226-227a


226

Rozdział X

Kochać i umierać

227



0x08 graphic

0x01 graphic

nigdy nie widziano błąkającego się ducha psa (dobrze znany szczegół), skoro tylko dusza człowieka posiada smutny przywilej powracania na ziemski padół, uważano ten środek ostrożności za wystarczający, by uchronić dom od niechcianych wizyt. Od najgłupszej służącej aż po wła­ściciela, wszyscy czuli się wtedy bezpiecznie. A ponieważ wszyscy czuli się bezpiecznie, duchy się nie pojawiały.

Trzeba było używać się wszystkich możliwych sposobów, gdyż religia nie zniechęcała do śmierci z wyboru, ani jej nie potępiała. Umierając, oba­wiano się rzecz jasna przyszłego życia, być może nawet przypominano sobie niektóre buddyjskie opowieści o piekle, w okresie Edo zresztą liczne, ale samobójstwo nigdy nie było uznawane za grzech. Obawiano się konse­kwencji innych czynów, ale nie tego. Przekonaniem kochanków, zachęco­nych przez amidyzm, było właśnie odrodzenie się po śmierci w lepszym świecie, gdzie mogliby się wreszcie połączyć. Według mnichów buddyj­skich zabicie żywej istoty (a więc cierpiącej), przysporzenie bólu wszech­światu, było czynem poważnym i szkodliwym dla przyszłego życia. Potem w konsekwencji można było zostać tym kruchym zwierzęciem, tym rozdar­tym sercem, odczuwać to samo cierpienie za to, że nie chciało się go zro­zumieć ani uszanować. Ale samemu się zabić? Czemu nie, jeżeli było to najmniejszym złem, jeżeli wymagał tego obowiązek, nakazywał rozsądek, narzucał los. Buddyzm bardziej szanuje ból będący istotą życia niż samo życie. A jeżeli je szanuje, to nie po to, aby je przyjąć, ale by się od niego oddalić. Rozpatruje je w jego przyczynach nie po to, by szukać na nie usprawiedliwienia, ale by znaleźć zeń wyjście.

Na Zachodzie domowa władza nie musiała obawiać się samobójczego oporu. Czyniąc go niewybaczalnym przez Boga, chrześcijaństwo skutecznie się przed nim zabezpieczyło. Jeżeli jednak zdarzyło się samobójstwo, goto­we było już wytłumaczenie pozwalające uniknąć wszelkiej odpowiedzialno­ści. A była nim frenezja, w dodatku uznawana za szatańską i demoniczną. Wybór śmierci samobójczej oznaczał bycie, jak orzekł sobór w Arles, diabo-lico persecutus furorę, obłąkanym i opętanym. Surowy ojciec i skąpy właści­ciel mogli się usprawiedliwić, uniewinnić — to znaczy, że Szatan nawiedził mój dom. I jeśli dziewczyna nie była opętana, to przynajmniej szalona — spodziewałem się tego i teraz wszystko jest jasne.

Chrystianizm zinterpretował samobójstwo jako kryzys relacji łączącej wolę śmiertelną z wolą nieśmiertelną. Sam czyn, uznany za metafizyczny bunt, został zwolniony z moralnej odpowiedzialności, która mogła nadać mu sens poprzez odniesienie go do świata człowieczego. Była to korzyść przede wszystkim dla tych, którzy przeżyli, ich rodzin, uniewinnionego

autorytetu, ale czasem również i dla samych zmarłych, jeśli w obliczu śmierci nie kierowali się rozsądkiem. Ich rzekomy obłęd służył za wytłu­maczenie, grzebano ich na cmentarzu, obok innych zmarłych. Bóg ci wybacza i współczujemy ci — mówił ksiądz — pod warunkiem że byłeś obłąkany. W Japonii samobójstwo nigdy nie zostało wyrwane z porządku etycznego, nigdy nie utraciło swojej wartości śmierci z wyboru, czynu moralnego, uzasadnionego, rozsądnego, przemyślanego, w pełni ugrun­towanego w tym świecie. Można było zrozumieć jego intencję, odtwo­rzyć, kto był za nie odpowiedzialny. Było to obnażenie prawdy jasnej i w pełni ludzkiej, tej samej, w której XIX-wieczni lekarze Zachodu chcieli widzieć tylko manię, melancholię, słowem - obłęd.

Ostatnia nadzieja uciśnionych

Wartości sprawiedliwości i miłości, skoro nie były uosabiane przez Boga, mogły zaistnieć tylko w postaci odwagi w obliczu śmierci. Doty­czyło to w ostateczności śmierci z wyboru. W jednej z opowieści Saikaku młody roztargniony subiekt zapomina dać do podpisania kwit na dużą sumę. Kupiec ze złej woli zaprzecza i oskarża go: „On nic mi nie dał, chce zatrzymać pieniądze dla siebie, wyda je na gry i przyjemności". Subiekt popełnia samobójstwo, a więc oczyszcza się z winy. To wystarcza, aby prawda wyszła na jaw i przyszło zadośćuczynienie: zhańbiony i zdema­skowany handlarz niedługo potem bankrutuje, w międzyczasie jego żona umiera ze wstydu. Tym samym sposobem Tokubei w Sonezaki shinju (Samobójstwo kochanków w Sonezaki), pierwszej sztuce obyczajowej Chikamatsu, postanawia umrzeć po tym, jak został oszukany, ograbiony, upokorzony, okryty hańbą przez Kuheijiego*, którego uważał za najlep­szego przyjaciela. Bo jak inaczej prawda miałaby wyjść na jaw? Tokubei próbuje się wytłumaczyć, broni się, chce przekonać Kuheijego. Ale w tym świecie pozorów wszystko świadczy przeciw niemu. Im więcej mówi, tym mniej go słuchają. Wtedy wykrzykuje: „Ach, na nic się przyda moja mo­wa! Nim minie trzeci dzień miesiąca, ja, Tokubei, przed całą Osaką do­wiodę swej uczciwości i czystości serca!" Ten sądowy dowód zostaje w ordaliach przyjęty przez niebiosa, tutaj to woli przypada w udziale

0x08 graphic
* W oryginale autor błędnie podał nazwisko oszusta i pośredniego sprawcy śmierci kochanków z Sonezaki jako Tahei. W rzeczywistości brzmi ono Kuheiji i tak zostało podane w tłumaczeniu (przyp. red.).



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
226 Example 1 Mix)
226 235
226 Example 1 Image Check)
(LABORATORIUM 022 Sterownik GE 226 Fanuc 90 30)
226 Zasada odzyskiwania danych)
226 Rodzaje notatek
Prawo spółdzielcze, ART 226 PrSpółdz, 2001
226 Example 1 FAT Search)
226 Where look for skipped sectors)
226
226
dz u 09 226 1817 rodzaje dok zazadac zamaw od wykonawcy
226
226 i 227, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
SHSBC 226 INSTRUCTORS' BUGBEAR
KPRM. 226, WSZYSTKO O ENERGII I ENERGETYCE, ENERGETYKA, KOPYDŁOWSKI
226
226 Example 4 Mix Editor)
786 226

więcej podobnych podstron