148 / Laboratoria uny^
Ogień jako narzędzie ponurej inżynierii bólu mógł znaleźć zasłono*,, nie w niezwykłych pomysłach zadawania śmierci: „[...] w Anglii db nagiego brzucha przestępcy przykłada się sporą ilość suslów lub ty,n podobnych wierzą! o bardzo ostrych pazurach i zębach, przykrywa się je miedzianą misą i rozpala tuż obok ogień, tak że te oszalałe ze strachu zwierzęta rozrywają brzuch i otwierają sobie drogę w trzewiach prze. stępcy, aby uciec jak najdalej od ognia”96.
Gryzonie, które uciekając przed ogniem, otwierają sobie przejście w ciele przestępcy, mięsożerne istoty, obnażone i bezradne, stają się komiczno-groteskowymi symbolami sprawiedliwości wymierzanej w odwróconym świecie, gdzie człowiek, król stworzenia, znosi śmier-teiną torturę od poddanych mu zwierząt. Płomień mógł być także narzędziem unicestwienia ręki zabójcy, destylowanej za pomocą siar-czanego ognia. Destylacja ciał dominuje - obraz rodem z demonicznej 1 alchemii - pośród czerwieniejących cieni krwawej Europy, która pali, ćw iartuje. rozszarpuje z niewzruszonym okrucieństwem.
„Prowadzą na torturę zabójcę Henryka IV. Posłuchajcie wyroku: «nicch zawloką go na główny plac, przypalą rozpalonymi blaszkami jegp nagie ciało, na podium zaś niech zrobią to samo rozżarzonymi obegga-j mi: niech rozrywają mu powoli nogi, uda, ramiona, pierś, do ran uczynionych obcęgami niech wieją rozpuszczony ołów, wrzącą oliwę, smolę, żywicę, wosk, siarkę, niech ta podia ręka, która chwyciła zdradziecko za nóż, destyluje się nad siarczanyin ogniem, aż ukażą się nagie kości, ciało rozerwane przez czwórkę koni niech spalą płomienie*”97.
W epoce, w której alembik, przedmiot magiczno-czamoksięski, do-1 minował na scenie społecznej, fascynując zbiorową wyobraźnię, pośród i tłumów alchemików, destylatorów-hochsztaplerów, fałszerzy metali, aptekarzy, zielarzy, drogistów, szarlatanów, wynalazców cudownych I kwintesencji, pośród ulotnych błysków metali i skapywania cudotnór- j czych wód, przywracających życie zmarłym i przedłużających je żywym, również Bóg chrześcijan, nieubłagany kat, wciela się w postać Wielkiego Destylatora, pomysłowego okrutnego alchemika, który w swoim niebiańskim laboratorium destyluje piekielną kwinteseneM wszystkich najdotkliwszych cierpień.
„Znana jest wszystkim sztuka destylatorów, którzy zamykając w ale*, biku rozmaitość ziół i kwiatów, wydobywają z nich za pomocą ognij
czystą esencję ich substancji, sprowadzonej do takiej kwintesencji, że owe kwiaty i zioła, chociaż martwe, zachowują jednak wszystkie swoje właściwości, obecne w skapującym płynie, niemającym za matkę gody, lecz za ojca ogień, zawierającym w każdej swej kropli ekstrakt tego, co uprzednio rozproszone było w rozmaitych częściach [...]. Magnus Juror Domini slillanil super nos*. Aby bardziej udręczyć potępionych, Bóg, powoławszy do życia alchemika, zamyka w owych piekielnych urządzeniach destylacyjnych cierpienia najgorszego głodu. największego pragnienia, najbardziej lodowatego chłodu, największych upałów, męki tych, którym żelazem wypruto żyły, uduszonych przez powieszenie, spalonych przez płomienie i rozszarpanych przez dzikie zwierzęta; ciała zjedzone żywcem przez robaki, pożerane przez węże, obdzierane ze skóry za pomocą brzytew, kaleczone przez zgrzeblą; strzały Sebastianów, kraty Wawrzyńców, byki Eustachiuszów, lwy Ignacych; wyrwane piersi, połamane kości, zerwane ścięgna, rozszarpane członki: wszystkie najgorsze bóle, wszystkie największe lęki, wszystkie najgłośniejsze szlochy, wszystkie najdłuższe agonie i najpowolniejsze, najboleśniejsze, najbardziej okrutne śmierci. Destylując wszystkie te ingrediencje, robi z nich laki destylat, że każda kropla w swojej kwintesencji zawiera oczyszczone wszystkie cierpienia, tak iż każdy płomień, każdy węgiel, każda iskra tego ognia zamyka w sobie wydestylowane w jedną mękę wszystkie męki”9’.
Przerażający kokłail, potworna mikstura, w której jak w makabrycznym mikserze obcięte piersi, spiłowane kości, oderwane członki zostają zhomogenizowane w niezrównane kwintesencje, gdzie współistnieją, oczyszczone, „wszystkie cierpienia" i najbardziej odrażające okrucieństwa. Piekło przyjmowało się i wypijało również i pod taką postacią, jako absolutną nierzeczywistość, jako węchowy koszmari smakowe pizeldeństwo, zintemalizowane przez patologicznie chłonną wrażliwość, nitrującą za pomocą zmysłów to, co nieuchwytne, niewidoczne, nieosiągalne.
Jednakże w swojej niepojętej, niejasnej ambiwalencji ogień, który daje życie i niszczy, spopiela i scala na nowo, mógł przeistoczyć się w płomień miłości, cudowny alembik skarbów węchowych i niewypowiedzianych słodyczy, nieznanych ludzkiej alchemii. Ogień, posłuszne narzędzie Boga, destylował w niebiańskich destylamiach, w rajskim