164_
Maria Konopnicka
Między ludźmi tak chodzić musiała,
Niby dumna i niby nieśmiała,
Z licem smętnym bezbrzeżną tęsknotą,
Jak ją tutaj zostawił nam Giotto.
Prosn rąbek własnego przędziwa Pierś jej wąską i szczupłą okrywa,
Prosty rąbek z lnów cienkich utkany,
Co błękitem maluje skroś łany.
Ani jej tu aniołowie służą,
Ani ona jerychońską różą,
Ni na tronie słonecznym królową,
W światłokręgu siedmiu gwiazd nad głową.
Jeszcze skrzydeł Duch nad nią nie waży, Jeszcze świat jej nie stawia ołtarzy,
Stoi cicha, a boża prostotą...
Tak ją tutaj zostawił nam Giotto.
Ciemna w twarzy od zmierzchów tej ziemi, Zadumana myślami smętnemi,
Gdzieś w dalekiej, nadprzestrzennej ciszy, Szumy oliw ogrójcowych słyszy.
Nie prorockie księgi z nią mówiły,
Lecz zapadłe przydrożne mogiły,
Ale łąki drżące we łzach rosy,
Ale w stepie rozetkane głosy.
Nie pogląda w rajskie pozaświaty,
Lecz na liche i zapadłe chaty,
e UC1SZOUC /
iciszone bory,
^ „ła między'PolanaSZe
,,hvmoP* *cie flawet ptaszę...
-ze ploty,
A fl*e . ,
,7irz podniósłby się z ławy, tylko wzrok utopił mgławy
tf^ił łez nawałą złotą...
icka
jfaria Konopa
pfiechżeja teraz...
_. Pó/o eon fali di pensiero al cielo...
Petrarka
Niechże ja teraz przypomnę w żałobie Twoje rozmowy i twoje milczenie!
Niech się głęboko zadumam o tobie,
Coś odszedł w cienie...
Niechże mi znowu rozbłyśnie ta złota Róża miesięczna, co w oczach nam stała,
Nad kapanilą rozkwitniona Giotta,
Płomiennie biała...
Niechaj się jeszcze tą ciszą otoczę,
Jaka nas zdjęła na pustym Lungamo,
I niech mnie znowu twe słowa prorocze Światłem ogarną...