%
Będziemy ekstremistami w nienawiści czy miłości? Bą-
.% - ’“ • ’ *»•* - . „ , * — ^ •
dziemy ekstremistami w zachowaniu niesprawiedliwości czy szerzeniu sprawiedliwości? W dramatycznej scenerii
Góry Kalwarii ukrzyżowano trzech mężczyzn. Nie wolno nam nigdy zapomnieć, że wszystkich trzech ukrzyżowano za tę samą zbrodnię: zbrodnię ekstremizmu. Dwaj byli skrajnie niemoralni i dlatego stoczyli się poniżej poziomu swojego otoczenia. Ten trzeci, Jezus Chrystus, był ekstremistą miłości, prawdy i dobroci i dlatego wyrósł ponad swoje otoczenie. Być może Południe, naród i świat szalenie potrzebują twórczych ekstremistów.
Miałem nadzieję, że biali liberałowie dostrzegą tę potrzebę. Być może byłem zbytnim optymistą, być może oczekiwałem zbyt wiele. Powinienem był, jak sądzę, zrozumieć, że tylko nieliczni przedstawiciele rasy ciemięzców mogą zrozumieć głębokie pragnienie i namiętne dążenie rasy uciskanej, a jeszcze mniej liczni mają dość wyobraźni, by zobaczyć, że niesprawiedliwość można wykorzenić silnym, upartym i zdecydowanym działaniem. Jestem jednak wdzięczny, że niektórzy nasi biali bracia na Południu pojęli tę treść rewolucji społecznej i zaangażowali się w nią. Ich liczba jest mała, ale jakość wielka. Niektórzy, tacy jak Ralph McGill, Lillian Smith, Harry Golden, James McBride Dabbs, Ann Braden i Sarah Patton Boyle — pisali o naszej walce w sposób przekonywający i proroczy. Inni maszerowali z nami wzdłuż Dezimiennych ulic Południa. Marnieli w brudnych, roją-:ych się od karaluchów celach więziennych, znosząc obelgi i brutalność policjantów, w oczach których byli „brud-lymi murzyńskimi pachołkami”. W przeciwieństwie do woich licznych umiarkowanych braci i sióstr uznali, że sas nagli, i czuli potrzebę przeprowadzenia potężnej kcji, która zwalczy chorobę segregacji.
Niech mi wolno będzie wspomnieć o innym moim po-ażnym rozczarowaniu się do białego kościoła i jego
przywódców. Oczywiście istnieją pewne znakomite wyjątki. Nie zapominam, że każdy z Was zajął w tej sprawie znamienne stanowisko. Pozdrawiam Cię, Wielebny Stallingsie, za to, że ubiegłej niedzieli po chrześcijańsku przyjąłeś do mszy Murzynów na zasadzie desegregacji. Pozdrawiam przywódców katolickich tego stanu za to, że kilka lat temu znieśli segregację w college’u Spring
* Hill.
Ale mimo tych ważkich wyjątków muszę szczerze powtórzyć, że rozczarowałem się do kościoła. Nie mówię tego jako jeden z tych niechętnie usposobionych krytyków, którzy zawsze potrafią znaleźć w nim coś złego. Mówię to jako sługa Ewangelii, który kocha kościół, którego wychował kościół i podtrzymywało jego błogosławieństwo duchowe, który pozostanie mu wierny, dopóki snuć się będzie nić jego życia.
Kiedy kilka lat temu niespodzianie stałem się jednym z przywódców akcji protestacyjnej przeciwko segregacji w autobusach Montgomery, w stanie Alabama, sądziłem, że biały kościół udzieli nam poparcia. Uważałem, że biali pastorzy, księża i rabini z Południa znajdą się
wśród naszych najsilniejszych sojuszników. Tymczasem
«
jedni z nich wystąpili całkowicie przeciwko nam, nie
chcąc zrozumieć ruchu wolności i przedstawiając w fałszywym świetle jego przywódców, inni — zbyt wielu niestety — byli bardziej ostrożni niż odważni i milczeli za bezpieczną osłoną witraży.
Chociaż marzenia moje prysły, przybyłem do Birmingham z nadzieją, że biali przywódcy religijni dostrzegą słuszność naszej sprawy i kierując się głęboką troską moralną, pomogą przekazać władzom nasze uzasadnione skargi. Znów się jednak rozczarowałem.
Słyszałem, jak liczni przywódcy religijni Południa namawiali wiernych, aby stosowali się do decyzji o dese-
I