porównaniu socjologia okazuje się kontynuatorką w prostej linii kartezjańs-kiego dążenia do „percepcji jasnej i wyraźnej".
Obok tych humanistycznych wartości, wpisanych już w same naukowe poczynania socjologii, ma ona inne rysy, które lokują ją w bezpośrednim sąsiedztwie humanistyki, a nawet wprost świadczą o tym, iż przynależy ona do tej ostatniej. W poprzednich rozdziałach podjęliśmy trud wydobycia tych rysów, dzięki czemu możemy ogólnie stwierdzić, iż socjologia jest żywotnie zainteresowana tym, co ostatecznie stanowi główny przedmiot humanistyki — kondycją człowieka. Właśnie dlatego, że aspekt społeczny jest tak ważnym wymiarem bytu ludzkiego, socjologia staje raz po raz przed fundamentalnym pytaniem: co to znaczy być człowiekiem i co to znaczy być człowiekiem w konkretnej sytuacji? Pytanie to gubi się często wśród akcesoriów badania naukowego i terminów bezkrwistcgo słownika, które socjologia rozwinęła, chcąc uprawomocnić swój naukowy status. Jednakże dane, którymi posługuje się socjologia, są tak bliskie najistotniejszym treściom życia ludzkiego, że pytanie owo ciągle powraca, przynajmniej w umysłach tych socjologów, którzy są wrażliwi na ludzki sens tego, co robią. Wrażliwość taka, jak dowodziliśmy, nie polega po prostu na indywidualnym morale, które socjolog może posiadać obok swych właściwych kwalifikacji zawodowych {na podobieństwo dobrego słuchu muzycznego czy wyrafinowanego podniebienia), lecz ma bezpośredni związek z samą percepcją socjologiczną.
Takie pojmowanie humanistycznej roli socjologii implikuje otwartość umysłu i uniwersalność spojrzenia. Trzeba przyznać, że postawa taka może być osiągana kosztem rygorystycznie ścisłej logiki konstrukcji systemu socjologicznego. Nasz własny wywód może służyć jako wprawiająca w zakłopotanie ilustracja tej słabości. Rozumowanie przeprowadzone w rozdziałach czwartym i piątym niniejszej książki mogłoby być z logicznego punktu widzenia przypisane do teoretycznego systemu socjologizmu (to znaczy systemu poglądów, który interpretuje całość rzeczywistości ludzkiej zawsze i tylko w kategoriach socjologicznych, nie uznając w granicach swego rezerwatu żadnych innych czynników przyczynowych i nie dopuszczając żadnych luk w swych konstrukcjach przyczynowych). System taki cechuje akuratność, a nawet pewne walory estetyczne. Jego logika jest jednowymiarowa. Ten rodzaj konstrukcji intelektualnej pociąga wiele umysłów ścisłych, czego dowodzi odzew, jaki znajdowały wszystkie formy pozytywizmu od początków jego istnienia. Siła przyciągająca marksizmu czy freudyzmu ma bardzo podobne korzenie. Przeprowadzenie dowodu socjologicznego, a następnie uchylenie się od jego pozornie nieodpartych socjologicznych konkluzji musi sprawiać wrażenie niekonsekwencji i nieścisłości myślenia, co czytelnik mógł odczuć, gdy nasze wywody jęły w rozdziale szóstym powracać do punktu wyjścia. Z tym wszystkim nietrudno się zgodzić — a mimo to utrzymywać, że ta niekonsekwencja nie jest wynikiem wadliwości rozumowania obserwatora, lecz paradoksalnej wielostronności samego życia, tego samego życia, którego obserwacji on się poświęca. Taka otwartość na niezmierzone bogactwo życia ludzkiego sprawia, iż trudno zachować żelazną konsekwencję socjologizmu, i zmusza ona socjologa do tolerowania „dziur" w zamkniętych ścianach jego projektu teoretycznego, otworów, przez które można zobaczyć inne możliwe horyzonty.
Otwartość na humanistyczny wymiar socjologii wymaga następnie stałej komunikacji z innymi dyscyplinami, żywotnie zainteresowanymi badaniem ludzkiej kondycji. Najważniejsze z nich to historia i filozofia. Odrobina wykształcenia w tych dwóch dziedzinach pozwoliłaby na uniknięcie głupoty poniektórych prac socjologicznych. Chociaż większość socjologów — z temperamentu lub z wyboru zawodowego — będzie zajmowała się głównie wydarzeniami współczesnymi, ignorowanie wymiaru historycznego stanowi wykroczenie nie tylko przeciw klasycznemu ideałowi człowieka cywilizowanego, lecz także przeciw samemu rozumowaniu socjologicznemu — to znaczy tej jego części, która zajmuje się kluczowym zjawiskiem predefinicji. Humanistyczne pojmowanie socjologii wiedzie do bez mała symbiotycznych związków z historią, jeśli nie wręcz do rozwoju samoświadomości socjologii jako dyscypliny historycznej (zapatrywanie to, obce jeszcze większości socjologów amerykańskich, jest dość rozpowszechnione w Europie). Co zaś się tyczy podstawowego wykształcenia filozoficznego, to zapobiegałoby ono nie tylko metodologicznej naiwności niektórych socjologów, lecz przyczyniłoby się także do bardziej adekwatnego ujmowania zjawisk, które socjolog chce badać. Uwag tych nie należy interpretować jako przejawu dyskredytowania technik statystycznych czy innych instrumentów zapożyczonych przez socjologię z bez wątpienia pozahumanis-tycznych źródeł. Zastosowanie tych środków będzie jednak głębsze i — jeśli tak można rzec — bardziej cywilizowane, jeśli dokona się w polu świadomości humanistycznej.
Od czasów renesansu pojęcie humanizmu związane jest ściśle z pojęciem wyzwolenia intelektualnego. Na powyższych stronicach powiedziane zostało dostatecznie wiele na poparcie twierdzenia, iż socjologia w sposób całkowicie uzasadniony zaliczana jest do tej tradycji. Na zakończenie jednak
157