LXIV DZIEJE SŁAWY
poszanowania Boga, Kościoła i Mickiewicza. Nie do zrozumienia wówczas były stylizacja przedstawianego świata i poety ani język poematu. Nie brano pod uwagę konwencji zabawy, autoironii, traktując ze straszliwym serio zarówno kpiny, jak wszelkie autobiograficzne i autotematyczne deklaracje. Jeśli zaś ,ja liryczne” utożsamiano całkowicie z osobą Słowackiego, to igraszki stawały się świadectwem chorobliwej próżności, „wariactwa” autora.
Nie pojmowano konwencji ani romantycznej ironii, ani poetyki dzieła dygresyjnego — toteż zarówno pochwały, jak zarzuty sprawiają wrażenie wypowiedzi z innej jakby epoki, żenująco nie przystają do sensu i rangi Beniowskiego. Jakże znamienne, że nawet Zygmunt Krasiński, do. niedawna najgorętszy obrońca i apologeta Słowackiego, Beniowskiego nie pojął. W liście do poety aluzyjnie ganił go za brak pokory, a Delfinie Potockiej zwierzał się wprost: „Chciałem czytać wczoraj wieczorem Beniowskiego — wypadł mi z rąk. [...] Nie cierpię takiej poezji, która sama się przyznaje, że serce straciła lub serca nigdy nie miała” M.
Mimo braku istotnego zrozumienia żywa reakcja czytelników stała się dla Słowackiego bodźcem do kontynuowania pieśni dalszych.
Fala zainteresowania Beniowskim w Paryżu szybko opadła; pewnie nie bez znaczenia było to, że w cztery miesiące po ukazaniu się poematu, we wrześniu 1841, polski Paryż przeżył nowe wielkie wydarzenie, które wszystko inne odsunęło w cień: pierwsze publiczne wystąpienie Andrzeja Towiariskiego.
Wśród poetów. Utwory Słowackiego Były dla następnych pokoleń najobfitszym źródłem poetyckiej inspiracji. Poczynając od tzw. „trzeciego pokolenia romantyków”, których wiersze poprzedzały powstanie styczniowe (Kornel Ujejski, Mieczysław Romanowski) po zalew tekstów towarzyszących sprowadzeniu jego prochów do ojczyzny w 1927 r.; kolejny zwrot ku Słowackiemu nadszedł w latach II wojny światowej...
54 List z 5 lipca 1841. Sądy współczesnych, s. 162.
Wśród tekstów, które cieszyły się największą popularnością u naśladowców, był Beniowski. Dziesiątki rozmaitych kontynuacji, mniej lub bardziej demonstracyjnie odsłaniających ten świetny rodowód, mniej lub bardziej udatnie podejmujących za Słowackim bajroniczny wzorzec. Było to nawiązywanie do tradycji, czy raczej moda na okazywanie talentu formą oktawy, duchowego przez to pokrewieństwa z autorem Beniowskiego? Pewnie jedno i drugie, ale — przed Kwiatami polskimi — żadne znaczące dzieło w obrębie tych naśladownictw nie powstało. Gdyż były to właśnie tylko naśladownictwa — na wzór Beniowskiego podejmujące polemikę ze współczesnością, jak Imagina (1884—1887) Marii Konopnickiej (która napisała też i opublikowała w 1909 r. w „Bibliotece Warszawskiej” studium o Beniowskim), jak barwione goryczą i melancholią Don Juan Aleksandra Michaux (1865), Noce bezsenne (1893—1912) Kazimierza Glińskiego, Roman Zero (1883) Włodzimierza Stebelskiego.
Charakterystyczną cechą wszystkich tych utworów było eksponowanie ich rodowodu — wplatanie nazwiska Słowackiego, motta z Beniowskiego lub łatwo czytelnych aluzji. Między naśladowcami znaleźli się młody Kasprowicz (Amor \incens) i Kazimierz Tetmajer (List Hanusi). Ferdynand Hoesick, który zebrał te świadectwa pośmiertelnej popularności Słowackiego, stwierdził, że „prawie wszyscy poeci polscy w mniejszym lub większym stopniu korzystali z «purpurowego płaszcza» Słowackiego chwały”45. Na końcu swej książki Hoesick odnajduje zadziwiające zaiste zbieżności między Beniowskim a Ogniem i mieczem Sienkiewicza; ukazuje tkwiące w poemacie pierwowzory mnóstwa postaci, sytuacji, pejzaży — cała niemal powieść z poematu zdaje się wyłaniać.
Młodopolskie zachłyśnięcie się Słowackim (które znalazło odbicie także w licznych pracach przyczynkarskich o Beniow-
" Ferdynand Hoesick. „Sita fatalna" poezji Słowackiego. Przyczynek do sławy pośmiertnej poety. Kraków 1921, s. 96.
5 - BN 113/14 (J. Słowacki: Beniowski)