mi$ przykrytą niebieskim namiotem nieba ’4. Ale dlaczego w wizji Wilhelma nie ma ani jednej wzmianki o matce bożej? Według dogmatu Maria jest istotą tylko błogosławioną, nie zaś boską. Co więcej, reprezentuje ona ziemię, która jest także ciałem, oraz jej ciemność. Oto dlaczego Maria, łaski pełna, jest orędowniczką wszystkich grzeszników i dlaczego, mimo swej pierwszorzędnej pozycji (mimo anielskiego non posse peccare), stoi w rozumowo nie do pojęcia bliskim, a jednak dalekim związku z trójcą. O tyle. o ile jest ona macierzą, naczyniem i ziemią, a więc czymś, co mieści coś w sobie, z alegorycznego punktu widzenia jest ona kręgiem, określanym przez cztery punkty główne, a także kulą ziemską z czterema stronami świata, podnóżkiem bóstwa lub kwadratem świętego miasta, albo też „kwiatem morskim’*, w którym kryje się Chrystus 15 — jednym słowem: jest mandolą. Ta ras. w tantryckich wyobrażeniach o lotosie, ma — z łatwo zrozumiałych względów — charakter kobiecy. Lotos jest wieczystym miejscem narodzin bogów. Odpowiada on na Zachodzie róży, w której spoczywa rez gloriae, często na barkach czterech ewangelistów. którzy odpowiadają czterem stronom świata.
Dzięki temu cennemu fragmentowi psychologii średniowiecznej uzyskujemy pewien wgląd w znaczenie mancfali naszego pacjenta. Mandala jednoczy cztery elementy, tak że razem działają cne fctrmonijnie. Mój pacjent otrzymał wychowanie katolickie i dlatego, nic nie przeczuwając, stanął wobec tego samego problemu, który sprawił niemało kłopotu staremu Wilhelmowi. I rzeczywiście był to wielki problem średniowiecza — owa tajemnica trójcy z jednej strony, z drugiej zaś — jedynie warunkowe uznanie elementu kobiecego, ziemi, ciała, które przecież jako łono Marii było świętą siedzibą bóstwa i niezastąpionym narzę-boskiego dzieła odkupienia. Wizja mego pacjenta jest sym-ooiiczną ocpow:edz:ą na pytanie stuleci. I to prawdopodobnie jest 0ąbezą przyczyną tego. że obraz zegara świata wywołuje wraże-me „najbardziej wzniosłej harmonii”. Była to pierwsza aluzja 4* możliwego rozwiązania destrukcyjnego konfliktu między materią a duchom* między pożądaniami ciała a miłością do boga. Mądmy i bezskuteczny kompromis ze snu o kościele został całkowicie przezwyciężony przez wizję mandali, w której wszyst-Jue amdnścm przeciwieństwa zostają pogodzone. Jeśli wolno mi
przypomnieć starą myśl pitagorejską, wedle której dusza jest kwadratem I8, to w tym porównaniu mandala wyrażałaby bóstwo poprzez trojaki rytm, duszę zaś poprzez statyczną czwórcę, tj. koło podzielone na cztery kolory. I tak, najistotniejszą treścią naszej wizji byłoby ni mniej, ni więcej, jak tylko zjednoczenie duszy z bogiem.
W stopniu, w jakim zegar świata przedstawia także kwadraturę koła i perpetuum mobile, oba te przedmioty zainteresowania umysłowości średniowiecznej znajdują w naszej mandali swój adekwatny wyraz. Złote koło i jego treść reprezentują czwórcę w formie czterech Kabirów i czterech barw, koło niebieskie zaś — trójcę i ruch czasu, zgodnie zresztą z wizją Wilhęlma. W naszym przypadku wskazówka niebieskiego zegara ma obieg najszybszy, podczas gdy złote koło porusza się powoli. W wizji Wilhelma niebieskie kolo pojawia się na złotym niebie trochę bez sensu, ale w naszym przypadku oba koła złączone są harmonijnie. Trójca jest życiem, „tętnem” całego systemu, który posiada trojaki rytm oparty na 32 poruszeniach, tj. na wielokrotności czterech. Odpowiada to wyrażonemu uprzednio poglądowi, że czwórca okazuje się po prostu conditio sine qua non narodzin boga, a tym samym również całego żyda wewnątrz trójcy. Koło i czworakość z jednej strony, z drugiej zaś trojaki rytm przenikają się nawzajem tak, że jedno jest zawarte w drugim. W wersji Wilhelma trójca jest czymś oczywistym, ale czwórca ukryta jest w dualności króla i królowej niebios. A co więcej, kolor błękitny nie jest związany z królową, lecz z kalendarzem, który przedstawia czas i posiada atrybuty trynitame. Jak się zdaje, odpowiada to wzajemnemu przenikaniu się symboli, podobnie jak w naszym przypadku.
Przenikanie się właściwości i treści jest typowe nie tylko dla symboli w ogóle, lecz także dla istotnego podobieństwa symbolizowanych treści, bez czego samo wzajemne przenikanie się byłoby wręcz niemożliwe. Przenikanie to znajdujemy rówmież w chrześcijańskim pojęciu trójcy, gdzie ojciec zawiera się w synu, syn w ojcu, a duch św. w ojcu i synu, lub obydwaj objawiają się w nim jako paraklecie. Przejście od ojca do syna oraz objawienie się syna w określonej chwili, reprezentuje element czasu, podczas gdy element przestrzeni uosobiony jest przez mater dei. (Cecha macierzyńskości była początkowo atrybutem ducha św.,
161
’1 — Pv chojogta a ret i u; ta