Osoby: Dziadek, Wnuk, Okulista
Miejsce: gabinet okulistyczny
Okulista leży na kanapie i czyta książką. Przychodzą Wnuk (silny mężczyzna po trzydziestce) i Dziadek (drobny staruszek z dubeltówką na ramieniu). Trzeba zbadać Dziadkowi wzrok, bo będzie strzelał. Już zaczyna szukać celu - Karola. Potrzebne są mu okulary, żeby mógł rozpoznać swoją ofiarę. Nigdy wcześniej jej jednak nie widział. Karol w sumie nikomu w niczym nie zawinił, ale tradycja rodzinna nakazuje sprzątnąć gościa. Strzelali też pradziad, pra, pra... Nie można strzelać do każdego, przypadkowo spotkanego człowieka, jakiś porządek musi być, dlatego będą strzelać do Karola, którego wcześniej rozpozna Dziadek. Po wysłuchaniu tych argumentów, Okulista nie namawia już pacjentów, żeby odłożyli strzelbę lub strzelali do martwego celu w typie tarczy (a wcześniej miał takie pomysły).
Okulista pokazuje Dziadkowi tablicę z liniami liter i każe czytać, ten jednak tylko głupkowato się śmieje. Wreszcie lekarz rozwija planszę wielkości człowieka z literą A, Dziadek nadal jej nie odczytuje. Okiulista zakłada starcowi różne okulary, nadal nic. Wreszcie Wnuk wyjaśnia, że Dziadek jest analfabetą, podobnie zresztą jak on sam, i z czytania nici. Równocześnie zaczyna oskarżać Okulistę, że chciał staruszkowi zamącić w głowie, przemęczyć go umysłowo itp. Wreszcie zabiera lekarzowi jego okulary i podaje Dziadkowi. Pasują idealnie, Dziadek zyskuje ostrość widzenia, pewność ruchów. Okulista z kolei miota się bezradnie, potyka, próbuje też protestować, ale nie jest stanowczy.
Dziadek szepcze coś Wnukowi na ucho i pokazuje znacząco na Okulistę. Ten czuje się bardzo niepewnie, próbuje podsłuchiwać. Na wszelki wypadek wygłasza frazesy na temat autorytetu ludzi wykształconych i ich przywódczej roli w społeczeństwie.
Wnuk stwierdza, że Okulista uznał Dziadka za niebezpiecznego -proponował, żeby mu zabrać broń, żeby strzelał do tarczy. Żaden uczciwy człowiek nie ma nic przeciwko temu, żeby sobie Dziadek postrzelał. Okulista musi mieć zatem coś na sumieniu, jest Karolem, którego szukają, Dziadek go poznał. Lekarz wypiera się, twierdzi, że to pomyłka, że prawdziwy Karol pewnie teraz wyśmiewa myśliwych. Wnuk dochodzi do wniosku, że może być wielu Karolów na świecie, ale podejrzenie nadal nie spada z Okulisty, który chowa się pod łóżko.
Nagie Okulista oznajmia, że zna prawdziwego Karola, że jest to jego pacjent, który za chwilę zjawi się w gabinecie. Twierdzi, że Karol wielokrotnie nazywał myśliwych mordercami, krwiożerczymi kretynami, durniami i zboczeńcami, a samo ich istnienie jest dowodem na bezsens i zło świata. Najbardziej ubliżył jednak Wnukowi stwierdzeniem, że mu się odbija. Okulista tłumaczy się, że zaczął mówić dopiero teraz, ponieważ idea karolostwa była mu niegdyś obca, dopiero w trakcie dyskusji doznał objawienia, oczy mu się otwarły. Nie mógł pozwolić na to, żeby panowie marnowali czas, ścigali fałszywych Karolów. Postanowił powiedzieć cała prawdę w imię sprawiedliwości.