1
pierwszym bodaj przedmiotem marcowego ataku, potem — choćby politylderzy z tytułami naukowymi (tak określano usuniętych z Uniwersytetu Warszawskiego profesorów). Wróg lubił się wcielać w konkretne osoby, zwłaszcza jeśli miały odpowiednio brzmiące nazwiska. Wrogiem pokazowym stać się mógł żydowski działacz z Wiednia, Szymon Wiesenthal, ale także pokątny hochsztapler, Kargul, którego sprawa normalnie interesowałaby tylko kronikę sądową, drukowaną nonparelem na jednej z dalszych stron codziennej gazety. Rolę takiego wroga przyznano nawet Arturowi Rubinsteinowi, który z dnia na dzień (po nagonce rozpoczętej przez dwutygodnik „Prawo i Życie”) zmienił status, przekształcając się z wielkiego Polaka w ohydnego syjonistę (do pozycji wielkiego Polaka powrócił, ale dopiero w połowie lat siedemdziesiątych). vjV takich przypadkach chodziło o szybkie wyznaczenie osób—symboli, ku którym winna się skierowac społeczna niępąwiśc.ISmboli łatwyćhdo manipulowania i podkreślających pod^atna „-swoich i obcych. O tym, że nawet nazwiska traktowane były właśnirjak symbole, świadczy brutalny zwyczaj pisania ich z małej litery i w liczbie mnogiej, powszechnie wówczas praktykowany.
Pod pewnym względem wrogów traktowano w dwojaki sposób. Jako potężną grupę, mającą tzw. zagraniczne powiązania (rewizjoniści, syjoniści itp.), ale także jako odseparowane jednostki, będące jakby ekspozyturami obcości i zakłócające normalny tok żyda narodowego. To nie wszyscy zrewoltowani studend byli źli i potępienia godni; można było co najwyżej ubolewać nad ich naiwnośdą, że dają posłuch nędznym knowaniom tych, którym powinni dawać odpór. Właściwymi wrogami byli więc prowodyrzy i—słowo najczęśdej bodaj w tym kontekśde stosowane —jyichrzyeiełe. To oni sprowadzili studencką społeczność na manowce i wepchnęli w konflikt z władzą ludową. Minimalizowanie zakresu studenckiej rewolty przy jednoczesnym podkreślaniu roli perfidnie działających wrogów było techniką propagandową stosowaną powszechnie i konsekwentnie. Nienową zresztą, bo wynikała ona ze spiskowego widzenia historii, zakładającego, że ruch społeczny nie może uformować się spontanicznie, ale tylko z poduszczenia wrogich sił, działających podstępem.
3
Propaganda marcowa w stosunkowo niewielkim stopniu zmierzała do przekonywania, perswazja stanowiła jeden z mniej ważnych jej składników. Inne też miała zadania: jej celem głównym było—jak się zdaje—stworzenie takiej sytuacji, w której z tym, kogo określiło się jako wroga, walczyć można wszelkimi sposobami, nie przebierając w środkach. Różnice między piórem
B
a pajk&niekiedy się zacierały. Propaganda ta wykluczała wszelką możliwość sprzeciwu: kto mówił „nie”, powiększał momentalnie szeregi wrogów. Jej głównym zadaniem było ich wskazywanie i klasyfikowanie. W konsekwencji I
stała się ona narzędziem swoje rodzaju działania terrorystycznego, zmierzała 1
nie do przekonania, ale — zastraszania. I
Propaganda marcowa w swej kanonicznej postaci nie mogła utrzymać I
się długo; oparta na idei wroga, była możliwa tylko w okresie wyjątkowym.
Toteż jeszcze w ostatnich latach gomułkowskich pojawiła się tendencja do jej „wyciszenia”. Zasadnicza zmiana stylu propagandy dokonała się dopiero po grudniu 1970. Nie znaczy to jednak, że residua marcowe od razu się i
rozproszyły; było inaczej, o czym świadczy choćby propagandowy rozgłos nadany czynom kapitana Czechowicza (w roku 1971). Pewne elementy I
propagandy marcowej powróciły po wydarzeniach z czerwca 1976 (np. w „Życiu Warszawy”). Były to już jednak tylko odbicia wersji kanonicznej.
Z propagandy marcowej jeden ślad pozostał na trwałe w latach siedemdziesiątych: operowanie pseudopatriotycznym frazesem przy każdej nadarzającej się okazji, a także wtedy, gdy sposobności po temu nie było.
W 1968 roku ukształtował się styl pseudonacjonalizmu — i to on bodaj miał najgłębsze i najdłużej trwające konsekwencje, choć niewątpliwie uległ znacznemu osłabieniu. Uległ z tej choćby racji, że idea wroga, ten fundament marcowej propagandy, zeszła na plan dalszy. Nie mogła już odgrywać tej roli, skoro zawołaniem naczelnym stała się jedność wszystkich Polaków.
luty 1981