Polowanie. 109
— Takiej drogi będziemy mieli tylko 60 kilometrów do miasteczka Capelongo, poczerń zaczyna się znów dobra szosa do samego Cuangaru, celu naszej podróży — rzekł da Silva.
Po dwóch godzinach przejechaliśmy przez malutkie śpiące Capelongo i, nie zatrzymując się, ruszyliśmy na wschód ku brzegom rzeki Cubango. Po 8-ej rano wjechaliśmy w dolinę tej rzeki i zatrzymaliśmy się, by nalać benzyny, przekąsić trochę i wyprostować zmęczone kości.
Z bardzo daleka widzieliśmy kilka stad antylop, zebr i buffalo, które zaspokajały w rzece pragnienie. Chciałem zbliżyć się do nich i upolować przynajmniej jedną sztukę, lecz gospodarz był nieubłagany. Wciągnął mnie do samochodu, posadził przy sterze, a sam poszedł spać, zmęczony całonocnem prowadzeniem maszyny.
— Choć nie zna pan drogi — rzekł na dobranoc — wiem, że pan nie zbłądzi. Droga ta jest jedna, żadnych więc skrzyżowań nie będzie. Zresztą droga nie oddali się już od rzeki aż do samego Cuangaru.
— Senhor da Silva, a dlaczego tak mokro na drodze, czy deszcz padał, nie zauważyłem wTcale.
— Spał pan, jak suseł. Doprosić się pana nie mogłem, żeby pan nie spał siedząc, a poszedł położyć się do pudła. Ale teraz ja odeśpię swoje, dobranoc.
Przez pół godziny staliśmy już na miejscu. Murzyni zdążyli rozłożyć ognisko, ugotować fuby1 i na-
1 F u b a — mąka z kukurydzy, która wrzucona do kociołka z wrzątkiem tworzy rodzaj ciasta, które murzyni zaraz zjadają.