Jerzy Andrzejewski - Trzy opowieści
CIEMNOŚCI KRYJĄ ZIEMIĘ
Utwór rozpoczyna się od cytatu z III części dziadów, Adama Mickiewicza:
Zaszło słońce, wołają astronomy z wieży,
Ale dlaczego zaszło, nikt nie odpowiada;
Ciemności kryją ziemię i lud we śnie leży,
Lecz dlaczego śpią ludzie, żaden z nich nie bada.
Przebudzą się bez czucia, jak bez czucia spali.
Napisany został na przełomie grudnia 1955 i kwietnia 1957. Autor analizuje w swoim opowiadaniu moralny dramat ludzi, którzy stworzyli system totalitarny i utrzymują go za pomocą terroru. Opisuje wprawdzie metody działania hiszpańskiej Inkwizycji pod koniec XV wieku, lecz dla polskiego czytelnika od razu jest jasne, że chodzi tu o stalinizm.
Głównym wątkiem utworu są losy targanego wątpliwościami młodego mnicha, mianowanego sekretarzem Wielkiego Inkwizytora. Wzniosła sprawa budzi w młodzieńcu wiarę i wątpliwości. Wątpliwości znikają ostatecznie, kiedy wyrafinowane metody rachunku sumienia i presja z góry sprawiają, że zdradza najlepszego przyjaciela. Na końcu opowieści Wielki Inkwizytor, już na łożu śmierci, przejęty skruchą, chce znieść Inkwizycję i naprawić krzywdy wyrządzone ludziom, lecz sekretarz zamyka mu usta i kontynuuje system przemocy.
Książka ukazała się w roku 1957, w okresie "odwilży". Jeszcze w tym samym roku znany reżyser, Kazimierz Dejmek zrealizował w Łodzi adaptację teatralną. Potem sytuacja w Polsce, po krótkim okresie wolności, na dłuższy czas uniemożliwiła dalsze publikacje Ciemności kryją ziemię. Dopiero w roku 1973 ukazało się jej drugie wydanie, w tomie Trzy opowieści razem ze wznowieniem dwóch innych wybitnych dzieł Andrzejewskiego: Bramy raju oraz Idzie skacząc po górach.
Okrucieństwa stalinizmu, które są właściwym tematem Ciemności kryją ziemię, nadal tkwią w pamięci wielu ludzi. Książka Andrzejewskiego jest i obecnie aktualna, ponieważ Watykan opracowuje dokument o Inkwizycji i prześladowaniu heretyków, który ma być opublikowany w roku 2000.
Jednocześnie książka jest ważnym dokumentem czasu. Przypomina działalność cenzury w czasach PRL i świadczy o zręczności wielkich pisarzy, takich jak Andrzejewski, w omijaniu trudności związanych z jej istnieniem.
Ciemności kryją ziemię
Jedna ze starych hiszpańskich kronik notuje, że w połowie września roku tysiąc czterysta osiemdziesiątego piątego, późnym popołudniem, do miasteczka Villa-Réal w Manczy przybył czcigodny ojciec Wielki Inkwizytor w otoczeniu dwustu kilkudziesięciu konnych i pieszych familiantów, czyli domowników Świętej Inkwizycji, zwanych również Milicją Chrystusową. Ulice Villa-Réal - dodaje skrupulatny kronikarz - były puste, znikneły z nich stragany żydowskich przekupniów, z oberż i z winiarni nie dochodził gwar, a okna większości mieszkalnych domów przysłaniały żaluzje. Upał, silny za dnia, zelżał już cokolwiek, jednak od Sierra Morena wciąż wiał suchy i gorący, południowy wiatr.
Ledwie poczet ciężkiej jazdy pancernej, poprzedzany przez rotę łuczników, minął Puerta de Toledo i znalazł się wewnątrz miejskich murów - wśród ciszy panującej w mieście zabrzmiał ciężko dzwon kolegiaty San Pedro, a potem odezwały się dzwony klasztoru San Domingo, kościołów Santa Cruz, Santa Maria la Blanca i San Tomas. Po chwili biły w Villa-Réal dzwony wszystkich rozlicznych kościołów i klasztorów.
Dwaj zakonni bracia, przechodzący wewnętrznym krużgankiem klasztoru Dominikanów, zatrzymali się. Jeden z nich był w sile wieku, krępy, po chłopsku ciężki w ramionach; drugi - całkiem młody, niski i drobny, o ciemnej, jeszcze chłopięcej twarzy. - Przyjechał - powiedział fray Mateo. Mateo, Mateo! - zawołał fray Diego - gdybym mógł modlić się za tego człowieka, prosiłbym Boga, aby usunął go spośród żyjących.
Fray Mateo stał z pochyloną głową, przesuwając różaniec. Z daleka, niestłumiony bliskimi dzwonami, dobiegał wysoki i czysty dźwięk sygnaturki podmiejskiej pustelni sióstr karmelitanek.
- Diego - rzekł cicho - ty tego nie powiedziałeś, a ja tego nie słyszałem.
- Boisz się? Ty? Czyż nie myślisz tak jak ja?
- Nie zawsze należy mówić myślami.
- Wiem.
- Jesteś młody i gwałtowny.
- Wolałbyś, abym był jak kamień?
- Nie. Ale nawet kamienie mają dzisiaj uszy i języki. Uważaj. Jeśli ojciec Torquemada
uznał za właściwe opuścić królewski dwór i przyjechać do Villa-Réal, zaczną się tu dziać rzeczy straszne.
- O Mateo, straszniejszych od tych, jakie widziałem, już chyba nie ujrzę.
- Nie łudź się - rzekł fray Mateo - straszność nie jest cechą zdarzeń, lecz skutkiem ich kolejności.
Diego gonił własną myśl.
- Boże wielki i miłosierny! Wiarę moją zachowałem nieskażoną, ale serce, Mateo, serce
mam zranione i sumienie zmącone. Jednego dnia na quamadero w Sewilli widziałem stu ludzi płonących na stosach. Śpiewałem razem z braćmi hymn: Exsurge Domine et iudica causam Tuam", a przecież poprzez ten ogromny śpiew nie mogłem nie słyszeć jęków i krzyków umierających. Innego dnia...
- Milcz, Diego. Rany serca tylko w ciszy można zagoić.
- Nie ma dla mnie ciszy! Powiedziałeś, że nie zawsze należy mówić myślami. Co to
znaczy? Nie ufasz mi? Boisz się mnie? Ty, mój przyjaciel, mój nauczyciel?
Fray Mateo podniósł głowę. Diego stał o krok, pobladły, drżący, z oczami płonącymi ciemnym blaskiem.
- Bracie Diego, jeśli sumienie sprzeciwia się uznanym nieprawością, wówczas nie
drugich ludzi, lecz samego siebie musi się człowiek bać najbardziej.
- Siebie?
- Wiesz, dokąd cię może zaprowadzić sprzeciw sumienia? Nie przeraża cię twój bunt?
- Nie! Nie chcę przerażenia ani lęku, ani niczego, co jest strachem. Chcę coś robić.
- Módl się - powiedział fray Mateo.
Wielki Inkwizytor królestwa Kastylii i Dragonii, pedre Tomas Torquemada, okryty czarnym zakonnym płaszczem, jechał na białym kordobańskim koniu. Kapitan domowników Wielkiego Inkwizytora to Don Carlos de Sigura. Kanonicy kolegiaty - doktor Alfonso de Torrez i dominikanin fray Gaspar Montijo.
Po przybyciu Wielkiego Inkwizytora do miasteczka dociera do niego wiadomość - Wielebny ojciec Pedro Arbuz (kronik katedry zaledwie przed rokiem, przy ustanowieniu Świętej Inkwizycji dla królestwa Dragonii, został mianowany jednym z dwóch inkwizytorów Saragossy) został zamordowany. Przynosi ją przybysz z Saragossy. Inkwizytor postanawia, że następnego dnia wyruszą na poszukiwaniu morderców. Pedre de la Cuesta, odprowadzając Wielkiego Inkwizytora do jego celi wyznał mu, że ma marzenie, aby objąć tron i godności biskupa. Tamten strasznie go krytykuje, a jego słowa wywołują u pedre de la Cuesta poczucie winy i wstydu.
W nocy, nie mogąc spać, Wielki Inkwizytor idzie do kościoła, pomodlić się. Jest przekonany, że nikogo tam nie ma. Po chwili zorientował się, że w świątyni jest jeszcze ktoś inny. Przez dłuższą chwilę pedre Torquemada i ten drugi patrzyli na siebie w milczeniu. Nieznajomy to młody braciszek dominikanin (ok.20 lat). Nazywają go bratem Diego. Między zakonnikami nawiązuje się dyskusja. Diego wyznaje - „Ojcze mój, boję się, że mogę się stać kamieniem (…).Kim jesteś? Nie wiem. Wiem, że znam cię od dawna”. Bracie Diego - rzekł tamten przedstawiają się. Dominikanin początkowo nie wierzy i nadal wylewa słowa bólu ze swej duszy. Inkwizytor w trakcie rozmowy stara się wydobyć z chłopca całe zło, ból i żal, który opanował jego duszę ( ów ból, dotyczył między innymi bezprawnych działań Świętej Inkwizycji, która zaślepiona swoimi ideałami, popełnia tyle błędów kosztem niewinnych ludzi). „ Gdyby pewnego dnia zabrakło winnych, musielibyśmy ich stworzyć, ponieważ są nam potrzebni, aby nieustannie, o każdej godzinie, występek był publicznie poniżany i karany. Prawda, dopóki ostatecznie nie zwycięży i nie zatryumfuje, nie może istnieć bez swego przeciwieństwa: fałszu” - twierdził Inkwizytor.
Rano Wielki Inkwizytor zaproponował fray Diego zaszczytna funkcję osobistego sekretarza. Młodzieniec zgadza się.
Wielki Inkwizytor opuścił Willa-Real i udał się do Toledo, stamtąd podążył na teren królestwa Dragonii, do Saragossy. Diego, objąwszy zaszczytne obowiązki sekretarza Wielkiego Inkwizytora, przebywał odtąd blisko osoby swego przełożonego, uczestnicząc we wszystkich naradach, nawet najbardziej sekretnych. Świetna Inkwizycja, na czele z wielebnym mistrzem, postawiła sobie za cel odnalezienie sprawców zbrodni. Wiadome, zatem było, iż spisek, który na skutek nie dość dokładnych, a nawet sprzecznych w szczegółach relacji, mógł się wydawać dziełem kilku nazbyt gwałtownych i awanturniczych ludzi, protestującym w ten sposób przeciw konfiskatom majątków przez Świętą Inkwizycję. W świetle dowodów zgromadzonych przez Święty Trybunał, który orzekł, iż w spisek wmieszanym okazał się między innymi jeden z członków rodzinny królewskiej, siostrzeniec króla Ferdynanda, młody Książe Nawarry, Don Jamie, syn królowej Eleonory. (Autor przedstawia tu bezkarne, fałszywe i wydumane nie wiadomo skąd dowody, w tym także działania Świętej Inkwizycji). Chcąc dopomóc Błądzącym w kościołach dni świąteczne i po odczytaniu aktu wiary wzywano w ten czas wszystkich wiernych, aby będąc winnymi lub o winie innych cokolwiek wiedząc, sam w ciągu najbliższych dni trzydziestu oskarżyli siebie przed odpowiednim Trybunałem. Jedni czynili to, drudzy padali ofiarą pierwszych i już nikt nie był pewny własnego życia, czci i majątku. Nawet po umarłych sięgała każąca ręka Świętych Trybunałów i jeśli na skutek czyjegoś oskarżenia imię zmarłego popadło w niesławę - wygrzebywano ciało z poświęconej ziemi i palono je na stosie! Rodzinę nieboszczyka pozbawiano majątku oraz wszelkich godności i przywilejów. W ten sposób wzrastała wśród ludzi pobożność i szerzył się jej wierny cień - strach.
Przesłuchania lub sądy Wielkiego Inkwizytora zawsze kończyły się jego wygraną. Oskarżeni, choć niewinni, po wyczerpujących przesłuchaniach sami przyznawali się do winy. Karą był stos, wygnanie lub utrata wszelkich godności wraz z majątkiem. Odziedziczone po niewinnych ludziach majątki przeznaczali na cel tak miły Bogu, jakim jest wojna z poganami.
W tym czasie , kiedy już powszechnie było widome, że czcigodny ojciec najkrótszą drogą podąży wraz ze swymi domownikami (rycerzami) do Barcelony, skąd specjalny ok.®ęt królewskiej armady przewiezie go do Neapolu - przybył do Valladolida i natychmiast zjawił się w Santa Maria la Antigua niejaki fray Alvaro ze specjalnymi zaleceniami wysłany przez wielebnych ojców inkwizytorów z Willa -Real. Czcigodny ojciec, po rozmowie z bratem Alvaro, swoje plany wyjazdu do Stolicy Piotrowej przesunął, co najmniej o kilka tygodni. Tym czasem postanowił udać się wpierw do Willa - Redl, rozumiejąc, że zapraszając go, aby osobiście zechciał uczestniczyć w uroczystym autodafe wyznaczonym na dzień świętego Romualda, jemu, ojcu wszystkich Świętych Trybunałów Katolickiego Królestwa zlekceważyć nie przystoi.
Brat Alvaro w rozmowie z bratem Diego przekazał mu pozdrowienia od dawnego przyjaciela - brata Mateo. Brat Mateo pamiętając dawne, negatywne, nastawienie Brata Diego do Świętej inkwizycji i jej działań za wszelkącenę chciał, aby Diego z powrotem stał się dawnym zakonnikiem, który tak bardzo sprzeciwiał się bezkarnym działaniom Wielkiego Inkwizytora, któremu teraz służy. Brat Diego czuje się zmieszany i czym prędzej kończy rozmowę.
Wielki Inkwizytor królestwa Kastylii i Dragonii, czcigodny ojciec Tomas Torquemada, przybywszy do miasta Toledo, Obłożnie zaniemógł.
Lorenzo Perez, męszczyzna lat 38, w czasie o którym opowiadam, został uwięziony i postawiony przed Święty Trybunał w Toledo, a to z tej racji, iż bezwstydnie, jawnie ( co cechuje zatwardziałość heretyków) szerzył bezbożne poglądy, jakoby nie istniały żadne diabły, demony oraz inne istoty piekielne, które zdolne by były zawładnąć ludzką duszą. Ojciec Inkwizytor otrzymując te zeznania, pomimo ciężkiej choroby, postanawia sam osądzić tego człowieka. Podczas rozprawy sądowej oskarżony tłumaczył; „wezwałem w chwili rozpaczy diabła, aby dopomógł mi w niedoli, ofiarując mu w zamian swoją duszę. Wzywałem go kilkakrotnie, lecz nadaremnie. Diabeł nie zjawił się! Wzywałem Lucyfera wołając <<Aniele Świętości!>> bluźniąc Trójcy Świętej oraz religii chrześcijańskiej. Własną krwią napisałem cyrograf”. Jednak i to nie pomogło. Diabeł się nie zjawił!
Święty Trybunał zmusił oskarżonego do podania jeszcze innych nazwisk i skazał go na wygnanie.
Wielebny ojciec czuł zbliżająca się śmierć. Zapragnął w rodzinnym Awila , oddać Bogu ducha. Rankiem 13 września 1498, poczet dominikanów Wielkiego Inkwizytora opuścił miasto Toledo. Zbliżająca się śmierć skłonił czcigodnego ojca do głębokich refleksji nad swoim ziemskim życiem. Wzywając swego sekretarza, brata Diedo, stwierdza: „Ludzie tak bardzo potrzebują wiary, iż nawet swoje wątpliwości skłoni są nazwać pewnością.
Stworzyłem system, lecz dzięki niemu i przez niego stworzyłem także ludzi systemu. Co uczynić z nimi, jeśli system okazał się zgubnym szaleństwem? Jak usunąć terror, gdy zdążył zrodzić ludzi, którzy tylko w nim znajdują rację swego istnienia? (…)”
„Trzeba się będzie nauczyć żyć bez Boga i bez Szatana. Tak mój synu. Ich nie ma”.
Diego, ten który wczasach swojej młodości chciał zwalczać świętą inkwizycję, uważają tak samo jak dziś myśli czcigodny ojciec, podnosi ciężką jak kamień rękę i z całej siły uderza ojca w twarz - nie chciał pogodzić się z tym co Wielki Inkwizytor odkrył przed śmiercią.
Bramy raju
Jak potężnym i powszechnym było religijne rozmarzenie, świadczy o tym owa dziwna wyprawa krzyżowa dzieci, która na kilka lat przed śmiercią Innocentego III (1213) poruszyła południowo-wschodnią Francję, a nawet niektóre niemieckie okolice. Pastuszek pewien począł głosić, że duch niebieskie oznajmiły mu, jako grób święty może być wybawiony tylko przez niewinnych i małoletnich. Chłopcy i dziewczęta w wieku od ośmiu do szesnastu lat opuścili swoje rodzinne miejsca, zbierali się w tłumy i dążyli ku brzegom morza. Wiele ich poginęło z utrudzenia i niedostatku, wiele także stało się łupem chciwych handlarzy, którzy wabili te dzieci do siebie, a potem je sprzedawali w niewolę.
Stary człowiek, który od trzech dni spowiadał dzieci, był dużym i ciężkim mężczyzną w brunatnym habicie brata minoryty, na czas powszechnej spowiedzi on szedł na czele pochodu. Staremu mnichowi w nocy przyśniło się, że dzieci szły martwą i spalona pustynią. Wszystkie po kolei ginęły. Zostało tylko dwoje chłopców, z których przeżyje tylko jeden - niewidomy. Mnich cały czas dręczyły obrazy z jego snu.
Dzieci, począwszy od najmłodszych, podchodziły do niego i idąc u jego boku wyznawały mu swoje grzechy. W pochodzie szedł między innymi Jakub, zwany Jakubem Pięknym, pasterz, któremu objawił się głos Boga i kazał wezwać wszystkie dzieci i wyruszyć do grobu Chrystusowego. Szedł także Aleksy Melissen, szła Blanka - córka kołodzieja, szedł Robert - syn młynarza, szła Maud - córka kowala.
Muda wyznaje podczas spowiedzi, że idzie do grobu Jezusa nie z miłości do niego lecz z miłości do Jakuba. „To ona, ta miłość wypełniając wszystkie moje myśli i wypełniając mnie cieleśnie, kazała mi opuścić rodzinny dom, porzucić bez słowa pożegnania matkę i ojca(…)”. Muda opisuje swoje gorące uczucie do Jakuba , który niestety go nie odwzajemnia. Opowiada spowiednikowi o jego codziennych działaniach, jego urodzie i próbach powiedzenia mu jak bardzo go kocha. „Kocham Jakuba z Cloyes, ojcze a on? (…). Odkąd się gam pamięcią wychowywał się ze mną i z moją siostrą w domu mego ojca (…), ale wiem, że mnie nigdy nie pokocha w inny sposób niż snny sposób niż sną siostrę” - Wyznaje Maud. Maud cały czas wierzyła, że dlatego, iż to właśnie ona wysłuchała Jakuba i dała jego słowom wiarę, i to jej zawdzięcza, że dzieci wysłuchały i uwierzyły w jego słowa - „ Objawił mi Bóg wszechmogący, aby wobec bezdusznej ślepoty królów, książąt i rycerzy dzieci chrześcijańskie okazały łaskę i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w rękach pogańskich Turków” - gdy się już spełni to, co mu Bóg powierzył do wykonania, powie jej: kocham cię Maud.
W Maud zakochany jest Robert, który wyznał jej swą miłość: „Kocham cię Maud i nigdy cię kochać nie przestanę”. Maud: „Nie mogę cię kochać, Robercie”.
Robert podczas swojej spowiedzi opowiada o dziejach swojej rodziny, wychwalając ojca i dziadka oraz ich rodzinną profesję. Robert tłumaczy spowiednikowi, że nie chciał opuszczać starego i schorowanego ojca, ale ciągnęła go miłość. Miłość do Maud. Robert wyznaje: „ Nie rozumieliśmy, co się stało Jakubowi, gdy przez trzy dni nie opuszczał swego szłasu”. Mówi dalej: „stary dzwonniczy, który jeszcze zyje, znalazł go jednego dnia przed piętnastoma latami porzuconego w koszyku na stopniach kościoła, ochrzczono go wtedy i dano mu imię Jakub, bo był akurat dzień świętego Jakuba. Nazywano go Jakubem Znalezionym”. Jakub był przywódcą wszystkich pasterzy z Cloyes - Tłumaczy Robert.
Robert opowiada o Maud, która nie wykazywała zainteresowania jego osobą, ciągle myślała i wypatrywała Jakuba. Kapłan udzielił rozgrzeszenia Robertowi.
Teraz spowiada się Blanka. Buntownicza dziewczyna o bogatej, pełnej sex, przeszłości. Opowiada spowiednikowi jak kocha się z innym, myśląc o swoim ukochanym - Jakubie. Jej kochanek (Aleksy), kiedy się Koch z nią także myśli o kimś innym i ona to wie. Blanka początkowo nie chce się spowiadać, jednak wie, ze musi uzyskać rozgrzeszenie tak jak wszyscy. Opowiada spowiednikowi jak nie mogąc zaspokoić swoich namiętnych uczuć z Jakubem szuka ulgi w swoim cierpieniu uprawiając sex z innym, którego nie kocha. Blanka tłumaczy: „Bywa tak, że gdy człowieka wszystkie nadzieje i złudzenia opuszczą, uśmierca w sobie człowiek człowieka”. Spowiednik jej odpowiada: „Może się mylę moja nieszczęsna córko, lecz obawiam się , ze gdyby cię kiedykolwiek Jakub pokochał, nie ty przestałabyś być kłamliwa, próżna i rozpustna, lecz również on stał by się kłamliwy próżny i rozpustny (…)”. Blanka pomyślała: „Wypędzą mnie jeśli nie dostanę rozgrzeszenia”. Tłumaczy wszystko tym, że gdyby ją Jakub pokochał nigdy by taka nie była. Blanka dostała rozgrzeszenie.
Następnie spowiadał się Aleksy Melissen. Opowiada jak pokochał człowieka, który zamordował jego rodziców. Jest on Grekiem z Bizancjum. Przygarnął go rycerz, Ludwik z Venddome, hrabia Chartres i Blois, który wcześniej zamordował jego rodziców. Początkowo traktował go jak własnego syna jednak kiedy chłopiec dorósł został jego kochankiem. Opowiada spowiednikowi perypetie swojego romansu i miłości jaką darzył starego rycerza. Aleksy przypadkiem poznał Jakuba i jego uroda oszołomiła go. To właśni o nim myślał kochając się z Blanką. Aleksy zdradza pikantne szczegóły swoich miłosnych przygód. Wyznał: „ Byłem teraz Aleksym z Vendome, hrabią na Chartres i Blois, ja, Grek z Bizancjum, Aleksy Melisses, uratowany przed ośmioma laty z płonącego domu i miasta, jeszcze nieletni, ale prawowity hrabia, ponieważ wody Loary były szeroko rozlane, jednego dnia, gdy nie mogłem spać, a ona spała (Blanka) wstałem przed świtem(…) ujrzałem posuwającą się po równinie gromadę kilkudziesięciu dzieci i wyrostków, dziewczęta miały na sobie białe suknie, niektóre wianki z polnych kwiatów (…), zagrodziłem im drogę swoim koniem, spytałem: gdzie idziecie? Idziemy do Jerozolimy (…). W puszczy dogoniła mnie Blanka (…)”. Przez dwie noce i dwa dni jechali kilkakrotnie zmieniając kierunek, ponieważ różne słuchy chodziły między ludźmi, którędy posuwa się owa krucjata. Trzeciego dnia dojechali do nich. Jednego z koni, którym przyjechali zabił, drugiego wypuścił na wolność. Wtedy po raz pierwszy, choć Jakuba widział już trzy razy, dostrzegł na jego palcu pierścień, którego pierwotnym właścicielem był hrabia Ludwik. Ksiądz podniósł swoją dłoń i znak błogosławieństwa powoli kreśli ponad głową tego, który przed nim klęczy - myślał - że nie Bóg kieruje moją dłonią, tylko złudna nadzieja, że w młodości odnajdę porządek i sens świata. Aleksy zakończył spowiedź a kapłan udzielił mu rozgrzeszenia.
Jako ostatni spowiadał się Jakub. Mówił: „Moje życie zaczęło się bardzo niedawno, kiedy jednej nocy nie mogąc zasnąć usłyszałem tuż obok siebie głos, który mówił: opuść, Jakubie, swój szałas, idź pomiędzy dzieci i gdziekolwiek je znajdziesz, powiedz im: Objawił mi Bóg wszechmogący, aby wobec bezdusznej ślepoty królów, książąt i rycerzy dzieci chrześcijańskie okazały łaskę i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w rękach pogańskich Turków (…). Pierwszym człowiekiem, który przedstawił Jakubowi obraz Jerozolimy, był hrabia Ludwik z Vendome. To on, nim gwałtowna śmierć wyrwała go z pośród zyjących opowiedział Jakubowi o grobie Jezusa. Jakub wyznaje spowiednikowi: „Poraz pierwszy w życiu ujrzałem go tej wiosny, wieczorem. Zjawił się przede mną zupełnie nie spodziewanie, nie wiedziałem, kim był, nigdy przedtem go nie widziałem (…). Pomyślałem, ze zaraz odejdzie, i zapragnąłem, aby tego nie uczynił”. Gdy rozmawiali Hrabia usłyszał wołanie. Wiedział, że to Aleksy wyruszył na jego poszukiwanie, więc kazał Jakubowi bardzo głośno zawołać, tak aby tamten usłyszał. Hrabia ukrył swego konia w leśnej gęstwinie, a sam schował się w szałasie Jakuba. Kiedy Aleksy dotarł na miejsce Jakub powiedział mu, że tamten odjechał i wskazał mu kierunek. Jednak Aleksy zauroczony pięknym Pasterzem nie chciał odjechać. Wpatrywał się w Jakuba czując, ze jego serce wypełnia gorące uczucie miłości do tego chłopca. Kiedy Aleksy odjechał Jakub wrócił do ciemnego szałasu i położył się obok rycerza. Hrabia prawił mu mnóstwo komplementów dotyczących jego urody. Wtedy to właśnie chłopiec dostał pierścień, który od tej pory zdobił jego dłoń. Spowiednik pomyślał: „Tobie jednemu, ze wszystkich najbardziej czystemu i niewinnemu nie mogę dać rozgrzeszenia i ciebie jednego nie mogę pobłogosławić”. Chłopiec mówi dalej: „Wreszcie jednego wieczora przybył do mnie Aleksy i gdy mi to powiedział, spytałem: byłeś przy nim? Byłem - odpowiedział - wiosenne rzeki są bardzo zdradliwe, i nie mogłeś go uratować? Nie!”. Wtedy to właśnie Jakub dowiedział się o tragicznej śmierci rycerza, którego darzył wyjątkowym uczuciem. Kiedy leżał w swoim szałasie nie mogąc zasnąć, wtedy po raz pierwszy usłyszał ten głos, nawołujący go do opuszczenia szałasu, pozbieraniu dzieci i wyruszeniu do dalekiej Jerozolimy. To był głos rycerza (hrabia), który jako pierwszy rozświetlił przed chłopcem wizje wyzwolenia grobu Jezusa. Zakonnik nie udzielił Jakubowi rozgrzeszenia ani błogosławieństwa.
Zakonnik wyciągnął wszerz ramiona i starał się zatrzymać pielgrzymkę i cofnąć dzieci do swoich domów. Wtedy Jakub krzyknął głosem skrzywdzonego dziecka: Aleksy! Ten rozpoczął śpiewać pieśń kościelną, a wraz z nim cały tłum, zagaszając tym samym nawoływania i prośby zakonnika. Tłum, ze śpiewem na ustach, ruszył do przodu omijając spowiednika.
I szli całą noc.
Idzie skacząc po górach
1963
Antonio Ortiz - największy malarz dwudziestego wieku. Wiek:78 lat.
Ledoux - właściciel bistra
Yvetta - żona właściciela bistra
Akcja powieści rozpoczyna się od zaprezentowania sylwetek małżeństwa Ledouxów. Kiedy odpoczywali, pewnego słonecznego dnia, Ledoux przeglądał gazetę i zobaczył, ze ich przyjaciel - Antonio Ortiz, który od trzech lat milczał i żył w samotności, udzielił obszernego wywiadu. Gdy przed trzema laty, po dramatycznym rozstaniu z Ingrid Halvorsen, która wyjechał do rodzinnej Norwegii zabierając ze sobą pięcioletniego synka Olafa, Antonio zamknął się w swojej posiadłości w Vollioures i przez 3 lata nie opuszczał tej cichej i spokojnej miejscowości rybackiej u podnóża Pirenejów. Ortiz w wywiadzie zdradza, ze tematem jego nowych obrazków będzie kobieta, i tylko jedna kobieta. Wariacje na temat jednej kobiety. Postanowiłem namalować 22 obrazki. Ponieważ jest to cyfra-symbol, cyfra wyrażająca bezgraniczną miłość i wdzięczność dla tej, która w swojej czarodziejskiej młodości właśnie 22 rok zacznie w marcu, miesiącu mego wernisażu. Pierze Laurens - wybitny historyk sztuki - mówił: „Często powracam do lektury Pieśni nad pieśniami, tej natchnionej wizji wyśpiewanej ku chwale miłości. I kiedykolwiek dochodzę do wersetu z pieśni drugiej: Idzie skacząc po górach, przeskakując pagórki, myślę o Antonio Ortizie. Którz bowiem ze współczesnych prócz niego zasłużył sobie na ów szczególny przywilej, aby - żywy pomiędzy nami, żywymi - zstępował w głęboką otchłań czasu i wyłaniał się stamtąd na podobieństwo giganta, który przy dźwiękach weselnej muzyki przebiega lekkim krokiem pejzaże pierwszych dni stworzenia?”. Antonio wyraża umowny znak hołdu dla tej, która w najdoskonalszym kształcie cielesnym pojawiła się na drodze życia „skaczącego po górach”.
Wszystko to zaczęło się bardzo niewinnie. Alain Piot - młody, dobrze zapowiadający się malarz - wyjeżdża wraz ze swoją dziewczyną - Suzanne - do maleńkiej, rybackiej miejscowości, właśnie tej, gdzie ukrywa się przed całym światem Ortiz. Tam zamieszkują w małym domku przy plaży. Pewnego ranka Alain nie mogąc spać poszedł popływać. Kiedy wychodził nagi z wody dostrzegł stojącego człowieka. Zaraz rozpoznał w nim Ortiza, jednak zachował powagę sytuacji i nie zachował się jak amator widzący gwiazdę. Malarz zaproponował młodym swoja gościnne. Zgodzili się. Któregoś dnia, wracając z plaży zakochani postanowili jeszcze wskoczyć do knajpki. Ku swemu zaskoczeniu dostrzegli tam siedzącego samotnie Ortiza z butelka wina. Dosiedli się do niego. Alain spotkał tam kolegę, młodego dziennikarza, który przyjechał tu ze swoja przyjaciółką aby zrobić wywiad ze słynnym oraz niedostępnym dla mediów, malarzem. Alain postanowił zapoznać Andre, bo tak miał na imię dziennikarz, ze starcem. Ten początkowo się nie zgadzał, jednak potem to uczynił robiąc z dziennikarza durnia. Ortiza zainteresowała dziewczyna, z która Andre przyjechał. Był to dziewczyna o pięknej, roślinnej sylwetce. Po kilku dniach Ortiz dzwoni do dziennikarza i zaprasza go wraz ze swoją przyjaciółka do siebie. Kiedy oboje się tam znaleźli staruch proponuje ślicznotce, aby był jego modelką - ta się zgadza i zostaje u Ortiza - dziennikarz dostaje cenną informację, ze za pół roku otworzy swój wernisaż. Namaluje 22 obrazki, których motywem będzie Francoise - bo tak właśnie miał na imię. Dziennikarz jest wściekły ale odchodzi z cennymi informacjami.
Po powrocie z knajpy Ortiz postanowił zajrzeć do pracowni Alaina. Zobaczył tam dzieło, z którym młody malarz tak bardzo się męczył, nie mogąc znaleźć odpowiedniego zakończenia, ostatniej kreski. Staruch postanawia pomóc chłopakowi i poprawia jego dzieło tworząc z niego wspaniały obraz. Po powrocie zakochanych, Suzanne dostrzega piękne dzieło i chwali ukochanego, nie wiedząc, że to nie on jest jego autorem. Chłopak się załamuje. Postanawia się wyprowadzić i rozstać z Suzanne.
To właśnie wtedy, poprawiając dzieło Alaina, Ortiz wzbudził w sobie ponownie artystyczne zmysły i postanowił malować. Alain nie wie, że to właśnie on przyczyni się do tego, że staruch znowu zacznie malować i odnajdzie sens życia.
Ortiz zamieszkał ze swoją dziewczyną - modelką - i z czasem zakochuje się w niej. Przypominam Ortiz ma 78 lat, a ona będzie mieć w marcu 22 lata.
Dziennikarz nadal zbiera materiały o Ortizie z różnych źródeł i różnymi metodami.
Życie toczy się pomalutku. Wreszcie jest marzec i czas wernisażu Ortiza. Do małej, mieszczącej się w Paryzu galerii, której właścicielem jest Barba zjeżdżają się same sławy. Jest tam mnóstwo dziennikarzy, kamer, aparatów. Ortiz przybywa ze swoją kochaną dziewczyną, która jest motywem wszystkich 22 obrazków. Na wystawę podąza także Alain, który pragnie powiedzieć Ortizowi jak bardzo go nie nawiedzi. Przemyślał wszystko i pragnie wrócić do Suzann, która pozostawił bez słowa. Kiedy powiedział Staruchowi jak bardzo go nienawidzi wyruszył na poszukiwania ukochanej. Ortiz wraca do śmietanki towarzyskiej i do swojej młodej miłości, którą musiał pozostawić na czas rozmowy z młodym malarzem. Pewien kupiec - James Rotholc - proponuje Artyście dwa miliony dwieście tysięcy dolarów za całą kolekcję obrazów. Ortiz odmawia tłumacząc, ze obrazy nie są na sprzedaż. Ofiaruje jeden obraz swej ukochanej i pozwala jej zrobić z nim co zechce. Ta sprzedaje go za gigantyczną sumę dwustu tysięcy dolarów. Kupiec z wielkim trudem zgadza się i wystawia czek. Wernisaż nadal trwa, jednak artysta postanawia udać się ze swa ukochaną do domu. Idąc uliczkami Paryża Ortiz uświadamia sobie, że dziewczyna naprawdę go kocha. Postanawiają odwiedzić jeszcze bistro, którego właścicielem jest znajomy Ortiza - Ledoux.Tam piją winko. Dziewczyna czując zmęczenie postanawia udać się do domu. Chce iść sama. Starcowi radzi aby jeszcze został u swego przyjaciela i porozmawiał z nim po tak długiej przerwie. Nagle słychać pisk opon. Stary nie zwraca na to uwagi, dopiero Gaget, dziennikarz, który przybiegł do knajpy aby poinformować go o nieszczęściu wybił go z zamyślenia. Nieszczęście - woła - ona nie żyje! Stary Ortiz idzie na miejsce zdarzenia i widzi leżącą na ulicy ukochaną. Bierze ją w ramiona i odchodzi nie zwracając uwagi na gapiów i błysk fleszy. „Oto idzie skacząc po górach, przeskakując pagórki”.
Jerzy ANDRZEJEWSKI (1909-1983) - powieściopisarz, autor opowiadań i eseista, aktywny uczestnik życia politycznego i kulturalnego po 1945. Jego twórczość ewoluuje od kwestii moralnych i religijnych: Ład serca, 1938, poprzez tematy polityczne: Popiół i diament, 1948 do rewizji idei i wizji współczesnej kultury: Ciemności kryją ziemię, 1957, Bramy raju, 1960, Miazga, wyd. w drugim obiegu, 1979.
1