz zorzą, a gładkie zwierciadło / Okaże to na oko, że cię sita spadło. Wiele innych fraszek zachęca do korzystania z okazji zgodnie z renesansowym, epikurejskim hasłem Carpe diem, czyli „Chwytaj dzień”.
Z przedstawionych utworów wynika, że już w literaturze dawnych wieków wykształciły się dwie koncepcje miłości, całkowicie przeciwstawne. Pierwsza to miłość duchowa, oderwana od cielesności, pojmowana jako rodzaj wewnętrznej sity zdolnej odmieniać świat i ludzi, co doskonale ujmuje w swym hymnie święty Paweł. Taka miłość wznosi się nad doczesnością, trwa wbrew wszystkiemu, gdyż jej podłoże - duch - jest nieśmiertelne. Czymś zupełnie innym jest miłość zmysłowa, której podstawą jest fizyczna fascynacja partnerem. Miłość ta również może być silna i trwała, jeśli jak w przypadku Oblubieńca i Oblubienicy czy Tristana i Izoldy została wsparta pierwiastkiem duchowym. Gdy tego duchowego oparcia zabraknie, pozostanie jedynie przelotną fascynacją drugą osobą, której tyle śladów znajdujemy w nowelach Boccaccia i fraszkach Kochanowskiego. Te dwa rodzaje miłości od czasów starożytnych dominują w literaturze, ścierając się lub uzupełniając.
STANIStAW KRZYCKI
93