ich,
M zna.
(iii świat m sok głoszou * profesji ■go BoslI stera Dal haniu nil irzelewoi na to, j >amiętaj?| ywwpl inicjatora] j przeszłw (wiedzmy,;
[i się od n ten faktu
ach Ko o represjsi
nelnaniet
(nwnajlf bdków n»
* P12^01 nieza^l
|ch B>')s
onie°ie £
I,
rzec«uu4 lenia ^ |4cycbt0
te
ich*
przewrażliwienie jest potęgowane świadomością, że na rolę przymusu w chrystianizacji kładą nacisk ich ideologiczni przeciwnicy.
Tolerancja jednak nie powinna być traktowana jako kategoria ponad czasem, bezwzględne dobro, zasada obowiązująca wszystkie społeczności. Są epoki tolerancji i są epoki nietolerancji, które nie wstydziły się gwałtów, byle w dobrej sprawie. Okres późnej starożytności na pewno nie odznaczał się tolerancją, po obu stronach: i chrześcijańskiej, i pogańskiej. Nie oznacza to, że o niej nie mówiono i nie pisano. Przeciwnie, domagano się tolerancji, i to z naciskiem, ale czyniła to zawsze strona aktualnie słabsza, a jej argumenty miały charakter ściśle instrumentalny. W czasach prześladowań chrześcijanie wiele mówili o potrzebie tolerancji, poganie byli pewni swych racji — w niecałe sto lat później sytuacja się odwróciła: za tolerancją opowiadali się poganie.
U schyłku starożytności byli ludzie, którzy widzieli sprzeczność między prawdami zawartymi w Ewangeliach a ustawami cesarskimi, karzącymi śmiercią wierność pogańskim bogom. Ich protest był jednak słaby, niekonsekwentny i całkowicie sprzeczny ż mentalnością tamtych czasów, kiedy reli-gia stanowiła przedmiot największych pasji, sferę, wewnątrz której kompromis był trudny czy wręcz niemożliwy do osiągnięcia. Uznając ten fakt, nie potępiam chrześcijan za stosowanie przymusu ani ich z tego zarzutu nie oczyszczam, stwierdzam tylko, że z historycznego punktu widzenia samo oskarżenie nie ma sensu. Naszą rzeczą bowiem jest poznać i zrozumieć przeszłość, a nie stawiać ją przed trybunałem. Historia nie zna praw, do których ów umieszczony poza czasem trybunał mógłby się odwołać. Wobec ludzi późnej starożytności nie można stosować norm sformułowanych w XX w.
Wróćmy jednak do starożytności i do procesów chrystianizacyjnych. Wypadnie nam teraz przyjrzeć się drodze ku wierze chrześcijańskiej, jaką przeszły ludy (czy dokładniej: niektóre ludy) żyjące poza granicami cesarstwa rzymskiego.
Historyka przystępującego do badania tej problematyki uderza brak inicjatyw misyjnych Kościoła, tak charakterystycznych dla czasów średniowiecznych. Nawrócenia, jakie możemy obserwować w świecie tzw. barbarzyńskim w IV i V w., były niemal wyłącznie wynikiem działań jednostek. Podejmowali je zazwyczaj chrześcijanie, których los rzucił w odległe od rzymskiej cywilizacji, całkowicie pogańskie kraje i którzy w nowych dla siebie i ciężkich warunkach nie wyrzekli się Chrystusa i potrafili zaszczepić posłanie Ewangelii na owym obcym gruncie.
Przyjrzyjmy się dwóm przykładom nawróceń, opowiedzianym przez Rufina z Akwilei (345—410/411) w jego Historii Kościoła, pisanej na początku V w. Historycy dzisiejsi są zdania, że możemy mieć do tej relacji zaufanie, oczywiście nie w odniesieniu do wszystkich szczegółów, ale do danych pod-