wody poza złym planowaniem i wykorzystywaniem budynków i przestrzeni. Istnieje rzeczywiście pewien twór techniczny wrośnięty w naszą kulturę, który kompletnie zmienił styl życia i od którego zależymy dziś tak bardzo, który jest tak niezbędny do zaspokojenia niezliczonych potrzeb, że nie mieści nam się w głowie, jak moglibyśmy żyć bez niego. Żaden inny wytwór człowieka nie pożera takich mas przestrzeni prywatnej i publicznej. W Los Angeles, mieście najbardziej samochodowym od 60 do 70 procent całej przestrzeni, jak ustaliła Barbara Ward — przeznaczono dla samochodów, budując ulice, parkingi, autostrady. Samochód połyka przestrzenie, na których spotkać by się mogli ludzie. Parki, chodniki i wszystko, co je otacza, przemienia się w jezdnie.
Warto jeszcze wziąć pod uwagę dalsze konsekwencje tego syndromu. Nie tylko straciliśmy ochotę na spacery, ale nawet ci, których ochota taka najdzie, nie znajdą miejsca, gdzie mogliby chodzić. Brak miejsca na przechadzkę powoduje nie tylko wiotc-zenie mięśni, ale odcina nas wzajem od siebie. Ludzie chodzący piechotą znają się choćby z widzenia. Ludzie w samochodach nie znają się wcale. Błoto, warkot, smród spalin, samochody zagradzające drogę i gęstniejący smog, uczyniły otwarte przestrzenie miejskie terenem zupełnie nie do wytrzymania. Wielu specjalistów stwierdziło ponadto, że wiotkie mięśnie i zwolniony obieg krwi, spowodowane brakiem regularnego wysiłku fizycznego, powodują często ataki serca.
A przecież nie ma żadnej wrodzonej niezgodności pomiędzy człowiekiem żyjącym w mieście a jego samochodem.
Wystarczy wybrać bardziej racjonalne sposoby planowania przestrzeni i samochody oddzielone zostaną od ludzi — jak tego jasno dowiódł architekt Yictor Gruen w książce The Heart of our Ci~ ties. Istnieją już pomysłowe przykłady realizowania takich zamierzeń przez planistów mających nieco wyobraźni.
Uważa się na przykład, że Paryż jest miastem, które wyciąga swych mieszkańców na ulicę, gdzie można nie tylko rozprostować nogi, oddychać i cieszyć się świeżym powietrzem, ale również bliżej poznać ludzi i miasto. Spacer wzdłuż Pól Elizejskich daje wspaniałe poczucie swobody związane z trzydziestometrową przestrzenią dzielącą przechodnia od samochodów. Wąskie ulice i zaułki, w których większość samochodów nie może się zmieścić, dostarczają różnorodnych widoków, a nadto stale przypominają, że Paryż jest miastem dla ludzi. Wenecja to bez wątpienia drugi przykład miasta, które w cudowny sposób zaspakaja potrzeby mieszkańców i wzbudza powszechny zachwyt. Najbardziej charakterystyczny dla Wenecji jest brak samochodów, zróżnicowanie przestrzeni i bogactwo sklepów. Plac Sw. Marka z zaparkowanymi w środku samochodami to coś zupełnie nie do pomyślenia.
Również Florencja, choć różna od Paryża i Wenecji, stymuluje przechodnia. Chodniki w śródmiejskiej części miasta są tak wąskie, że idąc z Ponte Vecchio do Piazza della Signoria spotykamy się twarzą w twarz z idącymi z naprzeciwka i musimy ich obchodzić albo ustąpić na bok, by mogli nas wyminąć. Ruch samochodowy nie pasuje zupełnie do Florencji i gdyby jej mieszkańcom udało się całkowicie zamknąć śródmieście przed samochodami, miasto przeżyłoby prawdziwe odrodzenie.
Samochód nie tylko zamyka swych pasażerów w kokonie z metalu i szkła, odcinając ich od reszty świata, ale przytępia również zdolność odczuwania ruchu w przestrzeni. Utrata tej zdolności wynika nie tylko z izolacji od nawierzchni dróg i hałasu podróży. Przyczyniają się do tego również
247