kogoś przedstawionego na fotografii. Może chodzić o zdziwienie, wywołane jakimś widokiem, o podziw nad umiejętnościami fotografa czy o ich kwestionowanie. Ale wszystkie te powody zainteresowania są niezdecydowane i niejednorodne, zdjęcie może dotyczyć jednego z nich, a przecież niezbyt mnie interesować. I jeśli już coś naprawdę mnie interesuje, chciałbym wreszcie wiedzieć, co w tym zdjęciu uruchamia we mnie „brzę-czyk”. W końcu wydało mi się, że najwłaściwszym (prowizorycznie) słowem dla oddania tego, że niektóre zdjęcia mnie przyciągają, będzie słowo przygoda. To zdjęcie porusza mnie, inne nie.
Same.
39
To ze względu na zasadę przygody Fotografia może dla mnie istnieć. I odwrotnie, bez przygody nie ma zdjęcia. Cytuję Sartre’a: „Zdjęcia w gazecie mogą do mnie w ogóle «nie przemawiać», to znaczy, że patrzę na nie, ale nie przyznaję im miejsca istnienia. Osoby, których zdjęcie widzę, zostały rzeczywiście ukazane przez tę fotografię, nie mają jednak miejsca swego istnienia, podobnie jak Rycerz i Śmierć
ukazani na sztychu Diirera. Ale ich przecież nie umiejscawiam. Mogę zresztą wskazać przypadki, gdy pozostaję tak obojętny na jakieś zdjęcie, że nawet nie próbuję „stworzyć z tego obrazu”. Fotografia jest ustanowiona jako przedmiot w sposób dość nieokreślony; osoby, które są na niej przedstawione, stanowią rzeczywiście osoby, ale tylko z powodu ich podobieństwa do żywych istot ludzkich, bez szczególnej inten-cjonalności. Unoszą się pomiędzy brzegami spostrzeżenia, znaku i obrazu, nigdy nie osiągając żadnego z nich.”
Na tej ponurej pustyni nagle pojawia się przede mną zdjęcie: ożywia mnie i ja użyczam mu życia. Bo tak muszę nazwać siłę przyciągania, która sprawia, że zdjęcie istnieje: ożywianie. Zdjęcie samo w sobie nie jest ożywione (nie wierzę w zdjęcia ,jak żywe”), ale mnie ożywia: tak właśnie oddziałuje każda przygoda.
35