Aleksander Krawczuk
PAN I JEGO FILOZOF
Rzecz o Platonie
SPOTKANIE W OEI
Czy to przypadek mnie przywi�d� do tego miasta, do Oei, czy te� zrz�dzenie losu,
nie
umiem powiedzie�. Ch�tnie bym westchn��: Oby nigdy nie stan�a tu moja noga! �
lecz szacunek
nale�ny �onie zabrania takich my�li.
Ja, Apulejusz z Madaury, jecha�em na studia do Aleksandrii. Obra�em drog� l�dem
wzd�u�
wybrze�a morskiego: z Kartaginy prosto na Hadrumetum i Tapsus, potem skr�t ko�o
Ma�ej
Syrty, nast�pnie przez miasto Sabrata do Oei. Tu utkn��em. A czeka�a mnie
jeszcze podr�
d�uga i uci��liwa: wybrze�a Wielkiej Syrty, dalej miasta Cyrenajki, za nimi
dobry kawa�
pustkowi, i dopiero Aleksandria.
Ale zatrzyma�em si� w Oei. I to w�a�nie zim�, kiedy w tamtych stronach najlepiej
si� w�druje,
bo ch�odniej. Utrudzony drog� znalaz�em go�cin� w domu przyjaci�, Appiusz�w, i
zaraz leg�em, zmo�ony chorob�. Patrz�c obecnie na t� spraw� podejrzewam, co by�o
w�a�ciw�
przyczyn� s�abo�ci.
Po kilkunastu dniach odwiedzi� mnie, wci�� bardzo chorego, Poncjan. Niedawno
przyjecha�
z Rzymu. Dopiero p�niej mia�em si� dowiedzie�, co spowodowa�o, �e porzuci�
stolic� i
powr�ci� do rodzinnego miasta, mi�ego wprawdzie, lecz po�o�onego niemal na
kra�cach
�wiata. Pozna�em Poncjana przed kilku laty, w czasie studi�w w Atenach, za
po�rednictwem
wsp�lnych przyjaci�; wnet zwi�zali�my si� tam blisk� za�y�o�ci�. Ot� teraz, w
Oei, Poncjan
odnosi� si� do mnie z prawdziwym szacunkiem (bo te� by� m�odszy, cho� niewiele),
troszczy�
si� o moje zdrowie, okazywa� du�o serdeczno�ci. Obecnie ju� wiem, sk�d bra�o si�
to wszystko.
Najpierw zacz�� bada� moje usposobienie i ch�ci, ostro�nie wszak�e i wykr�tnie.
Od razu
zmiarkowa�, �e rw� si� do dalszej podr�y i �e inne sprawy ca�kiem mi nie w
g�owie; prawdziwie
po��da�em tylko zg��bienia tajemnych nauk Egiptu, jak to przed pi�ciuset laty
czyni�
boski Platon, a jeszcze przed nim Pitagoras. J�� wi�c zapewnia�, �e je�li
zatrzymam si� nieco
w Oei, on wybierze si� ze mn�. Wywodzi� te�, �e t� zim� straci�em z powodu
choroby, trzeba
wi�c poczeka� nast�pnej, bo w lecie trudno przeby� Wielk� Syrt�, takie tam
upa�y, tyle gro�nych
bestii, a zw�aszcza jadowitych w�y.
By�y to argumenty powa�ne i sensowne, tote� da�em si� przekona�. Wci��
s�abowa�em,
pora roku by�a istotnie sp�niona, a perspektywa odbycia dalekiej podr�y w
towarzystwie
tak mi�ego przyjaciela przedstawia�a si� n�c�co. Gdzie� jednak mia�em mieszka�,
czekaj�c w
Oei nadej�cia zimy? Przecie� nie spos�b by�oby nadu�ywa� go�cinno�ci Appiusz�w.
Poncjan
natychmiast znalaz� rad�:
� Przeniesiesz si� do domu mojej matki. Przyjmiemy ci� z rado�ci�, miejsca u nas
dosy�.
Mieszkanie jest bardzo zdrowe, a budynek po�o�ony tak dogodnie, �e b�dziesz m�g�
swobodnie
rozkoszowa� si� widokiem morza.
Kto wie, czy moich w�tpliwo�ci nie przewa�y� w�a�nie ten ostatni argument. Nie
znam
bowiem nic r�wnie wspania�ego i boskiego, jak �w przestw�r niezg��biony, nie
daj�cy si�
ogarn�� wzrokiem. Zw�aszcza gdy wschodzi nad nim ksi�yc. Wtedy znowu staje mi
przed
oczyma cudowna zjawa, kt�r� ujrza�em pewnej ksi�ycowej nocy wiosennej daleko
st�d, na
wybrze�u ko�o Koryntu.
Tak wi�c, gdy tylko si� mi przyby�o, stan��em przed domem Pudentilli, matki
Poncjana;
mia�em si� jej przedstawi�.O APULEJUSZU
Nim jednak narrator znajdzie si� przed obliczem pani domu, nale�y zaprezentowa�
go
Czytelnikom, przerywaj�c na kr�tko tok dopiero co zacz�tej opowie�ci.
Apulejusz urodzi� si� oko�o roku 125 naszej ery w mie�cie Madaura, a wi�c na
ziemiach
dzisiejszej Algierii, w pobli�u jej granicy z Tunezj�, w�wczas za� na obszarze
rzymskiej prowincji
zwanej Africa Proconsularis. Jako m�ody i stosunkowo zamo�ny cz�owiek wiele
podr�owa�.
Studiowa� w Atenach i w Rzymie, p�niej za� zdoby� du�y rozg�os dzi�ki
pisarstwu.
Wielk� s�aw� da�a mu zw�aszcza powie�� Metamorfozy, czyli Przemiany, znana te�
pod
tytu�em Z�oty osio�. Czytywano j� z upodobaniem i w staro�ytno�ci, i w
�redniowieczu; w
czasach nowszych doczeka�a si� przek�ad�w na niemal wszystkie j�zyki
europejskie, w tym
tak�e na polski. Pomys� jest znakomity. Pewien m�odzieniec przypadkowo, cho� nie
ca�kiem
bez w�asnej winy, zosta� zamieniony w os�a; pokonuje wiele tragikomicznych
przeciwno�ci,
a� wreszcie �aska bogini Izydy przywraca mu posta� ludzk�. W ramy tej opowie�ci
Apulejusz
wkomponowa� liczne nowele. Ca�o�� wi�c jest bogata i r�norodna. S� rozdzia�y
realistyczne
i ba�niowe, erotyczne i przygodowe, a nawet podnios�e i niemal religijne.
Wszelako wypada skromnie zauwa�y�, �e to nie Apulejusz wymy�li� ow� cz�eczo-o�l�
histori�.
Wyzyska� on, i to raczej wiernie, pewien romans grecki, kt�rego skr�cona wersja,
r�wnie� grecka, zachowa�a si� w zbiorze pism Lukiana. Owszem, to trzeba
przyzna�, Apulejusz
parafrazuje �wietnie. Prawda te�, �e � jak si� zdaje � wzbogaci� powie�� o pewne
w�tki
autobiograficzne. Chodzi zw�aszcza o partie po�wi�cone bogini Izydzie. Ale z tym
wszystkim
nie spos�b uzna� Metamorfoz za dzie�o rzeczywi�cie oryginalne. Pomys� jest
cudzy; prawdziwie
w�asna, Apulejuszowa, jest tylko szata j�zykowa, zreszt� niezwyk�a i urocza.
A inne pisma? By�o ich sporo, nie wszystkie dotrwa�y do naszych czas�w. Z
zachowanych
charakter �ci�le literacki i retoryczny maj� Florida; jest to wyb�r celniejszych
fragment�w z
m�w popisowych kt�re Apulejusz wyg�asza� przy r�nych okazjach. Ich styl
znamionuje
wirtuoza; tre�ciowo wszak�e s� to utwory b�ahe.
Posiadamy wreszcie trzy kr�tkie traktaty filozoficzne pi�ra tego� autora. Jeden
z nich jest
po prostu t�umaczeniem na �acin� pewnego traktatu, przypisywanego
Arystotelesowi. Dwa
inne maj� charakter bardziej samodzielny. Pierwszy z nich zastanawia si� nad
kwesti�, czym
w�a�ciwie by�o b�stwo opieku�cze Sokratesa. Drugi przedstawia �ycie i pogl�dy
Platona.
Czyni to wprawdzie w spos�b pobie�ny i niezbyt g��boki, �wiadczy jednak o kulcie
niemal
religijnym, jakim Apulejusz, wychowanek ate�skiej Akademii, darzy� jej
za�o�yciela. Jest to
zreszt� najstarszy zachowany wyk�ad filozofii plato�skiej w j�zyku �aci�skim, i
cho�by z tej
racji b�dzie mia� zawsze swoje miejsce w dziejach naszej kultury.
I w ko�cu dzie�ko najbardziej osobiste, wi�c poniek�d najwa�niejsze: Apologia,
czyli
Obrona. Kog� to broni Apulejusz? Siebie samego. A przed jakimi zarzutami?
Cierpliwy
Czytelnik �atwo odgadnie ich tre�� w toku tej opowie�ci, kt�ra w znacznej mierze
oparta zosta�a
w�a�nie na danych Apologii. Nale�y wszak�e uprzedzi�, �e nie chodzi tu ani o
przek�ad,
ani nawet o parafraz�; materia� bowiem mowy obro�czej zosta� swobodnie
przekszta�cony
oraz wzbogacony motywami z innych �r�de�. W ten spos�b powsta�a pewna ca�o��,
kt�ra daje
mo�e nieco zaskakuj�cy, a jednak autentyczny obraz obyczaj�w i mentalno�ci ludzi
wykszta�conych
w okresie rozkwitu cesarstwa rzymskiego. C� to za cudaczne przemieszanie
sprzeczno�ci w jednym i tym samym cz�owieku! Subtelna inteligencja i szeroka
wiedza
wsp�yj� z wr�cz zabobonnym kultem czar�w i magii; przes�d i �atwowierno��
splataj� si�
ze zdrowym sceptycyzmem i autentyczn� dociekliwo�ci� uczonego. A r�wnocze�nie �w
filozof
i adept nauk tajemnych okazuje zimn� interesowno�� i zdumiewaj�c� trze�wo��
umys�u
we wszystkim, co dotyczy kwestii maj�tkowych.Mo�e jednak to przemieszanie
sprzeczno�ci nie jest czym� niezwyk�ym i w�a�ciwym tylko
tamtym czasom. Je�li si� zastanowi� i rozejrze�, chyba nietrudno by�oby wskaza�
w ka�dej
epoce ludzi inteligentnych, uczonych, wyrachowanych, a jednocze�nie l�kliwie
sk�adaj�cych
ho�d najoczywistszym bzdurom i urojeniom. W ostatecznym za� rozrachunku wychodzi
na to,
�e ka�dy wiek najlepiej charakteryzuj� jego szale�stwa, przes�dy, psychozy i
schorzenia; bo�yszcza
ka�dej epoki staj� si� przedmiotem po�miewiska i szyderstw czas�w po niej
id�cych,
a nie mniej, cho� inaczej, dziwacz�cych.
Sceneri� perypetii Apulejusza by�a Oea, czyli dzisiejszy Trypolis w Libii.
Relacja o tym,
co prze�y� tam �w m�� znakomity, stanowi jedn� warstw� ksi��ki. Drugi natomiast
jej w�tek
dotyczy znacznie wcze�niejszych czas�w, gdzie indziej si� rozgrywa, zagadnienia
za� omawia
zupe�nie odmienne. Obie te p�aszczyzny ��czy osoba Apulejusza. Wyzyskamy
mianowicie
fakt, �e mia� on tak powa�ne zainteresowania filozoficzne; przypu��my, �e
w�a�nie w Oei
zbiera� materia�y do owych wspomnianych wy�ej traktat�w. Co prawda nie jest
pewne, czy
podpisa�by si� on pod wszystkimi uwagami i refleksjami, kt�re w jego imieniu
zostan� tu
przedstawione.
Najlepiej wszak�e, je�li tamten kr�g my�li otworzy przed nami sam Apulejusz.
Zostawili�my
go, gdy puka� do drzwi Pudentilli.
PUDENTILLA I WIERSZE PLATONA
By�a to pani chyba czterdziestoletnia, a wi�c starsza ode mnie o lat mniej
wi�cej dziesi��.
Na pierwszy rzut oka wyda�a mi si� kobiet� zupe�nie przeci�tnej urody; os�dzi�em
te� na podstawie
rys�w i wyrazu jej twarzy, �e jest raczej surowa dla siebie i dla innych,
samodzielna i
zdecydowana. Nic dziwnego, skoro owdowia�a ju� przed tylu laty i sama musia�a
zawiadywa�
du�ym maj�tkiem oraz czuwa� nad wychowaniem dw�ch syn�w: Poncjana, o kt�rym ju�
m�wi�em, oraz Pudensa, du�o m�odszego, ch�opca jeszcze.
W toku bardzo mi�ej rozmowy okaza�o si�, �e Pudentilla jest oczytana i
prawdziwie inteligentna.
Po grecku m�wi�a doskonale, mo�e nawet swobodniej ni� po �acinie; w tych
okolicach
nie jest to zreszt� czym� wyj�tkowym, bo zawsze mieszka�o tu sporo Hellen�w. A
je�li
ju� wspomnia�em o sprawach j�zykowych: uderzy�o mnie, �e w Oei, tak samo zreszt�
jak i w
moich stronach rodzinnych, ko�o Madaury, wci�� jeszcze spotyka si� wielu ludzi,
szczeg�lnie
na wsi, kt�rych j�zykiem ojczystym jest punicki. Stanowi to oczywisty spadek po
dawnym
osadnictwie fenickim i po w�adztwie Kartaginy nad ziemiami, kt�re obecnie, od
Madaury na
zachodzie a� po Leptis na wschodzie, le�� w granicach naszej prowincji Africa
Proconsularis.
Zauwa�y�em, �e nawet m�odziutki Pudens, przedstawiony mi zaraz na pocz�tku
spotkania,
woli m�wi� po punicku ni� po �acinie; t� kaleczy� niezno�nie. Widocznie ch�opiec
sp�dzi�
dzieci�stwo na wsi. A przecie� star� punick� Kartagin� zburzono do fundament�w
ju� przed
oko�o trzystu laty, dzisiejsza za�, wielka i wspania�a, jest miastem prawie
czysto rzymskim!
My�la�em:
Mo�e r�wnie� w naszych cia�ach i umys�ach �yje dziedzictwo staro�ytnej
Kartaginy,
trwa�e i niezniszczalne, cho� sami nie zdajemy sobie z tego sprawy? Mo�e
s�usznie twierdz�
niekt�rzy obcy, �e my wszyscy, stali mieszka�cy tej krainy, mamy w �y�ach, gdy w
gr�
wchodz� sprawy mi�o�ci lub nienawi�ci, nie krew, ale ogie�; i �e wszyscy w jaki�
naturalny
spos�b jeste�my zwi�zani ze �wiatem czar�w i tajemnic?
Rozmowa rych�o zesz�a na wsp�lne studia, moje i Poncjana, w Atenach, w Akademii
plato�skiej.
Z wielkim przej�ciem wielbi�em jej za�o�yciela i otwarcie stwierdzi�em:
� Pragn� jak najwierniej i�� w jego �lady i w�a�nie dlatego wybieram si� do
Egiptu. Gdyby
nie choroba, by�bym tam ju� dawno. Niestety, musz� zatrzyma� si� w Oei jeszcze
przez kilka
miesi�cy.Pudentilla oczywi�cie nie zna�a si� na plato�skiej filozofii i nie
czyta�a ani jednego dialogu
naszego mistrza. Natomiast, jak przysta�o na kulturaln� kobiet�, �ywi�a pewne
zainteresowania
dla poezji. Zapyta�a, czy Platon nie pozostawi� jakich� wierszy. Odpowiedzia�em,
�e jako
m�ody cz�owiek by� on przede wszystkim poet� i uk�ada� nawet dramaty; wszystko
to jednak
spali�, gdy w decyduj�cej chwili swego �ycia postanowi� po�wi�ci� si� tylko i
wy��cznie poszukiwaniu
m�dro�ci.
� Zachowa�y si� wszak�e � doda�em � kr�tkie wiersze Platona, epigramy, pisane
dla r�nych
os�b, w kt�rych si� kocha�.
� Jakie� to by�y osoby? I jakie to wiersze? � zapyta�a Pudentilla, wyra�nie
zaciekawiona.
Od razu po�a�owa�em swoich s��w niebacznych. Przecie� niemal wszystkie te
epigramy
wielbi�y ch�opc�w! Nie wyda�o mi si� stosowne, bym mia� deklamowa� te nami�tne
wiersze
przed matron� tak powa�n� i surow�. W ka�dym razie nie do powt�rzenia by� ten,
moim zdaniem,
najpi�kniejszy:
�Gdym Agatona ca�owa�, dusz� mia�em na wargach;
a� tam stan�a nieszcz�sna, jakby przej�� chcia�a na drug� stron�.�
Przytoczy�em wi�c inny, pozornie pow�ci�gliwszy, w kt�rym Platon m�wi o jednym
ze
swych m�odych uczni�w, o ch�opcu imieniem Aster, czyli Gwiazda:
�Wpatrujesz si� w gwiazdy, moja Gwiazdo. O jak�e� chcia�bym sta� si� niebem, by
tysi�cem
oczu patrze� na ciebie!�
Ch�opiec zmar� m�odo. Jego cieniom mistrz ofiarowa� taki epigram:
�Przedtem ja�nia�e� w�r�d �ywych jako Jutrzenka. Teraz, po �mierci, �wiecisz
w�r�d
zmar�ych jako Gwiazda Zachodnia.�
W tym momencie przyszed� mi na my�l wiersz, przez niekt�rych przypisywany
Platonowi,
a na szcz�cie zwr�cony do dziewczyny. Zaraz powt�rzy�em go g�o�no:
,,Rzucam ci jab�ko. Je�li kochasz mnie z dobrej woli, zatrzymaj je, a w zamian
daj mi, co
masz najcenniejszego. Je�li za� � oby tak nie by�o! � co innego zamy�lasz, we�
owoc i dobrze
rozwa�, �e jego �wie�e pi�kno wnet minie.�
Rzek�em i � zmartwia�em. Mia�em przecie� przed sob� kobiet� nie pierwszej ju�
m�odo�ci!
Aby wi�c ratowa� sytuacj�, pope�ni�em nowy nietakt. Ale zdawa�o mi si�, �e
niewiele ju�
mam do stracenia w opinii Pudentilli. Powiedzia�em:
� Znam jeszcze jeden epigram, kt�rego autorstwo do�� powszechnie przyznaje si�
za�o�ycielowi
Akademii, cho� ja osobi�cie innego jestem zdania. Wiersz, �mia�y w tre�ci, w
pewnym
stopniu przeczy poprzedniemu. Oto on:
�Mam Archeanass�, heter� z Kolofonu. Nawet w jej zmarszczkach jeszcze si� kryje
gorzka
mi�o��. Biedni wy, co�cie j� spotkali, gdy jako m��dka zaczyna�a �eglowa�! Przez
ile� to
przeszli�cie utrapie�!�
Mo�e mi si� tylko wydawa�o, �e Pudentilla jakby lekko si� u�miechn�a.
Zrozumia�a widocznie
te s�owa tak, jak sobie tego �yczy�em. I znowu pomy�la�em, �e chyba nie tylko
j�zyk
punicki jest �ywym spadkiem po dawnych panach tej krainy, lecz tak�e gor�ca
nami�tno��,
godna czcicieli bogini Tanit.
Uzgodnili�my, �e przeprowadz� si� do pi�knego domu Pudentilli ju� dnia
nast�pnego.
LNIANE ZAWINI�TKO I O�TARZ B�STW DOMOWYCH
Na now� kwater� przenios�em si� oczywi�cie ze wszystkim, co do Oei przywioz�em.
Sam
trzyma�em w r�ku swoje �wi�to�ci, dobrze owini�te lnian� chust�; tobo�ki d�wiga�
niewolnik
� jedyny, jaki towarzyszy� mi w dalekiej podr�y. Tak wi�c, musz� przyzna�, m�j
dobytek w
czasie przeprowadzki do domu bardzo bogatej wdowy przedstawia� si� raczej
skromnie;
wszelako ju� w rok p�niej pozwoli�em sobie na wyzwolenie w tej�e Oei trzech
ludzi ze s�u�-by, i to jednego dnia. Wszystko to mia�o mi p�niej przysporzy�
wiele k�opot�w ze strony
ludzi zawistnych i ma�ostkowych.
Gdy tylko przekroczy�em pr�g nowej siedziby, zapyta�em, gdzie o�tarzyk b�stw
domowych;
tam po�o�y�em �wi�to�ci. Nast�pnego dnia zajrza�em do tego pokoju zaraz z rana;
chcia�em sprawdzi�, czy przypadkiem kto� ciekawski nie dobra� si� do mych
skarb�w w niepozornym
zawini�tku. Przy sposobno�ci stwierdzi�em z zachwytem, �e pok�j jest w�a�ciwie
bibliotek�!
Liczne zwoje papirusowe le�a�y we wn�kach mur�w i w skrzyniach. Ksi��ki
stanowi�y
w�asno�� Poncjana, kt�ry powa�nie interesowa� si� filozofi� i literatur�;
w�a�nie dlatego swego
czasu uda� si� do Aten, gdzie los zetkn�� go ze mn� w gajach Akademii. Rzecz to
jednak
godna ubolewania, �e nawet mi�o�� wiedzy i prawdziwe studia nie wystarczaj� same
przez
si�, by ukszta�towa� sta�o�� charakteru i obroni� przed pokusami; przyk�ad
Poncjana mia� mi
to pokaza� szczeg�lnie wyrazi�cie.
Wracaj�c wszak�e do biblioteki: odkry�em w niej dzie�a Platona; traktaty innych
filozof�w,
przewa�nie uczni�w Sokratesa lub Platona; ksi�gi wielu historyk�w greckich i
m�wc�w.
Wi�kszo�� owych zwoj�w Poncjan naby� w Grecji, a nast�pnie przywi�z� tu i
zostawi�, gdy
wyjecha� do Rzymu, aby studiowa� prawo. Obecnie wielce �yczliwie pozwoli� mi
korzysta� z
tych zasob�w, kiedy bym tylko zechcia�. Patrz�c na to z perspektywy p�niejszych
wypadk�w
podejrzewam nawet, �e ogromnie si� ucieszy�; tym bowiem sposobem jeszcze mocniej
wi�za� mnie z domem swej matki, co znowu mia�o s�u�y� jego planom, wci�� jak
najtroskliwiej
skrywanym.
Spotkanie po latach z koleg� z plato�skiej Akademii; fakt, �e zdarzy�o si� to,
gdym pielgrzymowa�
za przyk�adem samego Platona do Egiptu, ojczyzny bog�w i tajemnych nauk;
odnalezienie dzie� tego� Platona w mie�cie zagubionym pomi�dzy morzem a
bezmiarem
piaszczystych pustkowi � wszystko to rozumia�em jako opatrzno�ciow� wskaz�wk�
losu,
abym wyzyska� przymusow� zw�ok� w Oei, przedstawiaj�c po raz pierwszy w j�zyku
�aci�skim
�ycie za�o�yciela Akademii.
Nie wiem, jaki kszta�t ostateczny otrzyma to dzie�o. Sta�o si� bowiem tak, �e
praca nad
nim w przedziwny spos�b splata si� z perypetiami mego �ycia. Wydarzenia zabawne
lub �a�osne,
a czasem gro�ne, to odwodz� mnie od bada� naukowych, to znowu jakby ku nim
sk�aniaj�.
Ale ja dawno ju� przejrza�em, �e nie ma przypadk�w. Wszystkim rz�dz� z ukrycia
moce
tajemne, wiod�c nas ku celom sobie tylko znanym.
Sokrates w niekt�rych chwilach swego �ycia s�ysza� p�yn�ce sk�d� s�owa, rady,
wskaz�wki;
przypisywa� je, na pewno s�usznie, swemu demonowi, czyli duchowi opieku�czemu.
Zbyt
ma�o we mnie prawdziwej m�dro�ci i czysto�ci ducha, abym m�g� wprost poj�� co
m�wi m�j
demon-str�. Wierz� jednak, �e to w�a�nie on powoduje moimi krokami. Je�li
wrogowie to
maj� na my�li, nazywaj�c mnie magiem i czarownikiem, ch�tnie si� godz�. Lecz za
wysoko
bym ich ocenia� przyjmuj�c, i� zdolni s� do tak g��bokich pogl�d�w; widz� tylko
drobiazgi,
jak owa chusta lniana, a i te �le rozumiej�.
MISTERIA
Owini�te lnian� chust� towarzyszy�y mi wsz�dzie �wi�te przedmioty; otrzyma�em je
od
kap�an�w Demeter i Persefony w Eleusis, gdy dost�pi�em tam wtajemniczenia.
Studiuj�c bowiem
w Atenach nie omieszka�em zg��bi� obrz�dk�w i nauk, kt�re od najdawniejszych
czas�w
ciesz� si� szczeg�ln� czci� w ca�ej Helladzie. Zreszt� Eleusis le�y tak blisko
Aten � pieszo
niewiele ponad p� dnia drogi � �e by�oby nawet przejawem pewnego lekcewa�enia
nie
odby� pielgrzymki do przybytku bogi�, z kt�rych jedna �ywi nas p�odami ziemi,
druga za�
w�ada �wiatem zmar�ych. Wyda�o mi si� to nakazem tym pilniejszym, �e misteria
eleuzy�skieodprawia si� tylko i wy��cznie w tej miejscowo�ci, podczas gdy
wszelkie obrz�dki ku czci
innych b�stw dokonywane s� w ka�dej krainie Imperium, gdzie tylko nauczaj� ich
kap�ani i
gromadz� si� wyznawcy. Ja sam dozna�em niezwyk�ej �aski od egipskiej bogini
Izydy, najpierw
u wybrze�a morskiego ko�o Koryntu, a potem w Rzymie. Po raz pierwszy objawi�a mi
si� noc�, o wschodzie ksi�yca, i wnet przekroczy�em progi tamtejszej jej
�wi�tyni. Po raz
drugi, nad Tybrem, ujrza�em we �nie jej ma��onka Ozyrysa i wst�pi�em na wy�sze
stopnie
poznania prawd ukrytych.
Natomiast z pewnym zdziwieniem, a nawet �alem, musz� stwierdzi�, �e Platon chyba
nie
by� wtajemniczony w misteria eleuzy�skie, w dzie�ach za� swoich zaledwie o nich
wspomina.
A przecie� m�wi on cz�sto i z wielk� czci� o r�nych b�stwach nie�miertelnych, o
losach
duszy, o pradawnych podaniach i naukach, o m�dro�ci kap�an�w i wieszcz�w nie
tylko helle�skich,
lecz tak�e barbarzy�skich. Szczeg�lnie pi�kny i bardzo osobisty jest ton
wypowiedzi
w dziesi�tej ksi�dze Praw. Platon gromi tam niedowiark�w przecz�cych istnieniu
bog�w
nie�miertelnych. Oto tre�� jego wywod�w:
Tych ludzi nie przekonywaj� opowie�ci, kt�re jako dzieci s�yszeli od swych matek
i piastunek,
powtarzane niby pie�ni czarodziejskie, raz �artobliwie, to znowu powa�nie.
S�yszeli je
r�wnie� przy modlitwach i ofiarach; a obrz�dy te s� dla oczu i uszu dziecka
jednym z najmilszych
prze�y�. Owi niedowiarkowie winni te� pami�ta�, �e ich rodzice w trosce o dobro
swoje i potomstwa z najg��bsz� ufno�ci� zanosili mod�y i b�agania do bog�w jako
do istot
najrzeczywistszych. Winni wreszcie dojrze� i poj��, �e wszyscy Hellenowie i
barbarzy�cy tak
post�puj�: w przer�nych chwilach �ycia, zar�wno z�ych, jak i dobrych, a tak�e
przy wschodzie
i zachodzie s�o�ca oraz ksi�yca, pobo�nie k�oni� si� ku ziemi, nawet przez
mgnienie
oka nie podaj�c w w�tpliwo�� istnienia bog�w.
Pracuj�c nad dzie�em Prawa Platon by� ju� starcem. Kto wie, czy pisz�c powy�sze
s�owa
nie wraca� my�l� do najdro�szych wspomnie� dzieci�stwa, kiedy to matka, tul�c go
do piersi
lub usypiaj�c, snu�a d�ugie opowie�ci o bogach dobrych i �askawych; kiedy to w
dni �wi�teczne
ojciec stoj�c w otoczeniu ca�ej rodziny i s�u�by na dziedzi�cu, przy o�tarzu
ofiarnym,
uroczy�cie podnosi� r�ce ku niebu, wzywa� po kolei b�stwa opieku�cze, prosi� je
o �yczliwo��
dla wszystkich mieszka�c�w domu.
A co do misteri�w, to przychodzi mi jeszcze na my�l, �e w dialogu Fedon Platon
wk�ada w
usta Sokratesa, ju� sposobi�cego si� do �mierci, wypowied� tej tre�ci:
Prawda jest w swej istocie oczyszczeniem si� od r�nych s�abo�ci. Pow�ci�gliwo��
za�,
uczciwo��, odwaga, a nawet sam rozs�dek stanowi� r�wnie� rodzaj czysto�ci
wewn�trznej. I
chyba nieg�upi byli ci, co wprowadzili misteria, dzi�ki nim bowiem mogli ju� w
pradawnych
czasach pod postaci� zagadkowej opowie�ci przekazywa� takie nauki: kto przybywa
do
�wiata zmar�ych niewtajemniczony i bez �wi�ce�, b�dzie le�a� tam w b�ocie;
natomiast cz�owiek
czysty i uczestnik misteri�w zamieszka w�r�d bog�w. Wszelako, jak to zwykli
m�wi�
prze�o�eni nad misteriami: �Symbol wtajemniczenia nosi wielu, ale prawdziwych
bachant�w
jest niewielu.� Moim za� zdaniem ci bachanci, czyli nawiedzeni przez boga, to
nie kto inny,
lecz mi�uj�cy m�dro�� w spos�b w�a�ciwy!
Te zdania, niby to Sokratesa, lecz naprawd� samego Platona, wydaj� mi si� wa�ne
z
dw�ch powod�w.
Wynika z nich po pierwsze, �e za�o�yciel Akademii za rzeczywiste wtajemniczenie
uznawa�
studium filozofii; natomiast nauki i obrz�dy r�nych misteri�w traktowa� tylko
jako
przybli�ony obraz najwy�szego poznania, ustanowiony przez �wiat�ych ludzi
staro�ytnych dla
prowadzenia maluczkich, kt�rzy jeszcze nie dojrzeli do nale�ytego ukochania
czystej m�dro�ci.
Ale jest tak�e drugi wniosek. To bowiem, co Platon m�wi tu o misteriach, dotyczy
nie Eleusis,
lecz doktryny orfickiej. Zreszt� w wielu swych dzie�ach Platon wprost lub
po�rednio nawi�zuje
do wielkiego mitu, wok� kt�rego orficy do dzi� oplataj� swe nauki i ceremonie,
nauczaj�c:B�g Dionizos zosta� rozerwany na strz�py i po�arty przez tytan�w.
Wstrz��ni�ty t� zbrodni�
Zeus spali� ich piorunem, z popio��w za� uformowa� pierwszego cz�owieka.
Skutkiem
tego ka�dy cz�owiek ma w sobie dwa przeciwstawne i zwalczaj�ce si� elementy.
Jeden z nich
pochodzi od Dionizosa, jest wi�c boski i nie�miertelny, drugi natomiast od
tytan�w, czyli istot
ziemskich i bestialskich. Cia�o ludzkie to wi�zienie i gr�b czystego ducha,
r�wnego bogom.
�ycie jest zarazem kar� i pr�b�; dla pierwiastka boskiego w nas oznacza ono
�mier� niemal,
natomiast �mier� fizyczna staje si� dla� pocz�tkiem prawdziwego �ycia. Kiedy
dusza zst�puje
do Hadesu, czeka j� s�d, p�niej za�, zale�nie od zas�ug lub wyst�pk�w, cierpi w
b�ocie podziemi
lub raduje si� wesp� z bogami.
Wszelako ten�e sam Platon wprowadza w pierwszej ksi�dze Pa�stwa swego rodzonego
brata Adejmanta, kt�ry pokpiwa z owych wyobra�e� o nagrodzie i karze po �mierci
jako ze
zbyt naiwnych:
� Ci, co w to wierz�, prowadz� w swych opowie�ciach ludzi zacnych do Hadesu,
uk�adaj�
ich na �o�ach biesiadnych, urz�dzaj� uczty, ka�� im, uwie�czonym, pi� wino po
wszystkie
czasy. Widocznie uwa�aj�, �e najpi�kniejsz� nagrod� cnoty jest wieczne
pija�stwo. A znowu
bezbo�nik�w i zbrodniarzy grzebi� w jakim� b�ocie hadesowym lub przykazuj�, by
bez przerwy
nosili wod� w sitach.
Nie�atwo wi�c doj�� i okre�li�, jakie by�y pogl�dy Platona � zreszt� nie tylko w
tej materii.
Tw�rca Akademii �y� d�ugo i pisa� wiele; mo�liwe wi�c, �e w ci�gu lat zmienia�
swoje zapatrywania
nawet na sprawy najistotniejsze. Czasami trudno te� wyrozumie�, czy m�wi
powa�nie,
czy te� pod p�aszczem s��w wznios�ych i pi�knych kryje si� ironia; t�
umiej�tno�� subtelnej
wieloznaczno�ci w wypowiedziach przej�� chyba od swego mistrza Sokratesa i
rozwin��
j� znakomicie. Wreszcie, prawie wszystkie utwory Platona maj� form� dialog�w; w
jakim�e
wi�c stopniu mamy prawo uznawa� za jego w�asne wypowiedzi to, co wk�ada w usta
r�nych
dyskutuj�cych os�b?
Wynika z tych uwag, �e znalaz�em si� w k�opotliwej sytuacji, gdym przyst�pi� do
dzie�a o
Platonie. Nale�a�o koniecznie znale�� jak�� pewn� podstaw� i jakby ni�
przewodni�, aby nie
zgubi� si� w tym przedziwnym, wspania�ym i arcykunsztownym labiryncie my�li. Kto
wie,
czy Platon nie zbudowa� go w�a�nie po to, aby nie dopu�ci� profan�w do
najg��bszej i naj�wi�tszej
tajemnicy swych przekona�?
LIST SI�DMY
Si�gn��em pami�ci� do lat studenckich, kiedy to wraz z Poncjanem przechadza�em
si�
w�r�d platan�w i drzew oliwnych Akademii lub w cieniu portyk�w siada�em u st�p
m�drych
nauczycieli, kt�rzy od prawie pi�ciu wiek�w, pokolenie po pokoleniu, przekazuj�
i obja�niaj�
my�li Platona � jak sami je rozumiej�; a rozumiej� r�nie. Ot� w tej to
Akademii mistrz
Gajos, najbardziej wtedy powa�any, cz�sto wspomina�, �e najlepiej poznamy �ycie
i pogl�dy
Platona wychodz�c od jego listu, kt�ry zowie si� si�dmym, a skierowany jest do
przyjaci�
sycylijskich. Tote� w Oei, gdy tylko przysz�y mi na my�l pouczenia Gajosa,
natychmiast zabra�em
si� do studiowania tego listu, b�d�cego zreszt� w istocie do�� d�ugim traktatem.
Jak ju� m�wi�em, Poncjan poprzednio bardzo ostro�nie bada� moje zamiary, maj�c
na oku
swoje cele. Kilkakrotnie zwraca� mi uwag�, delikatnie i troskliwie, �e licz� ju�
lat trzydzie�ci,
najwy�sza wi�c pora, bym za�o�y� rodzin�; przecie� on sam, cho� nieco m�odszy,
w�a�nie o
tym przemy�liwa! Haczyk owych napomknie�, rzucanych zreszt� jakby mimochodem,
widocznie
gdzie� tam utkwi� w mej �wiadomo�ci, bo kiedy tylko wzi��em do r�ki list si�dmy,
od razu uprzytomni�em sobie, jak posuni�ty w latach by� Platon, uk�adaj�c to
pismo: mia�
chyba prawie osiemdziesi�tk�. Dot�d jako� nigdy nie przyk�ada�em nale�ytej wagi
do okoliczno�ci, �e czytam s�owa starca kt�ry ju� ko�czy drog� �ycia, patrzy
wstecz i pragnie przekaza�
potomno�ci w�asne widzenie i ocen� swych wysi�k�w, pomy�ek i osi�gni��.
Uczyni�em
te� takie obliczenie:
Obecnie dwunasty ju� rok panuje cesarz Antoninus Pius i s� to lata olimpiady 232
[rok 150
n.e.]; a skoro Platon pisa� list si�dmy w latach olimpiady 107 [rok 352�349
p.n.e.], min�o od
tamtego czasu olimpiad sto dwadzie�cia pi��, czyli okr�g�o lat pi��set. Fakt, �e
zamyka si�
obecnie prawie dok�adnie pi�� wiek�w, wyda� mi si� znamienny i rokuj�cy memu
dzie�u dobre
nadzieje.
A teraz list si�dmy. Platon cofa si� my�l� do lat wczesnej m�odo�ci i pisze
zaraz na wst�pie:
�Jako m�ody cz�owiek do�wiadczy�em czego�, co zdarza si� wielu. Pragn��em, gdy
tylko
dojd� do swych lat, po�wi�ci� si� polityce. A tymczasem sytuacja pa�stwa tak
przedstawia�a
si� wtedy:
Poniewa� wielu krytykowa�o �wczesny ustr�j, dosz�o do przewrotu. Na czele nowych
w�adz stan�o pi��dziesi�ciu jeden obywateli. Z tej liczby jedenastu sprawowa�o
nadz�r nad
handlem i administracj� w samych Atenach, dziesi�ciu za� zarz�dza�o Pireusem.
Natomiast
trzydziestu pozosta�ych kierowa�o ca�o�ci� spraw pa�stwowych, maj�c
nieograniczone kompetencje.
Ot� z�o�y�o si� tak, �e niekt�rzy z nich byli moimi krewnymi i znajomymi; ci od
razu zacz�li zach�ca�, bym wzi�� udzia� w ich dzia�alno�ci, jako �e ona tak�e
mnie dotyczy.
Nie nale�y si� dziwi�, �e ulega�em wtedy pewnym z�udzeniom; by�em przecie�
bardzo m�ody.
Wydawa�o mi si�, �e te rz�dy poprowadz� pa�stwo od z�a ku praworz�dno�ci.
Dlatego
pilnie baczy�em, jak b�d� post�powa� nowi w�adcy. I co ujrza�em? Oto w kr�tkim
czasie
sprawili, �e ustr�j poprzedni wyda� si� z�oty!
Drogiego mi starca, kt�rego nie waha�bym si� nazwa� cz�owiekiem najbardziej
prawym
w�r�d wsp�czesnych, chcieli wys�a� wraz z kilku innymi, rozkazuj�c im wsp�lnie
schwyta� i
si�� sprowadzi� jednego z obywateli, na kt�rym miano wykona� wyrok �mierci.
Oczywi�cie
chodzi�o im o to, aby Sokrates sta� si� wsp�lnikiem ich spraw, nawet wbrew swej
woli. On
jednak nie pos�ucha�. Got�w by� na wszystko, byle nie uczestniczy� w zbrodni.�
Taki wi�c by� �w m�ody Platon. Nie misteria go zajmowa�y, i nawet nie studium
m�dro�ci,
lecz tylko polityka. Przyznam, �e trudno mi poj�� takie stanowisko i tego
rodzaju zainteresowania.
Przywyk�em w naszej b�ogiej epoce jedynow�adztwa, �e kto inny podejmuje za mnie
wszelkie decyzje w sprawach pa�stwa i spo�eczno�ci, ja za� przyklaskuj� ka�dej.
LIBER PATER
Nie tylko dla mnie martwe s� sprawy polityki, �ywe za� i pasjonuj�ce te, kt�re
dotycz� misteri�w.
Mo�na �mia�o stwierdzi�, �e w�a�nie takie jest nastawienie najszerszych mas
ludno�ci
cesarstwa � poza oczywi�cie w�sk� grup� wysokich dostojnik�w, istotnie maj�cych
jaki�
wp�yw na bieg spraw pa�stwowych. Ile� to dzi� we wszystkich krainach Imperium
bractw
religijnych, ile wtajemnicze�, ile kult�w b�stw rozmaitych! Tak na przyk�ad w
naszej prowincji,
a wi�c r�wnie� tu, w Oei, bardzo wielu czcicieli ma Liber Pater, czyli po prostu
grecki
Dionizos-Bachus. Jego bractwa, do kt�rych mo�na wst�pi� tylko drog�
wtajemnicze�, zbieraj�
si� na dziwne nabo�e�stwa, polegaj�ce przede wszystkim na wsp�lnym ucztowaniu.
Jakim
ucztowaniu! Wino leje si� obficie, a podochoceni bachanci ta�cz� niemal nago i
coraz
zapami�talej przy wt�rze bardzo rytmicznej, wr�cz przejmuj�cej muzyki. Ta�cz�
tak d�ugo,
p�ki niekt�rzy z nich nie popadn� w rodzaj sza�u, kt�ry zwykle udziela si�
reszcie zebranych.
Utrzymuj� p�niej, �e wst�pi� w nich duch bo�y i �e nie w�adali sami sob�. W
ekstatycznym
upojeniu krzycz� i wyj�, skacz� i tarzaj� si� po ziemi, rozrywaj� r�ne
przedmioty na strz�py,
obejmuj� si� i mi�uj�. Wszystkto to ma by�, w ich mniemaniu, jakim� przedsmakiem
wiecz-nej szcz�liwo�ci po �mierci, kiedy to oni, wierni czciciele Dionizosa,
b�d� uczestniczy� w
boskiej biesiadzie na niebia�skich b�oniach. Rozumiem te marzenia. Jak�e� bowiem
ludzie
pro�ci i niedokszta�ceni mog� wyobra�a� sobie najwy�sz� rozkosz? Tylko jako
uciechy sto�u i
�o�a.
Nie inaczej by�o pi�� wiek�w temu, w czasach Platona, cho� intensywno��
prawdziwego
�ycia politycznego czyni�a te zjawiska czym� niepor�wnanie s�abszym i ubocznym.
Ale i
w�wczas pot�piano nieobyczajno�� bachicznych ceremonii; wsp�lne uczty, pija�stwo
i orgie
szokowa�y ludzi tamtych czas�w tak samo, jak i nas obecnie. Przynajmniej tak si�
dorozumiewam
odczytuj�c kr�tk� wzmiank� w drugiej ksi�dze Praw Plato�skich:
Szerzy si� po cichu wie�� i podanie, �e bogu Dionizosowi odebra�a jasne
rozeznanie w duszy
jego macocha Hera. Z zemsty za to Dionizos wprowadzi� �wi�ta bachiczne i
szale�cze
obchody, a tak�e darowa� nam wino.
Czyli, je�li wierzy� Platonowi, niekt�rzy jego wsp�cze�ni t�umaczyli sobie
niezwyk�o��
kultu Bachusa, tak odbijaj�c� od dostoje�stwa ceremonii ku czci innych bog�w �
zatargami
w�r�d niebian. Wszelako sam Platon nie zgadza� si� z tym pogl�dem, zaraz bowiem
dodaje:
Szerzenie owych wie�ci pozostawiam tym, kt�rzy uznaj� za rzecz bezpieczn�
powiada�
co� takiego o bogach.
Platon bowiem mia� w�asne zdanie o pocz�tku i znaczeniu pie�ni, ta�ca, a nawet
wina.
Uwa�a� je za spadek po niemowl�ctwie ludzko�ci; spadek potrzebny, z niego bowiem
wytworzy�o
si� poczucie rytmu i harmonii, w�a�ciwe w�r�d wszystkich istot tylko
cz�owiekowi, a
odgrywaj�ce ogromn� rol� w wychowaniu duszy i cia�a.
POEZJA I JEJ NADZORCY
Poniewa� wspomnia�em o wychowaniu, pragn� od razu w tym miejscu poruszy� pewn�
spraw�, dotycz�c� pogl�d�w Platona, kt�ra dziwi mnie i zastanawia, odk�d tylko z
ni� si�
zetkn��em.
Swoje wielkie dzie�o, Prawa, Platon pisa� u schy�ku �ycia w�a�nie po to, aby
okre�li� zasady
wychowania obywateli w pa�stwie doskona�ym. Odpowiednie kszta�towanie osobowo�ci
rozpoczyna si� ju� w najwcze�niejszym dzieci�stwie i trwa do p�nej staro�ci;
wszyscy
mieszka�cy idealnego pa�stwa poddani s� sta�emu i �cis�emu rygorowi ustaw, kt�re
kieruj�
ich post�powaniem zar�wno w �yciu publicznym, jak i osobistym. Tylko ci
obywatele, kt�rzy
uko�czyli lat sze��dziesi�t, mog� swobodniej uk�ada� swoje sprawy; ale wtedy, w
wieku podesz�ym,
s� oni ju� tak uformowani, �e sami staj� si� �ywym prawem. Tote� w�a�nie starcy
os�dzaj�, czy m�odsi w pe�ni dochowuj� wierno�ci ustrojowi. Nawet dni
odpoczynku, czyli
�wi�ta ku czci bog�w, zosta�y w��czone do owego wszechwychowania. Po cz�ci
bowiem
maj� one s�u�y� odpr�eniu i umili� �ycie, dlatego wype�nia je muzyka, taniec i
�piew ch�ralny;
jednak�e forma i tre�� tych utwor�w musi odpowiada� pewnym prawom; Platon
ustanawia
je i omawia w ksi�dze si�dmej.
Pierwsze z nich g�osi, �e nastr�j utwor�w winien by� podnios�y. Drugie wychodzi
z za�o�enia,
�e pie�ni s� rodzajem mod��w zwr�conych ku bogom, tote� poeci maj� pilnie
zwa�a�,
by nie w�lizn�o si� do ich dzie� co� zdro�nego, co by mog�o wywo�a� gniew
niebian. Wiadomo
wszak�e, �e tw�rcy nie zawsze potrafi� sami przez si� odr�ni�, co z�e, a co
dobre.
Dlatego trzecie prawo orzeka: tw�rcy nie wolno odst�powa� od tego, co pa�stwo
uznaje za
s�uszne, pi�kne i dobre. Nie wolno mu nawet pokazywa� swych dzie� osobom
prywatnym,
p�ki nie uzyskaj� one aprobaty s�dzi�w i nadzorc�w. Przedmiotem pie�ni maj� by�
przede
wszystkim bogowie, ale tak�e demony, herosowie, a nawet zmarli ludzie, zas�u�eni
dla pa�stwa.
Natomiast wychwalanie os�b �yj�cych, nawet wybitnych, wymaga�oby rozwagi. Co
jednak uczyni� z dzie�ami pozostawionymi nam w spadku przez przesz�e pokolenia?
Komisjastarc�w musi dokona� w�r�d nich wyboru, odrzucaj�c wszystko, co
niew�a�ciwe; to wszak�e,
co kryje w sobie jakie� warto�ci, nale�y przekaza� utalentowanym poetom i
muzykom, by
dokonali oni odpowiednich przer�bek. Trzeba bowiem wykorzystywa� zdolno�ci
tw�rc�w,
ale w taki spos�b, by ich osobistym upodobaniom pozostawi� jak najmniej miejsca.
W ostatniej
instancji o wszystkim ma decydowa� wola str��w ustroju. Utw�r w�a�ciwie
ustawiony
jest tysi�c razy lepszy od nie uporz�dkowanego � nawet je�liby �w pierwszy nie
posiada�
uwodzicielskiego wdzi�ku s�odkiej Muzy.
Takie by�y pogl�dy Platona � starca. Tego Platona, kt�ry w latach m�odo�ci, a
nawet jeszcze
p�niej, pisa� nami�tne elegie mi�osne. Mia�em je w �wie�ej pami�ci, z racji
niedawnej
rozmowy z Pudentill�; mo�e dlatego rzecz wyda�a mi si� jeszcze bardziej
zagadkowa ni�
zwykle, a sprzeczno�� obu postaw zdumiewaj�co jaskrawa. Przez moment my�la�em,
�e
wszystko jest w zasadzie proste i jasne: u schy�ku �ycia filozof sta� si�, jak
to starcy zazwyczaj,
twardy, bezkompromisowy, nieczu�y na uroki dozna� m�odzie�czych, a mo�e nawet
zawistnie im niech�tny. Wnet wszak�e u�wiadomi�em sobie, �e podobne pogl�dy
Platon reprezentowa�
ju� w dziele, kt�re pisa� w sile wieku. My�l� o dziesi�tej ksi�dze Pa�stwa.
O SZKODLIWO�CI POEZJI
Rozm�wcami w tej ksi�dze s� Sokrates i Glaukon, brat Platona. S�dz�, �e ma to
swoje
znaczenie; oddaj�c bowiem g�os taki bliskiej osobie filozof zapewne chcia�
wskaza�, �e wy�o�one
my�li nie s� igraszk� lub �artem, lecz jego w�asnymi, prawdziwymi pogl�dami.
Zaraz na pocz�tku Sokrates stawia tez�, kt�ra ju� poprzednio pojawia�a si� w
dyskusji,
lecz nie zosta�a, szerzej rozwini�ta:
� W naszym pa�stwie doskona�ym pod �adnym warunkiem nie b�dziemy tolerowa�
poezji
na�ladowczej!
To ostatnie okre�lenie jest bardzo szerokie i obejmuje w�a�ciwie wszystkie
rodzaje poezji
(z wyj�tkiem dw�ch, o kt�rych ni�ej), a wi�c zar�wno epik�, jak te� dramaturgi�
i liryk�;
wszystkie bowiem one usi�uj� na sw�j spos�b na�ladowa� rzeczywisto�� oraz
wzbudzi� w
s�uchaczach emocje, jakie wywo�a�yby w nich wydarzenia prawdziwe. Sokrates
atakuje poezj�
poniek�d wbrew sobie. Wyznaje, �e od dziecka mi�uje i czci Homera, praojca ca�ej
owej
tw�rczo�ci, oskar�a go jednak surowo, podobnie jak i jego uczni�w, tragik�w i
liryk�w, daj�cych
w swych dzie�ach tylko poz�r i zwid rzeczywisto�ci.
Pr�no by pyta� � wywodzi Sokrates � jakie to pa�stwo dzi�ki Homerowi ulepszy�o
sw�j
ustr�j i prawa, wygra�o wojn�, wprowadzi�o nowe pomys�y techniczne. Zreszt�
Homer nie by�
mistrzem i wzorem nawet dla swych wsp�czesnych i najbli�szych, nie ustanowi�
bowiem
odr�bnego, homeryckiego sposobu �ycia, jak to p�niej uczyni� na przyk�ad
Pitagoras.
Jednak�e, zdaniem tego� Sokratesa, najpowa�niejsze s� zarzuty dotycz�ce samej
istoty
wszelkiej poezji na�ladowczej:
Pobudza ona i doprowadza do rozkwitu uczuciowy pierwiastek duszy, i to kosztem
tego,
kt�ry my�li racjonalnie. Jest to dzia�anie wielce szkodliwe i niebezpieczne;
zupe�nie tak samo,
jak gdyby w pa�stwie kto� wzmacnia� si�y g�upoty i kaza� im rz�dzi�, niszczy�
natomiast ludzi
�wiat�ych. A w�a�nie tak post�puje poeta: wszczepia w dusze s�uchaczy z�y
ustr�j, sprzyja
czynnikom nierozumnym. Tym sposobem przynosi szkod� nawet ludziom my�l�cym.
We�my
pod rozwag� przyk�ad stosunkowo prosty! Oto zdarza si� cz�sto, �e Homer lub
dramaturg
wprowadzaj� bohatera cierpi�cego, rozpaczaj�cego; patrzymy i s�uchamy wzruszeni,
dajemy
si� powodowa� poecie, wychwalamy go jako tw�rc� znakomitego. A przecie� je�li
cios spadnie
na nas samych, usi�ujemy zachowa� spok�j i hart ducha, s�usznie uwa�aj�c, �e
m�czy�nie
przystoi panowa� nad swymi uczuciami. Podobnie ma si� rzecz w innych wypadkach,
gdypoeta pobudza nasz� po��dliwo�� erotyczn�, sk�onno�� do gniewu czy w og�le
jak�kolwiek
nami�tno��; w istocie bowiem nale�a�oby ujarzmia� te emocje i schorzenia, je�li
pragniemy
sta� si� lepsi i szcz�liwsi.
Ostateczny wi�c wniosek rozm�wc�w jest taki:
W pa�stwie doskona�ym dopu�cimy, je�li chodzi o tw�rczo�� poetyck�, tylko hymny
ku
czci bog�w i pochwa�y ludzi uczciwych. Gdyby bowiem pojawi�a si� owa s�odka Muza
piosenek
i epopei, wnet zacz�oby kr�lowa� nie prawo i nie g�os spo�ecznego rozs�dku,
lecz pogo�
za uczuciowymi doznaniami.
Takie by�y pogl�dy Platona, wed�ug dziesi�tej ksi�gi Pa�stwa. Czytaj�c te s�owa,
jak i wypowiedzi
w Prawach, rodzi si� we mnie podejrzenie, �e w Akademii pokazywano nam zbyt
jednostronny obraz jej za�o�yciela. Tam m�wiono o nim tylko jako o m�drcu,
zatopionym w
rozmy�laniach nad jedno�ci� pi�kna, prawdy i dobra, bytuj�cym w �wiecie
czystych, nieziemskich
idei. A przecie� trudno oprze� si� my�li, �e cz�owiek ten by� op�tany polityk� i
��dz�
w�adzy. Pragn�� wszystko zmienia�, przekszta�ca� na nowo. Za nic mia� g�os i
tradycj� wiek�w.
Depta� nawet w�asne umi�owania. Chcia� stworzy� nowe pa�stwo, nowy ustr�j,
nowego
cz�owieka. Co prawda po to, by w idealnym pa�stwie urzeczywistni� jedno��
pi�kna, prawdy
i dobra. Ale za jak� cen�!
Je�li tak � my�la�em � to widocznie w latach m�odo�ci Platon prze�y� wstrz�sy,
kt�re zrazi�y
go zar�wno do stosunk�w w ojczy�nie, jak i do wszelkich form ustrojowych, z
jakimi si�
zetkn��. Zacz��em studia nad �yciem Platona od pocz�tku listu si�dmego.
Wyczyta�em tam,
�e interesowa� si� za m�odu polityk� i chcia� si� jej po�wi�ci�, obrzyd�o mu
wszak�e post�powanie
�wczesnego rz�du ate�skiego, cho� byli w nim jego krewni; najbardziej za� to, �e
usi�owa� on wpl�ta� w swoje zbrodnie tak�e Sokratesa. Nale�a�o wi�c wr�ci� do
tej sprawy i
bli�ej si� ni� zaj��.
SOKRATES I RZ�DY TRZYDZIESTU
Pierwszym dzie�kiem Platona, jakie w og�le czyta�em, jeszcze w dzieci�stwie, by�
oczywi�cie
nie list si�dmy, lecz Apologia. S�dz� zreszt�, �e ta obrona Sokratesa w formie
jego mowy
przed s�dem ate�skim b�dzie nale�e� do podstaw wszelkiego wykszta�cenia tak
d�ugo, jak
d�ugo nasz �wiat zdo�a oprze� si� barbarii. Ja w ka�dym razie umiem j� prawie na
pami��.
Gdybym to m�g� przewidzie�, ponownie bior�c w Oei Apologi� do r�k, �e maluczko,
maluczko,
a sam stan� przed s�dem i wyg�osz� swoj� apologi�! I to w sprawie poniek�d
podobnej
do Sokratesowej, a r�wnie gro�nej: jego bowiem oskar�ono o wprowadzanie nowych
bog�w
i o deprawowanie m�odzie�y, mnie za� o uprawianie bezbo�nych czar�w i o
uwiedzenie
kobiety przy pomocy zabieg�w magicznych.
Nie uprzedzajmy wszak�e wypadk�w. Wracam do zagadnienia, kt�rym si� w�wczas
interesowa�em.
Przysz�o mi bowiem na my�l, �e w�a�nie w Apologii sam Sokrates opowiada, i to
nieco szerzej, jak dzielnie si� zachowa�, gdy Trzydziestu sprawowa�o rz�dy:
,,Zawezwali mnie przed siebie wraz z czterema jeszcze obywatelami. Rozkazali
nam, aby�my
doprowadzili z wyspy Salaminy niejakiego Leona; miano wykona� na nim wyrok
�mierci.
Podobne rozkazy otrzymywa�o w�wczas wielu obywateli. Rz�d bowiem d��y� do tego,
aby mie� jak najwi�cej wsp�lnik�w swych, zbrodni. Wtedy to pokaza�em nie s�owem,
lecz
czynem, �e na w�asnym �yciu nic mi nie zale�y, bardzo natomiast na tym, by nie
pope�ni�
niczego, co niezbo�ne i niepraworz�dne. Nawet �w rz�d, cho� tak wszechmocny, nie
zdo�a�
zmusi� mnie do tego terrorem. Wyszli�my z budynku. Tamtych czterech uda�o si� na
Salamin�
i rzeczywi�cie przywiod�o Leona. Ja tymczasem pow�drowa�em sobie do domu.
Zapewne
zap�aci�bym za to �yciem, gdyby nie z�o�y�o si� tak szcz�liwie, �e wnet potem
obalono
Trzydziestu.�Platon mia� lat dwadzie�cia kilka, gdy w Atenach zniesiono ustr�j
demokratyczny. Sta�o
si� to bowiem w pierwszym roku olimpiady 94 [rok 404 p.n.e.], skutkiem kl�ski
Aten w wojnie
ze Spart�. To w�a�nie zwyci�zcy Lacedemo�czycy za��dali, aby odt�d g�os w
pa�stwie
ate�skim mieli tylko obywatele najzamo�niejsi, kt�rych liczono oko�o trzech
tysi�cy; faktycznie
jednak rz�dzi�a Komisja Trzydziestu. Lacedemo�czycy trafnie rozumowali, �e taki
system najlepiej zagwarantuje lojalno�� pokonanych. Ale tak�e w samych Atenach
demokrat�w
obwiniano, nie bez s�uszno�ci, o spowodowanie katastrofy wojennej. Zarzucano im,
�e
nazbyt napi�li si�y pa�stwa; �e brutalnym post�powaniem zrazili sobie
sprzymierze�c�w; �e
przez chorobliw� podejrzliwo�� wygnali lub wymordowali wielu zas�u�onych
obywateli.
Jednak�e, jak s�usznie powiada Platon w li�cie si�dmym, bezwzgl�dno�� nowych
rz�d�w
sprawi�a, �e dawny ustr�j demokratyczny rych�o zacz�� wydawa� si� z�oty. W ci�gu
kilku
miesi�cy w Atenach wykonano ponad tysi�c pi��set wyrok�w �mierci, a ponad pi��
tysi�cy
obywateli uciek�o za granic�. Tote� Komisj� zwano powszechnie i po prostu
tyrani� Trzydziestu.
Zainteresowa�o mnie, jak wygl�da�o �ycie w Atenach, gdy nad miastem ci��y�
terror, jakich
ludzi prze�ladowano i z jakich powod�w. By� to przecie� okres, w kt�rym Platon
wchodzi�
� a raczej chcia� wej�� � w �ycie polityczne, z wieloma za� spo�r�d Trzydziestu
��czy�y
go, jak sam wyznaje, wi�zy pokrewie�stwa i znajomo�ci. Si�gn��em wi�c po
opowie�� cz�owieka,
kt�ry by� �wiadkiem wydarze� i sporo w�wczas prze�y�; my�l� o Lizjaszu.
Studiuj�c
retoryk� greck� trzeba by�o dobrze przyswoi� sobie jego mowy s�dowe. Ju� w�wczas
utkwi�a
mi w pami�ci opowie��, w kt�rej przedstawia dzieje swej rodziny pod rz�dami
Trzydziestu. A
kiedy obecnie znowu j� przejrza�em, wyda�o mi si�, �e sam uczestnicz� w tamtych
wypadkach;
tak jest �ywa i bezpo�rednia.
OPOWIE�� LIZJASZA
Ojciec m�j, Kefalos, przyby� do Aten z namowy Peryklesa. Osiedli� si� tu na
sta�e przed
trzydziestu laty. Przez ca�y czas ani on, ani te� my, jego synowie, nigdy nie
byli�my pozywani
przed s�d i nigdy ze swej strony nie pozywali�my nikogo. Tak w�a�nie �yli�my za
demokracji:
my nie pope�niali�my �adnych wykrocze� i nas r�wnie� nikt nie krzywdzi�. Potem
jednak
nast�pi�y rz�dy Trzydziestu, ludzi zbrodniczych i przewrotnych. O�wiadczyli oni,
�e nale�y
oczy�ci� pa�stwo z element�w wyst�pnych, a to w tym celu, aby szerokie masy
uczciwych
obywateli mog�y �y� w spokoju i praworz�dnie. Jednak�e czyny Trzydziestu ca�kiem
nie sz�y
w parze z ich s�owami, co zaraz poka��.
Dwaj cz�onkowie Komisji, Teognis i Pejson, postawili w trakcie kt�rej� z jej
narad wniosek
tej tre�ci:
Niekt�rzy cudzoziemcy stale mieszkaj�cy w Atenach, metojkowie, s� wrogo
nastawieni do
obecnego ustroju. Nale�y wyzyska� t� ich postaw�. Ukarzemy cz�� metojk�w z
powod�w
politycznych, a przy sposobno�ci skonfiskujemy ich maj�tki. Pa�stwo jest w
biedzie, a rz�d
potrzebuje got�wki.
�atwo przekonali zebranych, dla kt�rych wydawanie wyrok�w �mierci by�o niczym,
pieni�dz
za� wszystkim. Komisja postanowi�a, �e uwi�zi si� dziesi�� os�b spo�r�d
metojk�w, ale
dla pozoru w ich liczbie tak�e dw�ch ubogich. Tym sposobem, jak s�dzili, b�dzie
mo�na g�osi�,
�e akcj� prowadzi si� nie dla zagarniania maj�tk�w, lecz tylko dla dobra pa�stwa
i ludu.
Podzieleni na grupy natychmiast wzi�li si� do pracy. Gdy weszli do mojego domu,
w�a�nie
podejmowa�em go�ci; tych przep�dzili, a mnie oddali w r�ce Pejsona. Inni
tymczasem poszli
do naszego warsztatu, �eby tam spisa� niewolnik�w. Korzystaj�c z okazji
zapyta�em Pejsona,
czy nie m�g�by mnie uratowa� � oczywi�cie nie za darmo. Zgodzi� si� pod
warunkiem, �e
suma b�dzie godna. Przyrzek�em, �e dam talent srebra. To mu
odpowiada�o.Oczywi�cie doskonale wiedzia�em, �e cz�owiek ten za nic ma bog�w i
ludzi. Uwa�a�em
wszak�e, �e w tej sytuacji koniecznie musz� uzyska� od niego jak�� gwarancj�
dotrzymania
s�owa. Z�o�y� wi�c przysi�g�:
� Niech zguba spadnie na mnie i na dzieci moje, je�li nie ocal� Lizjasza, gdy
wezm� talent
srebra!
Zaraz potem wszed�em do pokoju sypialnego i otworzy�em skrzyni�. Pejson w�lizn��
si� za
mn�. Gdy tylko ujrza�, co znajduje si� w skrzyni, krzykn�� na dw�ch spo�r�d
swych ludzi;
rozkaza� im zabra� ca�� jej zawarto��. Jednak�e by�o tam wi�cej, ni� mu
przyrzek�em: srebra
trzy talenty, czterysta drachm kizyke�skich, cztery srebrne czary. Zacz��em wi�c
prosi�, by z
tego bogactwa da� mi co� na drog�. A on na to z gniewem:
� B�d� zadowolony, je�li �ycie uratujesz!
Gdy opuszcza�em dom wraz z Pejsonem, natkn�li�my si� w samej bramie na dw�ch
innych
cz�onk�w Komisji Trzydziestu, kt�rzy w�a�nie wychodzili z warsztatu. Zapytali,
gdzie idziemy.
Pejson odrzek�, �e do domu mego brata, Polemarcha, �eby sprawdzi�, jak tam rzecz
si�
przedstawia. Rozkazali, �eby poszed� sam tylko; ja natomiast mia�em uda� si�
wraz z nimi do
domu Damniposa. Odchodz�c Pejson jeszcze mi szepn��, �ebym milcza� i by� dobrej
my�li,
bo on wnet tam si� zjawi i na pewno mi pomo�e.
W domu Damniposa zastali�my Teognisa, kt�ry pilnowa� reszty uwi�zionych.
Przekazali
mu mnie jeszcze i odeszli. Zrozumia�em, �e to chwila ostatecznego
niebezpiecze�stwa; musz�
ryzykowa�, bo inaczej zgin� niechybnie. Przywo�a�em Damniposa i tak m�wi� do
niego:
� Jeste� moim krewnym, siedz� teraz w twoim domu. Nigdy nie zrobi�em ci nic
z�ego, a
mam zgin�� tylko dlatego, �em bogaty. Ratuj mnie, je�li tylko mo�esz!
Przyrzek�, �e to uczyni. Uwa�a� wszak�e, �e b�dzie lepiej, je�li powie o tym
Teognisowi,
kt�ry � tak mi szepn�� � dla pieni�dzy zrobi wszystko. Poszed� wi�c do drugiego
pokoju, �eby
porozmawia� z Teognisem.
Dobrze zna�em ten dom i wiedzia�em, �e ma dwie bramy. Trzeba by�o pr�bowa�
w�a�nie
tej drogi ratunku. Bo tak sobie my�la�em: je�li si� przemkn�, ocalej�; a je�li
mnie schwytaj�,
to i tak puszcz� wolno, gdyby Teognis da� si� przekona�.
Uciek�em. A zdarzy�o si� szcz�liwie, �e by�o troje drzwi, przez kt�re przej��
musia�em, i
wszystkie by�y otwarte. Tamci tymczasem pilnowali tylko bramy od podw�rza.
Schronienia
szuka�em w domu pewnego znajomego, w�a�ciciela okr�tu. Pos�a�em go do miasta,
�eby si�
wywiedzia�, co z moim bratem Polemarchem. Wr�ci� wnet, lecz ze z�ymi nowinami:
Polemarch
zosta� schwytany na ulicy i uwi�ziony. Tej�e samej nocy pop�yn��em do Megary.
Tymczasem Komisja Trzydziestu obwie�ci�a Polemarchowi zwyk�y sw�j wyrok: ma
wypi�
cykut�. I to nawet nie podaj�c oskar�onemu przyczyny, dla kt�rej ma umrze�! Tym
bardziej
oczywi�cie nie by�o mowy o rozprawie s�dowej i o mo�liwo�ci jakiejkolwiek
obrony.
Zw�oki Polemarcha wyniesiono z wi�zienia. Byli�my w�a�cicielami trzech dom�w,
jednak�e
Komisja nie zezwoli�a na wyprowadzenie cia�a z �adnego z nich; trzeba by�o
wynaj��
jak�� bud� i tam wystawi� mary. Skonfiskowano wiele naszej odzie�y. Ale gdy
rodzina zwr�ci�a
si� z pro�b� o wydanie szaty dla okrycia zw�ok, nie otrzyma�a ni skrawka. Kt�ry�
z przyjaci�
da� himation, inny podp�rk� pod g�ow�. Ka�dy ofiarowywa�, co m�g�, �eby jako�
odby�
si� pogrzeb.
Komisja Trzydziestu zaj�a siedemset naszych tarcz. Srebra, z�ota i spi�u, ozd�b
i sukni
kobiecych by�o tyle, �e chyba nikt z jej cz�onk�w nawet nie marzy� kiedykolwiek
o takich
bogactwach. Ale to nie wystarcza�o tyranom. W swej chciwo�ci posun�li si� do
tego, �e jeden
z nich w�asnor�cznie wyj�� z uszu �ony Polemarcha z�ote kolczyki.PLATON I
RODZINA LIZJASZA
Takie wi�c stosunki panowa�y w Atenach, gdy Platon wchodzi� w �ycie jako
dwudziestoparoletni
m�odzieniec. A� trudno uwierzy�! Zw�aszcza mnie, kt�ry tak dobrze znam Ateny
obecne � ciche, spokojne miasteczko, pe�ne zabytk�w sztuki, jakby pogr��one w
zadumie nad
minion� wielko�ci�; miasteczko filozof�w, �yj�ce g��wnie dzi�ki studentom i
rzeszom zwiedzaj�cych.
Je�li w dzisiejszych Atenach wybuchaj� jakie� spory, to najcz�ciej pomi�dzy
r�nymi
szko�ami my�licieli. Stare to bowiem spostrze�enie: pr�dzej zegary si� pogodz�
ni� filozofowie.
A ilu� owych m�drc�w w Atenach! Wspaniale rozwija si� Akademia, nie�miertelne
dzie�o Platona; trwa Liceum, za�o�one przez Arystotelesa; wci�� �yje Stoa,
wywodz�ca si� od
Zenona; kwitn� jeszcze ogrody Epikura; spotka� te� mo�na prostackich cynik�w,
dalekich
potomk�w Diogenesa, a tak�e subtelnych i pokornych sceptyk�w. Owszem, niekiedy
dochodzi
do k��tni tak�e w�r�d obywateli, i to w czasie wybor�w do w�adz miejskich. Wci��
bowiem
istniej� dawne urz�dy o pi�knie brzmi�cych nazwach i tytu�ach; wci�� te�
znajduj� si�
ludzie, kt�rym bardzo pochlebia ich piastowanie. Ma�e to jednak ambicje i niemal
�mieszne,
bo� wszystkie te ate�skie godno�ci s� tylko pozorem i fikcj�, skoro nie ma tu
rzeczywistego
�ycia politycznego. Przed wiekami by�o oczywi�cie inaczej. Wtedy naprawd�
walczono o
w�adz�, o maj�tki, o wolno��.
Czytaj�c relacj� Lizjasza rozmy�la�em, pe�en rado�ci i zadowolenia, jak
b�ogos�awiona to
epoka, w kt�rej �y� mi wypad�o. Nie musz� zajmowa� si� polityk�. Ster rz�d�w nad
ca�ym
�wiatem jest w r�ku ludzi, kt�rych wyznaczy�a opatrzno�ciowa wola bog�w.
Wsz�dzie, jak
d�ugie i szerokie nasze Imperium, panuje spok�j i praworz�dno��. Wobec tego,
zamiast zaprz�ta�
sobie my�l b�ahymi sprawami pa�stwa, mo�na po�wi�ci� wszystkie si�y temu, co
naprawd�
wa�ne, wielkie i wieczne: zagadkom bytu i niebios.
Tak my�la�em w�wczas, naiwny. Nie wiedzia�em, �e w�a�nie szczere i ca�kowite
oddanie
si� badaniom naukowym �ci�gnie na mnie, w tej naszej szcz�snej epoce, straszliw�
bied�;
zagrozi mojej dobrej s�awie, maj�tkowi, a mo�e i �yciu.
Jednak�e to mia�o si� dopiero zdarzy�. Na razie interesowa�y mnie wy��cznie
Ateny przed
laty pi�ciuset; nie�wiadom swej przysz�o�ci �y�em tragedi� rodziny Lizjasza.
Jego brat Polemarch
zosta� schwytany na ulicy i u�miercony bez wyroku s�dowego; ca�y maj�tek
skonfiskowano;
sam Lizjasz uratowa� si� ucieczk� w ostatniej chwili, ale musia� opu�ci�
ojczyzn�.
Nieszcz�sny los rodziny musia� wywrze� na Platonie ogromne wra�enie cho�by z
tego
wzgl�du, �e doskonale zna� wszystkich jej cz�onk�w, i to jeszcze jako ch�opiec.
Co prawda
Polemarch i Lizjasz byli ju� doros�ymi m�czyznami, gdy styka� si� z nimi po raz
pierwszy, a
ich ojciec Kefalos pozosta� mu w pami�ci jako czcigodny starzec. Jednak�e starsi
bracia Platona
przestawali do�� blisko z tamtymi dwoma; obracali si� w tych samych ko�ach,
mieli
wsp�lnych znajomych, nade wszystko za� ��czy�o ich przywi�zanie do Sokratesa.
By�a wszak�e pewna zasadnicza r�nica pomi�dzy rodzin� Platona a Lizjaszow�. Ta
pierwsza zalicza�a si� do osiad�ych na ziemi Aten od prawiek�w i uchodzi�a nawet
za arystokratyczn�;
druga natomiast nale�a�a do warstwy metojk�w, czyli nawet nie posiada�a
przywilej�w
obywatelskich. Potwierdza to sam Lizjasz.
Kefalos przyjecha� do Aten z namowy Peryklesa; on i jego synowie ponosili wiele
ci�ar�w
na rzecz pa�stwa, jednak�e nie mieli pe�ni praw politycznych. Mimo to byli
gor�co
przywi�zani do nowej ojczyzny, w kt�rej, dzi�ki zak�adom p�atnerskim, doszli do
znacznego
maj�tku. Te bogactwa wywo�ywa�y wiele zawi�ci i p�niej mia�y sta� si� przyczyn�
zguby
domu, pozwala�y jednak Polemarchowi i Lizjaszowi przestawa� nawet z miejscow�
arystokracj�
na r�wnej stopie.
O wiernej za� s�u�bie pa�stwu Lizjasz m�wi z dum�:
� Pokrywali�my wszystkie koszty szkolenia ch�r�w. Wype�niali�my, co tylko nam
nakazano.
P�acili�my wiele nadzwyczajnych podatk�w. Post�powali�my zawsze, jak nale�a�o.
Niemieli�my �adnych wrog�w. Wielu Ate�czyk�w wykupili�my z niewoli. Jako
metojkowie
byli�my u�yteczniejsi dla pa�stwa ni� Komisja Trzydziestu jako rz�d!
Platon nie lubi� Lizjasza, natomiast pami�ci Polemarcha i Kefalosa z�o�y� ho�d
pi�kny i
wymowny. Oto za sceneri� wielkiego dzie�a, kt�re zapewne zacz�� pisa� w jakie�
trzydzie�ci
lat po �mierci Polemarcha, obra� w�a�nie jego dom w Pireusie. My�l� oczywi�cie o
Pa�stwie.
Uznaj� bowiem m�dro�� tego traktatu, cho� memu sercu bli�sze s� inne utwory
boskiego filozofa.
W ka�dym razie pocz�tek Pa�stwa jest porywaj�cy przez swoj� prostot� i
bezpo�rednio��.
Chyba w�a�nie w ten spos�b, jak tam jest to przedstawione, dochodzi�o w�wczas do
spotka� Sokratesa i jego przyjaci�, do rozm�w i dyskusji: przypadkowo i
zwyczajnie.
Tym, co nie wiedz� lub zapomnieli, musz� w tym miejscu przypomnie�, �e rozmowa o
pa�stwie toczy� si� mia�a jakie� pi�� lat przed uko�czeniem wojny peloponeskiej.
Platon by�
zbyt m�ody, by w niej uczestniczy�; zapewne s�ysza� o tre�ci wielkiej dysputy od
swych starszych
braci, Glaukona i Adejmanta. Tak czy inaczej wyznaczy� im poczesn� rol� w swym
p�niejszym dziele, kt�re uj�te jest w form� opowie�ci Sokratesa. Oto pocz�tek:
SPOTKANIE W PIREUSIE
Poszed�em wczoraj do Pireusu razem z Glaukonem, synem Arystona. Chcia�em
pomodli�
si� do bogini, a przy sposobno�ci przypatrzy� si� uroczysto�ciom ku jej czci;
by�em ciekaw,
jak wypadn�, w�wczas bowiem obchodzono je po raz pierwszy. Ot� procesja
mieszka�c�w
wyda�a mi si� pi�kna, ale r�wnie �wietnie przedstawia�a si� ta, kt�r�
przygotowali Trakowie.
A kiedy�my ju� si� pomodlili i napatrzyli, ruszyli�my z powrotem do miasta.
Jednak�e Polemarch,
syn Kefalosa, dojrza� nas z daleka; pchn�� wi�c ch�opca, �eby pobieg� za nami i
zatrzyma�,
p�ki on sam nie nadejdzie. Ch�opiec schwyci� mnie z ty�u za himation i powiada:
� Polemarch prosi, �eby�cie poczekali!
Odwr�ci�em si� i pytam, gdzie on. A ch�opiec:
� Idzie za mn�. Poczekajcie!
� Dobrze, poczekamy � zgodzi� si� Glaukon.
Zaraz te� nadszed� Polemarch, a z nim Adejmant, brat Glaukona, i Nikerat, syn
Nikiasa, i
jeszcze inni, wracaj�cy z procesji. Polemarch pierwszy zapyta�:
� Co� mi si� wydaje, Sokratesie, �e wybieracie si� z powrotem do miasta?
� I nie�le ci si� wydaje � odpar�em.
� A widzisz, ilu nas tutaj?
� Oczywi�cie.
� Albo wi�c si�� nas pokonacie, albo tu pozostaniecie!
� Innego wyj�cia nie ma? Przecie� mo�emy was przekona� perswazj�, �e musimy
odej��!
� A potraficie przekona� ludzi, kt�rzy w og�le nie chc� s�ucha�?
� Na pewno nie! � wtr�ci� Glaukon.
� Wi�c miejcie na uwadze, �e my s�ucha� nie b�dziemy!
Adejmant za� doda�:
� Chyba nie wiecie, �e wieczorem odb�dzie si� wy�cig konny z pochodniami ku czci
bogini?
Zakrzykn��em:
� Wy�cig konny! Co� zupe�nie nowego! To znaczy, �e b�d� sobie podawa� pochodnie
z
r�ki do r�ki, jednocze�nie p�dz�c na koniach? Chyba o tym m�wicie?
� W�a�nie o tym � odpar� Polemarch. � A pr�cz tego odprawi� nocne nabo�e�stwo,
bardzo
ciekawe. Wyjdziemy po wieczerzy, �eby je obejrze�. Na pewno spotkamy tam sporo
m�odych
ludzi i porozmawiamy. Zosta�cie wi�c z nami, bardzo prosz�!BOGINI BENDIS
W tym miejscu wypada mi przerwa� opowiadanie Sokratesa, aby obja�ni� pewne
kwestie.
Chcia�oby si� przede wszystkim wiedzie�, co to za nie nazwana bogini, ku kt�rej
czci odbywa�y
si� wtedy w Pireusie nabo�e�stwa i uroczysto�ci. Platon nie podaje jej imienia,
lecz odpowied�,
jak s�dz�, nie jest trudna. Bogini� by�a niew�tpliwie Bendis, wielka pani
Trak�w. W
Pireusie, portowym mie�cie Aten, ju� od dawna siedzia�a liczna kolonia trackich
kupc�w i
�eglarzy; ojczysta bogini towarzyszy�a im tak�e na obczy�nie. Tak samo jest
zreszt� do dzi�.
Wyznawcy widz� w niej pani� g�r, las�w i zwierz�t, tote� Hellenowie cz�sto
uto�samiaj� j�
po prostu z Artemid�. Chyba jednak jest tak�e dawczyni� urodzaju, skoro od
trackich kobiet
otrzymuje w ofierze pszeniczne k�osy. B�d�c w Atenach uczestniczy�em w
nabo�e�stwach ku
czci Bendis, bo zawsze staram si� pozna� i zg��bi� wszystkie obce kulty
religijne; w ka�dym
przecie� s� jakie� tajemnice i prawdy, kt�re mog� okaza� si� bardzo pomocne dla
mych cel�w.
Obrz�dy trackie, musz� przyzna�, wywieraj� wielkie wra�enie; towarzysz� im
d�wi�ki
mocnej, rytmicznej muzyki piszcza�ek, b�bn�w i tympanon�w, ta�ce za� maj�
charakter niemal
orgiastyczny. To wci�� przyci�ga rzesze ciekawych, a przed pi�ciu wiekami na
pewno
by�o podobnie.
Ate�czycy oficjalnie przyj�li Bendis do panteonu swych b�stw w ostatnim okresie
wojny
peloponeskiej; napis, kt�ry upami�tnia ten fakt, wyczyta�em na jednej z tablic
na Akropolu.
Postanowiono w�wczas, �e obok procesji i obchod�w, ju� od dawna urz�dzanych
przez track�
koloni� w Pireusie, odb�dzie si� tak�e procesja zamieszka�ych tam Ate�czyk�w.
�wi�to �
obecnie i przed wiekami � przypada na dzie� 7 czerwca i trwa jeszcze przez ca��
noc. A wi�c
w�a�nie w tym dniu Sokrates uda� si� do Pireusu, aby z�o�y� ho�d bogini � by�
bowiem cz�owiekiem
wielkiej pobo�no�ci � i obejrze� uroczysto�ci, po raz pierwszy obchodzone
podw�jnie.
Nie musz� dodawa�, �e r�wnie� ja w dniu 7 czerwca przemierzy�em drog� z Aten do
Pireusu w tym samym celu. By�o nas kilkunastu z Akademii; tu� przy mnie kroczy�
Poncjan.
Traktowali�my t� w�dr�wk� prawie dwugodzinn� wzd�u� do�� ruchliwej drogi
handlowej
niemal jak pielgrzymk�; pomni w ka�dej chwili, �e po tych samych kamieniach w
tym samym
dniu szed� przed pi�ciu wiekami Sokrates, aby, jak my, uczci� bogini� Bendis.
�atwo sobie wyobrazi�, �e przed pi�ciuset laty wie�� o nowym �wi�cie �ci�gn�a
do Pireusu
nie tylko t�umy pobo�nych, lecz tak�e chmary ch�opc�w; tych oczywi�cie
najbardziej
ciekawi� wy�cig konny, po��czony z podawaniem pochodni z r�k do r�k. C� za
widowisko!
Ateny �wczesne nie zna�y igrzysk cyrkowych, kt�re w naszej epoce urz�dza si�
przy ka�dej
okazji nawet w ma�ych mie�cinach. Nic wi�c dziwnego, �e tego rodzaju popisy
sta�y si� niezwyk��
atrakcj�.
Przypuszczam, �e naprawd� wszystko odby�o si� tak:
W�r�d ch�opc�w, kt�rzy wybrali si� do Pireusu, nie brak�o te� Platona; wiadomo,
�e tak�e
p�niej interesowa� si� igrzyskami i zawodami, a w latach m�odzie�czych by�
niez�ym zapa�nikiem.
Mieli nad nim czuwa� starsi bracia. Jeden z nich, Glaukon, towarzyszy�
Sokratesowi,
drugi za�, Adejmant, przestawa� z Polemarchem. Pod wiecz�r obie grupy spotka�y
si� na drodze
wiod�cej ku Atenom. Ch�opiec sta� si� w�wczas �wiadkiem �artobliwego sporu: czy
ust�pi�
pro�bom Polemarcha i odwiedzi� jego dom w Pireusie, czy te� wraca� do Aten. T�
rozmow�
dobrze zapami�ta� i dlatego tak �ywo odtworzy� po latach.
Ostatecznie wszyscy poszli do domu Polemarcha. Zastali tam sporo go�ci; by� te�
ojciec
gospodarza, g�owa rodziny, stary Kefalos. Ma�ego Platona chyba umieszczono w
kt�rym� z
pokoj�w i przykazano mu spokojnie czeka�, p�ki wszyscy nie wyjd� razem, aby
podziwia�
konny wy�cig Trak�w. Tymczasem starsi zabawiali si� rozmow�; po latach Platon
przedstawi�
j� zgodnie z tym, co mu dyktowa�o natchnienie.Dyskusj�, jak� mia� wtedy toczy�
Sokrates z Kefalosem, chcia�bym przypomnie� dlatego,
�e dotyczy spraw zawsze wa�nych, cho� prowadzona jest w spos�b ca�kiem naturalny
i �artobliwy;
a tak�e z tej racji, �e pozwoli mi om�wi� moje w�asne perypetie.
Znowu wi�c oddaj� g�os Sokratesowi:
PO�YTKI STARO�CI
Kefalos wyda� mi si� bardzo stary; bo te� ju� dawno go nie widzia�em. Spoczywa�,
uwie�czony,
na krze�le z podp�rk� pod g�ow�; dopiero co sko�czy� sk�ada� ofiar� na podw�rzu.
Usiedli�my obok niego na krzes�ach ustawionych p�kolem.
Starzec zaraz mnie pozdrowi� i rzek� tonem lekkiego wyrzutu:
� M�j Sokratesie, niezbyt cz�sto zagl�dasz do nas, do Pireusu! A przecie� bardzo
by si�
godzi�o. Bo gdyby mnie �atwiej by�o w�drowa� do miasta, na pewno nie musia�by�
nas odwiedza�:
to my bywaliby�my u ciebie. Trzeba ci wiedzie�, �e o ile wszystkie moje
przyjemno�ci
cielesne ju� zamieraj�, o tyle rozmowy sprawiaj� mi wci�� �yw� rozkosz i bardzo
ich
pragn�. Prosz� wi�c gor�co: nie zaniedbuj znajomo�ci z tymi m�odymi lud�mi, ale
zachod�
te� do mnie, bo�my przyjaciele.
Odpowiedzia�em:
� Tak si� sk�ada, �e ogromnie lubi� rozmawia� z lud�mi posuni�tymi w latach. Bo
my�l�
sobie, �e warto zasi�gn�� u nich j�zyka, skoro ju� przebyli pewn� drog�, kt�ra
mo�e i mnie
czeka, jaka ona: stroma i ci�ka czy te� �atwa i dogodna. Ch�tnie r�wnie�
dowiedzia�bym si�
od ciebie � bo� ju� w tym wieku, kt�ry poeci nazywaj� progiem staro�ci � jaki
wydaje ci si�
ten kres �ycia: trudny czy te� jako� inaczej by� go okre�li�.
Kefalos tak mi odrzek�:
� Dobrze, powiem ci, jak to widz�. Ot� schodzimy si� do�� cz�sto w gronie mniej
wi�cej
r�wie�nik�w. Wi�kszo�� �ali si�, t�skni�c za rozkoszami m�odo�ci. Przypominaj�
sobie uciechy
mi�o�ci, wina, zabaw i w og�le wszelkie sprawy tego rodzaju. Smuc� si�, jakby
pozbawiono
ich czego� wspania�ego; jakby wtedy �yli cudownie, obecnie za� ledwie
wegetowali.
Niekt�rzy skar�� si� na traktowanie przez domownik�w. Rozpaczaj� nad swoim
wiekiem, ilu
to nieszcz�� jest przyczyn�. Mnie za� wydaje si�, �e oskar�aj� nie to, co
oskar�a� by nale�a�o.
Gdyby bowiem wina by�a po stronie staro�ci, to i ja cierpia�bym tak samo z jej
powodu,
i w og�le wszyscy, co�my tych lat do�yli. A tymczasem zna�em ju� ludzi nie tak
odczuwaj�cych
wiek podesz�y. By�em kiedy� w towarzystwie poety Sofoklesa, gdy kto� go zapyta�,
czy
potrafi jeszcze kocha� kobiet�. A on na to:
� Zamilcz, cz�owiecze! Z najwi�ksz� przyjemno�ci� wyzby�em si� tego, jakbym
uciek�
spod w�adzy szale�ca i okrutnika! � Ja za� i wtedy uwa�a�em, �e dobrze
powiedzia�, i obecnie
nie inaczej my�l�. Bo w staro�ci rzeczywi�cie uzyskuje si� kompletny spok�j i
swobod� od
wszelkich pokus i ��dz. A kiedy one si� u�mierz�, przychodzi to, o czym m�wi�
Sofokles:
wyzwolenie od mn�stwa szalej�cych despot�w. Jedno jest �r�d�o wszystkich
k�opot�w i �alenia
si� starc�w na domownik�w: nie wiek ludzi, lecz ich usposobienie. Kto bowiem ma
charakter
porz�dny i �agodny, ten tak�e staro�� odczuwa jako co� zno�nego. Dla innych
natomiast
jest ona r�wnie ci�ka, jak i m�odo��.
Ucieszy�y mnie s�owa Kefalosa. Chcia�em od niego wi�cej us�ysze�, wi�c
zagadn��em:
� Ale wydaje mi si�, �e wielu ludzi nie zgodzi�oby si� z twoimi pogl�dami. Ci
powiedzieliby,
�e staro�� znosisz �atwo nie z powodu usposobienia, lecz po prostu dlatego, �e
posiadasz
du�y maj�tek. Jest zreszt� takie przys�owie: bogacz wiele ma pociech.
� Prawd� m�wisz! Rzeczywi�cie, wielu nie zgadza si� ze mn�. I maj� troch� racji,
ale nie
tyle, ile im si� wydaje. Bo dobrze kiedy� odpowiedzia� Temistokles, gdy
mieszkaniec wysepki
Seryfos zarzuci� mu:� S�aw� zawdzi�czasz nie sobie samemu, lecz pot�dze swej
ojczyzny!
Na to Temistokles:
� Istotnie; lecz ani ja, gdybym urodzi� si� na Seryfos, nie sta�bym si� znany,
ani te� ty,
gdyby� by� Ate�czykiem. Tak samo w�a�nie cz�owiek o dobrym usposobieniu nie�atwo
znosi
staro��, je�li dokucza mu ub�stwo. Z drugiej za� strony kto� trudny w po�yciu
nie wytrzyma
sam ze sob�, nawet je�li ma maj�tek.
O�mieli�em si� zapyta� wprost:
� A jak to w�a�ciwie jest z tob�, Kefalosie? Ten maj�tek, kt�ry obecnie
posiadasz, jest w
wi�kszej cz�ci odziedziczony czy te� sam do niego doszed�e�?
Kefalos odrzek� mi szczerze:
� A do czeg� ja doszed�em? Jako cz�owiek interesu jestem czym� po�rednim
pomi�dzy
moim dziadkiem a ojcem. Dziad bowiem, kt�ry nosi� to samo co ja imi�, otrzyma� w
spadku
prawie taki maj�tek, jaki ja mam teraz, ale powi�kszy� go wielokrotnie.
Natomiast m�j ojciec,
Lizaniasz, sprawi�, �e sta� si� on znacznie mniejszy od obecnego. Ja znowu
ciesz� si�, �e pozostawi�
go moim synom nie mniejszy, lecz nieco wi�kszy od odziedziczonego.
Wyjawi�em mu zaraz przyczyn� mego pytania:
� Zapyta�em ci� o to, bo wydaje mi si�, �e nie jeste� zbyt przywi�zany do
pieni�dzy; jest to
cech� ludzi, kt�rzy nie musieli sami dochodzi� do maj�tku. Natomiast ci, co
zdobyli bogactwa
w�asnym wysi�kiem, kochaj� je dwakro� silniej: jak poeci swe utwory i jak
ojcowie dzieci,
a pr�cz tego jak wszyscy � dla po�ytku. Niezbyt wi�c lubi� ich towarzystwo, bo
interesuj�
ich tylko sprawy pieni�dza.
PONCJAN ODS�ANIA SWE PLANY
Od czasu pobytu w Oei owa rozmowa Sokratesa z Kefalosem, jak podaje j� Platon w
pierwszej ksi�dze Pa�stwa, nabra�a dla mnie szczeg�lnego znaczenia; utkwi�a w
mej pami�ci
chyba na zawsze. Wydarzenia bowiem u�o�y�y si� raczej niezwykle: przeczyta�em t�
ksi�g� w
domu Pudentilli, zbieraj�c materia�y do �yciorysu Platona, a nied�ugo potem
musia�em pos�u�y�
si� pewnymi jej my�lami we w�asnej sprawie i poniek�d nawet obronie. By�o tak:
Zacz��em powraca� do si�. Poczu�em si� nawet tak zdr�w i sprawny, �e ust�pi�em
pro�bom
przyjaci�, przystaj�c na wyg�oszenie publicznej mowy popisowej. S�awa mej
uczono�ci i
talent�w krasom�wczych by�a wida� ju� znaczna, bo ogromny t�um szczelnie
wype�ni� bazylik�
przy rynku, gdzie urz�dzono zebranie. A gdy sko�czy�em m�wi�, s�uchacze zgodnym
ch�rem skandowali po wielekro�:
� Znakomicie! Znakomicie!
Najwybitniejsze osobisto�ci miasta domaga�y si� d�ugo i natarczywie, bym
pozosta� w�r�d
nich na zawsze, przyjmuj�c obywatelstwo Oei. A kiedy wreszcie t�um si� rozszed�,
Poncjan
przyst�pi� do mnie z gratulacjami. Wracali�my do domu we dw�ch tylko, piechot�,
bez s�u�by.
Korzystaj�c z okazji, a tak�e z tego (jak p�niej os�dzi�em), �e mrok g�stnia�,
ja za� by�em
rozradowany triumfem, m�j przyjaciel postanowi� przypu�ci� szturm. Zacz�� od
og�lnych
wywod�w, �e �w zgodny okrzyk spo�eczno�ci miasta winienem uzna� za dobry omen i
za
wr�b� przez bog�w zes�an�; tutaj nale�y dom ustanowi�, za�o�y� rodzin�,
korzystaj�c z
�yczliwo�ci i podziwu wsp�obywateli. Po tym przyd�ugim wst�pie wreszcie
wykrztusi�, o co
mu naprawd� chodzi:
� Je�liby� nic przeciw temu nie mia�, pragn��bym ci pom�c w miar� moich
skromnych
mo�liwo�ci. Czemu nie mia�by� po prostu po�lubi� mojej matki? A musisz wiedzie�,
�e wielu
tutaj gor�co by pragn�o wprowadzi� j� do swego domu. Ale ja tylko tobie ufam we
wszystkim.
Tylko ciebie znam jak brata, od czasu naszych studi�w w Akademii. Przyznaj�,
swatam
ci� nie z dziewczyn� nadobn�, lecz z matk� dzieciom, kobiet� �redniej urody.
Mo�e wi�c niezechcesz przyj�� tego ci�aru. Mo�e wola�by� poczeka� jeszcze i
rozejrze� si� za lepsz� parti�.
Pami�taj jednak, �e odrzucaj�c moj� pro�b� post�pisz nie jak przyjaciel i nie
jak filozof!
�atwo poj��, �e us�yszawszy te s�owa stan��em jak wryty. Dotychczas nic
podobnego nawet
na my�l mi nie przysz�o. Ale pr�cz samej tre�ci owej oferty matrymonialnej
zdumia�a
mnie tak�e jej forma, jakie� przecudaczne po��czenie szczero�ci z zimn�
kalkulacj� i z apelem
do szczytnych obowi�zk�w filozofa. W innym te� �wietle jawi�o mi si� teraz
uprzejme zaproszenie,
bym zamieszka� w domu Pudentilli i rozkoszowa� si� widokiem na morze!
Ja wi�c milcza�em os�upia�y, a on tymczasem jakby odetchn�� po wyzbyciu si�
tajemnicy.
Uj�� mnie pod r�k� i najspokojniej zacz�� przedstawia� sprawy swej matki, nie
szcz�dz�c
pewnych szczeg��w raczej intymnych.
HISTORIA PUDENTILLI
Oto co opowiedzia� mi Poncjan:
Ojciec m�j, Sycynus, zmar� przed czternastu laty. Osieroci� mnie i Pudensa. Ten
mia� wtedy
najwy�ej roczek, ale i mnie jeszcze sporo brakowa�o do pe�noletno�ci. Tote�
opiek� prawn�
nad nami sprawowa� dziadek; ojciec Sycynusa. Matka, kobieta przezacna,
po�wi�ci�a si�
wy��cznie prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci; jednak�e wcale si� nie kry�a z
zamiarem
powt�rnego zam��p�j�cia. By�a przecie� kobiet� m�od� � w chwili �mierci Sycynusa
liczy�a lat dwadzie�cia kilka � do�� przystojn�, bardzo zamo�n�. Bo musisz
wiedzie�, �e jej
maj�tek jest wi�kszy od tego, kt�ry pozostawi� nam ojciec.
Nic dziwnego, �e wnet zjawi�y si� ca�e zast�py konkurent�w. Wszystko to byli
ludzie z
najlepszych dom�w nie tylko miasta, lecz nawet ca�ej prowincji. Jednak�e dziadek
czuwa�.
Chcia�, �eby jej maj�tek pozosta� w naszej rodzinie, i trudno mie� mu to za z�e.
Zalotnik�w po
prostu wygania� z domu. A skoro to na nic si� nie zda�o, matk� bowiem nu�y�o
przed�u�aj�ce
si� wdowie�stwo, zapowiedzia�, �e sam wybierze jej m�a. Mia� jeszcze dw�ch
syn�w, Klarusa
i Emiliana. Za��da�, by wysz�a za pierwszego z nich. Odm�wi�a stanowczo,
poniewa�
by� to cz�owiek ju� nie pierwszej m�odo�ci i � prawd� rzec musz�, cho� stryj to
przecie� �
prostak bez �adnej og�ady. Wtedy znowu dziadek zagrozi�, �e je�li nie po�lubi
Klarusa, on nie
pozostawi nam w spadku ani grosza. Dobrze wiedzia�, �e matka kocha nas nade
wszystko i �e
raczej zrezygnuje z w�asnego szcz�cia, a nie dopu�ci, by jej synowie ponie�li
jak�kolwiek
strat�.
Trafnie odgad�. Pudentilla ust�pi�a, poprowadzi�a wszak�e ca�� rzecz bardzo
roztropnie.
Wiedzia�a, �e dziadek ju� nie poci�gnie d�ugo, bo stary i schorowany. Tote�
zgodzi�a si� na
zawarcie umowy ma��e�skiej z Klarusem, kontrakt spisano, ale ceremoni� �lubn�
wci�� odwleka�a,
pod r�nymi pozorami. Nie potrafi� ci powiedzie�, jakie podawa�a przyczyny, jako
�e w�a�nie wtedy przebywa�em na studiach w Atenach, ale fakt jest faktem: �lub
si� nie odby�,
dziadek zmar�, a w jego testamencie jako g��wni spadkobiercy figurowali
wnukowie; z tym
�e ja, ju� pe�noletni, obj��em opiek� nad Pudensem. W�a�nie wtedy przerwa�em
studia w
ate�skiej Akademii i powr�ci�em do Oei, �eby obj�� dziedzictwo. Po za�atwieniu
formalno�ci
prawnych od razu st�d wyjecha�em, tym razem do Rzymu.
Nasz dom znowu zacz�li odwiedza� zalotnicy, cho� matka nieco posun�a si� w
latach.
Tym razem postanowi�a wyj�� za m��, i mia�a po temu swoje racje. Coraz cz�ciej
zapada�a
na jakie� przykre dolegliwo�ci kobiece, lekarze za� i po�o�ne zgodnie twierdzili
i twierdz�, �e
przyczyn� schorzenia jest brak ma��e�skiego po�ycia. Radz� te�, by koniecznie
ratowa�
zdrowie, a mo�e i �ycie Pudentilli, p�ki jej wiek na to pozwala. M�j drugi
stryj, Emilian, napisa�
do mnie w tej sprawie do Rzymu, wprost i bez obs�onek, dos�ownie tak: �Wiem, �e
ona
chce i powinna wyj�� za m��, ale nie wiem, kogo wybierze.� Matka tak�e
powiadomi�a mnie
o wszystkim, nie zatai�a nawet, co spowodowa�o schorzenie. Nie mog� odm�wi�
s�uszno�cijej rozumowaniu. Twierdzi bowiem, �e zdoby�a dla nas, swych syn�w,
spadek po dziadku za
cen� w�asnego szcz�cia i zdrowia; �e dobrze gospodaruj�c powi�kszy�a nasz
maj�tek; �e ja
ju� jestem doros�y i m�g�bym �on� poj��, a Pudens nied�ugo przywdzieje m�sk�
tog�; najwy�szy
wi�c czas dla niej, �eby po�egna� samotno�� i zaradzi� chronicznej chorobie.
Nieustannie
te� zapewnia, �e w ma��e�stwie b�dzie nas kocha� tak samo, jak obecnie; i �e nie
mamy si� co obawia�, by skrzywdzi�a swe dzieci w testamencie.
Po otrzymaniu list�w stryja i matki natychmiast wyjecha�em z Rzymu do Oei.
L�ka�em
si�, by nie wzi�a sobie za m�a jakiego� chciwca, bo taki z pewno�ci�
zagarn��by ca�y nasz
maj�tek. Tak dzieje si� cz�sto. Ca�a nadzieja na lepsz� przysz�o��, moja i
brata, oparta jest
w�a�nie na jej bogactwach. Dziadek w gruncie rzeczy niewiele zostawi�. Natomiast
maj�tek
matki ocenia si� na jakie� cztery miliony sesterc�w; w tym jest jaka� cz��
nale�na nam po
ojcu, ale nie mamy na to �adnych dowod�w. Matka, jak to zwykle bywa w rodzinie,
gospodarowa�a
wszystkim ��cznie. Po jej zam��p�j�ciu mog�oby i to przepa��, proces za� by�by w
ka�dym razie d�ugi i bardzo kosztowny. Sam rozumiesz, �e obecnie nie mog� wprost
��da�
od niej zwrotu ojcowizny, bo uwa�a�aby, �e jej nie ufam i jeszcze pokrzywdzi�aby
mnie w
testamencie. Tak wi�c �yj� w strachu i wyj�cia nie widz�. A raczej nie
widzia�em. Na szcz�cie
bowiem ty przyjecha�e� do Oei, zes�any przez bog�w. Jeste� do�� zamo�ny, wi�c o
pieni�dze
naszej matki nie b�dziesz si� troszczy�. Zreszt� znam doskonale twoj�
szlachetno�� i
oddanie tylko sprawom nauki. W tobie ca�a nasza nadzieja!
Nazbyt przed�u�y�bym swoj� opowie��, gdybym powt�rzy� liczne argumenty, kt�rymi
stara�em
si� przekona� Poncjana, �e nie mog� zado��uczyni� jego pro�bie. Wytacza�em je i
w�wczas, gdy�my wracali do domu, i dni nast�pnych; bo przyjaciel nie
zaprzestawa� atak�w.
Powo�ywa�em si� oczywi�cie na zamierzon� podr� do Aleksandrii i na studia
filozoficzne,
kt�re poch�aniaj� wszystkie moje si�y i czas. Maj�c w pami�ci niedawno
przeczytan� rozmow�
Kefalosa z Sokratesem przytoczy�em te� wspomnian� w niej wypowied� Sofoklesa: �e
z
najwi�ksz� rozkosz� wyzby� si� spraw mi�o�ci, jakby uciek� spod w�adzy pana-
szale�ca. Wyzna�em
wprost, �e ja, cho� jestem m�czyzn� dopiero trzydziestoletnim, r�wnie� pragn�
si�
wyzwoli� i ca�kowicie zoboj�tnie� na wszelkie pokusy Afrodyty.
A Poncjan na to:
� S�usznie, w�a�nie o to chodzi! Tote� nie podsuwam ci laleczki, lecz kobiet�
nie pierwszej
ju� m�odo�ci. Nie b�dzie zbytnio odci�ga� ci� od twych studi�w i medytacji.
O�eni� si� kiedy�
musisz, bo tak wypada, a jako filozof lepszej okazji nie znajdziesz.
Tak wi�c nie mogli�my si� przekona� przez wiele dni.
MAJ�TEK PLATONA
Naturaln� kolej� rzeczy ci�g�e rozmowy o sprawach finansowych rodziny Poncjana
sprawi�y,
�e zacz��em si� zastanawia�, jakie te� by�y stosunki maj�tkowe owych wielkich
os�b
sprzed pi�ciu wiek�w, z kt�rymi w my�lach przestawa�em co dzie�, czytaj�c i
pisz�c. Zreszt�
rozwa�ania tego rodzaju przynosi�y mi pewn� pociech�; pokazywa�y bowiem, �e ju�
wtedy,
w staro�ytno�ci tak odleg�ej, pieni�dz by� bardzo wa�ny, a koligacje rodzinne
wiele znaczy�y,
nawet w�r�d filozof�w.
Kefalos stwierdzi� wobec Sokratesa, �e nie zdoby� zbyt du�ego maj�tku. Mia�o si�
jednak
okaza�, �e i tak posiada� za wiele. Gdyby bowiem nie bogactwa, na rodzin� nie
spad�aby zguba,
spowodowana chciwo�ci� Trzydziestu Tyran�w; nie zgin��by Polemarch, nie musia�by
ucieka� Lizjasz. A wi�c Kefalos pozostawi� swym synom spadek milionowy, lecz
z�owrogi;
szcz�ciem dla siebie, starzec nie do�y� owych dni tak tragicznych.
Co do Sokratesa, rzecz jest powszechnie znana. Nie posiada� prawie niczego. A w
wieku
dojrza�ym zarzuci� nawet ten zaw�d, niez�e �r�d�o utrzymania, kt�ry odziedziczy�
po ojcu:kamieniarstwo. �y�, jak s�dz�, od przypadku do przypadku, g��wnie z
�aski mo�nych przyjaci�.
Trosk� o dom i dzieci pozostawi� ca�kowicie �onie, Ksantypie. Sam wi�kszo��
czasu
sp�dza� w gimnazjonach i na agorze; cz�sto te� zagl�da� do znajomych, jak
w�a�nie owego
wieczoru do Kefalosa i Polemarcha.
Adejmant i Glaukon byli, jak ju� m�wi�em, starszymi bra�mi Platona; ojciec ich
zwa� si�
Ariston, matka za� Periktione. Rodzina ta nale�a�a na pewno do zamo�nych, dzi�
wszak�e
trudno okre�li�, jaki mia�a maj�tek. W gruncie rzeczy wszystko, co mo�na o tym
powiedzie�,
sprowadza si� do testamentu Platona. Brzmi on tak:
�Platon pozostawi�, co nast�puje, i tak tym rozporz�dzi�:
Posiad�o�� w Ifistiadaj; jej granic� od p�nocy stanowi droga ze �wi�tyni w
Kefizji, od
po�udnia przybytek Heraklesa w Ifistiadaj, od wschodu s�siadem jest Archestratos
z gminy
Frearroj, od zachodu za� Filip z gminy Chollidaj. Tej posiad�o�ci nie wolno
nikomu ani
sprzedawa�, ani oddawa�, lecz ma pozosta� w�asno�ci� m�odego Adejmanta, jak
d�ugo to
mo�liwe.
Posiad�o�� w Ejresidaj, kt�r� kupi�em od Kallimacha; od p�nocy s�siadem jest
Eurymedont
z gminy Myrrinus, od po�udnia Demostenes z gminy Ksypete, od wschodu tak�e
Eurymedont
z gminy Myrrinus, od zachodu granic� stanowi rzeka Kefizos.
Trzy miny srebra; czara srebrna warto�ci stu sze��dziesi�ciu pi�ciu drachm;
puchar warto�ci
czterdziestu pi�ciu drachm; pier�cie� z�oty i kolczyk z�oty, oba razem warto�ci
czterech
drachm i trzech oboli.
Euklejdes, kamieniarz, winien mi trzy miny.
Artemidzie daj� wolno��. Tychona, Biktasa, Apolloniadesa, Dionizjosa pozostawiam
jako
niewolnik�w. Ruchomo�ci zosta�y spisane; odpis posiada Demetrios.
Nikomu nic nie jestem winien. Wykonawcami b�d�: Sostenes, Speuzypos, Demetrios,
Hegias,
Eurymedont, Kallimach, Trazypos.�
Przytoczy�em ten testament r�wnie� i po to, by udowodni�, �e umys� niemal boski,
patrz�cy
wprost ku ideom krystalicznie czystym i wiecznym, mo�e i powinien dba�
skrupulatnie o
swoje sprawy ziemskie oraz sporz�dza� inwentarze wszystkiego, co pozostawia w
spadku,
zgodnie z formalnymi wymogami prawa.
Pierwszy punkt testamentu wskazuje, �e posiad�o�� rodowa Platona, odziedziczona
po ojcu
i jego przodkach, znajdowa�a si� w Ifistiadaj, a wi�c w �yznej dolinie rzeki
Kefizos, w sercu
Attyki. Przekazuj�c j� bowiem wnukowi swego brata, m�odziutkiemu Adejmantowi,
Platon
zastrzega, i� ziemi tej nie wolno si� wyzbywa� w �aden spos�b; a w�a�nie by�o
zasad� ate�sk�,
�e posiad�o�� rodowa winna zawsze pozostawa� w tej samej rodzinie, przechodz�c z
pokolenia
na pokolenie.
Zreszt� sam Platon gospodarzy� dobrze i zapobiegliwie, skoro sta� go by�o na
dokupienie
drugiego maj�teczku, r�wnie� nad Kefizosem, a tak�e gruntu opodal Aten, w gaju
Akademosa,
gdzie za�o�y� swoj� szko��; o Akademii w testamencie nie wspomina, bo formalnie
do�
nie nale�a�a. A przy tym d�ug�w Platon nie mia�! M�wi o tym pi�knie i dumnie:
�Nikomu nic
nie jestem winien.�
Skoro wi�c m�j mistrz duchowy post�powa� w pewnych kwestiach tak roztropnie,
przysz�a
mi taka my�l do g�owy:
Odziedziczy�em co� nieco� po ojcu w Madaurze, czemu� jednak nie mia�bym uzyska�
jakiego�
maj�teczku na przyk�ad w Oei? Zw�aszcza �e nie musz� o to usilnie zabiega�!
Przeciwnie,
pieni�dz sam pcha si� do r�ki. Nie chodzi oczywi�cie o ca�y maj�tek Pudentilli,
o te
miliony. Wystarczy�by na przyk�ad jej posag...ARISTON I PERIKTIONE
Znam dobrze Attyk�, ten niewielki p�wysep, niezbyt urodzajny, prawie w po�owie
pokryty
skalistymi wzg�rzami. Prawdziwie bogata jest tylko dolina Kefizosu i r�wnina
ko�o
Eleusis. Tylko tam spotka� mo�na znaczniejsze obszary ziemi uprawnej. Lecz nawet
najwi�ksze
gospodarstwa Attyki s� �miesznie ma�e w por�wnaniu z ogromnymi latyfundiami w
naszej
prowincji, w Afryce. I nawet przed pi�ciu wiekami, w czasach Platona, maj�tek
ziemski,
cho�by du�y, nie m�g� stanowi� podstawy prawdziwego bogactwa; nie dawa� bowiem
takich
dochod�w, jakie przynosi�y �mia�e przedsi�wzi�cia kupieckie lub warsztaty
rzemie�lnicze �
na przyk�ad p�atnerskie Kefalosa i jego syn�w. Tote� dum� rodu Platona by�y nie
pieni�dze,
lecz staro�ytne, czysto attyckie pochodzenie.
Ariston podobno zalicza� do swych protoplast�w nawet kr�l�w, kt�rzy przed
wiekami
w�adali Atenami; przez nich wywodzi� sw�j r�d od Posejdona, boga morza. Wydaje
mi si�
wszak�e, �e przodkowie Aristona nie odznaczyli si� w historii niczym prawdziwie
wielkim;
co najwy�ej mogli piastowa� te lub inne wy�sze urz�dy. Zastanawia mnie tak�e, i�
w dzie�ach
Platona nigdzie nie znajduj� wzmianki o krewnych lub przodkach ojca; natomiast o
ludziach z
rodziny matki mowa jest cz�sto, s� oni nawet bohaterami niekt�rych dialog�w.
Widocznie
wi�c ta ga��� rodziny by�a Platonowi bli�sza lub lepiej znana. Poniek�d mo�na by
to wyja�ni�
tym, �e Ariston zmar�, gdy Platon by� jeszcze ch�opcem.
Matka Adejmanta, Glaukona i Platona oraz ich siostry zwa�a si� Periktione.
Pochodzi�a ze
�wietnego rodu, kt�ry da� Atenom kilku archont�w, czyli najwy�szych urz�dnik�w
pa�stwa.
Ale najwi�ksz� chlub� by�o pokrewie�stwo z Solonem, s�awnym prawodawc� sprzed
prawie
dw�ch wiek�w, jednym z tw�rc�w demokracji. O Solonie Platon wspomina
wielokrotnie, co
dowodzi, �e tradycja zwi�zk�w rodzinnych z owym wybitnym politykiem i poet�
zarazem
by�a w domu Periktiony bardzo �ywa.
Po �mierci Aristona Periktione wysz�a powt�rnie za m��, za Pyrilampesa,
cz�owieka bardzo
przystojnego i zamo�nego; swego czasu nale�a� on do otoczenia wielkiego
Peryklesa.
W tym miejscu musz� wspomnie�, �e w Akademii mistrzowie podawali nam tak�e inny,
prawdziwie boski rodow�d jej za�o�yciela:
Pewnego razu Ariston chcia� posi��� swoj� �on� si��, zosta� jednak odepchni�ty.
Wkr�tce
potem ujrza� we �nie Apollona; odt�d nie zbli�y� si� do Periktione, p�ki nie
urodzi�a syna; by�
nim Platon.
Inni znowu twierdzili, �e Apollon przybra� posta� Aristona i w ten spos�b zwi�d�
jego �on�.
A jedni i drudzy wskazywali, �e Platon urodzi� si� w miesi�cu thargelion,
po�wi�conym
Apollonowi, i to w dniu, w kt�rym obchodzi si� pami�� przyj�cia na �wiat
Apollona i Artemidy
na wyspie Delos.
Taka jest legenda. A gdy si�gam do pism Platona, aby stwierdzi�, co te� on sam
m�wi o
swym ojcu i matce, nie znajduj� w�a�ciwie niczego. Cz�owiek tak ch�tnie
portretuj�cy swych
przyjaci�, nauczycieli, krewnych, zdaje si� ca�kowicie milcze� o tych, kt�rzy
dali mu �ycie.
Mo�e jednak si� myl�. Przychodzi mi na my�l pewien fragment �smej ksi�gi
Pa�stwa. To
prawda, �e nie wyst�puj� w nim imiona Aristona i Periktione. Prawda te�, �e
odmalowana
tam sytuacja z pewno�ci� cz�sto si� powtarza�a w wielu domach, jak i dzi� si�
powtarza. A
jednak, gdy przypominam sobie, �e Ariston niczym si� nie odznaczy� w �yciu
publicznym,
natomiast bracia i kuzyni Periktione przewodzili Atenom, z czego ona by�a na
pewno tak samo
dumna, jak i z wielkich imion przodk�w; gdy odczytuj� s�owa Platona, barwne i
pe�ne
humoru � nie spos�b mi oprze� si� wra�eniu, �e w tym fragmencie uwieczni� on
portrety
swych rodzic�w oraz zasadnicz� r�nic� ich postaw.
A wi�c Sokrates, dyskutuj�c z Adejmantem, przedstawia tak� sytuacj�:SYN I
RODZICE
Uczciwy cz�owiek �yje w pa�stwie o z�ym ustroju. Post�puje wi�c jak nale�y:
unika godno�ci
i nie piastuje urz�d�w, tak samo jak nie wszczyna proces�w s�dowych. Woli mie�
mniej i pozostawa� w cieniu, byle tylko nie �ci�ga� na siebie k�opot�w. Ali�ci
�w cz�owiek
ma m�odego syna, kt�ry s�yszy, �e matka wci�� czyni ojcu wyrzuty:
� Nie nale�ysz do os�b wp�ywowych, a przez to i ja nic nie znacz� w�r�d kobiet!
Owa ambitna �ona widzi te�, �e m�� niezbyt si� troszczy o sprawy maj�tkowe oraz
�e nie
atakuje innych i nie wdaje si� ani w spory prywatne przed trybuna�ami, ani te� w
rozgrywki
polityczne, jako �e wszystko to traktuje z ca�kowit� oboj�tno�ci�. Co najgorsze,
kobieta spostrzega,
�e jej ma��onek jest stale pogr��ony w swoich my�lach, a ni� sam� wprawdzie nie
gardzi, ale te� nie zdobywa si� na oznaki szczeg�lnego szacunku. To doprowadza
j� do
w�ciek�o�ci. Wyrzeka przed synem:
� Tw�j ojciec to nie m�czyzna, to cz�owiek zupe�nie rozlaz�y!
Oczywi�cie dodaje do tych s��w wszystko, co kobiety zwyk�y wy�piewywa� przy
takich
okazjach. Ale r�wnie� s�u�ba, niby to powodowana �yczliwo�ci�, po kryjomu szepce
paniczowi
co� podobnego. Kiedy wi�c domownicy dowiaduj� si�, �e pan nie �ciga s�downie ani
swych d�u�nik�w, ani te� tych nawet, kt�rzy go zaczepili, doradzaj� m�odemu:
� Jak doro�niesz, musisz dobra� si� tamtym do sk�ry! Musisz pokaza�, �e jeste�
prawdziwym
m�czyzn�, nie kim� takim jak tw�j ojciec!
A co widzi �w m�ody cz�owiek poza domem, w �yciu publicznym? W gruncie rzeczy
spotyka si� z sytuacj� podobn�. Ci, kt�rzy zajmuj� si� wy��cznie tym, co do nich
nale�y, nazywani
s� g�upcami i nic nie znacz�; natomiast wiele mog� i zbieraj� pochwa�y
wtr�caj�cy si�
do spraw cudzych. M�odzieniec widzi to wszystko i s�yszy, z drugiej wszak�e
strony wp�ywaj�
na� s�owa ojca, kt�rego spos�b bycia obserwuje z bliska; poci�ga go wi�c i to, i
tamto.
Ojciec piel�gnuje i krzewi w jego duszy pierwiastek rozumny, inni natomiast
podniecaj� w
niej po��dliwo�� i gniewliwo��. Ch�opiec nie jest z�y z natury, popad� wszak�e w
z�e towarzystwo.
Tak wi�c, skutkiem dzia�ania si� przeciwstawnych, staje po�rodku i rz�dy nad
samym
sob� oddaje czynnikowi po�redniemu: ambicji i gniewliwo�ci. Staje si� dumny,
po��da
zaszczyt�w.
O WSP�LNYM POSIADANIU KOBIET
Czy Platon, marz�cy o karierze politycznej, nie przypomina� w�a�nie owego
m�odego
cz�owieka, w kt�rego sercu wiod� sp�r r�ne racje i postawy? We wst�pnych
s�owach listu
si�dmego sam si� przyznaje do takich marze�. Nie docenia� wtedy skromno�ci i
rozumu swego
ojca, Aristona. Dopiero po wielu latach przykrych do�wiadcze� i kl�sk osobistych
mia�
z�o�y� ho�d jego sposobowi bycia; ale wtedy wygas� w nim wreszcie �w, jak go
nazywa,
czynnik po��dliwo�ci i gniewliwo�ci, zwyci�y� za� pierwiastek rozumowy. Czy
ca�kowicie?
Wprawdzie po r�nych nieuda�ych pr�bach Platon porzuci� ambitne plany
praktycznej dzia�alno�ci
politycznej, natomiast nieprzerwanie i prawie do ostatnich lat �ycia snu�
rozwa�ania o
idealnym ustroju pa�stwa. A przecie� takie my�li, uwiecznione w znakomitej
formie literackiej,
s� r�wnie� sposobem dzia�ania i kszta�tuj� �wiat zewn�trzny! Mo�e nawet
wydatniej,
szerzej i trwalej ni� czyn konkretny, s�owo bowiem nie zna granic przestrzeni i
czasu. Kt�
zar�czy, czy gdzie� i kiedy� nie znajdzie si� spo�eczno��, kt�ra postanowi
wcieli� w �ycie
cho�by cz�� pomys��w boskiego Platona? Cho�by te tylko, o kt�rych ju�
wspomnia�em:
obywatela winno si� wychowywa� od dzieci�stwa, wszelkimi metodami, nawet w
dniach
�wi�tecznych i pozornego odpoczynku, nawet przez tre�� i form� utwor�w
poetyckich i mu-zycznych; dlatego dzie�a te nale�y podda� naj�ci�lejszemu
nadzorowi, nie cofaj�c si� przed
selekcj� i przer�bk� tw�rczo�ci dawnych mistrz�w, aby mog�y one lepiej s�u�y�
nowym celom.
Gdy my�l�, �e co� podobnego mog�oby sta� si� rzeczywisto�ci�, czym pr�dzej
zwracam
si� ku studiom nad innymi dziedzinami nauk Platona; cho�by nad problemem
demonologii.
Cokolwiek bowiem g�osz� moi wrogowie, ja osobi�cie jestem najg��biej przekonany,
�e nawet
czarna magia, nawet wywo�ywanie duch�w ludzi zmar�ych stanowi mniejsze z�o od
pewnych
pogl�d�w, kt�re, raz wypowiedziane, zapuszczaj� korzenie w �wiadomo�ci
zbiorowej,
rozrastaj� si�, a s�owa ich staj� si� cia�em. A mnie przecie� zarzuca si� tylko
zwyk�e czary
mi�osne! Ostatecznie, gdyby nawet tak by�o, szkod� bezpo�redni� ponios�oby tylko
kilka
os�b, czyhaj�cych na fortun� bogatej wdowy; a tymczasem artystyczne i
filozoficzne czary
Platona mog� zagrozi� szcz�ciu wielu lud�w i pokole�.
Fraszka to jednak, owi nadzorcy poezji i muzyki. C� bowiem rzec o pi�tej
ksi�dze Pa�stwa?
Mowa w niej o warstwie stra�nik�w, kt�ra ma by� przoduj�ca i poniek�d panuj�ca w
idealnym ustroju przysz�o�ci. Ot� owi stra�nicy nie posiadaj� niczego na
w�asno��. Wsp�lnie
mieszkaj� i wsp�lnie spo�ywaj� posi�ki. Nie maj� nawet rodzin. Kobiety tej
warstwy
sprawuj� obowi�zki wojskowe razem z m�czyznami, cho� w miar� l�ejsze, bo p�e�
to s�aba;
pracuj� te� w urz�dach. W zasadzie nie zawiera si� ma��e�stw, a rodzice nie
znaj� swych
dzieci. Chodzi o to, by potomstwo by�o jako�ciowo najlepsze. Dozwolone wi�c jest
obcowanie
mi�osne tylko w odpowiednim wieku. Pozornie los wyznacza, kto z kim si� po��czy;
w
istocie jednak rz�dz�cy, to znaczy stra�nicy doskonali, tak kieruj� losowaniem,
by najlepsi i
najzdrowsi otrzymywali partnerki najlepsze i najzdrowsze. Pary te b�dzie si�
��czy� � chwilowo
oczywi�cie, nie na sta�e � tylko w pewnych okresach �wi�tecznych, a poeci
pa�stwowi
u�o�� na t� okazj� odpowiednie utwory. Pr�cz tego stra�nicy najbardziej
zas�u�eni otrzymuj�
jako nagrod� przywilej obcowania z niewiast�. Gdy za� urodzi si� dziecko,
odpowiedni urz�d
natychmiast je zabierze i przeka�e do specjalnej dzielnicy, gdzie zajm� si� nim
mamki i piastunki.
Matki mog� odwiedza� te ochronki, ale pod �adnym warunkiem nie wolno im
powiedzie�,
kt�re to dziecko jest ich w�asne.
Wypada mi jeszcze zwr�ci� uwag�, �e po�rednio zosta�a tu wypowiedziana my�l,
je�li si�
zastanowi�, potworna: rz�dz�cym wolno k�ama� i oszukiwa� dla dobra rz�dzonych.
Nie ma
zbrodni, kt�rej nie mo�na by usprawiedliwi�, przyjmuj�c t� maksym�.
RODZINA PERIKTIONE
Pozornie bardzo daleko odbieg�em od spraw zwi�zanych z domem Platona. Tak
wszak�e
nie jest. Kto bowiem pilnie i wci�� na nowo odczytuje dzie�a filozofa, �atwo
dostrze�e, �e
wszystkie one przepojone s� wspomnieniami o najbli�szych oraz aluzjami do
wydarze� i
os�b, kt�re by�y jego �wiatem w m�odo�ci. Oczywi�cie nie zawsze to delikatne t�o
wywod�w
jest dla nas uchwytne. Czasem jednak rzecz przedstawia si� stosunkowo prosto.
Tak w�a�nie
ma si� sprawa z pi�t� ksi�g� Pa�stwa, dopiero co wspomnian�. Sokrates rozmawia w
niej z
Glaukonem, rodzonym bratem Platona; tym, kt�ry uda� si� do Pireusu, aby ogl�da�
uroczysto�ci
ku czci trackiej bogini. Ot� gdy Sokrates pragnie ugruntowa� zasad�, �e w
idealnym
pa�stwie trzeba b�dzie tak dobiera� pary, aby ich potomstwo by�o pod ka�dym
wzgl�dem jak
najbardziej udane, odwo�uje si� w�a�nie do Glaukonowych do�wiadcze�:
� Widzia�em u ciebie w domu psy my�liwskie i sporo szlachetnych ptak�w. Czy
interesowa�o
ci� kiedykolwiek, jak one si� parz� i jak si� rozmna�aj�?
Stawiaj�c dalsze pytania �atwo dobywa ze� maksym� hodowcy: nale�y ��czy�
zwierz�ta
najzdrowsze i w najlepszym wieku, inaczej bowiem odbija si� to niekorzystnie na
gatunku. I z
ca�ym spokojem obaj uznaj�, �e tak samo musi si� post�powa� doskonal�c r�d
ludzki.Ten fragment rozmowy stanowi zarazem przyczynek do charakterystyki
Glaukona. M�ody
cz�owiek lubuje si�, jak wszyscy jego r�wie�nicy z zamo�nych dom�w, w polowaniu
na
drobn� zwierzyn� (bo innej nie by�o w Attyce od wiek�w); hoduje te� ptaki.
Oczywi�cie chodzi�o
o specjalne odmiany ptak�w walcz�cych; ich pojedynki nale�a�y do ulubionych
rozrywek
Ate�czyk�w. Sam Platon wspomina w Prawach, jak to nie tylko dzieci, lecz i
poniekt�rzy
starsi �wicz� i sposobi� ptaki, a nawet dla ich wzmocnienia odbywaj� d�ugie
spacery, nios�c
je w r�ku lub pod p�aszczem.
Glaukon mia� imi� po ojcu swej matki. Znowu wi�c powracam do Periktione i jej
rodziny.
Nikt nie udowodni, �e owa ambitna �ona pok�j mi�uj�cego m�a, tak wyrazi�cie
odmalowana
przez Platona, to w�a�nie Periktione � cho� mnie osobi�cie wydaje si� to wielce
prawdopodobne.
Natomiast jest pewne, �e najbli�si jej krewni byli wr�cz uosobieniem tych cech,
kt�re
odwodzi�y m�odego cz�owieka od zasad i przyk�adu ojca; oni to bowiem wtr�cali
si� do spraw
cudzych, id�c za g�osem po��dliwo�ci i wielkich ambicji.
Rodzonym bratem Periktione by� Charmides, bratem za� stryjecznym Kritias. Obaj
oni odgrywali
ogromn� rol� w rz�dzie oligarchicznym, kt�ry obj�� w�adz� w Atenach po wojnie
peloponeskiej: Kritias przewodzi� Komisji Trzydziestu, Charmides za� nale�a� do
Komisji
Dziesi�ciu, zarz�dzaj�cej Pireusem.
Gdy si� o tym pami�ta, s�owa Platona o �wczesnym rz�dzie � przytoczy�em je
poprzednio
� nabieraj� szczeg�lnej wymowy:
�Ot� z�o�y�o si� tak, �e niekt�rzy z nich byli moimi krewnymi i znajomymi; ci
od razu
zacz�li zach�ca�, bym wzi�� udzia� w ich dzia�alno�ci, jako �e ona tak�e mnie
dotyczy.�
Jakiego rodzaju by�a ta dzia�alno��, ju� m�wi�em. A �atwo by�oby wskaza� jeszcze
wiele
innych zbrodni pope�nionych przez Komisj� Trzydziestu. Mimo to � rzecz ze wszech
miar
godna uwagi! � Platon nigdy i nigdzie nie pot�pia tych ludzi. Przeciwnie, obu
krewnym swej
matki, Kritiasowi i Charmidesowi, wystawi� pi�kne pomniki. Dwa bowiem spo�r�d
jego dialog�w
nosz� ich imiona.
O DZIWACZNO�CI SKOJARZE�
Wzi��em do r�ki dialog Charmides, by przypomnie� sobie, jak Platon
charakteryzuje obu
krewnych swej matki; bo i Kritias wyst�puje w tym dzie�ku. Czytaj�c jednak
rozdzia� wst�pny
natrafi�em na rozwa�ania, kt�re niezwykle mnie zainteresowa�y z zupe�nie innych
wzgl�d�w.
Chodzi o wielkie pytanie, co jest �r�d�em chor�b i jak nale�y je leczy�;
oczywi�cie mowa
nie o wszelkich chorobach, lecz o tych, kt�re nazywa si� wewn�trznymi. Ta
kwestia, zawsze
intryguj�ca i wa�na, w�wczas sta�a mi si� szczeg�lnie bliska, jako �e mieszkaj�c
w domu
Pudentilli obserwowa�em bardzo przykry przypadek padaczki. Jeden z jej
niewolnik�w, ch�opiec
imieniem Tallus, dostawa� atak�w trzy lub cztery razy dziennie. Rzuca�o go na
ziemi�;
pieni�c si� t�uk� g�ow� na wszystkie strony, wygl�da� okropnie. Zreszt� i poza
tym trudno by
by�o nazwa� go przystojnym. Twarz mia� pryszczat�, oczy kaprawe, nos p�aski,
krowi, a w�tlutkie
nogi ledwie go podtrzymywa�y. Nikt ze s�u�by za �adne skarby nie jad�by z nim ze
wsp�lnej miski, nikt nie wypi�by z garnka, kt�ry on pierwszy przytkn�� do ust. A
gdy tylko
wchodzi� do izby, wszyscy spluwali, �eby odwr�ci� od siebie z�ego ducha.
Dziwnymi drogami chadza my�l ludzka. Boska uroda efeba Charmidesa, wychwalana w
dialogu przez tyle os�b, kaza�a mi wci�� my�le� o szpetocie nieszcz�snego
Tallusa. Rozumowa�em
tak�e, �e je�li w og�le jaka� choroba, to w�a�nie ta, zwana �wi�t�, winna by
ulec
metodzie, kt�r� zaleca� Sokrates. Spr�bowa�em � i drogo mia�o mnie to kosztowa�
w swoim
czasie. Lecz o tym p�niej. Obecnie przypomn� �w rozdzia� Charmidesa. Warto te�
uprzytomni�
sobie, �e � wed�ug Platona � rozmowa toczy�a si� jeszcze przed wojn�
peloponesk�.
Charmides by� wtedy dorastaj�cym ch�opcem i pozostawa� pod opiek� swego znacznie
star-szego brata stryjecznego, Kritiasa. I w tym dialogu, podobnie jak w
Pa�stwie, osob� opowiadaj�c�
Platon czyni Sokratesa. Powr�ci� on do Aten po d�u�szej nieobecno�ci, s�u�y�
bowiem
w wojsku oblegaj�cym Potidaj�. Zaraz gdy tylko stan�� w murach ojczystego
miasta, zajrza�,
starym swym zwyczajem, do gimnazjum Taureasa; zbiera� si� tam kwiat �wczesnej
m�odzie�y
ate�skiej. Najpierw zda� spraw�, jak tam pod Potidaj�.
CHARMIDES, WUJ PLATONA
Z kolei za� � opowiada Sokrates � ja zacz��em wypytywa�, co s�ycha� tutaj.
Wywiadywa�em
si� o filozofi�, jak z ni� teraz, i o m�odych ludzi; czy s� w�r�d nich jacy�
wyr�niaj�cy
si� inteligencj� lub urod� albo te� obu tymi zaletami. Kritias spojrza� w�wczas
ku drzwiom.
W�a�nie wchodzi�a gromada ch�opc�w, k��c�c si� i przepychaj�c, a z ty�u za nimi
te� t�um si�
cisn��. Powiedzia�:
� Je�li chodzi o pi�knych ch�opc�w, to co� mi si� zdaje, �e wnet sam si�
przekonasz. Bo ci,
co si� tam pchaj�, to przednia stra� i wielbiciele kogo�, kto obecnie uchodzi za
najurodziwszego.
On sam jest chyba gdzie� niedaleko.
� A kt� to taki? � zapyta�em.
� Pewnie go znasz. Ale nie by� jeszcze w odpowiednim wieku, gdy� wyje�d�a�. To
Charmides,
syn Glaukona, mego stryja.
� Znam go, to prawda. Nawet wtedy, cho� jeszcze ch�opaczek, wydawa� si� ca�kiem
udany.
A teraz to ju� chyba m�odzieniec!
� Zaraz zobaczysz, jak wyr�s� i jak wygl�da.
W tym momencie wszed� na sal� Charmides.
Kamie� probierczy to ze mnie �aden. Z�oto znajduj� w ka�dym pi�knym ch�opcu, a
pi�knymi
wydaj� mi si� prawie wszyscy m�odzi. Ale Charmides jawi� si� wtedy niby cud
jaki�,
tak by� postawny i urodziwy. Odnios�em te� wra�enie, �e wszyscy inni s� po
prostu w nim
zakochani. Bo kiedy tylko znalaz� si� w sali, jakby przestali panowa� nad sob�.
A z ty�u jeszcze
si� pcha�a ci�ba wielbicieli! Zachowanie si� nas, m�czyzn doros�ych, mo�na by�o
jeszcze
zrozumie�. Zauwa�y�em jednak, �e tak�e �aden z ch�opc�w, nawet tych
najmniejszych,
nie patrzy w inn� stron�; wszyscy wlepiali we� oczy, jakby by� pos�giem boga.
Kritias zwr�ci� si� do mnie:
� Jak�e znajdujesz tego m�odzieniaszka? Twarz ma pi�kn�, nieprawda?
� Przepi�kn�! � odpar�em.
� Ale gdyby si� rozebra�, zapomnia�by� o twarzy. Tak �wietnie jest zbudowany.
Wszyscy zakrzykn�li, �e to prawda. Rzek�em wi�c:
� To� nikt si� nie oprze temu cz�owiekowi! Oczywi�cie w tym wypadku, je�li
posiada on
jeszcze pewn� drobn� zalet�.
� Jak�� to zalet�? � zapyta� Kritias.
� Je�li ma r�wnie pi�kn� dusz�. Ale ma j� na pewno, bo przecie� pochodzi z
waszego rodu.
Kritias potwierdzi� skwapliwie:
� Oczywi�cie, jest doskona�y pod ka�dym wzgl�dem.
� Jak�e� wi�c? � zapyta�em. � Mo�e by�my tak obna�yli t� jego dusz� i
przypatrzyli si� jej
wprz�d nim cia�u? Z pewno�ci� zgodzi si� porozmawia� z nami, skoro ju� taki
doros�y.
� Z pewno�ci� � przyzna� Kritias. � Zreszt� bardzo go interesuje poszukiwanie
m�dro�ci.
Ma nawet uzdolnienia poetyckie. Tak s�dzi nie tylko on sam, lecz tak�e osoby
postronne.
� M�j drogi Kritiasie, te uzdolnienia ju� od dawna przejawiaj� si� w waszej
rodzinie. Jeste�cie
przecie� spokrewnieni z Solonem. Ale poka� mi tego m�odego cz�owieka. Popro�
gotutaj. Gdyby nawet by� m�odszy, m�g�by bez wstydu porozmawia� z nami w twojej
obecno�ci,
bo� jego bratem stryjecznym i opiekunem.
Kritias przyzna� mi racj� i zwr�ci� si� do kogo� ze s�u�by:
� Ch�opcze, przywo�aj tu Charmidesa. Powiedz, �e chc� przedstawi� go lekarzowi.
W
sprawie tej choroby, na kt�r� niedawno si� skar�y�.
A zwracaj�c si� do mnie wyja�ni�:
� Powiedzia� mi kiedy�, �e rano zwykle boli go g�owa. Chyba nic ci nie szkodzi
udawa�
przed nim, �e potrafisz leczy� te b�le?
Nie mia�em nic przeciw temu, wi�c rzek�em:
� Byle tylko tu przyszed�!
� Przyjdzie na pewno!
Tak te� si� sta�o. Przyszed� i sprawi�, �e wybuch� gromki �miech. Ka�dy bowiem z
nas
ust�powa� mu miejsca i odpycha� s�siad�w; jeden z tych, co siedzieli na samym
skraju �awy,
wsta�, drugiego natomiast zrzucono na ziemi�.
RECEPTY ZAMOLKSISA
Charmides usiad� pomi�dzy mn� a Kritiasem. W tym momencie odczu�em nagle dziwne
zmieszanie. Gdzie� si� podzia�a ta moja niedawna �mia�o��, kiedy mi si� zdawa�o,
�e rozmowa
p�jdzie �atwo. Potem Kritias powiedzia�, �e znam lekarstwo; on za� spojrza� na
mnie
wzrokiem, kt�rego opisa� nie spos�b, i gotowa� si� do odpowiedzi na pytania.
Wszyscy, ilu
ich by�o w palestrze, otoczyli nas ko�em. Dojrza�em jego cia�o pod p�aszczem.
Gor�co mnie
obla�o i ju� nie w�ada�em sob�...
Mimo to gdy zapyta�, czy znam lekarstwo, przeciw b�lowi g�owy, zdo�a�em
wykrztusi�,
cho� z trudem, �e znam rzeczywi�cie.
� Jakie� to lekarstwo?
Odrzek�em, �e chodzi o pewne ziele, a tak�e o zakl�cie; je�li kto� wym�wi
zakl�cie i jednocze�nie
pos�u�y si� zielem, lek uczyni go ca�kowicie zdrowym; bo bez zakl�cia ziele nie
skutkuje.
On na to:
� Wi�c zapisz� sobie s�owa zakl�cia!
� Za moj� zgod� czy nawet bez niej?
Roze�mia� si� i odpar�:
� Oczywi�cie, �e tylko za twoj� zgod�, Sokratesie!
� Doskonale. Widz�, �e znasz moje imi�.
� Je�li nie sprawia ci to przykro�ci. W�r�d moich r�wie�nik�w du�o si� m�wi o
tobie. Pami�tam
tak�e, �e kiedy by�em jeszcze ch�opcem, przestawa�e� z Kritiasem.
� To pi�knie z twojej strony. Wobec tego b�d� m�g� szczerze obja�ni� ci� w
sprawie zakl�cia.
A w�a�nie si� k�opota�em, w jaki spos�b przedstawi� ci jego dzia�anie. Bo jest
ono
tego rodzaju, �e mo�e uzdrowi� nie tylko g�ow�. S�ysza�e� zapewne, jak post�puj�
dobrzy
lekarze, gdy kto� przyjdzie do nich skar��c si� na b�l oczu. Powiadaj�
pacjentowi: nie spos�b
leczy� tylko oczu; je�li chce si� naprawd� wzrok uzdrowi�, trzeba koniecznie
zaj�� si� ca��
g�ow�; a znowu wielki to by�by nierozum s�dzi�, �e mo�na kurowa� sam� tylko
g�ow�, lekcewa��c
stan reszty cia�a. Zgodnie z t� zasad� badaj� cia�o i staraj� si� leczy� cz��
wraz z
ca�o�ci�. Wiesz chyba o tym?
� Wiem dobrze � odpowiedzia�.
� Uwa�asz wi�c te twierdzenia za s�uszne i godzisz si� na nie?
� Jak najbardziej!Gdym tylko pos�ysza�, �e przystaje na wszystko, nabra�em
ducha. Powoli wr�ci�a mi tak�e
�mia�o�� i znowu �ar mnie ogarn��. Rzek�em:
� Wi�c i z tym zakl�ciem rzecz ma si� podobnie. Nauczy�em si� go tam, pod
Potidaj�, w
czasie wyprawy wojennej, od pewnego Traka; by� to jeden z lekarzy boga
Zamolksisa. Podobno
potrafi� oni da� cz�owiekowi nawet nie�miertelno��. Ot� �w Trak obja�ni� mnie,
�e
pogl�dy lekarzy helle�skich, kt�re w�a�nie przedstawi�em, s� bardzo s�uszne.
Lecz � wywodzi�
on dalej � Zamolksis, nasz kr�l, kt�ry jest tak�e bogiem, przykazuje: skoro nie
nale�y
leczy� tylko oczu, nie dbaj�c o g�ow�, i tylko g�owy, nie dbaj�c o reszt� cia�a,
nie wolno te�
zabiera� si� tylko do leczenia cia�a, nie my�l�c o duszy. I w�a�nie to jest
przyczyn�, �e helle�scy
lekarze nie potrafi� poradzi� sobie z wielu chorobami: nie zwracaj� uwagi na
ca�o��. Bo
je�li ona ma si� dobrze, cz�ci r�wnie� musz� by� zdrowe. Twierdzi� te� m�j
tracki znajomy,
�e wszelkie cielesne z�o i dobro zaczyna si� w�a�nie w duszy i stamt�d wyp�ywa.
O to wi�c
nale�y dba� najpierw i przede wszystkim! Rzek� wreszcie, m�j przyjacielu, �e
dusz� leczy si�
przy pomocy pewnych zakl��; s� nimi m�dre s�owa. Bo z tych s��w rodzi si� w
duszach panowanie
nad sob�, kt�re stanowi podstaw� zdrowia ca�ego cia�a.
EPILEPSJA I DEMONOLOGIA
Ze wszystkich dialog�w Platona najbardziej ceni� Timajosa. Oczywi�cie jako
�r�d�o wiedzy;
przyznaj� bowiem, �e jest to rzecz napisana j�zykiem trudnym i artystycznie
chybiona.
Dzie�ko powsta�o u schy�ku �ycia boskiego nauczyciela i zawiera jakby esencj�
jego pogl�d�w
na powstanie i budow� �wiata oraz cz�owieka. Poucza te�, jakie to choroby
wynikaj� z
zak��ce� w uk�adzie cz�stek naszego organizmu. Ot� �wi�t� chorob�, czyli
epilepsj�, Platon
przypisuje po��czeniu si�, w pewnych warunkach, bia�ej flegmy z czarn� ��ci�;
ta trucizna
przez �y�y dochodzi a� do g�owy i natychmiast ot�pia kr�lewsk� cz�� ducha,
kt�ra w�a�nie w
m�zgu ma swoj� siedzib� i stamt�d rz�dzi ca�o�ci�; jeszcze p� biedy, je�li atak
w czasie snu
si� zdarzy, bo wtedy objawami s� tylko duszno�ci i l�k; w innym wszak�e wypadku
chory
nagle traci przytomno�� i pada na ziemi�, miotaj�c si� jakby w agonii.
Lecz z drugiej strony ten�e sam Platon naucza w Charmidesie ustami Sokratesa, �e
wszelkie
choroby cia�a zaczynaj� si� w duszy i w niej maj� swoje istotne korzenie.
Wynika�oby
st�d, �e r�wnie� �wi�t� chorob� mo�na by leczy� dzia�aj�c odpowiednio na
psychik� jej ofiary.
Powo�uj�c si� na trackiego lekarza Sokrates powiada, �e zawsze nale�y uzdrawia�
cia�o
przez dusz�, na t� za� wp�ywaj� najskuteczniej pewne zakl�cia, czyli s�owa
pi�kne i m�dre.
To wszystko brzmi poetycko i wznio�le, a nawet przekonywaj�co, ale tylko wtedy,
je�li jako
pacjenta ma si� przed sob� urodziwego ch�opca, Charmidesa. Natomiast sama my�l,
by prowadzi�
dialog filozoficzny ze zwyrodnialcem i debilem Tallusem, wydawa�a si� wr�cz
niedorzeczna
i �mieszna. Mo�e jednak � tak rozwa�a�em � nale�a�oby w tym wypadku potraktowa�
okre�lenie ,,zakl�cia� dos�ownie, jako zamawianie metod� magicznych zabieg�w i
formu�ek?
Mo�e to w�a�nie mia� na my�li tracki lekarz, Sokrates za� dostosowa� jego
wskaz�wki do
wymog�w chwili i poziomu pacjenta z w�a�ciw� sobie przekorn� swobod�?
Jeszcze jedna okoliczno�� sk�ania�a mnie, aby podda� Tallusa pr�bie.
W pismach Platona zawarta jest w zal��ku pewna wielka idea, nast�pnie podj�ta i
rozbudowana
przez pokolenia jego nast�pc�w w Akademii. My�l� o demonologii. Jak wiadomo,
demonami zowie si� istoty po�rednie pomi�dzy b�stwami a cz�owiekiem, kr���ce w
strefie
powietrznej naszego �wiata. Od nas zanosz� one ku bogom modlitwy i ofiary,
stamt�d za�
przekazuj� rozkazy; b�stwo bowiem bezpo�rednio nie wchodzi w kontakt z
cz�owiekiem �
ani na jawie, ani we �nie. Tak�e wszelkie wr�by i w og�le ods�aniania
przysz�o�ci jakimkolwiek
sposobem dokonuj� si� tylko dzi�ki demonom. Ka�dy cz�owiek ma przydanego sobie
spo�r�d nich str�a, kt�ry jest jego opiekunem, a zarazem niewidzialnym
�wiadkiem nie tylkoczyn�w, lecz nawet najbardziej skrytych my�li i pragnie�. Po
�mierci cz�owieka demon natychmiast
porywa jego dusz� i prowadzi j� tam, gdzie s�d si� odbywa; potwierdza lub zbija
jej zeznania o tym, jak si� prowadzi�a, od niego wi�c w istocie zale�y, jaki los
czeka zmar�ego
w za�wiatach.
Zagadnienia demonologii studiowa�em od dawna ze szczeg�lnym zapa�em. Dzi�ki
pilnej
lekturze staro�ytnych autor�w znalaz�em wiele ciekawych �wiadectw. M�wi�y one
r�wnie� o
tym, �e w�a�nie ch�opcy, je�li podda si� ich odpowiednim zabiegom, �atwo wchodz�
w kontakt
z demonami i ods�aniaj� sprawy ukryte oraz wszystko, co dopiero ma si� zdarzy�.
Podam
jeden przyk�ad, kt�ry wydaje mi si� szczeg�lnie wiarogodny:
By�o to za panowania cesarza Augusta, a wi�c przed p�tora wiekiem. Pewnemu
cz�owiekowi
ukradziono spor� sum� pieni�dzy. Poszkodowany zwr�ci� si� o pomoc do Nigidiusza,
kt�ry s�yn�� w�wczas w Rzymie z wiedzy tajemnej, a jako senator i by�y konsul
cieszy� si�
wielkim autorytetem. Ot� Nigidiusz odprawi� magiczne obrz�dy nad kilku
wybranymi
ch�opcami, a ci wyjawili, gdzie z�odzieje zakopali cz�� monet skradzionych, a
nawet i to,
gdzie znajduj� si� te, kt�re ju� puszczono w obieg; jedna z nich przypadkowo
dosta�a si� do
sakiewki Marka Katona, znanego z nieposzlakowanej uczciwo�ci.
D�ugo si� zastanawia�em, lecz wci�� nie jest to dla mnie zbyt jasne, jaki
ch�opiec mo�e
�atwiej nawi�za� kontakt ze �wiatem demon�w: czy bosko pi�kny, dobrze urodzony,
wykszta�cony
i uwielbiany powszechnie, jakim by� na przyk�ad Charmides, czy te� u�omny,
schorowany i wr�cz odra�aj�cy niewolnik, jakim jest Tallus. Za obu pogl�dami
przemawiaj�
r�wnie mocne argumenty i przyk�ady. Demony bowiem, jako istoty p�boskie, winny
by
szczeg�lnie ch�tnie szuka� ��czno�ci z tymi spo�r�d nas, kt�rzy posiadaj�
najwi�cej zalet
psychicznych i fizycznych. Ale z drugiej strony � prawda to stara i powszechnie
znana � bogowie
s� zawistni i nie darz� �yczliwo�ci� tych, co si� wybijaj� ponad przeci�tno��.
Mo�e
wi�c demony �askawiej patrz� w�a�nie na upo�ledzonych, w ten spos�b
wynagradzaj�c ich za
wszelkie krzywdy i za cierpienia ziemskiego bytowania?
Ostatecznie doszed�em do wniosku, �e Tallusowi nic ju� nie zaszkodzi; kto wie,
czy zakl�cia
i ewentualny kontakt z demonami jako� mu nie pomog�. Tak wi�c zabra�em si� do
swego
�Charmidesa�.
PR�BUJ� UZDROWI� TALLUSA
Wszystko przygotowa�em jak nale�y. W ma�ym, ciemnym pokoju pali�y si� �wiece na
o�tarzyku,
przed kt�rym na m�j rozkaz stan�� Tallus. Aby mie� �wiadk�w, �e chodzi tylko o
uzdrowienie ch�opca i �e nie dzieje si� nic zdro�nego, zaprosi�em obu Appiusz�w
(tych samych,
u kt�rych zatrzyma�em si� zaraz po przybyciu do Oei) oraz Pudensa, m�odszego
syna
Pudentilli; obecno�� tego ostatniego by�a konieczna i z tej racji, �e Tallus
stanowi� w�asno��
jego matki. Poncjana w tym czasie nie by�o w mie�cie.
Ceremonia zako�czy�a si� bardzo szybko � pe�nym, by rzec prawd�, niepowodzeniem.
Tallus swoim zwyczajem run�� na ziemi�, nim jeszcze zdo�a�em wym�wi� pierwsze
s�owa
zakl�cia. Przypuszczam, �e przerazi�a go tajemnicza sceneria. Ch�opiec miota�
si� po pod�odze
i z pian� na ustach be�kota� wyrazy, kt�re p�yn�y na pewno nie z natchnienia
demon�w.
Dnia nast�pnego Tallusa nie by�o ju� ani w naszym domu, ani w og�le w Oei.
Dowiedzia�em
si� najpierw od s�u�by, �e Pudentilla wyprawi�a go do kt�rego� ze swych maj�tk�w
wiejskich,
wiele mil od miasta. Wszelako gdy j� spotka�em, pocz�tkowo w og�le nie porusza�a
tego tematu. Dopiero pod koniec rozmowy powiedzia�a, pozornie zupe�nie
mimochodem, �e
Tallusa wyprawi�a na wie�, bo reszta s�u�by mog�aby zarazi� si� od niego przykr�
chorob�.
Oczywi�cie natychmiast przeprosi�em pani� domu, �e usi�owa�em uleczy� ch�opca
bez jejwiedzy; zapewni�em jak najsolenniej, �e kierowa�y mn� zbo�ne intencje.
Nic nie odrzek�a,
skin�a g�ow�, u�miechn�a si� tajemniczo.
Ten u�miech nie dawa� mi spokoju przez wiele dni. Zachodzi�em w g�ow�, co on
naprawd�
oznacza. Czy�by mi nie wierzy�a? Czy�by tak drobna i niewa�na sprawa mia�a j�
zrazi� do
mnie? Niestety, Poncjana wci�� jeszcze nie by�o: a tylko on m�g�by szczerze i
otwarcie porozmawia�
z matk�. Wreszcie, po wielu dniach, dozna�em ol�nienia. Zrozumia�em wszystko.
By�o z pewno�ci� tak:
Po nieudanej ceremonii uzdrowienia Pudens oczywi�cie opowiedzia� matce ca��
rzecz,
chyba nie szcz�dz�c ubarwie�. Pudentilla zacz�a si� zastanawia�, dlaczego
chcia�em podda�
Tallusa pr�bie zakl��. By�a kobiet� roztropn� i praktyczn�, tote� na my�l by jej
nie przysz�o,
�e istotn� przyczyn� s� tylko i wy��cznie moje szczytne zainteresowania naukowe.
Podejrzewa�a
natomiast, �e chcia�em osi�gn�� przy pomocy obrz�dk�w nad epileptykiem co�
bardzo
konkretnego i pozna� jak�� tajemnic�. Jak�? Poncjan od pewnego czasu wci�� j�
przekonywa�,
�e powinna mnie po�lubi�; wiedzia�a te�, �e i ja jestem do tego nak�aniany. W
jej oczach
by�em cz�owiekiem stosunkowo m�odym, nie�mia�ym i niedo�wiadczonym, oddanym
tylko
nauce, pogr��onym w m�drych ksi�gach staro�ytnych. Uwa�a�a wi�c za rzecz
ca�kowicie
naturaln�, i� nie mam odwagi sam z ni� porozmawia� o wsp�lnej sprawie;
t�umaczy�a sobie,
�e obieram drog� czar�w, bo chc� si� dowiedzie�, jakie s� widoki zdobycia jej
wzgl�d�w. Od
tej strony ca�a historia mog�a jej tylko pochlebi�. Ale by�a inna kwestia:
wzi��em jako po�rednika
osob� chor� i odra�aj�c�; to by�o przykre, niemi�e i musia�o j� dotkn��.
A mimo to Pudentilla pierwsza uczyni�a gest pojednawczy! A�eby dowie��, �e wcale
nie
jest przeciwna moim studiom i powa�nie traktuje wyja�nienie w sprawie Tallusa,
poprosi�a
znajomego lekarza, by przyprowadzi� do mnie swoj� pacjentk�, kt�ra cierpia�a na
epilepsj�.
Oczywi�cie w tym wypadku nawet nie pr�bowa�em obrz�d�w i zakl��. Zapyta�em j�
tylko,
czy odczuwa dzwonienie w uszach i w kt�rym bardziej; odpowiedzia�a, �e w prawym.
Tak wi�c ostatecznie rozwia� si� m�j niepok�j. Lepiej nawet, wyszed�em z ca�ej
tej sprawy
z pewnym zyskiem i zadowoleniem: Pudentilla mi sprzyja�a, to by�o oczywiste.
Powr�ci�em do studi�w nad Platonem z nowym zapa�em.
PLATON I RODZINA MATKI
Rozmowa Sokratesa z Charmidesem stopniowo doprowadzi�a do pytania, czym
w�a�ciwie
jest sofrosyne, czyli roztropne panowanie nad sob� (wydaje mi si�, �e tak
najlepiej przet�umaczy�
ten grecki wyraz). Kritias bowiem zapewnia�, �e Charmides ju� posiada t� pi�kn�
cech�
charakteru i �e ona to w�a�nie wyr�nia go spo�r�d r�wie�nik�w. Na co Sokrates
grzecznie
odrzek�, �e to zupe�nie zrozumia�e, bo ch�opiec pochodzi ze �wietnego domu.
Przodk�w jego
ojca s�awi� Anakreont, Solon i wielu innych poet�w. Tak samo ma si� rzecz z
rodzin� matki
Charmidesa; jej brat Pyrilampes uchodzi� swego czasu za najprzystojniejszego
m�czyzn� w
Atenach, a nawet na ca�ym kontynencie azjatyckim, ilekro� pos�owa� do kr�la
perskiego.
S�owa, kt�re Platon w�o�y� w usta Sokratesa, uwa�am za bardzo znamienne.
Charmides,
powtarzam, by� rodzonym bratem matki Platona; a wi�c wychwalaj�c jego przodk�w
Platon
zarazem sk�ada� ho�d swym macierzystym dziadom i pradziadom. Ciekawy jest
r�wnie� uk�on
w stron� Pyrilampesa; matka Platona, jak ju� wspomnia�em, po�lubi�a go po
�mierci swego
pierwszego m�a, Aristona, owego mi�o�nika spokoju; wysz�a wi�c za swego wuja.
Widocznie
Pyrilampes umia� zjedna� sobie serce pasierba, skoro ten pisze o nim tak
serdecznie.
Wynika st�d jasno, �e Platon by� gor�co przywi�zany do rodziny matki, cho�
portret Periktione
odmalowa� w raczej ciemnych barwach. Szczyci� si� dawn� tradycj� i pragn��
przekaza�
potomnym jak najpochlebniejszy obraz krewnych. Co wszak�e najbardziej
zdumiewaj�ce,
to fakt � na kt�ry ju� wskaza�em � �e nawet Kritias, tak znies�awiony przyw�dca
Komi-sji Trzydziestu, nigdy nie spotka� si� ze strony Platona z wyra�nym,
imiennym pot�pieniem.
Przeciwnie. W dialogu Timajos, o kt�rym m�wi�em poprzednio, Kritias jest jedn� z
g��wnych
postaci, inny za� utw�r, stanowi�cy kontynuacj� Timajosa, nosi wprost tytu�
Kritias.
A przecie� by� to cz�owiek, kt�rego czyny s�usznie wzbudza�y og�lne oburzenie.
Zamierza�
zgubi� nawet Sokratesa, powierzaj�c mu zadanie doprowadzenia do Aten obywatela
bezprawnie
skazanego na �mier�. Gdzie� poprzednio przytoczy�em urywek listu si�dmego, w
kt�rym Platon, pisz�c o tej sprawie, konkluduje:
,,Oczywi�cie chodzi�o im o to, aby Sokrates sta� si� wsp�lnikiem ich spraw,
nawet wbrew swej
woli. On jednak nie pos�ucha�. Got�w by� na wszystko, byle nie uczestniczy� w
zbrodni.�
Ciekawe, �e Platon m�wi tu bardzo og�lnie �oni�. A wi�c nie przem�g� si� na
tyle, by wyra�nie
wskaza� Kritiasa! Wielbi� i czci� Sokratesa, lecz honor cz�onka rodziny by� dla�
r�wnie�
�wi�to�ci�; nie mog�c go broni� w tej sprawie, przynajmniej przemilcza jego
imi�. Wiadomo
wszak�e, i� to w�a�nie Kritias by� w Komisji Trzydziestu g��wnym wrogiem
Sokratesa.
M�wi o tym bez obs�onek Ksenofont, prawie r�wie�nik Platona i tak�e ucze�
wielkiego m�drca.
Opowie��, kt�r� czytam w jego Wspomnieniach, jest tej tre�ci:
KRITIAS I SOKRATES
Kritias, zakochany w niejakim Eutydemie, pragn�� za wszelk� cen� zaspokoi� swe
po��dliwo�ci,
Sokrates natomiast usi�owa� odwie�� go od tego. Wskazywa�, �e nie przystoi
zachowywa�
si� jak �ebrak wobec cz�owieka, kt�rego bardzo si� mi�uje i kt�remu chcia�oby
si�
wyda� kim� prawdziwie warto�ciowym. Jednak�e Kritias by� g�uchy na wszelkie
perswazje.
Oburzony tym Sokrates powiedzia� w licznym towarzystwie, i to w obecno�ci samego
Eutydema,
co� bardzo niegrzecznego o post�powaniu Kritiasa.
St�d w�a�nie zrodzi�a si� nienawi�� Kritiasa do Sokratesa. Tote� gdy jako
przyw�dca Komisji
Trzydziestu wprowadza� nowe ustawy, zarz�dzi�, �e nie wolno naucza� sztuki
wymowy,
poniewa� wp�ywa ona deprawuj�co na m�odzie�. Zarz�dzenie to godzi�o r�wnie� w
Sokratesa,
cho� nie pobiera� on �adnych op�at za swoje nauki. Kritias jednak nie m�g�
znale�� innego
punktu zaczepienia, zarzuca� wi�c mu to, o co zwykle oskar�a si� filozof�w przed
opini� publiczn�.
Komisja Trzydziestu zg�adzi�a wielu obywateli, a wielu innych zmusi�a do
pope�nienia
zbrodni. Sokrates rzek� w�wczas publicznie:
� Dziwne by by�o, gdyby nie pot�piono pasterza, kt�rego stado marnieje. Ale
jeszcze
dziwniejsze, je�li przyw�dca pa�stwa, w kt�rym obywatele staj� si� coraz
podlejsi, nie dostrzega
tego i nie jest w stanie poj��, �e �le rz�dzi!
O tych s�owach oczywi�cie natychmiast doniesiono Komisji, Kritias i Charikles
zawezwali
Sokratesa. Pokazali mu tekst ustawy i zabronili rozm�w z m�odzie��. On za�, jak
to by�o jego
zwyczajem, zapyta� skromnie:
� Czy wolno mi prosi� o wyja�nienie, je�li czego� nie rozumiem?
� Wolno � odparli.
� Jestem got�w zastosowa� si� do postanowie� ustawy. Ale chcia�bym prosi� o
pewne dodatkowe
pouczenia, �ebym przez niewiedz� przypadkowo nie sta� si� przest�pc�.
Zakazujecie
szkoli� w sztuce wymowy. Dlaczego?
Charikles odrzek� tonem podniesionym:
� Skoro tego nie rozumiesz, wydamy zarz�dzenie �atwiejsze do poj�cia: w og�le
nie wolno
ci rozmawia� z m�odymi lud�mi!
Lecz Sokrates nie ust�powa� i nadal udawa� naiwnego:
� Ale �eby nie by�o w�tpliwo�ci, musicie mi okre�li�, do kt�rego to roku jest
si� m�odym!
Charikles odpar�:� M�ody jest ten, kto jeszcze nie mo�e wej�� w sk�ad Rady.
Wynika st�d, �e nie powiniene�
rozmawia� z lud�mi, kt�rzy jeszcze nie doszli do trzydziestki.
Sokrates wszak�e wci�� mia� w�tpliwo�ci:
� To znaczy, �e je�li sprzedawca nie ma jeszcze lat trzydziestu, nie wolno mi
zapyta�, jaka
jest cena towaru?
Charikles obja�ni� go �askawie:
� W takich wypadkach wolno. Jednak�e ty zazwyczaj zadajesz wiele pyta�, cho�
dobrze
wiesz, o co w istocie chodzi. Wi�c w�a�nie takich pyta� nie stawiaj!
� Czyli nie powinienem tak�e odpowiada�, je�li kto� m�ody zapyta mnie na
przyk�ad,
gdzie mieszka Charikles lub gdzie mo�na spotka� Kritiasa?
Charikles wci�� nie traci� cierpliwo�ci:
� W takich wypadkach oczywi�cie powiniene� udzieli� odpowiedzi.
Kritias wtr�ci� si� do rozmowy.
� Ale b�dziesz musia� trzyma� si� z dala od tych twoich szewc�w, murarzy i
kowali. Bo
my�l�, �e oni s� bardzo zm�czeni, skoro w swych rozmowach bez przerwy o nich
wspominasz.
Sokrates jeszcze si� upewni�:
� A wi�c mam trzyma� si� z dala r�wnie� od tego, co z tych rozm�w wynika: od
sprawiedliwo�ci,
od pobo�no�ci i od wszelkich spraw tego rodzaju?
Teraz z kolei Charikles uda�, �e nie rozumie dwuznaczno�ci tych s��w. Powiedzia�
wi�c
tonem pogr�ki, nawi�zuj�c do tego, co rzek� Kritias:
� Tak. R�wnie� od pasterzy trzymaj si� z daleka. Bo je�li nie, to mo�e si�
zdarzy�, �e w�a�nie
z twojej winy zmniejszy si� pog�owie byd�a.
Co nale�a�o rozumie�: z twojej winy � o ciebie.
O POCZ�TKACH RELIGII
Kritias, nim jeszcze zdoby� sobie ponury rozg�os jako przyw�dca Trzydziestu
Tyran�w,
cieszy� si� s�aw� dobrego poety, �mia�ego my�liciela, czynnego polityka.
Doskonale rozumiem,
�e taka osobowo�� musia�a wr�cz fascynowa� Platona w jego latach ch�opi�cych; bo
i
w nim, w Platonie, wcze�nie wzbudzi�y si� zainteresowania literackie, a tak�e
polityczne.
Wiadomo przecie�, �e uk�ada� dramaty i dytyramby; podobno zamierza� nawet
wystawi�
swoje sztuki w czasie �wi�t Dionizosa, w nadziei, �e zdob�dzie nagrod� i s�aw�;
Sokrates
wszak�e, jak twierdz� nasi mistrzowie w Akademii, odwi�d� go od ambicji
pisarskich, tak
cz�sto spotykanych, �e a� pospolitych, i wskaza� cel szlachetniejszy � d��enie
do prawdziwej
m�dro�ci. Natomiast z polityk� Platon nie po�egna� si� tak �atwo. Przecie� w
li�cie si�dmym
szczerze wyznaje, �e pragn�� si� jej po�wi�ci�, gdy tylko dojdzie do
pe�noletno�ci. I w gruncie
rzeczy, jak mi si� zdaje, tym swoim m�odzie�czym ambicjom pozosta� wierny do
ko�ca
�ycia. Gdy nie uda�a si� kariera w ojczy�nie, usi�owa� realizowa� swoje pomys�y
ustrojowe w
innym kraju. A w jego dzie�ach wci�� przewija si� pytanie, jaki ma by� doskona�y
ustr�j pa�stwa
i jak wychowywa� obywateli. Wyznaj�, �e dla mnie, obywatela Imperium, kt�re jak
korona
wie�czy rozw�j wszystkich lud�w, te rozwa�ania wydaj� si� puste i niepotrzebne.
Czy�
mo�na sobie wyobrazi� co� �wietniejszego od rzeczywisto�ci, w kt�rej �y� nam
wypad�o
dzi�ki �asce bog�w? Owszem, ludzie pozostali tak u�omni, jak byli. Jednak�e
system pa�stwowy
jest doskonalszy i sprawiedliwszy, ni� mog�o si� marzy� Platonowi w
naj�mielszych
snach; a w swych rojeniach mia� on na oku zawsze jedno tylko miasto, podczas gdy
nasze
Imperium obejmuje tysi�ce miast i setki krain, od mrocznej p�nocy a� po
rozpalone piaski
pusty�. Tote� wola�bym, by Platon mniej m�wi� o spo�ecze�stwie i wychowaniu,
wi�cej natomiast o tajemnicach budowy �wiata, widzialnego i niewidzialnego,
szczeg�lnie za� o demonach.
Pa�stwa bowiem i ich ustroje przemijaj�, jak uczy historia; demony natomiast
zawsze
istnia�y i istnie� b�d�.
Spo�r�d bliskich Platona tylko Kritias para� si� na r�wni polityk� i pisarstwem.
Z jego
dzie� znam jedynie fragmenty. Wiem, �e by� dramaturgiem oraz autorem traktat�w,
w kt�rych
przedstawia� politeje, czyli ustroje, Tesalii i Lacedemonu; wychwala� przede
wszystkim to
drugie pa�stwo; twierdzi�, �e inne pa�stwa winny pod ka�dym wzgl�dem na�ladowa�
Lacedemon.
Trudno mi w tym miejscu nie przypomnie�, �e idealny ustr�j, wymy�lony przez
Platona,
jest w znacznej mierze rozwini�ciem za�o�e�, na kt�rych opiera� si� lacedemo�ski
porz�dek
i tamtejszy system wychowania. A wi�c Platon powa�nie traktowa� wskaz�wki swego
wuja, kt�re z pewno�ci� nieraz s�ysza� z jego w�asnych ust za m�odu.
Lecz do�� ju� o polityce. Z zachowanych u�amk�w Kritiasowej tw�rczo�ci tylko
jeden
utkwi� mi w pami�ci. Pochodzi on z dramatu Syzyf. Pewna osoba rozwija w nim
pogl�dy tej
tre�ci:
W pradawnych czasach ludzie �yli w bez�adzie i po zwierz�cemu, a korzyli si�
tylko przed
si��. Nie nagradzano uczciwych, ale te� nie karano przest�pc�w. Dopiero p�niej
ustanowiono
surowe prawa; chciano bowiem, by sprawiedliwo�� jednakowo w�ada�a wszystkimi, a
kara
spada�a na ka�dego, kto z�amie ustawy. Lecz owe prawa powstrzymywa�y ludzi przed
pope�nianiem
tylko jawnych przest�pstw, potajemnie za� nadal �le czyniono. W�wczas to � tak
sobie wyobra�am � jaki� cz�owiek bystry i rozumny pierwszy wpad� na pomys�, �e
ludzie
musz� ba� si� bog�w; wtedy bowiem dopiero b�d� si� l�kali nawet skrycie grzeszy�
my�l�,
mow�, uczynkiem. W ten to spos�b wprowadzono poj�cie b�stwa. G�oszono, �e jest
to duch
wiecznie �yj�cy, kt�ry s�yszy i widzi samym umys�em, wszystko ogarniaj�c; kt�ry
pojmuje
ka�de s�owo ludzkie i ka�dy czyn dostrzega. Wi�c gdyby� nawet milcz�c knu� z�o
jakie�, nie
ukryje si� to przed bogami, jako �e maj� oni moc postrzegania wszystkiego. Przy
pomocy
takich w�a�nie wywod�w �w cz�owiek ustanowi� jedn� z najprzemy�lniejszych nauk,
a fa�szywym
s�owem okry� prawd�. Twierdzi� tak�e, �e bogowie tam przebywaj�, sk�d przychodzi
najwi�ksza groza, ale te� najwi�ksze po�ytki dla n�dzy naszego bytowania: na
g�rnym obwodzie.
Stamt�d bowiem padaj� gromy i b�yskawice, lecz tam r�wnie� rozpo�ciera si�
gwia�dzista
szata nieba i goreje jasne s�o�ce, stamt�d wreszcie deszcz rosi ziemi�. Taki to
l�k ludziom
wpoi� i pi�knie osadzi� b�stwo w nale�nym mu miejscu, bezprawie za� prawem
ujarzmi�.
B�G I BOGOWIE
Tak wi�c jeden z najbli�szych krewnych Platona by� po prostu ateist�.
Wspomnia�em ju�
poprzednio, �e sam za�o�yciel Akademii z oburzeniem odrzuca� takie pogl�dy,
jakkolwiek
osobi�cie nie darzy� �adnego b�stwa szczeg�ln� czci� i chyba nie dost�pi�
wtajemnicze� w
�adne misteria. Przytoczy�em tak�e �w rozdzia� z dziesi�tej ksi�gi Praw, kt�ry,
jak przypuszczam,
przekazuje pewne wspomnienia z dzieci�cych lat Platona; matka opowiada�a mu
wtedy
ba�niowe podania o bogach, ojciec za� w dniach �wi�tecznych, otoczony przez ca��
rodzin�,
sk�ada� nie�miertelnym ofiary przy domowym o�tarzu.
Ale skoro ju� dotkn��em tu spraw religii, wypada pokr�tce okre�li�, jaka jest
plato�ska
doktryna o istocie bog�w i jakie wyznacza im miejsce w naszym �wiecie.
Chyba najpewniej odpowiada filozof na te pytania w dialogu pisanym ju� u schy�ku
�ycia,
a mianowicie w Timajosie. A trzeba te� przypomnie�, �e jednym z rozm�wc�w w tym
utworze
jest w�a�nie Kritias! Osoba tytu�owa dialogu, czyli sam Timajos, m�drzec i
astronom
przyby�y z miasta Lokroj w Italii, wyk�ada tam, co nast�puje:
Istnieje wieczny b�g, kt�ry stworzy� �wiat jeden, materialny, widzialny,
zbudowany z czterech
pierwiastk�w: z ognia, ziemi, wody, powietrza. Ten �wiat sam jest istot� �yw� i
zawieraw sobie wszelkie istoty �ywe; posiada kszta�t najdoskonalszy, a wi�c
kuli, i porusza si� wok�
siebie ruchem obrotowym; wyszed� z r�ki boga i jest r�wnie� b�stwem, a dusza
jego znajduje
si� w nim i wok� niego.
B�g stworzy� te� w owym �wiecie s�o�ce, ksi�yc i pi�� planet; stworzy� je z
materii
ognia. Po�o�y� je na kulistych obr�czach wok� ziemi, aby porusza�y si� po owych
torach; na
pierwszej obr�czy znajduje si� ksi�yc, na drugiej s�o�ce, na trzeciej
Jutrzenka, na czwartej
Hermes, potem za� kolejno cztery inne planety. A wszystkie owe cia�a, poczynaj�c
od ziemi,
s� istotami �ywymi i boskimi. Czas za� pojawi� si� w �wiecie dopiero wtedy, gdy
one zosta�y
stworzone.
Pr�cz tych b�stw istniej� tak�e inne b�stwa, o kt�rych wiemy dzi�ki starym
legendom.
B�stwa te s� potomstwem Ziemi i Nieba; na ich czele stoj� Zeus i Hera, potem za�
id� te
wszystkie, kt�rym tak powszechnie cze�� si� oddaje. Ot� w�a�nie owym to
b�stwom, zrodzonym,
lecz nie�miertelnym, poleci� b�g-stw�rca wykona� cia�a innych istot �ywych.
Jednak�e natura istot �ywych jest z�o�ona, podw�jna: co w nich boskie i
nie�miertelne, pochodzi
od samego boga-stw�rcy, co za� �miertelne, od bog�w zrodzonych. Uczyni� wi�c
b�gstw�rca
tyle dusz, ile jest gwiazd; osadzi� ka�d� dusz� na gwie�dzie i pokaza� jej obraz
wszech�wiata. Potem za� przekaza� owe dusze bogom m�odszym. Ci wykonali dla nich
cia�a i
mniej doskona�e cz�ci duszy.
Prawo za� ustanowiono takie: kt�ra z dusz �y� b�dzie w ciele panuj�c nad
sprzecznymi
sk�adnikami swej natury, ta znowu powr�ci na swoj� gwiazd� i tam trwa� b�dzie w
szcz�ciu;
kt�ra natomiast ulegnie, narodzi si� powt�rnie, i to w ciele kobiety. Je�liby
za� i w tym drugim
�yciu b��dzi�a, wst�pi w cia�o zwierz�ce, zale�nie od swych uczynk�w; tak
odradzaj�c si�
wci�� na nowo nie przestanie cierpie�, p�ki si� nie oczy�ci i nie powr�ci do
stanu, od kt�rego
bieg sw�j zacz�a.
WIELO�CIANY
Odczytuj�c na nowo dialog Timajos napotka�em w dalszym jego ci�gu rozwa�ania
bardzo
zawi�e. Chodzi mianowicie o problem, jakiego to kszta�tu s� cz�steczki owych
czterech pierwiastk�w,
z kt�rych zbudowany jest wszech�wiat. Ot� uczony Timajos najpierw ustala, �e
podstawowa ich forma to zestawienia r�nych tr�jk�t�w; a wi�c �cianki bry� musz�
by� tr�jk�tne.
Nast�pnie przeprowadza dow�d, �e elementy, a raczej cz�steczki ognia, s�
czworo�cienne,
ziemi sze�cio�cienne, powietrza o�mio-, a wody dwudziesto�cienne.
Ca�a ta partia dialogu wydaje mi si� szczeg�lnie trudna, zapewne z tej racji, �e
sam nigdy
nie celowa�em znajomo�ci� zasad geometrii i arytmetyki. Przyznaj�, si� do tego z
wielkim
�alem, dobrze bowiem pami�tam, �e nad wej�ciem do Akademii widnieje prastary
napis, wyryty
pono� z polecenia samego Platona:
�Nie znaj�cym matematyki wst�p wzbroniony.�
Zapewne niegdy� przestrzegano tego zakazu; dzi� nawet wyk�adaj�cy tam mistrzowie
chybaby
nie potrafili przeprowadzi� poprawnego dowodu geometrycznego jakiego� bardziej
skomplikowanego twierdzenia.
W�a�nie gdy biedzi�em si� nad zrozumieniem tych rozdzia��w Timajosa, powr�ci� do
Oei
Poncjan; przez jaki� bowiem czas przebywa� w jednym z maj�tk�w na wsi. Niezbyt
mia�em
ochot� znowu wdawa� si� w dyskusj� o po�ytkach ma��e�stwa z Pudentill�, bo sam
ju� dobrze
i wszechstronnie przemy�la�em t� spraw�. Zreszt� od czasu historii z Tallusem
pomi�dzy
mn� a pani� domu nawi�za�a si� ni� cichego porozumienia. By�em pewien, �e
potrafimy doprowadzi�
rzecz do szcz�liwego zako�czenia bez cudzej pomocy, oczywi�cie gdy czas
dojrzeje.
Tote� kiedy Poncjan wszed� do mojego pokoju, od razu po pierwszych s�owach
powitania
zagadn��em go, jak w�a�ciwie rozumie nauk� Platona o budowie pierwiastk�w, a
zw�asz-cza jak sobie wyobra�a owe bry�y o �ciankach tr�jk�tnych. Poncjan r�wnie�
nie mia� jasnego
obrazu figur geometrycznych. Znalaz� wszak�e wyj�cie nieoczekiwane. Powiedzia�,
�e jest tu,
w Oei, pewien rzemie�lnik � ni to stolarz, ni to rze�biarz � kt�ry wykonuje w
swym warsztacie
przedziwne przedmioty o wymy�lnych kszta�tach.
Zaraz te� tam poszli�my, by sprawdzi�, czy nie znajdzie si� co�, co by
przypomina�o wielo�ciany
Timajosa.
TAJEMNICZA SPRAWA POS��KA
Warsztat Korneliusza Saturnina mie�ci� si� w uliczce w�skiej i mrocznej; by�
ca�y otwarty
na zewn�trz. W�a�ciciel, starzec chuderlawy, o bardzo przenikliwym spojrzeniu,
siedzia� tu�
przy wej�ciu na niskim sto�eczku; pilnie co� majstrowa�, dopasowuj�c cienkie
deszczu�ki
bukszpanowe.
Stan��em jak wryty, gdym ujrza� kunsztowne dzie�a, ustawione na stole pod
�cianami.
By�y tam przer�ne figury znane z geometrii, p�askie i bry�y o �cianach kr�g�ych
lub ostrych.
By�y te� rze�by, jedne male�kie, inne wcale okaza�e, wyobra�aj�ce bog�w, ludzi,
zwierz�ta.
Doprawdy, Saturnin potrafi� kszta�towa� drewno niby glin�! Cho� nie odnale�li�my
w�r�d
mn�stwa jego prac niczego, co by dok�adnie odpowiada�o owym cz�steczkom opisanym
w
Timajosie, zrozumieli�my od razu, �e mistrz potrafi�by bez trudu odwzorowa� w
drzewie
ka�dy wielo�cian zbudowany z tr�jk�t�w.
Pe�en zachwytu dla talentu i umiej�tno�ci tego skromnego rzemie�lnika wda�em si�
z nim
w d�u�sz� rozmow�, cho� nie by� to cz�owiek gadatliwy. Zapyta�em, czy nie m�g�by
wykona�
dla mnie pewnej do�� wymy�lnej machiny; mia� to by� rodzaj zabawki, ale o
powa�nym,
niemal naukowym przeznaczeniu. Opracowa�em projekt tego urz�dzenia jeszcze w
Madaurze,
tam jednak nie mog�em znale�� odpowiedniego majstra. Tymczasem Saturnin w lot
poj��, o
co chodzi i jak ma dzia�a� owa machina; oby�o si� nawet bez szkicu. Wyczu�em, �e
ogromnie
mu si� podoba praca tego typu, wymagaj�ca sporo kunsztu i dowcipu. Nie tylko
wi�c zgodzi�
si� uko�czy� rzecz szybko, ale jeszcze sam zapyta�, czy nie potrzebowa�bym
pos��ka jakiego�
b�stwa.
Zupe�nie jakby czyta� w moich my�lach! Nim jednak zdo�a�em odpowiedzie�, do
rozmowy
wtr�ci� si� Poncjan:
� I po c� ci taki pos��ek? Ma�o to mamy w domu? A je�li ju� to wola�bym
statuetk� nie z
drewna, lecz z metalu!
Wyja�ni�em Poncjanowi, �e zwyk�em zawsze mie� przy sobie podobizn� b�stwa;
stawiam
j� w pokoju, w kt�rym pracuj�, i cze�� oddaj�, a w dniach �wi�tecznych pal�
przed ni� kadzid�o;
kiedy za� zm�cz� si� prac� my�low�, w niej szukam odpoczynku. Wyje�d�aj�c z
Madaury
nie wzi��em ze sob� �adnej statuetki, mia�em bowiem nadziej�, �e wnet dotr� do
Aleksandrii
i tam nab�d� co� odpowiedniego, prawdziwie egipskiego, u�wi�conego tradycj�
wiek�w.
Przy ko�cu pozwoli�em sobie na ma�y wyk�ad, nie bez ukrytej my�li, �e
przypodobam si�
mistrzowi:
� A co si� tyczy kwestii, z jakiego materia�u ma by� wykonany pos��ek, nale�y
zawsze
pami�ta� o naukach Platona, zawartych w dwunastej ksi�dze Praw. Mowa tam o tym,
�e sk�adaj�c
ofiary bogom godzi si� we wszystkim zachowa� umiar. I tak, poniewa� ziemia oraz
ognisko domowe s� ju� same przez si� b�stwom po�wi�cone, nie musi si� raz
jeszcze, specjalnym
aktem, oddawa� ich nie�miertelnym. W bardzo wielu krajach przedmioty ze z�ota i
srebra stanowi� ozdob� dom�w prywatnych, a tak�e bo�ych przybytk�w. Jednak�e te
drogocenne
metale wywo�uj� zawi�� i po��dliwo��. Natomiast ko�� s�oniowa pochodzi z
martwego
zwierz�cia, nie jest wi�c czystym darem. Nie wolno wreszcie zapomina�, �e spi� i
�elazo s�u��
jako narz�dzia wojny. Jaki� st�d wniosek? Kto pragnie ofiarowa� dar prawdziwie
mi�y,winien u�y� materia�u pozornie najskromniejszego, ale w�a�nie dlatego
najw�a�ciwszego, a
wi�c drewna lub kamienia!
Saturnin by� wyra�nie zadowolony z tej przemowy. Tote� gdy�my ju� odchodzili,
powiedzia�:
� Zrobi� naprawd� pi�kny pos��ek Merkurego.
Zatrzyma�em si� zdumiony. Przecie� skutkiem zapomnienia w og�le mu nie
wskaza�em,
jakiego to b�stwa chcia�bym mie� statuetk�! Istotnie jednak przez ca�y czas
my�la�em o Merkurym-
Hermesie. Mo�e Saturnin zdo�a� to odgadn�� z tej prostej przyczyny, �e �w b�g
jest
od prawiek�w i we wszystkich krajach cywilizowanych opiekunem poet�w i
filozof�w? Mo�e.
Kto wie jednak, czy tajemniczy mistrz snycerstwa nie odczytuje cudzych my�li?
SPOTKANIE Z RUFINEM
Uszli�my zaledwie kilka krok�w, gdy zast�pi� nam drog� Herenniusz Rufinus.
Oty�y, �ysy,
oble�ny, pozdrowi� nas z wylewn� serdeczno�ci�, cho� po prawdzie zna� dobrze
tylko Poncjana;
ze mn� widzia� si� dotychczas chyba raz, po mojej s�awnej deklamacji w bazylice
miejskiej.
�atwo by�o odgadn��, czemu to obecnie szuka naszego towarzystwa, ludzi
stosunkowo
m�odych i maj�tnych; ca�a bowiem Oea plotkowa�a ju� od lat z wielk� uciech� o
tym cz�owieku
i o jego sprawach domowych.
Scharakteryzowa� go mo�na kr�tko i precyzyjnie: pieniacz, fa�szerz, oszczerca,
intrygant,
�ar�ok, rozpustnik, od dzieci�stwa deprawowany i deprawator. Ju� jako ch�opiec
ch�tnie s�u�y�
do wszelkich bezece�stw. Jako m�odzieniec, nim zeszpeci�a go �ysina, wyst�powa�
na
scenach teatr�w, ta�cz�c w sztukach pantomimicznych; a ta�czy� tak � m�wili mi
ci, co widzieli
� jakby w og�le nie mia� �ci�gien i ko�ci; by�a to wszak�e mi�kko�� bez sztuki,
rozlaz�a
i prymitywna. Panuje opinia, �e jedyne, co w nim by�o z prawdziwego aktora, to
bezwstyd.
Gdy doszed� do wieku dojrza�ego, ca�y jego dom sta� si� rajfurski. �ona jest
ladacznic�, o tym
wszyscy wiedz�, synowie za� ucz� si� od ojca. Dniami i nocami jurna m�odzie�
kopie w bram�
i wy�piewuje na ulicy lubie�ne piosenki. W jadalni pijacy, w sypialni gachy.
Uk�ad pomi�dzy
t� par� ma��e�sk� jest powszechnie znany. Kto ofiaruje �onie �adny prezent,
swobodnie
wchodzi i wychodzi, kiedy zechce, nikt nawet nie zwr�ci na� uwagi. Ale je�li
kto� o�mieli�by
si� przyj�� z pr�nymi r�kami, na dany znak s�u�ba �apie go jako uwodziciela. I
nie
wcze�niej opu�ci dom tak go�cinny, p�ki nie udowodni, �e umie si� podpisywa�.
Trzeba wszak�e, jak s�dz�, ulitowa� si� nad biedakiem. Co ma robi�, skoro
zmarnotrawi�
ju� ca�y maj�tek, ponad spodziewanie odziedziczony po ojcu? Ten bowiem,
zad�u�ony po
uszy, wola� pieni�dz ni� honor. Zewsz�d atakowali wierzyciele, a kiedy wychodzi�
na ulic�,
ka�dy niemal przechodzie� stara� si� go schwyta�, goni�c jak za furiatem,
gro�nym dla otoczenia.
Rzek� wi�c pewnego razu: Pok�j z wami! � i oznajmi�, �e jest niewyp�acalny.
Ugodzi�
si� co do jakiej� cz�ci z wierzycielami i odrzuci� wszystkie oznaki swego
dostojnego stanu.
Wpierw jednak wi�ksz� cz�� maj�tku przepisa�, przy pomocy arcysprytnego kruczka
prawnego,
na nazwisko �ony. �y� odt�d jako cz�owiek ubogi, niczego nie posiadaj�cy,
bezpieczny
w�asn� ha�b�. Za to swemu synowi, Rufinowi, pozostawi� trzy miliony; tyle bowiem
otrzyma�
on w spadku z maj�tku matki. Wszystko to wszak�e Rufinus zdo�a� przepu�ci� w
ci�gu
zaledwie kilku lat. Mo�na by rzec, �e l�ka si� panicznie, by nie m�wiono, i�
cokolwiek zyska�
dzi�ki ojcowemu oszustwu.
Nadszed� wreszcie dzie�, w kt�rym �ona, ju� nie pierwszej m�odo�ci, oznajmi�a,
�e nie b�dzie
utrzymywa� ca�ego domu. Trzeba by�o rozejrze� si� za jakim� sposobem wyj�cia z
biedy.
Poniewa� c�rka ju� podros�a, zacny ojciec postanowi� wyda� j� za kogo�
zamo�nego.
Oferowa� dziewczyn� � g�o�no o tym by�o w ca�ym mie�cie � co maj�tniejszym
m�odym ludziom:
podobno niekt�rzy otrzymywali j� nawet na pr�b�.By�o wi�c zupe�nie oczywiste,
jakie to kry� w sercu zamiary, gdy j�� nas �ciska� i obejmowa�
w owej w�skiej uliczce, przy kt�rej mie�ci� si� warsztat Saturnina.
SZKIELET I KR�L
Bystre oczka naszego nowego przyjaciela oczywi�cie od razu spostrzeg�y, sk�d
wyszli�my.
Zacz�� wi�c natr�tnie wypytywa�, co te� porabiali�my u tego dziwaka Saturnina.
Nie omieszka�
za� dorzuci� p�szeptem, z min� bardzo znacz�c�, �e m�g�by nam sporo o nim
powiedzie�,
bo cz�owiek to niesamowity.
Rufinowi chodzi�o oczywi�cie o to, by nas zaciekawi�, wci�gn�� w rozmow� i w ten
spos�b
podbudowa� znajomo��, kt�r� nast�pnie skierowa�by umiej�tnie ku celom sobie
u�ytecznym.
Wprawdzie osoba niezwyk�ego rzemie�lnika rzeczywi�cie mnie interesowa�a, wola�em
wszak�e pozby� si� obmierz�ego starucha. Na poczekaniu wi�c wymy�li�em bajeczk�:
� Wiemy o wszystkim. W�a�nie dlatego wybrali�my si� do niego. Na razie
zam�wili�my
tylko drewnian� figurk� ko�ciotrupa, bo to rzecz po prostu niezb�dna. Maj�c j�
wystarczy
wym�wi� odpowiednie zakl�cia i ju� zyskuje si� moc nad �wiatem zmar�ych!
Rufinus spojrza� na mnie z niedowierzaniem, ale te� jakby ze strachem. Zapewne
s�ysza�
ju� co� o tym, �e studiuj� filozofi�, a mo�e nawet dosz�y do� jakie� plotki o
moich pr�bach
uleczenia Tallusa z choroby. Oea doprawdy nie jest wielkim miastem i cokolwiek
si� wydarzy�o
w kt�rym� ze znamienitszych dom�w, wnet stawa�o si� wiadome wszystkim. Ale
twarda
to by�a sztuka! Nie da� si� zby� byle czym. Uzna�, �e m�wi� raczej powa�nie,
tote� ch�tnie
podj�� ciekawy temat:
� I ja o tym s�ysza�em. Mam tu w Oei przyjaciela, Krassus si� nazywa, kt�ry co
roku kilka
miesi�cy sp�dza w Aleksandrii. I teraz tam siedzi. Ot� nie tak dawno pokaza� mi
z�oty pier�cie�,
kupiony w Egipcie, podobno od kap�ana. Wyryty jest na nim taki obraz: stoi
wyprostowany
lew, zamiast g�owy ma on kr�lewski znak Izydy, a praw� �ap� opiera na czaszce
le��cego
ko�ciotrupa. Krassus przysi�ga�, �e pier�cie� ma cudown� moc nie tylko leczenia,
lecz
nawet czynienia cz�owieka niewidzialnym. A tajemniczy znak nazywa si� podobno
�kr�l nad
szkieletem�.
Poncjan, pragn�c popisa� si� wiedz� w tej materii, zrobi� nam na miejscu ma�y
wyk�ad o
symbolach i nazwach, kt�rymi pos�uguj� si� nauki tajemne; bo taki szkielet,
je�li zosta� zrobiony
z odpowiedniego drzewa nosi imi� kr�la, czyli po grecku basileus; a to dlatego,
�e w�ada
wszystkimi b�stwami oraz istotami �yj�cymi. Ko�cz�c za� doda� uprzejmie:
� Ale drzewo musi by� specjalne, rzadkie i drogie. Nie taki sobie zwyk�y
bukszpan. Najlepsze
by�oby hebanowe. Ja ci si� postaram o nie, Apulejuszu. Znam pewn� matron�, kt�ra
ma skrzyneczk� hebanow�.
Mia�em ju� do�� tej rozmowy, cho� obserwowanie miny Rufinusa by�o dobr� zabaw�;
nie
wiedzia� bowiem, czy z niego drwimy, czy te� powa�nie i otwarcie przyznajemy si�
do uprawiania
ponurych praktyk magicznych. Byli�my ju� na forum. Powiedzia�em, �e musz�
jeszcze
odwiedzi� kogo� znajomego, po�egna�em si� i szybkim krokiem odszed�em. Mia�em
pewien
�al do Poncjana. M�wi�c bowiem o �kr�lu� uczyni� przejrzyst� aluzj� do jednej z
najtajniejszych
nauk naszej Akademii. Sam Platon wyk�ada j� tylko pod postaci� symboli w
pewnym miejscu listu drugiego. Pisze tam do Dionizjosa:
�Twierdzisz, �e natura tego, co zowie si� �Pierwsze�, nie zosta�a ci okazana w
spos�b dostateczny.
Nale�y wi�c powiedzie� ci o tym, ale przy pomocy symboli, aby je�li t� tabliczk�
spotka co� z�ego na morzu lub na ziemi, odczytuj�cy nie zrozumia� tre�ci. Rzecz
ma si� tak:
wszystko, co jest, jest w stosunku do kr�la wszystkiego; z jego przyczyny
wszystko, i on jest
sprawc� wszystkiego, co pi�kne. W stosunku do �Wt�rego� jest wszystko wt�re, a w
stosunku
do �Trzeciego� wszystko trzecie.�Z drugiej wszak�e strony � rozmy�la�em po
drodze � Platon ch�tnie korzysta� z przypowie�ci
o cudach i magii. Tak�e o pier�cieniu, kt�ry daje posiadaczowi moc niezwyk��. Co
prawda zawsze wi��e si� to z jakim� wielkim, og�lnym zagadnieniem. Tak w�a�nie
jest w
drugiej ksi�dze Pa�stwa, gdzie Glaukon, brat Platona, rozwija my�li w gruncie
rzeczy zgodne
z tezami ateisty � Kritiasa; naucza� on, jak ju� m�wi�em, �e boga
wszystkowidz�cego wymy�lono,
aby powstrzyma� ludzi od czynienia �le.
PIER�CIE� GIGESA
Glaukon wyst�pi� ze �mia�ym twierdzeniem. Uczyni� to chyba wbrew w�asnym
przekonaniom,
troch� z przekory, ale g��wnie po to, by zmusi� Sokratesa do pe�nego wy�o�enia
swych
pogl�d�w. Ot� twierdzenie Glaukona brzmia�o w swej osnowie nast�puj�co:
Ludzie post�puj� sprawiedliwie i uczciwie tylko dlatego, �e nie maj� do�� si� i
odwagi, by
czyni� to, czego naprawd� pragn� i co by by�o dla nich rzeczywi�cie korzystne.
Podaj�c r�ne argumenty na poparcie swej tezy Glaukon przytacza te� pewn�
opowie�� legendarn�:
By�o to przed wiekami. �y� w�wczas w Lidii prosty cz�owiek, niejaki Giges, kt�ry
s�u�y�
kr�lowi tej krainy i pasa� jego trzody. Zdarzy�o si� pewnego razu, �e spad�y
gwa�towne deszcze,
a po nich przysz�o trz�sienie ziemi. W okolicy, w kt�rej wtedy Giges przebywa�,
ziemia
p�k�a w jednym miejscu i jakby si� rozwar�a. Pasterz �mia�o zapu�ci� si� w g��b
rozpadliny.
Ujrza� tam rzeczy przedziwne. W pieczarze sta� olbrzymi ko� ze spi�u, a w jego
tu�owiu znajdowa�y
si� drzwiczki. Giges otworzy� je i zajrza� do �rodka; zobaczy� zw�oki
wielkoluda.
Trup by� ca�kiem nagi, ale na palcu mia� wspania�y pier�cie�. Pasterz zdj�� go i
jak najszybciej
wyszed� z powrotem na �wiat�o dzienne.
Wkr�tce potem wszyscy pasterze okoliczni zebrali si�, by wsp�lnie przeliczy�
trzody i
zda� spraw� kr�lowi. Giges jak zwykle usiad� w�r�d towarzyszy. Przypadkowo,
bawi�c si�
pier�cieniem (a mo�e staraj�c si� ukry� przed nimi przedmiot tak drogocenny?),
odwr�ci� go
kamieniem ku d�oni. Ku swemu zdumieniu wnet spostrzeg�, �e tamci zaczynaj� si�
rozgl�da�
i dopytywa�, gdzie podzia� si� Giges; rozmawiaj� o nim jakby o nieobecnym i
dziwi� si�, �e
znik� tak nagle. Po chwili wi�c znowu odwr�ci� kamie� na zewn�trz i od razu sta�
si� widzialny.
Tym sposobem stwierdzi�, �e pier�cie� ma cudowne w�a�ciwo�ci i zacz��
przemy�liwa�,
jak by je spo�ytkowa�. Podj�� si� pos�owania do kr�la, by go powiadomi� o
liczebno�ci i stanie
trz�d. Ale gdy znalaz� si� w pa�acu, wykorzysta� moc pier�cienia. Najpierw
uwi�d� �on�
kr�la, a potem wesp� z ni� zamordowa� go i sam zasiad� na tronie.
Z tej opowie�ci Glaukon wyci�ga� wnioski og�lniejsze. M�wi�:
� Za��my, �e na �wiecie znajduj� si� dwa takie pier�cienie. Jeden z nich dosta�
si� do r�k
cz�owieka uczciwego, drugi natomiast � zwyczajnego �ajdaka. Jestem przekonany,
�e obaj
korzystaliby z czarodziejskiego �rodka tak samo. Bo przecie� nawet najuczciwszy
cz�owiek z
ca�� pewno�ci� nie opar�by si� przemo�nej pokusie: m�c czyni� zupe�nie bezkarnie
wszystko,
na co tylko przyjdzie ochota! Wchodzi�by wi�c do ka�dego domu i zabiera�, co by
mu si�
spodoba�o. M�g�by te� zabija� swobodnie i znienacka, a tak�e uwalnia� z wi�zie�.
By�by
niemal bogiem.
Tym sposobem Glaukon doszed� do takiej konkluzji:
� Pier�cie� Gigesa, gdyby rzeczywi�cie istnia�, dowi�d�by naocznie, �e ka�dy
woli post�powa�
nieuczciwie, je�li tylko nie grozi mu za to odpowiedzialno��.RZ�DY KRITIASA
Kritias w ka�dym razie post�powa�, jak by mia� pier�cie� Gigesa. Niczego si� nie
l�ka�, na
nic nie zwa�a�, a ju� najmniej na opini� spo�eczn�. By� � lub s�dzi�, �e jest �
ponad dobrem i
z�em. Do�� ju� poda�em przyk�ad�w, jak tyra�sko rz�dzi�a Komisja Trzydziestu,
kt�rej on
przewodzi�. Chcia� mo�liwie �ci�le zwi�za� ze sob� tak�e Platona, jako cz�onka
rodziny.
Oczywi�cie nie m�g�by on wej�� w sk�ad Komisji lub Rady, by� bowiem zbyt m�ody,
liczy�
lat dopiero dwadzie�cia cztery. Zapewne wi�c my�lano o powierzeniu mu jakich�
funkcji nieoficjalnych,
lecz wa�nych. Sam Platon pocz�tkowo zastanawia� si� i waha�. Wynika to jasno
ze s��w listu si�dmego, kt�re maj� s�u�y� jako swego rodzaju usprawiedliwienie:
�Nie nale�y si� dziwi�, �e ulega�em wtedy pewnym z�udzeniom; by�em przecie�
bardzo
m�ody. Wydawa�o mi si�, �e te rz�dy poprowadz� pa�stwo od z�a ku praworz�dno�ci.
Dlatego
pilnie baczy�em, jak b�d� post�powa� nowi w�adcy.�
Owe wahania Platona mo�na zrozumie�. Demokraci, kt�rzy kierowali pa�stwem
poprzednio,
splamili si� wielu zbrodniami, zar�wno w polityce wewn�trznej, jak i
zagranicznej; oni
te� ponosili g��wn� odpowiedzialno�� za kl�sk� wojenn�. Spodziewano si� wi�c
powszechnie,
�e nowy rz�d wyci�gnie nauk� z oczywistych b��d�w minionego ustroju i b�dzie
post�powa�
rozs�dniej. Nale�y r�wnie� pami�ta�, �e pocz�tkowo Komisja Trzydziestu nie
stosowa�a
metod nazbyt surowych i bezwzgl�dnych. Terror narasta� stopniowo. W ostatniej
fazie
jego ofiarami byli nie tylko zwykli obywatele i mieszka�cy Aten, lecz nawet sami
cz�onkowie
Komisji. Kritias doprowadzi� do zguby swego towarzysza rz�d�w, Teramenesa,
zwolennika
kursu umiarkowanego. Upadek tego cz�owieka dokona� si� publicznie. Rada, do
kt�rej Teramenes
si� odwo�a�, zachowa�a grobowe milczenie, a to ze strachu przed zbirami Kritiasa
i
mieczami sparta�skiej za�ogi. Nikt nie zaprotestowa� ani s�owem, gdy si��
oderwano nieszcz�nika
od o�tarza i w bia�y dzie� wleczono go przez rynek do wi�zienia, gdzie musia�
wypi� dzban cykuty.
Potem Kritias rz�dzi� nie ogl�daj�c si� na nic. Prze�ladowano co maj�tniejszych
obywateli,
skazywano na �mier� ludzi zupe�nie niewinnych. Og�lna liczba zamordowanych
wynios�a,
jak ju� wspomnia�em, chyba ponad tysi�c pi��set os�b. Oko�o pi�ciu tysi�cy
szuka�o ratunku
za granicami Aten. Najwi�cej uchod�c�w zebra�o si� w Tebach. Na ich czele sta�
Trazybul.
A jak reagowa� Platon na te wydarzenia? Sam stwierdza, �e najbardziej wzburzy�y
go usi�owania
Trzydziestu, by zmusi� Sokratesa do udzia�u w zbrodniach. W li�cie si�dmym
dodaje
nast�pnie og�lnikowo:
,,Patrzy�em na to wszystko i jeszcze na inne sprawy, ca�kiem nie bez znaczenia.
Wstr�t
mnie ogarn��. Tote� odsun��em si� od z�a, kt�re w�wczas si� dzia�o. Ale nied�ugo
potem upad�y
rz�dy Trzydziestu i ca�y tamten ustr�j�.
Tak, w jednym tylko zdaniu, Platon zbywa niezwykle dramatyczne wypadki, kt�re
rozegra�y
si� w Atenach w drugim roku olimpiady 94 [rok 403 p.n.e.]. A przecie� dotkn�y
one
tak�e jego rodzin�, i to jak�e bole�nie! Mo�e w�a�nie dlatego wola� nie
rozwodzi� si� nad
minion� tragedi�?
POWSTA�CY W FILE I ZBRODNIA W ELEUSIS
Z pocz�tkiem zimy grupa siedemdziesi�ciu emigrant�w pod wodz� Trazybula skrycie
wyruszy�a
z Teb i przez g�ry wkroczy�a na ziemie Attyki. Tutaj opanowa�a ma�� twierdz� w
miejscowo�ci File; le�y ona na stokach g�ry Parnes, od Aten za� jest odleg�a
tylko o p� dnia
drogi. Na wiadomo�� o tym Komisja Trzydziestu natychmiast wyprowadzi�a z miasta
trzy
tysi�ce ci�kozbrojnych piechur�w oraz oddzia� jazdy; w wojsku s�u�yli tylko ci
obywatele,
kt�rym Komisja mog�a ufa� ca�kowicie.Wydawa�o si�, �e si�y te a� nadto
wystarcz�, by za jednym uderzeniem zgnie�� garstk� zuchwalc�w.
Ale kiedy co m�odsi �o�nierze ruszyli ku murom forteczki, posypa� si� stamt�d
grad pocisk�w i strza�; tote� szturmuj�cy zaraz odst�pili, unosz�c sporo
rannych. Mimo to
nikt nie w�tpi�, �e zag�ada powsta�c�w jest tylko kwesti� czasu, i to kr�tkiego.
Aby nie nara�a�
swych ludzi na niepotrzebne straty, Komisja postanowi�a otoczy� forteczk� wa�em
i tym
sposobem odci�� j� od wszelkich dr�g zaopatrzenia. Jednak�e po dotychczasowej
pi�knej
pogodzie w nocy nast�pi�a gwa�towna zmiana; bez przerwy pada� g�sty �nieg. Nie
przygotowani
na to �o�nierze, stoj�cy pod go�ym niebem, dotkliwie cierpieli od zimna.
Postanowiono
wi�c zrezygnowa� na razie z budowy wa�u. Wojsko powr�ci�o do miasta. W czasie
marszu
nie oby�o si� bez pewnych strat, powsta�cy bowiem uczynili �mia�y wypad na
tabory i zagarn�li
sporo zwierz�t jucznych.
Tutaj musz� uczyni� pewn� uwag�. Wydaje mi si� rzecz� wielce prawdopodobn�, �e w
wyprawie przeciw powsta�com wzi�li te� udzia� bracia Platona, a mo�e on sam.
Wszyscy oni
bowiem byli w odpowiednim wieku, posiadali znaczny maj�tek rodzinny, a z
przyw�dcami
Komisji wi�za�o ich bliskie pokrewie�stwo.
Po tym pierwszym niepowodzeniu Komisja wys�a�a pod File Spartan i cz�� jazdy.
Oddzia�
ten stan�� obozem w pobliskim mie�cie i stamt�d mia� czuwa�, aby powsta�cy nie
zaopatrywali
si� w �ywno��. Tymczasem do Trazybula do��czy�o ju� wielu ludzi z okolicy;
obecnie mia� on pod swymi rozkazami oko�o siedmiuset zbrojnych. Na ich czele
zst�pi� cichaczem
z g�rskiej twierdzy i wczesnym rankiem znienacka uderzy� na stanowiska
nieprzyjaci�.
Atakuj�cy po�o�yli trupem oko�o stu dwudziestu hoplit�w i kilku je�d�c�w. Reszta
uciek�a
w pop�ochu a� do samych Aten. Oczywi�cie stamt�d natychmiast pospieszy�y
posi�ki, lecz
Trazybul by� ju� bezpieczny za murami g�rskiej twierdzy.
Pora�ka sprawi�a, �e Komisja zacz�a niepokoi� si� o przysz�o��. Licz�c si� z
najgorszym
uzna�a, �e trzeba z g�ry przygotowa� miejsce, w kt�rym mo�na by si� broni� w
razie ataku
powsta�c�w na same Ateny. Wyb�r pad� na okr�g �wi�tynny w Eleusis, obszerny i
otoczony
murami. Jak ju� bodaj wspomina�em, miejscowo�� ta le�y niezbyt daleko od Aten,
jakie� p�
dnia drogi; wok� niej rozci�ga si� �yzna r�wnina, okalaj�ca pi�kn� zatok�
morsk�. Kritias
wyjecha� tam natychmiast i podst�pnie uwi�zi� wszystkich m�czyzn. Odstawi� ich
do Aten, a
nast�pnie zwo�a� do wielkiej sali koncertowej � zwie si� Odeon, zbudowa� j�
Perykles � zebranie
owych trzech tysi�cy najzamo�niejszych obywateli, kt�rzy stanowili ostoj� rz�du.
O�wiadczy� im z brutaln� szczero�ci�:
� W budowie i trwa�o�ci obecnego ustroju zainteresowani jeste�my zar�wno my,
cz�onkowie
Komisji, jak i wy wszyscy. St�d oczywisty wniosek, �e musicie ponosi� swoj�
cz�� ryzyka.
Jest waszym obowi�zkiem skaza� na �mier� wi�ni�w z Eleusis, aby ta sama
odpowiedzialno��
obci��a�a nas wszystkich.
Zarz�dzono g�osowanie jawne. Poniewa� w drugiej cz�ci Odeonu znajdowali si�
uzbrojeni
Spartanie, jego wynik by� zgodny z �yczeniami Kritiasa.
Mnie za� nasuwa si� pewne pytanie: jak g�osowali bracia Platona? Chyba byli
obecni na
zgromadzeniu, bo przekroczyli ju� trzydziesty rok �ycia.
W ka�dym za� razie zbrodnia pope�niona przez Kritiasa na mieszka�cach Eleusis
t�umaczy�aby,
dlaczego Platon nie zosta� wtajemniczony w tamtejsze misteria.
BITWA W PIREUSIE
W jaki� czas potem, ju� wiosn�, Trazybul skupi� wok� siebie oko�o tysi�ca
ludzi. Spod
File przeszed� ku Pireusowi; noc� opanowa� port i miasto. Ale si�y jego by�y
zbyt szczup�e, by
broni� ca�ego obwodu mur�w. Tote� gdy od Aten stawi�y si� wojska Trzydziestu
wraz z oddzia�em
Spartan, powsta�cy wycofali si� na wzg�rze Munichia. Tam w�a�nie wznosi�a si�owa
�wi�tynia trackiej bogini Bendis i tam corocznie odbywa�y si� procesje i nocne
wy�cigi
konne z pochodniami; jak przypomnia�em wy�ej, niegdy� podziwia� te obchody
Sokrates i
bracia Platona, a mo�e i sam Platon.
Ludzie Trzydziestu stan�li w zwartych, g��bokich szeregach na rynku Pireusu.
By�o ich
znacznie wi�cej ni� powsta�c�w, ale znajdowali si� w gorszym po�o�eniu. Gdyby
bowiem
chcieli atakowa�, musieliby i�� pod g�r�. To nara�a�o ich bardziej na pociski i
strza�y; zreszt�
powsta�com sprzyja�a tak�e ludno�� miejscowa, kt�ra w braku innej broni razi�a
ciemi�zc�w
kamieniami. Kiedy dosz�o do bitwy, wojska Trzydziestu nie popisa�y si� odwag�.
Leg�o spo�r�d
nich tylko siedemdziesi�ciu � ale w�r�d zabitych by� zar�wno Kritias, jak i
Charmides.
Reszta uciek�a w pop�ochu.
Zwyci�zcy zachowali si� na pobojowisku bardzo rycersko. Poleg�ym odebrali tylko
or�.
Wnet przybyli po cia�a krewni z miasta. W�r�d nich na pewno by� kto� z domu
Platona, mo�e
nawet on sam, jako �e oddanie zmar�ym ostatniej pos�ugi nale�a�o do
naj�wi�tszych obowi�zk�w
rodziny.
Wytworzy�a si� wi�c taka sytuacja, �e Pireus znalaz� si� w r�ku Trazybula, same
natomiast
Ateny pozostawa�y pod w�adz� uszczuplonej Komisji i jej poplecznik�w. Jednak�e
nastroje
w�r�d tych ostatnich by�y tak burzliwe, �e ju� nast�pnego dnia Trzydziestu
musia�o ust�pi� z
miasta. Wyjechali do Eleusis, do owego �wi�tego okr�gu, kt�ry tak przewiduj�co
zabezpieczy�
Kritias, a na ich miejsce powo�ano now� Komisj�, Dziewi�ciu.
Istnia�y wi�c obok siebie jakby dwa, a mo�e i trzy pa�stwa: demokratyczne w
Pireusie,
oligarchiczne w Atenach, tyra�skie w Eleusis. Stan ten utrzymywa� si� prawie
przez ca�e lato.
Do walk ju� nie dochodzi�o, ale obie strony, ci z Pireusu i z Aten, czyni�y
wypady na okoliczne
pola; tam od czasu do czasu zdarza�y si� krwawe utarczki.
W�wczas dopiero Lacedemon zdecydowa� si� na bezpo�redni� ingerencj� w sprawy
ate�skie.
Do Attyki wkroczy�y wojska Spartan. Gdyby od razu uderzy�y na powsta�c�w w
Pireusie,
ci musieliby si� podda�. Jednak�e w �onie rz�du lacedemo�skiego �ciera�y si�
dwie tendencje,
podsycane wzajemnymi animozjami pomi�dzy kr�lem Pauzaniaszem a do�wiadczonym
wodzem Lizandrem. Poniewa� ten ostatni stanowczo domaga� si�, by ruch Trazybula
zgnie�� jak najszybciej, kr�l Pauzaniasz z przekory doprowadzi� do porozumienia
pomi�dzy
Atenami a Pireusem. Zasadnicze warunki by�y proste: w ca�ym pa�stwie przywraca
si� ustr�j
demokratyczny, ale nikt z obywateli nie b�dzie poci�gany do odpowiedzialno�ci za
czyny
pope�nione w minionym okresie � z wyj�tkiem tych os�b, kt�re wchodzi�y w sk�ad
Komisji
Trzydziestu, Jedenastu i Dziewi�ciu. Og�oszono wi�c, po raz pierwszy w dziejach
Aten,
amnesti� polityczn�.
Powsta�cy z Pireusu jesieni� wkroczyli do miasta jako zwyci�zcy. Najpierw udali
si� na
Akropol, gdzie z�o�yli ofiar� dzi�kczynn� bogini Atenie, opiekunce ludu i
pa�stwa.
PLATON I DEMOKRACI
Dla Platona i jego bliskich owe miesi�ce pe�ne by�y denerwuj�cego napr�enia i
niepokoju
o przysz�o��. �a�oba w domu panowa�a od chwili �mierci obu krewnych; p�niej
zacz�to si�
obawia�, by zwyci�scy demokraci nie podeptali uroczystej przysi�gi i nie
zapragn�li wzi��
pomsty za wszystkie czyny Komisji Trzydziestu. Mogliby uwi�zi� i wygna�
stronnik�w dawnego
re�imu oraz skonfiskowa� ich maj�tki. W takim wypadku Platon i jego bracia
ucierpieliby
jako jedni z pierwszych, poniewa� byli siostrze�cami Charmidesa i Kritiasa.
Jednak�e nikomu nie sta�o si� nic z�ego. Demokraci dotrzymali s�owa.
Arystoteles, kre�l�c
w kilkadziesi�t lat p�niej dzieje ustroju Aten, tak charakteryzuje �w okres:
�Zar�wno jednostki, jak i og� zachowa� si� wobec minionych nieszcz�� tak
pi�knie i z
takim rozumem jak nigdzie. Nie tylko bowiem wymazali z pami�ci przewinienia w
przesz�o-�ci, ale nawet oddali Lacedemo�czykom pieni�dze, kt�re rz�d Trzydziestu
po�yczy� na wojn�,
chocia� w zawartym uk�adzie postanowiono, �e obie strony, to jest oligarchowie z
miasta i
powsta�cy z Pireusu, maj� sp�aci� swe d�ugi oddzielnie. S�dzili jednak, �e od
tego przede
wszystkim trzeba zacz�� zgod�. Natomiast w innych miastach zwyci�skie
stronnictwo ludowe
nie tylko nie dok�ada jeszcze ze swego, ale nawet przeprowadza nowy podzia�
ziemi. Tak�e i
z tymi obywatelami, kt�rzy osiedlili si� w Eleusis, pogodzili si� w trzy lata po
ich wyemigrowaniu.�
Platon, �wiadek wydarze�, nie jest co prawda tak entuzjastyczny w ocenie nowego
rz�du.
Bior�c wszak�e pod uwag� jego specyficzn� sytuacj� rodzinn�, nale�y uzna�, �e
pow�ci�gliwe
s�owa listu si�dmego s� i tak nader wymowne:
�Znowu wi�c, cho� nie tak silnie jak poprzednio, ale jednak zacz�a kusi� mnie
ch�� zaj�cia
si� sprawami spo�ecznymi i politycznymi. Wprawdzie dzia�o si� w�wczas, jak to
zwykle
w okresie zam�tu, wiele rzeczy, na kt�re s�usznie mo�na by si� oburza�. Nie
nale�y si� dziwi�,
�e w trakcie gwa�townych zmian poniekt�rzy zbyt surowo m�cili si� na swych
wrogach.
Wszelako ci, co w�wczas powr�cili do miasta, zachowywali wielk� pow�ci�gliwo��.�
Tak wi�c Platon waha� si�, obserwowa�, czeka�. Za to tym ch�tniej i gorliwiej
przestawa� z
Sokratesem.
S�ONECZNY DZIE� NAD RZEK�
Wnet po obaleniu Trzydziestu Tyran�w do Aten powr�ci� Lizjasz. Ten sam, o kt�rym
by�a
ju� mowa: syn Kefalosa, brat Polemarcha, zg�adzonego przez Komisj�. Lizjasz,
pojmany w
dniach terroru, cudem tylko si� uratowa�. Zbieg� najpierw do Megary, a stamt�d
do Syrakuz,
sk�d pochodzi�a jego rodzina. Obecnie usi�owa� odzyska� skonfiskowany maj�tek,
co mu si�
jednak nie uda�o.
Lizjasz by� ju� cenionym adwokatem i s�awnym mistrzem retoryki. Wprowadza� do
Aten
pewne chwyty i sposoby argumentacji, kt�re ju� dawniej wynaleziono w Syrakuzach.
Tutejszej
publiczno�ci, jeszcze nie obznajmionej z b�yskotliwo�ci� nowego rodzaju
krasom�wstwa,
�atwo by�o zaimponowa�; grupy przyjaci� i wielbicieli Lizjasza zbiera�y si� w
r�nych domach
prywatnych, gor�co przyjmuj�c jego wypowiedzi i odczyty.
Temat jednej z m�w stanowi�o twierdzenie bardzo paradoksalne: m�odzieniec, kt�ry
jest
przedmiotem stara� mi�osnych, winien wybra� w�a�nie nie wielbiciela, lecz kogo�,
kto szczerze
wyznaje, �e nie jest zakochany. Argumentacja by�a zr�czna, przewrotna, p�ytka.
Mimo to
jeden z m�odych s�uchaczy, Fajdros, wyszed� oczarowany. Zdo�a� zdoby� r�kopis
Lizjasza i
wprost z popisu swego mistrza uda� si� na przechadzk� za miasto; chcia� niejako
wytrze�wie�
po tym upajaj�cym prze�yciu i raz jeszcze odczyta� rzecz tak wspania��. Zreszt�
Fajdros s�ucha�
Lizjasza od rana, obecnie by�o ju� po po�udniu, wypada�o przespacerowa� si�
nieco. A
poniewa� przyznawa� racj� tym, kt�rzy zalecali odpoczywa� nie na ulicach, lecz
w�r�d p�l,
poszed� drog� wiod�c� za mury.
Spotka� Sokratesa. Starzec wnet ze� wyci�gn��, sk�d idzie, kogo s�ucha�, dok�d
zmierza. Wybrali
si� wi�c razem, bo i Sokrates by� ciekaw Lizjaszowej mowy. Id�c wzd�u� rzeczki
Ilissos
pilnie si� rozgl�dali, gdzie by usi��� lub po�o�y� si� w cieniu. Doszli wreszcie
do jaworu, widnego
z daleka; by� bowiem wysoki i roz�o�ysty, a opodal sta�a pi�kna wierzba,
obsypana pachn�cym
kwieciem. Tu� pod jaworem tryska�o �r�d�o; Sokrates dotkn�� wody stop�; by�a
bardzo zimna.
Wok� sta�y pos��ki nimf i b�stw. Powiew szed� mi�y i �agodny, nios�c ze sob�
�piew �wierszczy.
Ale nade wszystko rozkoszna by�a trawa; zaprasza�a, by si� na niej rozci�gn��.
Sokrates chwali� to miejsce z takim zachwytem, �e Fajdros si� zdziwi�:� C� za
niezwyk�y cz�owiek z ciebie! M�wisz, jakby� przyjecha� tu z daleka i w og�le nie
by� rodowitym Ate�czykiem! Rzeczywi�cie, wydaje mi si�, �e nigdy nie wychodzisz
poza
mury miasta.
Sokrates usprawiedliwia� si� jak najuprzejmiej; zreszt� zawsze celowa� w
zgrabnym pos�ugiwaniu
si� grzecznymi s��wkami, cho� czasem brzmia�y one nieco ironicznie. Tym razem
wysun�� znamienny argument:
� Pragn� nieustannie si� kszta�ci�, a przecie� ziemia i drzewa niczego mnie nie
naucz�,
lecz w�a�nie i tylko ludzie w mie�cie.
Gdy wreszcie wygodnie u�o�y� si� na trawie, od razu poprosi� o odczytanie mu
mowy Lizjasza.
Taki jest pocz�tek plato�skiego dialogu, kt�ry nosi tytu� Fajdros � od imienia
owego m�odego
cz�owieka. Jak wszystkie inne osoby, wyst�puj�ce w utworach Platona, posta� to w
pe�ni
realna, cho� w historii Aten niczym si� nie zaznaczy�a. Fajdros by� zapewne
r�wie�nikiem
Platona; nale�a� do jego przyjaci�, przestawa� z Sokratesem, zna� wielu
wybitnych ludzi.
Wydaje si� wszak�e, �e dla tych pi�knych zainteresowa� literatur� i sztuk�
ca�kowicie zaniedba�
trosk� o sprawy domowe. Wyczyta�em bowiem w pewnej mowie s�dowej, �e sta� si�
cz�owiekiem ubogim; z ostatecznej n�dzy uratowa�o go tylko po�lubienie
dziewczyny, kt�ra
wnios�a mu posag spory, cho� nie zawrotnie wysoki.
Platon nie wyst�puje w �adnym ze swych dialog�w jako osoba dzia�aj�ca. Tw�rca
skromnie
pozostaje w cieniu, jakkolwiek nale�a� do os�b najbli�szych Sokratesowi w
ostatnich latach
jego �ycia. Wysuwa natomiast na plan pierwszy swych krewnych i przyjaci�.
Pi�kny to
ho�d, z�o�ony ich pami�ci! W wielu wszak�e wypadkach trudno mi oprze� si�
wra�eniu, �e
Platon, kre�l�c t�o i sceneri� dialogu, pos�uguje si� bardzo osobistymi
wspomnieniami; m�wi�em
ju� o tym w zwi�zku z pocz�tkiem Pa�stwa. Tutaj sprawa jest nieco trudniejsza i
dowie��
tego nie potrafi�, jestem jednak przekonany, �e to nie Fajdros, lecz w�a�nie sam
Platon
rozmawia� z Sokratesem w pewien pi�kny dzie� letni nad Ilissosem, u st�p
wysokiego jaworu,
gdzie tryska�a zimna woda �r�dlana.
By�y to szcz�sne lata pokoju i swobody.
RADY FAJDROSA
Pi�kne imi� greckie Fajdros mo�na by swobodnie przet�umaczy� jako Promienny.
Tote�
ilekro� wyobra�am sobie posta� tego przyjaciela Platona, widz� m�odego
cz�owieka, ja�niej�cego
urod�, wdzi�kiem ruch�w, �wietno�ci� intelektu. Ale gdy obecnie u�wiadomi�em
sobie,
�e ten uroczy efeb, �yj�cy, by tak rzec, blaskiem poezji i subtelno�ci�
filozoficznych docieka�,
w latach p�niejszych musia� si� rozgl�da� za kobiet� z byle jakim posagiem, bo
zdziadzia�
zupe�nie, natychmiast przejrza�em: to� i ja wkroczy�em na t� sam� drog�! Studia
w Atenach,
podr�e po Grecji, pobyt w Rzymie, obecna wyprawa do Egiptu, wszystko to
powa�nie
naruszy�o moje finanse. Uchodzi�em wci�� za bogatego, to prawda i w pewnym
sensie nim
by�em. Odziedziczony po ojcu maj�tek w Madaurze jest du�y, ocenia si� go na trzy
miliony
sesterc�w. Wszelako ci��� na nim d�ugi. Musia�em bowiem zaci�gn�� po�yczki, aby
zdoby�
got�wk�, a dochody z ziemi nie wystarcza�y na ich pokrycie; procenty ros�y. Losy
Fajdrosa
uprzytomni�y mi, jak bliskie jest niebezpiecze�stwo. M�wi�em sobie:
Celem mojego �ycia jest zg��bienie filozofii i nauk tajemnych, aby przy ich
pomocy zbrata�
si� z duchami i wznie�� si� ku bogom. Nie dla mnie wi�c uciechy sto�u i �o�a,
nie dla mnie
rozkosze �ycia rodzinnego. Moim obowi�zkiem jest praca, nauka, umartwianie cia�a
i duszy.
Nie wynika st�d wszak�e, bym mia� z g�ry wyrzeka� si� pewnych udogodnie�, jakie
daje
dom dobrze urz�dzony i m�drze kierowany. Oczywi�cie, je�libym wzi�� sobie �on�
m�od�,
wnios�aby mi wiele k�opot�w i ci�g�y niepok�j. Musia�bym jej s�u�y�, dba� o jej
stroje, dr�e�,czy mnie nie zdradza, p�odzi� dzieci. Co innego Pudentilla. To
kobieta do�wiadczona, ma ju�
potomstwo, sprawy �o�a tylko o tyle dla niej wa�ne, o ile to konieczne dla
zdrowia. Nikt jej
nie uwiedzie. Widz�, �e dom potrafi prowadzi� znakomicie. Czemu� wi�c nie
mia�bym w�a�nie
w jej r�ce z�o�y� troski o uci��liwe drobiazgi codziennego �ycia? W Madaurze
zajmuj�
si� tym moje stare wyzwolenice, com je dosta� w spadku po rodzicach. Kradn� na
pewno. A
ja nawet nie mam sposobu sprawdzi�, czy nie przekraczaj� miary w swym
procederze. Nie
spos�b przecie� jednocze�nie bada� pogl�d�w Platona oraz chodzi� po targu i
wypytywa�
przekupki, po ile dzi� suszone ryby i zielenina.
A co do kwestii maj�tkowych, to tak sobie uk�ada�em:
Posag nie musi by� wysoki, w�a�ciwie nie musz� nawet otrzymywa� go w got�wce.
Wystarczy,
je�li odpowiedni pieni�dz zostanie zabezpieczony w maj�tku �ony. Dom w Madaurze
mo�na by zlikwidowa�, przeni�s�bym si� tu ze wszystkim. Koszty utrzymania i
studi�w pokrywa�bym
z dochod�w Pudentilli.
Przez pewien czas niepokoi�a mnie jeszcze sprawa wyjazdu do Egiptu. Z tego planu
nie
chcia�em zrezygnowa�, bo traktowa�em podr� jako pielgrzymk� �ladami Platona i
Pitagorasa.
Jednak�e w por� przypomnia�em sobie, co Rufinus m�wi� o swym znajomym, jakim�
Krassusie; cz�owiek ten, mieszkaj�c w Oei, znaczn� cz�� roku sp�dza� w
Aleksandrii. To by�
dobry pomys�, godny na�ladowania; ostatecznie do stolicy Egiptu by�o st�d nie
tak daleko �
byle przej�� jako� wybrze�a Wielkiej Syrty.
OBRAZ KOSMOSU
Pogr��ony w rozwa�aniach tak istotnych nawet nie spostrzeg�em, �e w drzwiach
mego pokoju
stan�� Korneliusz Saturnin, �w stolarz-artysta, u kt�rego przed kilku dniami
zam�wi�em
statuetk� Merkurego oraz pewne urz�dzenie. Wszed� trzymaj�c w r�kach jaki� du�y,
cho�
niezbyt ci�ki przedmiot, dobrze os�oni�ty lnian� p�acht�. Postawi� go na stole
i z widoczn�
dum�, ruchem niemal teatralnym, �ci�gn�� przykrycie.
A� klasn��em z rado�ci. Oto mia�em przed sob� model kosmosu, wykonany tak
w�a�nie,
jak to sobie wymarzy�em i jak stara�em si� rzecz s�ownie wyja�ni� Saturninowi.
Kula ziemska umieszczona by�a na wysokiej, rze�bionej podstawce, ale w ten
spos�b, �e
od podstawki do kuli szed� pr�t poziomy. Natomiast przez sam� kul� przechodzi�a
pionowa o�
w kszta�cie bardzo wyd�u�onego wrzeciona, a na niej osadzonych by�o osiem
obr�czy. Najwi�ksza
z nich, zewn�trzna, oznacza�a niebo gwiazd sta�ych. Kolejno sz�y obr�cze coraz
mniejsze, po kt�rych kr��y�y planety: Saturn, Jowisz, Mars, Merkury, Wenus,
S�o�ce, Ksi�yc.
A wszystkie one obraca�y si� wok� nieruchomej kuli naszej Ziemi.
W Atenach i w Rzymie widywa�em ju� podobne urz�dzenia. Podr�owa�em do
Aleksandrii
w�a�nie i w tym celu, by tam kupi� sobie lub obstalowa� u dobrego rzemie�lnika
�w obraz
kosmosu; wiadomo przecie�, �e w Egipcie wci�� kwitn� nauki o niebie, a to
zar�wno
dzi�ki starym szko�om kap�an�w, jak te� wielkiej bibliotece greckiej i uczonym w
niej pracuj�cym.
Doprawdy, w naj�mielszych marzeniach nie mog�em przypu�ci�, �e tutaj, w Oei,
mie�cinie nie najs�awniejszej, znajd� wykonawc� wr�cz znakomitego.
Oczywi�cie model nie by� ca�kowicie wierny. Bo te� z pewno�ci� nikt ze
�miertelnych nie
potrafi�by ze zwyk�ych materia��w i przy pomocy normalnych narz�dzi odtworzy�
tego, co
opisuje Platon pod koniec dziesi�tej ksi�gi Pa�stwa. Opowiedziana tam jest
niezwyk�a historia
Era, syna Armeniosa, kt�ry raniony czy te� og�uszony w bitwie le�a� bez
przytomno�ci
wiele dni w�r�d zabitych. Odnaleziony i uznany za martwego mia� ju� sp�on�� na
stosie pogrzebowym;
ockn�� si� z letargu dopiero w ostatniej chwili. Ot� �w Er ujrza� na w�asne
oczy
losy dusz ludzkich po �mierci, a tak�e ogl�da� budow� wszech�wiata, kt�ra tak
si� przedstawia:Przez ca�y kosmos przechodzi na wskro� wielka O� Konieczno�ci,
kt�ra przebija te� znajduj�c�
si� w centrum �wiata Ziemi�. Jest osiem kr�g�w, a raczej sfer, dok�adnie
na�o�onych
na siebie. Sfera pierwsza, najwi�ksza, otula ca�y wszech�wiat jakby p�aszczem;
sfery wewn�trzne
poruszaj� si�, maj� jednak r�ne kierunki obrotu i r�ne pr�dko�ci. Najszybszy
jest
bieg sfery �smej, czyli ksi�ycowej; wolniej, lecz za to stale jednakowo, obraca
si� sfera
si�dma, s�oneczna, oraz sz�sta i pi�ta, Hermesa i Afrodyty. Rozmaite tak�e s�
barwy sfer niebia�skich.
Pierwsza migoce tysi�cami gwiazd; si�dma p�onie najintensywniej, �sma za� tylko
po�yskuje �wiat�em odbitym. I wreszcie: ka�da sfera ma swoj� syren�, kt�ra wraz
z ni� si�
obraca i �piewa odmiennym g�osem; wszystkie jednak melodie s� od siebie zale�ne
i ��cznie
tworz� bosk� harmoni�.
Ten obraz kosmosu jest stosunkowo prosty; w rzeczywisto�ci wszak�e ruchy planet
wydaj�
si� bardzo skomplikowane i pozornie trudno je okre�li�. O tym zagadnieniu Platon
nieco
szerzej wspomina w Timajosie. Stwierdza tam og�lnie, �e nie da si� opisa�
korowod�w planet,
ich wzajemnych spotka�, przecinania si� tor�w, po kt�rych biegn�. Ale i w
Timajosie
mistrz nie wdaje si� w �adne szczeg�y i nie ods�ania tajemnicy planetarnych
obrot�w. Z jakiej
wi�c racji mia�bym wymaga�, aby Saturnin, cz�owiek bystry, lecz nieuczony,
przedstawi�
w drewnianym modelu to, czemu nie sprosta�y nawet s�owa za�o�yciela Akademii?
Wiem, �e
dzisiejsi badacze aleksandryjscy potrafi� du�o powiedzie� o drogach planet. Na
modele takie
jak m�j patrz� chyba z u�miechem pob�a�ania. Kt� jednak zar�czy, czy za
dwadzie�cia wiek�w
pogl�dy naszych uczonych nie b�d� uchodzi�y za b��dne i naiwne? A potem znowu
powstan�
inne hipotezy, pe�niejsze i doskonalsze. Nikt bowiem nie ma prawa powiedzie� o
sobie:
jam zg��bi� i przejrza� w najdrobniejszym szczeg�le zamys� Demiurga, stw�rcy
kosmosu.
Wszystko, co tylko ogl�damy, jest jedynie cieniem i u�amkowym odbiciem wiecznego
porz�dku.
Tak zawsze naucza� Platon, ja za� nigdy nie pojmowa�em jego s��w tak jasno i
naturalnie,
jak w owej chwili, gdym po raz pierwszy spojrza� na kul� i kr�gi z bukszpanowego
drewna, wykonane r�k� Saturnina.
My�la�em wtedy:
Prawda, �e bardzo to niedoskona�y i uproszczony obraz kosmosu, ale jednak obraz!
Winienem
wi�c kontemplowa� i czci� ten przedmiot tak samo, jak czci si� pos�gi bog�w.
Przecie�
to w�a�nie Platon wskazuje, �e ca�y wszech�wiat jest bogiem, �ywym i
nie�miertelnym.
Boskimi istotami s� r�wnie� jego cz�ci: planety kr���ce po swych torach i kula
ziemska.
Pos�gi bog�w olimpijskich oraz wszystkich innych wyobra�aj� postacie, kt�rych
nie widzieli�my
nigdy. Co wi�cej, owi bogowie zostali stworzeni dopiero w drugiej kolejno�ci,
ju� po
boskich cia�ach niebia�skich. Nale�y wi�c przede wszystkim oddawa� ho�d temu, co
pierwsze,
pot�niejsze, znamienitsze. Nawet w tym wypadku, je�li odbicie i obraz wiecznego
porz�dku
wszech�wiata jawi si� pod postaci� tak skromn� i kruch�, jak dzie�o rzemie�lnika
z
Oei.
PLATON I ASTROLOGIA
Zapyta�em Saturnina, jak to si� sta�o, �e tak szybko i wiernie wykona� moje
zlecenie. Odpowiedzia�,
�e ta praca sprawi�a mu ogromn� rado��, bo ju� od dawna interesuj� go sprawy
gwiazd i nieba; jest przekonany, �e racj� maj� ci, co tamtym zjawiskom
przypisuj� przemo�ny
wp�yw na nasze sprawy, a nawet z konstelacji cia� niebieskich odczytuj�
przysz�o��; nie
zna wszak�e tajnik�w tej nauki, zaledwie co� s�ysza� od miejscowych i
przyjezdnych astrolog�w,
kt�rzy stawiaj� horoskopy na forum lub nawet na jego uliczce; natomiast wysoko
ceni
moj� m�dro�� i wiedz�, bom przecie� studiowa� filozofi� w Atenach; dosz�o te� do
jego uszu,
jak powszechnie chwalono moj� mow�, wyg�oszon� przed kilku miesi�cami w
miejskiej bazylice.Pochlebi�y mi te s�owa, cho� pochodzi�y z ust cz�owieka
bardzo prostego. C� wszak�e
mia�em mu odrzec? Nie studiowa�em nigdy zasad astrologii i mam pewne w�tpliwo�ci
co do
metod stosowanych przez wielu jej mistrz�w. M�wi�c najogl�dniej, klienci s�ysz�
od nich
dok�adnie to, co pragn� us�ysze�. Jak �atwo bowiem, przejrze� t�sknoty i plany
ludzi z posp�lstwa!
A w wypadkach mniej jasnych nie tak trudno ubra� odpowied� w form� wieloznaczn�.
Ale z drugiej strony nie pot�piam astrologii z gruntu i w ca�o�ci, wiem bowiem,
�e
ju� od tysi�cleci cieszy si� ona ogromnym powa�aniem w krajach, z kt�rych
wywodzi si�
wiele tajemnych umiej�tno�ci.
Zawsze te� intryguje mnie pewne miejsce w Plato�skim Timajosie. Mowa tam o
skomplikowanych
ruchach i korowodach planet; o tym, jak si� spotykaj� i oddalaj� od siebie; o
tym,
�e zdarzaj� si� ich koniunkcje i opozycje; o tym wreszcie, �e czasem jedna z
nich przes�oni
drug�. A zaraz potem nast�puje zdanie:
�W ten spos�b �l� obawy i oznaki przysz�o�ci tym, kt�rzy nie potrafi�
rozumowa�.�
Pi�knie. Wynika�oby st�d, �e Platon patrzy z politowaniem na ludzi, kt�rzy chc�
odgadn��
przysz�o�� z takich zjawisk, jak ruchy planet lub te� ich za�mienia, uwa�a
bowiem, �e
wszystko to odbywa si� wed�ug pewnych praw, da si� wi�c przewidzie� i ustali�
drog� rachunku.
C� z tego, kiedy w niekt�rych r�kopisach zdanie to brzmi:
�W ten spos�b �l� obawy i oznaki przysz�o�ci tym, kt�rzy potrafi� rozumowa�.�
Ale w takim wypadku mamy tu pochwa�� i uzasadnienie astrologii! I nie ma co do
tej
sprawy zgody w�r�d mistrz�w Akademii; s� zwolennicy i przeciwnicy obu wersji.
Jednak�e Saturnin nie dawa� za wygran�! Zacz�� mi opowiada�, o czym szepc� jego
s�siedzi:
Rufinus, kt�regom tam spotka�, pyta� pewnego astrologa, zamieszka�ego przy tej�e
uliczce,
jak b�dzie z ma��e�stwem c�rki; otrzyma� odpowied�, �e dziewczyna wkr�tce
wyjdzie za
m��, ale wnet owdowieje, dziedzicz�c po zmar�ym wielkie bogactwa.
� Jak�e to? � zapyta�em. � Skoro ju� g�o�no o tym wyroku niebios, nikt si� nie
o�mieli po�lubi�
Herennii!
Saturnin by� innego zdania:
� Rozmow� Rufina z astrologiem pods�ucha� kto� ze s�u�by. Nawet trzeba, �eby
dowiedzia�o
si� o niej jak najwi�cej ludzi. Bo je�li mimo wszystko Herennia wyjdzie za m�� i
sprawdzi si� reszta przepowiedni, kt� si� odwa�y drwi� z astrolog�w?
Nie lubi�em Rufina, nic mnie nie obchodzi�a jego c�rka, a ca�a ta rozmowa wyda�a
mi si�
niepowa�na. Z drugiej wszak�e strony nie chcia�em zbyt raptownie odprawi�
Saturnina, �eby
nie uchodzi� za nad�tego uczono�ci� zarozumialca, jednego z tych, co to nie
po�wi�c� ni
chwili swego cennego czasu prostemu cz�owiekowi. Musz� zreszt� raz jeszcze
powt�rzy�, �e
ten rzemie�lnik ogromnie mi si� podoba�.
A�eby wi�c poruszy� temat inny, godniejszy, zapyta�em wskazuj�c model kosmosu:
� Zrobi�e� to w ten spos�b, �e kr�gi poruszaj� si� w jedn� lub w drug� stron�.
Dlaczego?
Saturnin, zapewne nieco dotkni�ty, zacz�� si� usprawiedliwia�:
� Ja oczywi�cie wiem doskonale, �e kr�g nieba toczy si� tylko ze wschodu na
zach�d, ale
jednostronny obr�t trudno by�oby wykona�. Pomy�l� jeszcze o tym!
Natychmiast go pocieszy�em:
� Ale� ja wcale tego nie chc�! W�a�nie dobrze zrobi�e�. Obr�t bowiem
wszech�wiata nie
zawsze jeden ma kierunek � ten, do kt�rego�my przywykli. Bywa te� odwrotny.
� Jak to odwrotny? � zawo�a� Saturnin, szczerze zdziwiony. � Nigdy o czym� takim
nie
s�ysza�em!
� Bo te� wiedz� o tym tylko prawdziwi filozofowie, pilnie studiuj�cy nauki
Platona. Pos�uchaj,
czego naucza on w swym dialogu zatytu�owanym Politikos!WIELKA PRZEMIANA
Zdarza si� to bardzo rzadko, w odst�pach kilku lub kilkunastu tysi�cy lat, ale
jednak si�
zdarza. Kula kosmosu nagle si� zatrzymuje i potem rozpoczyna obr�t wsteczny.
Zjawisko to
jest oczywi�cie po��czone ze straszliwym kataklizmem, kt�ry sprawia, �e ginie
wi�kszo��
istot �ywych, a ludzie przede wszystkim. Mimo to niekt�re stworzenia, tak�e i
ludzie, utrzymuj�
si� przy �yciu, doznaj�c czego� przedziwnego, co nawet trudno sobie wyobrazi� i
trudno
wys�owi�. Oto cofa si� czas! Wszystko si� powtarza, lecz w kierunku odwrotnym.
By rzec
najkr�cej i najpro�ciej: kto w chwili przemiany by� starcem siwow�osym,
stopniowo przeistacza
si� w dojrza�ego m�czyzn�, potem w m�odzie�ca, p�niej w ch�opca i w dziecko,
a�
wreszcie wst�puje w �ono matki. Co jeszcze bardziej niesamowite: w ka�dym
momencie pojawiaj�
si� i rozpoczynaj� wsteczn� drog� �ycia ludzie ju� zmarli. Wy�aniaj� si� z
ziemi, powstaj�
z grob�w, gdzie ich prochy i ko�ci zrastaj� si� na nowo. Nie ma wi�c w�wczas
rodzenia
si�, jest tylko zmartwychwstanie.
Tak naucza Platon. Poda�em ci jego s�owa w pewnym skr�cie. Warto jednak
zastanowi�
si� nad t� opowie�ci�, prowadzi bowiem do ciekawych wniosk�w. Przede wszystkim
musisz
poj��, co dzieje si� w umys�ach owych, ludzi, kt�rych �ycie si� cofa. Zapewne
przypuszczasz,
�e s� wstrz��ni�ci, �e bytuj� w jakim� potwornym strachu i przera�eniu. Nic
podobnego! S�
tak samo spokojni i normalni, jak my obecnie. Zachowuj� si� najzwyczajniej.
Uwa�aj�, �e
wszystko dzieje si� tak, jak powinno. Zwa� bowiem, �e skoro �wiat i czas si�
cofaj�, ca�kowitemu
zniszczeniu ulega r�wnie� pami�� cz�owiecza. Ludzie znaj� swoj� przysz�o��, nie
wiedz� natomiast nic o przesz�o�ci. S� jak w�drowcy, kt�rzy nie pomn�, sk�d id�
i jakie maj�
za sob� trudy, widz� wszak�e jak najdok�adniej i we wszystkich szczeg�ach
wij�c� si� przed
nimi drog�. Taka sytuacja wydaje si� im nie tylko czym� normalnym, ale wr�cz
jedynie mo�liwym.
Nie potrafi� nawet wyobrazi� sobie, �e mog�oby by� inaczej. Przypu��my wszak�e,
�e
kto� im objawia nasz spos�b �ycia. Z pewno�ci� ogromnie by si� zdziwili.
Pytaliby:
� C� to za egzystencja? Nie wiedzie�, co b�dzie, pami�ta� natomiast, co by�o?
Przecie� znajomo��
przysz�o�ci jest konieczna i zbawienna � nawet je�li nie potrafimy jej odmieni�
� natomiast
pami�� rzeczy przesz�ych nie ma najmniejszego znaczenia. Co min�o, i tak nie
wr�ci.
My znowu mogliby�my na to odpowiedzie�:
� To by�oby potworne, zna� przysz�o�� w ka�dym szczeg�le i nie m�c jej zmieni�
ani na
jot�! Lepiej ju� umrze� od razu, skoro i tak wiadomo, co uczyni� za chwil�, za
rok, za lat
dwadzie�cia; skoro ustanowiony jest ka�dy m�j gest, ka�de s�owo, ka�da my�l
nawet.
Wynika st�d, �e cz�owiek, niezale�nie od tego, w kt�r� stron� �wiat si� obraca,
nigdy nie
b�dzie szcz�liwy i zadowolony. Tylko bogowie panuj� nad przesz�o�ci� i nad
przysz�o�ci�.
Nie wiem, ile z mych s��w zrozumia� zacny mistrz snycerstwa i wielbiciel
astrologii. S�ucha�
wszak�e bardzo uwa�nie, niemal z nabo�e�stwem. Nic dziwnego; chyba po raz
pierwszy
w swym �yciu m�g� czerpa� nauk� wprost z ust prawdziwego filozofa. Odszed� pe�en
szczerej
wdzi�czno�ci; by�em w jego oczach chyba najwybitniejszym m�drcem spo�r�d
wszystkich
ludzi �yj�cych obecnie na naszym �wiecie. Musz� przyzna�, �e bardzo mi to
pochlebia�o.
By�em jednak nieco zm�czony owymi podniebnymi wzlotami, obcowaniem z Demiurgiem,
stw�rc� kosmosu, rozwa�aniami nad zmienno�ci� obrotu kuli wszech�wiata.
Pragn��em
znowu kontaktu z wydarzeniami cho�by przesz�ymi, lecz konkretnymi. Tote� z pewn�
przyjemno�ci�
powr�ci�em do materia��w o �yciu Platona. Pozostawi�em go w Atenach, kt�re po
obaleniu Komisji Trzydziestu znowu sta�y si� demokratyczne. By�y to lata
szcz�sne, pi�kne i
swobodne � jak �w s�oneczny dzie� letni, kiedy to Sokrates i Fajdros rozmawiali
w cieniu
jaworu, nad brzegiem Ilissosu, o popisowej mowie Lizjasza.
A jednak owa pogoda by�a bardzo z�udna.WYPRAWA CYRUSA
Wkr�tce po przewrocie demokratycznym do Aten przyby� pewien cudzoziemiec, kt�ry
mimo swego m�odego wieku � liczy� zaledwie dwadzie�cia lat � �atwo znalaz�
dost�p do
wielu �wietnych dom�w. Zwa� si� Menon. Pochodzi� z Tesalii, nale�a� do
najwybitniejszych
rod�w tamtejszej arystokracji. By� bardzo przystojny, inteligentny i rzutki,
ciekaw obcych
kraj�w i ludzi, ��dny przyg�d. W Atenach bawi� tylko przejazdem, wybiera� si�
bowiem w
podr� dalek� i niebezpieczn�; �ywi� wszak�e nadziej�, �e otworzy mu ona
wspania�� przysz�o��,
da s�aw� i bogactwo w ba�niowych krainach Wschodu. Sprawa tak si� przedstawia�a:
Perski ksi��� Cyrus, namiestnik w Azji Mniejszej, werbowa� w Helladzie �o�nierzy
przez
swych po�rednik�w. Czyni� to skrycie, ale za cich� zgod� rz�du Sparty, kt�ry
mia� w�wczas
w Helladzie najwi�cej do powiedzenia. Cyrus pragn�� ruszy� na czele najemnej
armii przeciw
swemu rodzonemu bratu, kr�lowi Persji, Artakserksesowi, aby obali� go i
zaw�adn�� ca��
monarchi�. Oczywi�cie ksi��� trzyma� w naj�ci�lejszej tajemnicy zasadniczy cel
swej wyprawy.
Oficjalnie m�wiono tylko o karnej ekspedycji przeciw jakiemu� krn�brnemu ludowi
w
g�rach Azji Mniejszej. Ale zaufani agenci Cyrusa z pewno�ci� dawali do
zrozumienia, �e je�li
wszystko p�jdzie dobrze, �o�nierze zostan� wynagrodzeni ponad naj�mielsze swe
marzenia.
Tote� w r�nych krajach Hellady zg�asza�y si� setki ch�tnych. Trudno temu si�
dziwi�: ubogie
ziemie zosta�y ostatnio wyniszczone d�ugoletni� wojn�.
W samych Atenach werbownicy Cyrusa niewiele zdzia�ali. Znalaz� si� jednak i
tutaj pewien
m�ody cz�owiek, kt�ry powa�nie si� zastanawia�, czy by jednak nie p�j�� na
s�u�b� do
perskiego ksi�cia. Owym m�odzie�cem by� Ksenofont. Mia� w�wczas niespe�na
trzydzie�ci
lat, a wi�c nale�a� niemal do r�wie�nik�w Platona i jak on pochodzi� ze starej
rodziny ate�skiej.
Tak wi�c Platona i Ksenofonta wiele ��czy�o; obaj te� byli niech�tni demokratom.
Nade
wszystko jednak winna by ich zbli�y� ku sobie osoba wsp�lnego mistrza,
Sokratesa.
Do wzi�cia udzia�u w wyprawie zach�ci� Ksenofonta stary przyjaciel jego rodziny,
Proksenos.
Bawi� on ju� do�� dawno w Azji, u boku Cyrusa, i stamt�d przys�a� list, w kt�rym
pisa�:
�Gdy przyjedziesz do nas, polec� ci� Cyrusowi, kt�rego kocham ponad w�asn�
ojczyzn�.�
Ksenofont prosi� o rad� Sokratesa, a ten orzek�:
� Wi���c si� z Cyrusem narazisz si� naszemu rz�dowi, bo w czasie ostatniej wojny
Cyrus
pomaga� Spartanom. Najlepiej wi�c uczynisz, je�li pojedziesz do Delf i zapytasz
Apollona,
jak z t� podr�.
Tak te� Ksenofont post�pi�. Zwr�ci� si� do wyroczni i zapyta�:
� Kt�remu z bog�w mam z�o�y� ofiary? Do kogo mam si� modli�, aby podr� wypad�a
pomy�lnie? Abym wr�ci� do ojczyzny zdr�w i ca�y?
Otrzyma� odpowied� i zadowolony powr�ci� do Aten. Jednak�e Sokrates nie by� tym
zachwycony
i czyni� Ksenofontowi wyrzuty:
� W istocie to ty sam zadecydowa�e�, �e masz uda� si� w podr�. Powiniene�
prosi� o
wskaz�wk�, co lepiej: jecha� czy te� siedzie� w domu, a nie o to, jak si� do
drogi przygotowa�.
Ale skoro ju� tak si� sta�o, nie pozostaje ci nic innego, jak zastosowa� si� do
polece�
boga.
Ksenofont wi�c z�o�y� ofiary bogom, kt�rych wskaza� mu Apollon, i wyjecha� do
Azji; by�
mo�e, podr�owa� tam wesp� z Menonem, kt�rego musia� spotka� w Atenach.
Przytoczona opowie�� o radach Sokratesa jest ca�kowicie wiarogodna, bo poda� j�
w
swych wspomnieniach sam Ksenofont. Wynika z niej jasno, w jak �cis�ych
stosunkach pozostawa�
z m�drcem; uwa�a� si� za jego ucznia i wielokrotnie dawa� temu wyraz w swych
p�niejszych
pismach. Jak�e� wi�c cz�sto musia� styka� si� z Platonem! Razem przebywali w
otoczeniu mistrza i przys�uchiwali si� jego rozmowom. Jednak�e rzecz to
zastanawiaj�ca: wswych pismach Platon ani razu, o ile pami�tam, nie wymienia
Ksenofonta. I odwrotnie: we
wspomnieniach Ksenofonta o Sokratesie imi� Platona pojawia si� raz tylko, i to
rzucone zupe�nie
przypadkowo. Widocznie obaj wzajem serdecznie si� nie znosili.
MENON I KSENOFONT
Powracam jednak do Menona, do jego pobytu w Atenach. Doskonale rozumiem, �e
promieniej�cy
urokiem m�odo�ci arystokrata tesalski �ci�gn�� na siebie uwag� Sokratesa i jego
przyjaci�. Znajomo�� mo�na by�o zawrze� bez trudu, cho�by w gimnazjonie, gdzie
co dzie�
zbierali si� m�czy�ni, by �wiczy� i dyskutowa�; Sokrates sp�dza� tam cz�sto
ca�e dnie. Tam
te� zapewne odby�a si� rozmowa, kt�r� Platon zachowa� w mi�ej pami�ci na d�ugo.
Uwieczni�
j� po latach � oczywi�cie po swojemu przetworzon� � w dialogu, kt�remu da� tytu�
Menon,
bo w�a�nie Menon wyst�puje jako g��wny rozm�wca m�drca. Dyskusja po�wi�cona jest
wa�nemu
zagadnieniu, do kt�rego Platon wci�� wraca w swych dzie�ach: czy arete, to jest
dzielno��
obywatelska, mo�e by� przedmiotem nauki, czy te� jest darem wrodzonym. Dialog
nie
daje zdecydowanej odpowiedzi, zawiera natomiast wiele wskaz�wek dla dalszych
rozwa�a�.
W swym utworze Platon charakteryzuje Menona tylko po�rednio, poprzez jego
wypowiedzi:
M�ody cz�owiek jest dumny ze swej urody, w czym zreszt� utwierdza go grono
wielbicieli.
Jak ka�dy przedstawiciel arystokracji za najwy�sze dobra w �yciu uwa�a maj�tek,
zaszczyty,
wysokie urz�dy. Posiada wykszta�cenie, jak na owe czasy, wszechstronne. Jest
oczytany w
poezji, bardzo ceni mistrza sofistyki Gorgiasza. Nieraz bra� udzia� w dyskusjach
filozoficznych.
Tymczasem Ksenofont, kt�ry przecie� zna� Menona lepiej i d�u�ej, bo razem
uczestniczyli
w wyprawie Cyrusa, wystawi� mu �wiadectwo jak najgorsze. Utrzymuje, �e Menon
powodowa�
si� przede wszystkim ��dz� bogactwa i w�adzy, a dla ich osi�gni�cia got�w by�
pos�u�y�
si� ka�dym sposobem, nawet oszustwem i krzywoprzysi�stwem. G�osi� pono� � je�li
wierzy�
Ksenofontowi � �e tylko g�upiec zwa�a na prawd� i uczciwo��, przyja�� za�
okazywa� tym
tylko, przeciw kt�rym w danej chwili intrygowa�. Natomiast od ludzi sobie
podobnych, to jest
od k�amc�w i oszust�w, Menon trzyma� si� z daleka, �eruj�c g��wnie na naiwno�ci
os�b prostolinijnych.
Che�pi� si�, jak sprytnie zastawia sid�a, tych za�, co tego nie potrafili,
traktowa�
jako niedojd�w.
Moim zdaniem nie jest to obraz przekonywaj�cy, bo z ca�� oczywisto�ci� zbyt
przesadzony.
Ile� to razy sam stwierdzi�em, �e cz�owiek naprawd� sprytny nigdy si� tym nie
chwali,
przeciwnie, udaje nierozgarni�tego prostaczka. Menon, je�li ju� wierzy�
Ksenofontowi, post�powa�
raczej z jawnym cynizmem, tak cz�stym u m�odych ludzi, butnych i pewnych siebie.
W ka�dym za� razie nie ukrywana pasja, bij�ca z przytoczonych s��w, ka�e
podejrzewa�, �e
Ksenofont wr�cz nienawidzi� Menona. Widocznie w czasie wyprawy dosz�o mi�dzy
nimi do
jakiego� zatargu. Podejrzewam, �e wszystko zacz�o si� od przypadkowej
sprzeczki, kt�ra
wybuch�a mi�dzy lud�mi Menona i Klearcha u brzeg�w Eufratu; niewiele brakowa�o,
a zako�czy�aby
si� ona krwaw�, bratob�jcz� bitw�. Ot� nale�y pami�ta�, �e Klearch nale�a� do
najbli�szych przyjaci� Ksenofonta; odt�d obaj oni wsp�lnie uwa�ali Menona za
swego wroga.
Jednak�e Ksenofont stara si� wm�wi� swym czytelnikom, �e w�a�ciwy pow�d, dla
kt�rego
tak surowo os�dza Menona, jest inny, znacznie g��bszy, poparty faktami. Sprawa
ta wi��e si�
z losami wyprawy Cyrusa.
M�ody ksi��� star� si� z wojskami swego brata, kr�la Artakserksesa, na r�wninach
Babilonii.
Zwyci�y� dzi�ki odwadze swych greckich najemnik�w � lecz sam zgin�� w walce.
Grecy
pozostali bez przyw�dcy, otoczeni przez nieprzejrzane zast�py nieprzyjaci�,
niemal w sercuwrogiego kraju. Nie widz�c innego wyj�cia rozpocz�li pertraktacje
z dostojnikami kr�la. W
czasie tych rokowa� Persowie zdradziecko pojmali greckich oficer�w i zaraz potem
ich wymordowali.
Co prawda nie przynios�o to Persom spodziewanych korzy�ci, albowiem helle�scy
�o�nierze i tak si� nie poddali. Gdy och�on�li z przera�enia, zdecydowali si� na
krok rozpaczliwy.
Z broni� w r�ku przedarli si� przez zagradzaj�ce im drog� wojska z r�wnin
Babilonii
na p�noc. Maszerowali przez wysokie, �niegiem pokryte g�ry Armenii. Odpierali
ustawiczne
ataki wroga. Wreszcie, zwyci�sko pokonawszy wszystkie niebezpiecze�stwa i trudy,
dotarli do wybrze�y Morza Czarnego. Tamtejsze miasta greckie u�atwi�y im powr�t
do ojczyzny.
Ot� jednym z dow�dc�w owego odwrotu ,,dziesi�ciu tysi�cy� by� w�a�nie
Ksenofont. On
te� spisa� relacj� o tych niezwyk�ych wypadkach. Przedstawiaj�c dramatyczne
chwile bezpo�rednio
po bitwie, gdy wszcz�to rozmowy z Persami, Ksenofont daje do zrozumienia, �e
Menon
porozumiewa� si� w�wczas z wrogiem za plecami innych i got�w by� wyda� swych
towarzyszy.
Ale mimo twierdze� Ksenofonta wydaje si� to zwyk�� potwarz�. Przecie� Persowie
podst�pnie schwytali Menona wraz z innymi oficerami. Nie zosta� on wprawdzie
�ci�ty od
razu, jak tamci, ale spotka� go los chyba sro�szy.
Menona wi�ziono i torturowano przez ca�y rok; prawdopodobnie u�miercano go
wschodnim
zwyczajem stopniowo, po kolei obcinaj�c mu r�ce, nogi, uszy, a pewnie i oczy mu
wyd�ubano.
Zgin�� jak �otr � powiada Ksenofont pogardliwie i jakby z satysfakcj�. Ale s�d
tak
bezlitosny by� chyba odosobniony. Wie�� o m�cze�skiej �mierci m�odego cz�owieka
musia�a
uczyni� wstrz�saj�ce wra�enie na wielu Ate�czykach, kt�ry tak niedawno go�cili
go u siebie.
Platon na pewno nale�a� do owych bole�nie dotkni�tych; nigdy nie zapomnia� o
Menonie, a
jego imi� i posta� rozs�awi� na wieki.
Tesalski arystokrata zgin�� w dalekiej krainie wschodniej zapewne w drugim roku
olimpiady
95 [rok 399 p.n.e.]; a w tym�e samym roku odszed� te� ze �wiata �ywych jego
ate�ski
rozm�wca, Sokrates.
ANYTOS W SPRAWIE M�ODZIE�Y
W dyskusji w dialogu Menon udzia� bior� tylko dwie osoby: sam Menon oraz
Sokrates. W
pewnym jednak momencie na scenie pojawia si� trzecia posta�. Sokrates tak j�
przedstawia:
� W sam� por� przysiad� si� do nas Anytos. Bo dobrze zrobimy, je�li go
poprosimy, by
uczestniczy� w naszych poszukiwaniach. Po pierwsze, jest on synem cz�owieka
maj�tnego i
m�drego, Antemona, kt�ry sta� si� bogaty nie przypadkiem i nie dzi�ki czyim�
darom. Sam
zdoby� wszystko przemy�lno�ci� i prac�. I nie by� to obywatel arogancki, pyszny,
uci��liwy,
lecz spokojny i u�yteczny. Co r�wnie wa�ne, tego oto Anytosa dobrze wychowa� i
wykszta�ci�.
Tak przynajmniej s�dzi si� w Atenach. Tote� wybieraj� go na najwy�sze urz�dy
pa�stwowe.
Uwa�am, �e w�a�nie wesp� z takimi lud�mi nale�y bada�, czy istniej� nauczyciele
obywatelskiej dzielno�ci, czy te� nie.
Zacz�� wi�c Sokrates wypytywa� Anytosa. Gdyby Menon mia� zosta� lekarzem,
rymarzem,
fletnist�, to oczywi�cie pos�a�oby si� go na nauk� do lekarza, rymarza,
fletnisty. Ale
Menon wci�� twierdzi, �e pragnie tej wiedzy, kt�ra by mu pozwoli�a dobrze
zarz�dza� domem
i pa�stwem, szanowa� rodzic�w, w�a�ciwie zachowywa� si� wobec obywateli i
cudzoziemc�w.
Gdzie� wi�c pos�a� Menona, do jakich nauczycieli, by wiedz� t� posiad�? Chyba do
tych, kt�rzy g�osz� o sobie samych, �e za pieni�dze naucz� jej ka�dego z
Hellen�w. A wi�c
wy�lemy Menona do sofist�w!
Lecz Anytos zakrzykn�� przera�ony:� Zamilcz, Sokratesie! Oby nikt z moich
domownik�w i przyjaci� nie popad� w takie szale�stwo!
Przecie� to rzecz oczywista, �e sofi�ci psuj� i deprawuj� tych, z kt�rymi
przestaj�.
Sokrates uda� zdziwienie:
� Jak to? Wi�c oni nie tylko �e nie pomagaj�, lecz jeszcze szkod� przynosz�? I w
zamian
za to jawnie o�mielaj� si� bra� pieni�dze? Trudno mi uwierzy�. Wiem przecie�, �e
sofista
Protagoras dzi�ki tej umiej�tno�ci zarobi� wi�cej ni� Fidiasz, rze�biarz tak
znakomity; ba,
wi�cej ni� dziesi�ciu rze�biarzy razem wzi�tych. Gdyby szewc lub krawiec wzi��
do naprawy
buty albo p�aszcz i odda� je w gorszym stanie, rzecz zaraz by si� wyda�a, a oni
sami rych�o
zmarliby z g�odu. A tymczasem Protagoras zdo�a� zatai� przed ca�� Hellad�, �e
deprawuje
tych, co z nim przestaj�! I to przez ca�ych lat czterdzie�ci! Bo zdaje mi si�,
�e zmar� maj�c
ko�o siedemdziesi�tki, a swoj� umiej�tno�� uprawia� przez wi�ksz� cz�� �ycia.
Co jeszcze
dziwniejsze, zawsze cieszy� si� doskona�� opini�, i tak jest jeszcze do dnia
dzisiejszego.
Zreszt� nie tylko on, ale te� mn�stwo innych sofist�w, starszych od niego i
m�odszych. C�
wi�c powiemy, trzymaj�c si� twego zdania: �e oni �wiadomie oszukuj� i psuj�
m�odzie� czy
te� po prostu nie zdaj� sobie z tego sprawy? Tak czy owak wypada�oby uzna�, �e
ci, kt�rych
og� czci jako m�drc�w, to w�a�ciwie szale�cy!
Anytos odpar� z g��bokim przekonaniem:
� Nie oni s� szale�cami, lecz ci m�odzi ludzie, kt�rzy im p�ac�. A jeszcze
wi�kszymi
krewni, kt�rzy im na to pozwalaj�. Lecz najbardziej szale�czo post�puj� pa�stwa,
zgadzaj�c
si� na pobyt sofist�w i nie p�dz�c ich precz!
Sokrates zapyta� z ojcowsk� troskliwo�ci�:
� Mo�e skrzywdzi� ci� kt�ry� z sofist�w?
Anytos oburzy� si�:
� Nigdym nie przestawa� z �adnym z nich! I nie pozwoli�bym na to nikomu z moich.
� To znaczy, �e nie masz �adnego osobistego do�wiadczenia, je�li chodzi o tych
ludzi?
� I obym nigdy nie mia�!
� Wi�c jakim�e sposobem, m�j drogi Anytosie, mo�esz cokolwiek wiedzie�, o
dzia�alno�ci
sofist�w, czy dobra ona, czy te� z�a, skoro brak ci wszelkiego do�wiadczenia?
� Zwyczajnie. Ju� ja tam wiem, co to za jedni? Wszystko jedno, czy ich znam, czy
nie!
� Jasnowidz z ciebie, Anytosie. Bo jak inaczej m�g�by� zdoby� pogl�d na t�
spraw�? Ale
ju� nie badajmy, jacy to naprawd� s� ci sofi�ci, kt�rzy tak deprawuj�co mieliby
wp�yn�� na
Menona. Skoro tak chcesz, godzimy si� na twoj� o nich opini�. Wska� jednak
naszemu go�ciowi,
do kogo ma si� uda� w tym wielkim mie�cie, aby zdoby� upragnion� dzielno��
obywatelsk�!
� A czemu� ty sam mu nie wska�esz?
� Ju� wskaza�em � tych, kt�rych uwa�a�em za dobrych nauczycieli. Ale wida� nic
m�drego
nie rzek�em, jak przynajmniej ty s�dzisz. Mo�e zreszt� masz racj�. Wi�c powiedz
ty z kolei,
do kog� spo�r�d Ate�czyk�w ma zwr�ci� si� Menon. Wymie� jakie� nazwisko!
� A czemu� by tylko jedno nazwisko? Ka�dy cz�owiek uczciwy, z kt�rym zetknie si�
w
Atenach, na pewno lepiej na� wp�ynie ni� sofi�ci.
Ale Sokrates nie ust�powa�:
� Lecz owi ludzie pi�kni i dobrzy sami z siebie stali si� tacy? Od nikogo si�
nie uczyli? I
potrafi� tak samo ukszta�towa� innych?
� My�l�, �e nauczyli si� od innych, kt�rzy te� byli pi�kni i dobrzy. Chyba
zgodzisz si� ze
mn�, �e w naszym mie�cie nigdy nie brakowa�o takich os�b.
Sokrates odpowiedzia� z powag�:
� My�l� Anytosie, �e mamy wielu dobrych polityk�w i �e r�wnie� poprzednio by�o
ich
wielu. Ale czy potrafili oni przekaza� innym te obywatelskie zalety, kt�re sami
posiadali? Bo
w�a�nie o tym dyskutujemy, a nie o tym, czy w naszym mie�cie s� ludzie pi�kni i
dobrzy, czyte� ich nie ma. I tak�e nie o tym, czy tacy �yli przedtem.
Zastanawiamy si� natomiast, czy
dzielno�� obywatelska mo�e by� przedmiotem nauczania, czy te� nie.
DOBRZY OJCOWIE I �LI SYNOWIE
W tym miejscu Platon � oczywi�cie wci�� ustami Sokratesa � przechodzi do
omawiania
sprawy, kt�ra nieraz powraca w jego dzie�ach; widocznie wi�c problem ten wydawa�
mu si�
szczeg�lnie donios�y. Istotn� tre�� owego zagadnienia mo�na tak uj��:
Wszyscy si� zgadzaj�, �e Temistokles, Arystydes i Perykles, a wi�c
najwybitniejsi przyw�dcy
Aten w niedawnej przesz�o�ci, byli dobrymi politykami i obywatelami. Wiadomo te�
powszechnie, �e dbali oni jak najusilniej o wykszta�cenie swych syn�w. Nie
szcz�dzili stara�
i koszt�w. Zapewnili im najlepszych, jakich tylko mogli wynale��, nauczycieli
r�nych
umiej�tno�ci, a wi�c na przyk�ad je�dziectwa, muzyki, gimnastyki, zapas�w.
Wynika st�d z
ca�� oczywisto�ci�, �e ci ojcowie pragn�li przekaza� synom tak�e swoj� m�dro��
polityczn�;
z pewno�ci� uczyniliby wszystko, aby tak si� sta�o. A jednak w�a�nie tego nie
zdo�ali dokaza�!
Ich synowie niczym si� nie zapisali w �yciu politycznym. Ani sami ojcowie nie
wpoili
swym spadkobiercom cn�t obywatelskich, ani te� nie wystarali si� o dobrych
nauczycieli wychowania
obywatelskiego. Wniosek st�d prosty: arete, czyli dzielno�� obywatelska, nie
mo�e
by� przedmiotem nauczania; trzeba doj�� do niej samemu, w�asnym wysi�kiem.
Odpowied� Anytosa na d�ugi wyw�d Sokratesa jest znamienna:
� Co� mi si� zdaje, Sokratesie, �e bardzo �atwo przychodzi ci �le m�wi� o
ludziach! A ja
da�bym ci pewn� rad�, byleby� tylko jej pos�ucha�: miej si� na baczno�ci.
Zapewne w wielu
pa�stwach �atwiej jest szkodzi� ludziom ni� pomaga�, ale w naszym szczeg�lnie
�atwo!
Na t� pogr�k� Sokrates nie odpowiedzia� wprost Anytosowi, lecz zwr�ci� si� do
Menona:
� Wygl�da mi na to, �e Anytos si� rozgniewa�. Wcale si� nie dziwi�. Pewnie
my�li, �e ja
oskar�am tamtych wielkich polityk�w, a siebie samego oczywi�cie r�wnie� zalicza
do wielkich.
Tym ostrym akcentem pogr�ki z jednej strony, a pogardliwej aluzji z drugiej
ko�czy si�
w dialogu scena rozmowy z Anytosem. W trzy lata p�niej Anytos znalaz� si� w
liczbie tych,
kt�rzy pozwali Sokratesa przed s�d. Oskar�ono starca o lekcewa�enie b�stw
uznawanych
przez pa�stwo, o wprowadzanie b�stw nowych oraz o deprawowanie m�odzie�y.
PORTRET ANYTOSA
Ojciec Anytosa doszed� do bogactwa tylko swoimi si�ami. Sokrates m�wi wyra�nie:
w�asn�
prac� i przemy�lno�ci�. To on za�o�y� warsztat garbarski, kt�ry nast�pnie
odziedziczy� i
prowadzi� Anytos. A wi�c, w przeciwie�stwie do Kritiasa, Platona lub Ksenofonta,
Anytos
nie by� arystokrat� i zapewne nie posiada� maj�tku ziemskiego. Nale�a� do tej
warstwy, kt�ra
czerpa�a spore zyski prowadz�c r�nego rodzaju przedsi�biorstwa. Ateny bowiem,
stolica
Zwi�zku Morskiego, dawa�y ogromne mo�liwo�ci ludziom z inicjatyw�. Pole do
dzia�ania
by�o tak szerokie, �e zach�cano nawet cudzoziemc�w, by si� tu osiedlali.
Przecie� Kefalos,
ojciec Lizjasza i Polemarcha, przyby� do Aten a� z Syrakuz, nak�oniony przez
samego Peryklesa;
otworzy� warsztat p�atnerski i rych�o sta� si� cz�owiekiem bardzo maj�tnym. Z
drugiej
jednak strony znajduj� w �wczesnej literaturze wiele dowod�w, �e ate�scy
panowie, przedstawiciele
starych rod�w i w�a�cicieli ziemskich, patrzyli zawsze z nie ukrywan� niech�ci�
na
owych dorobkiewicz�w. Zw�aszcza w komediach Arystofanesa wci�� si� szydzi z
kie�ba�nik�w,
szewc�w, garbarzy, co to zajmuj� si� polityk� i chc� przewodzi� ludowi.A w�a�nie
takie by�y ambicje Anytosa. Maj�c, dzi�ki zapobiegliwo�ci ojca, zapewniony
byt i odpowiednie �rodki pieni�ne, m�g� my�le� o wielkiej karierze. Zwi�za� si�
z demokratami.
Przez pewien czas nale�a� do zwolennik�w Alkibiadesa, a nawet, jak podejrzewam,
by�
jego wielbicielem. Potem wszed� w sk�ad kolegium strateg�w. Dowodz�c jedn� z
armii poni�s�
w walkach ze Spart� pora�k�, nie z w�asnej zreszt� winy. W jaki� dziwny spos�b
zdo�a�
uchroni� si� wtedy przed gniewem ludu i nie zosta� skazany, jak to zwykle bywa�o
w Atenach
w podobnych wypadkach; s�dz�, �e po prostu przekupi� s�dzi�w. Gdy po przegranej
wojnie
rz�dy obj�a Komisja Trzydziestu, Anytos jako demokrata poszed� na wygnanie.
Powr�ci� z
niego wraz z tymi, kt�rzy zaj�li twierdz� File; nale�a� nawet do najbli�szego
otoczenia Trazybula.
Zrozumia�e wi�c, �e po ostatecznym zwyci�stwie demokrat�w Anytosa zaliczano do
polityk�w bardzo wp�ywowych.
Jednak�e gdy odczytuj� s�owa, kt�rymi Sokrates w Menonie prezentuje Anytosa,
wyczuwam
wyra�n� nut� ironii:
� Ojciec dobrze go wychowa� i wykszta�ci�. Tak przynajmniej s�dzi si� w Atenach.
Dalszy przebieg rozmowy pokazuje bardzo pi�knie, jak uzasadnione by�o to
zastrze�enie.
Anytos objawi� si� jako ignorant i bezczelny pysza�ek. Przyznaje bowiem, �e jest
wrogiem
sofist�w, cho� w og�le ich nie zna i nigdy z �adnym z nich nie przestawa�.
Twierdzi z pewno�ci�
siebie, tak typow� dla prostak�w:
� Ju� ja tam wiem, co to za jedni! Wszystko jedno, czy znam ich, czy te� nie!
Oczywi�cie Platon umy�lnie wprowadzi� ten motyw do dialogu. Pragn�� pokaza�, �e
cz�owiek,
kt�ry w niedalekiej przysz�o�ci oskar�y Sokratesa, wypowiada krzywdz�ce s�dy bez
zastanowienia i ca�kowicie bezpodstawnie, powodowany jedynie niech�ci� do ludzi
wykszta�conych,
kt�ra zawsze cechuje posp�lstwo.
Natomiast o ojcu Anytosa Sokrates m�wi:
� Nie by� to obywatel arogancki, pyszny, uci��liwy, lecz spokojny i u�yteczny.
Tych wszak�e zalet nie zdo�a� on przekaza� synowi. I nie wychowa� go nale�ycie,
wbrew
temu, co o Anytosie s�dzi og� Ate�czyk�w. Wnet jednak okazuje si�, �e nie tylko
on nie
potrafi� nale�ycie wp�yn�� na swego potomka. Kiedy bowiem Anytos wyst�puje z
twierdzeniem,
�e zalet obywatelskich mo�na uczy� si� tylko przez obcowanie z w�a�ciwymi lud�mi
�
pogl�d ca�kowicie zrozumia�y u demokraty � Sokrates przypomina mu, �e nawet
najs�awniejsi
politycy nie potrafili wychowa� w�asnych syn�w. Anytos nie odpowiada na te s�owa
�adnym
rozumowym argumentem, oburza si� natomiast i grozi starcowi. Czemu? Oczywi�cie
nie
dlatego, by sam uwa�a� si� za jednego z tych, kt�rzy nie zdo�ali przej�� arete
od swych ojc�w.
Nie. Anytos poczu� si� ura�ony jako ojciec.
My�l�c tylko o w�asnej karierze, o syna nie dba�. Sokrates zwr�ci� mu kiedy�
uwag�:
� Skoro pa�stwo obdarza ci� najwy�szymi godno�ciami, nie wypada, aby tw�j syn
wychowywa�
si� w garbarni.
A o ch�opcu tym Sokrates by� dobrego mniemania. M�wi� do jednego z przyjaci�:
� Spotka�em go kiedy�. Rozmawiali�my kr�tko, ale wydawa�o mi si�, �e to silna
osobowo��.
Dlatego twierdz�, �e nie zniesie tego trybu �ycia, godnego niewolnika, jaki
zgotowa�
mu ojciec. A poniewa� nie ma �adnego odpowiedniego opiekuna, da si� ponie��
jakim� niskim
nami�tno�ciom i daleko zabrnie w upodleniu.
Co te� si� sta�o. Syn Anytosa rozpi� si� i do niczego nie doszed�.
O TAK ZWANYCH STERNIKACH NAWY PA�STWOWEJ
Sokrates karci� tak surowo nie tylko Anytosa. Publicznie wytyka� r�nego rodzaju
przewinienia
i niedostatki wielu ludziom, z kt�rymi si� styka�. Nie zwa�a� przy tym na ich
pozycj� iwp�ywy, nie my�la� w og�le o skutkach, jakie mo�e wywo�a� gniew
dostojnych rozm�wc�w.
Przypomnia�em ju�, jak ostro napi�tnowa� po��dliwo�ci Kritiasa. Zreszt�
post�powa� tak nie
tylko wobec jednostek. W ostatnich latach wojny z Lacedemonem zdarzy�o si�, �e
sam jeden
mia� cywiln� odwag� sprzeciwi� si� woli ca�ego ludu, kt�ry, poduszczony przez
klik� cynicznych
polityk�w, domaga� si� �mierci kilku strateg�w. Zarzucono im, �e wprawdzie
stoczyli
zwyci�sk� bitw� morsk�, ale nie wy�owili cia� poleg�ych w niej �o�nierzy
ate�skich. Nie pomog�y
wyja�nienia, �e zaraz po bitwie rozp�ta�a si� straszliwa burza i trzeba by�o
my�le� nie
o martwych, lecz o ratowaniu ca�ej floty. Lud, g�uchy na wszelkie argumenty,
szed� za swymi
�wczesnymi przyw�dcami i domaga� si� bezzw�ocznego g�osowania, nawet z
pomini�ciem
podstawowych zasad procedury. Tylko Sokrates, w�wczas cz�onek Rady, sprzeciwi�
si� temu
wnioskowi i ��da� post�powania legalnego. Bezskutecznie. G�osowano; rzekomi
winowajcy
zostali skazani na �mier�. Wyrok wykonano. P�niej, gdy przysz�o opami�tanie,
powszechnie
�a�owano tego, co si� sta�o. Oczywi�cie �w �al nie oznacza� jeszcze, by
stanowisko Sokratesa
uznano za s�uszne. Przeciwnie, umocni�a si� opinia o nim, �e to uparty dziwak,
kt�ry ch�tnie
dzia�a na przek�r wszystkim, bo w gruncie rzeczy gardzi ca�ym ludem.
Zreszt� Sokrates krytykowa� tak�e pewne formy ustrojowe, kt�re w Atenach
uchodzi�y za
szczytowe osi�gni�cia demokracji. Do takich nale�a�a zasada, �e na niekt�re
wy�sze urz�dy
wyznaczano kandydat�w przez losowanie. Starzec wskazywa�:
� Gdzie� cz�owiek, na ca�ym szerokim �wiecie, kt�ry by losem si� kierowa� przy
wyborze
rzemie�lnika? A przecie� je�li rzemie�lnik �le co� wykona, szkoda stosunkowo
ma�a. Jak
wielka natomiast, gdy zb��dzi sternik nawy pa�stwowej!
Tote� Sokrates z nie ukrywan� lubo�ci� udowadnia� poszczeg�lnym politykom, �e s�
zwyczajnymi
g�upcami, gro�nymi jednak, bo bior� si� do przewodzenia pa�stwu i spo�eczno�ci.
To samo, ignorancj� w sprawach og�u i zbytni� pewno�� siebie, wykazywa� poetom
i pisarzom.
Nie pomija� te�, gdy zdarzy�a si� okazja, wykpiwania rzemie�lnik�w; bo ka�dy z
nich,
znaj�c si� doskonale na swojej robocie, ale tylko na niej, by� zarazem
najg��biej przekonany,
�e powinien i potrafi zabiera� g�os w ka�dej sprawie, zw�aszcza politycznej.
A wszystko to Sokrates czyni� rzekomo dlatego, by wykaza� bogu Apollonowi, �e
mimo
swej bosko�ci jest omylny. Chodzi�o o spraw�, kt�r� � je�li wierzy� Platonowi �
Sokrates tak
przedstawi� w swej mowie obro�czej:
SOKRATES I POLITYCY
Chyba jeszcze pami�tacie Chajrefonta. Ju� jako m�ody cz�owiek by� on moim
przyjacielem,
a tak�e dobrym towarzyszem wielu z was. Tote� razem z wami poszed� na wygnanie
za
tyranii Trzydziestu i z wami powr�ci�. Pami�tacie chyba, jaki to by� Chajrefont:
jak dzielnie
bra� si� do wszystkiego, co tylko sobie zamierzy�. Ot� pewnego razu wybra� si�
do Delf i
tam �mia�o zapyta� wyroczni � a nie zacznijcie ha�asowa� w zwi�zku z tym, co
powiem teraz!
� ot� zapyta�, czy jest kto� m�drzejszy od Sokratesa. Na to pytanie Pytia
odpowiedzia�a: Nie
ma nikogo! A �e wszystko to rzeczywi�cie tak by�o, po�wiadczy nam ten oto brat
Chajrefonta,
bo on sam ju� zmar�.
Kiedy mi doniesiono o s�owach wyroczni, tak sobie pomy�la�em:
Co te� w�a�ciwie b�g przez to m�wi? Ja sam wiem dobrze, �e nie jestem m�dry, ani
bardzo,
ani nawet troch�. Co wi�c chce powiedzie� twierdz�c, �e w�a�nie ja jestem
najm�drzejszy?
Bo przecie� nie k�amie, to oczywiste, jemu nie wolno!
Przez d�ugi czas nie mog�em zrozumie�, o co bogu chodzi�o. Wreszcie, cho� z
wielkimi
oporami, zabra�em si� do poszukiwania sensu tej wypowiedzi. Zastosowa�em tak�
oto metod�:Poszed�em do kogo�, kto cieszy� si� opini� niezwykle m�drego.
Chcia�em tym prostym
sposobem zbi� twierdzenie wyroczni i wykaza� bogu: oto jest cz�owiek m�drzejszy
ode mnie,
a wi�c ty si� pomyli�e�! Zacz��em dobrze si� przypatrywa� temu m�owi i cz�sto z
nim rozmawia�em;
wol� nie wymienia� nazwiska, ale to by� pewien polityk. I c� si� okaza�o?
Bardzo
szybko doszed�em do wniosku, �e cz�owiek ten wydaje si� m�dry wielu innym, a
szczeg�lnie
sobie samemu, ale w rzeczywisto�ci ca�kiem tak nie jest. Pr�bowa�em wi�c wykaza�
mu, �e ma b��dne mniemanie o sobie. Niestety, skutek tych moich usi�owa� by�
taki, �e �ci�gn��em
na siebie nienawi�� i jego, i wielu os�b postronnych. Tote� kiedy powr�ci�em do
domu,
pomy�la�em:
Od tamtego polityka chyba ja jestem m�drzejszy. Bo wprawdzie obaj nie wiemy, co
to
pi�kno i dobro, ale tamtemu wydaje si�, �e wie, cho� nie wie, ja za� te� nie
wiem, lecz nawet
nie uwa�am, �e wiem. Wypada wi�c tak, �e od tamtego jestem m�drzejszy o ten
drobiazg: nie
wydaje mi si�, bym wiedzia� to, czego nie wiem.
SOKRATES I M�ODZIE�
Tak rozpocz�a si� wielka w�dr�wka starca w�r�d mieszka�c�w miasta. Te
poszukiwania
zjedna�y mu, co sam szczerze przyznaje, serdeczn� nienawi�� mn�stwa Ate�czyk�w,
ludzi
r�nych stan�w i zawod�w. W�r�d wrog�w Sokratesa znalaz�y si� nawet osoby
nale��ce do
�wczesnej elity intelektualnej; nieprzypadkowo bowiem oskar�enie wnie�li Meletos
i Likon,
poeta i retor; przy��czy� si� do nich polityk Anytos.
Ale by�y te� inne przyczyny niech�ci i podejrzliwo�ci w stosunku do Sokratesa.
On sam
tak o tym m�wi�:
M�odzi ludzie towarzysz� mi wsz�dzie z w�asnej woli. Oczywi�cie s� to ci, kt�rzy
maj�
najwi�cej wolnego czasu, a wi�c pochodz�cy z dom�w najbogatszych. Bardzo ich
bawi obserwowanie,
jak to badam ludzi, czy s� naprawd� m�drzy. Tote� cz�sto mnie na�laduj� i sami
pr�buj� bada� tego lub owego. Znajduj�, jak przypuszczam, ca�e zast�py takich,
kt�rym wydaje
si�, �e co� wiedz�, cho� wiedz� ma�o lub nic. Owi za� poddawani pr�bie gniewaj�
si� nie
na siebie samych, lecz na mnie. I powiadaj�, gdzie tylko mog�, �e jest tu jaki�
arcyg�upiec
Sokrates, deprawator m�odzie�y. Ale kiedy kto� ich zapyta, co te� czyni lub m�wi
�w Sokrates,
nie potrafi� rzec nic sensownego. �eby si� jednak nie wyda�o, �e brak im
konkretnych
danych, wywlekaj� to, co zwykle zarzuca si� wszystkim filozofom: �e rozprawiam o
tym, co
na niebie i co pod ziemi�; �e nie uznaj� bog�w; �e ucz�, w jaki spos�b czarne
przedstawia� za
bia�e, a bia�e za czarne.
To by�y s�owa Sokratesa. Ja za� my�l�, �e sprawa nie sprowadza�a si� wy��cznie
do tego.
,,Badania� powa�nych ludzi przez pewnych siebie m�odzik�w musia�y wywo�ywa�
wiele
scysji, nieporozumie�, obraz i gniew�w. Przecie� �atwo sobie przedstawi�, �e
wi�kszo�� wypytywanych
widzia�a w swych rozm�wcach tylko aroganckich wyrostk�w, kt�rym stary dziwak
poprzewraca� w g�owach. Co wi�cej, bardzo wiele obra�onych mia�o racj�! Ilu�
bowiem
z tych, co na�ladowali Sokratesa, potrafi�o to czyni� z jego taktem i dowcipem?
Nie wszyscy
zdolni s� poj��, na czym polega r�nica pomi�dzy prostot� a prostactwem i gdzie
przebiega
granica mi�dzy bezpo�rednio�ci� a bezczelno�ci�.
Chodzi�o jeszcze i o to, kim byli owi m�odzi ludzie. Sam Sokrates musia�
przyzna�, �e
gromadzili si� wok� niego przede wszystkim synowie bogaczy, �wczesna z�ota
m�odzie�
ate�ska. Ju� to samo nie mog�o si� podoba� ludziom z warstw ni�szych. Co gorsze,
wielu z
owych m�odzik�w, kt�rzy w r�nych okresach przestawali z Sokratesem, �le si�
zapisa�o w
pami�ci spo�ecze�stwa; byli bowiem cyniczni, zdolni do wszelkich zbrodni,
bezwzgl�dni zar�wno
w polityce, jak i w �yciu prywatnym. Wystarczy wymieni� Alkibiadesa i Kritiasa.
Niewszyscy wiedzieli, �e mi�dzy przyw�dc� Trzydziestu Tyran�w a Sokratesem
dosz�o do
gwa�townej k��tni; niewielu te� by�o �wiadk�w owej pi�knej sceny, kiedy to
starzec odm�wi�
wykonania rozkazu i zamiast na Salamin� poszed� sobie do domu. Natomiast ludzie
starsi
dobrze pami�tali, �e Sokrates cz�sto rozmawia� z Kritiasem i zachwyca� si� urod�
jego bratanka,
m�odziutkiego Charmidesa. A kiedy Kritias i Charmides zgin�li, do otoczenia
Sokratesa
nale�eli najbli�si ich krewni: Platon i jego bracia.
DUCH OPIEKU�CZY I POLITYKA
Tak wi�c Sokrates dyskutowa� z wielu lud�mi, starszymi i m�odszymi. Omawia�
pytania
zasadnicze, dotycz�ce ca�ej spo�eczno�ci.
� Jednak�e � powiada sam Sokrates w swej mowie obro�czej � mo�na by uzna� za
rzecz
dziwn�, �e ja tylko prywatnie udzielam takich rad i o takie rzeczy si� troszcz�,
nie mam za�
odwagi publicznie wyst�pi� przed wami, zgromadzonymi razem, by otwarcie zabra�
g�os w
sprawach pa�stwa. Jaka tego przyczyna, cz�sto s�yszeli�cie ode mnie przy r�nych
okazjach.
Oto czasem spotyka mnie co� z woli b�stwa lub ducha opieku�czego; zacz�o si� to
dzia�,
gdym by� jeszcze ch�opcem; chodzi o pewien g�os; odzywa si� on zawsze tylko po
to, by mnie
powstrzyma� od jakiego� czynu, nigdy wszak�e nie wskazuje, co powinienem czyni�.
Ten
w�a�nie g�os zabrania mi zajmowa� si� polityk�. I s�dz�, �e jak najs�uszniej
zabrania. Dobrze
bowiem wiecie, �e gdybym wcze�niej zwr�ci� si� ku polityce, ju� dawno bym
zgin��; i nie
pom�g�bym w niczym ani wam, ani te� sobie samemu. Nie miejcie mi za z�e, �e
m�wi�
prawd�. Ka�dy bowiem cz�owiek, kt�ry uczciwie sprzeciwia si� czy to wam, czy te�
innej
spo�eczno�ci i nie pozwala, by dzia�y si� w pa�stwie rzeczy tak z�e i bezprawne,
musi zgin��.
Niestety, tak to ju� jest: kto pragnie rzeczywi�cie walczy� o s�uszn� spraw�, a
zarazem
utrzyma� si� przynajmniej przez czas jaki�, winien stroni� od polityki.
Jest bardzo mo�liwe, i� Sokrates rzek� co� podobnego w swej mowie przed s�dem
ate�skim.
Z drugiej wszak�e strony wydaje mi si�, �e ze s��w tych przebija tak�e osobiste
do�wiadczenie
Platona: gorycz, niech�� do polityk�w typu Anytosa � a przecie� w�a�nie tacy
zawsze s� g�r�! � oraz rosn�ce przekonanie, �e w rozgrywkach na forum publicznym
nigdy
niczego nie osi�gnie. Ch�tnie wierz�, i� duch opieku�czy odci�ga� Sokratesa od
czynnego
udzia�u w �yciu politycznym. Ale z ca�� pewno�ci� nie inny by� tak�e g�os ducha
opieku�czego
Platona czy te� po prostu jego zdrowego rozs�dku. Wszystko to wynika wyra�nie z
bardzo
ostrych i osobistych sformu�owa� w li�cie si�dmym, o kt�rym m�wi�em ju�
kilkakrotnie.
Platon pisa� go ju� w podesz�ej staro�ci. Wraca� my�l� do owych ponurych
miesi�cy, gdy
ate�scy demokraci oskar�yli i skazali na �mier� Sokratesa. Raz jeszcze prze�ywa�
b�l, kt�ry
odczuwa� w�wczas nie tylko z powodu �mierci mistrza, lecz tak�e dlatego, �e po
raz wt�ry
musia� zrezygnowa� ze swych ambicji politycznych.
,,Z�o�y�o si� tak, �e pewni wp�ywowi ludzie pozwali przed s�d naszego
przyjaciela, Sokratesa.
Wysuni�to przeciw niemu zarzut najniegodziwszy, a zarazem, w�a�nie gdy chodzi�o
o
jego osob�, z gruntu nieprawdopodobny. Tak wi�c jedni oskar�yli go o bezbo�no��,
drudzy
za�, s�dziowie, wydali na� wyrok �mierci. Zabili cz�owieka, kt�ry nie chcia�
wzi�� udzia�u w
zbrodniczym uprowadzeniu jednego z nich, gdy oni sami, demokraci, znajdowali si�
w ci�kim
po�o�eniu jako wygna�cy.�SZYBSZE OD �MIERCI
Nikt z postronnych nie mia� jasnego wyobra�enia o tre�ci nauk Sokratesa. Ilu�
spo�r�d s�dzi�w
� byli to przewa�nie pro�ci ch�opi lub rzemie�lnicy � zdolnych by�o poj��, �e
nie jest
on tw�rc� �adnego systemu? �e nade wszystko chodzi mu o drog�, o spos�b
dochodzenia do
prawdy? Oskar�yciele znali nastroje posp�lstwa. Doskonale wiedzieli, jak
podejrzliwie odnosi
si� ono do wszelkich nowinek i do ludzi wykszta�conych. Tote� nie zadali sobie
zbyt wiele
trudu. Zarzucili Sokratesowi po prostu to, o co z regu�y obwiniano w�wczas
wszystkich filozof�w:
bezbo�no�� oraz wywo�ywanie zam�tu my�lowego w�r�d m�odzie�y, a wi�c jej
deprawowanie.
Musz� przypomnie�, �e Ate�czycy byli spo�ecze�stwem nie tylko religijnym, ale
wr�cz
zabobonnym. Sprawa, kt�r� wytoczono Sokratesowi, nie by�a pierwsz� tego typu.
Ju� w latach
poprzednich odby�y si� w Atenach procesy przeciw kilku my�licielom. W okresie
tu�
przed wojn� peloponesk� chciano poci�gn�� do odpowiedzialno�ci s�dowej jako
bezbo�nika
starca Anaksagorasa; by� on nauczycielem Peryklesa, lecz mimo tak wysokiej
protekcji musia�
opu�ci� miasto. W kilka lat p�niej oskar�ono i skazano, tak�e pod zarzutem
bezbo�nictwa,
Protagorasa z Abdery; by� to jeden z najpowa�niejszych sofist�w i cieszy� si�
wielkim
szacunkiem w ca�ej Helladzie. Ksi��ki Protagorasa publicznie spalono. On sam
ratowa� si�
ucieczk� na Sycyli�, ale jego okr�t podobno zaton�� na pe�nym morzu. W kilka lat
p�niej
p�on�y w Atenach ksi��ki Diagorasa z Melos, tak�e rzekomego bezbo�nika. Ich
autor ukrywa�
si� na Peloponezie, trwo�nie, bo ate�scy heroldzi wsz�dzie g�osili, �e kto go
wyda,
otrzyma wielk� nagrod�.
Sokrates, w przeciwie�stwie do tamtych nieszcz�nik�w, nie uciek� � cho� jego
oskar�yciele
zapewne oczekiwali, �e w�a�nie tak post�pi. Pozosta� w Atenach, zjawi� si� przed
s�dem,
wyg�osi� mow� obro�cz�, czyli apologi�, �mia�� i wr�cz zaczepn�. Skazano go na
kar� �mierci
i odprowadzono do wi�zienia. M�g� uciec jeszcze stamt�d. Przyjaciele zebrali
do�� pieni�dzy,
by przekupi� stra�nik�w; w Atenach wszystko by�o na sprzeda�. Pomi�dzy procesem
a
wykonaniem wyroku musia�o up�yn�� sporo czasu, jako �e nie wolno by�o nikogo
kara�
�mierci� przed powrotem �wi�tego okr�tu wys�anego na wysp� Delos, do przybytku
Apollona.
Czasu wi�c by�o sporo. Starzec jednak uporczywie odrzuca� wszelkie mo�liwo�ci
ratunku.
A przecie� zdawa� sobie spraw�, �e wystarczy�by tylko gest, aby ocali� �ycie.
Przed s�dem, w
ostatnich swych s�owach, powiedzia�:
� W ka�dej niebezpiecznej sytuacji istnieje wiele sposob�w unikni�cia �mierci,
je�li tylko cz�owiek
zagro�ony nie wzdraga si� przed �adnym czynem i s�owem. Doprawdy, nie tak trudno
uciec przed
�mierci�. Znacznie natomiast trudniej ustrzec si� od z�a; bo szybciej ono
biegnie od �mierci.
Wiosn� drugiego roku olimpiady 95 Sokrates wypi� dzban cykuty.
ZAWR�T G�OWY
Nie b�d� si� tutaj rozwodzi� nad ostatnimi chwilami Sokratesa. Nie b�d� te�
powtarza� rozm�w,
kt�re prowadzi� on ze swymi przyjaci�mi i uczniami w celi ate�skiego wi�zienia.
Wszystko to bowiem
uwieczni� Platon w dw�ch dialogach, w Fedonie i w Kritonie � cho� sam, pono� z
powodu
choroby, nie by� obecny przy �mierci mistrza. Nie b�d� te� stara� si�
przedstawi�, jaka by�a pierwsza
i bezpo�rednia reakcja Platona na wiadomo��, �e starzec, tak ukochany, ju�
odszed�. Zapewne p�aka�
� jak p�akali ci wszyscy, ludzie r�nego wieku, kt�rzy stali u �o�a skazanego.
Patrzyli, wstrz��ni�ci
i bezsilni, jak dozorca dotyka dr�twiej�cych n�g i rzeczowo obja�nia:
� Gdy trucizna dojdzie do serca, umrze.Przejd� wprost do w�a�ciwego tematu mej
pracy. Przypomn� s�owami samego Platona �
wzi�tymi oczywi�cie z listu si�dmego � jaki by� jego nastr�j i pogl�dy w okresie
bezpo�rednio
po �mierci Sokratesa, kt�ra �wiadczy�a przecie� o g��bokim schorzeniu ustroju, a
mo�e i
ca�ego spo�ecze�stwa:
�Patrzy�em na to wszystko i na �wczesnych polityk�w. A im bardziej rozpatrywa�em
obowi�zuj�ce
prawa i obyczaje � wci�� posuwaj�c si� w latach � tym trudniejszy wydawa� mi si�
czynny udzia� w sprawach pa�stwa. Z jednej strony by�o to niemo�liwe bez pomocy
przyjaci�
i wiernych towarzyszy; ale tych, kt�rych zna�em dawniej, ju� nie da�o si�
odnale��, a
nowych nie spos�b by�oby pozyska�. Z drugiej za� strony zar�wno ustawy, jak te�
obyczaje
psu�y si�. I to w tempie tak zastraszaj�cym, �e ja, dotychczas rw�cy si� do
dzia�alno�ci spo�ecznej,
zacz��em cierpie� wr�cz zawroty g�owy � bom patrzy� i widzia�, jak wszystko
p�dzi
ku zag�adzie.
Co prawda nie przesta�em te� rozgl�da� si�, czy sk�d� nie przyjdzie ratunek.
Wci�� oczekiwa�em
odpowiedniego momentu, �eby wzi�� si� do czynu. W ko�cu wszak�e doszed�em do
wniosku, �e wszystkie obecnie istniej�ce pa�stwa, ile ich jest, s� �le rz�dzone.
Ich prawa s�
nieuleczalnie chore � chyba �eby zastosowa� jaki� niezwyk�y zabieg; ale w takim
wypadku
musia�yby wsp�dzia�a� r�ne szcz�liwe okoliczno�ci. To zmusi�o mnie do
stwierdzenia
chwa�y prawdziwej filozofii. Bo tylko z jej wy�yn mo�na dostrzec, co jest
sprawiedliwe tak w
�yciu pa�stwowym, jak i osobistym. A wi�c: z�o nie przestanie gn�bi� rodzaju
ludzkiego,
p�ki...�
DWIE DECYZJE
Doskonale rozumiem, �e chwyt to a� nazbyt �atwy: przerwa� wa�n� relacj� w
po�owie
zdania. I to w�a�nie tu� przed s�owami, w kt�rych Platon ma wyjawi�, w czym
widzi ostateczny
ratunek dla pa�stw, a wi�c i dla ca�ej ludzko�ci! Wielu pisarzy stosuje podobne
zabiegi,
aby podtrzyma� zaciekawienie czytelnika i sk�oni� go do dalszej lektury. Ja
wszak�e nie
czyni� tego z takich powod�w; nie kieruj� si� r�wnie� przewrotnym
wyrafinowaniem, w�a�ciwym
wielu literatom. Przyczyna jest inna, prosta: pragn� unaoczni�, w jak gwa�towny
i
niespodziewany spos�b wydarzenia rzeczywistego �ycia wkracza�y w krain� moich
studi�w
filozoficznych. Tak si� bowiem z�o�y�o, �e w�a�nie w trakcie rozwa�a� nad tym
rozdzia�em
listu si�dmego w domu Pudentilli zapad�y dwie donios�e decyzje.
Oszcz�dz� moim czytelnikom drobiazgowego opowiadania o tym, jak dosz�o do
pierwszej
z nich, bo i tak po�wi�ci�em tej sprawie chyba zbyt wiele miejsca. Kr�tko
m�wi�c: postanowi�em
po�lubi� Pudentill�. Powiadomi�em o tym Poncjana, ten za� matk�. Przyj�a moj�
propozycj�
bardzo wdzi�cznie. Widocznie wszystkie moje poprzednie zabiegi � czary i
zamawiania,
rozmowy i aluzje � odnios�y sw�j skutek.
Ali�ci, gdy tylko rzecz zosta�a uzgodniona, Poncjan zacz�� usilnie nalega�, aby
�lub odby�
si� jak najrychlej. Pudentilla, przy pe�nym moim poparciu, podnios�a
zastrze�enia:
� Wpierw Pudens musi przywdzia� tog� m�sk�, a ty powiniene� znale�� sobie �on�.
Chc�
podj�� nowe obowi�zki ze �wiadomo�ci�, �e w pe�ni wywi�za�am si� z dawnych i �e
moi
synowie s� ju� ca�kowicie samodzielni.
Poncjan jaki� czas jeszcze ko�owa�, potem za� rzek� z min� bardzo skromn�, �e
w�a�ciwie
ju� wybra� sobie dziewczyn�.
� Kog� to? � zapyta�a Pudentilla.
� �eni� si� z Herenni�, c�rk� Rufina � odrzek� Poncjan bardzo stanowczo, niemal
hardo.
Os�upieli�my.OBLUBIENICA PONCJANA
D�ugo i jak najusilniej odradzali�my Poncjanowi ma��e�stwo z Herenni�, on jednak
uparcie
trwa� przy swoim, g�uchy na wszelkie argumenty, moje i matki. Widocznie
dziewczyna,
bieg�a w sztuce mi�osnej, zdo�a�a do cna odebra� mu rozeznanie. A przecie�
doskonale wiedzia�
� sam mu o tym donios�em � �e Herenni� ostatnio cz�sto odwiedza� pewien m�ody
cz�owiek ze znakomitej w Oei rodziny. Powt�rzy�em mu tak�e, co swego czasu
opowiada� mi
Saturnin: astrolog wyczyta� w gwiazdach, �e c�rka Rufina wnet wyjdzie za m��,
lecz wkr�tce
owdowieje. Okaza�o si� jednak, �e Poncjan nie gorzej ode mnie pami�ta nauki
naszych mistrz�w
w Akademii, odrzek� bowiem cytuj�c najspokojniej zdanie z Timajosa:
� Planety �l� obawy i oznaki przysz�o�ci tylko tym, kt�rzy nie potrafi�
rozumowa�!
Czy� mia�em mu odpowiedzie�, �e bardziej prawdopodobna wydaje mi si� inna lekcja
tego
zdania, pomijaj�ca przeczenie �nie�? Wyda�o mi si� rzecz� absurdaln� i wr�cz
humorystyczn�
wszczyna� w tym afryka�skim miasteczku dyskusj� nad w�a�ciw� form� Plato�skiej
wypowiedzi
� i to tylko po to, by odwie�� rozpalonego nami�tno�ci� m�odzie�ca od ma��e�stwa
z dziewczyn� o bardzo niepewnej przesz�o�ci.
Spisano umow� �lubn�. Panna m�oda uroczy�cie przyby�a do domu oblubie�ca.
Przyby�a
zupe�nie spokojna, niemal oboj�tna, nie p�oni�c si� rumie�cem, bo ju� dawno od
tego odwyk�a.
Lektyk� nios�o przez ulice miasta o�miu tragarzy. �wiadkowie pochodu z pewno�ci�
na
zawsze zapami�tali ten niecodzienny widok: w drodze do domu m�a dziewczyna
ostentacyjnie
pozwala�a si� podziwia� i z ca�� swobod� kokietowa�a m�odych. Policzki mia�a
ur�owane,
oczy podmalowane i uwodzicielskie; wszystko to mo�na by�o dojrze�, cho� twarz
jej, jak
ka�e stary obyczaj, lekko przes�ania� welonik koloru p�omieni, tak zwane
flammeum.
Przynosi�a ze sob� posag w got�wce, to prawda. Czterysta tysi�cy. Ale wszystek
ten pieni�dz
co do grosza dnia poprzedniego wzi�to od wierzyciela! By� to zreszt� posag
znacznie
wi�kszy, ni� pozwala�o ub�stwo tak dzietnej rodziny. Ale stary Rufinus wiedzia�,
co robi.
Maj�tku nie mia�, natomiast nigdy nie brakowa�o mu pomys��w. Apetyt tak�e
dopisywa�,
zw�aszcza na cztery miliony Pudentilli. Dodatkow� otuch� czerpa� z orzecze�
astrolog�w.
Aby jednak owe zbo�ne zamiary i przewidywania mog�y si� zrealizowa�, trzeba by�o
wpierw
mnie usun��. W�wczas �atwo by przysz�o osaczy� naiwnego zi�cia i osamotnion�
Pudentill�.
Starzec ra�no zabra� si� do dzie�a. Gromi� Poncjana przy ka�dej sposobno�ci.
S�u�ba donosi�a
nam o takich jego przemowach do zi�cia:
� Co ci� op�ta�o, �e wydajesz matk� za tego Apulejusza? Czy� do cna zg�upia�,
�eby dobrowolnie
ofiarowywa� obcemu cz�owiekowi rodzinny maj�tek? Na jakie nara�asz si� ryzyko!
A wszystko dlatego, �e�cie gdzie� tam s�uchali czego� tam o Platonie! C� to za
r�kojmia
przyja�ni i uczciwo�ci w sprawach pieni�nych? P�ki czas wycofaj si� z tego
interesu!
Zagrozi� zi�ciowi, �e je�li tego nie zrobi, odbierze mu c�rk�; nie mo�e bowiem
pozwoli�,
by jego ukochane dziecko �y�o z kim� nieodpowiedzialnym i z ca�� oczywisto�ci�
skazanym
na n�dz�. Nietrudno mu przysz�o przekona� prostodusznego Poncjana, tym bardziej
�e z drugiej
strony dzia�a�a innymi �rodkami perswazji dopiero co po�lubiona ma��onka. Tak
wi�c
zgodnie z wol� tych obojga m�j przyjaciel wybra� si� do swej matki, by odradzi�
jej ma��e�stwo
ze mn�. To ma��e�stwo, do kt�rego jeszcze niedawno sam najgor�cej nak�ania�!
GRO�BY RUFINA I LIST PUDENTILLI
Pudentilla przyj�a s�owa syna ze zwyk�� sobie powag�. Pozosta�a niewzruszona.
Wypomnia�a
mu bardzo surowo, �e post�puje lekkomy�lnie i nieprzemy�lanie. Poncjan jak
niepyszny
wr�ci� z tym do te�cia. Pono� usprawiedliwia� si� przed nim i g�sto t�umaczy�,
�e
matka jest w og�le osob� konsekwentn� i nie�atwo zmienia raz powzi�t� decyzj�;
obecnie za�jeszcze si� utrwali�a w swym zamiarze, bo ��danie zerwania ze mn�
bole�nie j� dotkn�o;
wiadomo przecie�, �e gniew zwykle przydaje si� uporowi. Powt�rzy� te� s�owa
Pudentilli:
� Dobrze wiem, �e przychodzisz do mnie z poduszczenia Rufina. W�a�nie dlatego
tym
bardziej musz� si� stara�, bym mia�a w osobie m�a obron� przed bezczeln�
chciwo�ci� tego
cz�owieka.
Rufin a� zadygota� z w�ciek�o�ci. Zacz�� obrzuca� Pudentill�, kobiet�
nieposzlakowan� i
jak�e skromn�, najohydniejszymi wyzwiskami, godnymi swego domu. I to w obecno�ci
jej
syna! Wiele os�b by�o �wiadkami zaj�cia i powt�rzy�o nam s�owa, kt�re w�wczas
pad�y:
� Twoja matka to uwodzicielka! Jej kochanek, Apulejusz, to czarownik i
truciciel! W�asnymi
r�kami bym go udusi�!
Tymczasem Pudentilla, zdenerwowana ca�� spraw� i nieoczekiwan� zmian� w postawie
syna, postanowi�a wyjecha� na jaki� czas z Oei. Uda�a si�, oczywi�cie w moim
towarzystwie,
do swego podmiejskiego maj�tku. Stamt�d to, wci�� jeszcze roz�alona i gniewna,
napisa�a list
do syna; pisa�a po grecku, jako �e tym j�zykiem w�ada�a swobodniej. W owym to
li�cie znalaz�y
si� r�wnie� s�owa znamienne:
,,Chcia�am wyj�� za m�� z powod�w, o kt�rych wspomnia�am wy�ej. Ty sam
przekona�e�
mnie, bym wybra�a w�a�nie Apulejusza, a nie kogo� innego. Wyra�a�e� si� o nim z
podziwem
i dok�ada�e� wszelkich wysi�k�w, by przez ma��e�stwo ze mn� m�g� on wej�� do
naszej rodziny.
Teraz tamci podli ludzie atakuj� nas i zdo�ali ci� przeci�gn��; i oto od razu
Apulejusz
staje si� magiem, ja za� kocham dlatego, �e zniewoli�y mnie jego czary. Przyjed�
wi�c do
mnie, p�ki jeszcze jestem przy zdrowych zmys�ach!�
To ostatnie zdanie mo�na by oczywi�cie rozumie� r�nie. Zako�czy�a jednak list
jasnym
stwierdzeniem:
�Nie jestem ofiar� czar�w i nie jestem zakochana. Nikt wszak�e nie mo�e uciec od
tego,
co mu przeznaczone.�
Poncjan, naiwny i �atwowierny, uczyni� rzecz najg�upsz� z mo�liwych: nie tylko
pokaza�,
lecz nawet odda� �w list te�ciowi.
POSAG I �LUB
Powolny �yczeniu matki Poncjan rzeczywi�cie przyjecha� do nas na wie�, i to wraz
z �on�.
Wszyscy bawili�my tam przez dwa miesi�ce, cho� sytuacja by�a raczej dziwna, a
nastr�j niezbyt
pogodny; rzek�bym nawet, �e jakby przedburzowy. Pudentilla zajmowa�a si� bardzo
pracowicie
prowadzeniem maj�tku; co dzie� osobi�cie i skrupulatnie przegl�da�a sprawozdania
zarz�dcy, koniuch�w, owczarzy. Mimo to znajdowa�a jeszcze czas i si�y, by przy
ka�dej sposobno�ci
wypomina� Poncjanowi jego zachowanie si� i zamiary. Gromi�a go ostro i
napomina�a,
by strzeg� si� zasadzek Rufina. Mia�a mu za z�e to szczeg�lnie, �e fragmenty jej
listu
odczytywa� wraz z te�ciem r�nym ludziom, cho� mogli oni zrozumie� je ca�kiem
opacznie;
oczywi�cie chodzi�o g��wnie o zdanie ironicznie nazywaj�ce mnie magiem, kt�ry do
mi�o�ci
zniewala czarami.
Wtedy te�, w owej willi za miastem, odby� si� nasz �lub i podpisanie umowy
maj�tkowej.
Ka�demu, rzecz to naturalna, nasunie si� pytanie, czemu wybrali�my w�a�nie t�
ustronn�
miejscowo��? Wyja�nienie jest proste. Przed nie tak dawnym czasem Pudentilla
wy�o�y�a z
okazji �lubu Poncjana oko�o pi��dziesi�ciu tysi�cy sesterc�w; by�y to jej w�asne
pieni�dze i
wszystkie posz�y na podarunki dla obywateli Oei, kt�rzy stawili si� t�umnie, by
u�wietni�
uroczysto��. Tak nakazywa� stary zwyczaj i trzeba by�o przebole� t� strat�. Nikt
jednak nie
mo�e mie� nam za z�e, �e pragn�li�my zaoszcz�dzi� sobie tak znacznego wydatku.
Chcieli�my
te� odsun�� od siebie owe przyj�cia i odwiedziny, do kt�rych zgodnie z obyczajem
zobowi�zani
s� nowo po�lubieni. To, i tylko to, sprawi�o, �e ceremonii za�lubin dokonali�my
wpewnej odleg�o�ci od miasta, skromnie i cicho. Wszelako osoby mniej nam
�yczliwe oraz
zawiedzione w swych rachubach na przyj�cie i podarunki wnet zacz�y rozpuszcza�
pog�oski,
�e to ja jestem winien wszystkiemu; pono� wywioz�em Pudentill� na wie�, by tam
bezpiecznie
omota� j� swymi intrygami i czarodziejskimi zabiegami. Nic fa�szywszego!
Umowa �lubna postanawia�a, �e Pudentilla wnosi mi w posagu trzysta tysi�cy. By�
to wi�c
posag o sto tysi�cy mniejszy od tego, kt�ry otrzyma�a Herennia. A przecie�
Pudentilla nale�a�a
do najbogatszych kobiet w ca�ym mie�cie, a mo�e i w ca�ej prowincji. Jaki� mo�e
by�
lepszy dow�d, �e zupe�nie mi nie chodzi�o o wzbogacenie si� na o�enku z
Pudentill�?
Co wi�cej: �w posag nie zosta� mi wyp�acony w got�wce, lecz pozosta� jako
wierzytelno��
w maj�tku Pudentilli. By�a te� dodatkowa klauzula, zastrzegaj�ca, �e posag ma w
ca�o�ci
przypa�� jej synom, Poncjanowi i Pudensowi, gdyby zesz�a ze �wiata nie maj�c
dzieci ze
mn�; gdyby natomiast urodzi�a dziecko, wtedy przypadnie mu po�owa posagu, druga
za� po�owa
obu synom z pierwszego ma��e�stwa.
W podobnych wypadkach umowy �lubne brzmi� zwykle inaczej. Nikt si� nie dziwi,
je�li
wdowa �redniej urody i wieku nieco ponad �redniego pragn�c wyj�� za m�� zwabia
konkurenta
wielkim posagiem i szczeg�lnie dogodnymi warunkami maj�tkowymi; zw�aszcza je�li
chodzi o cz�owieka m�odego, przystojnego, wykszta�conego, stosunkowo zamo�nego.
PONCJAN BIJE SI� W PIERSI
Twierdzi si� cz�sto, �e studium filozofii odwodzi od spraw tego �wiata, czyni
niezaradnym
w kwestiach maj�tkowych, skazuje na bied� i poniewierk�. Nigdy tak nie uwa�a�em,
a nawet
stara�em si� w miar� swych skromnych mo�liwo�ci zada� k�am owemu nazbyt
rozpowszechnionemu
mniemaniu. Ostro zabra�em si� do pracy, zw�aszcza w Oei. Przyby�em do tego
miasta
tylko z jednym niewolnikiem. Wszelako mi�o�� prawdziwej m�dro�ci wielce mi tu
dopomog�a;
ona to utorowa�a mi drog� do domu Pudentilli, a p�niej tak�e do ma��e�stwa z t�
chyba najbogatsz� kobiet� w tej cz�ci prowincji.
Pudentilla, jak to dopiero co wy�o�y�em, wnios�a mi posag bardzo skromny, ale u
jej boku
mog�em �y� dostatnio; otwart� te� pozostawa�a sprawa jej testamentu. Na razie o
tym nie my�la�em.
W danym momencie chodzi�o o to, by wie�� o mojej wspania�omy�lno�ci wobec
pasierb�w
rozesz�a si� jak najszerzej i dotar�a do uszu os�b zainteresowanych. Uczyni�em
jeszcze
co� innego. Napisa�em list do znanego mi dobrze namiestnika naszej prowincji,
Lolliana
Awitusa, w kt�rym bardzo dok�adnie przedstawi�em histori� swego pobytu w Oei i
ma��e�stwa
z Pudentill� � oczywi�cie we w�a�ciwym o�wietleniu. W pi�mie tym nie szcz�dzi�em
te�
wyraz�w ubolewania nad post�powaniem Rufina, pod kt�rego wp�ywami znalaz� si�
m�j nieszcz�sny
pasierb Poncjan. List, niby to nie doko�czony, pozostawi�em otwarty na stole w
pokoju bibliotecznym; nie musz� dodawa�, �e uczyni�em to z ca�ym rozmys�em.
By�em pewien,
�e kto� ze s�u�by przeczyta go i natychmiast cichaczem pobiegnie do Poncjana (a
dzia�o
si� to ju� po naszym powrocie ze wsi do Oei), by go powiadomi�, jak wielkie
grozi niebezpiecze�stwo:
Apulejusz pisze do samego namiestnika, swego przyjaciela, donosz�c o wszystkich
perypetiach domowych i �le si� wyra�aj�c o Poncjanie; to mo�e zwichn�� karier�
m�odego
cz�owieka, kt�ry przecie� chcia�by zosta� adwokatem.
Efekt by� natychmiastowy. Poncjan stawi� si� w naszym domu wraz ze swym m�odszym
bratem Pudensem. Z p�aczem rzuci� si� do n�g matki. B�aga�, by mu wybaczy�a
dotychczasowe
post�powanie. Ca�uj�c po r�kach mnie i Pudentill� prosi� na wszystkie �wi�to�ci,
by
zapomnie�, �e da� si� zwie�� namowom Rufina i ludzi jemu podobnych. Zapewnia�,
�e jest
wr�cz zawstydzony naszym dobrodziejstwem. Wreszcie ods�oni�, o co jeszcze mu
chodzi:
mia�em napisa� do Lolliana Awitusa list polecaj�cy jego, Poncjana, osob� i
zdolno�ci.Ch�tnie si� przychyli�em do tej pro�by. Tym bardziej �e Awitus �
dowiedzia�em si� o tym
drog� poufn� � mia� ju� nied�ugo odej�� z urz�du. Niczego wi�c nie ryzykowa�em.
Poncjan, wdzi�czny i do g��bi wzruszony, wyjecha� z moim listem polecaj�cym do
Kartaginy.
Ja natomiast, wreszcie spokojny i szcz�liwie �onaty, mog�em znowu zaj�� si�
Platonem.
MARZENIA O W�ADZY
Pora wi�c wr�ci� do owego zdania z listu si�dmego, kt�re tak raptownie
przerwa�em w
po�owie, kiedy w spokojny nurt studi�w filozoficznych wdar�y si� sprawy
matrymonialne,
moje i Poncjana. Przypominam: Platon twierdzi, �e z�o nie przestanie gn�bi�
rodzaju ludzkiego,
p�ki... I tu padaj� wielkie s�owa, wci�� powtarzane, cytowane, komentowane:
�P�ki nie
obejm� w�adzy ci, kt�rzy mi�uj� m�dro�� prawdziwie i w spos�b w�a�ciwy � albo
te�, za jakim�
bo�ym zrz�dzeniem, w�adcy pa�stw nie zaczn� powa�nie filozofowa�.�
Powinienem obecnie rozpocz�� uczony wyw�d w stylu profesorskim: o powo�aniu
filozofa
i polityka; o jedno�ci najwy�szego dobra spo�ecznego i indywidualnego; o istocie
w�adzy i
m�dro�ci. O tym powinienem pisa�. Ale � powiem szczerze � moje pierwsze my�li po
przeczytaniu
s��w Platona nie by�y tak szczytne. Zacz��em si� zastanawia�, dla �artu
oczywi�cie,
w jakiej mierze owa wielka maksyma mog�aby tak�e mnie dotyczy�. My�la�em:
Skoro ja, tak oddany filozofii, okaza�em si� jednocze�nie cz�owiekiem roztropnym
w interesach,
wyprowadzaj�c w pole nawet starego wyg� Rufina, to chyba poradzi�bym sobie
r�wnie�
ze sprawami pa�stwa. Ba, mo�e nawet poprowadzi�bym je sensowniej od wielu m��w
stanu! Polityka nie jest przecie� trudniejsza � wbrew mniemaniu og�u � od
zarz�dzania domem,
rodzin�, maj�tkiem; od radzenia sobie z intrygami, kt�re przeciw nam knuj�
przyjaciele
i s�siedzi. Kto potrafi dobrze sterowa� w�r�d raf �ycia codziennego, b�dzie te�
sprawnie �eglowa�
pomi�dzy Scyllami i Charybdami tak zwanej wielkiej polityki. Je�li dobrze rzecz
rozwa�y�,
problemy tu i tam s� identyczne w swej istocie i wymagaj� podobnych
umiej�tno�ci,
by im sprosta�: troch� sprytu, sporo nieufno�ci, zdolno�� przewidywania, jakie
b�d� zwyk�e,
ludzkie reakcje; trzeba te� umiej�tno�ci dokonywania w odpowiednich momentach
w�a�ciwych
gest�w. Gest�w, powtarzam, nie czyn�w! Tylu w�adc�w i przyw�dc�w w r�nych
krajach
i epokach wywodzi�o si� z nizin spo�ecznych; byli to na og� ludzie zupe�nie
niewykszta�ceni,
cz�sto dochodzili do rz�d�w skutkiem przypadku, a jednak nie�le sobie radzili.
Zreszt� my wszyscy �atwo ulegamy pewnemu b��dowi perspektywy. Stoj�c bowiem w
dole
patrzymy ku g�rze, na tych nad nami; poniewa� znajduj� si� wy�ej od nas,
s�dzimy, �e s�
wy�si. A przecie� to najzwyczajniejsi ludzie! Sprawy bie��cej polityki
za�atwiaj� nie zawsze
najsensowniej, a tylko pochlebcy i co g�upsi historycy upatruj� w ich s�owach i
czynach przedziwn�
g��bi�, doszukuj�c si� genialnej motywacji najprostszego posuni�cia. Tote�
wszystkie
te gadania dziejopis�w s� niby cymba� brz�kaj�cy.
Ot� w�a�nie filozof u w�adzy tym by si� r�ni� od pospolitego polityka, �e nie
tylko prowadzi�by
pa�stwo niezgorzej, lecz jeszcze widzia�by przed sob� jaki� cel wielki i
ostateczny,
a mianowicie zbudowanie nowej spo�eczno�ci, praworz�dnej, pokojowej,
sprawiedliwej.
Cz�owiek wyzbyty osobistych ambicji, intelektualnie i etycznie stoj�cy ponad
zwyk�ymi
�miertelnikami, mocn� r�k� wi�d�by sw�j lud ku portowi szcz�snej przysz�o�ci.
W tym momencie te rozwa�ania przesta�y mnie bawi�. Przede wszystkim dlatego, �e
nie
bardzo wiem, ku jakiemu to portowi mia�bym prowadzi� powierzone mi pa�stwo. W
zasadzie
powinien bym mie� odpowied� gotow�: ku temu, kt�ry wyznaczy� mistrz m�j, Platon,
obmy�laj�c
ustr�j doskona�y. Wszelako dzi�ki niedawnym studiom mia�em w �wie�ej pami�ci
pewne szczeg�y tego ustroju: wsp�lne posiadanie kobiet; sposoby rozmna�ania w
warstwiestra�nik�w; odbieranie dzieci rodzicom; wyganianie poet�w; poprawianie
dawnych utwor�w,
by mog�y s�u�y� aktualnym potrzebom.
Uzna�em, �e bli�sze memu sercu s� zagadnienia demonologii oraz bie��ce sprawy
maj�tkowe.
USTR�J GODNY FILOZOFA
Ale do�� ju� �art�w. Dotkn��em przecie� sprawy, kt�ra dla za�o�yciela Akademii
by�a zapewne
najwi�ksza i naj�wi�tsza. Niekt�rzy nasi mistrzowie widz� w niej w og�le
centraln�
my�l jego nauki. Twierdz�, �e ona to pasjonowa�a go prawdziwie i najg��biej. Nie
owe idee
bytuj�ce gdzie� w formie nieskalanej, nie wzloty i upadki duszy, nie powstanie i
obroty kosmosu,
a nawet nie samo b�stwo, stw�rca wszystkiego! Nale�y bowiem powtarza� stale i
niezmiennie
(co te� czyni�, mo�e nawet z pewnym uporem): Platon od lat swych m�odzie�czych
a� po schy�ek �ycia, gdy uk�ada� Prawa i pisa� list si�dmy, by� przede wszystkim
politykiem.
Oczywi�cie politykiem nieszcz�liwym, jako �e nigdy nie mia� mo�liwo�ci
wcielenia swych
pomys��w w �ycie � cho�, trzeba to przyzna�, nie ustawa� w wysi�kach, by znale��
takie
mo�liwo�ci. Nie mam wi�c prawa �ci�ga� w d� niewczesnymi refleksjami tego, co
on traktowa�
jako zwie�czenie swych konstrukcji my�lowych. Platon rozumowa� tak: skoro
filozofowie
g�ruj� nad innymi m�dro�ci� i postaw� moraln�, s�uszne jest i sprawiedliwe, by
w�a�nie
oni, najgodniejsi, przewodzili zwyk�ym �miertelnikom, co �lepo ulegaj� swym
pop�dom.
Ali�ci w�a�nie w tym miejscu co� mnie zastanowi�o. Mo�e �artobliwe
fantazjowanie, �e
w�a�nie ja, Apulejusz, mia�bym r�wnie� prawo pretendowa� do w�adzy, nie tak
ca�kiem by�o
od rzeczy? S�owa Platona, �e w�adcy musz� sta� si� filozofami lub filozofowie
w�adcami,
uchodz� dzi� za szokuj�ce. Z jakiej�e g��wnie przyczyny? Po prostu z tej, �e
poszukiwaczy
m�dro�ci uwa�a si� za oderwanych od praktycznego �ycia, za niezaradnych
fantast�w i marzycieli.
Ja swoim przyk�adem dowodz�, �e tak by� nie musi. Ale ju� w czasach Platona
powszechna
opinia o filozofach przedstawia�a si� podobnie. Si�gam po sz�st� ksi�g� Pa�stwa
i
znajduj� w niej tak� wypowied� Adejmanta, brata Platona:
� Kto zajmuje si� filozofi� zbyt d�ugo, staje si� dziwakiem i cz�owiekiem do
niczego. A
nawet ci najlepsi z filozof�w s� dla pa�stwa zupe�nie nieprzydatni.
Sokrates odpowiada na to d�ugo i okr�nie, a na moje rozumienie niezbyt
przekonywaj�co.
Przy sposobno�ci oczywi�cie atakuje sofist�w, pseudopedagog�w, nauczycieli
podst�pnych
chwyt�w my�lowych. Dochodzi wreszcie do konkluzji tej tre�ci:
Doskona�e pa�stwo, doskona�y ustr�j, doskona�y cz�owiek mog� sta� si�
rzeczywisto�ci�.
Pod tym wszak�e warunkiem, �e pewna konieczno�� zmusi do zaj�cia si� polityk�
jak�e nielicznych
mi�o�nik�w prawdziwej m�dro�ci; tych, co to powszechnie uwa�ani s� nie za z�ych,
lecz po prostu za bezu�ytecznych. Oczywi�cie zarazem musia�by spe�ni� si�
jeszcze jeden
warunek: ten mianowicie, �e pa�stwo, czyli spo�ecze�stwo, zechce s�ucha�
filozof�w. Wreszcie
mo�na wyobrazi� sobie i tak� sytuacj�, �e synowie dzisiejszych w�adc�w staj� si�
wielbicielami
m�dro�ci i wiernie id� za jej wskaz�wkami.
Potem Sokrates m�wi pi�knie i obrazowo:
� Filozof�w, godnych tego miana, jest obecnie bardzo niewielu. Ci zreszt�
ca�kiem nie
my�l� si� ujawnia�. Jak�e bowiem przedstawiaj� si� stosunki we wszystkich
pa�stwach, ile
tylko jest ich na ziemi? Nigdzie nie ma zdrowej, sensownej polityki. Trudno
nawet by�oby
znale�� sobie sprzymierze�ca, �eby pospieszy� z nim sprawiedliwo�ci na odsiecz.
Cz�owiek
rozumny czuje si� tak, jak gdyby znalaz� si� w�r�d dzikich zwierz�t. Oczywi�cie
nie b�dzie
post�powa� jak one i nie b�dzie rzuca� si� na ludzi, ale z drugiej strony nie
jest w stanie stawi�
czo�a bestialstwu wok� siebie. Sam niczego nie doka�e. Chyba tyle tylko, �e
zginie przedwcze�nie.
Najlepiej wi�c siedzie� cicho i zajmowa� si� wy��cznie swoimi sprawami.
Takw�a�nie zdarza si� zim�; wicher niesie tumany kurzu lub siecze deszczem, wi�c
cz�owiek kuli
si� gdzie� pod murkiem. Patrz�c, jak inni dopuszczaj� si� wszelkich bezece�stw,
trzeba uwa�a�
si� za szcz�liwca, �e samemu zachowa�o si� czyste r�ce. Tak b�dzie si� �y� w
ukryciu,
p�ki nie przyjdzie czas odej�cia; a dokona si� ono nie bez pi�knej nadziei,
spokojnie i z dobr�
my�l�.
DROGA POWROTNA Z KARTAGINY
Ostatnie s�owa poprzedniego rozdzia�u utkwi�y w mej pami�ci na zawsze; zaledwie
bowiem
je napisa�em, przysz�y smutne wie�ci od Poncjana.
To prawda, �e po�lubiaj�c Herenni� uleg� on nami�tno�ci. Rzecz zdro�na, ale
przecie� wybaczalna.
To� pisma Platona najdowodniej �wiadcz�, jak podatny by� na strza�y Erosa
zar�wno
on sam, jak i Sokrates. Przytoczy�em ju� sporo scen i wypowiedzi dobrze
oddaj�cych t�
s�abo�� obu m��w. Przypomn� cho�by mi�osne elegie Platona, kt�re deklamowa�em w
czasie
pierwszej wizyty u Pudentilli, mojej obecnej �ony, a tak�e spotkanie Sokratesa z
Charmidesem,
wujem Platona, i s�owa m�drca:
� Kamie� probierczy to ze mnie �aden. Z�oto znajduj� w ka�dym pi�knym ch�opcu, a
pi�knymi wydaj� mi si� prawie wszyscy m�odzi.
M�g�bym wskaza� sporo miejsc podobnych. Z czego by wynika�o, �e jestem
wstrzemi�liwszy
od tamtych obu, bom poj�� �on� po dokonaniu prawdziwie filozoficznego
obrachunku.
Z drugiej wszak�e strony nie mog� wini� Poncjana, �e tak nagle i szale�czo
straci� g�ow� dla
tej uwodzicielki Herennii. Tym bardziej �e szybko och�on�� z op�tania. Pokazuj�
to jak najoczywi�ciej
listy, kt�re pisa� do mnie z Kartaginy i potem powracaj�c z tego miasta.
Wyjecha�
do stolicy naszej prowincji, aby pok�oni� si� Lollianowi Awitusowi. Namiestnik,
dzi�ki mojej
rekomendacji, przyj�� go uprzejmie. By� to zreszt� cz�owiek wszechstronnie
wykszta�cony, a
nawet powa�nie interesuj�cy si� filozofi�. Z�o�y� Poncjanowi gratulacje, �e
znalaz� w mej
osobie tak dobrego ojczyma oraz �e tak rych�o przejrza� i naprawi� swoje b��dy w
stosunku do
mnie. Wszystko to rokowa�o dobre widoki na przysz�o��, nawet w wypadku zmiany na
stanowisku
namiestnika. Poncjan musia� si� zorientowa� w Kartaginie, �e taka zmiana jest
oczekiwana.
W tej sytuacji zdecydowa� powr�ci� do Oei; spraw� najpilniejsz� w ka�dym razie
za�atwi�.
Podr�, kt�r� w�a�ciwie mo�na by�o odby� w ci�gu dni kilkunastu, przeci�gn�a
si� nadspodziewanie;
sta�a si� dla Poncjana podr� ku wieczno�ci.
Najpierw otrzyma�em ode� list, w kt�rym ponownie zapewnia� gor�co, �e widzi we
mnie
swego prawdziwego ojca, pana, nauczyciela, oraz powiadamia�, �e czuje si�
dobrze. List nast�pny,
r�wnie� pe�en serdeczno�ci, ko�czy� si� notatk�: ,,Z moim zdrowiem nie
najlepiej.
Dlatego te� albo w og�le przerw� podr�, albo b�d� j� odbywa� bardzo powoli.�
Wreszcie
nadszed� list trzeci, kr�tki i jaki� smutny, cho� pozornie brzmia� oboj�tnie;
wyczuwa�o si�
wszak�e, i� Poncjan przygotowany jest na najgorsze. Przedziwne by�o
postscriptum: ,,Pisz�
nowy testament. Na g��wnych spadkobierc�w wyznacz� matk� i brata. Herennia
otrzyma
legat: lniane prze�cierad�a warto�ci dwustu sesterc�w.�
Co to mia�o znaczy�? Sk�d to naigrawanie si� z �ony? Przecie� �lub odby� si�
zaledwie
przed kilku miesi�cami! Na pewno jeszcze mu si� nie znudzi�a, ale ju� mog�a go
zdradzi�. W
ka�dym razie lepiej by�oby dla niej, gdyby ca�kiem zosta�a pomini�ta w
testamencie m�a. Legat
w postaci bezwarto�ciowych p��cienek uczyni�by z niej po�miewisko Oei na d�ugie
lata.
A potem przyjecha� pos�aniec z wiadomo�ci�, �e Poncjan zmar�.ROZMY�LANIA W
BIBLIOTECE
Pudentilla zamkn�a si� w swoim pokoju, rzewnie op�akuj�c �mier� pierworodnego
syna.
Ja ca�y dzie� przesiedzia�em w bibliotece. By�a to ta sama obszerna sala, w
kt�rej zaraz po
przeniesieniu si� od Appiusz�w po�o�y�em przed o�tarzykiem b�stw domowych
�wi�to�ci
skromnie owini�te w lniane p��tno; dopiero nazajutrz spostrzeg�em, �e pok�j
pe�en jest zwoj�w
papirusowych. Wszystkie owe ksi��ki znajdowa�y si� tutaj nadal i dobrze mi
s�u�y�y
przez tyle miesi�cy przy pracy nad Platonem. Jak ju� m�wi�em, Poncjan skupywa�
te ksi��ki
w Atenach, w czasie naszych wsp�lnych studi�w w gajach Akademii; wtedy bowiem
by� entuzjastycznym
mi�o�nikiem prawdziwej m�dro�ci.
Jak wiele zawdzi�cza�em temu m�odemu cz�owiekowi! To on sprawi�, �e
przekroczy�em
pr�g go�cinnego domu Pudentilli. To on dok�ada� wysi�k�w, bym poj�� za �on�
pani� domu. I
wreszcie jego to biblioteka pozwoli�a mi tutaj, w prowincjonalnym miasteczku,
powa�nie
studiowa� �ycie i pogl�dy Platona, w ten spos�b powracaj�c do wspomnie� naszych
m�odych
lat ate�skich.
Przez ca�y dzie� nie napisa�em ani jednego s�owa. Patrzy�em na ostatnie zdanie
poprzedniego
rozdzia�u: �Tak b�dzie si� �y� w ukryciu, p�ki nie przyjdzie czas odej�cia; a
dokona si�
ono nie bez pi�knej nadziei, spokojnie i z dobr� my�l�.� Zaprawd�, w takim
w�a�nie nastroju,
w niezm�conej pogodzie wewn�trznej, winien umiera� ka�dy prawdziwy ucze�
Platona!
Ka�dy, kto wch�on�� sercem i umys�em nauki mistrza, wci�� powtarzane i na nowo
rozpatrywane
w jego dialogach:
Najszlachetniejsza, my�l�ca cz�� duszy jest dzie�em samego boga-stw�rcy.
Istnia�a jeszcze
przed ukszta�towaniem �miertelnego cia�a, tote� po jego zgonie wraca do swej
gwiezdnej
siedziby, do �wiata wiecznego pi�kna, kt�rego pami��, cho�by przyt�umion� i
niejasn�, zawsze
w sobie nosi. Lecz tak szcz�sny, natychmiastowy powr�t spotyka tylko te wybrane
dusze,
kt�re szczerze mi�owa�y prawdziw� m�dro��; z wi�kszo�ci� wszak�e dusz bywa
inaczej. Te
bowiem, co zbytnio splot�y si� z cia�em, kochaj�c je i ulegaj�c jego ��dzom, do
g��bi przesi�k�y
�mierteln� natur�; tote� w chwili zgonu nie potrafi� ca�kowicie si� oderwa� od
ci�kich,
widzialnych pierwiastk�w i nie s� w stanie wzbi� si� w przestwory. Pozostaj�
wi�c na ziemi i
tu�aj� si� wok� grob�w, gdzie pono� cz�sto spotyka si� jakie� cienie i
widziad�a. Ale po
pewnym czasie znowu wchodz� w cia�a i odradzaj� si� jako istoty �ywe. Te
najgorsze i najbardziej
zanieczyszczone staj� si� zwierz�tami z�ymi, krwio�erczymi; tak wi�c sadysta i
surowy
despota mo�e wcieli� si� w jastrz�bia lub wilka. Natomiast te, kt�re �y�y
uczciwie, cho�
nie zna�y prawdziwej m�dro�ci, zaczynaj� nowe istnienie jako pszczo�y lub
mr�wki, a nawet
przebywa� mog� w ludzkim ciele, by po przej�ciu wielu szczebli oczy�ci� si�
ca�kowicie i
powr�ci� do niebia�skiej ojczyzny.
My�l jest pi�kna i prosta. Gdy jednak przyjdzie w duchu jej wskaza� rozwa�a�
losy po�miertne
duszy jakiego� cz�owieka, natychmiast powstaj� wielkie trudno�ci. We�my bowiem
�ycie Poncjana! Gdy zajmowa� si� filozofi�, czyni� to z prawdziwym zapa�em. Nie
szcz�dzi�
czasu, wysi�k�w, pieni�dzy; dowodem cho�by jego biblioteka. Nie by�o to zreszt�
tylko kolekcjonowanie
ksi��ek, bo dzie�a Platona zna� doskonale, nie gorzej ode mnie. Potem wszak�e
odszed� od filozofii; najpierw dla prawa, ostatnio za� dla Herennii. C� wi�c
b�dzie si� dzia�
z jego dusz�? Ilu� latami tu�aczek wok� grobu, ilu� nowymi wcieleniami � i w
jakiej postaci?
� zap�aci ona za brak wytrwa�o�ci i za uleg�e poddanie si� ��dzy?POGRZEB
PONCJANA
Lecz oto sta�o si� co�, czego nikt nie przewidywa�.
Pudens wci�� wychowywa� si� w naszym domu. Nie przywdzia� jeszcze m�skiej togi i
trzymany by� kr�tko. Wesp� z matk� dobra�em mu dobrych, surowych nauczycieli.
Nalega�em
na to bardzo ostro, poniewa� ju� przy pierwszej wizycie w tym domu zauwa�y�em,
�e
Pudens naprawd� zna tylko j�zyk punicki; grecki o tyle, o ile nauczy� si� go od
matki, m�wi�c
natomiast po �acinie wci�� dziwnie si� j�ka. Wszystko to pochodzi�o oczywi�cie
st�d, �e
dotychczas przebywa� najcz�ciej i najch�tniej w�r�d wiejskich prostak�w. Rzecz
zrozumia�a,
�e moje przestrogi i metody nie mog�y zjedna� mi �yczliwo�ci ch�opca. Gdybym to
m�g�
przewidzie�, na jakie k�opoty narazi mnie moja awersja do punickiego, a
umi�owanie poprawnej
�aciny!
Pogrzeb Poncjana przygotowali�my jak najstaranniej, zachowuj�c wszystkie
zwyczajowe
ceremonie. Zw�oki wyniesiono w uroczystym pochodzie poza granice miasta, gdzie
przy drodze
wiod�cej na wsch�d, ku Leptis Magna, wznosi� si� okaza�y grobowiec rodzinny. Tam
zatrzymali�my si� d�u�ej, by dokona� ostatnich obrz�dk�w. Nikt z nas,
pogr��onych w smutku
i �a�obie, nie dostrzeg�, �e Pudens znik� jako� bardzo rych�o. Ale gdy ju� pod
wiecz�r wr�cili�my
do miasta, na pr�no dobijali�my si� do bramy domu; by�a zamkni�ta na wszystkie
zasuwy. Pudens siedzia� na dachu z gromad� sobie podobnych wyrostk�w i za nic
nie chcia�
nam otworzy�. Krzycza� na ca�y g�os, �e to jego dom; �e prawnie mu si� nale�y po
�mierci
brata; �e Poncjan sw�j maj�tek jemu tylko zapisa�, bo matka i tak jest bogata,
ale my�my testament
sfa�szowali; �e nie pozwoli, by matka oddawa�a ca�� fortun� obcemu przyb��dzie,
Apulejuszowi, kt�ry j� op�ta� czarami.
Od razu zbieg�y si� t�umy s�siad�w. Ludzie wrzeszczeli, �miali si�, jedni
stawali po tej,
drudzy po tamtej stronie. Nie wiem, jak by si� to wszystko sko�czy�o, gdyby nie
kilku ros�ych
parobk�w z naszej s�u�by. Przeszli oni przez dachy pobliskich dom�w na nasz dach
i po t�giej
bijatyce tamtych przep�dzili.
Pudens natychmiast przeni�s� si� do swego stryja, Emiliana. Dotychczas prawie
si� nie widywali.
Emilian chyba nie bardzo nawet wiedzia�, jak wygl�da jego bratanek i na pewno
nie
pozna�by go na ulicy. Teraz dopiero w obu ozwa�a si� mi�o�� rodzinna.
Rozumiem Pudensa. U nas re�im by� surowy. Musia� si� uczy�. Zabrania�em mu m�wi�
po
punicku, a jego �acin� poprawia�em niemal co s�owo. Ch�opiec widzia� we mnie
tylko zgry�liwego
profesora i ponurego po�eracza papirusowych zwoj�w, a nade wszystko podst�pnego
czarownika, kt�ry ju� zabra� mu matk�, a zamierza te� zagarn�� ca�y maj�tek.
Natomiast w
domu Emiliana znalaz� absolutn� swobod�. Stryj da� mu tog� m�sk�, a wi�c
formalnie go
upe�noletni�. Posz�y w k�t ksi��ki i przegnano nauczycieli. Pudens ca�ymi dniami
w��czy� si�
z kole�kami po tawernach. By� wiecznie pijany i wci�� w towarzystwie dziewczyn
lekkich
obyczaj�w. Cz�sto odwiedza� te� szko�� gladiator�w; zna� po imieniu wszystkich
tych morderc�w.
Tak wi�c, powtarzam, Pudensa rozumiem. Ale jaki mia� w tym interes Emilian? Gdy
mnie
o to pytano, robi�em tajemnicz� min�, bezradnie rozk�ada�em r�ce, a potem
zr�cznie sprowadza�em
rozmow� na zagadnienia prawa spadkowego. Zapytywa�em, niby to sam w to nie
wierz�c:
� Czy to prawda, �e gdyby Pudens zmar� bez testamentu, jego maj�tek przypad�by
stryjowi?
Ale tamta strona te� nie pozosta�a d�u�na. Rozesz�y si� pog�oski, �e to ja
pomog�em Poncjanowi
przenie�� si� na tamten �wiat. Ca�e szcz�cie, �e zmar� nie w Oei! Ale i tak
szeptano, �e go
otru�em przy pomocy niewolnika; a jeszcze inni twierdzili, �e znam �mierciono�ne
zakl�cia.
I tutaj znowu na scenie pojawi� si� Rufinus z Herenni�.SPRAWA PEWNEJ STATUETKI
Kt�rego� dnia Pudentilla wr�ci�a z miasta bardzo wzburzona i natychmiast kaza�a
dziewczynie
prosi� mnie do siebie. Cho� zwykle zachowywa�a a� przesadn� pow�ci�gliwo�� w
ruchach i w s�owach, teraz, nie panuj�c nad sob�, zacz�a bez �adnych wst�p�w
czyni� mi
gwa�towne wyrzuty:
� Czy wiesz, co ludzie m�wi� o tobie? Podobno masz w�r�d swoich ksi��ek
statuetk� ko�ciotrupa!
Opowiadaj�, �e odprawiasz przy niej magiczne obrz�dy, a ona jest ci pos�uszna
jak
niewolnik. Nawet �mier� mo�esz zes�a� przy jej pomocy, na kogo tylko zechcesz.
M�wi�, �e
tak pozby�e� si� Poncjana! Nie musisz si� broni�, nie pr�buj mnie przekonywa�.
Ja sama dobrze
wiem, �e to wszystko �garstwo i bzdura. Taka sama jak i to, �e si� zakocha�am w
tobie,
bo� mnie zniewoli� zakl�ciami i lubczykiem. Ale do�� ju� mam twoich tajemnic i
ci�g�ego
zamykania si� w bibliotece! Co ty tam w�a�ciwie ukrywasz? Co jest w tym lnianym
zawini�tku
przed o�tarzem b�stw domowych?
Nie musz� opisywa�, jak straszliwie si� przerazi�em. Rzecz by�a powa�na i
gro�na. Gdyby
wytoczono mi spraw� s�dow� o praktyki magiczne � i to jakie praktyki! �
utraci�bym nie tylko
Pudentill�, nie tylko maj�tek, lecz nawet �ycie. Nie da�em jednak pozna� po
sobie, �e serce
z l�ku podchodzi mi do gard�a. Bez s�owa wskaza�em �onie drzwi do biblioteki.
Weszli�my
do sali obszernej, cienistej, ch�odnej, wype�nionej jak�e mi�ym mi delikatnym
zapachem
zwoj�w papirusowych. Na stole bia�a chusta przykrywa�a kilka przedmiot�w. Nie
zdj��em jej
ca�ej, lecz tylko lekko unios�em z jednej strony i wyci�gn��em statuetk�.
� Oto ko�ciotrup � rzek�em sil�c si� na ton bagatelizuj�cej ironii.
Figurka z ciemnego drzewa hebanowego przedstawia�a m�odzie�ca o g�stym, mi�kkim
zaro�cie
i o k�dzierzawych w�osach, niesfornie wybiegaj�cych spod kapelusza o szerokim
rondzie;
na ramionach narzucony mia� kr�tki p�aszczyk. By� to oczywi�cie b�g Merkury we
w�asnej
osobie; najwyra�niej wskazywa�y na to dwa male�kie skrzyde�ka, umieszczone tu�
obok
skroni. Ca�o�� zosta�a wykonana z cieniutkich deseczek hebanowych, kt�re mistrz
sklei� i
dopasowa� jak naj�ci�lej. Gdybym na w�asne oczy nie widzia� skrzynki, kt�r�
rozbito, by uzyska�
owe deseczki, przysi�ga�bym, i� rzecz wyrze�biono z jednego kawa�ka drewna.
Mistrzem-
wykonawc� by� oczywi�cie Saturnin. Skrzynk� dostarczy� Poncjan; jakim� sposobem
wydosta� j� od pewnej damy, zgodnie z obietnic�, kt�r� z�o�y�, gdy�my wyszli z
warsztatu
rze�biarza. Saturnin najpierw wykona� dla mnie model kosmosu; gdy go przyni�s�,
wywi�za�a
si� owa ciekawa rozmowa o kierunkach obrotu wszech�wiata. Statuetk� otrzyma�em
ode�
nieco p�niej, ale jeszcze przed moim ma��e�stwem z Pudentill�.
Do tej figurki modli�em si� w dniach �wi�tecznych. Sk�ada�em przed ni� ofiary z
kadzide� i
z wina, a czasem i krwawe. Kto� ze s�u�by musia� to podpatrze�. Widzia� jednak
lub opowiedzia�
niedok�adnie, skoro z powabnego m�odzie�ca uczyni� ponur� podobizn� ko�ciotrupa.
A
mo�e �r�d�o owego k�amstwa jest jeszcze inne?
Niespodziewanie, chyba za spraw� samego Merkurego, dozna�em ol�nienia. Przecie�,
gdy�my
z Poncjanem opu�cili warsztat Saturnina, w w�skiej uliczce zast�pi� nam drog�
Rufin.
Powiedzia�em mu dla �artu, �e w�a�nie zam�wili�my statuetk� ko�ciotrupa. Rufin
uwierzy� i
sam nawet jeszcze co� tam wyk�ada� o pier�cieniu, na kt�rym wyryty jest lew
bezg�owy nad
szkieletem. Wszystko wi�c sta�o si� jasne. Kto�, zapewne Pudens, opowiada�, �e
sk�adam
ofiary figurce z drzewa, natomiast Rufin doda�, i� chodzi o wyobra�enie
ko�ciotrupa. Czyli,
wniosek niechybny, ci dwaj ju� si� pokumali. Je�li tak, to jak�� rol� w tym
przymierzu odegra
te� Herennia.
I w�a�nie w tej�e chwili Pudentilla, jakby sz�a trop w trop za biegiem mych nie
wypowiadanych
my�li, powiedzia�a z nowym atakiem w�ciek�o�ci:� Z tym szkieletem w porz�dku, to
zwyk�e oszczerstwo, ani przez moment w to nie wierzy�am.
Ale o czym ci jeszcze nie m�wi�am, a co mnie boli stokro� bardziej, bo to
prawda:
Rufin chce koniecznie wyda� Herenni� za Pudensa! Pomy�l, brat ma po�lubia� wdow�
po
bracie! I to o tyle starsz� od siebie! Nigdy tego nie przebolej�!
A potem doda�a z i�cie kobiec� bezwzgl�dno�ci� w g�osie:
� Herennia jest przekle�stwem naszego domu. �a�uj�, �e naprawd� nie masz
ko�ciotrupa.
Sama bym mu co� ofiarowa�a. A te inne rzeczy pod chust� na nic si� nie zdadz�?
Wyja�ni�em, �e to tylko symbole wtajemnicze� w misteria Dionizosa. Zrozumia�a od
razu,
o jakie to chodzi symbole, tote� przez skromno�� niewie�ci� ju� si� nie
domaga�a, bym je
pokaza�.
Gdy Pudentilla wysz�a z biblioteki, pieczo�owicie owin��em Merkurego chust�. Ze
smutkiem,
ale i nie bez pewnej z�o�liwo�ci duma�em, jak to upada znajomo�� spraw bo�ych
nawet
u pa� tak wykszta�conych, jak� niew�tpliwie jest moja �ona. Patrz� na Merkurego
i widz� w
nim tylko uroczego m�odzie�ca, pos�a�ca bog�w i ludzi, opiekuna uczni�w, poet�w,
filozof�w.
A przecie� wszyscy powinni by wiedzie�, �e ten�e sam Merkury odbiera od
niepami�tnych
czas�w wielk� cze�� w Egipcie jako b�g Tot, przedstawiany z dziobem ibisa, pan
wszelkiej wiedzy tajemnej. Po c� zreszt� si�ga� a� do egipskich wierze�?
Hermes, a wi�c
nasz Merkury, prowadzi dusze zmar�ych do krainy podziemnej ju� w Odysei Homera.
I on te�
mo�e stamt�d je przywie��, ka�demu na us�ugi, kto tylko zna odpowiednie
zakl�cia.
GDYBYM ZNA� ZAKL�CIA
Pudentilla oczywi�cie nie wiedzia�a wszystkiego. Ko�ciotrupa nie mia�em, to
prawda. Zakl��
rzeczywi�cie skutecznych te� nie zna�em. Zbiera�em wszak�e, gdzie i jak tylko
mog�em,
formu�ki i modlitwy zawieraj�ce mnogo�� dziwnych wyraz�w z r�nych j�zyk�w: z
egipskiego
i greckiego, z hebrajskiego i perskiego. Studiowa�em prastare ksi�gi,
wywiadywa�em
si� u przyjaci�, mia�em nawet pewne kontakty z tajnymi bractwami. Czyni�em to
wy��cznie z
umi�owania wiedzy, bez �adnych my�li o korzy�ciach osobistych. A ju� z ca��
pewno�ci� nie
dzia�a�bym na czyj�kolwiek szkod�. Owszem, ch�tnie bym wywo�ywa� duchy. Po to
wszak�e,
by si� od nich wywiedzie�, jak to naprawd� jest po tamtej stronie, w �wiecie
zmar�ych: czy
bytuj� oni w podziemiach, czy te� w�r�d nas w powietrzu, czy w dalekiej krainie
za Oceanem,
gdzie s�o�ce zachodzi, czy wreszcie w�r�d g�r i r�wnin ksi�yca. Bo nie ma co do
tego
zgody ani w�r�d filozof�w, ani w�r�d prostego ludu. Ch�tnie te�, gdybym zna�
odpowiednie
zakl�cia, wcieli�bym si� lub przemieni�, oczywi�cie na kr�tko, w inn� istot�. Na
przyk�ad w
wielk� ryb�, aby na w�asne oczy ujrze� g��biny morskie. C� to za �wiat
niezwyk�y musi si�
kry� pod faluj�c� powierzchni� sinego przestworu! Nawet naj�mielsi nurkowie nie
zapuszczaj�
si� g��biej ni� kilkana�cie st�p, i to tu� przy brzegu. Nawet najwi�ksze sieci
rybackie te�
nie si�gaj� g��biej. A przecie� tam, na samym dnie, mog� istnie� i rozkwita�
wielkie kultury,
ogromne miasta, mo�ne pa�stwa, stworzone przez istoty, kt�rych kszta�ty i
obyczaje s� dla
nas po prostu niewyobra�alne. Mog� to by� jakie� ryby potworowate, kraby lub
rozgwiazdy,
ma��e lub �limaki. Fale morskie wyrzucaj� na brzeg najprzer�niejsze stwory.
Fascynowa�y
mnie od lat ch�opi�cych. Sam je zbiera�em, chodz�c po wybrze�u, a tak�e
skupywa�em co
ciekawsze okazy, dobrze p�ac�c rybakom i ch�opcom. Lecz wszystkie one, cho� tak
zdumiewaj�co
r�nobarwne i r�nokszta�tne, niewiele m�wi� o �yciu g��bin prawdziwych. Maj�
si�
bowiem tak do niego, jak ptaki w powietrzu do �ycia na powierzchni ziemi. I
je�li jaka� istota
znajduj�ca si� na kt�rej� ze sfer niebia�kich chwyta przypadkowo or�y lub
soko�y, porwane w
g�r� przez burz� lub huragan, tego za�, co ni�ej, nie widzi, bo przes�aniaj�
chmury, mg�y,
kurz i opary, jak�e� ma�o wie o bogactwie form naszej egzystencji!A je�li ju�
wspomnia�em o ptakach: w�a�nie w ptaka najch�tniej bym si� przemieni�. Swobodnie
szybowa�bym ku chmurom i jeszcze ponad chmury. Polecia�bym ku najodleglejszym
krainom, ponad g�ry i morza, ponad pustynie i puszcze. Pozna�bym ludy, o kt�rych
u nas
kr��� tylko g�uche wie�ci. Podziwia�bym cuda natury. By�bym wolny, pokona�bym
przestrze�!
My�l�, �e nie tylko ja �ywi� w skryto�ci takie marzenia � przyznaj�, niezbyt
godne
filozofa. S�dz� te�, �e ludzko�� nigdy z nich nie zrezygnuje � jak d�ugo ptaki
b�d� chy�o
�miga� nad nami, przykutymi do ziemi.
W�a�nie tu, w Oei, pozna�em cz�owieka, kt�ry przysi�ga�, �e ma recept� na
przeistoczenie
si� w ptaka i �e mo�e mi to zademonstrowa�, je�li tylko pokryj� koszty. Nazywa�
si� Kwincjan.
Mieszka� w domu niejakiego Krassusa; by� to ten sam Krassus, o kt�rym wspomnia�
mi
kiedy� Rufin, �e co roku sp�dza kilka miesi�cy w Aleksandrii; i teraz tam bawi�.
Pewnego
wieczoru zamkn�li�my si� w tym domu. Gdy zapad�a noc, Kwincjan przy �wietle
�uczywa
z�o�y� tajnemu b�stwu ofiary z r�nych rodzaj�w ptactwa; kupi� je oczywi�cie za
moje pieni�dze.
On te�, mistrz ceremonii, odmawia� zakl�cia nad kocio�kiem, w kt�rym warzy�
cuchn�cy
p�yn: krew ptak�w z dodatkiem przedziwnych ingrediencji (i na to wy�o�y�em
troch�
denar�w). Oczywi�cie nie �udzi�em si� ani przez moment; przewidywa�em, �e ma��
spowoduje
tylko zaczerwienienie sk�ry, pi�ra Kwincjanowi nie wyrosn�. By� to niew�tpliwie
najzwyklejszy
oszust. Dowiedzia� si� sk�d� o moich zainteresowaniach i chcia� wyci�gn�� ode
mnie nieco grosza. Ch�tnie si� na to godzi�em, bo zabawa by�a wy�mienita.
Kwincjan z talentem
odgrywa� rol� maga, ja za� robi�em min� bardzo powa�n�, cho� z trudem �miech
powstrzymywa�em.
Przypomnia�a mi si� bowiem zabawna nowelka grecka o pewnym m�odzie�cu,
kt�ry pragn�� sta� si� ptakiem, lecz skutkiem przypadkowej zamiany ma�ci
przybra�
posta� � os�a.
Ale do ostatecznej pr�by nie dosz�o. Mieli�my bowiem powt�rzy� jeszcze ceremoni�
przy
�wietle ksi�yca; dopiero w�wczas ma�� nabra�aby mocy � a Kwincjan by czmychn��.
Mia�
jednak szcz�cie. Rankiem po owej pierwszej nocy Krassus niespodziewanie zawita�
do Oei.
W domu zasta� okopcone �ciany i fruwaj�ce ptasie pi�ra. Kl��, �e mieszkanie
zniszczone. Od
dozoruj�cego niewolnika dowiedzia� si�, �e i ja tam by�em. Zacz�� wi�c
rozpowiada� po ca�ym
mie�cie, �e w jego domu odprawia si� czary. Wola�em, p�ki czas, wycofa� si� z
ca�ej
sprawy.
WILKO�AKI
Kr��� w�r�d ludu niby to groz� budz�ce, a w istocie �mieszne bajdy o ludziach
przemieniaj�cych
si� w zwierz�ta. Najucieszniej pokpiwa sobie z tych niesamowitych historyjek m�j
ulubiony autor, Petroniusz; ten, kt�ry nale�a� do ulubie�c�w Nerona, lecz z jego
rozkazu musia�
pope�ni� samob�jstwo. Ot� jedna z os�b w jego satyrycznej powie�ci tak wspomina
przygod�, kt�ra rzekomo naprawd� si� przydarzy�a:
Nasz pan w�a�nie wybra� si� do Kapui, �eby co� tam za�atwi�. Nam�wi�em go�cia,
co wtedy
mieszka� u nas, �eby poszed� ze mn� do pi�tego kamienia milowego; bom mia� tam
dalej
przyjaci�k�, Melissa si� nazywa�a. �o�nierz to by� mocny jak �mier�. Ruszyli�my
noc�, o
pianiu kogut�w. Ksi�yc �wieci�, jasno by�o jak w po�udnie. Szli�my ju� drog�
mi�dzy grobowcami.
Tam m�j kompan zatrzyma� si� dla potrzeby pod grobowcem, a ja tymczasem siedz�
i p�yty licz�. Kiedym si� ogl�dn��, tamten ju� si� rozdzia� do naga, a jego
ubranie le�a�o
ko�o drogi. Dusza do nosa mi wlaz�a. Jak trup sta�em. A on obsiusia� swoje
szatki naoko�o i
nagle w wilka si� przemieni�! Nie my�lcie, �e to �arty. Nie sk�ama�bym za �adne
skarby na
�wiecie! Ale, co zacz��em m�wi�, kiedy tamten w wilka si� przemieni�, zawy� i do
lasu
uciek�. Z pocz�tku sam nie wiedzia�em, gdzie jestem. Po chwilce podszed�em, �eby
wzi��
jego ubranie. A ono ju� skamienia�o! Chyba mia�bym prawo umrze� ze strachu.
Miecz wy-ci�gn��em i siek�em nocne cienie na wszystkie strony, p�kim nie dolaz�
do domu przyjaci�ki.
Jak mara wszed�em. Ducham prawie wyzion��, pot la� mi si� z ty�ka, oczy mia�em
jak u trupa.
A kiedym ledwo, ledwo do siebie wr�ci�, Melissa zacz�a si� dziwi�, �e chadzam o
takiej porze,
i m�wi:
� �eby� przynajmniej przyszed� troch� wcze�niej, toby� nam pom�g�. Wilk wpad� do
naszego
obej�cia i wszystkiemu byd�u upu�ci� krwi jak rze�nik. Ale i tak za swoje
dosta�, cho�
uciek�, bo s�u��cy przeszy� mu kark dzid�.
Kiedym to us�ysza�, oczu ju� nie zamkn��em. Przy jasnym dniu uciek�em do domu
mojego
pana. Doszed�em do miejsca, gdzie le�a�o skamienia�e ubranie, ale niczego ju�
nie znalaz�em,
tylko krwi troch�. A kiedym wreszcie trafi� do domu, m�j �o�nierz le�a� w ��ku
jak w�, a
jego kark lekarz opatrywa�. Wtedym zrozumia�, �e to wilko�ak. Odt�d nie mog�em
ju� dzieli�
z nim chleba. Nie zrobi�bym tego, nawet �eby mia� mnie kto� zar�n��!
Tyle �w bajarz u Petroniusza. Dziwi si� kto� mo�e, i� pracuj�c nad powa�nym
dzie�em o
Platonie przypominam sobie w�a�nie tego rodzaju ucieszne opowiastki. Ot� na
swoje usprawiedliwienie
musz� wskaza�, �e opowiadania o wilko�akach s� bardzo stare i spotykane chyba
we wszystkich krajach. Tak�e i w Grecji, i to w po��czeniu z pewnym pradawnym
kultem
religijnym:
Na Peloponezie, w Arkadii, znajduje si� �wi�tynia Zeusa Likajosa, czyli
Wilczego. Niegdy�
jeden z mitycznych w�adc�w zabi� mu dziecko w ofierze; natychmiast przeistoczy�
si� w
wilka. Powiadaj�, �e i p�niej zdarza�y si� tam podobne wypadki, je�li kto�
cho�by przypadkiem
spo�y� nieco mi�sa ofiarnego, przemieszanego z ludzkim.
Platon zna� t� dziwn� legend�. Rzecz ciekawa: w�a�nie od niej wychodzi, gdy w
�smej
ksi�dze Pa�stwa przyst�puje do charakteryzowania tyrana.
DROGA TYRANA
W jaki� to spos�b, zapytuje Platon ustami Adejmanta i Sokratesa, zwyk�y polityk
staje si�
tyranem? Odpowied�, bardzo obrazowa, brzmi: post�puj�c jak cz�owiek, kt�ry przy
o�tarzu
Zeusa Likajosa spo�y� mi�so ofiarne przemieszane z ludzkim i dlatego musi
przemieni� si� w
wilka.
Streszcz� t� parti� dialogu uwypuklaj�c punkty, kt�re wydaj� mi si�
najistotniejsze.
W jakim� pa�stwie dzia�a polityk, kt�remu lud ufa, bo istotnie wiele zrobi� dla
ludu. On
jednak nie poprzestaje na tym i coraz �mielej prowadzi gr� podw�jn�. Pragnie
ca�ej w�adzy.
Swoich przeciwnik�w fa�szywie oskar�a jako wrog�w ludu, ale oszukuje te�
najszersze masy
w�asnych stronnik�w. C� bowiem im obiecuje? Najcz�ciej rzuca demagogiczne
has�a ca�kowitego
umorzenia d�ug�w oraz nowego podzia�u ziemi. A gdy wreszcie uchwyci t�
rzeczywist�
i niepodzieln� w�adz� w pa�stwie, wszystko jedno jakim sposobem, co b�dzie jego
pierwszym posuni�ciem? Zorganizuje stra� przyboczn�; oczywi�cie stanie si� to za
zgod�
ludu, bo przecie� �w polityk w�ada dla jego dobra.
Pocz�tkowo rz�dy bywaj� stosunkowo �agodne i wyrozumia�e. Nowy pan spe�nia cz��
swych przyrzecze�. Jest zawsze u�miechni�ty i �yczliwy, a wci�� utrzymuje, �e
prowadzona
przeze� polityka nie ma nic wsp�lnego z tyrani�. Natomiast od pierwszych dni
dok�ada stara�,
by nieustannie grozi�a lub trwa�a jaka� wojna. Rozumie bowiem doskonale, �e
zagro�enie
z zewn�trz nie tylko umacnia jego w�adz�, lecz nawet czyni j� niezb�dn�.
Naturalna to kolej rzeczy, �e z biegiem czasu pojawiaj� si� knowania i akty
wrogo�ci przeciw
tyranowi. I to zar�wno ze strony dawnych przeciwnik�w, jak i najbli�szych
przyjaci�.
Spo�r�d tych ostatnich niekt�rzy, posiadaj�cy najwi�cej odwagi cywilnej, �mia�o
krytykuj�
pewne posuni�cia w jego obecno�ci. Tyran s�ucha tego najpierw niecierpliwie,
potem niech�tnie,
a wreszcie podejrzliwie i z obaw�: czy za tym co� si� nie kryje? Na wszelki
wypadekrozprawia si� ze �mia�kiem, w ten lub w inny spos�b. A skoro raz usunie
ze swego otoczenia
kogo� warto�ciowego, nieuchronna logika wewn�trzna sytuacji i wydarze� zmusza go
do coraz
cz�stszego pozbywania si� w�a�nie tych wsp�pracownik�w, kt�rzy rzeczywi�cie co�
reprezentowali,
intelektualnie i moralnie. Pozostaj� u jego boku osobnicy wyzuci z wszelkich
walor�w, zw�aszcza etycznych: karierowicze, cwaniacy, mali spryciarze. Tak wi�c
w tyra�skim
systemie rz�d�w trwa bez przerwy konsekwentny proces oczyszczania elity w�adzy;
oczyszczania w�a�nie z ludzi najwarto�ciowszych.
Despota sam skazuje si� na bytowanie w�r�d coraz to podlejszych kreatur, a
zarazem oddaje
im w�adz� nad poddanymi. R�wnocze�nie wci�� rozbudowuje swoj� stra�, bo przecie�
nikogo nie mo�e by� pewien. Rekrutuje do niej ludzi obcego pochodzenia lub
niedawnych
niewolnik�w, w przekonaniu, �e b�d� oni lojalni w ka�dej sytuacji, bo
spo�ecze�stwo ich nienawidzi.
Zbrojenia, wojny, rozrost stra�y, nagrody dla przyjaci�, wszystko to ogromnie
obci��a
skarb pa�stwa. Trzeba szuka� dodatkowych �r�de� dochodu. Rosn� podatki, a z nimi
wzburzenie ludno�ci, a wi�c i represje ze strony tyrana. Co znowu powoduje, �e
tyran musi
rozbudowywa� wojsko i stra�, a wi�c nak�ada� nowe podatki...
Zapewne nieco przejaskrawi�em my�li Plato�skie. Z drugiej wszak�e strony
uwydatni�em
to, co w nich chyba najciekawsze: nieuchronno�� �wilczenia� w�adzy jednostki, to
jest wyradzanie
si� jej w rz�dy najpodlejszych, a tak�e nieuchronno�� pog��biania si� przepa�ci
pomi�dzy
tyranem a spo�ecze�stwem.
TYRANI I POECI
Ca�y �w wyw�d Platona wydaje si� bardzo logiczny i przekonywaj�cy. Ale przecie�
mo�liwa
jest tak�e inna sytuacja i sam Platon dobrze o tym wiedzia�:
W�adz� tyra�sk� obejmuje filozof. Decyduje si� na to, poniewa� zdaje sobie
spraw�, �e
pa�stwo, w kt�rym �yje, nieuchronnie zmierza ku katastrofie; niszczy je bowiem
bezprawie i
g�upota polityk�w. Aby uzdrowi� spo�ecze�stwo, filozof-tyran musi oczywi�cie
sprawowa�
rz�dy tward� r�k�. Nigdy jednak, ani na moment, nie traci z oczu swego
zasadniczego celu;
jest nim wprowadzenie trwa�ego �adu i sprawiedliwo�ci, czyli ustanowienie
ustroju doskona�ego.
Wszelako dla realizacji szczytnych zamierze� trzeba niekiedy stosowa� metody
tyra�skie.
W�a�nie m�drzec najlepiej zna u�omno�� ludzkiej natury. Wie doskonale, �e
wi�kszo��
obywateli musi traktowa� jak dzieci, albowiem s� jeszcze niedojrzali,
intelektualnie i etycznie;
nie umiej� nawet wsp�y� ze sob�. Nale�y wi�c uczy� ich i kara�, wychowywa� i
kszta�towa�, aby si� rozwin�li i usamodzielnili. Oczywi�cie nie dzia�a sam.
Dobiera wsp�pracownik�w
z ludzi sobie podobnych. S� oni uczciwi, roztropni i pryncypialni; wiedz�, w
jakim kierunku pa�stwo ma si� rozwija�, tote� konsekwentnie wcielaj� w �ycie
idea� ustrojowy,
kt�ry uznaj� za dobro najwy�sze.
Ca�a koncepcja Pa�stwa, g��wnego dzie�a Platona, opiera si� w�a�nie na tym
za�o�eniu:
w�adza filozofa-tyrana. A w ilu� to miejscach wypowiadana jest tam my�l, w
spos�b mniej
lub bardziej zawoalowany, �e w pa�stwie doskona�ym nieraz trzeba b�dzie u�y�
�rodk�w
drastycznych, by odpowiednio uformowa� spo�ecze�stwo! Wspomnia�em ju�, �e Platon
dopuszcza
stosowanie przez rz�dz�cych � oczywi�cie dla dobra rz�dzonych � chwytu tak
ohydnego
i znieprawiaj�cego, jakim jest �wiadome k�amstwo.
Za��my wszak�e, �e tyranem, jak to zreszt� dzieje si� zwykle, zostaje cz�owiek
bezwzgl�dny
i zbrodniczy, dla kt�rego jedynym i ostatecznym celem wszystkich wysi�k�w nie
jest doskonalenie ustroju, lecz po prostu w�adza. Ale przecie� i on, gdy stanie
ju� u szczytu
swych d��e�, m�g�by si� zmieni�. Historyk z pewno�ci� bez trudu przytoczy�by
wiele przyk�ad�w.
Ilu� to polityk�w pi�o si� w g�r� po trupach, ale uj�wszy ster rz�d�w w swe
r�ce
rz�dzi�o sprawiedliwie, a nawet wspania�omy�lnie!Dalej. Czy stosunki musz�
rzeczywi�cie i zawsze uk�ada� si� w ten spos�b, �e tyran usuwa
i niszczy wszystkie warto�ciowe jednostki ze swego otoczenia? Przecie� z
pewno�ci� bywa
te� inaczej. Doradcy mog� wywiera� ogromny wp�yw na despot�; powstrzymuj� jego
krwio�ercze
zap�dy; wskazuj� mu skuteczne, a ludzkie metody dzia�ania; stopniowo rozszerzaj�
jego horyzonty my�lowe. W kr�tkim wierszu uj�� to kt�ry� z tragik�w ate�skich,
Eurypides
lub Sofokles:
�Tyrani sami staj� si� m�drzy, gdy obcuj� z m�drymi�.
I oto � rzecz zaskakuj�ca! Platon przynajmniej dwa razy przytacza to zdanie w
swych
dzie�ach, ale tylko w tym celu, by zjadliwie je krytykowa�. Po raz pierwszy
atakuje t� wypowied�,
i to do�� obszernie, w dialogu Teages. Po raz drugi w �smej ksi�dze Pa�stwa;
kr�cej,
lecz r�wnie ostro. Przytacza cytowany wiersz, potem za� m�wi o poetach, autorach
takich
w�a�nie ,,m�dro�ci�:
Chodz� po r�nych miastach. Zbieraj� wok� siebie t�umy. Sprzedaj� swoje g�osy �
pi�kne,
dono�ne, przekonywaj�ce � i ci�gn� ustroje pa�stw ku tyranii lub ku demokracji.
W zamian
otrzymuj� wynagrodzenie i cze��; najwi�cej, rzecz prosta, od tyran�w, mniej za�
od
demokracji.
Po czym dodaje z�o�liwie, �e w lepszych ustrojach owa cze�� poet�w musi upada�,
jakby
tchu jej brak�o i nie mia�a si� pi�� si� ku g�rze.
Platon nie tylko tu daje wyraz swej niech�ci i pogardzie dla poet�w; o tym ju�
m�wi�em.
W tym miejscu, w ksi�dze �smej, jest to tylko dygresja. Wa�na jednak, bo
zjadliwo�� ataku
ma w tym zwi�zku pewne uzasadnienie. Przynajmniej tak podejrzewam. Bowiem i on,
Platon,
pob��dzi�. On r�wnie� chcia� uczyni� z tyrana m�drca.
Wszelako, nim przedstawi� t� przedziwn� histori�, wypada mi dla porz�dku
powr�ci� do
wypadk�w po �mierci Sokratesa. Co czyni� w�wczas Platon?
PLATON W MEGARZE
Czytelnik listu si�dmego musi odnie�� wra�enie, �e natychmiast po procesie i
�mierci Sokratesa
Platon, wstrz��ni�ty, zra�ony do Aten, do g��bi oburzony na swych rodak�w, uda�
si�
w dalek� podr�, niemal na kra�ce �wiata zamieszkanego przez Hellen�w. Autor
bowiem
listu pisze bezpo�rednio po gwa�townym ataku na ca�o�� �ycia politycznego w swej
ojczy�nie:
�Takie to maj�c pogl�dy przyby�em do Italii i na Sycyli� � gdy przyby�em tam po
raz
pierwszy.�
Podr� w odleg�e strony by�aby, jak uwa�am, zrozumia�a i usprawiedliwiona. Ucze�
pragnie
uciec jak najdalej od miejsc, z kt�rymi ��czy si� bolesne wspomnienie �mierci
mistrza; a
tak�e od ludzi, kt�rych uznaje za zwyk�ych morderc�w. Wyb�r za� celu podr�y
budzi�by
m�j szacunek dla m�odego filozofa. Oto zjawia si� na Sycylii, gdzie toczy� si�
wtedy �miertelny
b�j Hellen�w z ich odwiecznymi wrogami, z Kartagi�czykami. Gardz�c zgni�ym
ustrojem
i ma�ymi politykami swej ojczyzny Platon spieszy pozna� pa�stwo, kt�rego m�ody
w�adca
buduje niemal od podstaw nowy porz�dek spo�eczny. My�l� o Dionizjosie.
Jednak�e wszystkie tego rodzaju wnioski by�yby zupe�nie b��dne. Albowiem list
si�dmy
pomija, niew�tpliwie w spos�b zamierzony, d�ugi i wa�ny okres �ycia Platona.
Okres dziesi�ciu
lat, jaki min�� od �mierci Sokratesa, nim jego ucze� rzeczywi�cie uda� si� do
Italii i na
Sycyli�. Co porabia� w tym czasie, wiadomo, cho� tylko og�lnie, ze wzmianek u
r�nych
autor�w.
Zaraz po zgonie mistrza Platon wraz z grupk� swych przyjaci� wyjecha� na pewien
czas z
Aten. Niezbyt wszak�e daleko, bo tylko do Megary, a wi�c do miasta, kt�re
graniczy z Attyk�.
Powodem wyjazdu by�y na pewno b�l i uraza, ale mo�e i l�k przed
prze�ladowaniem.Mog�o przecie� si� zdarzy�, �e kto� pozwa�by przed s�d uczni�w
rzekomego bezbo�nika.
Platon, tak bliski krewny Kritiasa i Charmidesa, znienawidzonych przez
demokrat�w, by�by z
pewno�ci� jedn� z pierwszych ofiar!
Megar� wybrano nieprzypadkowo. Znajdowa� si� tam go�cinny dom Euklejdesa. By� to
starszy ju� cz�owiek, filozof, jeden z pierwszych przyjaci� Sokratesa,
towarzysz�cy mu nawet
w ostatnich chwilach jego �ycia.
NAUKI EUKLEJDESA
Pogl�dy filozoficzne Euklejdesa stanowi�y po��czenie Sokratesowych zainteresowa�
etyk�
oraz metafizycznych koncepcji Parmenidesa, wielkiego my�liciela z miasta Elea w
Italii. Euklejdes
wi�c naucza�: Prawdziwie istnieje tylko jeden Byt, wieczny i niezmienny; jest
nim
Dobro; zwie si� go jednak r�nie: Bogiem, Rozumem lub jeszcze inaczej. Tak samo
zreszt�
nie ca�kowicie oryginalny by� spos�b, w jaki Euklejdes i jego uczniowie
dowodzili s�uszno�ci
powy�szych za�o�e�. Nie podawali bowiem systematycznego wyk�adu, lecz
argumentowali
przy pomocy pyta� i odpowiedzi. Czyli pos�ugiwali si� dialogiem, ulubion� metod�
Sokratesa
i sofist�w. Szko�a Euklejdesa specjalizowa�a si� r�wnie� w obmy�laniu pu�apek
logicznych:
K�amca twierdzi, �e k�amie; a wi�c k�ami�c m�wi prawd�. Jedno ziarno nie czyni
stosu;
tak�e nie czyni� go dwa, trzy, cztery; ilu wi�c ziarn trzeba, by mo�na m�wi� o
stosie?
Euklejdes nie tylko naucza� �ywym s�owem, lecz tak�e pisa�; a dzie�ka jego mia�y
w�a�nie
form� dialog�w.
Zetkni�cie ze �rodowiskiem filozof�w megaryjskich nie mog�o pozosta� bez wp�ywu
na
m�odego Platona. Kto wie, czy w�a�nie tam i wtedy nie powsta�a w nim my�l, by
prezentowa�
swoje pogl�dy dialogicznie, wprowadzaj�c przy tym jako g��wnego rozm�wc�
Sokratesa. By�
to spos�b, by z�o�y� ho�d pami�ci mistrza, a zarazem s�aw� jego imienia
u�wietni� w�asne
koncepcje. Przyjd�, by� mo�e, kiedy� czasy, kt�re taki pomys� uznaj� za zbyt
�mia�y, a nawet
nieodpowiedni; b�dzie si� wtedy twierdzi�, �e nie wypada przypisywa� zmar�emu
cz�owiekowi
s��w, kt�rych on nigdy nie wypowiedzia�. Ja jednak, zgodnie z tradycj� naszej
przesz�o�ci,
patrz� na t� rzecz inaczej. S�dz�, �e godzi si�, a czasem nawet nale�y,
korzysta� z autorytetu
wielkich os�b, kt�re ju� odesz�y, by g�osi� przez ich usta nowe prawdy. Twierdz�
nawet,
�e przynosi to korzy�� obu stronom: niejako wskrzesza i o�ywia zmar�ych, nowym
za�
ideom u�atwia wej�cie w �wiat. Przypuszczam zreszt�, �e Platon by� g��boko
przekonany, i�
jego teorie s� tylko rozwini�ciem nauk mistrza.
Dialog, jako odr�bny rodzaj literacki, oczywi�cie, nie by� wynalazkiem
Euklejdesa. R�ni
tw�rcy, zw�aszcza sofi�ci, dzia�aj�cy w wielu miastach Hellady, zacz�li
wprowadza� go ju�
wcze�niej. Z natury rzeczy w form� dialogu by�y uj�te r�wnie� du�e partie dzie�
dramatycznych,
a wi�c tragedii i komedii. Wspomina�em ju�, �e Platon w m�odo�ci pisywa�
tragedie,
zapewne pod wp�ywem Kritiasa. Jednak�e wszystkie te utwory zniszczy�, gdy bli�ej
pozna�
Sokratesa; widocznie wyda�y mu si� b�ahe, a nawet szkodliwe, bo odwodz�ce od
poszukiwania
prawdziwej m�dro�ci. Obecnie wszak�e tamte zami�owania od�y�y, aby s�u�y�
filozofii.
W moim odczuciu talent pisarski Platona polega g��wnie na tym, �e tak umiej�tnie
��czy w
ramach jednego utworu kilka r�nych element�w: naturaln� sceneri�, dramatyzm
swobodnej
rozmowy, filozoficzn� problematyk�; postaci za� s� osobami �ywymi, a nie tylko
g�osicielami
pewnych pogl�d�w.
W ci�gu kilku lat po �mierci Sokratesa powsta�o wiele dialog�w Platona. Do ich
liczby
w��czy� te� trzeba Apologi�, kt�ra ma kszta�t mowy obro�czej, wyg�oszonej przed
s�dem
rzekomo przez samego Sokratesa. Dwa dialogi, Eutyfron i Kriton, dotycz� wypadk�w
zwi�zanych
z procesem m�drca. T�em innych s� lata znacznie wcze�niejsze. Jeden z nich,
Charmides,
po�wi�cony jest pami�ci wuja Platona; fragmenty ze� przytoczy�em ju�
poprzednio.Inny � p�niej sta� si� pierwsz� ksi�g� wi�kszego dzie�a, a
mianowicie Pa�stwa � przedstawia
Sokratesa i braci Platona w go�cinie u Kefalosa, gdy w Pireusie �wi�cono nocne
uroczysto�ci
ku czci trackiej bogini. A jeszcze inne dialogi, jak Protagoras, Gorgiasz,
Hippiasz, wprowadzaj�
do rozmowy wielkich sofist�w.
Dorobek to imponuj�cy, jak na okres stosunkowo kr�tki. Nale�y przy tym pami�ta�,
�e
Platon nie m�g� odda� si� dzia�alno�ci wy��cznie pisarskiej. W Megarze bowiem
bawi� nied�ugo.
Powr�ci� do ojczyzny i wnet zosta� poci�gni�ty do s�u�by wojskowej. Wzi�� udzia�
w
wojnie, kt�r� Ateny toczy�y wtedy przeciw Sparcie. Bra� udzia� w dw�ch lub w
trzech kampaniach,
i to nawet poza granicami kraju; nale�a� bowiem do tych rocznik�w m�odych
m�czyzn,
kt�re powo�ywano na tego rodzaju wyprawy.
Dopiero potem wyjecha� w podr�, rzeczywi�cie dalek�. Nie na zach�d wszak�e, jak
by
wynika�o z listu si�dmego, lecz na po�udnie, do Egiptu! Tajemnicza to podr� i
niewiele o
niej wiadomo. Niekt�rzy nawet twierdz�, �e to legenda i �e Platon nigdy nie
zwiedza� kraju
nad Nilem. Jestem innego zdania. S�dz�, �e Platon odby� do Egiptu jakby
pielgrzymk� �ladami
Pitagorasa. Dlatego w�a�nie r�wnie� ja pragn� si� tam uda�, by zaczerpn��
tajemnej
wiedzy u samego jej �r�d�a; tam, gdzie pobierali nauki owi dwaj boscy
mistrzowie.
Platon wyjecha� do krain Zachodu dopiero po peregrynacji egipskiej, mniej wi�cej
w dziesi��
lat po �mierci Sokratesa. W tym miejscu powracam do w�tku, kt�ry musia�em
przerwa�.
Stwierdzi�em bowiem, �e nawet Platon pob��dzi�: wzorem niekt�rych poet�w, a mo�e
po prostu
traktuj�c powa�nie w�asne filozoficzne marzenia (by nie rzec mrzonki) powzi��
zamiar
uczynienia z tyrana m�drca. Sta�o si� to na Sycylii, gdzie wschodzi�a w�wczas
nowa gwiazda
Hellady.
KARIERA DIONIZJOSA
Przewertowa�em wiele uczonych ksi�g, ile tylko zdo�a�em ich zebra� w Oei, nie
zdo�a�em
jednak dok�adnie ustali�, w kt�rym roku urodzi� si� Dionizjos. Pewne jest, �e
nale�a� niemal
do r�wie�nik�w Platona, by� bowiem tylko niewiele ode� starszy. Obaj wi�c
przyszli na �wiat
mniej wi�cej w tych samych latach; ich ojczyzny by�y odleg�e od siebie, nale�a�y
jednak
w�wczas do najbogatszych i najludniejszych miast helle�skich. Obaj wyro�li
wysoko ponad
swoich wsp�czesnych i zdobyli nie�mierteln� s�aw�, cho� w r�ny spos�b i w
odmiennych
dziedzinach. Jeden zawdzi�cza� j� genialnym uzdolnieniom teoretycznym i
pisarskim; drugi
natomiast zalicza� si� do najwybitniejszych ludzi czynu, jakich kiedykolwiek
wyda�a Grecja.
Ci dwaj zetkn�li si� ze sob� bezpo�rednio. O�mieli�bym si� twierdzi�, �e
zetkni�cie to, cho�
pozornie kr�tkotrwa�e i bezowocne, ma swoje znaczenie, i to bardzo donios�e; a
ponad wszelk�
w�tpliwo�� mia�o je dla Platona.
O sytuacji politycznej w Atenach, kt�ra tak zdecydowanie kszta�towa�a �ycie i
pogl�dy
Platona, powiedzia�em ju� sporo. Wypada wi�c obecnie przypomnie� dramatyczne
wydarzenia,
kt�re rozgrywa�y si� na Sycylii, bo tylko na ich tle mo�na zrozumie� karier� i
dzia�alno��
Dionizjosa. Zauwa�y�em zreszt�, �e nawet wielu ludzi uczonych i bieg�ych w
historii ma raczej
mgliste wyobra�enia o dziejach Sycylii w tym okresie, cho� wywar�y one nie
mniejszy
wp�yw na losy naszego �wiata ni� to, co dzia�o si� wsp�cze�nie w Grecji
w�a�ciwej. Tote�
zastanawiam si� nieraz, czemu to zawdzi�czaj� pewne kraje i wypadki swoje
uprzywilejowane
miejsce w ludzkiej pami�ci; i dochodz� do wniosku, �e decyduj� o tym podr�czniki
szkolne
oraz utwory literackie. Sycylia za� i Dionizjos szcz�cia do nich nie mieli.
Na wyspie tej, tak pi�knej i bogatej, tamtejsze miasta greckie od wiek�w toczy�y
wojny z
Kartagi�czykami; ci mieli swoje punkty oparcia g��wnie w zachodniej i p�nocnej
cz�ci Sycylii.
W pierwszym roku olimpiady 75 [rok 480 p.n.e.] Grecy odnie�li �wietne zwyci�stwo
nad rzeczk� Himer�; a wi�c sta�o si� to dok�adnie w tym samym roku, w kt�rym w
Helladziew�a�ciwej zast�py Kserksesa otoczy�y i zmia�d�y�y bohaterskich Spartan
Leonidasa w przesmyku
termopilskim, a nieco p�niej flota perska zosta�a rozgromiona przez greckie
okr�ty
pod Salamin�. Od bitwy nad Himer� panowa� na Sycylii pok�j przez lat
siedemdziesi�t. Nowe
zmagania rozpocz�y si� dopiero w ostatnim roku olimpiady 92 [rok 409 p.n.e.].
Tym razem
stron� zwyci�sk� byli Kartagi�czycy. Na wybrze�u po�udniowym zdobyli i zburzyli
miasto
Selinunt; o jego wielkich niegdy� bogactwach �wiadcz� do dzi� ruiny olbrzymich
�wi�ty�.
Zwyci�zcy wymordowali tu szesna�cie tysi�cy ludzi, a pi�� tysi�cy wywie�li do
Afryki jako
niewolnik�w. Podobny los spotka� miasto Himer� na wybrze�u p�nocnym.
Najmo�niejszym miastem greckim Sycylii by�y oczywi�cie Syrakuzy. Ich
demokratyczny
rz�d usi�owa� w obu wypadkach przyj�� z pomoc� zagro�onym. Jednak�e odsiecz dla
Selinuntu
wys�ano zbyt p�no, dla Himery za� zbyt szczup�� i pod nieudolnym dow�dztwem.
Wiosn� trzeciego roku olimpiady 93 [rok 406 p.n.e.] wielkie wojska kartagi�skie
zaatakowa�y
Akragas. Ale tym razem Grecy z innych miast przybyli w por�. Trzydzie�ci tysi�cy
zbrojnych pod wodz� syrakuza�skiego stratega Dafnejosa zdo�a�o przebi� si� do
obleganego
grodu. Jednak�e armia kartagi�ska nadal sta�a w swoim umocnionym obozie. Po
o�miu miesi�cach
w mie�cie zabrak�o �ywno�ci. Grecy postanowili opu�ci� je ca�kowicie. Pod sam
koniec
roku Kartagi�czycy bez walki zaj�li opustosza�e Akragas; dom�w tu nie
zniszczyli,
mia�y bowiem s�u�y� za kwatery zimowe.
Wie�� o wydaniu Akragas wywar�a wstrz�saj�ce wra�enie w greckiej cz�ci Sycylii.
Tysi�ce
ludzi przenosi�o si� do Syrakuz, inni za� wysy�ali swoje rodziny a� do Italii. W
samych
Syrakuzach panowa�o wzburzenie, podejrzewano bowiem, �e Kartagi�czycy przekupili
dow�dc�w.
W czasie obrad zgromadzenia ludowego g�o�no odwa�y� si� postawi� to oskar�enie
m�ody
oficer, Dionizjos. Pod Akragas stawa� dzielnie i to zyska�o mu du�� popularno��.
W tej sprawie
mia� te� poparcie, cho� mo�e niezbyt jawne, dw�ch wybitnych polityk�w,
Hipparinosa i
Filistosa, kt�rzy chcieli przy jego pomocy odsun�� od w�adzy swych rywali.
Nies�ychanie
�mia�e ataki, kt�re Dionizjos publicznie przypuszcza� na osobisto�ci
najpowa�niejsze, zyskiwa�y
tym gor�tszy poklask, �e dotychczasowy rz�d, cho� pozornie demokratyczny,
reprezentowa�
interesy tylko warstw bardzo bogatych. Sam Dionizjos pochodzi� z rodziny �rednio
zamo�nej,
ale wyst�powa� jako bojownik sprawy najszerszych mas; jako prosty cz�owiek,
pi�tnuj�cy
wielkich pan�w, co to egoistycznie my�l� tylko o w�asnych maj�tkach i
przywilejach,
a gotowi s� sprzeda� ojczyzn� nawet �miertelnym wrogom.
Rz�d upad�. W sk�ad nowego kolegium strateg�w wszed� oczywi�cie Dionizjos.
STRATEG-SAMODZIER�CA
Po zaj�ciu Akragas nast�pnym celem Kartagi�czyk�w musia�a by� Gela, ostatnie
du�e
miasto greckie na po�udniowych wybrze�ach Sycylii. Znajdowa�o si� tam ju� nieco
wojsk
syrakuza�skich, ale mieszka�cy prosili o dalsze posi�ki. Przyprowadzi� je
Dionizjos. Na miejscu
zorientowa� si�, �e w Geli, mimo kartagi�skiej grozy, trwa bardzo ostra walka
pomi�dzy
posp�lstwem a warstwami zamo�nymi. Stan�� natychmiast po stronie mas. Za jego to
spraw�
skazano wielu bogaczy na �mier�, a ich maj�tki skonfiskowano. Uzyskane pieni�dze
Dionizjos
obr�ci� na podwy�szenie �o�du swym �o�nierzom. Tym zyska� sobie ich ca�kowite
oddanie;
ale r�wnie gor�co s�awili go odt�d skrajni demokraci, zar�wno w Geli, jak i w
samych
Syrakuzach. Tak wi�c Dionizjos umacnia� swoje wp�ywy podsycaj�c w miastach
greckich
wewn�trzne spory i walki � i to w obliczu �miertelnego niebezpiecze�stwa z
zewn�trz!
Po powrocie do Syrakuz Dionizjos zapowiedzia�, �e z�o�y sw�j urz�d. Nie mo�e
bowiem
dzieli� go ze zdrajcami, bior�cymi wielkie pieni�dze od Kartagi�czyk�w. Wie o
tym dosko-nale i niezbicie, bo dow�dztwo kartagi�skie ofiarowywa�o mu jeszcze
wi�ksze sumy ni�
tamtym � i to tylko za zachowanie bierno�ci!
Wi�kszo�� w zgromadzeniu ludowym darzy�a ca�kowitym zaufaniem cz�owieka, kt�ry
sprzyja ubogim, nienawidzi bogaczy, a w polu staje dzielnie. Zreszt� � uznawa�o
to nawet
stronnictwo umiarkowane � sytuacja wojenna wymaga, by ca�o�ci� spraw pa�stwa i
wojska
niepodzielnie kierowa�a jedna tylko osoba. Z�o�ono wi�c z urz�du pozosta�ych
strateg�w, nie
poci�gaj�c ich wszak�e do odpowiedzialno�ci za rzekom� zdrad�. Dionizjos,
obwo�any strategiem-
autokratorem, czyli samodzier�c�, przede wszystkim znowu podwy�szy� �o�d swoim
�o�nierzom.
Wkr�tce potem Dionizjos, przebywaj�c w obozie wojskowym pod Leontinoj, sfingowa�
zamach na swoj� osob�, w spos�b zreszt� prymitywny: w miejscu, gdzie znajdowa�a
si� jego
kwatera, rozleg�y si� w nocy jakie� wrzaski; schroni� si� na zamek i a� do �witu
kaza� pali�
ognie na jego murach. Wydarzenie to jednak mia�o swoje powa�ne konsekwencje.
Strateg
za��da� od zgromadzenia ludowego, by zezwoli�o mu na zorganizowanie stra�y
przybocznej.
Gdy wniosek ten uchwalono, dobra� j� sobie spo�r�d ludzi najubo�szych, a potem
wzmocni�
najemnikami. Na czele ponad dwu i p� tysi�ca ludzi opanowa� g��wne punkty
Syrakuz, a
przede wszystkim zbrojowni�. Odt�d dopiero sta� si� rzeczywistym jedynow�adc�.
Najwp�ywowsi
przyw�dcy opozycji zostali skazani przez zgromadzenie ludowe na �mier�; wyrok
wykonano.
Maj�c w pami�ci Plato�ski opis drogi polityka do w�adzy tyra�skiej, nie mog� si�
oprze�
wra�eniu, �e w�r�d rzeczywistych przyk�ad�w, z kt�rych filozof wyprowadza� swoj�
teori�,
naczelne miejsce zajmowa�a historia Dionizjosa.
PR�BA ZAMACHU, ZARAZA, POK�J
W ostatnim roku olimpiady 93 [rok 405 p.n.e.], latem, Kartagi�czycy przyst�pili
do oblegania
Geli. Dionizjos pospieszy� z odsiecz�, zosta� jednak odparty. Uda�o mu si�
wszak�e
os�oni� ludno�� uciekaj�c� z Geli i z s�siedniej Kamaryny. A wi�c ca�e
po�udniowe wybrze�e
wyspy znalaz�o si� w r�ku Kartagi�czyk�w. Obecnie mogli oni uderzy� wprost na
Syrakuzy.
Niepowodzenia Dionizjosa doda�y odwagi jego wrogom; byli nimi g��wnie ludzie
zamo�ni.
S�dzili oni, �e w tej sytuacji uda si� obali� samodzier�c�, zniech�cone bowiem
masy ludno�ci
odwr�c� si� od niego tak samo, jak poprzednio opuszcza�y innych pokonanych
wodz�w.
Tote� w czasie odwrotu spod Kamaryny jazda, z�o�ona prawie wy��cznie z bogatych
obywateli, samowolnie pop�dzi�a przodem i zaj�a Syrakuzy. Je�d�cy obrabowali
dom Dionizjosa,
a jego m�od� �on� zgwa�cili i skatowali tak straszliwie, �e wkr�tce zmar�a; mo�e
zreszt� pope�ni�a samob�jstwo. Co zdzia�awszy, bohaterzy spokojnie rozeszli si�
do swych
dom�w; byli przekonani, �e z tyranem ju� si� za�atwili ostatecznie.
�o�nierze piesi pozostali wierni Dionizjosowi. Na ich czele spieszy� co si� za
jazd� i wkroczy�
do miasta w kilka godzin po niej, o p�nocy. Bez trudu oczyszczono miasto z
powsta�c�w;
tych, co nie zdo�ali uratowa� si� ucieczk�, wyr�ni�to. Tak wi�c, w�a�nie
skutkiem owej
rebelii, w�adza tyrana, kt�ry podawa� si� za rzecznika i opiekuna prostego ludu,
jeszcze si�
umocni�a; wszyscy bowiem przeciwnicy zostali usuni�ci lub zastraszeni.
Szcz�liwym dla Dionizjosa zbiegiem okoliczno�ci gro�ba kartagi�skiego najazdu
r�wnie�
min�a. W wojsku nieprzyjacielskim wybuch�a straszliwa zaraza; zacz�a si� ona
ju� w czasie
obl�enia Akragas, obecnie za� sro�y�a si� ze szczeg�lnym nasileniem. W tym
stanie rzeczy
Kartagi�czycy nie mogli my�le� o dzia�aniach zaczepnych. Zbli�a�a si� zreszt�
s�otna i ch�odna
pora zimowa.
Przysz�y tak�e pomy�lne wie�ci ze Sparty, kt�ra tradycyjnie sprzyja�a Syrakuzom
we
wszystkich ich potrzebach. Obecnie mog�a przys�a� znaczniejsze ilo�ci ludzi i
nieco okr�t�w,d�ugoletnia bowiem wojna z Atenami ju� si� ko�czy�a; zwyci�stwo
lacedemo�skie nie ulega�o
�adnej w�tpliwo�ci. W�a�nie w tym roku Spartanie zagarn�li wi�kszo�� ate�skich
okr�t�w
wojennych w cie�ninie Hellespontu i ju� si� przygotowywali do oblegania samych
Aten.
Wspomnia�em poprzednio, �e obl�enie to mia�o zako�czy� si� po kilkunastu
miesi�cach
kapitulacj� miasta, obaleniem demokracji, wprowadzeniem rz�d�w Komisji
Trzydziestu, kt�rej
przewodzi� Kritias.
Kartagi�czycy, �wietnie si� orientuj�c w aktualnej sytuacji, pierwsi wyst�pili z
ofert� zawarcia
pokoju. Dionizjos przyj�� j� skwapliwie. Co prawda warunki nie by�y dla� zbyt
korzystne,
ale nie mia� wyboru. Wszystkie miasta, kt�re Kartagi�czycy zdobyli na Sycylii,
pozostawa�y
w ich w�adaniu; postanowiono wszak�e, i� ludno�� grecka mo�e do nich wr�ci� i
pracowa� spokojnie, oczywi�cie p�ac�c danin� swym nowym panom.
RZ�DY DIONIZJOSA
Komisja Trzydziestu, kt�ra dosz�a do w�adzy w Atenach na skutek kl�ski wojennej,
szuka�a
oparcia w warstwie obywateli zamo�nych, prze�ladowa�a za� �ywio�y demokratyczne.
W
tym samym czasie w Syrakuzach, najwi�kszym mie�cie greckiego Zachodu, rz�dy
obj�� oficer;
sta�o si� to r�wnie� na skutek kl�sk i gro�nej sytuacji wojskowej. Oficer-
samodzier�ca
rozp�tywa� podejrzliwo�� mas w stosunku do warstw posiadaj�cych, a ze swej
strony prze�ladowa�
wszystkich obywateli bogatszych. Tak wi�c w obu pa�stwach zrodzi�y si� podobne,
bo
tyra�skie systemy rz�d�w; z tym tylko, �e jeden z nich zwraca� swe ostrze
przeciw zamo�nym,
drugi za� przeciw ubogim. Ale formy gwa�tu i bezprawia by�y takie same.
Kritias nie potrafi� osi�gn�� tego co Dionizjos. Mo�e z tej przyczyny, �e jako
cz�owiek ju�
starszy nie posiada� energii i wytrwa�o�ci m�odego oficera; bo bezwzgl�dno�ci
oraz dobrych
ch�ci na pewno mu nie brak�o. Zreszt� Kritias nie by� sam; kr�powa�a go ci�ka i
nieruchawa
Komisja Trzydziestu, w kt�rej nie wszyscy zgadzali si� na zbrodnicze metody
post�powania,
wszyscy za� mieli wielkie ambicje i wzajem przeciw sobie intrygowali. I jeszcze
jedno: w
Atenach przywi�zanie do demokratycznej formy rz�du by�o bardzo silne, tyrania
za� znienawidzona
od pokole�.
Po niespe�na roku rz�d�w Komisja Trzydziestu, jak ju� m�wi�em, zosta�a obalona,
przywr�cono
za� dawny ustr�j. Natomiast w tym�e samym czasie, to jest w roku 404 i w latach
nast�pnych, Dionizjos, cho� musia� stawi� czo�o wielkim niebezpiecze�stwom,
wyszed� z
wszystkich pr�b zwyci�sko i ostatecznie umocni� swoj� pozycj�.
Zaraz po zawarciu pokoju z Kartagin� strateg-autokrator przeprowadzi� bardzo
radykalne
reformy spo�eczne i gospodarcze. Skonfiskowa� wiele posiad�o�ci ludzi maj�tnych;
m�g� tego
dokona� tym �atwiej, �e prawie wszyscy przeciwnicy i tak ju� wyemigrowali z
Syrakuz, osiedlaj�c
si� w miasteczku Etna, po�o�onym na stokach wulkanu. Ziemie uprawne Dionizjos
rozdzieli� pomi�dzy bezrolnych i �o�nierzy, a nawet pomi�dzy niewolnik�w, kt�rym
da� wolno��
i obywatelstwo. Tak samo post�pi� z domami swych wrog�w. W ten spos�b zwi�za� ze
sob� wiele tysi�cy ludzi, kt�rzy jemu zawdzi�czali wszystko, a w razie jego
kl�ski wszystko
by stracili.
Wszelako tyran by� przezorny. Wiedzia�, jak zmienne s� nastroje i sympatie ludu.
Zadba�
wi�c tak�e o konkretniejsze sposoby zabezpieczenia swych rz�d�w. Stara dzielnica
Syrakuz
le�a�a na p�wyspie zwanym Ortygia. Na rozkaz Dionizjosa musieli j� opu�ci�
wszyscy dotychczasowi
mieszka�cy; odt�d mogli tam mie� domy tylko jego �o�nierze i przyjaciele.
Natomiast
na przesmyku, ��cz�cym Ortygi� z l�dem i z nowym miastem, w�adca wzni�s� pot�n�
twierdz�, kt�r� sam zaj��; strzeg�a ona zarazem stoczni i jednego z
port�w.REBELIA
Ufaj�c w trwa�o�� nowego porz�dku Dionizjos powi�d� swe wojska w g��b wyspy
przeciw
pewnemu miasteczku, kt�re nie chcia�o uzna� zwierzchno�ci Syrakuz. Jednak�e w
czasie obl�enia
w�r�d jego ludzi dosz�o do zamieszek, a nawet do otwartego buntu. Cz��
�o�nierzy
wyst�pi�a przeciw samodzier�cy; rebelianci zapewne obawiali si�, �e on, opiekun
ubogich, w
niedalekiej przysz�o�ci zacznie kolejno odbiera� maj�tki wszystkim. Dionizjos
szybko powr�ci�
do Syrakuz z wiernymi sobie oddzia�ami. Zosta� obl�ony, a jego sytuacja z dnia
na
dzie� przedstawia�a si� gro�niej. Do powsta�c�w bowiem wnet do��czyli wygna�cy,
dotychczas,
jak wspomnia�em, przebywaj�cy w mie�cie Etna; p�niej zacz�y te� nap�ywa�
posi�ki z
r�nych krain i miast, nawet z Koryntu.
Po kilku miesi�cach tyran, nie widz�c znik�d ratunku, przyst�pi� do rokowa�.
Oblegaj�cy,
pewni zwyci�stwa, zaniedbali wszelkich �rodk�w ostro�no�ci, a cz�� z nich
powr�ci�a nawet
do swych siedzib. Tymczasem Dionizjos zdo�a� potajemnie �ci�gn�� najemnik�w.
Dokona�
niespodziewanego wypadu. Zdoby� pozycje powsta�c�w na jednym z przedmie�� i
zmusi� ich
do ucieczki. Post�pi� wszak�e wspania�omy�lnie: nie pozwoli� swym ludziom �ciga�
i mordowa�
uciekaj�cych, cia�a za� poleg�ych pochowa� z zachowaniem wszelkich ceremonii.
Ten pi�kny gest op�aci� si� sowicie. Powsta�cy, kt�rych wojska zupe�nie si�
rozprz�g�y,
przystali na po�rednictwo Sparty w rokowaniach. Dosz�o do ugody. Dionizjos
zapewni� darowanie
win wszystkim, kt�rzy podnie�li bro� przeciw niemu, i wi�kszo�� rebeliant�w
powr�ci�a
do Syrakuz. Nieprzejednani jeszcze trzymali si� czas jaki� w Etnie, p�niej
jednak i
stamt�d zostali wyparci.
Wszystko to dzia�o si� w drugim roku olimpiady 94 [rok 403 p.n.e.]. Tak wi�c,
dziwnym
zbiegiem okoliczno�ci, w Atenach i w Syrakuzach rozegra�y si� r�wnocze�nie
podobne wypadki
polityczne: wojna domowa, walki na ulicach, przewlek�e rokowania przy
po�rednictwie
Lacedemonu. Jednak�e w Syrakuzach ostatecznym zwyci�zc� okaza� si� tyran, nie
powsta�cy.
Mimo to nale�y przyzna�, �e Dionizjos usilnie dba� o zachowanie przynajmniej
pozor�w
legalizmu. Podstaw� prawn� jego w�adzy stanowi�a uchwa�a zgromadzenia ludowego;
dzi�ki
niej jako strateg-autokrator piastowa� tak wa�n� godno�� naczelnego wodza oraz
prowadzi�
polityk� zagraniczn�; przewodzi� te� zgromadzeniom oraz m�g� nak�ada�
nadzwyczajne podatki
na cele wojenne. Jednak�e dawne instytucje ustrojowe, rada i zgromadzenie, nadal
funkcjonowa�y. Domy�lam si� wszak�e, i� podejmowa�y one wszystkie uchwa�y
jednomy�lnie,
zgodnie z wol� i z zaleceniami Dionizjosa; on to bowiem reprezentowa� interesy
ludu.
NOWA WOJNA
W ci�gu kilku lat Dionizjos tward� r�k� uj�� w�adz� nie tylko nad Sycyli�.
Opanowa� kilka
miast greckich u wybrze�y oraz zmusi� autochtoniczn� ludno�� wn�trza wyspy, tak
zwanych
Sykul�w, by uznali jego zwierzchno��. Bez przerwy prowadzi� ogromne zbrojenia.
Ca�e Syrakuzy
sta�y si� jednym wielkim warsztatem p�atnerskim. Bro� wykuwano nawet w
�wi�tyniach.
W stoczniach budowano dwie�cie okr�t�w wojennych, a na przedpolach miasta
wzniesiono
pot�ne fortyfikacje.
Przypominam w tym miejscu, com powiedzia� poprzednio streszczaj�c wywody Platona
o
istocie tyranii:
Od samego pocz�tku swych rz�d�w tyran dok�ada stara�, by nieustannie grozi�a lub
trwa�a
jaka� wojna. Rozumie bowiem doskonale, �e zagro�enie z zewn�trz nie tylko
umacnia jego
w�adz�, lecz nawet czyni j� niezb�dn�.Wiosn� roku 398 zgromadzenie ludowe na
wniosek Dionizjosa uchwali�o wszcz�cie dzia�a�
wojennych przeciw Kartaginie, o ile nie odda ona dobrowolnie miast greckich,
kt�re ostatnio
zdoby�a. Wsz�dzie na Sycylii powitano t� uchwa�� jako wyzwanie do ostatecznej
rozprawy. W
wielu miastach dosz�o do krwawych pogrom�w osiad�ych tam kupc�w kartagi�skich.
Zaraza, kt�ra przez tyle lat szala�a w p�nocnej Afryce, nie pozwoli�a
Kartagi�czykom na
przygotowanie si� w por�. Zanim zgromadzili swe wojska najemne, Dionizjos by�
ju� panem
prawie ca�ej Sycylii. Op�r stawia�o tylko kilka miast na zachodzie wyspy, gdzie
mieszkali
sami Kartagi�czycy lub autochtoni. Jednak�e ju� w roku nast�pnym sytuacja
zmieni�a si�
radykalnie. Kartagi�czycy przeszli do ofensywy. Ich wojska sz�y wzd�u�
p�nocnych wybrze�y,
zdobywaj�c lub poddaj�c sobie wszystkie tamtejsze miasta; pad�a nawet Messana.
Do
decyduj�cej bitwy morskiej dosz�o pod Katan�, u wybrze�y wschodnich. Przewaga w
liczbie
okr�t�w da�a zwyci�stwo Kartagi�czykom. Dionizjos musia� wycofa� si� do Syrakuz,
a wr�g
przyst�pi� do obl�enia miasta od strony l�du i od morza.
Syrakuzom grozi�a kl�ska; mia�oby to niezmiernie donios�e skutki dla wszystkich
Grek�w na
Sycylii, a wi�c i dla ca�ego Zachodu. Na szcz�cie wiele pa�stewek greckich w
por� to zrozumia�o
i przys�a�o znaczn� pomoc, w ludziach i w okr�tach; zas�u�y�y si� zw�aszcza
miasta Italii,
a tak�e Lacedemon i Korynt. W lecie roku 396 rozgromiono cz�� floty
kartagi�skiej. Armia
l�dowa nieprzyjaciela, obozuj�ca w pobli�u mokrade�, znowu sta�a si� ofiar�
epidemii. Dionizjos
poprowadzi� wypad za mury. Zdobyto cz�� kartagi�skich obwarowa� oraz zdo�ano
podpali�
okr�ty, stoj�ce u samych wybrze�y. Czwartej nocy po tej pora�ce w�dz kartagi�ski
uszed�
z wielkiego portu na czele czterdziestu okr�t�w. Jednak�e na ich pok�adach
znajdowali si� tylko
rodowici Kartagi�czycy; natomiast �o�nierze najemni musieli si� podda�
zwyci�zcy.
Tak wi�c Dionizjos ponownie stal si� panem niemal ca�ej wyspy.
�ONY DIONIZJOSA
Jak ju� wspomnia�em, wnet po obj�ciu w�adzy przez stratega-samodzier�c� je�d�cy
usi�owali
dokona� zamachu stanu; wyci�gn�li wtedy z domu �on� Dionizjosa, zbili j� i
zgwa�cili;
wkr�tce potem m�oda kobieta zmar�a, kto wie czy z nie w�asnej r�ki. Przez kilka
lat Dionizjos
�y� samotnie. Ale kiedy wst�pi� w nowe zwi�zki ma��e�skie, po�lubi� dwie kobiety
r�wnocze�nie.
Jedna z nich, imieniem Doris, pochodzi�a z miasta Lokroj w po�udniowej Italii;
natomiast
druga, Arystomacha, by�a Syrakuzank�, c�rk� jednego z najbli�szych przyjaci�
Dionizjosa,
Hipparinosa. Dziewcz�ta, zw�aszcza Doris, tyran wybra� g��wnie z powod�w
politycznych;
ogromnie mu zale�a�o na dobrych stosunkach z miastami greckimi w Italii, a
rodzina Doris
nale�a�a tam do najwp�ywowszych.
W�adca Syrakuz wys�a� po swoj� narzeczon� do Lokroj okr�t zdobiony z�otem i
srebrem;
Arystomach� za� przywi�z� z miasta na zamek rydwan zaprz�ony w czw�rk� bia�ych
rumak�w.
Oba �luby odby�y si� w tym samym dniu; dla �o�nierzy i znamienitych obywateli
wydano
wspania�e uczty. Jak notuj� wsp�cze�ni, nikomu nie uda�o si� ustali�, kt�r� z
�on tyran
najpierw zaprosi� do �o�a. P�niej, jak zauwa�ono, przyj�� si� taki obyczaj, �e
przy stole obie
jad�y ze swym m�em, w nocy za� sz�y do sypialni na zmian�. To wszystko by�o
sprzeczne z
powszechnymi w�r�d Grek�w zasadami i prawami, kt�re zawsze uznawa�y tylko
jedno�e�stwo;
tyran wszak�e sta� ponad tymi normami.
Syrakuzanie oczywi�cie sprzyjali swej rodaczce. Tymczasem w�a�nie Doris da�a
m�owi
syna; otrzyma� on imi� ojca, Dionizjos. Arystomacha, cho� darzona szczeg�lnym
uczuciem,
przez wiele lat nie mog�a zaj�� w ci���. Zrodzi�o si� podejrzenie, �e przyczyn�
s� czary lub
trucizna; o zbrodni� t� Dionizjos obwini� matk� Doris i kaza� j� zabi�. A
p�niej Arystomacha
urodzi�a dw�ch syn�w i c�rki.Gdy zmar� ojciec Arystomachy, Hipparinos, Dionizjos
wspania�omy�lnie otoczy� opiek�
jej liczne rodze�stwo. Wtedy to zamieszka� na zamku i wszed� do otoczenia w�adcy
m�ody
jego szwagier, Dion. Ch�opiec by� bardzo dorodny, inteligentny, mia� szerokie
zainteresowania;
tyran okazywa� mu wielk� przychylno��.
PLATON I �YCIE ZACHODU
Powracam obecnie do listu si�dmego, kt�rego studium przerwa�em tym miejscu:
Platon stwierdza,
�e wszystkie pa�stwa �le si� rz�dz�, bo ich prawa s� nieuleczalnie chore;
dochodzi do wniosku,
�e nieszcz�cia nie przestan� gn�bi� ludzko�ci, p�ki nie obejm� w�adzy ci, co
prawdziwie mi�uj�
m�dro��, albo te� w�adcy pa�stw sami nie stan� si� filozofami. Nast�pnie
kontynuuje:
,,Takie wi�c maj�c pogl�dy przyby�em do Italii i na Sycyli� � gdy przyby�em tam
po raz
pierwszy. Ale �ycie Zachodu, zwane szcz�liwym, nie podoba�o mi si� w �aden
spos�b i pod
�adnym wzgl�dem. A wi�c to dwukrotne napychanie si� jedzeniem ka�dego dnia; i
to, �e nigdy
samotnie nie sp�dza si� nocy; i w og�le wszystko, co tylko wi��e si� z takim
typem �ycia.
Takie obyczaje nigdy i nikogo nie uczyni� rozumnym. Nikogo z ludzi pod niebem,
kto by
stosowa� je od lat m�odzie�czych. Jakie� bowiem zalety wrodzone, cho�by
naj�wietniejsze,
zdo�aj� zwyci�sko wyj�� z tej pr�by? �yj�c tak nikt nawet nie zapragnie sta� si�
roztropnym!
Podobnie ma si� sprawa z innymi warto�ciami duchowymi.
�adne pa�stwo nie zazna spokoju, jakikolwiek by�by jego ustr�j, je�li ludzie
b�d� uwa�a�,
�e wszystko nale�y trwoni� na zbytki i oddawa� si� lenistwu � oczywi�cie z
wyj�tkiem trud�w
zabaw, pijatyk, mi�o�ci. Jest po prostu rzecz� nieuchronn�, �e pa�stwa, kt�rych
mieszka�cy
tak �yj�, musz� bez przerwy zmienia� sw�j ustr�j: to na tyra�ski, to na
oligarchiczny,
to na demokratyczny.
Takie wi�c nurtowa�y mnie my�li (pr�cz tych, o kt�rych ju� wspomnia�em), gdym
stan�� w
Syrakuzach. Zaw�drowa�em tam mo�e przypadkiem. Ale raczej by�bym zdania, �e to
jaka�
wy�sza moc da�a wtedy pocz�tek tym wydarzeniom, kt�re rozgrywaj� si� obecnie.�
Takie s�owa i nawo�ywania brzmi� mi obco, dr�two, nieprzekonywaj�co. Nawet je�li
ich
autorem jest za�o�yciel Akademii. Ale � rozumiem Platona.
Przede wszystkim by� on przyzwyczajony do stosunk�w w Grecji w�a�ciwej, gdzie
nawet
najmo�niejsze miasta nie mog�y si� r�wna� z bogactwami Zachodu. W Italii zreszt�
i na Sycylii
�y�o si� nie tylko dostatniej, lecz tak�e swobodniej, zw�aszcza je�li chodzi o
sprawy mi�o�ci.
Osadnicy bowiem, kt�rzy przybywali tu z miast macierzystych, odrzucali precz
wi�zy konwenans�w
i staro�wieckich obyczaj�w; �yli tu rado�niej i naturalniej, si�gaj�c po ka�d�
rozkosz.
S�dz� te�, �e Platon, podobnie jak wszyscy arystokraci ate�scy, �ywi� pewien
kult dla idea��w
wychowania sparta�skiego. Jakie to by�y idea�y, rozwodzi� si� nie musz�, bo
s�awa ich
chyba nigdy nie zginie. Karno��, �lepe pos�usze�stwo, wojskowa dyscyplina,
zniszczenie
wszelkich przejaw�w indywidualizmu b�d� z ca�� pewno�ci� poprzez wszystkie wieki
uchodzi�y
w oczach wielu za fundament spo�ecznego zdrowia. Inni, w tej liczbie i ja, nie
mog� my�le�
o sparta�skim modelu obywatela bez dreszczu najg��bszej awersji. Rozumiemy
bowiem, �e
je�li zrealizuje si� gdzie� �w idea� spo�ecze�stwa z�o�onego z jednostek
krzepkich i t�pych,
b�dzie to zarazem kresem i �mierci� kultury; tak w�a�nie jak zmar�a kultura w
Sparcie.
Po trzecie wreszcie: dopiero w Italii Platon zetkn�� si� bezpo�rednio z
p�tajnymi bractwami
pitagorejczyk�w. Ich nauki wywar�y na� wp�yw ogromny, por�wnywalny chyba z
tym, co wzi�� od Sokratesa. Ale w�a�nie pitagorejczycy prowadzili niemal
ascetyczny tryb
�ycia, unikaj�c nawet spo�ywania mi�sa, ubieraj�c si� skromnie, rezygnuj�c ze
swych maj�tno�ci
na rzecz wsp�lnoty. Kontrast wi�c pomi�dzy ich prostot� i wstrzemi�liwo�ci� a
luksusem
i rozwi�z�o�ci� miast Zachodu musia� by� dla Platona wr�cz uderzaj�cy.PLATON I
DION
Dlaczego Platon przyjecha� do Syrakuz? Dla p�niejszych historyk�w sprawa by�a
prosta;
m�ody Dion, a mo�e nawet sam tyran Dionizjos, gdy tylko dowiedzia� si�, �e w
Italii bawi
filozof tak s�awny, natychmiast i usilnie zacz�� prosi� go o przyjazd. Owi
wszak�e historycy,
patrz�cy z dalekiej perspektywy, nie brali pod uwag�, �e wtedy imi� Platona nie
by�o jeszcze
zbyt g�o�ne. Wprawdzie liczy� on w�wczas lat prawie czterdzie�ci, wprawdzie by�
ju� autorem
kilku dzie� filozoficznych w formie dialog�w, ale w gruncie rzeczy wiedzia�a o
nim tylko
stosunkowo nieliczna grupa my�licieli, rozproszonych po r�nych miastach
Hellady. Ale mimo
to twierdzenie, �e w�a�nie Dionizjos zaprosi� Platona, nie jest zupe�nie
nieprawdopodobne.
Jak bowiem wnet to poka��, tyran, cho� poch�oni�ty wielkimi sprawami
politycznymi i
wojskowymi, �ywo interesowa� si� literatur�, ch�tnie go�ci� pisarzy, a nawet sam
pr�bowa�
swych si� na polu poezji.
Wyczyta�em gdzie�, �e Platon uda� si� na Sycyli� g��wnie po to, by ujrze� na
w�asne oczy
s�awny wulkan Etn� i zbada� przyczyny jego wybuch�w; Wezuwiusz w�wczas jeszcze
milcza�;
wtedy to, gdy bawi� u st�p gro�nej g�ry, przysz�o nagl�ce zaproszenie z Syrakuz,
kt�remu
odm�wi� w tej sytuacji by�oby niepor�cznie. Sprawy nie da si� dzi� rozstrzygn��,
sam
bowiem Platon wyra�a si� bardzo mgli�cie o bezpo�rednich powodach swego
przyjazdu do
stolicy Sycylii: ,,Zaw�drowa�em tam mo�e przypadkiem.�
Pewne jest natomiast, �e nawi�za� tam bli�sz� znajomo��, a nawet przyja�� z
m�odym, bo zaledwie
dwudziestoletnim Dionem. Szwagier i wychowanek tyrana liczy� w�wczas dok�adnie
tyle
lat, ile Platon, gdy sta� si� uczniem Sokratesa. I podobnie jak Platon, Dion z
m�odzie�czym zapa�em
pragn�� zdoby� prawdziw� m�dro�� dla dobra swego pa�stwa i spo�ecze�stwa. Nic
wi�c
dziwnego, �e w dalszym ci�gu listu si�dmego Platon pisze o nim bardzo
serdecznie:
�Co mam na my�li m�wi�c, �e pocz�tkiem wszystkiego sta�o si� moje �wczesne
przybycie
na Sycyli�? Gdy przestawa�em z Dionem, w�wczas m�odym cz�owiekiem; gdy
wskazywa�em
mu w rozmowach, co by�oby najlepsze dla ludzi; gdy radzi�em mu, aby wciela� to w
�ycie �
chyba nie zdawa�em sobie sprawy, �e nie�wiadomie ju� pracuj� w jaki� spos�b nad
obaleniem
tyranii. Dion bowiem by� w og�le bardzo poj�tny, szczeg�lnie za� podatny na
�wczesne moje
wywody. Ch�on�� je tak bystro i szybko, jak nikt z m�odych, z kt�rymi
kiedykolwiek si� styka�em.
Postanowi� te� �y� inaczej ni� wi�kszo�� Italiot�w i Sycylijczyk�w. Cnot�
umi�owa�
nad rozkosz i zbytek.�
Tak wi�c przyja�� z Dionem jest doskonale po�wiadczona. Czy jednak Platon
zetkn�� si�
w�wczas tak�e z Dionizjosem? W li�cie si�dmym nie znajdziemy o tym ani s�owa.
Wydaje mi
si� wszak�e, �e osobiste kontakty i rozmowy filozofa z w�adc� Syrakuz mo�na
uzna� za fakt
ca�kowicie pewny, jako �e by� to cz�owiek, kt�ry szczerze pragn�� znajomo�ci z
tw�rcami.
C�RKI TYRANA
Swoim trzem c�rkom Dionizjos da� imiona niezwyk�e: Arete, czyli Dzielno��,
Dikajosyne,
czyli Sprawiedliwo��, Sofrosyne, czyli Rozwaga. Oczywi�cie wybra� je nie
przypadkowo,
lecz z g��bszym zamys�em. Pragn�� pokaza� ludowi i ca�emu �wiatu greckiemu,
jakie to warto�ci
duchowe uwa�a za najcenniejsze podpory, a zarazem te� cele swych rz�d�w.
Mnie wszak�e, wychowanka Akademii, od razu uderza jeszcze co� innego: przecie� w
Plato�skich dialogach rozprawia si� wci�� i przede wszystkim o istocie
dzielno�ci, sprawiedliwo�ci,
rozwagi, a tak�e o tym, jak te zalety osi�gn��. B��dem jednak by�oby
przypuszcza�,
�e Dionizjos nazwa� swe c�rki pod wp�ywem w�a�nie Plato�skich utwor�w, bo
przecie� one
wtedy dopiero powstawa�y, a w ka�dym razie jeszcze nie by�y znane na Sycylii.
Tote� nasuwa
mi si� inne, chyba bardzo prawdopodobne wyja�nienie tej sprawy.Wydaje mi si�, �e
zagadnienia, na czym polega prawdziwa dzielno��, sprawiedliwo��,
rozwaga, by�y w tych czasach powszechnie dyskutowane. Nie tylko w Atenach i nie
tylko w
Syrakuzach, lecz niemal we wszystkich miastach helle�skich. Nale�a�y, by tak
rzec, do czo�owych
hase� i problem�w tamtej epoki. Chciano mie� dzielnych, dobrych obywateli;
wo�ano
o sprawiedliwe rz�dy; szukano rozwa�nych przyw�dc�w. S�dzono, �e wystarczy
w�a�ciwie
zdefiniowa� te poj�cia, aby nast�pnie, drog� perswazji i nauki, wpoi� je
wszystkim i w ten
spos�b stworzy� pa�stwo doskona�e. Pogl�d naiwny? Zapewne. Podejrzewam jednak,
�e ludzie
ka�dej epoki s� w jakiej� mierze naiwni; wierz� bowiem g��boko i niezachwianie,
�e
osi�gn� pe�ni� szcz�cia, je�li tylko potrafi� wcieli� w �ycie te czy inne
oderwane poj�cia.
Dlatego to bez ko�ca debatuj� o ich istocie, spieraj� si� o poprawno�� okre�le�,
podaj� coraz
to nowe recepty przyoblekania s��w w kszta�ty cia�a. Wi�cej! Gotowi s� zabija� i
umiera�,
byle tylko dowie�� prawdziwo�ci jakich� zlepk�w wyraz�w; bo ostatecznie czym�e
innym s�
wszelkie definicje?
By� mo�e, i� jestem ofiar� w�asnej wyobra�ni. Bogata i niespokojna, ka�e mi ona
zg��bia�
tajemne praktyki mag�w, to znowu wybiega� my�l� w przysz�o�� i zastanawia� si�,
jaki to
b�dzie nasz �wiat za dziesi��, za pi�tna�cie, za dwadzie�cia wiek�w. Jednego
jestem ca�kowicie
pewien, bo tego nauczy�o mnie zar�wno studium filozofii, jak te� pilna
obserwacja wydarze�
�ycia codziennego: istoty �miertelne b�d� zawsze tak samo �atwowierne. Nie
jestem ani
wr�bit�, ani prorokiem, nie potrafi� wi�c nazwa� po imieniu owych bo�yszcz
ludzi przysz�o�ci.
Wiem, �e b�d�. Ostatecznie niemal ka�de pi�knie brzmi�ce s�owo nadaje si�, by
uczyni�
ze� has�o; a has�a dotyczy� mog� �ycia religijnego, spo�ecznego, ustrojowego.
Zawsze znajd�
si� filozofowie, bardzo uczenie, lecz i g�upkowato spieraj�cy si� o ich tre��
prawdziw�, oraz
fanatycy, z lubo�ci� wzajem si� wymordowuj�cy tylko z powodu r�nic w
definiowaniu poj��.
Gdybym ja, Apulejusz z Madaury, zosta� jakim� cudem przeniesiony w przysz�o��,
c�
m�g�bym rzec owym potomnym � niby to odleg�ym, a w istocie jak�e bliskim? Chyba
tyle:
� Opami�tajcie si�, drodzy! Nie powtarzajcie b��d�w przesz�o�ci. I my�my to
przechodzili
� tyle �e s�owa brzmia�y troszk� inaczej. A za czas�w Platona i Dionizjosa
jeszcze inaczej:
arete, dikajosyne, sofrosyne.
Wracam jednak do rzeczy. W moim mniemaniu �w pomys� z imionami c�rek dobrze
�wiadczy o talentach jedynow�adcy. Zrozumia� on jasno, �e nic tak nie u�atwia
rz�d�w, jak
zr�czne pos�ugiwanie si� pewnymi s�owami i gestami. Masy �atwo zadowoli� i
omami�. Jak�e�
mia�yby one nie mi�owa� pana, kt�ry jest dzielnym ojcem Sprawiedliwo�ci i
Rozwagi?
TYRAN I LITERATURA
Mia�em m�wi� o stosunku Dionizjosa do tw�rc�w; pozornie od tego tematu
odbieg�em,
daj�c wyw�d o imionach jego c�rek. Ale w�a�nie ta nieco okr�na droga prowadzi
ku samemu
sednu sprawy. Napisa�em bowiem dopiero co, �e Dionizjos chcia� uchodzi� za ojca
sprawiedliwo�ci;
ali�ci ten�e sam cz�owiek jest autorem znanego powiedzenia, �e tyrania to matka
niesprawiedliwo�ci; pochodzi ono z kt�rego� z jego do�� licznych dramat�w.
Ot� to w�a�nie: strateg-samodzier�ca pisywa� dramaty i zajmowa� si� muzyk�, by�
kompozytorem.
To prawda, �e jego utwory poetyckie niekt�rzy krytykowali, g��wnie ze wzgl�du
na sztuczny styl, pe�en wyszukanych s��w i zwrot�w. Mnie trudno o tym wyrokowa�,
bo je�li
gdzie� jeszcze si� zachowa� dorobek pisarski Dionizjosa, to tylko w bibliotece
aleksandryjskiej
(dalszy pow�d, by wreszcie wybra� si� do Egiptu!). W literaturze powtarza si�
czasem
zaczerpni�te z Dionizjosowych dramat�w fragmenty i powiedzenia, jak to wy�ej
przytoczone.Niekt�rzy oburzaj� si� przy tym na bezprzyk�adny cynizm cz�owieka,
publicznie stwierdzaj�cego,
co s�dzi o istocie i skutkach swej w�adzy. Ale wniosek to chyba nazbyt pochopny.
Ja
osobi�cie przypuszczam, �e s�owa te, wypowiedziane przez jedn� z os�b dramatu,
by�y przez
inn� zwalczane; w ka�dym razie nie m�wi� nic o w�asnych pogl�dach Dionizjosa.
Zreszt� �
czy w og�le uwa�a� si� on za tyrana? Mo�e sam przed sob� uzasadnia� swe
stanowisko tym,
�e w latach �miertelnego niebezpiecze�stwa kto� musia� uj�� rz�dy mocn� r�k�,
aby sprawowa�
je dzielnie, uczciwie, rozwa�nie.
Dionizjos nie tylko sam by� pisarzem, lecz tak�e popiera� tw�rc�w i ludzi wysoko
stoj�cych
intelektualnie. Do jego najbli�szych doradc�w nale�a� Filistos, kt�ry p�niej
zas�yn��
jako �wietny historyk. Ale mo�e ju� od pocz�tku objawia� swoje zainteresowania i
talenty
historyczne? To by wiele m�wi�o o dobrym rozeznaniu Dionizjosa, kt�ry rozumia�,
�e w
ostatecznym rozrachunku potomno�� wydaje wyrok o ka�dym w�adcy i o ka�dej epoce
tylko
na podstawie obrazu, jaki przeka�� historycy i literaci.
Poet� Filoksenosa zaproszono z wyspy Kitery na dw�r syrakuza�ski ju� jako
s�awnego
tw�rc�. Komponowa� on pie�ni ch�ralne, zwane dytyrambami. Ten gatunek poezji
prze�ywa�
w�wczas sw�j rozkwit, a zarazem dokonywa�y si� w nim du�e zmiany: muzyka bra�a
g�r�
nad tekstem, j�zyk za� sta� si� wyrafinowanie kunsztowny. Przez d�u�szy czas
Filoksenos
cieszy� si� wzgl�dami pana Syrakuz, ale na kr�tko przed przybyciem Platona
dosz�o mi�dzy
nimi do ostrego sporu. Nie�atwo wykry�, o co posz�o, dawni bowiem autorzy r�nie
o tym
pisz�.
Wed�ug jednej wersji rzecz tak si� przedstawia�a:
W czasie pewnej uczty tyran odczyta� fragment swego najnowszego utworu i zapyta�
Filoksenosa,
jak rzecz ocenia. Ten odpowiedzia� szczerze, �e niezbyt wysoko. Ura�ony
Dionizjos
zapomnia�, �e jest gospodarzem, i zawo�a�:
� Obra�asz mnie, bo� zazdrosny!
St�d rozwin�a si� coraz ostrzejsza wymiana zda�, zako�czona, jak si� godzi�o w
pa�stwie
tyra�skim, rozkazem wtr�cenia Filoksenosa do kamienio�omu. Ale ju� nast�pnego
dnia gniew
min�� i u�askawiony poeta zjawi� si� na przyj�ciu. Podano wino. Dionizjos swoim
zwyczajem
znowu zacz�� deklamowa� urywki w�asnych poemat�w. Zwr�ci� si� do go�cia:
� Co powiesz o tych wierszach?
Ten nie odpowiedzia�. Podni�s� si�, podszed� do stra�y i rozkaza�:
� Prowad�cie mnie do kamienio�om�w!
Tyran roze�mia� si� i pu�ci� rzecz w niepami��. Wsp�lni przyjaciele ostrzegli
jednak poet�,
�e nie powinien przeci�ga� struny. Przyrzek� wi�c, �e b�dzie wyra�a� swoj�
opini� w ten spos�b,
by nie odbiega�a ona od prawdy, a zarazem nie rani�a mi�o�ci w�asnej Dionizjosa.
Zdarzy�o si� nied�ugo potem, �e w�adca przedstawi� sw�j utw�r opiewaj�cy jakie�
�a�obne
wypadki. Filoksenos zawyrokowa�:
� Te wiersze brzmi� rzeczywi�cie �a�o�nie.
MIECZ DAMOKLESA
Ostatecznie jednak Filoksenos i tak m�g� si� uwa�a� za szcz�liwca, pozwolono mu
bowiem
opu�ci� Syrakuzy. Wyjecha� do Aten i wystawi� tam dramat satyryczny o cyklopie
zakochanym
w nimfie Galatei. Wnet zacz�to podejrzewa�, �e pod postaci� jednookiego olbrzyma
poeta przedstawi� i wykpi� tyrana Syrakuz; rozesz�a si� nawet pog�oska, �e
Dionizjos i
Filoksenos rzeczywi�cie rywalizowali o wzgl�dy dziewczyny imieniem Galatea, co
rzekomo
doprowadzi�o do ich wzajemnych spor�w i nienawi�ci.
Gorszy los spotka� innego tw�rc�, kt�ry do�� d�ugo bawi� na dworze
syrakuza�skim. My�l�
o Antyfoncie, dramaturgu ate�skim. Pocz�tkowo powodzi�o mu si� bardzo dobrze.
Nie-kt�rzy przypuszczaj� nawet, �e jego udzia� w kszta�towaniu dzie� poetyckich
w�adcy by� wi�cej
ni� wydatny. Potem wszak�e narazi� si� swemu panu. Pono� posz�o o jedn� tylko
wypowied�.
Toczy�a si� rozmowa o r�nych rodzajach spi�u i o ich jako�ci. Zdanie Antyfonta
w tej
sprawie by�o bardzo okre�lone:
� Najlepszy spi�? Ten oczywi�cie, z kt�rego w Atenach wykonano pos�g Harmodiosa
i
Aristogejtona.
Nie musz� chyba obja�nia�, �e ci dwaj ludzie, zab�jcy tyrana Hipparcha,
uchodzili ju� od
pokole� za symbolicznych wyzwolicieli swej ojczyzny. Wypowied� wi�c by�a bardzo
jednoznaczna.
Dionizjos dobrze to zrozumia�. Antyfont zap�aci� �yciem za swoj� poetyck�
przeno�ni�.
M�g�by kto� uzna� to za anegdot� zmy�lon� dla zohydzenia tyrana. Jednak�e
opowie��
jest chyba prawdziwa. Dionizjos �y� w nieustannym napi�ciu nerwowym i w l�ku.
Dniem i
noc� obawia� si� zamachu na swe �ycie. Wsz�dzie dopatrywa� si� spisk�w przeciw
swej w�adzy
i osobie. Nie wierzy� nikomu. Wiadomo przecie�, �e oddali� golibrod�, bo widok
brzytwy
w jego r�ku przyprawia� go o dr�enie. Odt�d goli�y go c�rki. P�niej jednak
straci� zaufanie
nawet do swych latoro�li: Dzielno�ci, Sprawiedliwo�ci, Rozwagi. Odebra� im
�elazo i poleci�,
by w�osy wypala�y mu roz�arzonymi skorupkami �o��dzi. Wiadomo te�, �e kiedy noc�
szed�
do �o�nicy, gdzie czeka�a jedna z �on, najpierw dok�adnie bada� i przeszukiwa�
przej�cie. Ale
co najucieszniejsze: samo �o�e by�o osobnym budyneczkiem, oddzielonym od reszty
pomieszcze�
g��bok� fos�, przez kt�r� prowadzi� mostek; Dionizjos podnosi� go, zamyka� drzwi
�o�nicy na klucz i dopiero wtedy, oddzielony od ca�ego �wiata, m�g� swobodnie i
bezpiecznie
oddawa� si� rozkoszom mi�o�ci.
Ulubion� rozrywk� tyrana by�a gra w pi�k�. Ale w�a�ciwie i tej nie m�g�
uprawia�, musia�by
bowiem zdj�� odzienie i miecz odpasa�. Pocz�tkowo pozwala� sobie na to, z tym
wszak�e,
�e miecz oddawa� do potrzymania swemu ulubie�cowi, m�odziutkiemu ch�opcu.
Zdarzy�o si�
wszak�e pewnego razu, �e kto� z przyjaci� powiedzia� w tym momencie, gdy miecz
wr�cza�:
� Powierzasz ch�opcu swoje �ycie!
Ch�opak roze�mia� si�. To wystarczy�o: obaj zostali natychmiast straceni. Jeden
za to, �e
wskaza� mo�liw� drog� dokonania zamachu, drugi za� za przyj�cie propozycji z
u�miechem.
Miecz Damoklesa sta� si� przys�owiowy. Pochlebca Damokles, kt�ry wychwala� przed
tyranem
jego pot�g�, bogactwa, wspania�o�� zamku, posuwaj�c si� nawet do twierdzenia:
�Nie
by�o nigdy nikogo szcz�liwszego od ciebie!� � otrzyma� zaproszenie do sto�u.
U�o�ono go na
poz�acanej sofie, przykrytej przepi�knie tkanym kobiercem; ca�a zastawa by�a ze
z�ota i srebra,
potrawy najwyszuka�sze, podawali za� �liczni ch�opcy, �ledz�cy ka�de skinienie;
wo�
kwiecia miesza�a si� z zapachem najcenniejszych pachnide�. Zaledwie jednak
Damokles wyci�gn��
si� z u�miechem pe�nego zadowolenia na swym �o�u, spostrzeg� z przera�eniem, �e
wprost nad jego karkiem zwisa miecz ci�ki i ostry, leciutko chwiej�c si� na
cienkim w�osie
ko�skim.
Zauwa�y�em, �e obecnie bardzo powszechnie u�ywa si� okre�lenia �miecz
Damoklesa�,
by obrazowo przedstawi� groz� �miertelnego niebezpiecze�stwa, kt�re zagra�a
komu� ka�dej
chwili. Zapomina si� wszak�e najcz�ciej, �e Dionizjosowi chodzi�o o to, by
pokaza� swoj�
sytuacj�, a wi�c po�o�enie tyrana.
Ca�kiem mnie nie dziwi, �e cz�owiek, kt�ry bezustannie obawia� si� ciosu miecza
lub
ostrza sztyletu, tak bezwzgl�dnie kara� nawet po�rednie i aluzyjne ataki na
istot� w�adzy tyra�skiej.PLATON I DIONIZJOS
Z takim to cz�owiekiem i z takimi sprawami zetkn�� si� Platon w Syrakuzach. Nie
w�tpi�,
�e spotka� si� z tyranem osobi�cie. Zreszt� nie by� pierwszym filozofem na tym
dworze. Jak
si� wydaje, ju� wcze�niej przebywa� tam Arystyp, r�wnie� ucze� Sokratesa. Jego
pogl�dy
by�y swoiste: gardzi� konwenansami, nade wszystko za� ceni� prostot� i
naturalno��. Pogodny,
dowcipny, towarzyski, wsz�dzie czu� si� dobrze i niczym nie narazi� si�
tyranowi.
Podejrzewam, i� rozmowa Platona z Dionizjosem mia�a za punkt wyj�cia imiona
c�rek tego
ostatniego. Filozof, tak sobie wyobra�am, wychwala� pomys�, potem za�
sokratejskim
zwyczajem zacz�� si� zastanawia�, co te� w�a�ciwie oznaczaj� owe imiona i
poj�cia. Moje
przypuszczenie ma pewne podstawy. Zachowa�a si� bowiem relacja, co prawda p�na,
�e w
rozmowie dyskutowano nad okre�leniem arete, czyli dzielno�ci; a tak w�a�nie
zwa�a si� jedna
z c�rek. W pewnym momencie Platon mia� stwierdzi�, �e tyran nie mo�e prawdziwie
posiada�
tej zalety. W dalszym ci�gu wywodzi�, �e �ycie sprawiedliwe jest szcz�sne,
niesprawiedliwe
za� n�dzne i godne wsp�czucia; a Dikajosyne, czyli Sprawiedliwo��, to imi�
drugiej
c�rki. Samodzier�ca, tak powiadaj�, zrozumia� te s�owa jako oskar�enie swych
rz�d�w.
Gniewa�o go r�wnie�, �e obecni z takim podziwem s�uchaj� Platona. Zapyta� go
wreszcie, w
jakim celu przyjecha� na Sycyli�. Platon odpowiedzia�, �e szuka wsz�dzie
uczciwego cz�owieka,
na co tyran odpar� z pogardliwym u�miechem:
Takiego chyba nigdzie nie znajdziesz!
W spotkaniu uczestniczy� r�wnie� m�ody Dion. By� on przekonany, �e w tych
s�owach tyran
wy�adowa� ca�y sw�j gniew. A poniewa� Platon pragn�� jak najspieszniej wr�ci� do
swej
ojczyzny, sprawi�, �e pozwolono mu wyjecha� na okr�cie, kt�ry wi�z� na swym
pok�adzie
r�wnie� pos�a lacedemo�skiego, Pollisa.
Jest te� inna relacja o spotkaniu filozofa i samodzier�cy. Rozmowa mia�a pono�
dotyczy�
istoty jedynow�adztwa. Platon broni� pogl�du, �e w dzia�alno�ci politycznej na
pierwszym
miejscu nale�y stawia� nie to, co korzystne, lecz to, co wyr�nia si� przez
swoje warto�ci
moralne. To doprowadzi�o do ostrej wymiany zda�.
Obie relacje s� moim zdaniem banalne i w gruncie rzeczy nieprzekonywaj�ce.
Czyni�
wra�enie fikcji literackiej albo raczej szkolnego wypracowania na temat:
Opowiedz, jak powinna
wygl�da� rozmowa filozofa z tyranem. Takie wypracowanie pisa�o si�, odk�d
istnieje
nasza cywilizacja � i b�dzie si� pisa�o do ostatniego dnia jej trwania.
Podtrzymuj� wszak�e,
com powiedzia� poprzednio: pretekstem do zasadniczej rozmowy sta�y si�
najprawdopodobniej
imiona c�rek tyrana.
Przytoczone przeze mnie przyk�ady, a zw�aszcza los Antyfonta, czyni�yby ca�kiem
do
przyj�cia tez�, �e Dionizjos, w�adca podejrzliwy i �atwo wybuchaj�cy gniewem,
poczu� si�
dotkni�ty jakim� niebacznym s�owem Platona. My�l� wszak�e, �e naprawd�
rozdra�ni�o go
co� innego, a mianowicie gor�ca przyja��, kt�ra nagle i �ywio�owo zrodzi�a si�
pomi�dzy
m�odym Dionem a filozofem ate�skim. Sam Platon pisze przecie� w li�cie si�dmym,
�e Dion,
bardzo poj�tny, by� szczeg�lnie podatny na jego �wczesne nauki; ch�on�� je
bystro i szybko, a
potem postanowi� w og�le zmieni� spos�b i cele swego �ycia. Konkretnej tre�ci
owych nauk
oczywi�cie nie znamy. Ale s�owa listu si�dmego s� w tym miejscu bardzo znacz�ce:
,,Chyba
nie zdawa�em sobie sprawy, �e ju� pracuj� w jaki� spos�b nad obaleniem tyranii.�
Gdybym by� na miejscu Dionizjosa, wygna�bym lub zabi� natychmiast owego
przybysza z
Aten, pi�knoducha i deprawatora m�odzie�y.NIEWOLNIK PLATON
Prawie wszyscy dawni autorzy podaj� zgodnie, cho� r�ni�c si� w szczeg�ach, �e
w drodze
powrotnej z Syrakuz do Aten Platona spotka�a przykra przygoda: zosta� sprzedany
jako
niewolnik. Sta�o si� to za spraw� wsp�towarzysza podr�y, lacedemo�skiego pos�a
Pollisa;
pojma� on i odda� Platona w r�ce kupc�w, gdy tylko okr�t przybi� do wybrze�y
Eginy. Wyspa
ta le�y pomi�dzy Attyk� a Peloponezem; wzg�rza opodal Aten mo�na z niej
doskonale dostrzec
go�ym okiem. Tak wi�c Platon postrada� wolno�� niemal u bram swej ojczyzny.
Ateny
i Egina od wiek�w prowadzi�y ze sob� krwawe wojny, dlatego te� mieszka�cy wyspy
byli
tradycyjnie przyjaci�mi Lacedemonu; w owych za� latach znajdowa�a si� tam baza
lacedemo�skiej
floty wojennej; nic dziwnego, �e Pollis m�g� poczyna� sobie tak �mia�o.
Oczywi�cie pose� spe�nia� pro�b� Dionizjosa. Powiadaj� nawet � kt� jednak
dojdzie, czy
to prawda? � �e tyran zaleca� Pollisowi, by postara� si� zg�adzi� Platona w
czasie �eglugi; tak,
zdaniem w�adcy, by�oby najlepiej; ale gdyby zab�jstwo wi�za�o si� z jakimi�
trudno�ciami,
nale�y koniecznie sprzeda� filozofa w niewol�; nie przyniesie mu to �adnej ujmy,
przeciwnie,
jako cz�owiek sprawiedliwy b�dzie w pe�ni szcz�liwy nawet jako niewolnik.
Przygoda Platona nie by�a tak gro�na, jak mog�oby si� wydawa� na poz�r. W
gruncie rzeczy
chodzi�o tylko o z�o�enie odpowiedniego okupu. Poniewa� wiedziano, �e Platon
jest
cz�owiekiem zamo�nym, ��dano z pewno�ci� sumy raczej wysokiej. Wyp�aci� j�
niejaki Anikeratos,
Grek pochodz�cy z Libii. Znalaz� si� w�wczas na Eginie przypadkowo, jecha�
bowiem
do Olimpii, aby wzi�� udzia� w igrzyskach, kt�re mia�y si� tam odby� po raz 98
[rok
388 p.n.e.]. Anikeratos zamierza� wystawi� tam czw�rk� swoich koni, co �wiadczy,
�e by�
bardzo zamo�ny. W�tpliwa to rzecz, czy w og�le zna� przedtem Platona. Wykupienie
filozofa
z niewoli by�o swego rodzaju transakcj� handlow�; dobroczy�ca bowiem otrzyma�
p�niej
zwrot ca�ej sumy z odpowiednim procentem, za co znowu r�czyli wsp�lni
przyjaciele.
Po kilku godzinach �eglugi Platon wreszcie znalaz� si� na rodzinnej ziemi.
Zwiedzi� wiele
krain i mia� za sob� du�o do�wiadcze�.
OLIMPIADA 98
Tymczasem wyzwoliciel Platona, Anikeratos, wyl�dowa� na wybrze�ach Peloponezu i
stamt�d pod��y� ku Olimpii. Nie wiadomo, czy jego zaprz�g odni�s� jakikolwiek
sukces.
Wiadomo natomiast, �e nie zwyci�y�y w czasie tych igrzysk konie tyrana Syrakuz,
Dionizjosa;
co z pewno�ci� ogromnie uradowa�o Platona.
Tyran wyprawi� do Olimpii kilka czw�rek koni wy�cigowych. Wspania�emu poselstwu
syrakuza�skiemu
przewodzi� rodzony brat w�adcy, Tearidas, dow�dca floty, a wi�c formalnie
druga osoba w pa�stwie. Poselstwo wyst�powa�o z niebywa�ym przepychem.
Najwi�kszy
podziw wzbudza�y z�ocone namioty, wewn�trz pokryte drogocennymi, barwnymi
kobiercami.
W sk�ad ekipy wchodzi� te� zast�p znakomitych pie�niarzy; mieli oni odtwarza�
poematy
samego Dionizjosa.
Jednak�e los od samego pocz�tku nie sprzyja� Syrakuza�czykom.
Zacz�o si� od wielkiego sporu w sprawie zasadniczej, czy w og�le godzi si�
dopuszcza�
ludzi Dionizjosa do igrzysk. Z pogl�dem, �e tego czyni� nie wolno, wyst�pi�
Lizjasz. By� to
ten sam Lizjasz, kt�ry przed pi�tnastu laty, gdy w Atenach rz�dzi�a Komisja
Trzydziestu,
straci� ca�y maj�tek; zgin�� w�wczas jego brat Polemarch, a on sam cudem si�
uratowa� uciekaj�c
przez tyln� bram� domu, w kt�rym go uwi�ziono. Potem Lizjasz wr�ci� do Aten wraz
z
demokratami i zas�yn�� jako adwokat, ale maj�tku nie odzyska�.
Obecnie Lizjasz atakowa� Dionizjosa przed nieprzejrzanymi t�umami, jakie
nap�yn�y do
Olimpii. Wzywa�, by nie pozwolono pacho�kom tyrana bezcze�ci� �wi�tych igrzysk
ludziwolnych. Rzuci� nawet pi�knie brzmi�ce has�o oswobodzenia Sycylii spod
jarzma samodzier�cy.
Mia� po temu pewne prawo, poniewa� rodzina Lizjasza wywodzi�a si� w�a�nie z
Syrakuz, osiad�a za� w Atenach przed dwoma pokoleniami, dzi�ki namowom
Peryklesa;
przypominam, co opowiada� o tym sam Kefalos, ojciec Lizjasza, wychwalaj�c przed
Sokratesem
po�ytki staro�ci.
Uda�o si� Lizjaszowi podburzy� cz�� s�uchaczy. Dosz�o do tumultu, zrabowano i
zniszczono
wspania�e namioty syrakuza�skie. Mimo to ekipa przys�ana przez Dionizjosa wzi�a
udzia� w zawodach. Bez powodzenia. Niekt�re zaprz�gi wybieg�y poza tor
wy�cigowy, inne
za� wzajem wpad�y na siebie. A poetyckie utwory Dionizjosa, mimo pi�kna g�osu
pie�niarzy i
deklamator�w, nie znalaz�y poklasku.
Rzecz to oczywista, �e zar�wno udzia� Dionizjosa w igrzyskach, jak te� ostre
wyst�pienie
Lizjasza przeciw temu mia�y uzasadnienie polityczne. Pan Syrakuz pragn�� ol�ni�
Hellen�w
swoj� pot�g�, Lizjasz natomiast walczy� o spraw� wielk� i szlachetn�, cho�
nierealn�. Przedstawi�
widzom, przyby�ym do Olimpii z wielu krain, katastrofaln� sytuacj�, w jakiej
znalaz�a
si� wsp�lna ojczyzna ich wszystkich. Trzon jego argumentacji, o ile pozwalaj� na
to zachowane
fragmenty, tak odtwarzam:
Ju� od siedmiu lat toczy si� nowa wojna bratob�jcza. Zmusza ona r�ne pa�stwa
Grecji do
brania pieni�dzy od Pers�w. A tymczasem nasze miasta w Azji Mniejszej znowu
dosta�y si� pod
perskie panowanie, okr�ty za� kr�la kr�l�w znowu pojawi�y si� na Morzu Egejskim.
A co dzieje
si� na Zachodzie? Tyran Syrakuz, mo�ny na l�dzie i na morzu, ujarzmia i niszczy
greckie miasta
Sycylii, a grozi nawet Italii. W ten spos�b Hellada, zwa�niona i s�aba, znalaz�a
si� mi�dzy dwoma
mocarstwami, kt�re ��czy jeden cel wsp�lny: odebra� jej wolno�� i niepodleg�o��.
Lizjasz wo�a�:
� Nieszcz�cie naszych braci, kt�rzy ju� stali si� niewolnikami, jest naszym
nieszcz�ciem.
Czy mamy biernie czeka�, p�ki obaj samodzier�cy, kr�l kr�l�w i tyran, nie uderz�
wprost na
nas? Musimy, cho�by w tej ostatniej chwili, zebra� si�y i wsp�lnie stawi� op�r
ich butnej
pewno�ci siebie!
A wi�c Lizjasz wzni�s� si� wysoko ponad ma�ostkowy punkt widzenia, w�a�ciwy
prawie
wszystkim obywatelom ma�ych pa�stewek. Sta�o si� tak chyba dlatego, �e w istocie
nie by�
obywatelem �adnego: jego r�d wywodzi� si� z Syrakuz, ojczyzn� za� z wyboru by�y
Ateny,
kt�re jednak odebra�y mu maj�tek i odmawia�y praw politycznych. Ale w�a�nie te
kl�ski osobiste
jakby wyzwoli�y Lizjasza. Ogarnia� wzrokiem szeroki horyzont. Pragn�� jedno�ci
wszystkich pa�stewek helle�skich. Wzywa� do zgody �miertelnych wrog�w, Ateny i
Spart�.
Wierzy�, i� tylko w ten spos�b uda si� ocali� to, co najcenniejsze:
niepodleg�o�� polityczn�
ca�o�ci i wewn�trzne swobody obywatelskie. Ilu� jednak Hellen�w potrafi�o
w�wczas my�le�
podobnymi kategoriami? Nie jestem zupe�nie pewien, czy nawet Platon naprawd�
pojmowa�
groz� sytuacji. W ka�dym za� razie w jego pismach nie spotykam ani wzmianki o
tym, �e
nadchodzi kres bytu politycznego Hellady.
HELLADA POMI�DZY WSCHODEM A ZACHODEM
Dla ludzi g��biej patrz�cych by�o w�wczas oczywiste, �e kszta�tuje si� nowa
konfiguracja
polityczna i powstaje gro�ba wielkiego przymierza: Persji, Lacedemonu, Syrakuz.
O tym
�wiadczy�y cho�by te dwa fakty: Lacedemo�czycy prowadzili rokowania z Persami, a
jednocze�nie
lacedemo�ski pose� Pollis przez d�u�szy czas bawi� u Dionizjosa w Syrakuzach.
W swej mowie Lizjasz wskazywa�, czym grozi przysz�o��. Nie podawa� wszak�e i nie
m�g� poda� �adnych �rodk�w zaradczych. Kto wie nawet, czy gwa�towno�ci� ataku
nie pogorszy�
sytuacji. Rozp�ta� bowiem nami�tno�ci i pchn�� posp�lstwo ku nieodpowiedzialnym
wybrykom. Zrabowanie i zniszczenie namiot�w w Olimpii bardzo rozj�trzy�o
Dionizjosa; by�mo�e nawet, i� w�a�nie ten fakt sk�oni� go do bardziej
zdecydowanego okazania Helladzie
swej pot�gi. Dokona� tego w rok po owej tak burzliwej olimpiadzie.
Rz�d lacedemo�ski zawar� w�wczas uk�ad z kr�lem perskim, w kt�rym postanawiano:
Wszystkie greckie miasta w Azji Mniejszej i na Cyprze maj� odt�d podlega�
Persom.
Wszystkie inne natomiast mog� rz�dzi� si� w�asnymi prawami, �yj�c w pokoju. Nad
przestrzeganiem
tego pokoju czuwa� b�dzie Lacedemon, a najwy�szym jego str�em i gwarantem
zostaje kr�l perski.
Innymi s�owy: Lacedemo�czycy oddali Persom swych braci w Azji Mniejszej, w
zamian
za� zyskali zaszczytne zadanie czuwania, by Hellada pozosta�a zbiorowiskiem
s�abych, sk��conych
pa�stewek, dumnych z tego jedynie, �e posiadaj� pewn� autonomi� wewn�trzn�.
Ateny wszak�e wci�� rozporz�dza�y znaczn� flot�, nie zamierza�y wi�c ugi�� si�
przed
wol� Persji i Lacedemonu. Ale w�a�nie w tym decyduj�cym momencie wkroczy�
Dionizjos.
Silna eskadra jego floty wojennej do��czy�a si� do okr�t�w lacedemo�skich,
operuj�cych na
Morzu Egejskim. Po��czone si�y mog�y odci�� Atenom �yciodajne szlaki, wiod�ce ku
Morzu
Czarnemu. Trzeba by�o ust�pi� i pokornie zgodzi� si� na �w pok�j, s�usznie zwany
kr�lewskim.
W ci�gu kilku miesi�cy kolejno przyj�y go i zaprzysi�g�y wszystkie wiod�ce
pa�stwa
Hellady: Korynt, Ateny, Teby.
Nie by�o ju� �adnego sensu zajmowa� si� polityk�. Widzia� to chyba nawet Platon.
NAJKR�TSZA DROGA DO NAJLEPSZEGO USTROJU
Tak nas nauczano, gdy�my studiowali w Atenach:
Po powrocie z Sycylii Platon zakupi� spory kawa� ziemi w pobli�u gaju Akademosa,
nieco
za murami miasta; ustanowi� tam zwi�zek religijny ku czci Muz; zwi�zek ten,
b�d�cy zarazem
szko�� dla wybranych, miejscem wyk�ad�w i dysput, istnieje odt�d nieprzerwanie.
Przetrwa�
ju� ponad pi�� wiek�w, mimo tylu przewrot�w, wojen i kataklizm�w. Wierz� jak
najg��biej,
�e przetrzyma burze jeszcze gro�niejsze. By� mo�e zreszt�, i� Akademia kiedy�
nie
b�dzie sta� dok�adnie w tym samym miejscu. Kto wie, czy nie przeniesie si� do
innych miast i
krain. Kto wie, czy nie powstanie wiele Akademii; ale wszystkie one b�d� c�rkami
jednej
matki.
Przez dwadzie�cia lat Platon nie opuszcza� Aten. Pisa� i naucza�, gruntowa�
swoje dzie�o.
Pragn�� skupi� w Akademii i wychowywa� ludzi dzielnych i m�drych. Takich, kt�rzy
by potrafili
w sprzyjaj�cych okoliczno�ciach ustanowi� i prowadzi� ustr�j doskona�y, o kt�rym
marzy� nieustannie. Bo cho� pozornie w og�le si� nie interesowa� aktualnym
�yciem politycznym,
nami�tno�ci lat m�odzie�czych ca�kiem w nim nie wygas�y. Dow�d? Wystarczy
powiedzie�, �e w�a�nie wtedy tworzy� ksi�gi Pa�stwa, tak dok�adnie omawiaj�ce
jego kszta�t
idealny.
Jest tak�e inny dow�d, jeszcze wymowniejszy. Oto po dwudziestu latach przysz�o
nagl�ce
wezwanie z Syrakuz. Zmar� Dionizjos. W�adz� obj�� jego syn, Dionizjos II,
licz�cy lat prawie
trzydzie�ci. Wielkie wp�ywy na dworze mia� jego stryj, Dion, tak dobrze znany
Platonowi z
okresu pierwszego pobytu na Sycylii. On to spowodowa� wys�anie zaproszenia, a
Platon
przyj�� je natychmiast. Widocznie Dion da� do zrozumienia, �e obecnie otwieraj�
si� w Syrakuzach
nowe i wspania�e perspektywy wcielenia w �ycie ich wsp�lnych idea��w
ustrojowych.
M�ody Dionizjos wydawa� si� cz�owiekiem bardzo uzdolnionym i prawdziwie
zainteresowanym
filozofi�. Przej�� po ojcu nie tylko w�adz�, lecz tak�e �ywo�� umys�u, ch��
skupienia
wok� siebie tw�rc�w z r�nych dziedzin, a nawet pewne ambicje literackie.
Platon, wtedy
ju� bardzo s�awny, mia� stanowi� najcenniejszy klejnot, zdobi�cy dw�r
syrakuza�ski.
Filozof nie zwlekaj�c zabra� si� do dzie�a. Wtedy to zacz�y powstawa� ksi�gi
Praw, kt�re
tylekro� ju� cytowa�em. By�y one pomy�lane jako teoretyczna podstawa ustroju
sprawiedli-wo�ci, jaki powstanie na Sycylii pod rz�dami m�odego Dionizjosa. I
oto w czwartej ksi�dze
dzie�a wyst�puj�cy w nim rozm�wcy staj� przed bardzo istotnym pytaniem:
Jakie powinno by� pa�stwo, w kt�rym naj�atwiej da�oby si� wprowadzi� nasze
prawa?
Odpowied� brzmi:
Dajcie nam pa�stwo, kt�rym w�ada tyran! Byle tylko by� on m�ody, zdolny,
dzielny, wspania�omy�lny!
W�a�nie te zalety posiada� lub zdawa� si� posiada� Dionizjos II. A wi�c zdanie
ostatnie jest
wyra�nym uk�onem w jego stron�. Mo�na by nawet rzec, �e pochlebstwo brzmi nazbyt
dono�nie.
Natomiast twierdzenie pierwsze, podstawowe, przynosi zaszczyt przenikliwo�ci
Platona.
Bo rzeczywi�cie, bior�c rzecz praktycznie i realnie: ludzie w wi�kszo�ci s�
nierozumni i nie
pojmuj�, gdzie ich dobro i szcz�cie; aby wi�c tam ich poprowadzi�, opornych i
niech�tnych,
trzeba b�dzie u�y� si�y, przynajmniej z pocz�tku; nie ma za� ustroju, kt�ry
dawa�by roztropnemu
pasterzowi wi�cej w�adzy, ni� w�a�nie daje tyrania.
Powiedzia�em ju� gdzie� powy�ej, �e chyba �adna my�l wypowiedziana nie umiera;
gdzie�
i kiedy� ka�da stanie si� rzeczywisto�ci�. Idee bowiem, jak naucza Platon, s�
wieczne i niezmienne;
jest ni� wi�c i ta o najkr�tszej drodze do najlepszego ustroju.
PAN I JEGO FILOZOF
Dionizjos by� oczywi�cie zbyt roztropnym w�adc�, by powa�nie traktowa� ustrojowe
fantazje
swego go�cia; zapewne poprzesta� tylko na wdzi�cznym przyj�ciu do wiadomo�ci, �e
w�a�nie tyrania najszybciej prowadzi ku przysz�emu szcz�ciu ca�ego
spo�ecze�stwa. Pocz�tkowo
otacza� Platona wszelkimi wzgl�dami, bo sprawy filozofii rzeczywi�cie go
pasjonowa�y.
Tymczasem jedno ze stronnictw dworskich zacz�o rozsiewa� pog�oski, �e Dion
knuje
spisek i sam chce obj�� rz�dy. Tyran da� temu wiar�, Dion musia� i�� na
wygnanie. Dotkn�o
to Platona jak najbole�niej. Ale i tak, wbrew swej woli, musia� pozosta� w
Syrakuzach jeszcze
p�tora roku.
Gdy wreszcie powr�ci� do Aten, zasta� tam Diona, kt�ry tu zamieszka� i sta� si�
niemal
cz�onkiem Akademii. W owych latach zbiera�o si� w jej portykach i ogrodach sporo
wybitnych
osobisto�ci z r�nych miast Hellady. Tote� w gruncie rzeczy instytucja ta,
dzisiaj cichy
przybytek teoretycznych rozwa�a�, w�wczas przypomina�a raczej p�tajn�
organizacj�, przygotowuj�c�
przewroty polityczne.
Min�o pi�� lat, po�wi�conych studiom, dyskusjom, pisarstwu. I znowu przysz�o
nagl�ce
wezwanie z Syrakuz. Dionizjos prawdziwie ceni� Platona i pragn�� z powrotem mie�
go przy
sobie; wydaje mi si�, �e tyran �ci�ga� co ciekawsze umys�owo�ci �wczesnego
�wiata i bawi�
si� nimi zupe�nie tak samo, jak dzie�ami sztuki, kt�re kolekcjonowa� z wielkim
zapa�em.
Wszelako tym razem Platon odm�wi� stanowczo. W�adca wzi�� si� na spos�b:
przyrzek�, �e w
razie przyjazdu filozofa u�askawi Diona. Tak wi�c, powodowany przyja�ni�, Platon
po raz
trzeci stan�� na ziemi sycylijskiej.
Jak by�o do przewidzenia, tyran s�owa nie dotrzyma� i ani my�la� zgodzi� si� na
powr�t
Diona. A kiedy Platon uporczywie dopomina� si� o spraw� Diona, sam popad� w
tarapaty.
Wydosta� si� z Syrakuz i przyjecha� do Aten tylko dzi�ki wstawiennictwu mo�nych
przyjaci�,
zw�aszcza pitagorejczyk�w z Tarentu.
Odt�d za�o�yciel Akademii ju� nie opuszcza� swego rodzinnego miasta przez lat
dwana�cie,
to jest a� do �mierci; zmar� za� w pierwszym roku 108 olimpiady [rok 348 p.n.e.]
licz�c
lat osiemdziesi�t lub niewiele ponad osiemdziesi�t. Podobno �mier� przysz�a
nagle, w czasie
uczty weselnej u kt�rego� z przyjaci�.
By� mo�e, i� druga i trzecia podr� sycylijska to wydarzenia dramatyczniejsze i
wa�niejsze
od tamtej pierwszej, za Dionizjosa I. By� mo�e tak�e, �e godzi�oby si�
przedstawi� dalszelosy Diona, bardzo burzliwe; jeszcze bowiem za �ycia Platona
powr�ci� on na Sycyli�, walczy�
przeciw Dionizjosowi ze zmiennym szcz�ciem, a wreszcie zgin�� zamordowany przez
jednego ze swych przyjaci�, bodaj �e r�wnie� wychowanka Akademii. Ja wszak�e
wci��
powracam do sprawy pierwszego pobytu Platona w Syrakuzach. Wtedy to bowiem
zosta�y
nawi�zane kontakty z dworem i Dion dosta� si� pod wp�ywy Platona. Obie
p�niejsze podr�e
by�y tylko skutkiem i kontynuacj�, wszystkim za� przy�wieca�a ta sama idea:
ustanowi�
ustr�j doskona�y przy pomocy tyrana. Albowiem jestem przekonany, �e filozof
wci�� poszukiwa�
swego pana. To znaczy, by rzecz uj�� �ci�le: on, my�liciel, pragn�� pos�u�y� si�
samodzier�c�
tylko jako narz�dziem przy realizacji swych szczytnych cel�w; tamten za�, pan i
w�adca, traktowa� intelektualist� jedynie jako zabawk� i b�yskotk�, kt�r� czasem
pokazywa�
�wiatu, wo�aj�c: patrzcie, jaki jestem kulturalny, jak opiekuj� si� tw�rcami,
jak dbam o rozw�j
nauki, filozofii, literatury!
W ten spos�b oszukiwali si� wzajem obaj: pan i filozof.
MISTYFIKACJE
Zaledwie napisa�em te s�owa, a ju� zaczynam �ywi� pewne w�tpliwo�ci. Przecie� w
li�cie
si�dmym Platon stwierdza najwyra�niej, �e za swym pierwszym pobytem w
Syrakuzach, gdy
przestawa� z Dionem, nie�wiadomie pracowa� nad zniszczeniem tyranii. Z czego by
wynika�o,
�e pomi�dzy pierwsz� a drug� podr� zapatrywania Platona uleg�y bardzo istotnej
zmianie,
przynajmniej w jednym punkcie: przedtem by� bezkompromisowym wrogiem
jedynow�adztwa,
p�niej natomiast doszed� do wniosku, �e w�a�nie tyrania jest w praktyce prawie
nieodzownym
etapem na drodze do idealnego ustroju.
Ale mo�na by wyja�nia� ow� niezgodno�� w inny spos�b:
Platon pisa� list si�dmy u schy�ku �ycia, a wi�c po trzech podr�ach i po
smutnych do�wiadczeniach
z w�adcami Syrakuz; tote� przypisywa� sobie wtedy pogl�dy, jakich pocz�tkowo
zgo�a nie mia�. To znaczy, chcia� uchodzi� za przeciwnika tyranii od pierwszego
z ni�
zetkni�cia; i zapewne wydawa�o mu si�, �e tak by�o istotnie. Pope�ni� wi�c pewn�
mistyfikacj�,
chyba nie�wiadomie. Ile� to bowiem razy ka�dy z nas rzutuje w przesz�o�� swoje
intencje
szlachetne i m�dre � tyle �e zrodzone ju� poniewczasie; o czym jako� zapominamy.
Jednak�e nie spos�b wykluczy� ewentualno�ci jeszcze innej, powa�niejszej
mistyfikacji. A
mianowicie:
List si�dmy, jak o tym ju� m�wi�em, powszechnie uchodzi za utw�r Platona, za
rodzaj jego
autobiografii. Czy to wszak�e takie pewne? Przecie� mo�na za�o�y�, a nawet
pr�bowa�
udowodni�, �e list ten u�o�y� kto� �yj�cy nieco p�niej, na przyk�ad kt�ry� z
uczni�w mistrza;
kto� serdecznie zainteresowany tym, by przedstawi� Platona jako nieustraszonego
bojownika
o wolno��, jako wroga samodzier�awia. Albowiem kontakty za�o�yciela Akademii z
tyranami,
szeroko znane i komentowane, stanowi�y przykr� plam� na jego s�awie. Usun�� j�
by�o
naj�atwiej powo�uj�c si� na rzekomo w�asne s�owa Platona. Natomiast to, co
napisa� on w
czwartej ksi�dze Praw o tyranii jako drodze do pa�stwa doskona�ego, mo�na by�o
uzna� za
nic nie znacz�ce, bo przecie� s� to tylko pogl�dy jednej z fikcyjnych os�b w
fikcyjnej dyspucie.
W razie przyj�cia takiego za�o�enia �atwo da�oby si� wyja�ni� pewn� sprzeczno��,
na kt�r�
zwr�ci�em uwag� ju� poprzednio:
Autor listu si�dmego bardzo ostro pot�pia Trzydziestu Tyran�w, cho� nie wymienia
ich z
nazwiska. Natomiast w dialogach Platona obaj ich przyw�dcy, Kritias i Charmides,
wyst�puj�
do�� cz�sto, i to jako postaci ciep�o wspominane, godne szacunku.
Czy s�usznie wi�c post�pi�em bior�c list si�dmy za punkt wyj�cia przy badaniu
�ycia i pogl�d�w
Platona? M�g�by mi kto� zarzuci�, �e szed�em, wiedziony przez mistyfikatora. Od-
par�bym ten zarzut, wskazuj�c, �e innych informacji o za�o�ycielu Akademii poza
tymi, kt�re
wyzyska�em, nie posiadamy. Doda�bym r�wnie�, �e w�a�nie owa niepewno�� i
mglisto�� danych,
to poruszanie si� w �wiecie, w kt�rym nie bardzo wiadomo, co faktem, a co
mistyfikacj�,
jest czym� niezwyk�ym, podniecaj�cym, pi�knym. Oto prawdziwa przygoda
intelektualna!
To wszystko nasuwa mi pewne pomys�y, dotycz�ce mojej w�asnej osoby i sytuacji.
Nied�ugo
stan� przed s�dem, to oczywiste. Emilian i Pudens wysun� oskar�enie, �e przy
pomocy
czar�w sk�oni�em do wst�pienia w zwi�zki ma��e�skie najbogatsz� kobiet� Oei.
Zgromadz�
wiele dowod�w, powo�aj� rzesze �wiadk�w. B�d� wykrzykiwa�:
� Apulejusz ukrywa� tajemnicze przedmioty w lnianym zawini�tku! Skupywa� dziwne,
rzadkie ryby! Przyprawi� Tallusa o padaczk�! Zam�wi� u snycerza wyobra�enie
ko�ciotrupa!
W domu Krassusa odprawia� noc� przera�aj�ce obrz�dy! Przyczyni� si� do �mierci
Poncjana!
Z kolei ja wyst�pi� przed trybuna�em. Odepr� tamte zarzuty, wyka�� ich
bezpodstawno��,
wyszydz� nieuctwo oskar�ycieli, obna�� brudy ich �ycia prywatnego. Powo�am si�
wreszcie
na argument ostateczny: ka�� odczyta� testament Pudentilli, w kt�rym ustanawia
g��wnym
dziedzicem Pudensa, mnie za� wyznacza bardzo skromny legacik. Bog�w powo�am na
�wiadk�w, �e Pudentilla, rozgniewana na syna, spisa�a t� ostatni� wol�
niech�tnie i tylko
ust�puj�c moim namowom. Dam do zrozumienia, �e w sytuacji, jaka si� wytworzy�a,
nie b�d�
ju� w stanie nalega� na spisanie testamentu o podobnej tre�ci.
A�eby odczyta� testament Pudentilli przed s�dem, trzeba b�dzie otworzy� go i
zerwa� piecz�cie,
dokument wi�c straci wszelk� moc prawn�. Trzeba b�dzie opracowa� nowy. Nikt si�
nie zdziwi, gdy oka�e si� � po najd�u�szym �yciu mej �ony � i� zawiera on
postanowienia
wr�cz odmienne od poprzednich. Mo�e sta� si� i tak, �e to ja zostan� wyznaczony
na g��wnego
spadkobierc� pani, kt�ra posiada cztery miliony.
Nie wiem, Czytelniku, w jakiej wypad�o �y� Ci epoce, w jakim kraju, w jakim
ustroju. Nie
wiem, jakie s� Twoje pogl�dy, stan maj�tkowy, wykszta�cenie. Mniemam wszak�e, �e
nieobce
Ci s� zagadnienia filozofii, skoro wzi��e� t� ksi��eczk� do r�ki i �askaw by�e�
doczyta� j�
a� do tych s��w ostatnich; mo�e nawet mienisz si�, podobnie jak ja, dalekim
uczniem Platona.
Powiedz wi�c, bracie-filozofie, uczciwie i szczerze: czy dla czterech milion�w
nie ima�by� si�
nieszkodliwych czar�w i nie pope�ni� drobnej mistyfikacji? Co ja uczyni�em,
Twojej pozostawiam
domy�lno�ci.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Twórczość Horacego i motywy zawarte w jego utworach filozopan drops i jego trupaPan Popper i jego pingwinyFilozofia religii cwiczenia dokladne notatki z zajec (2012 2013) [od Agi]Pan skałą i twierdząIdzie mój PanBiedrzyński D , Pojęcie harmonii w filozofii EmpedoklesaNahua filozofiawięcej podobnych podstron