ani akcja, ani słowa poety nie dałyby się pogodzić z moją deklamacja, zduszoną, przerywaną łzami. Widzisz więc, że nie wolno zbyt wiernie naśladować nawet pięknej natury, nawet prawdy, i te są granice, w których trzeba się zamknąć. —A te granice, kto ja ustanowił? — Zdrowy rozsądek, który nie dopuszcza, aby jeden talent szkodził drugiemu talentowi* Trzeba czasami, aby aktor poświęcił się dla poety. — Ale gdyby utwór poety dó tego Się nadawał? — Miałbyś wtedy inny rodzaj tragedii, w niczym niepodobny do poprzedniego. 1— I cóż w tym złego? — Nie wieiaf dobrze, co mógłbyś na tym zyskać, ale dobrze wierna co na tym stracisz.
Tutaj człowiek mówiący paradoksy zbliżył , się po raz drugi albo trzeci do swego przeciwnika i tak mu * powiedział:
— Powiedzonko nie jest w dobrym guście, ale jest Zabawne, a powiedziała je aktorka, co do której talenml nie ma dwóch zdań. Przypomina to sytuację, i replikę panny Gaussin, o której ci opowiadałem. Aktorka spof| czywa w objęciach PiUot-PoUuksa, umiera, chcę przy-ą najmniej w to wierzyć, i szepce do niego po cichu: „Achjf Pilloł, jakże ty śmierdzisz!”
Zdarzyło się to pannie Amould, grającej Telairdl Czyż w tym momencie panna Amould była naprawdę^ Telalrą? Nie, ona była panną Amould, zawsze panną Amould. Nigdy nie doprowadzisz umie do tego, abym* chwalił pośrednie stopnie cechy, której nadmiar ze-' psuje wszystko, jeśli się jej podda aktor. Ale wyobraźmy sobie, że poeta napisał scenę, aby ją deklamowana*! w teatrze tak, jakbym ja ją recytował w towarzystwie# Któż odegra tę scenę? Nikt, nikt, nawet ten aktor,, który by najlepiej panował nad sobą. Nawet jeśli raz jeden dobrze się i niej wywiąże, tysiąc razy ją położył
Powodzenie byłoby zależne od byle drobiazgu!... To ostatnie rozumowanie wydaje ci się mało przekonujące? Dobrze, niech i tak będzie, ale niemniej wyciągnę stąd wniosek, że trzeba przekłuć banię naszej tromtadracji, obniżyć o parę nacięć nasze szczudła, a resztę pozostawić prawie bez zmiany. Za jednym genialnym poetą, który dosięgnie cudownej prawdy Natury, podniesie się chmara głupców i płaskich imitatorów. Nawet o włos nie wolno zejść poniżej prostoty Natury, jeśli się nie chce budzić obrzydzenia, wstydu i niesmaku. Czyż nie tak myślisz?
DRUGI ROZMÓWCA
Nic nie myślę. Nie słyszałem, żebyś coś mówił.
PIERWSZY ROZMÓWCA
Jak to! Czyśmy nie prowadzili dalej naszego sporu?
DRUGI ROZMÓWCA
Nie.
PIERWSZY ROZMÓWCA
A co, u diabła, robiłeś?
DRUGI ROZMÓWCA
Rozmyślałem.
PIERWSZY ROZMÓWCA
I nad czym rozmyślałeś?
DRUGI ROZMÓWCA
Jeden z aktorów angielskich, imieniem, jeśli dobrze pamiętam, Macklin *l (byłem tego dnia na przedstawieniu), zmuszony tłumaczyć się przed parterem z odwagi zagrania po Garricku już nie pamiętam jakiej roli w Makbecie Szekspira, powiedział między innymi, iż
101