II.
Między ludźmi tak chodzić musiała.
Niby dumna i niby nieśmiała,
Z licem smętnem bezbrzeżną tęsknotą,
Jak ją tutaj zostawił nam Giotto.
Prosty rąbek własnego przędziwa Pierś jej wązką i szczupłą okrywa,
Prosty rąbek z lnów cienkich utkany.
Co błękitem maluje skroś łany.
Ani jej tu aniołowie służą,
Ani ona jerychońską różą,
Ni na tronie słonecznym królową,
W światłokręgu siedmiu gwiazd nad głową.
Jeszcze skrzydeł Duch nad nią nic waży, Jeszcze świat jej nie stawia ołtarzy,
Stoi cicha, a boża prostotą.
Tak ją tutaj zostawił nam Giotto.
Ciemna w twarzy od zmierzchów tej ziemi, Zadumana myślami smętnem i.
Gdzieś w dalekiej, nadprzestrzennej ciszy, Szumy oliw ogrójcowych słyszy.
Nie prorockie księgi z nią mówiły, l*ecz zapadłe przydrożne mr>giły,
Ale łąki drżące we łzach rosy,
Ale w stepie rozełkane głosy.
Nie |K>gląda w rajskie pozaświaty.
Lecz na liche i zapadłe chaty.
Lecz na czarne, uciszone bory.
Lecz na cierniem zarosłe ugory.
Iśćby mogła między pola nasze,
A nie zlękłoby się nawet ptaszę...
Iśćby mogła między nasze płoty,
A nie zlękłyby się i sieroty.
Tylko nędzarz podniósłby się z ławy,
W ciemnej twarzy wzrok utopił mgławy I wybuchnął łez nawałą złotą...
Tak ją tutaj nam zostawił Giotto.
i