23 stycznia, sobota. 11.30 w nocy
Byliśmy dziś na obłędzie* u 1 .isiewiczów, koło St. John s Wood Slation.
0 300 metrów od nich bomby zniosły trzypiętrowy budynek. W pobliżu elektrownia i kolej. Gadało się. oczywiście, o spodziewanych nalotach
1 o jakichś najnowszych, polskich proroctwach na temat końca wojny... jeszcze w tym roku. Popołudnie spędziliśmy u brata, na Golders Green. Wracaliśmy na Mili Hill po 10.00. Był piękny wieczór. Jasno. Wszystko przesłonięte delikatną mgiełką, skrzącą się w księżycowej poświacie.
24 stycznia, niedziela, 1.00 w nocy
Rano, przed obiadem, odbywałem spacer w gęstej mgle. O trzy-cztery metry nie było nic widać. Bladozłote słońce z trudem przebijało się przez otaczającą, mglistą biel.
Ktoś z kolegów odkrył mi nieco kulisy amerykańskiej wycieczki Sikorskiego. Sprawy stoją źle, jak najgorzej. Alianci umywają ręce. Po Anglikach - Amerykanie. W naszym MSZ mówią, że alianci coraz widoczniej zostawiają nas - sam na sam z Moskwą. A Moskwa już przesądziła sprawę granic wschodnich. Raporty naszej ambasady nie pozostawiają żadnych złudzeń. To samo potwierdzają w ustnych relacjach urzędnicy ambasady, przyjeżdżający z Rosji do Londynu.
I w tym właśnie czasie opowiada się o „zmianach” w gabinecie! Jakich?! Że gen. Józef Haller ma ustąpić, by zrobić miejsce dla Izydora Modelskiego! Mój minister informacji i dokumentacji, prof. Stroński, chodzi podekscytowany „zmianami” i rozgrywkami w otoczeniu Sikorskiego. Wszędzie nos wścibia. Jeszcze po nosie dostanie.
25 stycznia, poniedziałek, 10.00 wieczorem
Wróciliśmy od Anglików, przyjaciół pana Edwarda L. Było picie, dobry nastrój. Znają polskie piosenki. Pani miała przypięty mały orzełek polski. Jeszcze nie przestaliśmy być zupełnie modni. Ale moda w Anglii na Polaków stanowczo mija. Obawiam się, że wkrótce śladu z niej nie pozostanie.
26 stycznia, wtorek, 6.30 po południu
Zdaje mi się. że wypadki toczyć się będą szybko. Może się tym razem polski prorok, o którym mówiono u Lisiewiczów, nie pomyli. Padła