386 Dzieje wewnętrzne Polski XIII w.
i kościoły rodowe. Cała ambicja rodu i jego przywódcy zamykała się w granicach tego księstwa, znajdując dostateczny upust w objęciu tutaj najwyższych urzędów i wywieraniu wpływu na losy tej dzielnicy. Iwo, przeniósłszy się do Gniezna, czułby się tam osamotniony, pozbawiony tej podstawy i oparcia, jakie znajdował w krakowskiej dzielnicy w swym licznym i wpływowym rodzie. I zapewne ten ród był przeciwny wypuszczaniu ze swoich rąk tej ważnej placówki, jaką dlań było biskupstwo krakowskie. Archikatedra gnieźnieńska była niejako poza sferą partykularno-dzielnicowych aspiracji i dążeń rodu Odrowążów 213.
Dopiero wobec tej stanowczej odmowy Iwona zwrócił się papież Honoriusz III do biskupa wrocławskiego Wawrzyńca i opata klasztoru kanoników regularnych we Wrocławiu z poleceniem, by nakazali kapitule gnieźnieńskiej dokonanie nowego wyboru kanonicznego w przeciągu 40 dni. W razie zaś, gdyby w tym terminie kapituła nie wywiązała się należycie z zadania, miał biskup wrocławski imieniem papieża naznaczyć jej, a więc narzucić kandydata wedle własnego uznania u1. Pod naciskiem tej groźby i wobec tego faktu, że omal się ona właśnie nie spełniła przez desygnację Iwona Odrowąża, zdobyła się obecnie kapituła gnieźnieńska na jednomyślność i wybrała „omnes unani-miter” swego prepozyta Wincentego na arcybiskupa 245.
Zasługuje na uwagę osoba elekta: jego jednomyślny wybór był pośmiertną klęską arcybiskupa Kietlicza, był to bowiem ów kanclerz książęcy Wincenty, najwierniejszy i najbardziej oddany Laskonogiemu stron-
nik, dwukrotnie wraz z księciem wyklinany przez Kietlicza, po którym obecnie obejmował najwyższe dostojeństwo w Kościele polskim. Był to przy tym duchowny dawnego typu, żonaty, wszak znamy dwóch jego synów, Mirosława i Boguchwała, którzy w dokumentach z r. 1251 występują z określeniem „filii archiepiscopi Vincencii" l4*. Podobnie Jak w Poznaniu 1211 r., tak obecnie w Gnieźnie kanonicy katedralni okazali uległość i powolność życzeniom tego księcia, dzięki któremu posiedli przywilej wyboru kanonicznego i wybrali jednomyślnie kandydata najmilszego księciu, a w poprzednim niezgodnym wyborze zasłużyli też na zarzut, że ulegli naciskowi „saecularis potesta-tis”, że więc i w poprzednim akcie wyborczym respektowali życzenia księcia czyli państwa.
Otóż na tę znamienną dla stosunków i epoki okoliczność chcę zwrócić z naciskiem uwagę, jaka jest rola papieża przy załatwianiu apelacji kapituły rozdwojonej niezgodnym wyborem: mianowicie chodzi mi o owo narzucenie własnego kandydata ponad głowami tego kolegium, dla którego z takim trudem udało się wywalczyć prawo wyboru. Jest to charakterystyczne, że ledwo kościół u nas wywalczył sobie samorząd w ramach państwa i uniezależnił się od przewagi państwowych czynników w swych urządzeniach i życiu wewnętrznym, od razu ujrzał, musiał ujrzeć niebezpieczeństwo dla zdobytych sobie praw tam, skąd wyszło samo hasło i program emancypacji i skąd należało oczekiwać obrony i poparcia, tj. w papiestwie. W ramach Kościoła powszechnego jest to zrozumiałe: papiestwo posłużyło się demokratycznym urządzeniem wyboru kapitulnego tylko jako środkiem taktycznym
u* Kod. Wpolski, t. I, nr 2*1, 2*2.