64 HENRYK MARKIEWICZ
1899, nr 14) bez ogródek stwierdzał, że „tendencja powieści poniżających idealne dążenia, a wychwalających zabiegi około polepszenia materialnych warunków jest szkodliwą”. Dla Stanisława Witkiewicza (Życie, etyka i rewolucja, 1905, I red.) zasada ta była „czymś gorszym niż nicość”, bo
bezpłodna w kierunku jakiegokolwiek dobra społecznego czy narodowego, była ona trucizną dla myśli, dla charakterów, szerzyła zarazę zmaterializowania, podstawiała na miejsce sprawy polskiej egoizm jednostkowy i interes klasowy1.
Tak ostra krytyka pracy organicznej pojawiała się także w literaturze pięknej, ale dość rzadko. Szyderczą karykaturą „szlachetnego inżyniera”, na którego cześć — jak pisał Stefan Żeromski — „tendencja pisarstwa śpiewała kantatę [...] i oświetlała jego postać ogniami bengalskimi”, był Teodor Bijakowski z noweli Doktor Piotr (1894; cyt. z: Opowiadania. — Utwory powieściowe. Warszawa 1957, s. 17). Powieść wczesnopozytywistyczna widziała w takim bohaterze demokratycznego działacza społecznego — nowela Żeromskiego demaskowała go jako cynicznego arywistę, który swe sukcesy zawdzięcza przede wszystkim oszukańczym machinacjom przy robotach publicznych. Powieść owa gloryfikowała go jako bojownika postępu techniczno--cywilizacyjnego — nowela Żeromskiego przypominała, czyim kosztem postęp ten się odbywał.
Podobnie zarysowana jest w Fachowcu (1895) Wacława Berenta postać fabrykanta Kwaśniewskiego, który frazesami o pracy „u podstaw społeczeństwa” i „posuwaniu naprzód cywilizacji w naszym kraju” uwzniośla swoje rzeczywiste cele — sukces w walce konkurencyjnej i staraniach o tani kredyt. Bohater utworu, Zaliwski, z rozpaczą tę prawdę odkrywa; przekonuje się zarazem, że praca fabryczna nie tylko nie służy pożytkowi, nie tylko jego samego nie uszlachetnia, ale jest „robotą nudną, jednostajną i ogłupiającą” (Fachowiec. Warszawa 1956, s. 177). Jeden ze studenckich preceptorów Zaliwskiego objaśnia mu: Jednostanne i monotonne zajęcie, spowodowane podziałem pracy i maszyną, ogłupia człowieka” (s. 219). W dyskusjach studentów pojawia się najwyraźniej frazeologia marksistowska i bohater uświadamia sobie, że hasła, którym poświęcił życie, były dla jego ideowych opiekunów tylko chwilową i nieodpowiedzialną modą intelektualną.
Z utworów późniejszych — o problemy pozytywizmu zahacza marginesowo powieść Wacława Sieroszewskiego Zacisze (1913), oparta zapewne na młodzieńczych wspomnieniach autora. Eks-powstaniec Rwęcki mówi tutaj:
Praca zapewne jest rzeczą dobrą i każdy dąży do kultury, bo z nią związana i wygoda, barwność i pewność życia, ale wmawiać we wszystkich, że szczyty życia osiągnąć można jedynie przez ulepszone sadzenie kartofli, to zakrawa na szyderstwo. Przecie z tych kartofli znaczna część pójdzie na ukucie tęższego na nas łańcucha! Dramat nasz właśnie na tym polega, że i te kartofle ulepszać, i bogactw przysparzać, bądź co bądź, sobie musimy, choć jednocześnie wszystko to wzmacnia duszące nas więzy. [Zacisze. Kraków 1959, s. 141]
Wypowiedź tę tak zapewne należy interpretować, że rozwój ekonomiczny, do którego pozytywizm wzywał, jest z punktu widzenia interesów narodu ambiwalentny: pomnaża jego siły, ale zarazem umacnia powiązania z państwem zaborczym.
Cyt. za: K. Kosiński, Stanisław Witkiewicz. Warszawa 1928, s. 336.