2. Rajmondo Lullo38 rzekł mi onego poranka: Gazowe światło dręczy kosmicznym niepokojem. Tak. Dusza męczy. Gazowe światło wprzęgnę w spienione godziny i popędzę do zamku Sorja Morja39.
3. Pląs. Rozpacz wyjada serce. Krzyk nienawiści rzuca groźny uperlony wszystką oschłą krwią mych lat dziewiętnastu. Nienawiść z ołtarzyków świata wychlaszczę. Nienawiść i rozpacz. Wy-klnę wściekłym fandango rozkonwułsjowanych członków. Pląs płci na rachitycznych pokracznych nóżkach. Balanęons40 . Przycisnę do łona owalny portret młodego Księcia w aksamitnym berecie.
4. Progi zielone. Czkawka rumiana i soczysta. Deszcz przejrzysty włosów. Wściekły lej prężkowanych eterów. Jedność — matnia. Progi zielone, zielone progi, zielone.
5. Kiedy z ametystowych dali rozsnujesz rąk baldachim kiedy róże trój 1 istne zwiędną i na dłoni swej ujrzę skrzącą bliznę twego czoła — wyjdę na twoje spotkanie, gdzie drżąca we łzach i bez czucia się oddasz, ty się oddasz, on (ona) się odda, my się oddamy, wy się oddacie, oni (one) się oddadzą.
6. O Gindry śniły pałace lekkie różane pełne pereł kruż ciężkich, blade zwiędłe ręce księcia syberyjskich tundr i smutny pajac z wystawy z ulicy Trauguta. O Gindry śpiewali w noce długie styczniowe, kiedy z zewnątrz ustawiła się rzędem rodzina psów Nocy i Stron, o Gindry śpiewali starcy o przepołowionych północą brodach i maurytańskie wzloty, głaszczące ślepe i wiotko różane łodygi księżycowych mórz. Gindry ma ślepe palce i Gindry nie wie gdzie w jakim kraju regjonach są stragany, gdzie rumiana przekupka sprzedaje cynober i złote wiosny.
O Gindry śniły boticelowsko grube wieże mojej rzęsy, a płaskorzeźby z zamku króla asyryjskiego, Tiglar-Pallassar41 myśląc o niej płakały.
7. Już dziesiątą noc darmo cię wzywam doktorze ciemności42. Już dziesiątą noc trwam schylony nad dziwnym fosforycznym zaklęciem.
Przez ciszę powietrza narkotycznego czasu i grobowych okien, przez szepty zwijające się tyglów i inwokacji — donoszą się głuche, obijane o oporne klawicymbały ulic — kroki.
Któż to samotny kroczy pośród nocy i mgły? Któż to jakiż spóźniony gość wchodzi w obcy dom wśród nocy i mgły?
To Gindry, to Gindry kołata do mych drzwi, do drzwi opływających Sezamem mahoniów. Minorowo. W obrębie wielkiego magicznego koła wyklęłem wszelką obcą moc. Gindry niema się czego trworzyć, Gindry niema czego płakać. Niezdrowy puls odpędzonej zorzy nie zakłóci spokoju naszej pierwszej nocy, ani bałwan Goliat już powalony, a z pustych odstępów świecznika nie wysunie się grymas i mądrość praojca, królów szejtanów i elementów króla...
Już dziesiąta noc, a darmo cię wzywam doktorze ciemności.
8. Sto tysięcy przekleństw rzucę na twą pierś, która mi się majaczy z welonowych krużganków tylu niespanych nocy.
Z amfor żył otulę cię ciepłym płaszczem rannych dygotów i w konwulsjach dogorywającego brzasku rzucę ostatnie przekleństwo — przekleństwo znudzonych dorożkarzy — na bezmyślną twą twarz.
9. Słowiki śpiewają mi na śmierć43. Ślepa Solveiga44 i także pawie.
I złote sny, grotem potrząsając. Czy mam nad stawy iść.
Czy może miękką szyję obwinąć ciepłym szalem łez?
Czy upojnym dzwonem włosów? Słowiki już śpiewają na śmierć.
Część druga:
Pogrobowiec przyjaciółki
NIEMOC. Błogosławieństwo na buruny na opale na hałaśliwe gwiazd runy na heljotropy i na żółty, boleśnie żółty ornat moich