w czasie, nikt nie może w nim niczego zmienić, z drugiej zaś strony dowolność jego znaków pociąga za sobą teoretycznie swobodę ustalenia każdego związku materiału dźwiękowego z pojęciami. Wynika z tego, że owe dwa elementy połączone w znaku zachowują swe własne życie w proporcji nie spotykanej nigdzie indziej oraz że język zmienia się, czy też raczej rozwija, pod wpływem wszystkich czynników, które mogą oddziaływać bądź na dźwięki, bądź na znaczenie. Ewolucja ta jest nieunikniona; nie ma języka, który by się jej oparł. Po pewnym czasie możemy zawsze stwierdzić wyraźne przesunięcia.
Jest to do tego stopnia prawdziwe, żo zasada powyższa powinna się sprawdzać nawet w przypadku języków sztucznych. Twórca takiego języka ma nad nim władzę dopóty, dopóki język nie wejdzie w obieg; od chwili jednak, gdy zacznie spełniać swą misję i stanie się własnością wszystkich, wymyka się spod kontroli. Esperanto jest próbą tego rodzaju; jeśli próba ta będzie udana, czy uchyli się ono spod tego nieuchronnego prawa? Po upływie pierwszego okresu język wkroczy prawdopodobnie w życie semiologiczne; będzie się przenosił na mocy praw nie mających nic wspólnego z prawami, które rządzą świadomym tworzeniem, i nie będzie już można się cofnąć. Człowiek, który zamierzałby ułożyć język niezmienny, taki, jaki potomność miałaby przyjąć bez zmian, przypominałby kurę, co wysiedziała kaczę: stworzony przez niego język zostałby mimo wszystko poranny przez prąd, który unosi wszystkie języki.
Ciągłość znaku w czasie w połączeniu ze zmianą w czasie jest zasadą semio-logii ogólnej; potwierdzenie tego można znaleźć w systemach pisma, w języku głuchoniemych itd.
Na czym jednak opiera się ta konieczność zmiany? Można nam zarzucić, że nie przedstawiamy tego punktu równie jasno jak zasady niezmienności: to dlatego, że nic odróżniliśmy rozmaitych czynników zmian; należałoby je rozpatrywać w całej ich różnorodności, aby dostrzec, jak dalece są konieczne.
Przyczyny ciągłości leżą a priori w zasięgu obserwacji badacza; inaczej rzecz się ma z przyczynami zmiany w czasie. Chwilowo zrezygnujemy z dokładnego zdania z nich sprawy i ograniczymy się do ogólnego omówienia przesunięcia związków; czas zmienia wszystko: nie ma powodów, by język miał być wyjęty spod tego powszechnego prawa.
(Streśćmy teraz kolejne etapy naszych wywodów, odwołując się do zasad ustalonych we wstępie.
1. Unikając jałowych definicji wyrazów, wyróżniliśmy najpierw w obrębie całości zjawiska, jakie stanowi mowa, dwa czynniki: język i mówienie. Język jest to dla nas mowa minus mówienie. Jest to ogół nawyków językowych pozwalających danemu podmiotowi rozumieć i być rozumianym.
2. Definicja ta jednak pozostawia jeszcze język poza rzeczywistością społeczną; czyni z niego coś nierealnego, gdyż obejmuje jeden tylko aspekt rzeczywistości, aspekt indywidualny; aby język mógł zaistnieć, potrzebna jest zbiorowość mówiąca. Wbrew pozorom nie istnieje on nigdy poza faktem społecznym, gdyż jest zjawiskiem semiologicznym. Społeczna natura jest jedną
z jego cech wewnętrznych} jego pełna, definicja stawia nas wobec dwóch rzeczy nierozdziolnych, jak to ukazuje schemat:
Grupa
mówiąca
Rys. 7
Lecz w tych warunkach język jest żywotny, a nie żywy; zdaliśmy sobie sprawę wyłącznie z rzeczywistości społecznej, a nie z faktu historycznego.
3. Ponieważ znak językowy jest dowolny, wydaje się, że język, zdefiniowany w powyższy sposób, jest systemem wolnym, dającym się swobodnie kształtować, zależnym jedynie od zasady rozumowej. Jego charakter społeczny, rozważany sam w sobie, nie sprzeciwia się właściwie temu punktowi widzenia. Zapewne psychologia zbiorowa nie operuje materiałem czysto logicznym; należałoby zwrócić uwagę na to wszystko, przed czym rozum ustępuje w praktycznym obcowaniu mówiących. A przecież nie to przeszkadza nam uznać język za zwyczajną umowę, dającą się zmieniać zależnie od woli zainteresowanych; nie pozwala nam na to działanie czasu, łączące się z działaniem siły społecznej; poza trwaniem rzeczywistość językowa jest niepełna i wysnucie żadnych wniosków nie jest możliwe.
Gdybyśmy wzięli język w czasie bez zbiorowości mówiącej — przypuśćmy istnienie jakiejś samotnej jednostki żyjącej w ciągu wieków — nie stwierdzilibyśmy przypuszczalnie żadnej zmiany; czas nie wywierałby na nią żadnego wpływu. I odwrotnie, gdybyśmy wzięli pod uwagę zbiorowość mówiącą bez czasu, nie dostrzeglibyśmy skutku oddziaływania na język sił społecznych. Aby być w zgodzie z rzeczywistością, należy więc dodać do naszego pierwszego schematu strzałkę oznaczającą bieg czasu:
>
Rys. 8
101