IV. ŻYCIE EKONOMICZNE I SPOŁECZNE WSI W CHŁOPACH
Właściwa Reymontowi fenomenalna umiejętność plastycz-BraS przedstawiania rzeczy sprawia, źe przy lekturze Chłopów porywa nas przede wszystkim strona obrazowa powieści. Wczytawszy się jednak głębiej w tekst, odkrywamy- pod warstwą pełnych dynamiki i barwy obrazów warstwę wnikliwych obserwacji psychologicznych. W tej warstwie zaś szcze-pini1 mocno uwydatnia się to, co nazwać by można ekonomicznym rusztowaniem życia gromady. Słowo „rusztowanie” rozumieć tu trzeba niemal dosłownie, gdyż o charakterze życia towarzyskiego i sąsiedzkiego, o sytuacji w gminie, gromadzie, a nawet parafii, o małżeństwie i szczęściu rodzinnym, o kryzysach moralności jednostkowej czy nawet grupowej w bardzo poważnym stopniu decyduje czynnik ekonomiczny! W uwydatnieniu roli tego czynnika Reymont idzie dalej niż Prus w Lalce czy Sienkiewicz w Rodzinie Połanieckich. Kwestie ekonomiczne grają w życiu bohaterów Reymonta rolę niemal równie doniosłą, jak w życiu bohaterów Balzaka.
Na wsi istnieją dwa układy hierarchiczne o charakterze instytucjonalnym: gmina i parafia. Jak sję jedinak okazuje w praktyce, autorytet gminy opiera się jedynie na obawie przed rosyjskimi urzędami i urzędnikami, wobec których niepiśmienny przeważnie i nie zorientowany w zawiłościach obowiązujących ustaw chłop jest praktycznie całkiem bezbronny. Ani jednak wójt, ani sołtys nie posiadają w gromadzie autorytetu oso-bistego i w niejednym wypadku ich urzędowa powaga bywa narażona na szwank.
Większy stosunkowo autorytet ma ksiądz, jako kapłan i rzecznik moralności katolickiej, szanowanej zresztą i przestrzeganej o tyle, o ile jej postulaty pokrywają się z tradycyjną moralnością wiejskiej gromady (szacunek dla własności prywatnej, autorytet rodziców wobec * dzieci, pracodawców wobec służby, moralność seksualna). Ponieważ jednak jego sytuacja materialna uzależniona jest od dobrych stosunków z parafianami, podporządkowuje się on niepisanym prawom gromadzkiej wspólnoty, tak jednak zręcznie dyplomatyzując, żeby nie zrazić sobie okolicznego ziemiaństwa.
Powagę obu tych układów hierarchicznych osłabia pewna wspólna im cecha: oto wszyscy ich przedstawiciele — od naczelnika powiatu, reprezentanta władz zaborczych, poczynając, a na lipeckim „dobrodzieju" i jego organiście kończąc — żyją ze "wsi, eksploatując ją niczym jakieś krajowe, na podorędziu znajdujące się Kongo. Ten stan rzeczy powoduje, że chłop nieufnie odnosi się do wszystkich przedstawicieli środowisk poza-wiejskich (Boryna nawet pana Jacka podejrzewa o jakieś antychłopskie machinacje, podejmowane w zmowie z dziedzicem — II, 129—130). Każdy bowiem, kto nie może być zaliczony doswoich”, wydaje się potencjalnym przeciwnikiem i wyzyskiwaczem (Reymont zresztą idzie w tym wypadku za opinią swoich bohaterów i postacie ze środowisk pozawiejskich — oprócz Rocha i pana Jacka — kreśli z wyraźnie satyrycznym nastawieniem).
Ta niechęć do „obcych” nie przybiera charakteru politycznego czy społecznego. Nawet walka z dworem o serwituty i las jest walką wyłącznie ekonomiczną, np. kwestia owych pastwisk, z których gajowy przepędził Witka (I, 14) i gdzie pobił Wałkowego chłopaka, a na temat których słyszymy od Boryny:
„Paśniki są nasze, w tabeli stoi kiej wół, a one cięgiem wyganiają i pedają, co ich”. (I, 22)
Poczucie stałego zagrożenia przez eksploatatorskje zakusy ze strony świata pozawiejskiego powoduje utrwalanie się wśród
57