923
KAMIEŃ I GLINA
żując drogę lub wytyczając granice, przy czym ryty na nich czasem znak oręża mógł być obrazkowym wykładnikiem tak naszej epoce dobrze znanego ostrzeżenia, że „obcym wstęp wzbroniony”?
Dziwne są te śląskie krzyże pokutne: wykute (wyciosane — chciałoby się rzec) w twardym, chropawym granicie, niskie, w ziemię wrośnięte i ku ziemi pochylone reprezentują jak gdyby pierwszy krok w nauce opanowania kamieniarskiego rzemiosła. Musiała ona zresztą czynić bardzo szybkie postępy, skoro wkrótce cały obszar zapełnia się świątyniami wznoszonymi z pięknie opracowanego ciosu, a wkrótce potem i rzeźba się pojawia, która niejednokrotnie osiąga europejski poziom zarówno w portalu kościoła św. Marii Magdaleny we Wrocławiu (około 1200 r.. pochodzący z benedyktyńskiego kościoła na Ołbiniu) jak też w tchnących liryzmem fragmentach trzebnickich (około 1230 r.). Były to oczywiście przeloty komet: zakrzepłe w kamień wędrówki średniowiecznych mistrzów. Ale wkrótce na miejscu podejmowano lekcję i chociaż dosyć zgrzebne były te powtórki, to jednak świadczyły o woli włączenia się w sztukę państwa i całego kontynentu.
Nie tylko brak metryk utrudnia odczytanie początków. Wielki najazd Tatarów, kulminujący w bitwie na Legnickim Polu w r. 1241 jest cezurą epok: wszystko co przedtem powstało, jest nikłym przesłaniem — spoza morza rabunku, ognia i szaleńczego niszczyciel-stwa. Nauka niemiecka starała się zawsze szczególnie uwypuklić ten kataklizm, bowiem wedle niej dopiero po Legnickim Polu, po wielkiej fali kolonizacyjnej, dążącej do zaludnienia i odbudowania zniszczonych obszarów, Śląsk włączył się w pełni w rodzinę europejskich państw. Nikt nie umniejsza ogromu tatarskiego kataklizmu, co więcej tylko ludzie ciaśni mogą negować ważną rolę kulturotwórczą kolonizacyjnej fali, ale jest zwykłą nieuczciwością twierdzenie, jakoby przedtem Śląsk wraz z całą Polską do owej rodziny nie należał.
Jednakże z pewnym opóźnieniem podążając po europejskich tropach zarówno cały kraj, jak też i jego dzielnica pracowały na to, aby w tej rodzinie zyskać należne miejsce, a w jej sztuce zadokumentować swój własny charakter. Śląsk może pod niektórymi względami wyprzedził inne obszary, bowiem już przed połową w. XIV wypracował swoją własną wersję gotyku. Nie wiemy, skąd się wywodził strzegomski Mistrz Jakub, czy wrocławski Mistrz Pieszko (a nawet niepewna jest właściwa lekcja tego imienia, które w dokumentach pojawia się raz w łacińskiej formie „Pesco”, to znów w niemieckiej, „Peschke”) ale ich architektura staje się architekturą śląską, ponieważ określona została pewnymi odrębnymi cechami.
Do najwspanialszych jej dzieł należy przez owego Mistrza Jakuba zapewne wzniesiona strzegomska fara, a dawniej świątynia możne-