Dopiero w początkach XX stulecia wydawcy gazet zrozumieli, że najlepszy sposób by na dłużej przywiązać czytelnika do gazety, to przedstawić mu pełny obraz sytuacji bez preferencji czy uprzedzeń. Te standardy obiektywnego dziennikarstwa należą po dziś dzień do najlepszych tradycji amerykańskich reporterów. Inną cechą medialnego świata wyniesioną z tamtych lat jest tworzenie olbrzymich koncernów medialnych. Najlepszym tego przykładem było imperium Hearsta, który miał pod swoją kontrolą około 75% wszystkich wydawanych wówczas gazet. Do dziś amerykańskie media rządzone są przez takie gigantyczne i wpływowe koncerny. W 1990 roku było ich w Stanach Zjednoczonych 135 i zarządzały łącznie 1228 dziennikami. Podobnie jak w Europie, potęga prasy drastycznie zmniejszyła się wraz z pojawieniem się radia, a zmalała niemal do minimum po wkroczeniu telewizji. Zawieszono niemal wszystkie popularne "popołudniówki", gdyż czytelnik zamiast biec po gazetę wolał obejrzeć najnowsze wiadomości w telewizji lub posłuchać radia. W 1971 roku 4 popołudniowe wydania miały około dwa dzienniki w 66 miastach. W 1995 roku ich liczba zmalała do 36.
Przez ostatnich 50 lat liczba dzienników zmalała z 1772 w 1950 roku, do 1480 w 2000 r. Za to większą popularnością zaczęły cieszyć się wydania weekendowe - ich ilość wzrosła z 549 w 1950 r. do 917 w 2000 r. Pomimo ciągłego spadku czytelnictwa, Stany Zjednoczone nadal mają największą liczbę gazet na świecie - ich całkowity nakład wynosi 115 milionów sztuk!
Dziennikarstwo śledcze i rola "psa stróża", jaką nałożyła na media konstytucja i inne akty regulujące działalność wydawców i dziennikarzy, rozwinęły się w latach 60-tych XX wieku. Okres wojny w Wietnamie był dla amerykańskiej prasy największym sprawdzianem. Wydawcy musieli wybrać, czy wolą podążać za pewnymi wytycznymi polityki kraju, czy przedstawiać niezatuszowaną opinię społeczną. Właśnie wtedy zaczęto przywiązywać wielką rolę do etyki dziennikarskiej. Większość amerykańskich środków przekazu podążyła jednak drogą sumienia i przyczyniła się do wycofania Stanów Zjednoczonych z konfliktu wietnamskiego. Podczas śledztwa w aferze Watergate po raz kolejny dziennikarze (tym razem "Washington Post"), Bob Woodward i Carl Bernstein, udowodnili, że prasa nadal ma wpływ na politykę, a nie jest tylko jej "pokojowym pieskiem". Niestety nie zawsze wolność mediów była nadrzędną wartością. Wiele przykładów i decyzji sądowych wskazuje, że na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat nie udało się pogodzić prawa społeczeństwa do informacji i prawa osób publicznych do piywatności. O takich kontrowersyjnych przypadkach będę pisać w jednym z kolejnych odcinków "Czwartej władzy w Ameryce".
W pierwszym odcinku naszego cyklu pisałam o "wielkiej piątce" amerykańskiej prasy: ''Wall Street Joumal", "USA Today", "New York Times", "Los Angeles Times" i "Washington Post". Najmłodszy z tej grupy, "USA Today", został założony przez grupę Gannetta w 1982 roku, a swój sukces zawdzięcza długotrwałemu i drobiazgowemu badaniu rynku, które poprzedziło premierę. Dzięki niemu wydawca postawił na wszystko, czego brakowało przeciętnemu Amerykaninowi - krzykliwą szatę graficzną, duże kolorowe zdjęcia, krótkie artykuły z chwytliwym wstępem, odpowiadające zapracowanym mieszczuchom, którzy szukają raczej najnowszych newsów niż nużących, wnikliwych historii.
Dziś gazety muszą konkurować nie tylko z telewizją, ale z całą rzeszą wyspecjalizowanych środków masowego przekazu. Personalizowane serwisy internetowe, lokalne stacje kablowe, telewizja interaktywna, specjalistyczne wydawnictwa, katalogi i inne inicjatywy bezpośredniego mailingu. By sprostać wymaganiom czytelników i dorównać konkurencji, gazety muszą postawić na nowe technologie. Poprzez Internet ich elektroniczne wersje są więc rozpowszechnianie do osobistych komputerów, nowe metody druku pozwalają na