kwietnia było już ich 30; 20 kwietnia — 39; 23 maja — 691; — 11 czerwca S49. Nikt nie spodziewał się tak szybkiego rozrostu szkoły. Grupy dziew" cząt przybywały dzień po dniu. Płynę" ły transporty za transportami. Z Kar* szi. Z Wrewskoje. Z Buchar. Z Deka-nabadów. Z Kermine. Z kołchozów, z kołchozów, z kołchozów. „Jest polska szkoła”, — mówiono, a jeszcze częściej szeptano poufnie. I szkoła wzrastała z
(Rys. Aleksander Werner)
dnia na dzień. Pojedyncze dziewczęta, małe i słabe — setkami kilometrów wędrowały do Karkin-Batasz. Na naukę. Z jednego -egzemplarza „Pana Ta" deusza”. Książka zbłądziła nietyle pod strzechy, ile do azjatyckich glinobitek. A więc — z jedynego egzemplarza ,,Pa" na Tadeusza” i z numerów ,,Orła Białego”.
Dziewczęta przybywały zagłodzone, Wynędzniałe, ledwo trzymające się ua nogach, brudne, bez bielizny, bose lub 2 nogami okręconymi szmatami, za" wszone, apatyczne. Jakże często widzieliśmy takie dzieci!... Wiemy, w jakich warunkach odbywały się podróże w tym
kraju. Do dziś przechowuję między swymi pamiątkami taką niewinną karteczkę z wymownym napisem : „Stwierdzam, że p. Zahorski Witold jest od" wszony i czysty”... Bez takiej kartki nie wpuszczano do sztabu naszej armii w Jangi-Jul.
Z nowoprzybyłymi zakradał się do szkoły tyfus plamisty, mimo dezynfek' cji, obcinania włosów, łaźni, (brak wody i mydła), izolacji. Choroby były dowożone często przez dziewczęta odwie" dzające rodziny i przez rodziny dojeż" dżające z wizytami do Karkin-Batasz. Stan ten zmusił do zakazania odwiedzin, lub do przyjmowania najbliższych poza szkołą, w polu. Pokarmu dla wygłodzonych organizmów było zamało. A z jarzynami i owocami spoza szkoły znów pojawiły się choroby — tyfus brzuszny, czerwonka. Matki i siostry odwiedzające dziewczęta były głodne, bo któż tam nie był głodny? Dziewczęta pokryjomu dzieliły się z nimi chlcbem, otrzymywa" nym w szkole, dosłownie odejmując go sobie od ust.
Biorę do rąk kronikę szkolną. Często, jakże często spotykam takie wzmianki: ,,W miejscowym szpitaliku zmarła na * czerwonkę i na sktatek wycieńczenia junaczka Hermanówna. Dziecko przybyło do szkoły w stanic ostatecznego wy" cicńczenia, opuchnięte z głodu”. Albo: ,,Znów w szkole wypadek duru pla" mistego”... Albo: „W szpitalu w Gu-zarze zmarły trzy junaczki”. Albo wreszcie : ,,W* szpitalu zmarła nauczyciel" ka...” Tak. Kadra dzieliła przez cały czas dole i niedole wychowanek szkoły. Wówczas do dzielenia były tylko nie" dole.
30 maja przybył do Doliny Śmierci transport 64 dziewcząt z Buchary. Już w drodze wybuchł tyfus. Dziewczęta były tak kompletnie wyczerpane, że raz po raz mdlały. Były tak osłabione, że z trudem wielkim wyciągnięto z nich potrzebne dane ewidencyjne — często nie pamiętały nawet jak się nazywają, kiedy się* urodziły i gdzie. Do tyfusu doszła czerwonka, pelagra, biegunka, awitaminoza, jakieś rany i wrzody — Bóg wie, skąd się to wszystko zwaliło na biedne dziewczęta. Zeszłą nie tylko
73