W każdej wersji swego rozwiązania problemu zdań typu (A) Wittgenstein przeczy, by istniał bezpośredni związek pomiędzy nazwą koloru a pewną fizycznie określoną powierzchnią odbijającą wiązkę światła o określonej strukturze. (W ostatniej wersji odrzuca też przypuszczenie, by jakąkolwiek rolę odgrywała tu "ostateczna analiza zjawisk"). Wynika stąd również, że nie może istnieć nauka o barwach w sensie fenomenologicznym. Fenomenologia barw jest tylko zakamuflowaną analizą pojęciowa, ta zaś nie może być ufundowana na własnościach fizycznych rzeczy (1998, 33).
Ostateczne stanowisko Wittgensteina oddają zatem syntetycznie dwie tezy:
1. Nazwy kolorów oznaczają pojęcia=, których wzajemne relacje regulowane są pewną logiką:
2. Ostatecznym źródłem tej logiki są gry językowe.
Zastanówmy się z kolei na słabościami tego stanowiska.
(1) Dla wsparcia pierwszej z wymienionych tez Wittgenstein przytacza krytyczną uwagę współczesnego Goethemu malarza, Phillippa Otto Rungego zamieszczona w Farbenlehre. Otóż, zdaniem Rungego, jeśli chcemy wyobrazić sobie błękitnawy oranż, czerwonawą zieleń lub żółtawy fiolet, będziemy mieli dokładnie to samo uczucie, jakie ogarnia nas przy południowo-zachodnim wietrze północnym (za Wittgensteinem 1998, 54). Jednak aprobata Wittgensteina dla uwagi Rungego wydaje się pochopna. Runge myli bowiem dwie kategorie. W przypadku wyobrażania sobie czerwonawej zieleni trudność ma charakter naocznościowy - po prostu czegoś takiego nie widzimy (ani realnie lub ani wyobraźni). W drugim przypadku wiemy, że tak nie jest - trudność jest pojęciowo-logiczna, a nie naocznościowa. W pierwszym przypadku możemy pomyśleć, że mógłby istnieć taki kolor. W drugim przypadku nie możemy nawet tak pomyśleć. Drugi przypadek jest bowiem oparty na pewnym pojęciowym modelu świata w którym to, co południowe, nie może być północne. Owa niemożliwość pomyślenia wynika stąd, że w naszym modelu języka ekstensje wyrażeń "północ" i "południe" wyczerpują razem całkowicie pewną dziedzinę wyznaczoną przez model. W pierwszym przypadku taka sytuacja nie zachodzi. Ekstensje nazw "oranż” i "błękit" nie wyczerpują żadnej dziedziny przedmiotowej i nie wiadomo, czy są rozłączne, co wszakże należałoby uznać po to, by utrzymywać, że zdania typu (A) są sprzeczne
(2) Stanowisko Wittgensteina implikuje sprzeczność pomiędzy pojęciowym charakterem kolorów a niemożnością ustalenia kryteriów zaliczania określonych percepcji do zakresu danych pojęć: powiedzmy do zakresu pojęcia "różowy". Kryteria te wymagałyby pewnej standaryzacji kolorów, co znów kazałoby przyjąć pewne kolory wyróżnione, które w odpowiednim zmieszaniu dawałyby wszystkie inne kolory. Tę rolę pełnią kolory czyste. Tymczasem Witttgenstein neguje rolę cczystych kolorów w normalnej percepcji rzeczy barwnych. Trudność tę ilustrują następujące uwagi: (1) "Istnieje złota farba, ale Rembrandt nie przedstawiał złotego hełmu za pomocą złotej farby" (1998, 52): (2) "Wątpię, czy uwagi Goethego na temat charakteru kolorów mogą być przydatne dla malarza. Ledwo co mogą się przydać dekoratorowi" (1996, 53); (3)" Czyste kolory nie mają nawet specyficznych, powszechnie używanych nazw, taka mało są one dla nas ważne" (1996, 49). Zatem według Wittgensteina percepcja koloru z jednej strony wymyka się ujęciu pojęciowemu - dlatego teoretyczne klasyfikacje kolorów, używane np. przez producentów farb nie oddają tego. co widzimy - z drugiej strony analiza kolorów ma być właśnie analizą pojęciową, a nie czystym fenomenem spostrzeżeniowym. Do analizy pojęciowej potrzebne są jako punkty orientacji pojęcia czystych kolorów, te zaś według Wittgensteina są nieuchwytne i