plik


Aleksander Krawczuk PAN I JEGO FILOZOF Rzecz o Platonie SPOTKANIE W OEI Czy to przypadek mnie przywi�d� do tego miasta, do Oei, czy te� zrz�dzenie losu, nie umiem powiedzie�. Ch�tnie bym westchn��: Oby nigdy nie stan�a tu moja noga! � lecz szacunek nale�ny �onie zabrania takich my�li. Ja, Apulejusz z Madaury, jecha�em na studia do Aleksandrii. Obra�em drog� l�dem wzd�u� wybrze�a morskiego: z Kartaginy prosto na Hadrumetum i Tapsus, potem skr�t ko�o Ma�ej Syrty, nast�pnie przez miasto Sabrata do Oei. Tu utkn��em. A czeka�a mnie jeszcze podr� d�uga i uci��liwa: wybrze�a Wielkiej Syrty, dalej miasta Cyrenajki, za nimi dobry kawa� pustkowi, i dopiero Aleksandria. Ale zatrzyma�em si� w Oei. I to w�a�nie zim�, kiedy w tamtych stronach najlepiej si� w�druje, bo ch�odniej. Utrudzony drog� znalaz�em go�cin� w domu przyjaci�, Appiusz�w, i zaraz leg�em, zmo�ony chorob�. Patrz�c obecnie na t� spraw� podejrzewam, co by�o w�a�ciw� przyczyn� s�abo�ci. Po kilkunastu dniach odwiedzi� mnie, wci�� bardzo chorego, Poncjan. Niedawno przyjecha� z Rzymu. Dopiero p�niej mia�em si� dowiedzie�, co spowodowa�o, �e porzuci� stolic� i powr�ci� do rodzinnego miasta, mi�ego wprawdzie, lecz po�o�onego niemal na kra�cach �wiata. Pozna�em Poncjana przed kilku laty, w czasie studi�w w Atenach, za po�rednictwem wsp�lnych przyjaci�; wnet zwi�zali�my si� tam blisk� za�y�o�ci�. Ot� teraz, w Oei, Poncjan odnosi� si� do mnie z prawdziwym szacunkiem (bo te� by� m�odszy, cho� niewiele), troszczy� si� o moje zdrowie, okazywa� du�o serdeczno�ci. Obecnie ju� wiem, sk�d bra�o si� to wszystko. Najpierw zacz�� bada� moje usposobienie i ch�ci, ostro�nie wszak�e i wykr�tnie. Od razu zmiarkowa�, �e rw� si� do dalszej podr�y i �e inne sprawy ca�kiem mi nie w g�owie; prawdziwie po��da�em tylko zg��bienia tajemnych nauk Egiptu, jak to przed pi�ciuset laty czyni� boski Platon, a jeszcze przed nim Pitagoras. J�� wi�c zapewnia�, �e je�li zatrzymam si� nieco w Oei, on wybierze si� ze mn�. Wywodzi� te�, �e t� zim� straci�em z powodu choroby, trzeba wi�c poczeka� nast�pnej, bo w lecie trudno przeby� Wielk� Syrt�, takie tam upa�y, tyle gro�nych bestii, a zw�aszcza jadowitych w�y. By�y to argumenty powa�ne i sensowne, tote� da�em si� przekona�. Wci�� s�abowa�em, pora roku by�a istotnie sp�niona, a perspektywa odbycia dalekiej podr�y w towarzystwie tak mi�ego przyjaciela przedstawia�a si� n�c�co. Gdzie� jednak mia�em mieszka�, czekaj�c w Oei nadej�cia zimy? Przecie� nie spos�b by�oby nadu�ywa� go�cinno�ci Appiusz�w. Poncjan natychmiast znalaz� rad�: � Przeniesiesz si� do domu mojej matki. Przyjmiemy ci� z rado�ci�, miejsca u nas dosy�. Mieszkanie jest bardzo zdrowe, a budynek po�o�ony tak dogodnie, �e b�dziesz m�g� swobodnie rozkoszowa� si� widokiem morza. Kto wie, czy moich w�tpliwo�ci nie przewa�y� w�a�nie ten ostatni argument. Nie znam bowiem nic r�wnie wspania�ego i boskiego, jak �w przestw�r niezg��biony, nie daj�cy si� ogarn�� wzrokiem. Zw�aszcza gdy wschodzi nad nim ksi�yc. Wtedy znowu staje mi przed oczyma cudowna zjawa, kt�r� ujrza�em pewnej ksi�ycowej nocy wiosennej daleko st�d, na wybrze�u ko�o Koryntu. Tak wi�c, gdy tylko si� mi przyby�o, stan��em przed domem Pudentilli, matki Poncjana; mia�em si� jej przedstawi�.O APULEJUSZU Nim jednak narrator znajdzie si� przed obliczem pani domu, nale�y zaprezentowa� go Czytelnikom, przerywaj�c na kr�tko tok dopiero co zacz�tej opowie�ci. Apulejusz urodzi� si� oko�o roku 125 naszej ery w mie�cie Madaura, a wi�c na ziemiach dzisiejszej Algierii, w pobli�u jej granicy z Tunezj�, w�wczas za� na obszarze rzymskiej prowincji zwanej Africa Proconsularis. Jako m�ody i stosunkowo zamo�ny cz�owiek wiele podr�owa�. Studiowa� w Atenach i w Rzymie, p�niej za� zdoby� du�y rozg�os dzi�ki pisarstwu. Wielk� s�aw� da�a mu zw�aszcza powie�� Metamorfozy, czyli Przemiany, znana te� pod tytu�em Z�oty osio�. Czytywano j� z upodobaniem i w staro�ytno�ci, i w �redniowieczu; w czasach nowszych doczeka�a si� przek�ad�w na niemal wszystkie j�zyki europejskie, w tym tak�e na polski. Pomys� jest znakomity. Pewien m�odzieniec przypadkowo, cho� nie ca�kiem bez w�asnej winy, zosta� zamieniony w os�a; pokonuje wiele tragikomicznych przeciwno�ci, a� wreszcie �aska bogini Izydy przywraca mu posta� ludzk�. W ramy tej opowie�ci Apulejusz wkomponowa� liczne nowele. Ca�o�� wi�c jest bogata i r�norodna. S� rozdzia�y realistyczne i ba�niowe, erotyczne i przygodowe, a nawet podnios�e i niemal religijne. Wszelako wypada skromnie zauwa�y�, �e to nie Apulejusz wymy�li� ow� cz�eczo-o�l� histori�. Wyzyska� on, i to raczej wiernie, pewien romans grecki, kt�rego skr�cona wersja, r�wnie� grecka, zachowa�a si� w zbiorze pism Lukiana. Owszem, to trzeba przyzna�, Apulejusz parafrazuje �wietnie. Prawda te�, �e � jak si� zdaje � wzbogaci� powie�� o pewne w�tki autobiograficzne. Chodzi zw�aszcza o partie po�wi�cone bogini Izydzie. Ale z tym wszystkim nie spos�b uzna� Metamorfoz za dzie�o rzeczywi�cie oryginalne. Pomys� jest cudzy; prawdziwie w�asna, Apulejuszowa, jest tylko szata j�zykowa, zreszt� niezwyk�a i urocza. A inne pisma? By�o ich sporo, nie wszystkie dotrwa�y do naszych czas�w. Z zachowanych charakter �ci�le literacki i retoryczny maj� Florida; jest to wyb�r celniejszych fragment�w z m�w popisowych kt�re Apulejusz wyg�asza� przy r�nych okazjach. Ich styl znamionuje wirtuoza; tre�ciowo wszak�e s� to utwory b�ahe. Posiadamy wreszcie trzy kr�tkie traktaty filozoficzne pi�ra tego� autora. Jeden z nich jest po prostu t�umaczeniem na �acin� pewnego traktatu, przypisywanego Arystotelesowi. Dwa inne maj� charakter bardziej samodzielny. Pierwszy z nich zastanawia si� nad kwesti�, czym w�a�ciwie by�o b�stwo opieku�cze Sokratesa. Drugi przedstawia �ycie i pogl�dy Platona. Czyni to wprawdzie w spos�b pobie�ny i niezbyt g��boki, �wiadczy jednak o kulcie niemal religijnym, jakim Apulejusz, wychowanek ate�skiej Akademii, darzy� jej za�o�yciela. Jest to zreszt� najstarszy zachowany wyk�ad filozofii plato�skiej w j�zyku �aci�skim, i cho�by z tej racji b�dzie mia� zawsze swoje miejsce w dziejach naszej kultury. I w ko�cu dzie�ko najbardziej osobiste, wi�c poniek�d najwa�niejsze: Apologia, czyli Obrona. Kog� to broni Apulejusz? Siebie samego. A przed jakimi zarzutami? Cierpliwy Czytelnik �atwo odgadnie ich tre�� w toku tej opowie�ci, kt�ra w znacznej mierze oparta zosta�a w�a�nie na danych Apologii. Nale�y wszak�e uprzedzi�, �e nie chodzi tu ani o przek�ad, ani nawet o parafraz�; materia� bowiem mowy obro�czej zosta� swobodnie przekszta�cony oraz wzbogacony motywami z innych �r�de�. W ten spos�b powsta�a pewna ca�o��, kt�ra daje mo�e nieco zaskakuj�cy, a jednak autentyczny obraz obyczaj�w i mentalno�ci ludzi wykszta�conych w okresie rozkwitu cesarstwa rzymskiego. C� to za cudaczne przemieszanie sprzeczno�ci w jednym i tym samym cz�owieku! Subtelna inteligencja i szeroka wiedza wsp�yj� z wr�cz zabobonnym kultem czar�w i magii; przes�d i �atwowierno�� splataj� si� ze zdrowym sceptycyzmem i autentyczn� dociekliwo�ci� uczonego. A r�wnocze�nie �w filozof i adept nauk tajemnych okazuje zimn� interesowno�� i zdumiewaj�c� trze�wo�� umys�u we wszystkim, co dotyczy kwestii maj�tkowych.Mo�e jednak to przemieszanie sprzeczno�ci nie jest czym� niezwyk�ym i w�a�ciwym tylko tamtym czasom. Je�li si� zastanowi� i rozejrze�, chyba nietrudno by�oby wskaza� w ka�dej epoce ludzi inteligentnych, uczonych, wyrachowanych, a jednocze�nie l�kliwie sk�adaj�cych ho�d najoczywistszym bzdurom i urojeniom. W ostatecznym za� rozrachunku wychodzi na to, �e ka�dy wiek najlepiej charakteryzuj� jego szale�stwa, przes�dy, psychozy i schorzenia; bo�yszcza ka�dej epoki staj� si� przedmiotem po�miewiska i szyderstw czas�w po niej id�cych, a nie mniej, cho� inaczej, dziwacz�cych. Sceneri� perypetii Apulejusza by�a Oea, czyli dzisiejszy Trypolis w Libii. Relacja o tym, co prze�y� tam �w m�� znakomity, stanowi jedn� warstw� ksi��ki. Drugi natomiast jej w�tek dotyczy znacznie wcze�niejszych czas�w, gdzie indziej si� rozgrywa, zagadnienia za� omawia zupe�nie odmienne. Obie te p�aszczyzny ��czy osoba Apulejusza. Wyzyskamy mianowicie fakt, �e mia� on tak powa�ne zainteresowania filozoficzne; przypu��my, �e w�a�nie w Oei zbiera� materia�y do owych wspomnianych wy�ej traktat�w. Co prawda nie jest pewne, czy podpisa�by si� on pod wszystkimi uwagami i refleksjami, kt�re w jego imieniu zostan� tu przedstawione. Najlepiej wszak�e, je�li tamten kr�g my�li otworzy przed nami sam Apulejusz. Zostawili�my go, gdy puka� do drzwi Pudentilli. PUDENTILLA I WIERSZE PLATONA By�a to pani chyba czterdziestoletnia, a wi�c starsza ode mnie o lat mniej wi�cej dziesi��. Na pierwszy rzut oka wyda�a mi si� kobiet� zupe�nie przeci�tnej urody; os�dzi�em te� na podstawie rys�w i wyrazu jej twarzy, �e jest raczej surowa dla siebie i dla innych, samodzielna i zdecydowana. Nic dziwnego, skoro owdowia�a ju� przed tylu laty i sama musia�a zawiadywa� du�ym maj�tkiem oraz czuwa� nad wychowaniem dw�ch syn�w: Poncjana, o kt�rym ju� m�wi�em, oraz Pudensa, du�o m�odszego, ch�opca jeszcze. W toku bardzo mi�ej rozmowy okaza�o si�, �e Pudentilla jest oczytana i prawdziwie inteligentna. Po grecku m�wi�a doskonale, mo�e nawet swobodniej ni� po �acinie; w tych okolicach nie jest to zreszt� czym� wyj�tkowym, bo zawsze mieszka�o tu sporo Hellen�w. A je�li ju� wspomnia�em o sprawach j�zykowych: uderzy�o mnie, �e w Oei, tak samo zreszt� jak i w moich stronach rodzinnych, ko�o Madaury, wci�� jeszcze spotyka si� wielu ludzi, szczeg�lnie na wsi, kt�rych j�zykiem ojczystym jest punicki. Stanowi to oczywisty spadek po dawnym osadnictwie fenickim i po w�adztwie Kartaginy nad ziemiami, kt�re obecnie, od Madaury na zachodzie a� po Leptis na wschodzie, le�� w granicach naszej prowincji Africa Proconsularis. Zauwa�y�em, �e nawet m�odziutki Pudens, przedstawiony mi zaraz na pocz�tku spotkania, woli m�wi� po punicku ni� po �acinie; t� kaleczy� niezno�nie. Widocznie ch�opiec sp�dzi� dzieci�stwo na wsi. A przecie� star� punick� Kartagin� zburzono do fundament�w ju� przed oko�o trzystu laty, dzisiejsza za�, wielka i wspania�a, jest miastem prawie czysto rzymskim! My�la�em: Mo�e r�wnie� w naszych cia�ach i umys�ach �yje dziedzictwo staro�ytnej Kartaginy, trwa�e i niezniszczalne, cho� sami nie zdajemy sobie z tego sprawy? Mo�e s�usznie twierdz� niekt�rzy obcy, �e my wszyscy, stali mieszka�cy tej krainy, mamy w �y�ach, gdy w gr� wchodz� sprawy mi�o�ci lub nienawi�ci, nie krew, ale ogie�; i �e wszyscy w jaki� naturalny spos�b jeste�my zwi�zani ze �wiatem czar�w i tajemnic? Rozmowa rych�o zesz�a na wsp�lne studia, moje i Poncjana, w Atenach, w Akademii plato�skiej. Z wielkim przej�ciem wielbi�em jej za�o�yciela i otwarcie stwierdzi�em: � Pragn� jak najwierniej i�� w jego �lady i w�a�nie dlatego wybieram si� do Egiptu. Gdyby nie choroba, by�bym tam ju� dawno. Niestety, musz� zatrzyma� si� w Oei jeszcze przez kilka miesi�cy.Pudentilla oczywi�cie nie zna�a si� na plato�skiej filozofii i nie czyta�a ani jednego dialogu naszego mistrza. Natomiast, jak przysta�o na kulturaln� kobiet�, �ywi�a pewne zainteresowania dla poezji. Zapyta�a, czy Platon nie pozostawi� jakich� wierszy. Odpowiedzia�em, �e jako m�ody cz�owiek by� on przede wszystkim poet� i uk�ada� nawet dramaty; wszystko to jednak spali�, gdy w decyduj�cej chwili swego �ycia postanowi� po�wi�ci� si� tylko i wy��cznie poszukiwaniu m�dro�ci. � Zachowa�y si� wszak�e � doda�em � kr�tkie wiersze Platona, epigramy, pisane dla r�nych os�b, w kt�rych si� kocha�. � Jakie� to by�y osoby? I jakie to wiersze? � zapyta�a Pudentilla, wyra�nie zaciekawiona. Od razu po�a�owa�em swoich s��w niebacznych. Przecie� niemal wszystkie te epigramy wielbi�y ch�opc�w! Nie wyda�o mi si� stosowne, bym mia� deklamowa� te nami�tne wiersze przed matron� tak powa�n� i surow�. W ka�dym razie nie do powt�rzenia by� ten, moim zdaniem, najpi�kniejszy: �Gdym Agatona ca�owa�, dusz� mia�em na wargach; a� tam stan�a nieszcz�sna, jakby przej�� chcia�a na drug� stron�.� Przytoczy�em wi�c inny, pozornie pow�ci�gliwszy, w kt�rym Platon m�wi o jednym ze swych m�odych uczni�w, o ch�opcu imieniem Aster, czyli Gwiazda: �Wpatrujesz si� w gwiazdy, moja Gwiazdo. O jak�e� chcia�bym sta� si� niebem, by tysi�cem oczu patrze� na ciebie!� Ch�opiec zmar� m�odo. Jego cieniom mistrz ofiarowa� taki epigram: �Przedtem ja�nia�e� w�r�d �ywych jako Jutrzenka. Teraz, po �mierci, �wiecisz w�r�d zmar�ych jako Gwiazda Zachodnia.� W tym momencie przyszed� mi na my�l wiersz, przez niekt�rych przypisywany Platonowi, a na szcz�cie zwr�cony do dziewczyny. Zaraz powt�rzy�em go g�o�no: ,,Rzucam ci jab�ko. Je�li kochasz mnie z dobrej woli, zatrzymaj je, a w zamian daj mi, co masz najcenniejszego. Je�li za� � oby tak nie by�o! � co innego zamy�lasz, we� owoc i dobrze rozwa�, �e jego �wie�e pi�kno wnet minie.� Rzek�em i � zmartwia�em. Mia�em przecie� przed sob� kobiet� nie pierwszej ju� m�odo�ci! Aby wi�c ratowa� sytuacj�, pope�ni�em nowy nietakt. Ale zdawa�o mi si�, �e niewiele ju� mam do stracenia w opinii Pudentilli. Powiedzia�em: � Znam jeszcze jeden epigram, kt�rego autorstwo do�� powszechnie przyznaje si� za�o�ycielowi Akademii, cho� ja osobi�cie innego jestem zdania. Wiersz, �mia�y w tre�ci, w pewnym stopniu przeczy poprzedniemu. Oto on: �Mam Archeanass�, heter� z Kolofonu. Nawet w jej zmarszczkach jeszcze si� kryje gorzka mi�o��. Biedni wy, co�cie j� spotkali, gdy jako m��dka zaczyna�a �eglowa�! Przez ile� to przeszli�cie utrapie�!� Mo�e mi si� tylko wydawa�o, �e Pudentilla jakby lekko si� u�miechn�a. Zrozumia�a widocznie te s�owa tak, jak sobie tego �yczy�em. I znowu pomy�la�em, �e chyba nie tylko j�zyk punicki jest �ywym spadkiem po dawnych panach tej krainy, lecz tak�e gor�ca nami�tno��, godna czcicieli bogini Tanit. Uzgodnili�my, �e przeprowadz� si� do pi�knego domu Pudentilli ju� dnia nast�pnego. LNIANE ZAWINI�TKO I O�TARZ B�STW DOMOWYCH Na now� kwater� przenios�em si� oczywi�cie ze wszystkim, co do Oei przywioz�em. Sam trzyma�em w r�ku swoje �wi�to�ci, dobrze owini�te lnian� chust�; tobo�ki d�wiga� niewolnik � jedyny, jaki towarzyszy� mi w dalekiej podr�y. Tak wi�c, musz� przyzna�, m�j dobytek w czasie przeprowadzki do domu bardzo bogatej wdowy przedstawia� si� raczej skromnie; wszelako ju� w rok p�niej pozwoli�em sobie na wyzwolenie w tej�e Oei trzech ludzi ze s�u�-by, i to jednego dnia. Wszystko to mia�o mi p�niej przysporzy� wiele k�opot�w ze strony ludzi zawistnych i ma�ostkowych. Gdy tylko przekroczy�em pr�g nowej siedziby, zapyta�em, gdzie o�tarzyk b�stw domowych; tam po�o�y�em �wi�to�ci. Nast�pnego dnia zajrza�em do tego pokoju zaraz z rana; chcia�em sprawdzi�, czy przypadkiem kto� ciekawski nie dobra� si� do mych skarb�w w niepozornym zawini�tku. Przy sposobno�ci stwierdzi�em z zachwytem, �e pok�j jest w�a�ciwie bibliotek�! Liczne zwoje papirusowe le�a�y we wn�kach mur�w i w skrzyniach. Ksi��ki stanowi�y w�asno�� Poncjana, kt�ry powa�nie interesowa� si� filozofi� i literatur�; w�a�nie dlatego swego czasu uda� si� do Aten, gdzie los zetkn�� go ze mn� w gajach Akademii. Rzecz to jednak godna ubolewania, �e nawet mi�o�� wiedzy i prawdziwe studia nie wystarczaj� same przez si�, by ukszta�towa� sta�o�� charakteru i obroni� przed pokusami; przyk�ad Poncjana mia� mi to pokaza� szczeg�lnie wyrazi�cie. Wracaj�c wszak�e do biblioteki: odkry�em w niej dzie�a Platona; traktaty innych filozof�w, przewa�nie uczni�w Sokratesa lub Platona; ksi�gi wielu historyk�w greckich i m�wc�w. Wi�kszo�� owych zwoj�w Poncjan naby� w Grecji, a nast�pnie przywi�z� tu i zostawi�, gdy wyjecha� do Rzymu, aby studiowa� prawo. Obecnie wielce �yczliwie pozwoli� mi korzysta� z tych zasob�w, kiedy bym tylko zechcia�. Patrz�c na to z perspektywy p�niejszych wypadk�w podejrzewam nawet, �e ogromnie si� ucieszy�; tym bowiem sposobem jeszcze mocniej wi�za� mnie z domem swej matki, co znowu mia�o s�u�y� jego planom, wci�� jak najtroskliwiej skrywanym. Spotkanie po latach z koleg� z plato�skiej Akademii; fakt, �e zdarzy�o si� to, gdym pielgrzymowa� za przyk�adem samego Platona do Egiptu, ojczyzny bog�w i tajemnych nauk; odnalezienie dzie� tego� Platona w mie�cie zagubionym pomi�dzy morzem a bezmiarem piaszczystych pustkowi � wszystko to rozumia�em jako opatrzno�ciow� wskaz�wk� losu, abym wyzyska� przymusow� zw�ok� w Oei, przedstawiaj�c po raz pierwszy w j�zyku �aci�skim �ycie za�o�yciela Akademii. Nie wiem, jaki kszta�t ostateczny otrzyma to dzie�o. Sta�o si� bowiem tak, �e praca nad nim w przedziwny spos�b splata si� z perypetiami mego �ycia. Wydarzenia zabawne lub �a�osne, a czasem gro�ne, to odwodz� mnie od bada� naukowych, to znowu jakby ku nim sk�aniaj�. Ale ja dawno ju� przejrza�em, �e nie ma przypadk�w. Wszystkim rz�dz� z ukrycia moce tajemne, wiod�c nas ku celom sobie tylko znanym. Sokrates w niekt�rych chwilach swego �ycia s�ysza� p�yn�ce sk�d� s�owa, rady, wskaz�wki; przypisywa� je, na pewno s�usznie, swemu demonowi, czyli duchowi opieku�czemu. Zbyt ma�o we mnie prawdziwej m�dro�ci i czysto�ci ducha, abym m�g� wprost poj�� co m�wi m�j demon-str�. Wierz� jednak, �e to w�a�nie on powoduje moimi krokami. Je�li wrogowie to maj� na my�li, nazywaj�c mnie magiem i czarownikiem, ch�tnie si� godz�. Lecz za wysoko bym ich ocenia� przyjmuj�c, i� zdolni s� do tak g��bokich pogl�d�w; widz� tylko drobiazgi, jak owa chusta lniana, a i te �le rozumiej�. MISTERIA Owini�te lnian� chust� towarzyszy�y mi wsz�dzie �wi�te przedmioty; otrzyma�em je od kap�an�w Demeter i Persefony w Eleusis, gdy dost�pi�em tam wtajemniczenia. Studiuj�c bowiem w Atenach nie omieszka�em zg��bi� obrz�dk�w i nauk, kt�re od najdawniejszych czas�w ciesz� si� szczeg�ln� czci� w ca�ej Helladzie. Zreszt� Eleusis le�y tak blisko Aten � pieszo niewiele ponad p� dnia drogi � �e by�oby nawet przejawem pewnego lekcewa�enia nie odby� pielgrzymki do przybytku bogi�, z kt�rych jedna �ywi nas p�odami ziemi, druga za� w�ada �wiatem zmar�ych. Wyda�o mi si� to nakazem tym pilniejszym, �e misteria eleuzy�skieodprawia si� tylko i wy��cznie w tej miejscowo�ci, podczas gdy wszelkie obrz�dki ku czci innych b�stw dokonywane s� w ka�dej krainie Imperium, gdzie tylko nauczaj� ich kap�ani i gromadz� si� wyznawcy. Ja sam dozna�em niezwyk�ej �aski od egipskiej bogini Izydy, najpierw u wybrze�a morskiego ko�o Koryntu, a potem w Rzymie. Po raz pierwszy objawi�a mi si� noc�, o wschodzie ksi�yca, i wnet przekroczy�em progi tamtejszej jej �wi�tyni. Po raz drugi, nad Tybrem, ujrza�em we �nie jej ma��onka Ozyrysa i wst�pi�em na wy�sze stopnie poznania prawd ukrytych. Natomiast z pewnym zdziwieniem, a nawet �alem, musz� stwierdzi�, �e Platon chyba nie by� wtajemniczony w misteria eleuzy�skie, w dzie�ach za� swoich zaledwie o nich wspomina. A przecie� m�wi on cz�sto i z wielk� czci� o r�nych b�stwach nie�miertelnych, o losach duszy, o pradawnych podaniach i naukach, o m�dro�ci kap�an�w i wieszcz�w nie tylko helle�skich, lecz tak�e barbarzy�skich. Szczeg�lnie pi�kny i bardzo osobisty jest ton wypowiedzi w dziesi�tej ksi�dze Praw. Platon gromi tam niedowiark�w przecz�cych istnieniu bog�w nie�miertelnych. Oto tre�� jego wywod�w: Tych ludzi nie przekonywaj� opowie�ci, kt�re jako dzieci s�yszeli od swych matek i piastunek, powtarzane niby pie�ni czarodziejskie, raz �artobliwie, to znowu powa�nie. S�yszeli je r�wnie� przy modlitwach i ofiarach; a obrz�dy te s� dla oczu i uszu dziecka jednym z najmilszych prze�y�. Owi niedowiarkowie winni te� pami�ta�, �e ich rodzice w trosce o dobro swoje i potomstwa z najg��bsz� ufno�ci� zanosili mod�y i b�agania do bog�w jako do istot najrzeczywistszych. Winni wreszcie dojrze� i poj��, �e wszyscy Hellenowie i barbarzy�cy tak post�puj�: w przer�nych chwilach �ycia, zar�wno z�ych, jak i dobrych, a tak�e przy wschodzie i zachodzie s�o�ca oraz ksi�yca, pobo�nie k�oni� si� ku ziemi, nawet przez mgnienie oka nie podaj�c w w�tpliwo�� istnienia bog�w. Pracuj�c nad dzie�em Prawa Platon by� ju� starcem. Kto wie, czy pisz�c powy�sze s�owa nie wraca� my�l� do najdro�szych wspomnie� dzieci�stwa, kiedy to matka, tul�c go do piersi lub usypiaj�c, snu�a d�ugie opowie�ci o bogach dobrych i �askawych; kiedy to w dni �wi�teczne ojciec stoj�c w otoczeniu ca�ej rodziny i s�u�by na dziedzi�cu, przy o�tarzu ofiarnym, uroczy�cie podnosi� r�ce ku niebu, wzywa� po kolei b�stwa opieku�cze, prosi� je o �yczliwo�� dla wszystkich mieszka�c�w domu. A co do misteri�w, to przychodzi mi jeszcze na my�l, �e w dialogu Fedon Platon wk�ada w usta Sokratesa, ju� sposobi�cego si� do �mierci, wypowied� tej tre�ci: Prawda jest w swej istocie oczyszczeniem si� od r�nych s�abo�ci. Pow�ci�gliwo�� za�, uczciwo��, odwaga, a nawet sam rozs�dek stanowi� r�wnie� rodzaj czysto�ci wewn�trznej. I chyba nieg�upi byli ci, co wprowadzili misteria, dzi�ki nim bowiem mogli ju� w pradawnych czasach pod postaci� zagadkowej opowie�ci przekazywa� takie nauki: kto przybywa do �wiata zmar�ych niewtajemniczony i bez �wi�ce�, b�dzie le�a� tam w b�ocie; natomiast cz�owiek czysty i uczestnik misteri�w zamieszka w�r�d bog�w. Wszelako, jak to zwykli m�wi� prze�o�eni nad misteriami: �Symbol wtajemniczenia nosi wielu, ale prawdziwych bachant�w jest niewielu.� Moim za� zdaniem ci bachanci, czyli nawiedzeni przez boga, to nie kto inny, lecz mi�uj�cy m�dro�� w spos�b w�a�ciwy! Te zdania, niby to Sokratesa, lecz naprawd� samego Platona, wydaj� mi si� wa�ne z dw�ch powod�w. Wynika z nich po pierwsze, �e za�o�yciel Akademii za rzeczywiste wtajemniczenie uznawa� studium filozofii; natomiast nauki i obrz�dy r�nych misteri�w traktowa� tylko jako przybli�ony obraz najwy�szego poznania, ustanowiony przez �wiat�ych ludzi staro�ytnych dla prowadzenia maluczkich, kt�rzy jeszcze nie dojrzeli do nale�ytego ukochania czystej m�dro�ci. Ale jest tak�e drugi wniosek. To bowiem, co Platon m�wi tu o misteriach, dotyczy nie Eleusis, lecz doktryny orfickiej. Zreszt� w wielu swych dzie�ach Platon wprost lub po�rednio nawi�zuje do wielkiego mitu, wok� kt�rego orficy do dzi� oplataj� swe nauki i ceremonie, nauczaj�c:B�g Dionizos zosta� rozerwany na strz�py i po�arty przez tytan�w. Wstrz��ni�ty t� zbrodni� Zeus spali� ich piorunem, z popio��w za� uformowa� pierwszego cz�owieka. Skutkiem tego ka�dy cz�owiek ma w sobie dwa przeciwstawne i zwalczaj�ce si� elementy. Jeden z nich pochodzi od Dionizosa, jest wi�c boski i nie�miertelny, drugi natomiast od tytan�w, czyli istot ziemskich i bestialskich. Cia�o ludzkie to wi�zienie i gr�b czystego ducha, r�wnego bogom. �ycie jest zarazem kar� i pr�b�; dla pierwiastka boskiego w nas oznacza ono �mier� niemal, natomiast �mier� fizyczna staje si� dla� pocz�tkiem prawdziwego �ycia. Kiedy dusza zst�puje do Hadesu, czeka j� s�d, p�niej za�, zale�nie od zas�ug lub wyst�pk�w, cierpi w b�ocie podziemi lub raduje si� wesp� z bogami. Wszelako ten�e sam Platon wprowadza w pierwszej ksi�dze Pa�stwa swego rodzonego brata Adejmanta, kt�ry pokpiwa z owych wyobra�e� o nagrodzie i karze po �mierci jako ze zbyt naiwnych: � Ci, co w to wierz�, prowadz� w swych opowie�ciach ludzi zacnych do Hadesu, uk�adaj� ich na �o�ach biesiadnych, urz�dzaj� uczty, ka�� im, uwie�czonym, pi� wino po wszystkie czasy. Widocznie uwa�aj�, �e najpi�kniejsz� nagrod� cnoty jest wieczne pija�stwo. A znowu bezbo�nik�w i zbrodniarzy grzebi� w jakim� b�ocie hadesowym lub przykazuj�, by bez przerwy nosili wod� w sitach. Nie�atwo wi�c doj�� i okre�li�, jakie by�y pogl�dy Platona � zreszt� nie tylko w tej materii. Tw�rca Akademii �y� d�ugo i pisa� wiele; mo�liwe wi�c, �e w ci�gu lat zmienia� swoje zapatrywania nawet na sprawy najistotniejsze. Czasami trudno te� wyrozumie�, czy m�wi powa�nie, czy te� pod p�aszczem s��w wznios�ych i pi�knych kryje si� ironia; t� umiej�tno�� subtelnej wieloznaczno�ci w wypowiedziach przej�� chyba od swego mistrza Sokratesa i rozwin�� j� znakomicie. Wreszcie, prawie wszystkie utwory Platona maj� form� dialog�w; w jakim�e wi�c stopniu mamy prawo uznawa� za jego w�asne wypowiedzi to, co wk�ada w usta r�nych dyskutuj�cych os�b? Wynika z tych uwag, �e znalaz�em si� w k�opotliwej sytuacji, gdym przyst�pi� do dzie�a o Platonie. Nale�a�o koniecznie znale�� jak�� pewn� podstaw� i jakby ni� przewodni�, aby nie zgubi� si� w tym przedziwnym, wspania�ym i arcykunsztownym labiryncie my�li. Kto wie, czy Platon nie zbudowa� go w�a�nie po to, aby nie dopu�ci� profan�w do najg��bszej i naj�wi�tszej tajemnicy swych przekona�? LIST SI�DMY Si�gn��em pami�ci� do lat studenckich, kiedy to wraz z Poncjanem przechadza�em si� w�r�d platan�w i drzew oliwnych Akademii lub w cieniu portyk�w siada�em u st�p m�drych nauczycieli, kt�rzy od prawie pi�ciu wiek�w, pokolenie po pokoleniu, przekazuj� i obja�niaj� my�li Platona � jak sami je rozumiej�; a rozumiej� r�nie. Ot� w tej to Akademii mistrz Gajos, najbardziej wtedy powa�any, cz�sto wspomina�, �e najlepiej poznamy �ycie i pogl�dy Platona wychodz�c od jego listu, kt�ry zowie si� si�dmym, a skierowany jest do przyjaci� sycylijskich. Tote� w Oei, gdy tylko przysz�y mi na my�l pouczenia Gajosa, natychmiast zabra�em si� do studiowania tego listu, b�d�cego zreszt� w istocie do�� d�ugim traktatem. Jak ju� m�wi�em, Poncjan poprzednio bardzo ostro�nie bada� moje zamiary, maj�c na oku swoje cele. Kilkakrotnie zwraca� mi uwag�, delikatnie i troskliwie, �e licz� ju� lat trzydzie�ci, najwy�sza wi�c pora, bym za�o�y� rodzin�; przecie� on sam, cho� nieco m�odszy, w�a�nie o tym przemy�liwa! Haczyk owych napomknie�, rzucanych zreszt� jakby mimochodem, widocznie gdzie� tam utkwi� w mej �wiadomo�ci, bo kiedy tylko wzi��em do r�ki list si�dmy, od razu uprzytomni�em sobie, jak posuni�ty w latach by� Platon, uk�adaj�c to pismo: mia� chyba prawie osiemdziesi�tk�. Dot�d jako� nigdy nie przyk�ada�em nale�ytej wagi do okoliczno�ci, �e czytam s�owa starca kt�ry ju� ko�czy drog� �ycia, patrzy wstecz i pragnie przekaza� potomno�ci w�asne widzenie i ocen� swych wysi�k�w, pomy�ek i osi�gni��. Uczyni�em te� takie obliczenie: Obecnie dwunasty ju� rok panuje cesarz Antoninus Pius i s� to lata olimpiady 232 [rok 150 n.e.]; a skoro Platon pisa� list si�dmy w latach olimpiady 107 [rok 352�349 p.n.e.], min�o od tamtego czasu olimpiad sto dwadzie�cia pi��, czyli okr�g�o lat pi��set. Fakt, �e zamyka si� obecnie prawie dok�adnie pi�� wiek�w, wyda� mi si� znamienny i rokuj�cy memu dzie�u dobre nadzieje. A teraz list si�dmy. Platon cofa si� my�l� do lat wczesnej m�odo�ci i pisze zaraz na wst�pie: �Jako m�ody cz�owiek do�wiadczy�em czego�, co zdarza si� wielu. Pragn��em, gdy tylko dojd� do swych lat, po�wi�ci� si� polityce. A tymczasem sytuacja pa�stwa tak przedstawia�a si� wtedy: Poniewa� wielu krytykowa�o �wczesny ustr�j, dosz�o do przewrotu. Na czele nowych w�adz stan�o pi��dziesi�ciu jeden obywateli. Z tej liczby jedenastu sprawowa�o nadz�r nad handlem i administracj� w samych Atenach, dziesi�ciu za� zarz�dza�o Pireusem. Natomiast trzydziestu pozosta�ych kierowa�o ca�o�ci� spraw pa�stwowych, maj�c nieograniczone kompetencje. Ot� z�o�y�o si� tak, �e niekt�rzy z nich byli moimi krewnymi i znajomymi; ci od razu zacz�li zach�ca�, bym wzi�� udzia� w ich dzia�alno�ci, jako �e ona tak�e mnie dotyczy. Nie nale�y si� dziwi�, �e ulega�em wtedy pewnym z�udzeniom; by�em przecie� bardzo m�ody. Wydawa�o mi si�, �e te rz�dy poprowadz� pa�stwo od z�a ku praworz�dno�ci. Dlatego pilnie baczy�em, jak b�d� post�powa� nowi w�adcy. I co ujrza�em? Oto w kr�tkim czasie sprawili, �e ustr�j poprzedni wyda� si� z�oty! Drogiego mi starca, kt�rego nie waha�bym si� nazwa� cz�owiekiem najbardziej prawym w�r�d wsp�czesnych, chcieli wys�a� wraz z kilku innymi, rozkazuj�c im wsp�lnie schwyta� i si�� sprowadzi� jednego z obywateli, na kt�rym miano wykona� wyrok �mierci. Oczywi�cie chodzi�o im o to, aby Sokrates sta� si� wsp�lnikiem ich spraw, nawet wbrew swej woli. On jednak nie pos�ucha�. Got�w by� na wszystko, byle nie uczestniczy� w zbrodni.� Taki wi�c by� �w m�ody Platon. Nie misteria go zajmowa�y, i nawet nie studium m�dro�ci, lecz tylko polityka. Przyznam, �e trudno mi poj�� takie stanowisko i tego rodzaju zainteresowania. Przywyk�em w naszej b�ogiej epoce jedynow�adztwa, �e kto inny podejmuje za mnie wszelkie decyzje w sprawach pa�stwa i spo�eczno�ci, ja za� przyklaskuj� ka�dej. LIBER PATER Nie tylko dla mnie martwe s� sprawy polityki, �ywe za� i pasjonuj�ce te, kt�re dotycz� misteri�w. Mo�na �mia�o stwierdzi�, �e w�a�nie takie jest nastawienie najszerszych mas ludno�ci cesarstwa � poza oczywi�cie w�sk� grup� wysokich dostojnik�w, istotnie maj�cych jaki� wp�yw na bieg spraw pa�stwowych. Ile� to dzi� we wszystkich krainach Imperium bractw religijnych, ile wtajemnicze�, ile kult�w b�stw rozmaitych! Tak na przyk�ad w naszej prowincji, a wi�c r�wnie� tu, w Oei, bardzo wielu czcicieli ma Liber Pater, czyli po prostu grecki Dionizos-Bachus. Jego bractwa, do kt�rych mo�na wst�pi� tylko drog� wtajemnicze�, zbieraj� si� na dziwne nabo�e�stwa, polegaj�ce przede wszystkim na wsp�lnym ucztowaniu. Jakim ucztowaniu! Wino leje si� obficie, a podochoceni bachanci ta�cz� niemal nago i coraz zapami�talej przy wt�rze bardzo rytmicznej, wr�cz przejmuj�cej muzyki. Ta�cz� tak d�ugo, p�ki niekt�rzy z nich nie popadn� w rodzaj sza�u, kt�ry zwykle udziela si� reszcie zebranych. Utrzymuj� p�niej, �e wst�pi� w nich duch bo�y i �e nie w�adali sami sob�. W ekstatycznym upojeniu krzycz� i wyj�, skacz� i tarzaj� si� po ziemi, rozrywaj� r�ne przedmioty na strz�py, obejmuj� si� i mi�uj�. Wszystkto to ma by�, w ich mniemaniu, jakim� przedsmakiem wiecz-nej szcz�liwo�ci po �mierci, kiedy to oni, wierni czciciele Dionizosa, b�d� uczestniczy� w boskiej biesiadzie na niebia�skich b�oniach. Rozumiem te marzenia. Jak�e� bowiem ludzie pro�ci i niedokszta�ceni mog� wyobra�a� sobie najwy�sz� rozkosz? Tylko jako uciechy sto�u i �o�a. Nie inaczej by�o pi�� wiek�w temu, w czasach Platona, cho� intensywno�� prawdziwego �ycia politycznego czyni�a te zjawiska czym� niepor�wnanie s�abszym i ubocznym. Ale i w�wczas pot�piano nieobyczajno�� bachicznych ceremonii; wsp�lne uczty, pija�stwo i orgie szokowa�y ludzi tamtych czas�w tak samo, jak i nas obecnie. Przynajmniej tak si� dorozumiewam odczytuj�c kr�tk� wzmiank� w drugiej ksi�dze Praw Plato�skich: Szerzy si� po cichu wie�� i podanie, �e bogu Dionizosowi odebra�a jasne rozeznanie w duszy jego macocha Hera. Z zemsty za to Dionizos wprowadzi� �wi�ta bachiczne i szale�cze obchody, a tak�e darowa� nam wino. Czyli, je�li wierzy� Platonowi, niekt�rzy jego wsp�cze�ni t�umaczyli sobie niezwyk�o�� kultu Bachusa, tak odbijaj�c� od dostoje�stwa ceremonii ku czci innych bog�w � zatargami w�r�d niebian. Wszelako sam Platon nie zgadza� si� z tym pogl�dem, zaraz bowiem dodaje: Szerzenie owych wie�ci pozostawiam tym, kt�rzy uznaj� za rzecz bezpieczn� powiada� co� takiego o bogach. Platon bowiem mia� w�asne zdanie o pocz�tku i znaczeniu pie�ni, ta�ca, a nawet wina. Uwa�a� je za spadek po niemowl�ctwie ludzko�ci; spadek potrzebny, z niego bowiem wytworzy�o si� poczucie rytmu i harmonii, w�a�ciwe w�r�d wszystkich istot tylko cz�owiekowi, a odgrywaj�ce ogromn� rol� w wychowaniu duszy i cia�a. POEZJA I JEJ NADZORCY Poniewa� wspomnia�em o wychowaniu, pragn� od razu w tym miejscu poruszy� pewn� spraw�, dotycz�c� pogl�d�w Platona, kt�ra dziwi mnie i zastanawia, odk�d tylko z ni� si� zetkn��em. Swoje wielkie dzie�o, Prawa, Platon pisa� u schy�ku �ycia w�a�nie po to, aby okre�li� zasady wychowania obywateli w pa�stwie doskona�ym. Odpowiednie kszta�towanie osobowo�ci rozpoczyna si� ju� w najwcze�niejszym dzieci�stwie i trwa do p�nej staro�ci; wszyscy mieszka�cy idealnego pa�stwa poddani s� sta�emu i �cis�emu rygorowi ustaw, kt�re kieruj� ich post�powaniem zar�wno w �yciu publicznym, jak i osobistym. Tylko ci obywatele, kt�rzy uko�czyli lat sze��dziesi�t, mog� swobodniej uk�ada� swoje sprawy; ale wtedy, w wieku podesz�ym, s� oni ju� tak uformowani, �e sami staj� si� �ywym prawem. Tote� w�a�nie starcy os�dzaj�, czy m�odsi w pe�ni dochowuj� wierno�ci ustrojowi. Nawet dni odpoczynku, czyli �wi�ta ku czci bog�w, zosta�y w��czone do owego wszechwychowania. Po cz�ci bowiem maj� one s�u�y� odpr�eniu i umili� �ycie, dlatego wype�nia je muzyka, taniec i �piew ch�ralny; jednak�e forma i tre�� tych utwor�w musi odpowiada� pewnym prawom; Platon ustanawia je i omawia w ksi�dze si�dmej. Pierwsze z nich g�osi, �e nastr�j utwor�w winien by� podnios�y. Drugie wychodzi z za�o�enia, �e pie�ni s� rodzajem mod��w zwr�conych ku bogom, tote� poeci maj� pilnie zwa�a�, by nie w�lizn�o si� do ich dzie� co� zdro�nego, co by mog�o wywo�a� gniew niebian. Wiadomo wszak�e, �e tw�rcy nie zawsze potrafi� sami przez si� odr�ni�, co z�e, a co dobre. Dlatego trzecie prawo orzeka: tw�rcy nie wolno odst�powa� od tego, co pa�stwo uznaje za s�uszne, pi�kne i dobre. Nie wolno mu nawet pokazywa� swych dzie� osobom prywatnym, p�ki nie uzyskaj� one aprobaty s�dzi�w i nadzorc�w. Przedmiotem pie�ni maj� by� przede wszystkim bogowie, ale tak�e demony, herosowie, a nawet zmarli ludzie, zas�u�eni dla pa�stwa. Natomiast wychwalanie os�b �yj�cych, nawet wybitnych, wymaga�oby rozwagi. Co jednak uczyni� z dzie�ami pozostawionymi nam w spadku przez przesz�e pokolenia? Komisjastarc�w musi dokona� w�r�d nich wyboru, odrzucaj�c wszystko, co niew�a�ciwe; to wszak�e, co kryje w sobie jakie� warto�ci, nale�y przekaza� utalentowanym poetom i muzykom, by dokonali oni odpowiednich przer�bek. Trzeba bowiem wykorzystywa� zdolno�ci tw�rc�w, ale w taki spos�b, by ich osobistym upodobaniom pozostawi� jak najmniej miejsca. W ostatniej instancji o wszystkim ma decydowa� wola str��w ustroju. Utw�r w�a�ciwie ustawiony jest tysi�c razy lepszy od nie uporz�dkowanego � nawet je�liby �w pierwszy nie posiada� uwodzicielskiego wdzi�ku s�odkiej Muzy. Takie by�y pogl�dy Platona � starca. Tego Platona, kt�ry w latach m�odo�ci, a nawet jeszcze p�niej, pisa� nami�tne elegie mi�osne. Mia�em je w �wie�ej pami�ci, z racji niedawnej rozmowy z Pudentill�; mo�e dlatego rzecz wyda�a mi si� jeszcze bardziej zagadkowa ni� zwykle, a sprzeczno�� obu postaw zdumiewaj�co jaskrawa. Przez moment my�la�em, �e wszystko jest w zasadzie proste i jasne: u schy�ku �ycia filozof sta� si�, jak to starcy zazwyczaj, twardy, bezkompromisowy, nieczu�y na uroki dozna� m�odzie�czych, a mo�e nawet zawistnie im niech�tny. Wnet wszak�e u�wiadomi�em sobie, �e podobne pogl�dy Platon reprezentowa� ju� w dziele, kt�re pisa� w sile wieku. My�l� o dziesi�tej ksi�dze Pa�stwa. O SZKODLIWO�CI POEZJI Rozm�wcami w tej ksi�dze s� Sokrates i Glaukon, brat Platona. S�dz�, �e ma to swoje znaczenie; oddaj�c bowiem g�os taki bliskiej osobie filozof zapewne chcia� wskaza�, �e wy�o�one my�li nie s� igraszk� lub �artem, lecz jego w�asnymi, prawdziwymi pogl�dami. Zaraz na pocz�tku Sokrates stawia tez�, kt�ra ju� poprzednio pojawia�a si� w dyskusji, lecz nie zosta�a, szerzej rozwini�ta: � W naszym pa�stwie doskona�ym pod �adnym warunkiem nie b�dziemy tolerowa� poezji na�ladowczej! To ostatnie okre�lenie jest bardzo szerokie i obejmuje w�a�ciwie wszystkie rodzaje poezji (z wyj�tkiem dw�ch, o kt�rych ni�ej), a wi�c zar�wno epik�, jak te� dramaturgi� i liryk�; wszystkie bowiem one usi�uj� na sw�j spos�b na�ladowa� rzeczywisto�� oraz wzbudzi� w s�uchaczach emocje, jakie wywo�a�yby w nich wydarzenia prawdziwe. Sokrates atakuje poezj� poniek�d wbrew sobie. Wyznaje, �e od dziecka mi�uje i czci Homera, praojca ca�ej owej tw�rczo�ci, oskar�a go jednak surowo, podobnie jak i jego uczni�w, tragik�w i liryk�w, daj�cych w swych dzie�ach tylko poz�r i zwid rzeczywisto�ci. Pr�no by pyta� � wywodzi Sokrates � jakie to pa�stwo dzi�ki Homerowi ulepszy�o sw�j ustr�j i prawa, wygra�o wojn�, wprowadzi�o nowe pomys�y techniczne. Zreszt� Homer nie by� mistrzem i wzorem nawet dla swych wsp�czesnych i najbli�szych, nie ustanowi� bowiem odr�bnego, homeryckiego sposobu �ycia, jak to p�niej uczyni� na przyk�ad Pitagoras. Jednak�e, zdaniem tego� Sokratesa, najpowa�niejsze s� zarzuty dotycz�ce samej istoty wszelkiej poezji na�ladowczej: Pobudza ona i doprowadza do rozkwitu uczuciowy pierwiastek duszy, i to kosztem tego, kt�ry my�li racjonalnie. Jest to dzia�anie wielce szkodliwe i niebezpieczne; zupe�nie tak samo, jak gdyby w pa�stwie kto� wzmacnia� si�y g�upoty i kaza� im rz�dzi�, niszczy� natomiast ludzi �wiat�ych. A w�a�nie tak post�puje poeta: wszczepia w dusze s�uchaczy z�y ustr�j, sprzyja czynnikom nierozumnym. Tym sposobem przynosi szkod� nawet ludziom my�l�cym. We�my pod rozwag� przyk�ad stosunkowo prosty! Oto zdarza si� cz�sto, �e Homer lub dramaturg wprowadzaj� bohatera cierpi�cego, rozpaczaj�cego; patrzymy i s�uchamy wzruszeni, dajemy si� powodowa� poecie, wychwalamy go jako tw�rc� znakomitego. A przecie� je�li cios spadnie na nas samych, usi�ujemy zachowa� spok�j i hart ducha, s�usznie uwa�aj�c, �e m�czy�nie przystoi panowa� nad swymi uczuciami. Podobnie ma si� rzecz w innych wypadkach, gdypoeta pobudza nasz� po��dliwo�� erotyczn�, sk�onno�� do gniewu czy w og�le jak�kolwiek nami�tno��; w istocie bowiem nale�a�oby ujarzmia� te emocje i schorzenia, je�li pragniemy sta� si� lepsi i szcz�liwsi. Ostateczny wi�c wniosek rozm�wc�w jest taki: W pa�stwie doskona�ym dopu�cimy, je�li chodzi o tw�rczo�� poetyck�, tylko hymny ku czci bog�w i pochwa�y ludzi uczciwych. Gdyby bowiem pojawi�a si� owa s�odka Muza piosenek i epopei, wnet zacz�oby kr�lowa� nie prawo i nie g�os spo�ecznego rozs�dku, lecz pogo� za uczuciowymi doznaniami. Takie by�y pogl�dy Platona, wed�ug dziesi�tej ksi�gi Pa�stwa. Czytaj�c te s�owa, jak i wypowiedzi w Prawach, rodzi si� we mnie podejrzenie, �e w Akademii pokazywano nam zbyt jednostronny obraz jej za�o�yciela. Tam m�wiono o nim tylko jako o m�drcu, zatopionym w rozmy�laniach nad jedno�ci� pi�kna, prawdy i dobra, bytuj�cym w �wiecie czystych, nieziemskich idei. A przecie� trudno oprze� si� my�li, �e cz�owiek ten by� op�tany polityk� i ��dz� w�adzy. Pragn�� wszystko zmienia�, przekszta�ca� na nowo. Za nic mia� g�os i tradycj� wiek�w. Depta� nawet w�asne umi�owania. Chcia� stworzy� nowe pa�stwo, nowy ustr�j, nowego cz�owieka. Co prawda po to, by w idealnym pa�stwie urzeczywistni� jedno�� pi�kna, prawdy i dobra. Ale za jak� cen�! Je�li tak � my�la�em � to widocznie w latach m�odo�ci Platon prze�y� wstrz�sy, kt�re zrazi�y go zar�wno do stosunk�w w ojczy�nie, jak i do wszelkich form ustrojowych, z jakimi si� zetkn��. Zacz��em studia nad �yciem Platona od pocz�tku listu si�dmego. Wyczyta�em tam, �e interesowa� si� za m�odu polityk� i chcia� si� jej po�wi�ci�, obrzyd�o mu wszak�e post�powanie �wczesnego rz�du ate�skiego, cho� byli w nim jego krewni; najbardziej za� to, �e usi�owa� on wpl�ta� w swoje zbrodnie tak�e Sokratesa. Nale�a�o wi�c wr�ci� do tej sprawy i bli�ej si� ni� zaj��. SOKRATES I RZ�DY TRZYDZIESTU Pierwszym dzie�kiem Platona, jakie w og�le czyta�em, jeszcze w dzieci�stwie, by� oczywi�cie nie list si�dmy, lecz Apologia. S�dz� zreszt�, �e ta obrona Sokratesa w formie jego mowy przed s�dem ate�skim b�dzie nale�e� do podstaw wszelkiego wykszta�cenia tak d�ugo, jak d�ugo nasz �wiat zdo�a oprze� si� barbarii. Ja w ka�dym razie umiem j� prawie na pami��. Gdybym to m�g� przewidzie�, ponownie bior�c w Oei Apologi� do r�k, �e maluczko, maluczko, a sam stan� przed s�dem i wyg�osz� swoj� apologi�! I to w sprawie poniek�d podobnej do Sokratesowej, a r�wnie gro�nej: jego bowiem oskar�ono o wprowadzanie nowych bog�w i o deprawowanie m�odzie�y, mnie za� o uprawianie bezbo�nych czar�w i o uwiedzenie kobiety przy pomocy zabieg�w magicznych. Nie uprzedzajmy wszak�e wypadk�w. Wracam do zagadnienia, kt�rym si� w�wczas interesowa�em. Przysz�o mi bowiem na my�l, �e w�a�nie w Apologii sam Sokrates opowiada, i to nieco szerzej, jak dzielnie si� zachowa�, gdy Trzydziestu sprawowa�o rz�dy: ,,Zawezwali mnie przed siebie wraz z czterema jeszcze obywatelami. Rozkazali nam, aby�my doprowadzili z wyspy Salaminy niejakiego Leona; miano wykona� na nim wyrok �mierci. Podobne rozkazy otrzymywa�o w�wczas wielu obywateli. Rz�d bowiem d��y� do tego, aby mie� jak najwi�cej wsp�lnik�w swych, zbrodni. Wtedy to pokaza�em nie s�owem, lecz czynem, �e na w�asnym �yciu nic mi nie zale�y, bardzo natomiast na tym, by nie pope�ni� niczego, co niezbo�ne i niepraworz�dne. Nawet �w rz�d, cho� tak wszechmocny, nie zdo�a� zmusi� mnie do tego terrorem. Wyszli�my z budynku. Tamtych czterech uda�o si� na Salamin� i rzeczywi�cie przywiod�o Leona. Ja tymczasem pow�drowa�em sobie do domu. Zapewne zap�aci�bym za to �yciem, gdyby nie z�o�y�o si� tak szcz�liwie, �e wnet potem obalono Trzydziestu.�Platon mia� lat dwadzie�cia kilka, gdy w Atenach zniesiono ustr�j demokratyczny. Sta�o si� to bowiem w pierwszym roku olimpiady 94 [rok 404 p.n.e.], skutkiem kl�ski Aten w wojnie ze Spart�. To w�a�nie zwyci�zcy Lacedemo�czycy za��dali, aby odt�d g�os w pa�stwie ate�skim mieli tylko obywatele najzamo�niejsi, kt�rych liczono oko�o trzech tysi�cy; faktycznie jednak rz�dzi�a Komisja Trzydziestu. Lacedemo�czycy trafnie rozumowali, �e taki system najlepiej zagwarantuje lojalno�� pokonanych. Ale tak�e w samych Atenach demokrat�w obwiniano, nie bez s�uszno�ci, o spowodowanie katastrofy wojennej. Zarzucano im, �e nazbyt napi�li si�y pa�stwa; �e brutalnym post�powaniem zrazili sobie sprzymierze�c�w; �e przez chorobliw� podejrzliwo�� wygnali lub wymordowali wielu zas�u�onych obywateli. Jednak�e, jak s�usznie powiada Platon w li�cie si�dmym, bezwzgl�dno�� nowych rz�d�w sprawi�a, �e dawny ustr�j demokratyczny rych�o zacz�� wydawa� si� z�oty. W ci�gu kilku miesi�cy w Atenach wykonano ponad tysi�c pi��set wyrok�w �mierci, a ponad pi�� tysi�cy obywateli uciek�o za granic�. Tote� Komisj� zwano powszechnie i po prostu tyrani� Trzydziestu. Zainteresowa�o mnie, jak wygl�da�o �ycie w Atenach, gdy nad miastem ci��y� terror, jakich ludzi prze�ladowano i z jakich powod�w. By� to przecie� okres, w kt�rym Platon wchodzi� � a raczej chcia� wej�� � w �ycie polityczne, z wieloma za� spo�r�d Trzydziestu ��czy�y go, jak sam wyznaje, wi�zy pokrewie�stwa i znajomo�ci. Si�gn��em wi�c po opowie�� cz�owieka, kt�ry by� �wiadkiem wydarze� i sporo w�wczas prze�y�; my�l� o Lizjaszu. Studiuj�c retoryk� greck� trzeba by�o dobrze przyswoi� sobie jego mowy s�dowe. Ju� w�wczas utkwi�a mi w pami�ci opowie��, w kt�rej przedstawia dzieje swej rodziny pod rz�dami Trzydziestu. A kiedy obecnie znowu j� przejrza�em, wyda�o mi si�, �e sam uczestnicz� w tamtych wypadkach; tak jest �ywa i bezpo�rednia. OPOWIE�� LIZJASZA Ojciec m�j, Kefalos, przyby� do Aten z namowy Peryklesa. Osiedli� si� tu na sta�e przed trzydziestu laty. Przez ca�y czas ani on, ani te� my, jego synowie, nigdy nie byli�my pozywani przed s�d i nigdy ze swej strony nie pozywali�my nikogo. Tak w�a�nie �yli�my za demokracji: my nie pope�niali�my �adnych wykrocze� i nas r�wnie� nikt nie krzywdzi�. Potem jednak nast�pi�y rz�dy Trzydziestu, ludzi zbrodniczych i przewrotnych. O�wiadczyli oni, �e nale�y oczy�ci� pa�stwo z element�w wyst�pnych, a to w tym celu, aby szerokie masy uczciwych obywateli mog�y �y� w spokoju i praworz�dnie. Jednak�e czyny Trzydziestu ca�kiem nie sz�y w parze z ich s�owami, co zaraz poka��. Dwaj cz�onkowie Komisji, Teognis i Pejson, postawili w trakcie kt�rej� z jej narad wniosek tej tre�ci: Niekt�rzy cudzoziemcy stale mieszkaj�cy w Atenach, metojkowie, s� wrogo nastawieni do obecnego ustroju. Nale�y wyzyska� t� ich postaw�. Ukarzemy cz�� metojk�w z powod�w politycznych, a przy sposobno�ci skonfiskujemy ich maj�tki. Pa�stwo jest w biedzie, a rz�d potrzebuje got�wki. �atwo przekonali zebranych, dla kt�rych wydawanie wyrok�w �mierci by�o niczym, pieni�dz za� wszystkim. Komisja postanowi�a, �e uwi�zi si� dziesi�� os�b spo�r�d metojk�w, ale dla pozoru w ich liczbie tak�e dw�ch ubogich. Tym sposobem, jak s�dzili, b�dzie mo�na g�osi�, �e akcj� prowadzi si� nie dla zagarniania maj�tk�w, lecz tylko dla dobra pa�stwa i ludu. Podzieleni na grupy natychmiast wzi�li si� do pracy. Gdy weszli do mojego domu, w�a�nie podejmowa�em go�ci; tych przep�dzili, a mnie oddali w r�ce Pejsona. Inni tymczasem poszli do naszego warsztatu, �eby tam spisa� niewolnik�w. Korzystaj�c z okazji zapyta�em Pejsona, czy nie m�g�by mnie uratowa� � oczywi�cie nie za darmo. Zgodzi� si� pod warunkiem, �e suma b�dzie godna. Przyrzek�em, �e dam talent srebra. To mu odpowiada�o.Oczywi�cie doskonale wiedzia�em, �e cz�owiek ten za nic ma bog�w i ludzi. Uwa�a�em wszak�e, �e w tej sytuacji koniecznie musz� uzyska� od niego jak�� gwarancj� dotrzymania s�owa. Z�o�y� wi�c przysi�g�: � Niech zguba spadnie na mnie i na dzieci moje, je�li nie ocal� Lizjasza, gdy wezm� talent srebra! Zaraz potem wszed�em do pokoju sypialnego i otworzy�em skrzyni�. Pejson w�lizn�� si� za mn�. Gdy tylko ujrza�, co znajduje si� w skrzyni, krzykn�� na dw�ch spo�r�d swych ludzi; rozkaza� im zabra� ca�� jej zawarto��. Jednak�e by�o tam wi�cej, ni� mu przyrzek�em: srebra trzy talenty, czterysta drachm kizyke�skich, cztery srebrne czary. Zacz��em wi�c prosi�, by z tego bogactwa da� mi co� na drog�. A on na to z gniewem: � B�d� zadowolony, je�li �ycie uratujesz! Gdy opuszcza�em dom wraz z Pejsonem, natkn�li�my si� w samej bramie na dw�ch innych cz�onk�w Komisji Trzydziestu, kt�rzy w�a�nie wychodzili z warsztatu. Zapytali, gdzie idziemy. Pejson odrzek�, �e do domu mego brata, Polemarcha, �eby sprawdzi�, jak tam rzecz si� przedstawia. Rozkazali, �eby poszed� sam tylko; ja natomiast mia�em uda� si� wraz z nimi do domu Damniposa. Odchodz�c Pejson jeszcze mi szepn��, �ebym milcza� i by� dobrej my�li, bo on wnet tam si� zjawi i na pewno mi pomo�e. W domu Damniposa zastali�my Teognisa, kt�ry pilnowa� reszty uwi�zionych. Przekazali mu mnie jeszcze i odeszli. Zrozumia�em, �e to chwila ostatecznego niebezpiecze�stwa; musz� ryzykowa�, bo inaczej zgin� niechybnie. Przywo�a�em Damniposa i tak m�wi� do niego: � Jeste� moim krewnym, siedz� teraz w twoim domu. Nigdy nie zrobi�em ci nic z�ego, a mam zgin�� tylko dlatego, �em bogaty. Ratuj mnie, je�li tylko mo�esz! Przyrzek�, �e to uczyni. Uwa�a� wszak�e, �e b�dzie lepiej, je�li powie o tym Teognisowi, kt�ry � tak mi szepn�� � dla pieni�dzy zrobi wszystko. Poszed� wi�c do drugiego pokoju, �eby porozmawia� z Teognisem. Dobrze zna�em ten dom i wiedzia�em, �e ma dwie bramy. Trzeba by�o pr�bowa� w�a�nie tej drogi ratunku. Bo tak sobie my�la�em: je�li si� przemkn�, ocalej�; a je�li mnie schwytaj�, to i tak puszcz� wolno, gdyby Teognis da� si� przekona�. Uciek�em. A zdarzy�o si� szcz�liwie, �e by�o troje drzwi, przez kt�re przej�� musia�em, i wszystkie by�y otwarte. Tamci tymczasem pilnowali tylko bramy od podw�rza. Schronienia szuka�em w domu pewnego znajomego, w�a�ciciela okr�tu. Pos�a�em go do miasta, �eby si� wywiedzia�, co z moim bratem Polemarchem. Wr�ci� wnet, lecz ze z�ymi nowinami: Polemarch zosta� schwytany na ulicy i uwi�ziony. Tej�e samej nocy pop�yn��em do Megary. Tymczasem Komisja Trzydziestu obwie�ci�a Polemarchowi zwyk�y sw�j wyrok: ma wypi� cykut�. I to nawet nie podaj�c oskar�onemu przyczyny, dla kt�rej ma umrze�! Tym bardziej oczywi�cie nie by�o mowy o rozprawie s�dowej i o mo�liwo�ci jakiejkolwiek obrony. Zw�oki Polemarcha wyniesiono z wi�zienia. Byli�my w�a�cicielami trzech dom�w, jednak�e Komisja nie zezwoli�a na wyprowadzenie cia�a z �adnego z nich; trzeba by�o wynaj�� jak�� bud� i tam wystawi� mary. Skonfiskowano wiele naszej odzie�y. Ale gdy rodzina zwr�ci�a si� z pro�b� o wydanie szaty dla okrycia zw�ok, nie otrzyma�a ni skrawka. Kt�ry� z przyjaci� da� himation, inny podp�rk� pod g�ow�. Ka�dy ofiarowywa�, co m�g�, �eby jako� odby� si� pogrzeb. Komisja Trzydziestu zaj�a siedemset naszych tarcz. Srebra, z�ota i spi�u, ozd�b i sukni kobiecych by�o tyle, �e chyba nikt z jej cz�onk�w nawet nie marzy� kiedykolwiek o takich bogactwach. Ale to nie wystarcza�o tyranom. W swej chciwo�ci posun�li si� do tego, �e jeden z nich w�asnor�cznie wyj�� z uszu �ony Polemarcha z�ote kolczyki.PLATON I RODZINA LIZJASZA Takie wi�c stosunki panowa�y w Atenach, gdy Platon wchodzi� w �ycie jako dwudziestoparoletni m�odzieniec. A� trudno uwierzy�! Zw�aszcza mnie, kt�ry tak dobrze znam Ateny obecne � ciche, spokojne miasteczko, pe�ne zabytk�w sztuki, jakby pogr��one w zadumie nad minion� wielko�ci�; miasteczko filozof�w, �yj�ce g��wnie dzi�ki studentom i rzeszom zwiedzaj�cych. Je�li w dzisiejszych Atenach wybuchaj� jakie� spory, to najcz�ciej pomi�dzy r�nymi szko�ami my�licieli. Stare to bowiem spostrze�enie: pr�dzej zegary si� pogodz� ni� filozofowie. A ilu� owych m�drc�w w Atenach! Wspaniale rozwija si� Akademia, nie�miertelne dzie�o Platona; trwa Liceum, za�o�one przez Arystotelesa; wci�� �yje Stoa, wywodz�ca si� od Zenona; kwitn� jeszcze ogrody Epikura; spotka� te� mo�na prostackich cynik�w, dalekich potomk�w Diogenesa, a tak�e subtelnych i pokornych sceptyk�w. Owszem, niekiedy dochodzi do k��tni tak�e w�r�d obywateli, i to w czasie wybor�w do w�adz miejskich. Wci�� bowiem istniej� dawne urz�dy o pi�knie brzmi�cych nazwach i tytu�ach; wci�� te� znajduj� si� ludzie, kt�rym bardzo pochlebia ich piastowanie. Ma�e to jednak ambicje i niemal �mieszne, bo� wszystkie te ate�skie godno�ci s� tylko pozorem i fikcj�, skoro nie ma tu rzeczywistego �ycia politycznego. Przed wiekami by�o oczywi�cie inaczej. Wtedy naprawd� walczono o w�adz�, o maj�tki, o wolno��. Czytaj�c relacj� Lizjasza rozmy�la�em, pe�en rado�ci i zadowolenia, jak b�ogos�awiona to epoka, w kt�rej �y� mi wypad�o. Nie musz� zajmowa� si� polityk�. Ster rz�d�w nad ca�ym �wiatem jest w r�ku ludzi, kt�rych wyznaczy�a opatrzno�ciowa wola bog�w. Wsz�dzie, jak d�ugie i szerokie nasze Imperium, panuje spok�j i praworz�dno��. Wobec tego, zamiast zaprz�ta� sobie my�l b�ahymi sprawami pa�stwa, mo�na po�wi�ci� wszystkie si�y temu, co naprawd� wa�ne, wielkie i wieczne: zagadkom bytu i niebios. Tak my�la�em w�wczas, naiwny. Nie wiedzia�em, �e w�a�nie szczere i ca�kowite oddanie si� badaniom naukowym �ci�gnie na mnie, w tej naszej szcz�snej epoce, straszliw� bied�; zagrozi mojej dobrej s�awie, maj�tkowi, a mo�e i �yciu. Jednak�e to mia�o si� dopiero zdarzy�. Na razie interesowa�y mnie wy��cznie Ateny przed laty pi�ciuset; nie�wiadom swej przysz�o�ci �y�em tragedi� rodziny Lizjasza. Jego brat Polemarch zosta� schwytany na ulicy i u�miercony bez wyroku s�dowego; ca�y maj�tek skonfiskowano; sam Lizjasz uratowa� si� ucieczk� w ostatniej chwili, ale musia� opu�ci� ojczyzn�. Nieszcz�sny los rodziny musia� wywrze� na Platonie ogromne wra�enie cho�by z tego wzgl�du, �e doskonale zna� wszystkich jej cz�onk�w, i to jeszcze jako ch�opiec. Co prawda Polemarch i Lizjasz byli ju� doros�ymi m�czyznami, gdy styka� si� z nimi po raz pierwszy, a ich ojciec Kefalos pozosta� mu w pami�ci jako czcigodny starzec. Jednak�e starsi bracia Platona przestawali do�� blisko z tamtymi dwoma; obracali si� w tych samych ko�ach, mieli wsp�lnych znajomych, nade wszystko za� ��czy�o ich przywi�zanie do Sokratesa. By�a wszak�e pewna zasadnicza r�nica pomi�dzy rodzin� Platona a Lizjaszow�. Ta pierwsza zalicza�a si� do osiad�ych na ziemi Aten od prawiek�w i uchodzi�a nawet za arystokratyczn�; druga natomiast nale�a�a do warstwy metojk�w, czyli nawet nie posiada�a przywilej�w obywatelskich. Potwierdza to sam Lizjasz. Kefalos przyjecha� do Aten z namowy Peryklesa; on i jego synowie ponosili wiele ci�ar�w na rzecz pa�stwa, jednak�e nie mieli pe�ni praw politycznych. Mimo to byli gor�co przywi�zani do nowej ojczyzny, w kt�rej, dzi�ki zak�adom p�atnerskim, doszli do znacznego maj�tku. Te bogactwa wywo�ywa�y wiele zawi�ci i p�niej mia�y sta� si� przyczyn� zguby domu, pozwala�y jednak Polemarchowi i Lizjaszowi przestawa� nawet z miejscow� arystokracj� na r�wnej stopie. O wiernej za� s�u�bie pa�stwu Lizjasz m�wi z dum�: � Pokrywali�my wszystkie koszty szkolenia ch�r�w. Wype�niali�my, co tylko nam nakazano. P�acili�my wiele nadzwyczajnych podatk�w. Post�powali�my zawsze, jak nale�a�o. Niemieli�my �adnych wrog�w. Wielu Ate�czyk�w wykupili�my z niewoli. Jako metojkowie byli�my u�yteczniejsi dla pa�stwa ni� Komisja Trzydziestu jako rz�d! Platon nie lubi� Lizjasza, natomiast pami�ci Polemarcha i Kefalosa z�o�y� ho�d pi�kny i wymowny. Oto za sceneri� wielkiego dzie�a, kt�re zapewne zacz�� pisa� w jakie� trzydzie�ci lat po �mierci Polemarcha, obra� w�a�nie jego dom w Pireusie. My�l� oczywi�cie o Pa�stwie. Uznaj� bowiem m�dro�� tego traktatu, cho� memu sercu bli�sze s� inne utwory boskiego filozofa. W ka�dym razie pocz�tek Pa�stwa jest porywaj�cy przez swoj� prostot� i bezpo�rednio��. Chyba w�a�nie w ten spos�b, jak tam jest to przedstawione, dochodzi�o w�wczas do spotka� Sokratesa i jego przyjaci�, do rozm�w i dyskusji: przypadkowo i zwyczajnie. Tym, co nie wiedz� lub zapomnieli, musz� w tym miejscu przypomnie�, �e rozmowa o pa�stwie toczy� si� mia�a jakie� pi�� lat przed uko�czeniem wojny peloponeskiej. Platon by� zbyt m�ody, by w niej uczestniczy�; zapewne s�ysza� o tre�ci wielkiej dysputy od swych starszych braci, Glaukona i Adejmanta. Tak czy inaczej wyznaczy� im poczesn� rol� w swym p�niejszym dziele, kt�re uj�te jest w form� opowie�ci Sokratesa. Oto pocz�tek: SPOTKANIE W PIREUSIE Poszed�em wczoraj do Pireusu razem z Glaukonem, synem Arystona. Chcia�em pomodli� si� do bogini, a przy sposobno�ci przypatrzy� si� uroczysto�ciom ku jej czci; by�em ciekaw, jak wypadn�, w�wczas bowiem obchodzono je po raz pierwszy. Ot� procesja mieszka�c�w wyda�a mi si� pi�kna, ale r�wnie �wietnie przedstawia�a si� ta, kt�r� przygotowali Trakowie. A kiedy�my ju� si� pomodlili i napatrzyli, ruszyli�my z powrotem do miasta. Jednak�e Polemarch, syn Kefalosa, dojrza� nas z daleka; pchn�� wi�c ch�opca, �eby pobieg� za nami i zatrzyma�, p�ki on sam nie nadejdzie. Ch�opiec schwyci� mnie z ty�u za himation i powiada: � Polemarch prosi, �eby�cie poczekali! Odwr�ci�em si� i pytam, gdzie on. A ch�opiec: � Idzie za mn�. Poczekajcie! � Dobrze, poczekamy � zgodzi� si� Glaukon. Zaraz te� nadszed� Polemarch, a z nim Adejmant, brat Glaukona, i Nikerat, syn Nikiasa, i jeszcze inni, wracaj�cy z procesji. Polemarch pierwszy zapyta�: � Co� mi si� wydaje, Sokratesie, �e wybieracie si� z powrotem do miasta? � I nie�le ci si� wydaje � odpar�em. � A widzisz, ilu nas tutaj? � Oczywi�cie. � Albo wi�c si�� nas pokonacie, albo tu pozostaniecie! � Innego wyj�cia nie ma? Przecie� mo�emy was przekona� perswazj�, �e musimy odej��! � A potraficie przekona� ludzi, kt�rzy w og�le nie chc� s�ucha�? � Na pewno nie! � wtr�ci� Glaukon. � Wi�c miejcie na uwadze, �e my s�ucha� nie b�dziemy! Adejmant za� doda�: � Chyba nie wiecie, �e wieczorem odb�dzie si� wy�cig konny z pochodniami ku czci bogini? Zakrzykn��em: � Wy�cig konny! Co� zupe�nie nowego! To znaczy, �e b�d� sobie podawa� pochodnie z r�ki do r�ki, jednocze�nie p�dz�c na koniach? Chyba o tym m�wicie? � W�a�nie o tym � odpar� Polemarch. � A pr�cz tego odprawi� nocne nabo�e�stwo, bardzo ciekawe. Wyjdziemy po wieczerzy, �eby je obejrze�. Na pewno spotkamy tam sporo m�odych ludzi i porozmawiamy. Zosta�cie wi�c z nami, bardzo prosz�!BOGINI BENDIS W tym miejscu wypada mi przerwa� opowiadanie Sokratesa, aby obja�ni� pewne kwestie. Chcia�oby si� przede wszystkim wiedzie�, co to za nie nazwana bogini, ku kt�rej czci odbywa�y si� wtedy w Pireusie nabo�e�stwa i uroczysto�ci. Platon nie podaje jej imienia, lecz odpowied�, jak s�dz�, nie jest trudna. Bogini� by�a niew�tpliwie Bendis, wielka pani Trak�w. W Pireusie, portowym mie�cie Aten, ju� od dawna siedzia�a liczna kolonia trackich kupc�w i �eglarzy; ojczysta bogini towarzyszy�a im tak�e na obczy�nie. Tak samo jest zreszt� do dzi�. Wyznawcy widz� w niej pani� g�r, las�w i zwierz�t, tote� Hellenowie cz�sto uto�samiaj� j� po prostu z Artemid�. Chyba jednak jest tak�e dawczyni� urodzaju, skoro od trackich kobiet otrzymuje w ofierze pszeniczne k�osy. B�d�c w Atenach uczestniczy�em w nabo�e�stwach ku czci Bendis, bo zawsze staram si� pozna� i zg��bi� wszystkie obce kulty religijne; w ka�dym przecie� s� jakie� tajemnice i prawdy, kt�re mog� okaza� si� bardzo pomocne dla mych cel�w. Obrz�dy trackie, musz� przyzna�, wywieraj� wielkie wra�enie; towarzysz� im d�wi�ki mocnej, rytmicznej muzyki piszcza�ek, b�bn�w i tympanon�w, ta�ce za� maj� charakter niemal orgiastyczny. To wci�� przyci�ga rzesze ciekawych, a przed pi�ciu wiekami na pewno by�o podobnie. Ate�czycy oficjalnie przyj�li Bendis do panteonu swych b�stw w ostatnim okresie wojny peloponeskiej; napis, kt�ry upami�tnia ten fakt, wyczyta�em na jednej z tablic na Akropolu. Postanowiono w�wczas, �e obok procesji i obchod�w, ju� od dawna urz�dzanych przez track� koloni� w Pireusie, odb�dzie si� tak�e procesja zamieszka�ych tam Ate�czyk�w. �wi�to � obecnie i przed wiekami � przypada na dzie� 7 czerwca i trwa jeszcze przez ca�� noc. A wi�c w�a�nie w tym dniu Sokrates uda� si� do Pireusu, aby z�o�y� ho�d bogini � by� bowiem cz�owiekiem wielkiej pobo�no�ci � i obejrze� uroczysto�ci, po raz pierwszy obchodzone podw�jnie. Nie musz� dodawa�, �e r�wnie� ja w dniu 7 czerwca przemierzy�em drog� z Aten do Pireusu w tym samym celu. By�o nas kilkunastu z Akademii; tu� przy mnie kroczy� Poncjan. Traktowali�my t� w�dr�wk� prawie dwugodzinn� wzd�u� do�� ruchliwej drogi handlowej niemal jak pielgrzymk�; pomni w ka�dej chwili, �e po tych samych kamieniach w tym samym dniu szed� przed pi�ciu wiekami Sokrates, aby, jak my, uczci� bogini� Bendis. �atwo sobie wyobrazi�, �e przed pi�ciuset laty wie�� o nowym �wi�cie �ci�gn�a do Pireusu nie tylko t�umy pobo�nych, lecz tak�e chmary ch�opc�w; tych oczywi�cie najbardziej ciekawi� wy�cig konny, po��czony z podawaniem pochodni z r�k do r�k. C� za widowisko! Ateny �wczesne nie zna�y igrzysk cyrkowych, kt�re w naszej epoce urz�dza si� przy ka�dej okazji nawet w ma�ych mie�cinach. Nic wi�c dziwnego, �e tego rodzaju popisy sta�y si� niezwyk�� atrakcj�. Przypuszczam, �e naprawd� wszystko odby�o si� tak: W�r�d ch�opc�w, kt�rzy wybrali si� do Pireusu, nie brak�o te� Platona; wiadomo, �e tak�e p�niej interesowa� si� igrzyskami i zawodami, a w latach m�odzie�czych by� niez�ym zapa�nikiem. Mieli nad nim czuwa� starsi bracia. Jeden z nich, Glaukon, towarzyszy� Sokratesowi, drugi za�, Adejmant, przestawa� z Polemarchem. Pod wiecz�r obie grupy spotka�y si� na drodze wiod�cej ku Atenom. Ch�opiec sta� si� w�wczas �wiadkiem �artobliwego sporu: czy ust�pi� pro�bom Polemarcha i odwiedzi� jego dom w Pireusie, czy te� wraca� do Aten. T� rozmow� dobrze zapami�ta� i dlatego tak �ywo odtworzy� po latach. Ostatecznie wszyscy poszli do domu Polemarcha. Zastali tam sporo go�ci; by� te� ojciec gospodarza, g�owa rodziny, stary Kefalos. Ma�ego Platona chyba umieszczono w kt�rym� z pokoj�w i przykazano mu spokojnie czeka�, p�ki wszyscy nie wyjd� razem, aby podziwia� konny wy�cig Trak�w. Tymczasem starsi zabawiali si� rozmow�; po latach Platon przedstawi� j� zgodnie z tym, co mu dyktowa�o natchnienie.Dyskusj�, jak� mia� wtedy toczy� Sokrates z Kefalosem, chcia�bym przypomnie� dlatego, �e dotyczy spraw zawsze wa�nych, cho� prowadzona jest w spos�b ca�kiem naturalny i �artobliwy; a tak�e z tej racji, �e pozwoli mi om�wi� moje w�asne perypetie. Znowu wi�c oddaj� g�os Sokratesowi: PO�YTKI STARO�CI Kefalos wyda� mi si� bardzo stary; bo te� ju� dawno go nie widzia�em. Spoczywa�, uwie�czony, na krze�le z podp�rk� pod g�ow�; dopiero co sko�czy� sk�ada� ofiar� na podw�rzu. Usiedli�my obok niego na krzes�ach ustawionych p�kolem. Starzec zaraz mnie pozdrowi� i rzek� tonem lekkiego wyrzutu: � M�j Sokratesie, niezbyt cz�sto zagl�dasz do nas, do Pireusu! A przecie� bardzo by si� godzi�o. Bo gdyby mnie �atwiej by�o w�drowa� do miasta, na pewno nie musia�by� nas odwiedza�: to my bywaliby�my u ciebie. Trzeba ci wiedzie�, �e o ile wszystkie moje przyjemno�ci cielesne ju� zamieraj�, o tyle rozmowy sprawiaj� mi wci�� �yw� rozkosz i bardzo ich pragn�. Prosz� wi�c gor�co: nie zaniedbuj znajomo�ci z tymi m�odymi lud�mi, ale zachod� te� do mnie, bo�my przyjaciele. Odpowiedzia�em: � Tak si� sk�ada, �e ogromnie lubi� rozmawia� z lud�mi posuni�tymi w latach. Bo my�l� sobie, �e warto zasi�gn�� u nich j�zyka, skoro ju� przebyli pewn� drog�, kt�ra mo�e i mnie czeka, jaka ona: stroma i ci�ka czy te� �atwa i dogodna. Ch�tnie r�wnie� dowiedzia�bym si� od ciebie � bo� ju� w tym wieku, kt�ry poeci nazywaj� progiem staro�ci � jaki wydaje ci si� ten kres �ycia: trudny czy te� jako� inaczej by� go okre�li�. Kefalos tak mi odrzek�: � Dobrze, powiem ci, jak to widz�. Ot� schodzimy si� do�� cz�sto w gronie mniej wi�cej r�wie�nik�w. Wi�kszo�� �ali si�, t�skni�c za rozkoszami m�odo�ci. Przypominaj� sobie uciechy mi�o�ci, wina, zabaw i w og�le wszelkie sprawy tego rodzaju. Smuc� si�, jakby pozbawiono ich czego� wspania�ego; jakby wtedy �yli cudownie, obecnie za� ledwie wegetowali. Niekt�rzy skar�� si� na traktowanie przez domownik�w. Rozpaczaj� nad swoim wiekiem, ilu to nieszcz�� jest przyczyn�. Mnie za� wydaje si�, �e oskar�aj� nie to, co oskar�a� by nale�a�o. Gdyby bowiem wina by�a po stronie staro�ci, to i ja cierpia�bym tak samo z jej powodu, i w og�le wszyscy, co�my tych lat do�yli. A tymczasem zna�em ju� ludzi nie tak odczuwaj�cych wiek podesz�y. By�em kiedy� w towarzystwie poety Sofoklesa, gdy kto� go zapyta�, czy potrafi jeszcze kocha� kobiet�. A on na to: � Zamilcz, cz�owiecze! Z najwi�ksz� przyjemno�ci� wyzby�em si� tego, jakbym uciek� spod w�adzy szale�ca i okrutnika! � Ja za� i wtedy uwa�a�em, �e dobrze powiedzia�, i obecnie nie inaczej my�l�. Bo w staro�ci rzeczywi�cie uzyskuje si� kompletny spok�j i swobod� od wszelkich pokus i ��dz. A kiedy one si� u�mierz�, przychodzi to, o czym m�wi� Sofokles: wyzwolenie od mn�stwa szalej�cych despot�w. Jedno jest �r�d�o wszystkich k�opot�w i �alenia si� starc�w na domownik�w: nie wiek ludzi, lecz ich usposobienie. Kto bowiem ma charakter porz�dny i �agodny, ten tak�e staro�� odczuwa jako co� zno�nego. Dla innych natomiast jest ona r�wnie ci�ka, jak i m�odo��. Ucieszy�y mnie s�owa Kefalosa. Chcia�em od niego wi�cej us�ysze�, wi�c zagadn��em: � Ale wydaje mi si�, �e wielu ludzi nie zgodzi�oby si� z twoimi pogl�dami. Ci powiedzieliby, �e staro�� znosisz �atwo nie z powodu usposobienia, lecz po prostu dlatego, �e posiadasz du�y maj�tek. Jest zreszt� takie przys�owie: bogacz wiele ma pociech. � Prawd� m�wisz! Rzeczywi�cie, wielu nie zgadza si� ze mn�. I maj� troch� racji, ale nie tyle, ile im si� wydaje. Bo dobrze kiedy� odpowiedzia� Temistokles, gdy mieszkaniec wysepki Seryfos zarzuci� mu:� S�aw� zawdzi�czasz nie sobie samemu, lecz pot�dze swej ojczyzny! Na to Temistokles: � Istotnie; lecz ani ja, gdybym urodzi� si� na Seryfos, nie sta�bym si� znany, ani te� ty, gdyby� by� Ate�czykiem. Tak samo w�a�nie cz�owiek o dobrym usposobieniu nie�atwo znosi staro��, je�li dokucza mu ub�stwo. Z drugiej za� strony kto� trudny w po�yciu nie wytrzyma sam ze sob�, nawet je�li ma maj�tek. O�mieli�em si� zapyta� wprost: � A jak to w�a�ciwie jest z tob�, Kefalosie? Ten maj�tek, kt�ry obecnie posiadasz, jest w wi�kszej cz�ci odziedziczony czy te� sam do niego doszed�e�? Kefalos odrzek� mi szczerze: � A do czeg� ja doszed�em? Jako cz�owiek interesu jestem czym� po�rednim pomi�dzy moim dziadkiem a ojcem. Dziad bowiem, kt�ry nosi� to samo co ja imi�, otrzyma� w spadku prawie taki maj�tek, jaki ja mam teraz, ale powi�kszy� go wielokrotnie. Natomiast m�j ojciec, Lizaniasz, sprawi�, �e sta� si� on znacznie mniejszy od obecnego. Ja znowu ciesz� si�, �e pozostawi� go moim synom nie mniejszy, lecz nieco wi�kszy od odziedziczonego. Wyjawi�em mu zaraz przyczyn� mego pytania: � Zapyta�em ci� o to, bo wydaje mi si�, �e nie jeste� zbyt przywi�zany do pieni�dzy; jest to cech� ludzi, kt�rzy nie musieli sami dochodzi� do maj�tku. Natomiast ci, co zdobyli bogactwa w�asnym wysi�kiem, kochaj� je dwakro� silniej: jak poeci swe utwory i jak ojcowie dzieci, a pr�cz tego jak wszyscy � dla po�ytku. Niezbyt wi�c lubi� ich towarzystwo, bo interesuj� ich tylko sprawy pieni�dza. PONCJAN ODS�ANIA SWE PLANY Od czasu pobytu w Oei owa rozmowa Sokratesa z Kefalosem, jak podaje j� Platon w pierwszej ksi�dze Pa�stwa, nabra�a dla mnie szczeg�lnego znaczenia; utkwi�a w mej pami�ci chyba na zawsze. Wydarzenia bowiem u�o�y�y si� raczej niezwykle: przeczyta�em t� ksi�g� w domu Pudentilli, zbieraj�c materia�y do �yciorysu Platona, a nied�ugo potem musia�em pos�u�y� si� pewnymi jej my�lami we w�asnej sprawie i poniek�d nawet obronie. By�o tak: Zacz��em powraca� do si�. Poczu�em si� nawet tak zdr�w i sprawny, �e ust�pi�em pro�bom przyjaci�, przystaj�c na wyg�oszenie publicznej mowy popisowej. S�awa mej uczono�ci i talent�w krasom�wczych by�a wida� ju� znaczna, bo ogromny t�um szczelnie wype�ni� bazylik� przy rynku, gdzie urz�dzono zebranie. A gdy sko�czy�em m�wi�, s�uchacze zgodnym ch�rem skandowali po wielekro�: � Znakomicie! Znakomicie! Najwybitniejsze osobisto�ci miasta domaga�y si� d�ugo i natarczywie, bym pozosta� w�r�d nich na zawsze, przyjmuj�c obywatelstwo Oei. A kiedy wreszcie t�um si� rozszed�, Poncjan przyst�pi� do mnie z gratulacjami. Wracali�my do domu we dw�ch tylko, piechot�, bez s�u�by. Korzystaj�c z okazji, a tak�e z tego (jak p�niej os�dzi�em), �e mrok g�stnia�, ja za� by�em rozradowany triumfem, m�j przyjaciel postanowi� przypu�ci� szturm. Zacz�� od og�lnych wywod�w, �e �w zgodny okrzyk spo�eczno�ci miasta winienem uzna� za dobry omen i za wr�b� przez bog�w zes�an�; tutaj nale�y dom ustanowi�, za�o�y� rodzin�, korzystaj�c z �yczliwo�ci i podziwu wsp�obywateli. Po tym przyd�ugim wst�pie wreszcie wykrztusi�, o co mu naprawd� chodzi: � Je�liby� nic przeciw temu nie mia�, pragn��bym ci pom�c w miar� moich skromnych mo�liwo�ci. Czemu nie mia�by� po prostu po�lubi� mojej matki? A musisz wiedzie�, �e wielu tutaj gor�co by pragn�o wprowadzi� j� do swego domu. Ale ja tylko tobie ufam we wszystkim. Tylko ciebie znam jak brata, od czasu naszych studi�w w Akademii. Przyznaj�, swatam ci� nie z dziewczyn� nadobn�, lecz z matk� dzieciom, kobiet� �redniej urody. Mo�e wi�c niezechcesz przyj�� tego ci�aru. Mo�e wola�by� poczeka� jeszcze i rozejrze� si� za lepsz� parti�. Pami�taj jednak, �e odrzucaj�c moj� pro�b� post�pisz nie jak przyjaciel i nie jak filozof! �atwo poj��, �e us�yszawszy te s�owa stan��em jak wryty. Dotychczas nic podobnego nawet na my�l mi nie przysz�o. Ale pr�cz samej tre�ci owej oferty matrymonialnej zdumia�a mnie tak�e jej forma, jakie� przecudaczne po��czenie szczero�ci z zimn� kalkulacj� i z apelem do szczytnych obowi�zk�w filozofa. W innym te� �wietle jawi�o mi si� teraz uprzejme zaproszenie, bym zamieszka� w domu Pudentilli i rozkoszowa� si� widokiem na morze! Ja wi�c milcza�em os�upia�y, a on tymczasem jakby odetchn�� po wyzbyciu si� tajemnicy. Uj�� mnie pod r�k� i najspokojniej zacz�� przedstawia� sprawy swej matki, nie szcz�dz�c pewnych szczeg��w raczej intymnych. HISTORIA PUDENTILLI Oto co opowiedzia� mi Poncjan: Ojciec m�j, Sycynus, zmar� przed czternastu laty. Osieroci� mnie i Pudensa. Ten mia� wtedy najwy�ej roczek, ale i mnie jeszcze sporo brakowa�o do pe�noletno�ci. Tote� opiek� prawn� nad nami sprawowa� dziadek; ojciec Sycynusa. Matka, kobieta przezacna, po�wi�ci�a si� wy��cznie prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci; jednak�e wcale si� nie kry�a z zamiarem powt�rnego zam��p�j�cia. By�a przecie� kobiet� m�od� � w chwili �mierci Sycynusa liczy�a lat dwadzie�cia kilka � do�� przystojn�, bardzo zamo�n�. Bo musisz wiedzie�, �e jej maj�tek jest wi�kszy od tego, kt�ry pozostawi� nam ojciec. Nic dziwnego, �e wnet zjawi�y si� ca�e zast�py konkurent�w. Wszystko to byli ludzie z najlepszych dom�w nie tylko miasta, lecz nawet ca�ej prowincji. Jednak�e dziadek czuwa�. Chcia�, �eby jej maj�tek pozosta� w naszej rodzinie, i trudno mie� mu to za z�e. Zalotnik�w po prostu wygania� z domu. A skoro to na nic si� nie zda�o, matk� bowiem nu�y�o przed�u�aj�ce si� wdowie�stwo, zapowiedzia�, �e sam wybierze jej m�a. Mia� jeszcze dw�ch syn�w, Klarusa i Emiliana. Za��da�, by wysz�a za pierwszego z nich. Odm�wi�a stanowczo, poniewa� by� to cz�owiek ju� nie pierwszej m�odo�ci i � prawd� rzec musz�, cho� stryj to przecie� � prostak bez �adnej og�ady. Wtedy znowu dziadek zagrozi�, �e je�li nie po�lubi Klarusa, on nie pozostawi nam w spadku ani grosza. Dobrze wiedzia�, �e matka kocha nas nade wszystko i �e raczej zrezygnuje z w�asnego szcz�cia, a nie dopu�ci, by jej synowie ponie�li jak�kolwiek strat�. Trafnie odgad�. Pudentilla ust�pi�a, poprowadzi�a wszak�e ca�� rzecz bardzo roztropnie. Wiedzia�a, �e dziadek ju� nie poci�gnie d�ugo, bo stary i schorowany. Tote� zgodzi�a si� na zawarcie umowy ma��e�skiej z Klarusem, kontrakt spisano, ale ceremoni� �lubn� wci�� odwleka�a, pod r�nymi pozorami. Nie potrafi� ci powiedzie�, jakie podawa�a przyczyny, jako �e w�a�nie wtedy przebywa�em na studiach w Atenach, ale fakt jest faktem: �lub si� nie odby�, dziadek zmar�, a w jego testamencie jako g��wni spadkobiercy figurowali wnukowie; z tym �e ja, ju� pe�noletni, obj��em opiek� nad Pudensem. W�a�nie wtedy przerwa�em studia w ate�skiej Akademii i powr�ci�em do Oei, �eby obj�� dziedzictwo. Po za�atwieniu formalno�ci prawnych od razu st�d wyjecha�em, tym razem do Rzymu. Nasz dom znowu zacz�li odwiedza� zalotnicy, cho� matka nieco posun�a si� w latach. Tym razem postanowi�a wyj�� za m��, i mia�a po temu swoje racje. Coraz cz�ciej zapada�a na jakie� przykre dolegliwo�ci kobiece, lekarze za� i po�o�ne zgodnie twierdzili i twierdz�, �e przyczyn� schorzenia jest brak ma��e�skiego po�ycia. Radz� te�, by koniecznie ratowa� zdrowie, a mo�e i �ycie Pudentilli, p�ki jej wiek na to pozwala. M�j drugi stryj, Emilian, napisa� do mnie w tej sprawie do Rzymu, wprost i bez obs�onek, dos�ownie tak: �Wiem, �e ona chce i powinna wyj�� za m��, ale nie wiem, kogo wybierze.� Matka tak�e powiadomi�a mnie o wszystkim, nie zatai�a nawet, co spowodowa�o schorzenie. Nie mog� odm�wi� s�uszno�cijej rozumowaniu. Twierdzi bowiem, �e zdoby�a dla nas, swych syn�w, spadek po dziadku za cen� w�asnego szcz�cia i zdrowia; �e dobrze gospodaruj�c powi�kszy�a nasz maj�tek; �e ja ju� jestem doros�y i m�g�bym �on� poj��, a Pudens nied�ugo przywdzieje m�sk� tog�; najwy�szy wi�c czas dla niej, �eby po�egna� samotno�� i zaradzi� chronicznej chorobie. Nieustannie te� zapewnia, �e w ma��e�stwie b�dzie nas kocha� tak samo, jak obecnie; i �e nie mamy si� co obawia�, by skrzywdzi�a swe dzieci w testamencie. Po otrzymaniu list�w stryja i matki natychmiast wyjecha�em z Rzymu do Oei. L�ka�em si�, by nie wzi�a sobie za m�a jakiego� chciwca, bo taki z pewno�ci� zagarn��by ca�y nasz maj�tek. Tak dzieje si� cz�sto. Ca�a nadzieja na lepsz� przysz�o��, moja i brata, oparta jest w�a�nie na jej bogactwach. Dziadek w gruncie rzeczy niewiele zostawi�. Natomiast maj�tek matki ocenia si� na jakie� cztery miliony sesterc�w; w tym jest jaka� cz�� nale�na nam po ojcu, ale nie mamy na to �adnych dowod�w. Matka, jak to zwykle bywa w rodzinie, gospodarowa�a wszystkim ��cznie. Po jej zam��p�j�ciu mog�oby i to przepa��, proces za� by�by w ka�dym razie d�ugi i bardzo kosztowny. Sam rozumiesz, �e obecnie nie mog� wprost ��da� od niej zwrotu ojcowizny, bo uwa�a�aby, �e jej nie ufam i jeszcze pokrzywdzi�aby mnie w testamencie. Tak wi�c �yj� w strachu i wyj�cia nie widz�. A raczej nie widzia�em. Na szcz�cie bowiem ty przyjecha�e� do Oei, zes�any przez bog�w. Jeste� do�� zamo�ny, wi�c o pieni�dze naszej matki nie b�dziesz si� troszczy�. Zreszt� znam doskonale twoj� szlachetno�� i oddanie tylko sprawom nauki. W tobie ca�a nasza nadzieja! Nazbyt przed�u�y�bym swoj� opowie��, gdybym powt�rzy� liczne argumenty, kt�rymi stara�em si� przekona� Poncjana, �e nie mog� zado��uczyni� jego pro�bie. Wytacza�em je i w�wczas, gdy�my wracali do domu, i dni nast�pnych; bo przyjaciel nie zaprzestawa� atak�w. Powo�ywa�em si� oczywi�cie na zamierzon� podr� do Aleksandrii i na studia filozoficzne, kt�re poch�aniaj� wszystkie moje si�y i czas. Maj�c w pami�ci niedawno przeczytan� rozmow� Kefalosa z Sokratesem przytoczy�em te� wspomnian� w niej wypowied� Sofoklesa: �e z najwi�ksz� rozkosz� wyzby� si� spraw mi�o�ci, jakby uciek� spod w�adzy pana- szale�ca. Wyzna�em wprost, �e ja, cho� jestem m�czyzn� dopiero trzydziestoletnim, r�wnie� pragn� si� wyzwoli� i ca�kowicie zoboj�tnie� na wszelkie pokusy Afrodyty. A Poncjan na to: � S�usznie, w�a�nie o to chodzi! Tote� nie podsuwam ci laleczki, lecz kobiet� nie pierwszej ju� m�odo�ci. Nie b�dzie zbytnio odci�ga� ci� od twych studi�w i medytacji. O�eni� si� kiedy� musisz, bo tak wypada, a jako filozof lepszej okazji nie znajdziesz. Tak wi�c nie mogli�my si� przekona� przez wiele dni. MAJ�TEK PLATONA Naturaln� kolej� rzeczy ci�g�e rozmowy o sprawach finansowych rodziny Poncjana sprawi�y, �e zacz��em si� zastanawia�, jakie te� by�y stosunki maj�tkowe owych wielkich os�b sprzed pi�ciu wiek�w, z kt�rymi w my�lach przestawa�em co dzie�, czytaj�c i pisz�c. Zreszt� rozwa�ania tego rodzaju przynosi�y mi pewn� pociech�; pokazywa�y bowiem, �e ju� wtedy, w staro�ytno�ci tak odleg�ej, pieni�dz by� bardzo wa�ny, a koligacje rodzinne wiele znaczy�y, nawet w�r�d filozof�w. Kefalos stwierdzi� wobec Sokratesa, �e nie zdoby� zbyt du�ego maj�tku. Mia�o si� jednak okaza�, �e i tak posiada� za wiele. Gdyby bowiem nie bogactwa, na rodzin� nie spad�aby zguba, spowodowana chciwo�ci� Trzydziestu Tyran�w; nie zgin��by Polemarch, nie musia�by ucieka� Lizjasz. A wi�c Kefalos pozostawi� swym synom spadek milionowy, lecz z�owrogi; szcz�ciem dla siebie, starzec nie do�y� owych dni tak tragicznych. Co do Sokratesa, rzecz jest powszechnie znana. Nie posiada� prawie niczego. A w wieku dojrza�ym zarzuci� nawet ten zaw�d, niez�e �r�d�o utrzymania, kt�ry odziedziczy� po ojcu:kamieniarstwo. �y�, jak s�dz�, od przypadku do przypadku, g��wnie z �aski mo�nych przyjaci�. Trosk� o dom i dzieci pozostawi� ca�kowicie �onie, Ksantypie. Sam wi�kszo�� czasu sp�dza� w gimnazjonach i na agorze; cz�sto te� zagl�da� do znajomych, jak w�a�nie owego wieczoru do Kefalosa i Polemarcha. Adejmant i Glaukon byli, jak ju� m�wi�em, starszymi bra�mi Platona; ojciec ich zwa� si� Ariston, matka za� Periktione. Rodzina ta nale�a�a na pewno do zamo�nych, dzi� wszak�e trudno okre�li�, jaki mia�a maj�tek. W gruncie rzeczy wszystko, co mo�na o tym powiedzie�, sprowadza si� do testamentu Platona. Brzmi on tak: �Platon pozostawi�, co nast�puje, i tak tym rozporz�dzi�: Posiad�o�� w Ifistiadaj; jej granic� od p�nocy stanowi droga ze �wi�tyni w Kefizji, od po�udnia przybytek Heraklesa w Ifistiadaj, od wschodu s�siadem jest Archestratos z gminy Frearroj, od zachodu za� Filip z gminy Chollidaj. Tej posiad�o�ci nie wolno nikomu ani sprzedawa�, ani oddawa�, lecz ma pozosta� w�asno�ci� m�odego Adejmanta, jak d�ugo to mo�liwe. Posiad�o�� w Ejresidaj, kt�r� kupi�em od Kallimacha; od p�nocy s�siadem jest Eurymedont z gminy Myrrinus, od po�udnia Demostenes z gminy Ksypete, od wschodu tak�e Eurymedont z gminy Myrrinus, od zachodu granic� stanowi rzeka Kefizos. Trzy miny srebra; czara srebrna warto�ci stu sze��dziesi�ciu pi�ciu drachm; puchar warto�ci czterdziestu pi�ciu drachm; pier�cie� z�oty i kolczyk z�oty, oba razem warto�ci czterech drachm i trzech oboli. Euklejdes, kamieniarz, winien mi trzy miny. Artemidzie daj� wolno��. Tychona, Biktasa, Apolloniadesa, Dionizjosa pozostawiam jako niewolnik�w. Ruchomo�ci zosta�y spisane; odpis posiada Demetrios. Nikomu nic nie jestem winien. Wykonawcami b�d�: Sostenes, Speuzypos, Demetrios, Hegias, Eurymedont, Kallimach, Trazypos.� Przytoczy�em ten testament r�wnie� i po to, by udowodni�, �e umys� niemal boski, patrz�cy wprost ku ideom krystalicznie czystym i wiecznym, mo�e i powinien dba� skrupulatnie o swoje sprawy ziemskie oraz sporz�dza� inwentarze wszystkiego, co pozostawia w spadku, zgodnie z formalnymi wymogami prawa. Pierwszy punkt testamentu wskazuje, �e posiad�o�� rodowa Platona, odziedziczona po ojcu i jego przodkach, znajdowa�a si� w Ifistiadaj, a wi�c w �yznej dolinie rzeki Kefizos, w sercu Attyki. Przekazuj�c j� bowiem wnukowi swego brata, m�odziutkiemu Adejmantowi, Platon zastrzega, i� ziemi tej nie wolno si� wyzbywa� w �aden spos�b; a w�a�nie by�o zasad� ate�sk�, �e posiad�o�� rodowa winna zawsze pozostawa� w tej samej rodzinie, przechodz�c z pokolenia na pokolenie. Zreszt� sam Platon gospodarzy� dobrze i zapobiegliwie, skoro sta� go by�o na dokupienie drugiego maj�teczku, r�wnie� nad Kefizosem, a tak�e gruntu opodal Aten, w gaju Akademosa, gdzie za�o�y� swoj� szko��; o Akademii w testamencie nie wspomina, bo formalnie do� nie nale�a�a. A przy tym d�ug�w Platon nie mia�! M�wi o tym pi�knie i dumnie: �Nikomu nic nie jestem winien.� Skoro wi�c m�j mistrz duchowy post�powa� w pewnych kwestiach tak roztropnie, przysz�a mi taka my�l do g�owy: Odziedziczy�em co� nieco� po ojcu w Madaurze, czemu� jednak nie mia�bym uzyska� jakiego� maj�teczku na przyk�ad w Oei? Zw�aszcza �e nie musz� o to usilnie zabiega�! Przeciwnie, pieni�dz sam pcha si� do r�ki. Nie chodzi oczywi�cie o ca�y maj�tek Pudentilli, o te miliony. Wystarczy�by na przyk�ad jej posag...ARISTON I PERIKTIONE Znam dobrze Attyk�, ten niewielki p�wysep, niezbyt urodzajny, prawie w po�owie pokryty skalistymi wzg�rzami. Prawdziwie bogata jest tylko dolina Kefizosu i r�wnina ko�o Eleusis. Tylko tam spotka� mo�na znaczniejsze obszary ziemi uprawnej. Lecz nawet najwi�ksze gospodarstwa Attyki s� �miesznie ma�e w por�wnaniu z ogromnymi latyfundiami w naszej prowincji, w Afryce. I nawet przed pi�ciu wiekami, w czasach Platona, maj�tek ziemski, cho�by du�y, nie m�g� stanowi� podstawy prawdziwego bogactwa; nie dawa� bowiem takich dochod�w, jakie przynosi�y �mia�e przedsi�wzi�cia kupieckie lub warsztaty rzemie�lnicze � na przyk�ad p�atnerskie Kefalosa i jego syn�w. Tote� dum� rodu Platona by�y nie pieni�dze, lecz staro�ytne, czysto attyckie pochodzenie. Ariston podobno zalicza� do swych protoplast�w nawet kr�l�w, kt�rzy przed wiekami w�adali Atenami; przez nich wywodzi� sw�j r�d od Posejdona, boga morza. Wydaje mi si� wszak�e, �e przodkowie Aristona nie odznaczyli si� w historii niczym prawdziwie wielkim; co najwy�ej mogli piastowa� te lub inne wy�sze urz�dy. Zastanawia mnie tak�e, i� w dzie�ach Platona nigdzie nie znajduj� wzmianki o krewnych lub przodkach ojca; natomiast o ludziach z rodziny matki mowa jest cz�sto, s� oni nawet bohaterami niekt�rych dialog�w. Widocznie wi�c ta ga��� rodziny by�a Platonowi bli�sza lub lepiej znana. Poniek�d mo�na by to wyja�ni� tym, �e Ariston zmar�, gdy Platon by� jeszcze ch�opcem. Matka Adejmanta, Glaukona i Platona oraz ich siostry zwa�a si� Periktione. Pochodzi�a ze �wietnego rodu, kt�ry da� Atenom kilku archont�w, czyli najwy�szych urz�dnik�w pa�stwa. Ale najwi�ksz� chlub� by�o pokrewie�stwo z Solonem, s�awnym prawodawc� sprzed prawie dw�ch wiek�w, jednym z tw�rc�w demokracji. O Solonie Platon wspomina wielokrotnie, co dowodzi, �e tradycja zwi�zk�w rodzinnych z owym wybitnym politykiem i poet� zarazem by�a w domu Periktiony bardzo �ywa. Po �mierci Aristona Periktione wysz�a powt�rnie za m��, za Pyrilampesa, cz�owieka bardzo przystojnego i zamo�nego; swego czasu nale�a� on do otoczenia wielkiego Peryklesa. W tym miejscu musz� wspomnie�, �e w Akademii mistrzowie podawali nam tak�e inny, prawdziwie boski rodow�d jej za�o�yciela: Pewnego razu Ariston chcia� posi��� swoj� �on� si��, zosta� jednak odepchni�ty. Wkr�tce potem ujrza� we �nie Apollona; odt�d nie zbli�y� si� do Periktione, p�ki nie urodzi�a syna; by� nim Platon. Inni znowu twierdzili, �e Apollon przybra� posta� Aristona i w ten spos�b zwi�d� jego �on�. A jedni i drudzy wskazywali, �e Platon urodzi� si� w miesi�cu thargelion, po�wi�conym Apollonowi, i to w dniu, w kt�rym obchodzi si� pami�� przyj�cia na �wiat Apollona i Artemidy na wyspie Delos. Taka jest legenda. A gdy si�gam do pism Platona, aby stwierdzi�, co te� on sam m�wi o swym ojcu i matce, nie znajduj� w�a�ciwie niczego. Cz�owiek tak ch�tnie portretuj�cy swych przyjaci�, nauczycieli, krewnych, zdaje si� ca�kowicie milcze� o tych, kt�rzy dali mu �ycie. Mo�e jednak si� myl�. Przychodzi mi na my�l pewien fragment �smej ksi�gi Pa�stwa. To prawda, �e nie wyst�puj� w nim imiona Aristona i Periktione. Prawda te�, �e odmalowana tam sytuacja z pewno�ci� cz�sto si� powtarza�a w wielu domach, jak i dzi� si� powtarza. A jednak, gdy przypominam sobie, �e Ariston niczym si� nie odznaczy� w �yciu publicznym, natomiast bracia i kuzyni Periktione przewodzili Atenom, z czego ona by�a na pewno tak samo dumna, jak i z wielkich imion przodk�w; gdy odczytuj� s�owa Platona, barwne i pe�ne humoru � nie spos�b mi oprze� si� wra�eniu, �e w tym fragmencie uwieczni� on portrety swych rodzic�w oraz zasadnicz� r�nic� ich postaw. A wi�c Sokrates, dyskutuj�c z Adejmantem, przedstawia tak� sytuacj�:SYN I RODZICE Uczciwy cz�owiek �yje w pa�stwie o z�ym ustroju. Post�puje wi�c jak nale�y: unika godno�ci i nie piastuje urz�d�w, tak samo jak nie wszczyna proces�w s�dowych. Woli mie� mniej i pozostawa� w cieniu, byle tylko nie �ci�ga� na siebie k�opot�w. Ali�ci �w cz�owiek ma m�odego syna, kt�ry s�yszy, �e matka wci�� czyni ojcu wyrzuty: � Nie nale�ysz do os�b wp�ywowych, a przez to i ja nic nie znacz� w�r�d kobiet! Owa ambitna �ona widzi te�, �e m�� niezbyt si� troszczy o sprawy maj�tkowe oraz �e nie atakuje innych i nie wdaje si� ani w spory prywatne przed trybuna�ami, ani te� w rozgrywki polityczne, jako �e wszystko to traktuje z ca�kowit� oboj�tno�ci�. Co najgorsze, kobieta spostrzega, �e jej ma��onek jest stale pogr��ony w swoich my�lach, a ni� sam� wprawdzie nie gardzi, ale te� nie zdobywa si� na oznaki szczeg�lnego szacunku. To doprowadza j� do w�ciek�o�ci. Wyrzeka przed synem: � Tw�j ojciec to nie m�czyzna, to cz�owiek zupe�nie rozlaz�y! Oczywi�cie dodaje do tych s��w wszystko, co kobiety zwyk�y wy�piewywa� przy takich okazjach. Ale r�wnie� s�u�ba, niby to powodowana �yczliwo�ci�, po kryjomu szepce paniczowi co� podobnego. Kiedy wi�c domownicy dowiaduj� si�, �e pan nie �ciga s�downie ani swych d�u�nik�w, ani te� tych nawet, kt�rzy go zaczepili, doradzaj� m�odemu: � Jak doro�niesz, musisz dobra� si� tamtym do sk�ry! Musisz pokaza�, �e jeste� prawdziwym m�czyzn�, nie kim� takim jak tw�j ojciec! A co widzi �w m�ody cz�owiek poza domem, w �yciu publicznym? W gruncie rzeczy spotyka si� z sytuacj� podobn�. Ci, kt�rzy zajmuj� si� wy��cznie tym, co do nich nale�y, nazywani s� g�upcami i nic nie znacz�; natomiast wiele mog� i zbieraj� pochwa�y wtr�caj�cy si� do spraw cudzych. M�odzieniec widzi to wszystko i s�yszy, z drugiej wszak�e strony wp�ywaj� na� s�owa ojca, kt�rego spos�b bycia obserwuje z bliska; poci�ga go wi�c i to, i tamto. Ojciec piel�gnuje i krzewi w jego duszy pierwiastek rozumny, inni natomiast podniecaj� w niej po��dliwo�� i gniewliwo��. Ch�opiec nie jest z�y z natury, popad� wszak�e w z�e towarzystwo. Tak wi�c, skutkiem dzia�ania si� przeciwstawnych, staje po�rodku i rz�dy nad samym sob� oddaje czynnikowi po�redniemu: ambicji i gniewliwo�ci. Staje si� dumny, po��da zaszczyt�w. O WSP�LNYM POSIADANIU KOBIET Czy Platon, marz�cy o karierze politycznej, nie przypomina� w�a�nie owego m�odego cz�owieka, w kt�rego sercu wiod� sp�r r�ne racje i postawy? We wst�pnych s�owach listu si�dmego sam si� przyznaje do takich marze�. Nie docenia� wtedy skromno�ci i rozumu swego ojca, Aristona. Dopiero po wielu latach przykrych do�wiadcze� i kl�sk osobistych mia� z�o�y� ho�d jego sposobowi bycia; ale wtedy wygas� w nim wreszcie �w, jak go nazywa, czynnik po��dliwo�ci i gniewliwo�ci, zwyci�y� za� pierwiastek rozumowy. Czy ca�kowicie? Wprawdzie po r�nych nieuda�ych pr�bach Platon porzuci� ambitne plany praktycznej dzia�alno�ci politycznej, natomiast nieprzerwanie i prawie do ostatnich lat �ycia snu� rozwa�ania o idealnym ustroju pa�stwa. A przecie� takie my�li, uwiecznione w znakomitej formie literackiej, s� r�wnie� sposobem dzia�ania i kszta�tuj� �wiat zewn�trzny! Mo�e nawet wydatniej, szerzej i trwalej ni� czyn konkretny, s�owo bowiem nie zna granic przestrzeni i czasu. Kt� zar�czy, czy gdzie� i kiedy� nie znajdzie si� spo�eczno��, kt�ra postanowi wcieli� w �ycie cho�by cz�� pomys��w boskiego Platona? Cho�by te tylko, o kt�rych ju� wspomnia�em: obywatela winno si� wychowywa� od dzieci�stwa, wszelkimi metodami, nawet w dniach �wi�tecznych i pozornego odpoczynku, nawet przez tre�� i form� utwor�w poetyckich i mu-zycznych; dlatego dzie�a te nale�y podda� naj�ci�lejszemu nadzorowi, nie cofaj�c si� przed selekcj� i przer�bk� tw�rczo�ci dawnych mistrz�w, aby mog�y one lepiej s�u�y� nowym celom. Gdy my�l�, �e co� podobnego mog�oby sta� si� rzeczywisto�ci�, czym pr�dzej zwracam si� ku studiom nad innymi dziedzinami nauk Platona; cho�by nad problemem demonologii. Cokolwiek bowiem g�osz� moi wrogowie, ja osobi�cie jestem najg��biej przekonany, �e nawet czarna magia, nawet wywo�ywanie duch�w ludzi zmar�ych stanowi mniejsze z�o od pewnych pogl�d�w, kt�re, raz wypowiedziane, zapuszczaj� korzenie w �wiadomo�ci zbiorowej, rozrastaj� si�, a s�owa ich staj� si� cia�em. A mnie przecie� zarzuca si� tylko zwyk�e czary mi�osne! Ostatecznie, gdyby nawet tak by�o, szkod� bezpo�redni� ponios�oby tylko kilka os�b, czyhaj�cych na fortun� bogatej wdowy; a tymczasem artystyczne i filozoficzne czary Platona mog� zagrozi� szcz�ciu wielu lud�w i pokole�. Fraszka to jednak, owi nadzorcy poezji i muzyki. C� bowiem rzec o pi�tej ksi�dze Pa�stwa? Mowa w niej o warstwie stra�nik�w, kt�ra ma by� przoduj�ca i poniek�d panuj�ca w idealnym ustroju przysz�o�ci. Ot� owi stra�nicy nie posiadaj� niczego na w�asno��. Wsp�lnie mieszkaj� i wsp�lnie spo�ywaj� posi�ki. Nie maj� nawet rodzin. Kobiety tej warstwy sprawuj� obowi�zki wojskowe razem z m�czyznami, cho� w miar� l�ejsze, bo p�e� to s�aba; pracuj� te� w urz�dach. W zasadzie nie zawiera si� ma��e�stw, a rodzice nie znaj� swych dzieci. Chodzi o to, by potomstwo by�o jako�ciowo najlepsze. Dozwolone wi�c jest obcowanie mi�osne tylko w odpowiednim wieku. Pozornie los wyznacza, kto z kim si� po��czy; w istocie jednak rz�dz�cy, to znaczy stra�nicy doskonali, tak kieruj� losowaniem, by najlepsi i najzdrowsi otrzymywali partnerki najlepsze i najzdrowsze. Pary te b�dzie si� ��czy� � chwilowo oczywi�cie, nie na sta�e � tylko w pewnych okresach �wi�tecznych, a poeci pa�stwowi u�o�� na t� okazj� odpowiednie utwory. Pr�cz tego stra�nicy najbardziej zas�u�eni otrzymuj� jako nagrod� przywilej obcowania z niewiast�. Gdy za� urodzi si� dziecko, odpowiedni urz�d natychmiast je zabierze i przeka�e do specjalnej dzielnicy, gdzie zajm� si� nim mamki i piastunki. Matki mog� odwiedza� te ochronki, ale pod �adnym warunkiem nie wolno im powiedzie�, kt�re to dziecko jest ich w�asne. Wypada mi jeszcze zwr�ci� uwag�, �e po�rednio zosta�a tu wypowiedziana my�l, je�li si� zastanowi�, potworna: rz�dz�cym wolno k�ama� i oszukiwa� dla dobra rz�dzonych. Nie ma zbrodni, kt�rej nie mo�na by usprawiedliwi�, przyjmuj�c t� maksym�. RODZINA PERIKTIONE Pozornie bardzo daleko odbieg�em od spraw zwi�zanych z domem Platona. Tak wszak�e nie jest. Kto bowiem pilnie i wci�� na nowo odczytuje dzie�a filozofa, �atwo dostrze�e, �e wszystkie one przepojone s� wspomnieniami o najbli�szych oraz aluzjami do wydarze� i os�b, kt�re by�y jego �wiatem w m�odo�ci. Oczywi�cie nie zawsze to delikatne t�o wywod�w jest dla nas uchwytne. Czasem jednak rzecz przedstawia si� stosunkowo prosto. Tak w�a�nie ma si� sprawa z pi�t� ksi�g� Pa�stwa, dopiero co wspomnian�. Sokrates rozmawia w niej z Glaukonem, rodzonym bratem Platona; tym, kt�ry uda� si� do Pireusu, aby ogl�da� uroczysto�ci ku czci trackiej bogini. Ot� gdy Sokrates pragnie ugruntowa� zasad�, �e w idealnym pa�stwie trzeba b�dzie tak dobiera� pary, aby ich potomstwo by�o pod ka�dym wzgl�dem jak najbardziej udane, odwo�uje si� w�a�nie do Glaukonowych do�wiadcze�: � Widzia�em u ciebie w domu psy my�liwskie i sporo szlachetnych ptak�w. Czy interesowa�o ci� kiedykolwiek, jak one si� parz� i jak si� rozmna�aj�? Stawiaj�c dalsze pytania �atwo dobywa ze� maksym� hodowcy: nale�y ��czy� zwierz�ta najzdrowsze i w najlepszym wieku, inaczej bowiem odbija si� to niekorzystnie na gatunku. I z ca�ym spokojem obaj uznaj�, �e tak samo musi si� post�powa� doskonal�c r�d ludzki.Ten fragment rozmowy stanowi zarazem przyczynek do charakterystyki Glaukona. M�ody cz�owiek lubuje si�, jak wszyscy jego r�wie�nicy z zamo�nych dom�w, w polowaniu na drobn� zwierzyn� (bo innej nie by�o w Attyce od wiek�w); hoduje te� ptaki. Oczywi�cie chodzi�o o specjalne odmiany ptak�w walcz�cych; ich pojedynki nale�a�y do ulubionych rozrywek Ate�czyk�w. Sam Platon wspomina w Prawach, jak to nie tylko dzieci, lecz i poniekt�rzy starsi �wicz� i sposobi� ptaki, a nawet dla ich wzmocnienia odbywaj� d�ugie spacery, nios�c je w r�ku lub pod p�aszczem. Glaukon mia� imi� po ojcu swej matki. Znowu wi�c powracam do Periktione i jej rodziny. Nikt nie udowodni, �e owa ambitna �ona pok�j mi�uj�cego m�a, tak wyrazi�cie odmalowana przez Platona, to w�a�nie Periktione � cho� mnie osobi�cie wydaje si� to wielce prawdopodobne. Natomiast jest pewne, �e najbli�si jej krewni byli wr�cz uosobieniem tych cech, kt�re odwodzi�y m�odego cz�owieka od zasad i przyk�adu ojca; oni to bowiem wtr�cali si� do spraw cudzych, id�c za g�osem po��dliwo�ci i wielkich ambicji. Rodzonym bratem Periktione by� Charmides, bratem za� stryjecznym Kritias. Obaj oni odgrywali ogromn� rol� w rz�dzie oligarchicznym, kt�ry obj�� w�adz� w Atenach po wojnie peloponeskiej: Kritias przewodzi� Komisji Trzydziestu, Charmides za� nale�a� do Komisji Dziesi�ciu, zarz�dzaj�cej Pireusem. Gdy si� o tym pami�ta, s�owa Platona o �wczesnym rz�dzie � przytoczy�em je poprzednio � nabieraj� szczeg�lnej wymowy: �Ot� z�o�y�o si� tak, �e niekt�rzy z nich byli moimi krewnymi i znajomymi; ci od razu zacz�li zach�ca�, bym wzi�� udzia� w ich dzia�alno�ci, jako �e ona tak�e mnie dotyczy.� Jakiego rodzaju by�a ta dzia�alno��, ju� m�wi�em. A �atwo by�oby wskaza� jeszcze wiele innych zbrodni pope�nionych przez Komisj� Trzydziestu. Mimo to � rzecz ze wszech miar godna uwagi! � Platon nigdy i nigdzie nie pot�pia tych ludzi. Przeciwnie, obu krewnym swej matki, Kritiasowi i Charmidesowi, wystawi� pi�kne pomniki. Dwa bowiem spo�r�d jego dialog�w nosz� ich imiona. O DZIWACZNO�CI SKOJARZE� Wzi��em do r�ki dialog Charmides, by przypomnie� sobie, jak Platon charakteryzuje obu krewnych swej matki; bo i Kritias wyst�puje w tym dzie�ku. Czytaj�c jednak rozdzia� wst�pny natrafi�em na rozwa�ania, kt�re niezwykle mnie zainteresowa�y z zupe�nie innych wzgl�d�w. Chodzi o wielkie pytanie, co jest �r�d�em chor�b i jak nale�y je leczy�; oczywi�cie mowa nie o wszelkich chorobach, lecz o tych, kt�re nazywa si� wewn�trznymi. Ta kwestia, zawsze intryguj�ca i wa�na, w�wczas sta�a mi si� szczeg�lnie bliska, jako �e mieszkaj�c w domu Pudentilli obserwowa�em bardzo przykry przypadek padaczki. Jeden z jej niewolnik�w, ch�opiec imieniem Tallus, dostawa� atak�w trzy lub cztery razy dziennie. Rzuca�o go na ziemi�; pieni�c si� t�uk� g�ow� na wszystkie strony, wygl�da� okropnie. Zreszt� i poza tym trudno by by�o nazwa� go przystojnym. Twarz mia� pryszczat�, oczy kaprawe, nos p�aski, krowi, a w�tlutkie nogi ledwie go podtrzymywa�y. Nikt ze s�u�by za �adne skarby nie jad�by z nim ze wsp�lnej miski, nikt nie wypi�by z garnka, kt�ry on pierwszy przytkn�� do ust. A gdy tylko wchodzi� do izby, wszyscy spluwali, �eby odwr�ci� od siebie z�ego ducha. Dziwnymi drogami chadza my�l ludzka. Boska uroda efeba Charmidesa, wychwalana w dialogu przez tyle os�b, kaza�a mi wci�� my�le� o szpetocie nieszcz�snego Tallusa. Rozumowa�em tak�e, �e je�li w og�le jaka� choroba, to w�a�nie ta, zwana �wi�t�, winna by ulec metodzie, kt�r� zaleca� Sokrates. Spr�bowa�em � i drogo mia�o mnie to kosztowa� w swoim czasie. Lecz o tym p�niej. Obecnie przypomn� �w rozdzia� Charmidesa. Warto te� uprzytomni� sobie, �e � wed�ug Platona � rozmowa toczy�a si� jeszcze przed wojn� peloponesk�. Charmides by� wtedy dorastaj�cym ch�opcem i pozostawa� pod opiek� swego znacznie star-szego brata stryjecznego, Kritiasa. I w tym dialogu, podobnie jak w Pa�stwie, osob� opowiadaj�c� Platon czyni Sokratesa. Powr�ci� on do Aten po d�u�szej nieobecno�ci, s�u�y� bowiem w wojsku oblegaj�cym Potidaj�. Zaraz gdy tylko stan�� w murach ojczystego miasta, zajrza�, starym swym zwyczajem, do gimnazjum Taureasa; zbiera� si� tam kwiat �wczesnej m�odzie�y ate�skiej. Najpierw zda� spraw�, jak tam pod Potidaj�. CHARMIDES, WUJ PLATONA Z kolei za� � opowiada Sokrates � ja zacz��em wypytywa�, co s�ycha� tutaj. Wywiadywa�em si� o filozofi�, jak z ni� teraz, i o m�odych ludzi; czy s� w�r�d nich jacy� wyr�niaj�cy si� inteligencj� lub urod� albo te� obu tymi zaletami. Kritias spojrza� w�wczas ku drzwiom. W�a�nie wchodzi�a gromada ch�opc�w, k��c�c si� i przepychaj�c, a z ty�u za nimi te� t�um si� cisn��. Powiedzia�: � Je�li chodzi o pi�knych ch�opc�w, to co� mi si� zdaje, �e wnet sam si� przekonasz. Bo ci, co si� tam pchaj�, to przednia stra� i wielbiciele kogo�, kto obecnie uchodzi za najurodziwszego. On sam jest chyba gdzie� niedaleko. � A kt� to taki? � zapyta�em. � Pewnie go znasz. Ale nie by� jeszcze w odpowiednim wieku, gdy� wyje�d�a�. To Charmides, syn Glaukona, mego stryja. � Znam go, to prawda. Nawet wtedy, cho� jeszcze ch�opaczek, wydawa� si� ca�kiem udany. A teraz to ju� chyba m�odzieniec! � Zaraz zobaczysz, jak wyr�s� i jak wygl�da. W tym momencie wszed� na sal� Charmides. Kamie� probierczy to ze mnie �aden. Z�oto znajduj� w ka�dym pi�knym ch�opcu, a pi�knymi wydaj� mi si� prawie wszyscy m�odzi. Ale Charmides jawi� si� wtedy niby cud jaki�, tak by� postawny i urodziwy. Odnios�em te� wra�enie, �e wszyscy inni s� po prostu w nim zakochani. Bo kiedy tylko znalaz� si� w sali, jakby przestali panowa� nad sob�. A z ty�u jeszcze si� pcha�a ci�ba wielbicieli! Zachowanie si� nas, m�czyzn doros�ych, mo�na by�o jeszcze zrozumie�. Zauwa�y�em jednak, �e tak�e �aden z ch�opc�w, nawet tych najmniejszych, nie patrzy w inn� stron�; wszyscy wlepiali we� oczy, jakby by� pos�giem boga. Kritias zwr�ci� si� do mnie: � Jak�e znajdujesz tego m�odzieniaszka? Twarz ma pi�kn�, nieprawda? � Przepi�kn�! � odpar�em. � Ale gdyby si� rozebra�, zapomnia�by� o twarzy. Tak �wietnie jest zbudowany. Wszyscy zakrzykn�li, �e to prawda. Rzek�em wi�c: � To� nikt si� nie oprze temu cz�owiekowi! Oczywi�cie w tym wypadku, je�li posiada on jeszcze pewn� drobn� zalet�. � Jak�� to zalet�? � zapyta� Kritias. � Je�li ma r�wnie pi�kn� dusz�. Ale ma j� na pewno, bo przecie� pochodzi z waszego rodu. Kritias potwierdzi� skwapliwie: � Oczywi�cie, jest doskona�y pod ka�dym wzgl�dem. � Jak�e� wi�c? � zapyta�em. � Mo�e by�my tak obna�yli t� jego dusz� i przypatrzyli si� jej wprz�d nim cia�u? Z pewno�ci� zgodzi si� porozmawia� z nami, skoro ju� taki doros�y. � Z pewno�ci� � przyzna� Kritias. � Zreszt� bardzo go interesuje poszukiwanie m�dro�ci. Ma nawet uzdolnienia poetyckie. Tak s�dzi nie tylko on sam, lecz tak�e osoby postronne. � M�j drogi Kritiasie, te uzdolnienia ju� od dawna przejawiaj� si� w waszej rodzinie. Jeste�cie przecie� spokrewnieni z Solonem. Ale poka� mi tego m�odego cz�owieka. Popro� gotutaj. Gdyby nawet by� m�odszy, m�g�by bez wstydu porozmawia� z nami w twojej obecno�ci, bo� jego bratem stryjecznym i opiekunem. Kritias przyzna� mi racj� i zwr�ci� si� do kogo� ze s�u�by: � Ch�opcze, przywo�aj tu Charmidesa. Powiedz, �e chc� przedstawi� go lekarzowi. W sprawie tej choroby, na kt�r� niedawno si� skar�y�. A zwracaj�c si� do mnie wyja�ni�: � Powiedzia� mi kiedy�, �e rano zwykle boli go g�owa. Chyba nic ci nie szkodzi udawa� przed nim, �e potrafisz leczy� te b�le? Nie mia�em nic przeciw temu, wi�c rzek�em: � Byle tylko tu przyszed�! � Przyjdzie na pewno! Tak te� si� sta�o. Przyszed� i sprawi�, �e wybuch� gromki �miech. Ka�dy bowiem z nas ust�powa� mu miejsca i odpycha� s�siad�w; jeden z tych, co siedzieli na samym skraju �awy, wsta�, drugiego natomiast zrzucono na ziemi�. RECEPTY ZAMOLKSISA Charmides usiad� pomi�dzy mn� a Kritiasem. W tym momencie odczu�em nagle dziwne zmieszanie. Gdzie� si� podzia�a ta moja niedawna �mia�o��, kiedy mi si� zdawa�o, �e rozmowa p�jdzie �atwo. Potem Kritias powiedzia�, �e znam lekarstwo; on za� spojrza� na mnie wzrokiem, kt�rego opisa� nie spos�b, i gotowa� si� do odpowiedzi na pytania. Wszyscy, ilu ich by�o w palestrze, otoczyli nas ko�em. Dojrza�em jego cia�o pod p�aszczem. Gor�co mnie obla�o i ju� nie w�ada�em sob�... Mimo to gdy zapyta�, czy znam lekarstwo, przeciw b�lowi g�owy, zdo�a�em wykrztusi�, cho� z trudem, �e znam rzeczywi�cie. � Jakie� to lekarstwo? Odrzek�em, �e chodzi o pewne ziele, a tak�e o zakl�cie; je�li kto� wym�wi zakl�cie i jednocze�nie pos�u�y si� zielem, lek uczyni go ca�kowicie zdrowym; bo bez zakl�cia ziele nie skutkuje. On na to: � Wi�c zapisz� sobie s�owa zakl�cia! � Za moj� zgod� czy nawet bez niej? Roze�mia� si� i odpar�: � Oczywi�cie, �e tylko za twoj� zgod�, Sokratesie! � Doskonale. Widz�, �e znasz moje imi�. � Je�li nie sprawia ci to przykro�ci. W�r�d moich r�wie�nik�w du�o si� m�wi o tobie. Pami�tam tak�e, �e kiedy by�em jeszcze ch�opcem, przestawa�e� z Kritiasem. � To pi�knie z twojej strony. Wobec tego b�d� m�g� szczerze obja�ni� ci� w sprawie zakl�cia. A w�a�nie si� k�opota�em, w jaki spos�b przedstawi� ci jego dzia�anie. Bo jest ono tego rodzaju, �e mo�e uzdrowi� nie tylko g�ow�. S�ysza�e� zapewne, jak post�puj� dobrzy lekarze, gdy kto� przyjdzie do nich skar��c si� na b�l oczu. Powiadaj� pacjentowi: nie spos�b leczy� tylko oczu; je�li chce si� naprawd� wzrok uzdrowi�, trzeba koniecznie zaj�� si� ca�� g�ow�; a znowu wielki to by�by nierozum s�dzi�, �e mo�na kurowa� sam� tylko g�ow�, lekcewa��c stan reszty cia�a. Zgodnie z t� zasad� badaj� cia�o i staraj� si� leczy� cz�� wraz z ca�o�ci�. Wiesz chyba o tym? � Wiem dobrze � odpowiedzia�. � Uwa�asz wi�c te twierdzenia za s�uszne i godzisz si� na nie? � Jak najbardziej!Gdym tylko pos�ysza�, �e przystaje na wszystko, nabra�em ducha. Powoli wr�ci�a mi tak�e �mia�o�� i znowu �ar mnie ogarn��. Rzek�em: � Wi�c i z tym zakl�ciem rzecz ma si� podobnie. Nauczy�em si� go tam, pod Potidaj�, w czasie wyprawy wojennej, od pewnego Traka; by� to jeden z lekarzy boga Zamolksisa. Podobno potrafi� oni da� cz�owiekowi nawet nie�miertelno��. Ot� �w Trak obja�ni� mnie, �e pogl�dy lekarzy helle�skich, kt�re w�a�nie przedstawi�em, s� bardzo s�uszne. Lecz � wywodzi� on dalej � Zamolksis, nasz kr�l, kt�ry jest tak�e bogiem, przykazuje: skoro nie nale�y leczy� tylko oczu, nie dbaj�c o g�ow�, i tylko g�owy, nie dbaj�c o reszt� cia�a, nie wolno te� zabiera� si� tylko do leczenia cia�a, nie my�l�c o duszy. I w�a�nie to jest przyczyn�, �e helle�scy lekarze nie potrafi� poradzi� sobie z wielu chorobami: nie zwracaj� uwagi na ca�o��. Bo je�li ona ma si� dobrze, cz�ci r�wnie� musz� by� zdrowe. Twierdzi� te� m�j tracki znajomy, �e wszelkie cielesne z�o i dobro zaczyna si� w�a�nie w duszy i stamt�d wyp�ywa. O to wi�c nale�y dba� najpierw i przede wszystkim! Rzek� wreszcie, m�j przyjacielu, �e dusz� leczy si� przy pomocy pewnych zakl��; s� nimi m�dre s�owa. Bo z tych s��w rodzi si� w duszach panowanie nad sob�, kt�re stanowi podstaw� zdrowia ca�ego cia�a. EPILEPSJA I DEMONOLOGIA Ze wszystkich dialog�w Platona najbardziej ceni� Timajosa. Oczywi�cie jako �r�d�o wiedzy; przyznaj� bowiem, �e jest to rzecz napisana j�zykiem trudnym i artystycznie chybiona. Dzie�ko powsta�o u schy�ku �ycia boskiego nauczyciela i zawiera jakby esencj� jego pogl�d�w na powstanie i budow� �wiata oraz cz�owieka. Poucza te�, jakie to choroby wynikaj� z zak��ce� w uk�adzie cz�stek naszego organizmu. Ot� �wi�t� chorob�, czyli epilepsj�, Platon przypisuje po��czeniu si�, w pewnych warunkach, bia�ej flegmy z czarn� ��ci�; ta trucizna przez �y�y dochodzi a� do g�owy i natychmiast ot�pia kr�lewsk� cz�� ducha, kt�ra w�a�nie w m�zgu ma swoj� siedzib� i stamt�d rz�dzi ca�o�ci�; jeszcze p� biedy, je�li atak w czasie snu si� zdarzy, bo wtedy objawami s� tylko duszno�ci i l�k; w innym wszak�e wypadku chory nagle traci przytomno�� i pada na ziemi�, miotaj�c si� jakby w agonii. Lecz z drugiej strony ten�e sam Platon naucza w Charmidesie ustami Sokratesa, �e wszelkie choroby cia�a zaczynaj� si� w duszy i w niej maj� swoje istotne korzenie. Wynika�oby st�d, �e r�wnie� �wi�t� chorob� mo�na by leczy� dzia�aj�c odpowiednio na psychik� jej ofiary. Powo�uj�c si� na trackiego lekarza Sokrates powiada, �e zawsze nale�y uzdrawia� cia�o przez dusz�, na t� za� wp�ywaj� najskuteczniej pewne zakl�cia, czyli s�owa pi�kne i m�dre. To wszystko brzmi poetycko i wznio�le, a nawet przekonywaj�co, ale tylko wtedy, je�li jako pacjenta ma si� przed sob� urodziwego ch�opca, Charmidesa. Natomiast sama my�l, by prowadzi� dialog filozoficzny ze zwyrodnialcem i debilem Tallusem, wydawa�a si� wr�cz niedorzeczna i �mieszna. Mo�e jednak � tak rozwa�a�em � nale�a�oby w tym wypadku potraktowa� okre�lenie ,,zakl�cia� dos�ownie, jako zamawianie metod� magicznych zabieg�w i formu�ek? Mo�e to w�a�nie mia� na my�li tracki lekarz, Sokrates za� dostosowa� jego wskaz�wki do wymog�w chwili i poziomu pacjenta z w�a�ciw� sobie przekorn� swobod�? Jeszcze jedna okoliczno�� sk�ania�a mnie, aby podda� Tallusa pr�bie. W pismach Platona zawarta jest w zal��ku pewna wielka idea, nast�pnie podj�ta i rozbudowana przez pokolenia jego nast�pc�w w Akademii. My�l� o demonologii. Jak wiadomo, demonami zowie si� istoty po�rednie pomi�dzy b�stwami a cz�owiekiem, kr���ce w strefie powietrznej naszego �wiata. Od nas zanosz� one ku bogom modlitwy i ofiary, stamt�d za� przekazuj� rozkazy; b�stwo bowiem bezpo�rednio nie wchodzi w kontakt z cz�owiekiem � ani na jawie, ani we �nie. Tak�e wszelkie wr�by i w og�le ods�aniania przysz�o�ci jakimkolwiek sposobem dokonuj� si� tylko dzi�ki demonom. Ka�dy cz�owiek ma przydanego sobie spo�r�d nich str�a, kt�ry jest jego opiekunem, a zarazem niewidzialnym �wiadkiem nie tylkoczyn�w, lecz nawet najbardziej skrytych my�li i pragnie�. Po �mierci cz�owieka demon natychmiast porywa jego dusz� i prowadzi j� tam, gdzie s�d si� odbywa; potwierdza lub zbija jej zeznania o tym, jak si� prowadzi�a, od niego wi�c w istocie zale�y, jaki los czeka zmar�ego w za�wiatach. Zagadnienia demonologii studiowa�em od dawna ze szczeg�lnym zapa�em. Dzi�ki pilnej lekturze staro�ytnych autor�w znalaz�em wiele ciekawych �wiadectw. M�wi�y one r�wnie� o tym, �e w�a�nie ch�opcy, je�li podda si� ich odpowiednim zabiegom, �atwo wchodz� w kontakt z demonami i ods�aniaj� sprawy ukryte oraz wszystko, co dopiero ma si� zdarzy�. Podam jeden przyk�ad, kt�ry wydaje mi si� szczeg�lnie wiarogodny: By�o to za panowania cesarza Augusta, a wi�c przed p�tora wiekiem. Pewnemu cz�owiekowi ukradziono spor� sum� pieni�dzy. Poszkodowany zwr�ci� si� o pomoc do Nigidiusza, kt�ry s�yn�� w�wczas w Rzymie z wiedzy tajemnej, a jako senator i by�y konsul cieszy� si� wielkim autorytetem. Ot� Nigidiusz odprawi� magiczne obrz�dy nad kilku wybranymi ch�opcami, a ci wyjawili, gdzie z�odzieje zakopali cz�� monet skradzionych, a nawet i to, gdzie znajduj� si� te, kt�re ju� puszczono w obieg; jedna z nich przypadkowo dosta�a si� do sakiewki Marka Katona, znanego z nieposzlakowanej uczciwo�ci. D�ugo si� zastanawia�em, lecz wci�� nie jest to dla mnie zbyt jasne, jaki ch�opiec mo�e �atwiej nawi�za� kontakt ze �wiatem demon�w: czy bosko pi�kny, dobrze urodzony, wykszta�cony i uwielbiany powszechnie, jakim by� na przyk�ad Charmides, czy te� u�omny, schorowany i wr�cz odra�aj�cy niewolnik, jakim jest Tallus. Za obu pogl�dami przemawiaj� r�wnie mocne argumenty i przyk�ady. Demony bowiem, jako istoty p�boskie, winny by szczeg�lnie ch�tnie szuka� ��czno�ci z tymi spo�r�d nas, kt�rzy posiadaj� najwi�cej zalet psychicznych i fizycznych. Ale z drugiej strony � prawda to stara i powszechnie znana � bogowie s� zawistni i nie darz� �yczliwo�ci� tych, co si� wybijaj� ponad przeci�tno��. Mo�e wi�c demony �askawiej patrz� w�a�nie na upo�ledzonych, w ten spos�b wynagradzaj�c ich za wszelkie krzywdy i za cierpienia ziemskiego bytowania? Ostatecznie doszed�em do wniosku, �e Tallusowi nic ju� nie zaszkodzi; kto wie, czy zakl�cia i ewentualny kontakt z demonami jako� mu nie pomog�. Tak wi�c zabra�em si� do swego �Charmidesa�. PR�BUJ� UZDROWI� TALLUSA Wszystko przygotowa�em jak nale�y. W ma�ym, ciemnym pokoju pali�y si� �wiece na o�tarzyku, przed kt�rym na m�j rozkaz stan�� Tallus. Aby mie� �wiadk�w, �e chodzi tylko o uzdrowienie ch�opca i �e nie dzieje si� nic zdro�nego, zaprosi�em obu Appiusz�w (tych samych, u kt�rych zatrzyma�em si� zaraz po przybyciu do Oei) oraz Pudensa, m�odszego syna Pudentilli; obecno�� tego ostatniego by�a konieczna i z tej racji, �e Tallus stanowi� w�asno�� jego matki. Poncjana w tym czasie nie by�o w mie�cie. Ceremonia zako�czy�a si� bardzo szybko � pe�nym, by rzec prawd�, niepowodzeniem. Tallus swoim zwyczajem run�� na ziemi�, nim jeszcze zdo�a�em wym�wi� pierwsze s�owa zakl�cia. Przypuszczam, �e przerazi�a go tajemnicza sceneria. Ch�opiec miota� si� po pod�odze i z pian� na ustach be�kota� wyrazy, kt�re p�yn�y na pewno nie z natchnienia demon�w. Dnia nast�pnego Tallusa nie by�o ju� ani w naszym domu, ani w og�le w Oei. Dowiedzia�em si� najpierw od s�u�by, �e Pudentilla wyprawi�a go do kt�rego� ze swych maj�tk�w wiejskich, wiele mil od miasta. Wszelako gdy j� spotka�em, pocz�tkowo w og�le nie porusza�a tego tematu. Dopiero pod koniec rozmowy powiedzia�a, pozornie zupe�nie mimochodem, �e Tallusa wyprawi�a na wie�, bo reszta s�u�by mog�aby zarazi� si� od niego przykr� chorob�. Oczywi�cie natychmiast przeprosi�em pani� domu, �e usi�owa�em uleczy� ch�opca bez jejwiedzy; zapewni�em jak najsolenniej, �e kierowa�y mn� zbo�ne intencje. Nic nie odrzek�a, skin�a g�ow�, u�miechn�a si� tajemniczo. Ten u�miech nie dawa� mi spokoju przez wiele dni. Zachodzi�em w g�ow�, co on naprawd� oznacza. Czy�by mi nie wierzy�a? Czy�by tak drobna i niewa�na sprawa mia�a j� zrazi� do mnie? Niestety, Poncjana wci�� jeszcze nie by�o: a tylko on m�g�by szczerze i otwarcie porozmawia� z matk�. Wreszcie, po wielu dniach, dozna�em ol�nienia. Zrozumia�em wszystko. By�o z pewno�ci� tak: Po nieudanej ceremonii uzdrowienia Pudens oczywi�cie opowiedzia� matce ca�� rzecz, chyba nie szcz�dz�c ubarwie�. Pudentilla zacz�a si� zastanawia�, dlaczego chcia�em podda� Tallusa pr�bie zakl��. By�a kobiet� roztropn� i praktyczn�, tote� na my�l by jej nie przysz�o, �e istotn� przyczyn� s� tylko i wy��cznie moje szczytne zainteresowania naukowe. Podejrzewa�a natomiast, �e chcia�em osi�gn�� przy pomocy obrz�dk�w nad epileptykiem co� bardzo konkretnego i pozna� jak�� tajemnic�. Jak�? Poncjan od pewnego czasu wci�� j� przekonywa�, �e powinna mnie po�lubi�; wiedzia�a te�, �e i ja jestem do tego nak�aniany. W jej oczach by�em cz�owiekiem stosunkowo m�odym, nie�mia�ym i niedo�wiadczonym, oddanym tylko nauce, pogr��onym w m�drych ksi�gach staro�ytnych. Uwa�a�a wi�c za rzecz ca�kowicie naturaln�, i� nie mam odwagi sam z ni� porozmawia� o wsp�lnej sprawie; t�umaczy�a sobie, �e obieram drog� czar�w, bo chc� si� dowiedzie�, jakie s� widoki zdobycia jej wzgl�d�w. Od tej strony ca�a historia mog�a jej tylko pochlebi�. Ale by�a inna kwestia: wzi��em jako po�rednika osob� chor� i odra�aj�c�; to by�o przykre, niemi�e i musia�o j� dotkn��. A mimo to Pudentilla pierwsza uczyni�a gest pojednawczy! A�eby dowie��, �e wcale nie jest przeciwna moim studiom i powa�nie traktuje wyja�nienie w sprawie Tallusa, poprosi�a znajomego lekarza, by przyprowadzi� do mnie swoj� pacjentk�, kt�ra cierpia�a na epilepsj�. Oczywi�cie w tym wypadku nawet nie pr�bowa�em obrz�d�w i zakl��. Zapyta�em j� tylko, czy odczuwa dzwonienie w uszach i w kt�rym bardziej; odpowiedzia�a, �e w prawym. Tak wi�c ostatecznie rozwia� si� m�j niepok�j. Lepiej nawet, wyszed�em z ca�ej tej sprawy z pewnym zyskiem i zadowoleniem: Pudentilla mi sprzyja�a, to by�o oczywiste. Powr�ci�em do studi�w nad Platonem z nowym zapa�em. PLATON I RODZINA MATKI Rozmowa Sokratesa z Charmidesem stopniowo doprowadzi�a do pytania, czym w�a�ciwie jest sofrosyne, czyli roztropne panowanie nad sob� (wydaje mi si�, �e tak najlepiej przet�umaczy� ten grecki wyraz). Kritias bowiem zapewnia�, �e Charmides ju� posiada t� pi�kn� cech� charakteru i �e ona to w�a�nie wyr�nia go spo�r�d r�wie�nik�w. Na co Sokrates grzecznie odrzek�, �e to zupe�nie zrozumia�e, bo ch�opiec pochodzi ze �wietnego domu. Przodk�w jego ojca s�awi� Anakreont, Solon i wielu innych poet�w. Tak samo ma si� rzecz z rodzin� matki Charmidesa; jej brat Pyrilampes uchodzi� swego czasu za najprzystojniejszego m�czyzn� w Atenach, a nawet na ca�ym kontynencie azjatyckim, ilekro� pos�owa� do kr�la perskiego. S�owa, kt�re Platon w�o�y� w usta Sokratesa, uwa�am za bardzo znamienne. Charmides, powtarzam, by� rodzonym bratem matki Platona; a wi�c wychwalaj�c jego przodk�w Platon zarazem sk�ada� ho�d swym macierzystym dziadom i pradziadom. Ciekawy jest r�wnie� uk�on w stron� Pyrilampesa; matka Platona, jak ju� wspomnia�em, po�lubi�a go po �mierci swego pierwszego m�a, Aristona, owego mi�o�nika spokoju; wysz�a wi�c za swego wuja. Widocznie Pyrilampes umia� zjedna� sobie serce pasierba, skoro ten pisze o nim tak serdecznie. Wynika st�d jasno, �e Platon by� gor�co przywi�zany do rodziny matki, cho� portret Periktione odmalowa� w raczej ciemnych barwach. Szczyci� si� dawn� tradycj� i pragn�� przekaza� potomnym jak najpochlebniejszy obraz krewnych. Co wszak�e najbardziej zdumiewaj�ce, to fakt � na kt�ry ju� wskaza�em � �e nawet Kritias, tak znies�awiony przyw�dca Komi-sji Trzydziestu, nigdy nie spotka� si� ze strony Platona z wyra�nym, imiennym pot�pieniem. Przeciwnie. W dialogu Timajos, o kt�rym m�wi�em poprzednio, Kritias jest jedn� z g��wnych postaci, inny za� utw�r, stanowi�cy kontynuacj� Timajosa, nosi wprost tytu� Kritias. A przecie� by� to cz�owiek, kt�rego czyny s�usznie wzbudza�y og�lne oburzenie. Zamierza� zgubi� nawet Sokratesa, powierzaj�c mu zadanie doprowadzenia do Aten obywatela bezprawnie skazanego na �mier�. Gdzie� poprzednio przytoczy�em urywek listu si�dmego, w kt�rym Platon, pisz�c o tej sprawie, konkluduje: ,,Oczywi�cie chodzi�o im o to, aby Sokrates sta� si� wsp�lnikiem ich spraw, nawet wbrew swej woli. On jednak nie pos�ucha�. Got�w by� na wszystko, byle nie uczestniczy� w zbrodni.� Ciekawe, �e Platon m�wi tu bardzo og�lnie �oni�. A wi�c nie przem�g� si� na tyle, by wyra�nie wskaza� Kritiasa! Wielbi� i czci� Sokratesa, lecz honor cz�onka rodziny by� dla� r�wnie� �wi�to�ci�; nie mog�c go broni� w tej sprawie, przynajmniej przemilcza jego imi�. Wiadomo wszak�e, i� to w�a�nie Kritias by� w Komisji Trzydziestu g��wnym wrogiem Sokratesa. M�wi o tym bez obs�onek Ksenofont, prawie r�wie�nik Platona i tak�e ucze� wielkiego m�drca. Opowie��, kt�r� czytam w jego Wspomnieniach, jest tej tre�ci: KRITIAS I SOKRATES Kritias, zakochany w niejakim Eutydemie, pragn�� za wszelk� cen� zaspokoi� swe po��dliwo�ci, Sokrates natomiast usi�owa� odwie�� go od tego. Wskazywa�, �e nie przystoi zachowywa� si� jak �ebrak wobec cz�owieka, kt�rego bardzo si� mi�uje i kt�remu chcia�oby si� wyda� kim� prawdziwie warto�ciowym. Jednak�e Kritias by� g�uchy na wszelkie perswazje. Oburzony tym Sokrates powiedzia� w licznym towarzystwie, i to w obecno�ci samego Eutydema, co� bardzo niegrzecznego o post�powaniu Kritiasa. St�d w�a�nie zrodzi�a si� nienawi�� Kritiasa do Sokratesa. Tote� gdy jako przyw�dca Komisji Trzydziestu wprowadza� nowe ustawy, zarz�dzi�, �e nie wolno naucza� sztuki wymowy, poniewa� wp�ywa ona deprawuj�co na m�odzie�. Zarz�dzenie to godzi�o r�wnie� w Sokratesa, cho� nie pobiera� on �adnych op�at za swoje nauki. Kritias jednak nie m�g� znale�� innego punktu zaczepienia, zarzuca� wi�c mu to, o co zwykle oskar�a si� filozof�w przed opini� publiczn�. Komisja Trzydziestu zg�adzi�a wielu obywateli, a wielu innych zmusi�a do pope�nienia zbrodni. Sokrates rzek� w�wczas publicznie: � Dziwne by by�o, gdyby nie pot�piono pasterza, kt�rego stado marnieje. Ale jeszcze dziwniejsze, je�li przyw�dca pa�stwa, w kt�rym obywatele staj� si� coraz podlejsi, nie dostrzega tego i nie jest w stanie poj��, �e �le rz�dzi! O tych s�owach oczywi�cie natychmiast doniesiono Komisji, Kritias i Charikles zawezwali Sokratesa. Pokazali mu tekst ustawy i zabronili rozm�w z m�odzie��. On za�, jak to by�o jego zwyczajem, zapyta� skromnie: � Czy wolno mi prosi� o wyja�nienie, je�li czego� nie rozumiem? � Wolno � odparli. � Jestem got�w zastosowa� si� do postanowie� ustawy. Ale chcia�bym prosi� o pewne dodatkowe pouczenia, �ebym przez niewiedz� przypadkowo nie sta� si� przest�pc�. Zakazujecie szkoli� w sztuce wymowy. Dlaczego? Charikles odrzek� tonem podniesionym: � Skoro tego nie rozumiesz, wydamy zarz�dzenie �atwiejsze do poj�cia: w og�le nie wolno ci rozmawia� z m�odymi lud�mi! Lecz Sokrates nie ust�powa� i nadal udawa� naiwnego: � Ale �eby nie by�o w�tpliwo�ci, musicie mi okre�li�, do kt�rego to roku jest si� m�odym! Charikles odpar�:� M�ody jest ten, kto jeszcze nie mo�e wej�� w sk�ad Rady. Wynika st�d, �e nie powiniene� rozmawia� z lud�mi, kt�rzy jeszcze nie doszli do trzydziestki. Sokrates wszak�e wci�� mia� w�tpliwo�ci: � To znaczy, �e je�li sprzedawca nie ma jeszcze lat trzydziestu, nie wolno mi zapyta�, jaka jest cena towaru? Charikles obja�ni� go �askawie: � W takich wypadkach wolno. Jednak�e ty zazwyczaj zadajesz wiele pyta�, cho� dobrze wiesz, o co w istocie chodzi. Wi�c w�a�nie takich pyta� nie stawiaj! � Czyli nie powinienem tak�e odpowiada�, je�li kto� m�ody zapyta mnie na przyk�ad, gdzie mieszka Charikles lub gdzie mo�na spotka� Kritiasa? Charikles wci�� nie traci� cierpliwo�ci: � W takich wypadkach oczywi�cie powiniene� udzieli� odpowiedzi. Kritias wtr�ci� si� do rozmowy. � Ale b�dziesz musia� trzyma� si� z dala od tych twoich szewc�w, murarzy i kowali. Bo my�l�, �e oni s� bardzo zm�czeni, skoro w swych rozmowach bez przerwy o nich wspominasz. Sokrates jeszcze si� upewni�: � A wi�c mam trzyma� si� z dala r�wnie� od tego, co z tych rozm�w wynika: od sprawiedliwo�ci, od pobo�no�ci i od wszelkich spraw tego rodzaju? Teraz z kolei Charikles uda�, �e nie rozumie dwuznaczno�ci tych s��w. Powiedzia� wi�c tonem pogr�ki, nawi�zuj�c do tego, co rzek� Kritias: � Tak. R�wnie� od pasterzy trzymaj si� z daleka. Bo je�li nie, to mo�e si� zdarzy�, �e w�a�nie z twojej winy zmniejszy si� pog�owie byd�a. Co nale�a�o rozumie�: z twojej winy � o ciebie. O POCZ�TKACH RELIGII Kritias, nim jeszcze zdoby� sobie ponury rozg�os jako przyw�dca Trzydziestu Tyran�w, cieszy� si� s�aw� dobrego poety, �mia�ego my�liciela, czynnego polityka. Doskonale rozumiem, �e taka osobowo�� musia�a wr�cz fascynowa� Platona w jego latach ch�opi�cych; bo i w nim, w Platonie, wcze�nie wzbudzi�y si� zainteresowania literackie, a tak�e polityczne. Wiadomo przecie�, �e uk�ada� dramaty i dytyramby; podobno zamierza� nawet wystawi� swoje sztuki w czasie �wi�t Dionizosa, w nadziei, �e zdob�dzie nagrod� i s�aw�; Sokrates wszak�e, jak twierdz� nasi mistrzowie w Akademii, odwi�d� go od ambicji pisarskich, tak cz�sto spotykanych, �e a� pospolitych, i wskaza� cel szlachetniejszy � d��enie do prawdziwej m�dro�ci. Natomiast z polityk� Platon nie po�egna� si� tak �atwo. Przecie� w li�cie si�dmym szczerze wyznaje, �e pragn�� si� jej po�wi�ci�, gdy tylko dojdzie do pe�noletno�ci. I w gruncie rzeczy, jak mi si� zdaje, tym swoim m�odzie�czym ambicjom pozosta� wierny do ko�ca �ycia. Gdy nie uda�a si� kariera w ojczy�nie, usi�owa� realizowa� swoje pomys�y ustrojowe w innym kraju. A w jego dzie�ach wci�� przewija si� pytanie, jaki ma by� doskona�y ustr�j pa�stwa i jak wychowywa� obywateli. Wyznaj�, �e dla mnie, obywatela Imperium, kt�re jak korona wie�czy rozw�j wszystkich lud�w, te rozwa�ania wydaj� si� puste i niepotrzebne. Czy� mo�na sobie wyobrazi� co� �wietniejszego od rzeczywisto�ci, w kt�rej �y� nam wypad�o dzi�ki �asce bog�w? Owszem, ludzie pozostali tak u�omni, jak byli. Jednak�e system pa�stwowy jest doskonalszy i sprawiedliwszy, ni� mog�o si� marzy� Platonowi w naj�mielszych snach; a w swych rojeniach mia� on na oku zawsze jedno tylko miasto, podczas gdy nasze Imperium obejmuje tysi�ce miast i setki krain, od mrocznej p�nocy a� po rozpalone piaski pusty�. Tote� wola�bym, by Platon mniej m�wi� o spo�ecze�stwie i wychowaniu, wi�cej natomiast o tajemnicach budowy �wiata, widzialnego i niewidzialnego, szczeg�lnie za� o demonach. Pa�stwa bowiem i ich ustroje przemijaj�, jak uczy historia; demony natomiast zawsze istnia�y i istnie� b�d�. Spo�r�d bliskich Platona tylko Kritias para� si� na r�wni polityk� i pisarstwem. Z jego dzie� znam jedynie fragmenty. Wiem, �e by� dramaturgiem oraz autorem traktat�w, w kt�rych przedstawia� politeje, czyli ustroje, Tesalii i Lacedemonu; wychwala� przede wszystkim to drugie pa�stwo; twierdzi�, �e inne pa�stwa winny pod ka�dym wzgl�dem na�ladowa� Lacedemon. Trudno mi w tym miejscu nie przypomnie�, �e idealny ustr�j, wymy�lony przez Platona, jest w znacznej mierze rozwini�ciem za�o�e�, na kt�rych opiera� si� lacedemo�ski porz�dek i tamtejszy system wychowania. A wi�c Platon powa�nie traktowa� wskaz�wki swego wuja, kt�re z pewno�ci� nieraz s�ysza� z jego w�asnych ust za m�odu. Lecz do�� ju� o polityce. Z zachowanych u�amk�w Kritiasowej tw�rczo�ci tylko jeden utkwi� mi w pami�ci. Pochodzi on z dramatu Syzyf. Pewna osoba rozwija w nim pogl�dy tej tre�ci: W pradawnych czasach ludzie �yli w bez�adzie i po zwierz�cemu, a korzyli si� tylko przed si��. Nie nagradzano uczciwych, ale te� nie karano przest�pc�w. Dopiero p�niej ustanowiono surowe prawa; chciano bowiem, by sprawiedliwo�� jednakowo w�ada�a wszystkimi, a kara spada�a na ka�dego, kto z�amie ustawy. Lecz owe prawa powstrzymywa�y ludzi przed pope�nianiem tylko jawnych przest�pstw, potajemnie za� nadal �le czyniono. W�wczas to � tak sobie wyobra�am � jaki� cz�owiek bystry i rozumny pierwszy wpad� na pomys�, �e ludzie musz� ba� si� bog�w; wtedy bowiem dopiero b�d� si� l�kali nawet skrycie grzeszy� my�l�, mow�, uczynkiem. W ten to spos�b wprowadzono poj�cie b�stwa. G�oszono, �e jest to duch wiecznie �yj�cy, kt�ry s�yszy i widzi samym umys�em, wszystko ogarniaj�c; kt�ry pojmuje ka�de s�owo ludzkie i ka�dy czyn dostrzega. Wi�c gdyby� nawet milcz�c knu� z�o jakie�, nie ukryje si� to przed bogami, jako �e maj� oni moc postrzegania wszystkiego. Przy pomocy takich w�a�nie wywod�w �w cz�owiek ustanowi� jedn� z najprzemy�lniejszych nauk, a fa�szywym s�owem okry� prawd�. Twierdzi� tak�e, �e bogowie tam przebywaj�, sk�d przychodzi najwi�ksza groza, ale te� najwi�ksze po�ytki dla n�dzy naszego bytowania: na g�rnym obwodzie. Stamt�d bowiem padaj� gromy i b�yskawice, lecz tam r�wnie� rozpo�ciera si� gwia�dzista szata nieba i goreje jasne s�o�ce, stamt�d wreszcie deszcz rosi ziemi�. Taki to l�k ludziom wpoi� i pi�knie osadzi� b�stwo w nale�nym mu miejscu, bezprawie za� prawem ujarzmi�. B�G I BOGOWIE Tak wi�c jeden z najbli�szych krewnych Platona by� po prostu ateist�. Wspomnia�em ju� poprzednio, �e sam za�o�yciel Akademii z oburzeniem odrzuca� takie pogl�dy, jakkolwiek osobi�cie nie darzy� �adnego b�stwa szczeg�ln� czci� i chyba nie dost�pi� wtajemnicze� w �adne misteria. Przytoczy�em tak�e �w rozdzia� z dziesi�tej ksi�gi Praw, kt�ry, jak przypuszczam, przekazuje pewne wspomnienia z dzieci�cych lat Platona; matka opowiada�a mu wtedy ba�niowe podania o bogach, ojciec za� w dniach �wi�tecznych, otoczony przez ca�� rodzin�, sk�ada� nie�miertelnym ofiary przy domowym o�tarzu. Ale skoro ju� dotkn��em tu spraw religii, wypada pokr�tce okre�li�, jaka jest plato�ska doktryna o istocie bog�w i jakie wyznacza im miejsce w naszym �wiecie. Chyba najpewniej odpowiada filozof na te pytania w dialogu pisanym ju� u schy�ku �ycia, a mianowicie w Timajosie. A trzeba te� przypomnie�, �e jednym z rozm�wc�w w tym utworze jest w�a�nie Kritias! Osoba tytu�owa dialogu, czyli sam Timajos, m�drzec i astronom przyby�y z miasta Lokroj w Italii, wyk�ada tam, co nast�puje: Istnieje wieczny b�g, kt�ry stworzy� �wiat jeden, materialny, widzialny, zbudowany z czterech pierwiastk�w: z ognia, ziemi, wody, powietrza. Ten �wiat sam jest istot� �yw� i zawieraw sobie wszelkie istoty �ywe; posiada kszta�t najdoskonalszy, a wi�c kuli, i porusza si� wok� siebie ruchem obrotowym; wyszed� z r�ki boga i jest r�wnie� b�stwem, a dusza jego znajduje si� w nim i wok� niego. B�g stworzy� te� w owym �wiecie s�o�ce, ksi�yc i pi�� planet; stworzy� je z materii ognia. Po�o�y� je na kulistych obr�czach wok� ziemi, aby porusza�y si� po owych torach; na pierwszej obr�czy znajduje si� ksi�yc, na drugiej s�o�ce, na trzeciej Jutrzenka, na czwartej Hermes, potem za� kolejno cztery inne planety. A wszystkie owe cia�a, poczynaj�c od ziemi, s� istotami �ywymi i boskimi. Czas za� pojawi� si� w �wiecie dopiero wtedy, gdy one zosta�y stworzone. Pr�cz tych b�stw istniej� tak�e inne b�stwa, o kt�rych wiemy dzi�ki starym legendom. B�stwa te s� potomstwem Ziemi i Nieba; na ich czele stoj� Zeus i Hera, potem za� id� te wszystkie, kt�rym tak powszechnie cze�� si� oddaje. Ot� w�a�nie owym to b�stwom, zrodzonym, lecz nie�miertelnym, poleci� b�g-stw�rca wykona� cia�a innych istot �ywych. Jednak�e natura istot �ywych jest z�o�ona, podw�jna: co w nich boskie i nie�miertelne, pochodzi od samego boga-stw�rcy, co za� �miertelne, od bog�w zrodzonych. Uczyni� wi�c b�gstw�rca tyle dusz, ile jest gwiazd; osadzi� ka�d� dusz� na gwie�dzie i pokaza� jej obraz wszech�wiata. Potem za� przekaza� owe dusze bogom m�odszym. Ci wykonali dla nich cia�a i mniej doskona�e cz�ci duszy. Prawo za� ustanowiono takie: kt�ra z dusz �y� b�dzie w ciele panuj�c nad sprzecznymi sk�adnikami swej natury, ta znowu powr�ci na swoj� gwiazd� i tam trwa� b�dzie w szcz�ciu; kt�ra natomiast ulegnie, narodzi si� powt�rnie, i to w ciele kobiety. Je�liby za� i w tym drugim �yciu b��dzi�a, wst�pi w cia�o zwierz�ce, zale�nie od swych uczynk�w; tak odradzaj�c si� wci�� na nowo nie przestanie cierpie�, p�ki si� nie oczy�ci i nie powr�ci do stanu, od kt�rego bieg sw�j zacz�a. WIELO�CIANY Odczytuj�c na nowo dialog Timajos napotka�em w dalszym jego ci�gu rozwa�ania bardzo zawi�e. Chodzi mianowicie o problem, jakiego to kszta�tu s� cz�steczki owych czterech pierwiastk�w, z kt�rych zbudowany jest wszech�wiat. Ot� uczony Timajos najpierw ustala, �e podstawowa ich forma to zestawienia r�nych tr�jk�t�w; a wi�c �cianki bry� musz� by� tr�jk�tne. Nast�pnie przeprowadza dow�d, �e elementy, a raczej cz�steczki ognia, s� czworo�cienne, ziemi sze�cio�cienne, powietrza o�mio-, a wody dwudziesto�cienne. Ca�a ta partia dialogu wydaje mi si� szczeg�lnie trudna, zapewne z tej racji, �e sam nigdy nie celowa�em znajomo�ci� zasad geometrii i arytmetyki. Przyznaj�, si� do tego z wielkim �alem, dobrze bowiem pami�tam, �e nad wej�ciem do Akademii widnieje prastary napis, wyryty pono� z polecenia samego Platona: �Nie znaj�cym matematyki wst�p wzbroniony.� Zapewne niegdy� przestrzegano tego zakazu; dzi� nawet wyk�adaj�cy tam mistrzowie chybaby nie potrafili przeprowadzi� poprawnego dowodu geometrycznego jakiego� bardziej skomplikowanego twierdzenia. W�a�nie gdy biedzi�em si� nad zrozumieniem tych rozdzia��w Timajosa, powr�ci� do Oei Poncjan; przez jaki� bowiem czas przebywa� w jednym z maj�tk�w na wsi. Niezbyt mia�em ochot� znowu wdawa� si� w dyskusj� o po�ytkach ma��e�stwa z Pudentill�, bo sam ju� dobrze i wszechstronnie przemy�la�em t� spraw�. Zreszt� od czasu historii z Tallusem pomi�dzy mn� a pani� domu nawi�za�a si� ni� cichego porozumienia. By�em pewien, �e potrafimy doprowadzi� rzecz do szcz�liwego zako�czenia bez cudzej pomocy, oczywi�cie gdy czas dojrzeje. Tote� kiedy Poncjan wszed� do mojego pokoju, od razu po pierwszych s�owach powitania zagadn��em go, jak w�a�ciwie rozumie nauk� Platona o budowie pierwiastk�w, a zw�asz-cza jak sobie wyobra�a owe bry�y o �ciankach tr�jk�tnych. Poncjan r�wnie� nie mia� jasnego obrazu figur geometrycznych. Znalaz� wszak�e wyj�cie nieoczekiwane. Powiedzia�, �e jest tu, w Oei, pewien rzemie�lnik � ni to stolarz, ni to rze�biarz � kt�ry wykonuje w swym warsztacie przedziwne przedmioty o wymy�lnych kszta�tach. Zaraz te� tam poszli�my, by sprawdzi�, czy nie znajdzie si� co�, co by przypomina�o wielo�ciany Timajosa. TAJEMNICZA SPRAWA POS��KA Warsztat Korneliusza Saturnina mie�ci� si� w uliczce w�skiej i mrocznej; by� ca�y otwarty na zewn�trz. W�a�ciciel, starzec chuderlawy, o bardzo przenikliwym spojrzeniu, siedzia� tu� przy wej�ciu na niskim sto�eczku; pilnie co� majstrowa�, dopasowuj�c cienkie deszczu�ki bukszpanowe. Stan��em jak wryty, gdym ujrza� kunsztowne dzie�a, ustawione na stole pod �cianami. By�y tam przer�ne figury znane z geometrii, p�askie i bry�y o �cianach kr�g�ych lub ostrych. By�y te� rze�by, jedne male�kie, inne wcale okaza�e, wyobra�aj�ce bog�w, ludzi, zwierz�ta. Doprawdy, Saturnin potrafi� kszta�towa� drewno niby glin�! Cho� nie odnale�li�my w�r�d mn�stwa jego prac niczego, co by dok�adnie odpowiada�o owym cz�steczkom opisanym w Timajosie, zrozumieli�my od razu, �e mistrz potrafi�by bez trudu odwzorowa� w drzewie ka�dy wielo�cian zbudowany z tr�jk�t�w. Pe�en zachwytu dla talentu i umiej�tno�ci tego skromnego rzemie�lnika wda�em si� z nim w d�u�sz� rozmow�, cho� nie by� to cz�owiek gadatliwy. Zapyta�em, czy nie m�g�by wykona� dla mnie pewnej do�� wymy�lnej machiny; mia� to by� rodzaj zabawki, ale o powa�nym, niemal naukowym przeznaczeniu. Opracowa�em projekt tego urz�dzenia jeszcze w Madaurze, tam jednak nie mog�em znale�� odpowiedniego majstra. Tymczasem Saturnin w lot poj��, o co chodzi i jak ma dzia�a� owa machina; oby�o si� nawet bez szkicu. Wyczu�em, �e ogromnie mu si� podoba praca tego typu, wymagaj�ca sporo kunsztu i dowcipu. Nie tylko wi�c zgodzi� si� uko�czy� rzecz szybko, ale jeszcze sam zapyta�, czy nie potrzebowa�bym pos��ka jakiego� b�stwa. Zupe�nie jakby czyta� w moich my�lach! Nim jednak zdo�a�em odpowiedzie�, do rozmowy wtr�ci� si� Poncjan: � I po c� ci taki pos��ek? Ma�o to mamy w domu? A je�li ju� to wola�bym statuetk� nie z drewna, lecz z metalu! Wyja�ni�em Poncjanowi, �e zwyk�em zawsze mie� przy sobie podobizn� b�stwa; stawiam j� w pokoju, w kt�rym pracuj�, i cze�� oddaj�, a w dniach �wi�tecznych pal� przed ni� kadzid�o; kiedy za� zm�cz� si� prac� my�low�, w niej szukam odpoczynku. Wyje�d�aj�c z Madaury nie wzi��em ze sob� �adnej statuetki, mia�em bowiem nadziej�, �e wnet dotr� do Aleksandrii i tam nab�d� co� odpowiedniego, prawdziwie egipskiego, u�wi�conego tradycj� wiek�w. Przy ko�cu pozwoli�em sobie na ma�y wyk�ad, nie bez ukrytej my�li, �e przypodobam si� mistrzowi: � A co si� tyczy kwestii, z jakiego materia�u ma by� wykonany pos��ek, nale�y zawsze pami�ta� o naukach Platona, zawartych w dwunastej ksi�dze Praw. Mowa tam o tym, �e sk�adaj�c ofiary bogom godzi si� we wszystkim zachowa� umiar. I tak, poniewa� ziemia oraz ognisko domowe s� ju� same przez si� b�stwom po�wi�cone, nie musi si� raz jeszcze, specjalnym aktem, oddawa� ich nie�miertelnym. W bardzo wielu krajach przedmioty ze z�ota i srebra stanowi� ozdob� dom�w prywatnych, a tak�e bo�ych przybytk�w. Jednak�e te drogocenne metale wywo�uj� zawi�� i po��dliwo��. Natomiast ko�� s�oniowa pochodzi z martwego zwierz�cia, nie jest wi�c czystym darem. Nie wolno wreszcie zapomina�, �e spi� i �elazo s�u�� jako narz�dzia wojny. Jaki� st�d wniosek? Kto pragnie ofiarowa� dar prawdziwie mi�y,winien u�y� materia�u pozornie najskromniejszego, ale w�a�nie dlatego najw�a�ciwszego, a wi�c drewna lub kamienia! Saturnin by� wyra�nie zadowolony z tej przemowy. Tote� gdy�my ju� odchodzili, powiedzia�: � Zrobi� naprawd� pi�kny pos��ek Merkurego. Zatrzyma�em si� zdumiony. Przecie� skutkiem zapomnienia w og�le mu nie wskaza�em, jakiego to b�stwa chcia�bym mie� statuetk�! Istotnie jednak przez ca�y czas my�la�em o Merkurym- Hermesie. Mo�e Saturnin zdo�a� to odgadn�� z tej prostej przyczyny, �e �w b�g jest od prawiek�w i we wszystkich krajach cywilizowanych opiekunem poet�w i filozof�w? Mo�e. Kto wie jednak, czy tajemniczy mistrz snycerstwa nie odczytuje cudzych my�li? SPOTKANIE Z RUFINEM Uszli�my zaledwie kilka krok�w, gdy zast�pi� nam drog� Herenniusz Rufinus. Oty�y, �ysy, oble�ny, pozdrowi� nas z wylewn� serdeczno�ci�, cho� po prawdzie zna� dobrze tylko Poncjana; ze mn� widzia� si� dotychczas chyba raz, po mojej s�awnej deklamacji w bazylice miejskiej. �atwo by�o odgadn��, czemu to obecnie szuka naszego towarzystwa, ludzi stosunkowo m�odych i maj�tnych; ca�a bowiem Oea plotkowa�a ju� od lat z wielk� uciech� o tym cz�owieku i o jego sprawach domowych. Scharakteryzowa� go mo�na kr�tko i precyzyjnie: pieniacz, fa�szerz, oszczerca, intrygant, �ar�ok, rozpustnik, od dzieci�stwa deprawowany i deprawator. Ju� jako ch�opiec ch�tnie s�u�y� do wszelkich bezece�stw. Jako m�odzieniec, nim zeszpeci�a go �ysina, wyst�powa� na scenach teatr�w, ta�cz�c w sztukach pantomimicznych; a ta�czy� tak � m�wili mi ci, co widzieli � jakby w og�le nie mia� �ci�gien i ko�ci; by�a to wszak�e mi�kko�� bez sztuki, rozlaz�a i prymitywna. Panuje opinia, �e jedyne, co w nim by�o z prawdziwego aktora, to bezwstyd. Gdy doszed� do wieku dojrza�ego, ca�y jego dom sta� si� rajfurski. �ona jest ladacznic�, o tym wszyscy wiedz�, synowie za� ucz� si� od ojca. Dniami i nocami jurna m�odzie� kopie w bram� i wy�piewuje na ulicy lubie�ne piosenki. W jadalni pijacy, w sypialni gachy. Uk�ad pomi�dzy t� par� ma��e�sk� jest powszechnie znany. Kto ofiaruje �onie �adny prezent, swobodnie wchodzi i wychodzi, kiedy zechce, nikt nawet nie zwr�ci na� uwagi. Ale je�li kto� o�mieli�by si� przyj�� z pr�nymi r�kami, na dany znak s�u�ba �apie go jako uwodziciela. I nie wcze�niej opu�ci dom tak go�cinny, p�ki nie udowodni, �e umie si� podpisywa�. Trzeba wszak�e, jak s�dz�, ulitowa� si� nad biedakiem. Co ma robi�, skoro zmarnotrawi� ju� ca�y maj�tek, ponad spodziewanie odziedziczony po ojcu? Ten bowiem, zad�u�ony po uszy, wola� pieni�dz ni� honor. Zewsz�d atakowali wierzyciele, a kiedy wychodzi� na ulic�, ka�dy niemal przechodzie� stara� si� go schwyta�, goni�c jak za furiatem, gro�nym dla otoczenia. Rzek� wi�c pewnego razu: Pok�j z wami! � i oznajmi�, �e jest niewyp�acalny. Ugodzi� si� co do jakiej� cz�ci z wierzycielami i odrzuci� wszystkie oznaki swego dostojnego stanu. Wpierw jednak wi�ksz� cz�� maj�tku przepisa�, przy pomocy arcysprytnego kruczka prawnego, na nazwisko �ony. �y� odt�d jako cz�owiek ubogi, niczego nie posiadaj�cy, bezpieczny w�asn� ha�b�. Za to swemu synowi, Rufinowi, pozostawi� trzy miliony; tyle bowiem otrzyma� on w spadku z maj�tku matki. Wszystko to wszak�e Rufinus zdo�a� przepu�ci� w ci�gu zaledwie kilku lat. Mo�na by rzec, �e l�ka si� panicznie, by nie m�wiono, i� cokolwiek zyska� dzi�ki ojcowemu oszustwu. Nadszed� wreszcie dzie�, w kt�rym �ona, ju� nie pierwszej m�odo�ci, oznajmi�a, �e nie b�dzie utrzymywa� ca�ego domu. Trzeba by�o rozejrze� si� za jakim� sposobem wyj�cia z biedy. Poniewa� c�rka ju� podros�a, zacny ojciec postanowi� wyda� j� za kogo� zamo�nego. Oferowa� dziewczyn� � g�o�no o tym by�o w ca�ym mie�cie � co maj�tniejszym m�odym ludziom: podobno niekt�rzy otrzymywali j� nawet na pr�b�.By�o wi�c zupe�nie oczywiste, jakie to kry� w sercu zamiary, gdy j�� nas �ciska� i obejmowa� w owej w�skiej uliczce, przy kt�rej mie�ci� si� warsztat Saturnina. SZKIELET I KR�L Bystre oczka naszego nowego przyjaciela oczywi�cie od razu spostrzeg�y, sk�d wyszli�my. Zacz�� wi�c natr�tnie wypytywa�, co te� porabiali�my u tego dziwaka Saturnina. Nie omieszka� za� dorzuci� p�szeptem, z min� bardzo znacz�c�, �e m�g�by nam sporo o nim powiedzie�, bo cz�owiek to niesamowity. Rufinowi chodzi�o oczywi�cie o to, by nas zaciekawi�, wci�gn�� w rozmow� i w ten spos�b podbudowa� znajomo��, kt�r� nast�pnie skierowa�by umiej�tnie ku celom sobie u�ytecznym. Wprawdzie osoba niezwyk�ego rzemie�lnika rzeczywi�cie mnie interesowa�a, wola�em wszak�e pozby� si� obmierz�ego starucha. Na poczekaniu wi�c wymy�li�em bajeczk�: � Wiemy o wszystkim. W�a�nie dlatego wybrali�my si� do niego. Na razie zam�wili�my tylko drewnian� figurk� ko�ciotrupa, bo to rzecz po prostu niezb�dna. Maj�c j� wystarczy wym�wi� odpowiednie zakl�cia i ju� zyskuje si� moc nad �wiatem zmar�ych! Rufinus spojrza� na mnie z niedowierzaniem, ale te� jakby ze strachem. Zapewne s�ysza� ju� co� o tym, �e studiuj� filozofi�, a mo�e nawet dosz�y do� jakie� plotki o moich pr�bach uleczenia Tallusa z choroby. Oea doprawdy nie jest wielkim miastem i cokolwiek si� wydarzy�o w kt�rym� ze znamienitszych dom�w, wnet stawa�o si� wiadome wszystkim. Ale twarda to by�a sztuka! Nie da� si� zby� byle czym. Uzna�, �e m�wi� raczej powa�nie, tote� ch�tnie podj�� ciekawy temat: � I ja o tym s�ysza�em. Mam tu w Oei przyjaciela, Krassus si� nazywa, kt�ry co roku kilka miesi�cy sp�dza w Aleksandrii. I teraz tam siedzi. Ot� nie tak dawno pokaza� mi z�oty pier�cie�, kupiony w Egipcie, podobno od kap�ana. Wyryty jest na nim taki obraz: stoi wyprostowany lew, zamiast g�owy ma on kr�lewski znak Izydy, a praw� �ap� opiera na czaszce le��cego ko�ciotrupa. Krassus przysi�ga�, �e pier�cie� ma cudown� moc nie tylko leczenia, lecz nawet czynienia cz�owieka niewidzialnym. A tajemniczy znak nazywa si� podobno �kr�l nad szkieletem�. Poncjan, pragn�c popisa� si� wiedz� w tej materii, zrobi� nam na miejscu ma�y wyk�ad o symbolach i nazwach, kt�rymi pos�uguj� si� nauki tajemne; bo taki szkielet, je�li zosta� zrobiony z odpowiedniego drzewa nosi imi� kr�la, czyli po grecku basileus; a to dlatego, �e w�ada wszystkimi b�stwami oraz istotami �yj�cymi. Ko�cz�c za� doda� uprzejmie: � Ale drzewo musi by� specjalne, rzadkie i drogie. Nie taki sobie zwyk�y bukszpan. Najlepsze by�oby hebanowe. Ja ci si� postaram o nie, Apulejuszu. Znam pewn� matron�, kt�ra ma skrzyneczk� hebanow�. Mia�em ju� do�� tej rozmowy, cho� obserwowanie miny Rufinusa by�o dobr� zabaw�; nie wiedzia� bowiem, czy z niego drwimy, czy te� powa�nie i otwarcie przyznajemy si� do uprawiania ponurych praktyk magicznych. Byli�my ju� na forum. Powiedzia�em, �e musz� jeszcze odwiedzi� kogo� znajomego, po�egna�em si� i szybkim krokiem odszed�em. Mia�em pewien �al do Poncjana. M�wi�c bowiem o �kr�lu� uczyni� przejrzyst� aluzj� do jednej z najtajniejszych nauk naszej Akademii. Sam Platon wyk�ada j� tylko pod postaci� symboli w pewnym miejscu listu drugiego. Pisze tam do Dionizjosa: �Twierdzisz, �e natura tego, co zowie si� �Pierwsze�, nie zosta�a ci okazana w spos�b dostateczny. Nale�y wi�c powiedzie� ci o tym, ale przy pomocy symboli, aby je�li t� tabliczk� spotka co� z�ego na morzu lub na ziemi, odczytuj�cy nie zrozumia� tre�ci. Rzecz ma si� tak: wszystko, co jest, jest w stosunku do kr�la wszystkiego; z jego przyczyny wszystko, i on jest sprawc� wszystkiego, co pi�kne. W stosunku do �Wt�rego� jest wszystko wt�re, a w stosunku do �Trzeciego� wszystko trzecie.�Z drugiej wszak�e strony � rozmy�la�em po drodze � Platon ch�tnie korzysta� z przypowie�ci o cudach i magii. Tak�e o pier�cieniu, kt�ry daje posiadaczowi moc niezwyk��. Co prawda zawsze wi��e si� to z jakim� wielkim, og�lnym zagadnieniem. Tak w�a�nie jest w drugiej ksi�dze Pa�stwa, gdzie Glaukon, brat Platona, rozwija my�li w gruncie rzeczy zgodne z tezami ateisty � Kritiasa; naucza� on, jak ju� m�wi�em, �e boga wszystkowidz�cego wymy�lono, aby powstrzyma� ludzi od czynienia �le. PIER�CIE� GIGESA Glaukon wyst�pi� ze �mia�ym twierdzeniem. Uczyni� to chyba wbrew w�asnym przekonaniom, troch� z przekory, ale g��wnie po to, by zmusi� Sokratesa do pe�nego wy�o�enia swych pogl�d�w. Ot� twierdzenie Glaukona brzmia�o w swej osnowie nast�puj�co: Ludzie post�puj� sprawiedliwie i uczciwie tylko dlatego, �e nie maj� do�� si� i odwagi, by czyni� to, czego naprawd� pragn� i co by by�o dla nich rzeczywi�cie korzystne. Podaj�c r�ne argumenty na poparcie swej tezy Glaukon przytacza te� pewn� opowie�� legendarn�: By�o to przed wiekami. �y� w�wczas w Lidii prosty cz�owiek, niejaki Giges, kt�ry s�u�y� kr�lowi tej krainy i pasa� jego trzody. Zdarzy�o si� pewnego razu, �e spad�y gwa�towne deszcze, a po nich przysz�o trz�sienie ziemi. W okolicy, w kt�rej wtedy Giges przebywa�, ziemia p�k�a w jednym miejscu i jakby si� rozwar�a. Pasterz �mia�o zapu�ci� si� w g��b rozpadliny. Ujrza� tam rzeczy przedziwne. W pieczarze sta� olbrzymi ko� ze spi�u, a w jego tu�owiu znajdowa�y si� drzwiczki. Giges otworzy� je i zajrza� do �rodka; zobaczy� zw�oki wielkoluda. Trup by� ca�kiem nagi, ale na palcu mia� wspania�y pier�cie�. Pasterz zdj�� go i jak najszybciej wyszed� z powrotem na �wiat�o dzienne. Wkr�tce potem wszyscy pasterze okoliczni zebrali si�, by wsp�lnie przeliczy� trzody i zda� spraw� kr�lowi. Giges jak zwykle usiad� w�r�d towarzyszy. Przypadkowo, bawi�c si� pier�cieniem (a mo�e staraj�c si� ukry� przed nimi przedmiot tak drogocenny?), odwr�ci� go kamieniem ku d�oni. Ku swemu zdumieniu wnet spostrzeg�, �e tamci zaczynaj� si� rozgl�da� i dopytywa�, gdzie podzia� si� Giges; rozmawiaj� o nim jakby o nieobecnym i dziwi� si�, �e znik� tak nagle. Po chwili wi�c znowu odwr�ci� kamie� na zewn�trz i od razu sta� si� widzialny. Tym sposobem stwierdzi�, �e pier�cie� ma cudowne w�a�ciwo�ci i zacz�� przemy�liwa�, jak by je spo�ytkowa�. Podj�� si� pos�owania do kr�la, by go powiadomi� o liczebno�ci i stanie trz�d. Ale gdy znalaz� si� w pa�acu, wykorzysta� moc pier�cienia. Najpierw uwi�d� �on� kr�la, a potem wesp� z ni� zamordowa� go i sam zasiad� na tronie. Z tej opowie�ci Glaukon wyci�ga� wnioski og�lniejsze. M�wi�: � Za��my, �e na �wiecie znajduj� si� dwa takie pier�cienie. Jeden z nich dosta� si� do r�k cz�owieka uczciwego, drugi natomiast � zwyczajnego �ajdaka. Jestem przekonany, �e obaj korzystaliby z czarodziejskiego �rodka tak samo. Bo przecie� nawet najuczciwszy cz�owiek z ca�� pewno�ci� nie opar�by si� przemo�nej pokusie: m�c czyni� zupe�nie bezkarnie wszystko, na co tylko przyjdzie ochota! Wchodzi�by wi�c do ka�dego domu i zabiera�, co by mu si� spodoba�o. M�g�by te� zabija� swobodnie i znienacka, a tak�e uwalnia� z wi�zie�. By�by niemal bogiem. Tym sposobem Glaukon doszed� do takiej konkluzji: � Pier�cie� Gigesa, gdyby rzeczywi�cie istnia�, dowi�d�by naocznie, �e ka�dy woli post�powa� nieuczciwie, je�li tylko nie grozi mu za to odpowiedzialno��.RZ�DY KRITIASA Kritias w ka�dym razie post�powa�, jak by mia� pier�cie� Gigesa. Niczego si� nie l�ka�, na nic nie zwa�a�, a ju� najmniej na opini� spo�eczn�. By� � lub s�dzi�, �e jest � ponad dobrem i z�em. Do�� ju� poda�em przyk�ad�w, jak tyra�sko rz�dzi�a Komisja Trzydziestu, kt�rej on przewodzi�. Chcia� mo�liwie �ci�le zwi�za� ze sob� tak�e Platona, jako cz�onka rodziny. Oczywi�cie nie m�g�by on wej�� w sk�ad Komisji lub Rady, by� bowiem zbyt m�ody, liczy� lat dopiero dwadzie�cia cztery. Zapewne wi�c my�lano o powierzeniu mu jakich� funkcji nieoficjalnych, lecz wa�nych. Sam Platon pocz�tkowo zastanawia� si� i waha�. Wynika to jasno ze s��w listu si�dmego, kt�re maj� s�u�y� jako swego rodzaju usprawiedliwienie: �Nie nale�y si� dziwi�, �e ulega�em wtedy pewnym z�udzeniom; by�em przecie� bardzo m�ody. Wydawa�o mi si�, �e te rz�dy poprowadz� pa�stwo od z�a ku praworz�dno�ci. Dlatego pilnie baczy�em, jak b�d� post�powa� nowi w�adcy.� Owe wahania Platona mo�na zrozumie�. Demokraci, kt�rzy kierowali pa�stwem poprzednio, splamili si� wielu zbrodniami, zar�wno w polityce wewn�trznej, jak i zagranicznej; oni te� ponosili g��wn� odpowiedzialno�� za kl�sk� wojenn�. Spodziewano si� wi�c powszechnie, �e nowy rz�d wyci�gnie nauk� z oczywistych b��d�w minionego ustroju i b�dzie post�powa� rozs�dniej. Nale�y r�wnie� pami�ta�, �e pocz�tkowo Komisja Trzydziestu nie stosowa�a metod nazbyt surowych i bezwzgl�dnych. Terror narasta� stopniowo. W ostatniej fazie jego ofiarami byli nie tylko zwykli obywatele i mieszka�cy Aten, lecz nawet sami cz�onkowie Komisji. Kritias doprowadzi� do zguby swego towarzysza rz�d�w, Teramenesa, zwolennika kursu umiarkowanego. Upadek tego cz�owieka dokona� si� publicznie. Rada, do kt�rej Teramenes si� odwo�a�, zachowa�a grobowe milczenie, a to ze strachu przed zbirami Kritiasa i mieczami sparta�skiej za�ogi. Nikt nie zaprotestowa� ani s�owem, gdy si�� oderwano nieszcz�nika od o�tarza i w bia�y dzie� wleczono go przez rynek do wi�zienia, gdzie musia� wypi� dzban cykuty. Potem Kritias rz�dzi� nie ogl�daj�c si� na nic. Prze�ladowano co maj�tniejszych obywateli, skazywano na �mier� ludzi zupe�nie niewinnych. Og�lna liczba zamordowanych wynios�a, jak ju� wspomnia�em, chyba ponad tysi�c pi��set os�b. Oko�o pi�ciu tysi�cy szuka�o ratunku za granicami Aten. Najwi�cej uchod�c�w zebra�o si� w Tebach. Na ich czele sta� Trazybul. A jak reagowa� Platon na te wydarzenia? Sam stwierdza, �e najbardziej wzburzy�y go usi�owania Trzydziestu, by zmusi� Sokratesa do udzia�u w zbrodniach. W li�cie si�dmym dodaje nast�pnie og�lnikowo: ,,Patrzy�em na to wszystko i jeszcze na inne sprawy, ca�kiem nie bez znaczenia. Wstr�t mnie ogarn��. Tote� odsun��em si� od z�a, kt�re w�wczas si� dzia�o. Ale nied�ugo potem upad�y rz�dy Trzydziestu i ca�y tamten ustr�j�. Tak, w jednym tylko zdaniu, Platon zbywa niezwykle dramatyczne wypadki, kt�re rozegra�y si� w Atenach w drugim roku olimpiady 94 [rok 403 p.n.e.]. A przecie� dotkn�y one tak�e jego rodzin�, i to jak�e bole�nie! Mo�e w�a�nie dlatego wola� nie rozwodzi� si� nad minion� tragedi�? POWSTA�CY W FILE I ZBRODNIA W ELEUSIS Z pocz�tkiem zimy grupa siedemdziesi�ciu emigrant�w pod wodz� Trazybula skrycie wyruszy�a z Teb i przez g�ry wkroczy�a na ziemie Attyki. Tutaj opanowa�a ma�� twierdz� w miejscowo�ci File; le�y ona na stokach g�ry Parnes, od Aten za� jest odleg�a tylko o p� dnia drogi. Na wiadomo�� o tym Komisja Trzydziestu natychmiast wyprowadzi�a z miasta trzy tysi�ce ci�kozbrojnych piechur�w oraz oddzia� jazdy; w wojsku s�u�yli tylko ci obywatele, kt�rym Komisja mog�a ufa� ca�kowicie.Wydawa�o si�, �e si�y te a� nadto wystarcz�, by za jednym uderzeniem zgnie�� garstk� zuchwalc�w. Ale kiedy co m�odsi �o�nierze ruszyli ku murom forteczki, posypa� si� stamt�d grad pocisk�w i strza�; tote� szturmuj�cy zaraz odst�pili, unosz�c sporo rannych. Mimo to nikt nie w�tpi�, �e zag�ada powsta�c�w jest tylko kwesti� czasu, i to kr�tkiego. Aby nie nara�a� swych ludzi na niepotrzebne straty, Komisja postanowi�a otoczy� forteczk� wa�em i tym sposobem odci�� j� od wszelkich dr�g zaopatrzenia. Jednak�e po dotychczasowej pi�knej pogodzie w nocy nast�pi�a gwa�towna zmiana; bez przerwy pada� g�sty �nieg. Nie przygotowani na to �o�nierze, stoj�cy pod go�ym niebem, dotkliwie cierpieli od zimna. Postanowiono wi�c zrezygnowa� na razie z budowy wa�u. Wojsko powr�ci�o do miasta. W czasie marszu nie oby�o si� bez pewnych strat, powsta�cy bowiem uczynili �mia�y wypad na tabory i zagarn�li sporo zwierz�t jucznych. Tutaj musz� uczyni� pewn� uwag�. Wydaje mi si� rzecz� wielce prawdopodobn�, �e w wyprawie przeciw powsta�com wzi�li te� udzia� bracia Platona, a mo�e on sam. Wszyscy oni bowiem byli w odpowiednim wieku, posiadali znaczny maj�tek rodzinny, a z przyw�dcami Komisji wi�za�o ich bliskie pokrewie�stwo. Po tym pierwszym niepowodzeniu Komisja wys�a�a pod File Spartan i cz�� jazdy. Oddzia� ten stan�� obozem w pobliskim mie�cie i stamt�d mia� czuwa�, aby powsta�cy nie zaopatrywali si� w �ywno��. Tymczasem do Trazybula do��czy�o ju� wielu ludzi z okolicy; obecnie mia� on pod swymi rozkazami oko�o siedmiuset zbrojnych. Na ich czele zst�pi� cichaczem z g�rskiej twierdzy i wczesnym rankiem znienacka uderzy� na stanowiska nieprzyjaci�. Atakuj�cy po�o�yli trupem oko�o stu dwudziestu hoplit�w i kilku je�d�c�w. Reszta uciek�a w pop�ochu a� do samych Aten. Oczywi�cie stamt�d natychmiast pospieszy�y posi�ki, lecz Trazybul by� ju� bezpieczny za murami g�rskiej twierdzy. Pora�ka sprawi�a, �e Komisja zacz�a niepokoi� si� o przysz�o��. Licz�c si� z najgorszym uzna�a, �e trzeba z g�ry przygotowa� miejsce, w kt�rym mo�na by si� broni� w razie ataku powsta�c�w na same Ateny. Wyb�r pad� na okr�g �wi�tynny w Eleusis, obszerny i otoczony murami. Jak ju� bodaj wspomina�em, miejscowo�� ta le�y niezbyt daleko od Aten, jakie� p� dnia drogi; wok� niej rozci�ga si� �yzna r�wnina, okalaj�ca pi�kn� zatok� morsk�. Kritias wyjecha� tam natychmiast i podst�pnie uwi�zi� wszystkich m�czyzn. Odstawi� ich do Aten, a nast�pnie zwo�a� do wielkiej sali koncertowej � zwie si� Odeon, zbudowa� j� Perykles � zebranie owych trzech tysi�cy najzamo�niejszych obywateli, kt�rzy stanowili ostoj� rz�du. O�wiadczy� im z brutaln� szczero�ci�: � W budowie i trwa�o�ci obecnego ustroju zainteresowani jeste�my zar�wno my, cz�onkowie Komisji, jak i wy wszyscy. St�d oczywisty wniosek, �e musicie ponosi� swoj� cz�� ryzyka. Jest waszym obowi�zkiem skaza� na �mier� wi�ni�w z Eleusis, aby ta sama odpowiedzialno�� obci��a�a nas wszystkich. Zarz�dzono g�osowanie jawne. Poniewa� w drugiej cz�ci Odeonu znajdowali si� uzbrojeni Spartanie, jego wynik by� zgodny z �yczeniami Kritiasa. Mnie za� nasuwa si� pewne pytanie: jak g�osowali bracia Platona? Chyba byli obecni na zgromadzeniu, bo przekroczyli ju� trzydziesty rok �ycia. W ka�dym za� razie zbrodnia pope�niona przez Kritiasa na mieszka�cach Eleusis t�umaczy�aby, dlaczego Platon nie zosta� wtajemniczony w tamtejsze misteria. BITWA W PIREUSIE W jaki� czas potem, ju� wiosn�, Trazybul skupi� wok� siebie oko�o tysi�ca ludzi. Spod File przeszed� ku Pireusowi; noc� opanowa� port i miasto. Ale si�y jego by�y zbyt szczup�e, by broni� ca�ego obwodu mur�w. Tote� gdy od Aten stawi�y si� wojska Trzydziestu wraz z oddzia�em Spartan, powsta�cy wycofali si� na wzg�rze Munichia. Tam w�a�nie wznosi�a si�owa �wi�tynia trackiej bogini Bendis i tam corocznie odbywa�y si� procesje i nocne wy�cigi konne z pochodniami; jak przypomnia�em wy�ej, niegdy� podziwia� te obchody Sokrates i bracia Platona, a mo�e i sam Platon. Ludzie Trzydziestu stan�li w zwartych, g��bokich szeregach na rynku Pireusu. By�o ich znacznie wi�cej ni� powsta�c�w, ale znajdowali si� w gorszym po�o�eniu. Gdyby bowiem chcieli atakowa�, musieliby i�� pod g�r�. To nara�a�o ich bardziej na pociski i strza�y; zreszt� powsta�com sprzyja�a tak�e ludno�� miejscowa, kt�ra w braku innej broni razi�a ciemi�zc�w kamieniami. Kiedy dosz�o do bitwy, wojska Trzydziestu nie popisa�y si� odwag�. Leg�o spo�r�d nich tylko siedemdziesi�ciu � ale w�r�d zabitych by� zar�wno Kritias, jak i Charmides. Reszta uciek�a w pop�ochu. Zwyci�zcy zachowali si� na pobojowisku bardzo rycersko. Poleg�ym odebrali tylko or�. Wnet przybyli po cia�a krewni z miasta. W�r�d nich na pewno by� kto� z domu Platona, mo�e nawet on sam, jako �e oddanie zmar�ym ostatniej pos�ugi nale�a�o do naj�wi�tszych obowi�zk�w rodziny. Wytworzy�a si� wi�c taka sytuacja, �e Pireus znalaz� si� w r�ku Trazybula, same natomiast Ateny pozostawa�y pod w�adz� uszczuplonej Komisji i jej poplecznik�w. Jednak�e nastroje w�r�d tych ostatnich by�y tak burzliwe, �e ju� nast�pnego dnia Trzydziestu musia�o ust�pi� z miasta. Wyjechali do Eleusis, do owego �wi�tego okr�gu, kt�ry tak przewiduj�co zabezpieczy� Kritias, a na ich miejsce powo�ano now� Komisj�, Dziewi�ciu. Istnia�y wi�c obok siebie jakby dwa, a mo�e i trzy pa�stwa: demokratyczne w Pireusie, oligarchiczne w Atenach, tyra�skie w Eleusis. Stan ten utrzymywa� si� prawie przez ca�e lato. Do walk ju� nie dochodzi�o, ale obie strony, ci z Pireusu i z Aten, czyni�y wypady na okoliczne pola; tam od czasu do czasu zdarza�y si� krwawe utarczki. W�wczas dopiero Lacedemon zdecydowa� si� na bezpo�redni� ingerencj� w sprawy ate�skie. Do Attyki wkroczy�y wojska Spartan. Gdyby od razu uderzy�y na powsta�c�w w Pireusie, ci musieliby si� podda�. Jednak�e w �onie rz�du lacedemo�skiego �ciera�y si� dwie tendencje, podsycane wzajemnymi animozjami pomi�dzy kr�lem Pauzaniaszem a do�wiadczonym wodzem Lizandrem. Poniewa� ten ostatni stanowczo domaga� si�, by ruch Trazybula zgnie�� jak najszybciej, kr�l Pauzaniasz z przekory doprowadzi� do porozumienia pomi�dzy Atenami a Pireusem. Zasadnicze warunki by�y proste: w ca�ym pa�stwie przywraca si� ustr�j demokratyczny, ale nikt z obywateli nie b�dzie poci�gany do odpowiedzialno�ci za czyny pope�nione w minionym okresie � z wyj�tkiem tych os�b, kt�re wchodzi�y w sk�ad Komisji Trzydziestu, Jedenastu i Dziewi�ciu. Og�oszono wi�c, po raz pierwszy w dziejach Aten, amnesti� polityczn�. Powsta�cy z Pireusu jesieni� wkroczyli do miasta jako zwyci�zcy. Najpierw udali si� na Akropol, gdzie z�o�yli ofiar� dzi�kczynn� bogini Atenie, opiekunce ludu i pa�stwa. PLATON I DEMOKRACI Dla Platona i jego bliskich owe miesi�ce pe�ne by�y denerwuj�cego napr�enia i niepokoju o przysz�o��. �a�oba w domu panowa�a od chwili �mierci obu krewnych; p�niej zacz�to si� obawia�, by zwyci�scy demokraci nie podeptali uroczystej przysi�gi i nie zapragn�li wzi�� pomsty za wszystkie czyny Komisji Trzydziestu. Mogliby uwi�zi� i wygna� stronnik�w dawnego re�imu oraz skonfiskowa� ich maj�tki. W takim wypadku Platon i jego bracia ucierpieliby jako jedni z pierwszych, poniewa� byli siostrze�cami Charmidesa i Kritiasa. Jednak�e nikomu nie sta�o si� nic z�ego. Demokraci dotrzymali s�owa. Arystoteles, kre�l�c w kilkadziesi�t lat p�niej dzieje ustroju Aten, tak charakteryzuje �w okres: �Zar�wno jednostki, jak i og� zachowa� si� wobec minionych nieszcz�� tak pi�knie i z takim rozumem jak nigdzie. Nie tylko bowiem wymazali z pami�ci przewinienia w przesz�o-�ci, ale nawet oddali Lacedemo�czykom pieni�dze, kt�re rz�d Trzydziestu po�yczy� na wojn�, chocia� w zawartym uk�adzie postanowiono, �e obie strony, to jest oligarchowie z miasta i powsta�cy z Pireusu, maj� sp�aci� swe d�ugi oddzielnie. S�dzili jednak, �e od tego przede wszystkim trzeba zacz�� zgod�. Natomiast w innych miastach zwyci�skie stronnictwo ludowe nie tylko nie dok�ada jeszcze ze swego, ale nawet przeprowadza nowy podzia� ziemi. Tak�e i z tymi obywatelami, kt�rzy osiedlili si� w Eleusis, pogodzili si� w trzy lata po ich wyemigrowaniu.� Platon, �wiadek wydarze�, nie jest co prawda tak entuzjastyczny w ocenie nowego rz�du. Bior�c wszak�e pod uwag� jego specyficzn� sytuacj� rodzinn�, nale�y uzna�, �e pow�ci�gliwe s�owa listu si�dmego s� i tak nader wymowne: �Znowu wi�c, cho� nie tak silnie jak poprzednio, ale jednak zacz�a kusi� mnie ch�� zaj�cia si� sprawami spo�ecznymi i politycznymi. Wprawdzie dzia�o si� w�wczas, jak to zwykle w okresie zam�tu, wiele rzeczy, na kt�re s�usznie mo�na by si� oburza�. Nie nale�y si� dziwi�, �e w trakcie gwa�townych zmian poniekt�rzy zbyt surowo m�cili si� na swych wrogach. Wszelako ci, co w�wczas powr�cili do miasta, zachowywali wielk� pow�ci�gliwo��.� Tak wi�c Platon waha� si�, obserwowa�, czeka�. Za to tym ch�tniej i gorliwiej przestawa� z Sokratesem. S�ONECZNY DZIE� NAD RZEK� Wnet po obaleniu Trzydziestu Tyran�w do Aten powr�ci� Lizjasz. Ten sam, o kt�rym by�a ju� mowa: syn Kefalosa, brat Polemarcha, zg�adzonego przez Komisj�. Lizjasz, pojmany w dniach terroru, cudem tylko si� uratowa�. Zbieg� najpierw do Megary, a stamt�d do Syrakuz, sk�d pochodzi�a jego rodzina. Obecnie usi�owa� odzyska� skonfiskowany maj�tek, co mu si� jednak nie uda�o. Lizjasz by� ju� cenionym adwokatem i s�awnym mistrzem retoryki. Wprowadza� do Aten pewne chwyty i sposoby argumentacji, kt�re ju� dawniej wynaleziono w Syrakuzach. Tutejszej publiczno�ci, jeszcze nie obznajmionej z b�yskotliwo�ci� nowego rodzaju krasom�wstwa, �atwo by�o zaimponowa�; grupy przyjaci� i wielbicieli Lizjasza zbiera�y si� w r�nych domach prywatnych, gor�co przyjmuj�c jego wypowiedzi i odczyty. Temat jednej z m�w stanowi�o twierdzenie bardzo paradoksalne: m�odzieniec, kt�ry jest przedmiotem stara� mi�osnych, winien wybra� w�a�nie nie wielbiciela, lecz kogo�, kto szczerze wyznaje, �e nie jest zakochany. Argumentacja by�a zr�czna, przewrotna, p�ytka. Mimo to jeden z m�odych s�uchaczy, Fajdros, wyszed� oczarowany. Zdo�a� zdoby� r�kopis Lizjasza i wprost z popisu swego mistrza uda� si� na przechadzk� za miasto; chcia� niejako wytrze�wie� po tym upajaj�cym prze�yciu i raz jeszcze odczyta� rzecz tak wspania��. Zreszt� Fajdros s�ucha� Lizjasza od rana, obecnie by�o ju� po po�udniu, wypada�o przespacerowa� si� nieco. A poniewa� przyznawa� racj� tym, kt�rzy zalecali odpoczywa� nie na ulicach, lecz w�r�d p�l, poszed� drog� wiod�c� za mury. Spotka� Sokratesa. Starzec wnet ze� wyci�gn��, sk�d idzie, kogo s�ucha�, dok�d zmierza. Wybrali si� wi�c razem, bo i Sokrates by� ciekaw Lizjaszowej mowy. Id�c wzd�u� rzeczki Ilissos pilnie si� rozgl�dali, gdzie by usi��� lub po�o�y� si� w cieniu. Doszli wreszcie do jaworu, widnego z daleka; by� bowiem wysoki i roz�o�ysty, a opodal sta�a pi�kna wierzba, obsypana pachn�cym kwieciem. Tu� pod jaworem tryska�o �r�d�o; Sokrates dotkn�� wody stop�; by�a bardzo zimna. Wok� sta�y pos��ki nimf i b�stw. Powiew szed� mi�y i �agodny, nios�c ze sob� �piew �wierszczy. Ale nade wszystko rozkoszna by�a trawa; zaprasza�a, by si� na niej rozci�gn��. Sokrates chwali� to miejsce z takim zachwytem, �e Fajdros si� zdziwi�:� C� za niezwyk�y cz�owiek z ciebie! M�wisz, jakby� przyjecha� tu z daleka i w og�le nie by� rodowitym Ate�czykiem! Rzeczywi�cie, wydaje mi si�, �e nigdy nie wychodzisz poza mury miasta. Sokrates usprawiedliwia� si� jak najuprzejmiej; zreszt� zawsze celowa� w zgrabnym pos�ugiwaniu si� grzecznymi s��wkami, cho� czasem brzmia�y one nieco ironicznie. Tym razem wysun�� znamienny argument: � Pragn� nieustannie si� kszta�ci�, a przecie� ziemia i drzewa niczego mnie nie naucz�, lecz w�a�nie i tylko ludzie w mie�cie. Gdy wreszcie wygodnie u�o�y� si� na trawie, od razu poprosi� o odczytanie mu mowy Lizjasza. Taki jest pocz�tek plato�skiego dialogu, kt�ry nosi tytu� Fajdros � od imienia owego m�odego cz�owieka. Jak wszystkie inne osoby, wyst�puj�ce w utworach Platona, posta� to w pe�ni realna, cho� w historii Aten niczym si� nie zaznaczy�a. Fajdros by� zapewne r�wie�nikiem Platona; nale�a� do jego przyjaci�, przestawa� z Sokratesem, zna� wielu wybitnych ludzi. Wydaje si� wszak�e, �e dla tych pi�knych zainteresowa� literatur� i sztuk� ca�kowicie zaniedba� trosk� o sprawy domowe. Wyczyta�em bowiem w pewnej mowie s�dowej, �e sta� si� cz�owiekiem ubogim; z ostatecznej n�dzy uratowa�o go tylko po�lubienie dziewczyny, kt�ra wnios�a mu posag spory, cho� nie zawrotnie wysoki. Platon nie wyst�puje w �adnym ze swych dialog�w jako osoba dzia�aj�ca. Tw�rca skromnie pozostaje w cieniu, jakkolwiek nale�a� do os�b najbli�szych Sokratesowi w ostatnich latach jego �ycia. Wysuwa natomiast na plan pierwszy swych krewnych i przyjaci�. Pi�kny to ho�d, z�o�ony ich pami�ci! W wielu wszak�e wypadkach trudno mi oprze� si� wra�eniu, �e Platon, kre�l�c t�o i sceneri� dialogu, pos�uguje si� bardzo osobistymi wspomnieniami; m�wi�em ju� o tym w zwi�zku z pocz�tkiem Pa�stwa. Tutaj sprawa jest nieco trudniejsza i dowie�� tego nie potrafi�, jestem jednak przekonany, �e to nie Fajdros, lecz w�a�nie sam Platon rozmawia� z Sokratesem w pewien pi�kny dzie� letni nad Ilissosem, u st�p wysokiego jaworu, gdzie tryska�a zimna woda �r�dlana. By�y to szcz�sne lata pokoju i swobody. RADY FAJDROSA Pi�kne imi� greckie Fajdros mo�na by swobodnie przet�umaczy� jako Promienny. Tote� ilekro� wyobra�am sobie posta� tego przyjaciela Platona, widz� m�odego cz�owieka, ja�niej�cego urod�, wdzi�kiem ruch�w, �wietno�ci� intelektu. Ale gdy obecnie u�wiadomi�em sobie, �e ten uroczy efeb, �yj�cy, by tak rzec, blaskiem poezji i subtelno�ci� filozoficznych docieka�, w latach p�niejszych musia� si� rozgl�da� za kobiet� z byle jakim posagiem, bo zdziadzia� zupe�nie, natychmiast przejrza�em: to� i ja wkroczy�em na t� sam� drog�! Studia w Atenach, podr�e po Grecji, pobyt w Rzymie, obecna wyprawa do Egiptu, wszystko to powa�nie naruszy�o moje finanse. Uchodzi�em wci�� za bogatego, to prawda i w pewnym sensie nim by�em. Odziedziczony po ojcu maj�tek w Madaurze jest du�y, ocenia si� go na trzy miliony sesterc�w. Wszelako ci��� na nim d�ugi. Musia�em bowiem zaci�gn�� po�yczki, aby zdoby� got�wk�, a dochody z ziemi nie wystarcza�y na ich pokrycie; procenty ros�y. Losy Fajdrosa uprzytomni�y mi, jak bliskie jest niebezpiecze�stwo. M�wi�em sobie: Celem mojego �ycia jest zg��bienie filozofii i nauk tajemnych, aby przy ich pomocy zbrata� si� z duchami i wznie�� si� ku bogom. Nie dla mnie wi�c uciechy sto�u i �o�a, nie dla mnie rozkosze �ycia rodzinnego. Moim obowi�zkiem jest praca, nauka, umartwianie cia�a i duszy. Nie wynika st�d wszak�e, bym mia� z g�ry wyrzeka� si� pewnych udogodnie�, jakie daje dom dobrze urz�dzony i m�drze kierowany. Oczywi�cie, je�libym wzi�� sobie �on� m�od�, wnios�aby mi wiele k�opot�w i ci�g�y niepok�j. Musia�bym jej s�u�y�, dba� o jej stroje, dr�e�,czy mnie nie zdradza, p�odzi� dzieci. Co innego Pudentilla. To kobieta do�wiadczona, ma ju� potomstwo, sprawy �o�a tylko o tyle dla niej wa�ne, o ile to konieczne dla zdrowia. Nikt jej nie uwiedzie. Widz�, �e dom potrafi prowadzi� znakomicie. Czemu� wi�c nie mia�bym w�a�nie w jej r�ce z�o�y� troski o uci��liwe drobiazgi codziennego �ycia? W Madaurze zajmuj� si� tym moje stare wyzwolenice, com je dosta� w spadku po rodzicach. Kradn� na pewno. A ja nawet nie mam sposobu sprawdzi�, czy nie przekraczaj� miary w swym procederze. Nie spos�b przecie� jednocze�nie bada� pogl�d�w Platona oraz chodzi� po targu i wypytywa� przekupki, po ile dzi� suszone ryby i zielenina. A co do kwestii maj�tkowych, to tak sobie uk�ada�em: Posag nie musi by� wysoki, w�a�ciwie nie musz� nawet otrzymywa� go w got�wce. Wystarczy, je�li odpowiedni pieni�dz zostanie zabezpieczony w maj�tku �ony. Dom w Madaurze mo�na by zlikwidowa�, przeni�s�bym si� tu ze wszystkim. Koszty utrzymania i studi�w pokrywa�bym z dochod�w Pudentilli. Przez pewien czas niepokoi�a mnie jeszcze sprawa wyjazdu do Egiptu. Z tego planu nie chcia�em zrezygnowa�, bo traktowa�em podr� jako pielgrzymk� �ladami Platona i Pitagorasa. Jednak�e w por� przypomnia�em sobie, co Rufinus m�wi� o swym znajomym, jakim� Krassusie; cz�owiek ten, mieszkaj�c w Oei, znaczn� cz�� roku sp�dza� w Aleksandrii. To by� dobry pomys�, godny na�ladowania; ostatecznie do stolicy Egiptu by�o st�d nie tak daleko � byle przej�� jako� wybrze�a Wielkiej Syrty. OBRAZ KOSMOSU Pogr��ony w rozwa�aniach tak istotnych nawet nie spostrzeg�em, �e w drzwiach mego pokoju stan�� Korneliusz Saturnin, �w stolarz-artysta, u kt�rego przed kilku dniami zam�wi�em statuetk� Merkurego oraz pewne urz�dzenie. Wszed� trzymaj�c w r�kach jaki� du�y, cho� niezbyt ci�ki przedmiot, dobrze os�oni�ty lnian� p�acht�. Postawi� go na stole i z widoczn� dum�, ruchem niemal teatralnym, �ci�gn�� przykrycie. A� klasn��em z rado�ci. Oto mia�em przed sob� model kosmosu, wykonany tak w�a�nie, jak to sobie wymarzy�em i jak stara�em si� rzecz s�ownie wyja�ni� Saturninowi. Kula ziemska umieszczona by�a na wysokiej, rze�bionej podstawce, ale w ten spos�b, �e od podstawki do kuli szed� pr�t poziomy. Natomiast przez sam� kul� przechodzi�a pionowa o� w kszta�cie bardzo wyd�u�onego wrzeciona, a na niej osadzonych by�o osiem obr�czy. Najwi�ksza z nich, zewn�trzna, oznacza�a niebo gwiazd sta�ych. Kolejno sz�y obr�cze coraz mniejsze, po kt�rych kr��y�y planety: Saturn, Jowisz, Mars, Merkury, Wenus, S�o�ce, Ksi�yc. A wszystkie one obraca�y si� wok� nieruchomej kuli naszej Ziemi. W Atenach i w Rzymie widywa�em ju� podobne urz�dzenia. Podr�owa�em do Aleksandrii w�a�nie i w tym celu, by tam kupi� sobie lub obstalowa� u dobrego rzemie�lnika �w obraz kosmosu; wiadomo przecie�, �e w Egipcie wci�� kwitn� nauki o niebie, a to zar�wno dzi�ki starym szko�om kap�an�w, jak te� wielkiej bibliotece greckiej i uczonym w niej pracuj�cym. Doprawdy, w naj�mielszych marzeniach nie mog�em przypu�ci�, �e tutaj, w Oei, mie�cinie nie najs�awniejszej, znajd� wykonawc� wr�cz znakomitego. Oczywi�cie model nie by� ca�kowicie wierny. Bo te� z pewno�ci� nikt ze �miertelnych nie potrafi�by ze zwyk�ych materia��w i przy pomocy normalnych narz�dzi odtworzy� tego, co opisuje Platon pod koniec dziesi�tej ksi�gi Pa�stwa. Opowiedziana tam jest niezwyk�a historia Era, syna Armeniosa, kt�ry raniony czy te� og�uszony w bitwie le�a� bez przytomno�ci wiele dni w�r�d zabitych. Odnaleziony i uznany za martwego mia� ju� sp�on�� na stosie pogrzebowym; ockn�� si� z letargu dopiero w ostatniej chwili. Ot� �w Er ujrza� na w�asne oczy losy dusz ludzkich po �mierci, a tak�e ogl�da� budow� wszech�wiata, kt�ra tak si� przedstawia:Przez ca�y kosmos przechodzi na wskro� wielka O� Konieczno�ci, kt�ra przebija te� znajduj�c� si� w centrum �wiata Ziemi�. Jest osiem kr�g�w, a raczej sfer, dok�adnie na�o�onych na siebie. Sfera pierwsza, najwi�ksza, otula ca�y wszech�wiat jakby p�aszczem; sfery wewn�trzne poruszaj� si�, maj� jednak r�ne kierunki obrotu i r�ne pr�dko�ci. Najszybszy jest bieg sfery �smej, czyli ksi�ycowej; wolniej, lecz za to stale jednakowo, obraca si� sfera si�dma, s�oneczna, oraz sz�sta i pi�ta, Hermesa i Afrodyty. Rozmaite tak�e s� barwy sfer niebia�skich. Pierwsza migoce tysi�cami gwiazd; si�dma p�onie najintensywniej, �sma za� tylko po�yskuje �wiat�em odbitym. I wreszcie: ka�da sfera ma swoj� syren�, kt�ra wraz z ni� si� obraca i �piewa odmiennym g�osem; wszystkie jednak melodie s� od siebie zale�ne i ��cznie tworz� bosk� harmoni�. Ten obraz kosmosu jest stosunkowo prosty; w rzeczywisto�ci wszak�e ruchy planet wydaj� si� bardzo skomplikowane i pozornie trudno je okre�li�. O tym zagadnieniu Platon nieco szerzej wspomina w Timajosie. Stwierdza tam og�lnie, �e nie da si� opisa� korowod�w planet, ich wzajemnych spotka�, przecinania si� tor�w, po kt�rych biegn�. Ale i w Timajosie mistrz nie wdaje si� w �adne szczeg�y i nie ods�ania tajemnicy planetarnych obrot�w. Z jakiej wi�c racji mia�bym wymaga�, aby Saturnin, cz�owiek bystry, lecz nieuczony, przedstawi� w drewnianym modelu to, czemu nie sprosta�y nawet s�owa za�o�yciela Akademii? Wiem, �e dzisiejsi badacze aleksandryjscy potrafi� du�o powiedzie� o drogach planet. Na modele takie jak m�j patrz� chyba z u�miechem pob�a�ania. Kt� jednak zar�czy, czy za dwadzie�cia wiek�w pogl�dy naszych uczonych nie b�d� uchodzi�y za b��dne i naiwne? A potem znowu powstan� inne hipotezy, pe�niejsze i doskonalsze. Nikt bowiem nie ma prawa powiedzie� o sobie: jam zg��bi� i przejrza� w najdrobniejszym szczeg�le zamys� Demiurga, stw�rcy kosmosu. Wszystko, co tylko ogl�damy, jest jedynie cieniem i u�amkowym odbiciem wiecznego porz�dku. Tak zawsze naucza� Platon, ja za� nigdy nie pojmowa�em jego s��w tak jasno i naturalnie, jak w owej chwili, gdym po raz pierwszy spojrza� na kul� i kr�gi z bukszpanowego drewna, wykonane r�k� Saturnina. My�la�em wtedy: Prawda, �e bardzo to niedoskona�y i uproszczony obraz kosmosu, ale jednak obraz! Winienem wi�c kontemplowa� i czci� ten przedmiot tak samo, jak czci si� pos�gi bog�w. Przecie� to w�a�nie Platon wskazuje, �e ca�y wszech�wiat jest bogiem, �ywym i nie�miertelnym. Boskimi istotami s� r�wnie� jego cz�ci: planety kr���ce po swych torach i kula ziemska. Pos�gi bog�w olimpijskich oraz wszystkich innych wyobra�aj� postacie, kt�rych nie widzieli�my nigdy. Co wi�cej, owi bogowie zostali stworzeni dopiero w drugiej kolejno�ci, ju� po boskich cia�ach niebia�skich. Nale�y wi�c przede wszystkim oddawa� ho�d temu, co pierwsze, pot�niejsze, znamienitsze. Nawet w tym wypadku, je�li odbicie i obraz wiecznego porz�dku wszech�wiata jawi si� pod postaci� tak skromn� i kruch�, jak dzie�o rzemie�lnika z Oei. PLATON I ASTROLOGIA Zapyta�em Saturnina, jak to si� sta�o, �e tak szybko i wiernie wykona� moje zlecenie. Odpowiedzia�, �e ta praca sprawi�a mu ogromn� rado��, bo ju� od dawna interesuj� go sprawy gwiazd i nieba; jest przekonany, �e racj� maj� ci, co tamtym zjawiskom przypisuj� przemo�ny wp�yw na nasze sprawy, a nawet z konstelacji cia� niebieskich odczytuj� przysz�o��; nie zna wszak�e tajnik�w tej nauki, zaledwie co� s�ysza� od miejscowych i przyjezdnych astrolog�w, kt�rzy stawiaj� horoskopy na forum lub nawet na jego uliczce; natomiast wysoko ceni moj� m�dro�� i wiedz�, bom przecie� studiowa� filozofi� w Atenach; dosz�o te� do jego uszu, jak powszechnie chwalono moj� mow�, wyg�oszon� przed kilku miesi�cami w miejskiej bazylice.Pochlebi�y mi te s�owa, cho� pochodzi�y z ust cz�owieka bardzo prostego. C� wszak�e mia�em mu odrzec? Nie studiowa�em nigdy zasad astrologii i mam pewne w�tpliwo�ci co do metod stosowanych przez wielu jej mistrz�w. M�wi�c najogl�dniej, klienci s�ysz� od nich dok�adnie to, co pragn� us�ysze�. Jak �atwo bowiem, przejrze� t�sknoty i plany ludzi z posp�lstwa! A w wypadkach mniej jasnych nie tak trudno ubra� odpowied� w form� wieloznaczn�. Ale z drugiej strony nie pot�piam astrologii z gruntu i w ca�o�ci, wiem bowiem, �e ju� od tysi�cleci cieszy si� ona ogromnym powa�aniem w krajach, z kt�rych wywodzi si� wiele tajemnych umiej�tno�ci. Zawsze te� intryguje mnie pewne miejsce w Plato�skim Timajosie. Mowa tam o skomplikowanych ruchach i korowodach planet; o tym, jak si� spotykaj� i oddalaj� od siebie; o tym, �e zdarzaj� si� ich koniunkcje i opozycje; o tym wreszcie, �e czasem jedna z nich przes�oni drug�. A zaraz potem nast�puje zdanie: �W ten spos�b �l� obawy i oznaki przysz�o�ci tym, kt�rzy nie potrafi� rozumowa�.� Pi�knie. Wynika�oby st�d, �e Platon patrzy z politowaniem na ludzi, kt�rzy chc� odgadn�� przysz�o�� z takich zjawisk, jak ruchy planet lub te� ich za�mienia, uwa�a bowiem, �e wszystko to odbywa si� wed�ug pewnych praw, da si� wi�c przewidzie� i ustali� drog� rachunku. C� z tego, kiedy w niekt�rych r�kopisach zdanie to brzmi: �W ten spos�b �l� obawy i oznaki przysz�o�ci tym, kt�rzy potrafi� rozumowa�.� Ale w takim wypadku mamy tu pochwa�� i uzasadnienie astrologii! I nie ma co do tej sprawy zgody w�r�d mistrz�w Akademii; s� zwolennicy i przeciwnicy obu wersji. Jednak�e Saturnin nie dawa� za wygran�! Zacz�� mi opowiada�, o czym szepc� jego s�siedzi: Rufinus, kt�regom tam spotka�, pyta� pewnego astrologa, zamieszka�ego przy tej�e uliczce, jak b�dzie z ma��e�stwem c�rki; otrzyma� odpowied�, �e dziewczyna wkr�tce wyjdzie za m��, ale wnet owdowieje, dziedzicz�c po zmar�ym wielkie bogactwa. � Jak�e to? � zapyta�em. � Skoro ju� g�o�no o tym wyroku niebios, nikt si� nie o�mieli po�lubi� Herennii! Saturnin by� innego zdania: � Rozmow� Rufina z astrologiem pods�ucha� kto� ze s�u�by. Nawet trzeba, �eby dowiedzia�o si� o niej jak najwi�cej ludzi. Bo je�li mimo wszystko Herennia wyjdzie za m�� i sprawdzi si� reszta przepowiedni, kt� si� odwa�y drwi� z astrolog�w? Nie lubi�em Rufina, nic mnie nie obchodzi�a jego c�rka, a ca�a ta rozmowa wyda�a mi si� niepowa�na. Z drugiej wszak�e strony nie chcia�em zbyt raptownie odprawi� Saturnina, �eby nie uchodzi� za nad�tego uczono�ci� zarozumialca, jednego z tych, co to nie po�wi�c� ni chwili swego cennego czasu prostemu cz�owiekowi. Musz� zreszt� raz jeszcze powt�rzy�, �e ten rzemie�lnik ogromnie mi si� podoba�. A�eby wi�c poruszy� temat inny, godniejszy, zapyta�em wskazuj�c model kosmosu: � Zrobi�e� to w ten spos�b, �e kr�gi poruszaj� si� w jedn� lub w drug� stron�. Dlaczego? Saturnin, zapewne nieco dotkni�ty, zacz�� si� usprawiedliwia�: � Ja oczywi�cie wiem doskonale, �e kr�g nieba toczy si� tylko ze wschodu na zach�d, ale jednostronny obr�t trudno by�oby wykona�. Pomy�l� jeszcze o tym! Natychmiast go pocieszy�em: � Ale� ja wcale tego nie chc�! W�a�nie dobrze zrobi�e�. Obr�t bowiem wszech�wiata nie zawsze jeden ma kierunek � ten, do kt�rego�my przywykli. Bywa te� odwrotny. � Jak to odwrotny? � zawo�a� Saturnin, szczerze zdziwiony. � Nigdy o czym� takim nie s�ysza�em! � Bo te� wiedz� o tym tylko prawdziwi filozofowie, pilnie studiuj�cy nauki Platona. Pos�uchaj, czego naucza on w swym dialogu zatytu�owanym Politikos!WIELKA PRZEMIANA Zdarza si� to bardzo rzadko, w odst�pach kilku lub kilkunastu tysi�cy lat, ale jednak si� zdarza. Kula kosmosu nagle si� zatrzymuje i potem rozpoczyna obr�t wsteczny. Zjawisko to jest oczywi�cie po��czone ze straszliwym kataklizmem, kt�ry sprawia, �e ginie wi�kszo�� istot �ywych, a ludzie przede wszystkim. Mimo to niekt�re stworzenia, tak�e i ludzie, utrzymuj� si� przy �yciu, doznaj�c czego� przedziwnego, co nawet trudno sobie wyobrazi� i trudno wys�owi�. Oto cofa si� czas! Wszystko si� powtarza, lecz w kierunku odwrotnym. By rzec najkr�cej i najpro�ciej: kto w chwili przemiany by� starcem siwow�osym, stopniowo przeistacza si� w dojrza�ego m�czyzn�, potem w m�odzie�ca, p�niej w ch�opca i w dziecko, a� wreszcie wst�puje w �ono matki. Co jeszcze bardziej niesamowite: w ka�dym momencie pojawiaj� si� i rozpoczynaj� wsteczn� drog� �ycia ludzie ju� zmarli. Wy�aniaj� si� z ziemi, powstaj� z grob�w, gdzie ich prochy i ko�ci zrastaj� si� na nowo. Nie ma wi�c w�wczas rodzenia si�, jest tylko zmartwychwstanie. Tak naucza Platon. Poda�em ci jego s�owa w pewnym skr�cie. Warto jednak zastanowi� si� nad t� opowie�ci�, prowadzi bowiem do ciekawych wniosk�w. Przede wszystkim musisz poj��, co dzieje si� w umys�ach owych, ludzi, kt�rych �ycie si� cofa. Zapewne przypuszczasz, �e s� wstrz��ni�ci, �e bytuj� w jakim� potwornym strachu i przera�eniu. Nic podobnego! S� tak samo spokojni i normalni, jak my obecnie. Zachowuj� si� najzwyczajniej. Uwa�aj�, �e wszystko dzieje si� tak, jak powinno. Zwa� bowiem, �e skoro �wiat i czas si� cofaj�, ca�kowitemu zniszczeniu ulega r�wnie� pami�� cz�owiecza. Ludzie znaj� swoj� przysz�o��, nie wiedz� natomiast nic o przesz�o�ci. S� jak w�drowcy, kt�rzy nie pomn�, sk�d id� i jakie maj� za sob� trudy, widz� wszak�e jak najdok�adniej i we wszystkich szczeg�ach wij�c� si� przed nimi drog�. Taka sytuacja wydaje si� im nie tylko czym� normalnym, ale wr�cz jedynie mo�liwym. Nie potrafi� nawet wyobrazi� sobie, �e mog�oby by� inaczej. Przypu��my wszak�e, �e kto� im objawia nasz spos�b �ycia. Z pewno�ci� ogromnie by si� zdziwili. Pytaliby: � C� to za egzystencja? Nie wiedzie�, co b�dzie, pami�ta� natomiast, co by�o? Przecie� znajomo�� przysz�o�ci jest konieczna i zbawienna � nawet je�li nie potrafimy jej odmieni� � natomiast pami�� rzeczy przesz�ych nie ma najmniejszego znaczenia. Co min�o, i tak nie wr�ci. My znowu mogliby�my na to odpowiedzie�: � To by�oby potworne, zna� przysz�o�� w ka�dym szczeg�le i nie m�c jej zmieni� ani na jot�! Lepiej ju� umrze� od razu, skoro i tak wiadomo, co uczyni� za chwil�, za rok, za lat dwadzie�cia; skoro ustanowiony jest ka�dy m�j gest, ka�de s�owo, ka�da my�l nawet. Wynika st�d, �e cz�owiek, niezale�nie od tego, w kt�r� stron� �wiat si� obraca, nigdy nie b�dzie szcz�liwy i zadowolony. Tylko bogowie panuj� nad przesz�o�ci� i nad przysz�o�ci�. Nie wiem, ile z mych s��w zrozumia� zacny mistrz snycerstwa i wielbiciel astrologii. S�ucha� wszak�e bardzo uwa�nie, niemal z nabo�e�stwem. Nic dziwnego; chyba po raz pierwszy w swym �yciu m�g� czerpa� nauk� wprost z ust prawdziwego filozofa. Odszed� pe�en szczerej wdzi�czno�ci; by�em w jego oczach chyba najwybitniejszym m�drcem spo�r�d wszystkich ludzi �yj�cych obecnie na naszym �wiecie. Musz� przyzna�, �e bardzo mi to pochlebia�o. By�em jednak nieco zm�czony owymi podniebnymi wzlotami, obcowaniem z Demiurgiem, stw�rc� kosmosu, rozwa�aniami nad zmienno�ci� obrotu kuli wszech�wiata. Pragn��em znowu kontaktu z wydarzeniami cho�by przesz�ymi, lecz konkretnymi. Tote� z pewn� przyjemno�ci� powr�ci�em do materia��w o �yciu Platona. Pozostawi�em go w Atenach, kt�re po obaleniu Komisji Trzydziestu znowu sta�y si� demokratyczne. By�y to lata szcz�sne, pi�kne i swobodne � jak �w s�oneczny dzie� letni, kiedy to Sokrates i Fajdros rozmawiali w cieniu jaworu, nad brzegiem Ilissosu, o popisowej mowie Lizjasza. A jednak owa pogoda by�a bardzo z�udna.WYPRAWA CYRUSA Wkr�tce po przewrocie demokratycznym do Aten przyby� pewien cudzoziemiec, kt�ry mimo swego m�odego wieku � liczy� zaledwie dwadzie�cia lat � �atwo znalaz� dost�p do wielu �wietnych dom�w. Zwa� si� Menon. Pochodzi� z Tesalii, nale�a� do najwybitniejszych rod�w tamtejszej arystokracji. By� bardzo przystojny, inteligentny i rzutki, ciekaw obcych kraj�w i ludzi, ��dny przyg�d. W Atenach bawi� tylko przejazdem, wybiera� si� bowiem w podr� dalek� i niebezpieczn�; �ywi� wszak�e nadziej�, �e otworzy mu ona wspania�� przysz�o��, da s�aw� i bogactwo w ba�niowych krainach Wschodu. Sprawa tak si� przedstawia�a: Perski ksi��� Cyrus, namiestnik w Azji Mniejszej, werbowa� w Helladzie �o�nierzy przez swych po�rednik�w. Czyni� to skrycie, ale za cich� zgod� rz�du Sparty, kt�ry mia� w�wczas w Helladzie najwi�cej do powiedzenia. Cyrus pragn�� ruszy� na czele najemnej armii przeciw swemu rodzonemu bratu, kr�lowi Persji, Artakserksesowi, aby obali� go i zaw�adn�� ca�� monarchi�. Oczywi�cie ksi��� trzyma� w naj�ci�lejszej tajemnicy zasadniczy cel swej wyprawy. Oficjalnie m�wiono tylko o karnej ekspedycji przeciw jakiemu� krn�brnemu ludowi w g�rach Azji Mniejszej. Ale zaufani agenci Cyrusa z pewno�ci� dawali do zrozumienia, �e je�li wszystko p�jdzie dobrze, �o�nierze zostan� wynagrodzeni ponad naj�mielsze swe marzenia. Tote� w r�nych krajach Hellady zg�asza�y si� setki ch�tnych. Trudno temu si� dziwi�: ubogie ziemie zosta�y ostatnio wyniszczone d�ugoletni� wojn�. W samych Atenach werbownicy Cyrusa niewiele zdzia�ali. Znalaz� si� jednak i tutaj pewien m�ody cz�owiek, kt�ry powa�nie si� zastanawia�, czy by jednak nie p�j�� na s�u�b� do perskiego ksi�cia. Owym m�odzie�cem by� Ksenofont. Mia� w�wczas niespe�na trzydzie�ci lat, a wi�c nale�a� niemal do r�wie�nik�w Platona i jak on pochodzi� ze starej rodziny ate�skiej. Tak wi�c Platona i Ksenofonta wiele ��czy�o; obaj te� byli niech�tni demokratom. Nade wszystko jednak winna by ich zbli�y� ku sobie osoba wsp�lnego mistrza, Sokratesa. Do wzi�cia udzia�u w wyprawie zach�ci� Ksenofonta stary przyjaciel jego rodziny, Proksenos. Bawi� on ju� do�� dawno w Azji, u boku Cyrusa, i stamt�d przys�a� list, w kt�rym pisa�: �Gdy przyjedziesz do nas, polec� ci� Cyrusowi, kt�rego kocham ponad w�asn� ojczyzn�.� Ksenofont prosi� o rad� Sokratesa, a ten orzek�: � Wi���c si� z Cyrusem narazisz si� naszemu rz�dowi, bo w czasie ostatniej wojny Cyrus pomaga� Spartanom. Najlepiej wi�c uczynisz, je�li pojedziesz do Delf i zapytasz Apollona, jak z t� podr�. Tak te� Ksenofont post�pi�. Zwr�ci� si� do wyroczni i zapyta�: � Kt�remu z bog�w mam z�o�y� ofiary? Do kogo mam si� modli�, aby podr� wypad�a pomy�lnie? Abym wr�ci� do ojczyzny zdr�w i ca�y? Otrzyma� odpowied� i zadowolony powr�ci� do Aten. Jednak�e Sokrates nie by� tym zachwycony i czyni� Ksenofontowi wyrzuty: � W istocie to ty sam zadecydowa�e�, �e masz uda� si� w podr�. Powiniene� prosi� o wskaz�wk�, co lepiej: jecha� czy te� siedzie� w domu, a nie o to, jak si� do drogi przygotowa�. Ale skoro ju� tak si� sta�o, nie pozostaje ci nic innego, jak zastosowa� si� do polece� boga. Ksenofont wi�c z�o�y� ofiary bogom, kt�rych wskaza� mu Apollon, i wyjecha� do Azji; by� mo�e, podr�owa� tam wesp� z Menonem, kt�rego musia� spotka� w Atenach. Przytoczona opowie�� o radach Sokratesa jest ca�kowicie wiarogodna, bo poda� j� w swych wspomnieniach sam Ksenofont. Wynika z niej jasno, w jak �cis�ych stosunkach pozostawa� z m�drcem; uwa�a� si� za jego ucznia i wielokrotnie dawa� temu wyraz w swych p�niejszych pismach. Jak�e� wi�c cz�sto musia� styka� si� z Platonem! Razem przebywali w otoczeniu mistrza i przys�uchiwali si� jego rozmowom. Jednak�e rzecz to zastanawiaj�ca: wswych pismach Platon ani razu, o ile pami�tam, nie wymienia Ksenofonta. I odwrotnie: we wspomnieniach Ksenofonta o Sokratesie imi� Platona pojawia si� raz tylko, i to rzucone zupe�nie przypadkowo. Widocznie obaj wzajem serdecznie si� nie znosili. MENON I KSENOFONT Powracam jednak do Menona, do jego pobytu w Atenach. Doskonale rozumiem, �e promieniej�cy urokiem m�odo�ci arystokrata tesalski �ci�gn�� na siebie uwag� Sokratesa i jego przyjaci�. Znajomo�� mo�na by�o zawrze� bez trudu, cho�by w gimnazjonie, gdzie co dzie� zbierali si� m�czy�ni, by �wiczy� i dyskutowa�; Sokrates sp�dza� tam cz�sto ca�e dnie. Tam te� zapewne odby�a si� rozmowa, kt�r� Platon zachowa� w mi�ej pami�ci na d�ugo. Uwieczni� j� po latach � oczywi�cie po swojemu przetworzon� � w dialogu, kt�remu da� tytu� Menon, bo w�a�nie Menon wyst�puje jako g��wny rozm�wca m�drca. Dyskusja po�wi�cona jest wa�nemu zagadnieniu, do kt�rego Platon wci�� wraca w swych dzie�ach: czy arete, to jest dzielno�� obywatelska, mo�e by� przedmiotem nauki, czy te� jest darem wrodzonym. Dialog nie daje zdecydowanej odpowiedzi, zawiera natomiast wiele wskaz�wek dla dalszych rozwa�a�. W swym utworze Platon charakteryzuje Menona tylko po�rednio, poprzez jego wypowiedzi: M�ody cz�owiek jest dumny ze swej urody, w czym zreszt� utwierdza go grono wielbicieli. Jak ka�dy przedstawiciel arystokracji za najwy�sze dobra w �yciu uwa�a maj�tek, zaszczyty, wysokie urz�dy. Posiada wykszta�cenie, jak na owe czasy, wszechstronne. Jest oczytany w poezji, bardzo ceni mistrza sofistyki Gorgiasza. Nieraz bra� udzia� w dyskusjach filozoficznych. Tymczasem Ksenofont, kt�ry przecie� zna� Menona lepiej i d�u�ej, bo razem uczestniczyli w wyprawie Cyrusa, wystawi� mu �wiadectwo jak najgorsze. Utrzymuje, �e Menon powodowa� si� przede wszystkim ��dz� bogactwa i w�adzy, a dla ich osi�gni�cia got�w by� pos�u�y� si� ka�dym sposobem, nawet oszustwem i krzywoprzysi�stwem. G�osi� pono� � je�li wierzy� Ksenofontowi � �e tylko g�upiec zwa�a na prawd� i uczciwo��, przyja�� za� okazywa� tym tylko, przeciw kt�rym w danej chwili intrygowa�. Natomiast od ludzi sobie podobnych, to jest od k�amc�w i oszust�w, Menon trzyma� si� z daleka, �eruj�c g��wnie na naiwno�ci os�b prostolinijnych. Che�pi� si�, jak sprytnie zastawia sid�a, tych za�, co tego nie potrafili, traktowa� jako niedojd�w. Moim zdaniem nie jest to obraz przekonywaj�cy, bo z ca�� oczywisto�ci� zbyt przesadzony. Ile� to razy sam stwierdzi�em, �e cz�owiek naprawd� sprytny nigdy si� tym nie chwali, przeciwnie, udaje nierozgarni�tego prostaczka. Menon, je�li ju� wierzy� Ksenofontowi, post�powa� raczej z jawnym cynizmem, tak cz�stym u m�odych ludzi, butnych i pewnych siebie. W ka�dym za� razie nie ukrywana pasja, bij�ca z przytoczonych s��w, ka�e podejrzewa�, �e Ksenofont wr�cz nienawidzi� Menona. Widocznie w czasie wyprawy dosz�o mi�dzy nimi do jakiego� zatargu. Podejrzewam, �e wszystko zacz�o si� od przypadkowej sprzeczki, kt�ra wybuch�a mi�dzy lud�mi Menona i Klearcha u brzeg�w Eufratu; niewiele brakowa�o, a zako�czy�aby si� ona krwaw�, bratob�jcz� bitw�. Ot� nale�y pami�ta�, �e Klearch nale�a� do najbli�szych przyjaci� Ksenofonta; odt�d obaj oni wsp�lnie uwa�ali Menona za swego wroga. Jednak�e Ksenofont stara si� wm�wi� swym czytelnikom, �e w�a�ciwy pow�d, dla kt�rego tak surowo os�dza Menona, jest inny, znacznie g��bszy, poparty faktami. Sprawa ta wi��e si� z losami wyprawy Cyrusa. M�ody ksi��� star� si� z wojskami swego brata, kr�la Artakserksesa, na r�wninach Babilonii. Zwyci�y� dzi�ki odwadze swych greckich najemnik�w � lecz sam zgin�� w walce. Grecy pozostali bez przyw�dcy, otoczeni przez nieprzejrzane zast�py nieprzyjaci�, niemal w sercuwrogiego kraju. Nie widz�c innego wyj�cia rozpocz�li pertraktacje z dostojnikami kr�la. W czasie tych rokowa� Persowie zdradziecko pojmali greckich oficer�w i zaraz potem ich wymordowali. Co prawda nie przynios�o to Persom spodziewanych korzy�ci, albowiem helle�scy �o�nierze i tak si� nie poddali. Gdy och�on�li z przera�enia, zdecydowali si� na krok rozpaczliwy. Z broni� w r�ku przedarli si� przez zagradzaj�ce im drog� wojska z r�wnin Babilonii na p�noc. Maszerowali przez wysokie, �niegiem pokryte g�ry Armenii. Odpierali ustawiczne ataki wroga. Wreszcie, zwyci�sko pokonawszy wszystkie niebezpiecze�stwa i trudy, dotarli do wybrze�y Morza Czarnego. Tamtejsze miasta greckie u�atwi�y im powr�t do ojczyzny. Ot� jednym z dow�dc�w owego odwrotu ,,dziesi�ciu tysi�cy� by� w�a�nie Ksenofont. On te� spisa� relacj� o tych niezwyk�ych wypadkach. Przedstawiaj�c dramatyczne chwile bezpo�rednio po bitwie, gdy wszcz�to rozmowy z Persami, Ksenofont daje do zrozumienia, �e Menon porozumiewa� si� w�wczas z wrogiem za plecami innych i got�w by� wyda� swych towarzyszy. Ale mimo twierdze� Ksenofonta wydaje si� to zwyk�� potwarz�. Przecie� Persowie podst�pnie schwytali Menona wraz z innymi oficerami. Nie zosta� on wprawdzie �ci�ty od razu, jak tamci, ale spotka� go los chyba sro�szy. Menona wi�ziono i torturowano przez ca�y rok; prawdopodobnie u�miercano go wschodnim zwyczajem stopniowo, po kolei obcinaj�c mu r�ce, nogi, uszy, a pewnie i oczy mu wyd�ubano. Zgin�� jak �otr � powiada Ksenofont pogardliwie i jakby z satysfakcj�. Ale s�d tak bezlitosny by� chyba odosobniony. Wie�� o m�cze�skiej �mierci m�odego cz�owieka musia�a uczyni� wstrz�saj�ce wra�enie na wielu Ate�czykach, kt�ry tak niedawno go�cili go u siebie. Platon na pewno nale�a� do owych bole�nie dotkni�tych; nigdy nie zapomnia� o Menonie, a jego imi� i posta� rozs�awi� na wieki. Tesalski arystokrata zgin�� w dalekiej krainie wschodniej zapewne w drugim roku olimpiady 95 [rok 399 p.n.e.]; a w tym�e samym roku odszed� te� ze �wiata �ywych jego ate�ski rozm�wca, Sokrates. ANYTOS W SPRAWIE M�ODZIE�Y W dyskusji w dialogu Menon udzia� bior� tylko dwie osoby: sam Menon oraz Sokrates. W pewnym jednak momencie na scenie pojawia si� trzecia posta�. Sokrates tak j� przedstawia: � W sam� por� przysiad� si� do nas Anytos. Bo dobrze zrobimy, je�li go poprosimy, by uczestniczy� w naszych poszukiwaniach. Po pierwsze, jest on synem cz�owieka maj�tnego i m�drego, Antemona, kt�ry sta� si� bogaty nie przypadkiem i nie dzi�ki czyim� darom. Sam zdoby� wszystko przemy�lno�ci� i prac�. I nie by� to obywatel arogancki, pyszny, uci��liwy, lecz spokojny i u�yteczny. Co r�wnie wa�ne, tego oto Anytosa dobrze wychowa� i wykszta�ci�. Tak przynajmniej s�dzi si� w Atenach. Tote� wybieraj� go na najwy�sze urz�dy pa�stwowe. Uwa�am, �e w�a�nie wesp� z takimi lud�mi nale�y bada�, czy istniej� nauczyciele obywatelskiej dzielno�ci, czy te� nie. Zacz�� wi�c Sokrates wypytywa� Anytosa. Gdyby Menon mia� zosta� lekarzem, rymarzem, fletnist�, to oczywi�cie pos�a�oby si� go na nauk� do lekarza, rymarza, fletnisty. Ale Menon wci�� twierdzi, �e pragnie tej wiedzy, kt�ra by mu pozwoli�a dobrze zarz�dza� domem i pa�stwem, szanowa� rodzic�w, w�a�ciwie zachowywa� si� wobec obywateli i cudzoziemc�w. Gdzie� wi�c pos�a� Menona, do jakich nauczycieli, by wiedz� t� posiad�? Chyba do tych, kt�rzy g�osz� o sobie samych, �e za pieni�dze naucz� jej ka�dego z Hellen�w. A wi�c wy�lemy Menona do sofist�w! Lecz Anytos zakrzykn�� przera�ony:� Zamilcz, Sokratesie! Oby nikt z moich domownik�w i przyjaci� nie popad� w takie szale�stwo! Przecie� to rzecz oczywista, �e sofi�ci psuj� i deprawuj� tych, z kt�rymi przestaj�. Sokrates uda� zdziwienie: � Jak to? Wi�c oni nie tylko �e nie pomagaj�, lecz jeszcze szkod� przynosz�? I w zamian za to jawnie o�mielaj� si� bra� pieni�dze? Trudno mi uwierzy�. Wiem przecie�, �e sofista Protagoras dzi�ki tej umiej�tno�ci zarobi� wi�cej ni� Fidiasz, rze�biarz tak znakomity; ba, wi�cej ni� dziesi�ciu rze�biarzy razem wzi�tych. Gdyby szewc lub krawiec wzi�� do naprawy buty albo p�aszcz i odda� je w gorszym stanie, rzecz zaraz by si� wyda�a, a oni sami rych�o zmarliby z g�odu. A tymczasem Protagoras zdo�a� zatai� przed ca�� Hellad�, �e deprawuje tych, co z nim przestaj�! I to przez ca�ych lat czterdzie�ci! Bo zdaje mi si�, �e zmar� maj�c ko�o siedemdziesi�tki, a swoj� umiej�tno�� uprawia� przez wi�ksz� cz�� �ycia. Co jeszcze dziwniejsze, zawsze cieszy� si� doskona�� opini�, i tak jest jeszcze do dnia dzisiejszego. Zreszt� nie tylko on, ale te� mn�stwo innych sofist�w, starszych od niego i m�odszych. C� wi�c powiemy, trzymaj�c si� twego zdania: �e oni �wiadomie oszukuj� i psuj� m�odzie� czy te� po prostu nie zdaj� sobie z tego sprawy? Tak czy owak wypada�oby uzna�, �e ci, kt�rych og� czci jako m�drc�w, to w�a�ciwie szale�cy! Anytos odpar� z g��bokim przekonaniem: � Nie oni s� szale�cami, lecz ci m�odzi ludzie, kt�rzy im p�ac�. A jeszcze wi�kszymi krewni, kt�rzy im na to pozwalaj�. Lecz najbardziej szale�czo post�puj� pa�stwa, zgadzaj�c si� na pobyt sofist�w i nie p�dz�c ich precz! Sokrates zapyta� z ojcowsk� troskliwo�ci�: � Mo�e skrzywdzi� ci� kt�ry� z sofist�w? Anytos oburzy� si�: � Nigdym nie przestawa� z �adnym z nich! I nie pozwoli�bym na to nikomu z moich. � To znaczy, �e nie masz �adnego osobistego do�wiadczenia, je�li chodzi o tych ludzi? � I obym nigdy nie mia�! � Wi�c jakim�e sposobem, m�j drogi Anytosie, mo�esz cokolwiek wiedzie�, o dzia�alno�ci sofist�w, czy dobra ona, czy te� z�a, skoro brak ci wszelkiego do�wiadczenia? � Zwyczajnie. Ju� ja tam wiem, co to za jedni? Wszystko jedno, czy ich znam, czy nie! � Jasnowidz z ciebie, Anytosie. Bo jak inaczej m�g�by� zdoby� pogl�d na t� spraw�? Ale ju� nie badajmy, jacy to naprawd� s� ci sofi�ci, kt�rzy tak deprawuj�co mieliby wp�yn�� na Menona. Skoro tak chcesz, godzimy si� na twoj� o nich opini�. Wska� jednak naszemu go�ciowi, do kogo ma si� uda� w tym wielkim mie�cie, aby zdoby� upragnion� dzielno�� obywatelsk�! � A czemu� ty sam mu nie wska�esz? � Ju� wskaza�em � tych, kt�rych uwa�a�em za dobrych nauczycieli. Ale wida� nic m�drego nie rzek�em, jak przynajmniej ty s�dzisz. Mo�e zreszt� masz racj�. Wi�c powiedz ty z kolei, do kog� spo�r�d Ate�czyk�w ma zwr�ci� si� Menon. Wymie� jakie� nazwisko! � A czemu� by tylko jedno nazwisko? Ka�dy cz�owiek uczciwy, z kt�rym zetknie si� w Atenach, na pewno lepiej na� wp�ynie ni� sofi�ci. Ale Sokrates nie ust�powa�: � Lecz owi ludzie pi�kni i dobrzy sami z siebie stali si� tacy? Od nikogo si� nie uczyli? I potrafi� tak samo ukszta�towa� innych? � My�l�, �e nauczyli si� od innych, kt�rzy te� byli pi�kni i dobrzy. Chyba zgodzisz si� ze mn�, �e w naszym mie�cie nigdy nie brakowa�o takich os�b. Sokrates odpowiedzia� z powag�: � My�l� Anytosie, �e mamy wielu dobrych polityk�w i �e r�wnie� poprzednio by�o ich wielu. Ale czy potrafili oni przekaza� innym te obywatelskie zalety, kt�re sami posiadali? Bo w�a�nie o tym dyskutujemy, a nie o tym, czy w naszym mie�cie s� ludzie pi�kni i dobrzy, czyte� ich nie ma. I tak�e nie o tym, czy tacy �yli przedtem. Zastanawiamy si� natomiast, czy dzielno�� obywatelska mo�e by� przedmiotem nauczania, czy te� nie. DOBRZY OJCOWIE I �LI SYNOWIE W tym miejscu Platon � oczywi�cie wci�� ustami Sokratesa � przechodzi do omawiania sprawy, kt�ra nieraz powraca w jego dzie�ach; widocznie wi�c problem ten wydawa� mu si� szczeg�lnie donios�y. Istotn� tre�� owego zagadnienia mo�na tak uj��: Wszyscy si� zgadzaj�, �e Temistokles, Arystydes i Perykles, a wi�c najwybitniejsi przyw�dcy Aten w niedawnej przesz�o�ci, byli dobrymi politykami i obywatelami. Wiadomo te� powszechnie, �e dbali oni jak najusilniej o wykszta�cenie swych syn�w. Nie szcz�dzili stara� i koszt�w. Zapewnili im najlepszych, jakich tylko mogli wynale��, nauczycieli r�nych umiej�tno�ci, a wi�c na przyk�ad je�dziectwa, muzyki, gimnastyki, zapas�w. Wynika st�d z ca�� oczywisto�ci�, �e ci ojcowie pragn�li przekaza� synom tak�e swoj� m�dro�� polityczn�; z pewno�ci� uczyniliby wszystko, aby tak si� sta�o. A jednak w�a�nie tego nie zdo�ali dokaza�! Ich synowie niczym si� nie zapisali w �yciu politycznym. Ani sami ojcowie nie wpoili swym spadkobiercom cn�t obywatelskich, ani te� nie wystarali si� o dobrych nauczycieli wychowania obywatelskiego. Wniosek st�d prosty: arete, czyli dzielno�� obywatelska, nie mo�e by� przedmiotem nauczania; trzeba doj�� do niej samemu, w�asnym wysi�kiem. Odpowied� Anytosa na d�ugi wyw�d Sokratesa jest znamienna: � Co� mi si� zdaje, Sokratesie, �e bardzo �atwo przychodzi ci �le m�wi� o ludziach! A ja da�bym ci pewn� rad�, byleby� tylko jej pos�ucha�: miej si� na baczno�ci. Zapewne w wielu pa�stwach �atwiej jest szkodzi� ludziom ni� pomaga�, ale w naszym szczeg�lnie �atwo! Na t� pogr�k� Sokrates nie odpowiedzia� wprost Anytosowi, lecz zwr�ci� si� do Menona: � Wygl�da mi na to, �e Anytos si� rozgniewa�. Wcale si� nie dziwi�. Pewnie my�li, �e ja oskar�am tamtych wielkich polityk�w, a siebie samego oczywi�cie r�wnie� zalicza do wielkich. Tym ostrym akcentem pogr�ki z jednej strony, a pogardliwej aluzji z drugiej ko�czy si� w dialogu scena rozmowy z Anytosem. W trzy lata p�niej Anytos znalaz� si� w liczbie tych, kt�rzy pozwali Sokratesa przed s�d. Oskar�ono starca o lekcewa�enie b�stw uznawanych przez pa�stwo, o wprowadzanie b�stw nowych oraz o deprawowanie m�odzie�y. PORTRET ANYTOSA Ojciec Anytosa doszed� do bogactwa tylko swoimi si�ami. Sokrates m�wi wyra�nie: w�asn� prac� i przemy�lno�ci�. To on za�o�y� warsztat garbarski, kt�ry nast�pnie odziedziczy� i prowadzi� Anytos. A wi�c, w przeciwie�stwie do Kritiasa, Platona lub Ksenofonta, Anytos nie by� arystokrat� i zapewne nie posiada� maj�tku ziemskiego. Nale�a� do tej warstwy, kt�ra czerpa�a spore zyski prowadz�c r�nego rodzaju przedsi�biorstwa. Ateny bowiem, stolica Zwi�zku Morskiego, dawa�y ogromne mo�liwo�ci ludziom z inicjatyw�. Pole do dzia�ania by�o tak szerokie, �e zach�cano nawet cudzoziemc�w, by si� tu osiedlali. Przecie� Kefalos, ojciec Lizjasza i Polemarcha, przyby� do Aten a� z Syrakuz, nak�oniony przez samego Peryklesa; otworzy� warsztat p�atnerski i rych�o sta� si� cz�owiekiem bardzo maj�tnym. Z drugiej jednak strony znajduj� w �wczesnej literaturze wiele dowod�w, �e ate�scy panowie, przedstawiciele starych rod�w i w�a�cicieli ziemskich, patrzyli zawsze z nie ukrywan� niech�ci� na owych dorobkiewicz�w. Zw�aszcza w komediach Arystofanesa wci�� si� szydzi z kie�ba�nik�w, szewc�w, garbarzy, co to zajmuj� si� polityk� i chc� przewodzi� ludowi.A w�a�nie takie by�y ambicje Anytosa. Maj�c, dzi�ki zapobiegliwo�ci ojca, zapewniony byt i odpowiednie �rodki pieni�ne, m�g� my�le� o wielkiej karierze. Zwi�za� si� z demokratami. Przez pewien czas nale�a� do zwolennik�w Alkibiadesa, a nawet, jak podejrzewam, by� jego wielbicielem. Potem wszed� w sk�ad kolegium strateg�w. Dowodz�c jedn� z armii poni�s� w walkach ze Spart� pora�k�, nie z w�asnej zreszt� winy. W jaki� dziwny spos�b zdo�a� uchroni� si� wtedy przed gniewem ludu i nie zosta� skazany, jak to zwykle bywa�o w Atenach w podobnych wypadkach; s�dz�, �e po prostu przekupi� s�dzi�w. Gdy po przegranej wojnie rz�dy obj�a Komisja Trzydziestu, Anytos jako demokrata poszed� na wygnanie. Powr�ci� z niego wraz z tymi, kt�rzy zaj�li twierdz� File; nale�a� nawet do najbli�szego otoczenia Trazybula. Zrozumia�e wi�c, �e po ostatecznym zwyci�stwie demokrat�w Anytosa zaliczano do polityk�w bardzo wp�ywowych. Jednak�e gdy odczytuj� s�owa, kt�rymi Sokrates w Menonie prezentuje Anytosa, wyczuwam wyra�n� nut� ironii: � Ojciec dobrze go wychowa� i wykszta�ci�. Tak przynajmniej s�dzi si� w Atenach. Dalszy przebieg rozmowy pokazuje bardzo pi�knie, jak uzasadnione by�o to zastrze�enie. Anytos objawi� si� jako ignorant i bezczelny pysza�ek. Przyznaje bowiem, �e jest wrogiem sofist�w, cho� w og�le ich nie zna i nigdy z �adnym z nich nie przestawa�. Twierdzi z pewno�ci� siebie, tak typow� dla prostak�w: � Ju� ja tam wiem, co to za jedni! Wszystko jedno, czy znam ich, czy te� nie! Oczywi�cie Platon umy�lnie wprowadzi� ten motyw do dialogu. Pragn�� pokaza�, �e cz�owiek, kt�ry w niedalekiej przysz�o�ci oskar�y Sokratesa, wypowiada krzywdz�ce s�dy bez zastanowienia i ca�kowicie bezpodstawnie, powodowany jedynie niech�ci� do ludzi wykszta�conych, kt�ra zawsze cechuje posp�lstwo. Natomiast o ojcu Anytosa Sokrates m�wi: � Nie by� to obywatel arogancki, pyszny, uci��liwy, lecz spokojny i u�yteczny. Tych wszak�e zalet nie zdo�a� on przekaza� synowi. I nie wychowa� go nale�ycie, wbrew temu, co o Anytosie s�dzi og� Ate�czyk�w. Wnet jednak okazuje si�, �e nie tylko on nie potrafi� nale�ycie wp�yn�� na swego potomka. Kiedy bowiem Anytos wyst�puje z twierdzeniem, �e zalet obywatelskich mo�na uczy� si� tylko przez obcowanie z w�a�ciwymi lud�mi � pogl�d ca�kowicie zrozumia�y u demokraty � Sokrates przypomina mu, �e nawet najs�awniejsi politycy nie potrafili wychowa� w�asnych syn�w. Anytos nie odpowiada na te s�owa �adnym rozumowym argumentem, oburza si� natomiast i grozi starcowi. Czemu? Oczywi�cie nie dlatego, by sam uwa�a� si� za jednego z tych, kt�rzy nie zdo�ali przej�� arete od swych ojc�w. Nie. Anytos poczu� si� ura�ony jako ojciec. My�l�c tylko o w�asnej karierze, o syna nie dba�. Sokrates zwr�ci� mu kiedy� uwag�: � Skoro pa�stwo obdarza ci� najwy�szymi godno�ciami, nie wypada, aby tw�j syn wychowywa� si� w garbarni. A o ch�opcu tym Sokrates by� dobrego mniemania. M�wi� do jednego z przyjaci�: � Spotka�em go kiedy�. Rozmawiali�my kr�tko, ale wydawa�o mi si�, �e to silna osobowo��. Dlatego twierdz�, �e nie zniesie tego trybu �ycia, godnego niewolnika, jaki zgotowa� mu ojciec. A poniewa� nie ma �adnego odpowiedniego opiekuna, da si� ponie�� jakim� niskim nami�tno�ciom i daleko zabrnie w upodleniu. Co te� si� sta�o. Syn Anytosa rozpi� si� i do niczego nie doszed�. O TAK ZWANYCH STERNIKACH NAWY PA�STWOWEJ Sokrates karci� tak surowo nie tylko Anytosa. Publicznie wytyka� r�nego rodzaju przewinienia i niedostatki wielu ludziom, z kt�rymi si� styka�. Nie zwa�a� przy tym na ich pozycj� iwp�ywy, nie my�la� w og�le o skutkach, jakie mo�e wywo�a� gniew dostojnych rozm�wc�w. Przypomnia�em ju�, jak ostro napi�tnowa� po��dliwo�ci Kritiasa. Zreszt� post�powa� tak nie tylko wobec jednostek. W ostatnich latach wojny z Lacedemonem zdarzy�o si�, �e sam jeden mia� cywiln� odwag� sprzeciwi� si� woli ca�ego ludu, kt�ry, poduszczony przez klik� cynicznych polityk�w, domaga� si� �mierci kilku strateg�w. Zarzucono im, �e wprawdzie stoczyli zwyci�sk� bitw� morsk�, ale nie wy�owili cia� poleg�ych w niej �o�nierzy ate�skich. Nie pomog�y wyja�nienia, �e zaraz po bitwie rozp�ta�a si� straszliwa burza i trzeba by�o my�le� nie o martwych, lecz o ratowaniu ca�ej floty. Lud, g�uchy na wszelkie argumenty, szed� za swymi �wczesnymi przyw�dcami i domaga� si� bezzw�ocznego g�osowania, nawet z pomini�ciem podstawowych zasad procedury. Tylko Sokrates, w�wczas cz�onek Rady, sprzeciwi� si� temu wnioskowi i ��da� post�powania legalnego. Bezskutecznie. G�osowano; rzekomi winowajcy zostali skazani na �mier�. Wyrok wykonano. P�niej, gdy przysz�o opami�tanie, powszechnie �a�owano tego, co si� sta�o. Oczywi�cie �w �al nie oznacza� jeszcze, by stanowisko Sokratesa uznano za s�uszne. Przeciwnie, umocni�a si� opinia o nim, �e to uparty dziwak, kt�ry ch�tnie dzia�a na przek�r wszystkim, bo w gruncie rzeczy gardzi ca�ym ludem. Zreszt� Sokrates krytykowa� tak�e pewne formy ustrojowe, kt�re w Atenach uchodzi�y za szczytowe osi�gni�cia demokracji. Do takich nale�a�a zasada, �e na niekt�re wy�sze urz�dy wyznaczano kandydat�w przez losowanie. Starzec wskazywa�: � Gdzie� cz�owiek, na ca�ym szerokim �wiecie, kt�ry by losem si� kierowa� przy wyborze rzemie�lnika? A przecie� je�li rzemie�lnik �le co� wykona, szkoda stosunkowo ma�a. Jak wielka natomiast, gdy zb��dzi sternik nawy pa�stwowej! Tote� Sokrates z nie ukrywan� lubo�ci� udowadnia� poszczeg�lnym politykom, �e s� zwyczajnymi g�upcami, gro�nymi jednak, bo bior� si� do przewodzenia pa�stwu i spo�eczno�ci. To samo, ignorancj� w sprawach og�u i zbytni� pewno�� siebie, wykazywa� poetom i pisarzom. Nie pomija� te�, gdy zdarzy�a si� okazja, wykpiwania rzemie�lnik�w; bo ka�dy z nich, znaj�c si� doskonale na swojej robocie, ale tylko na niej, by� zarazem najg��biej przekonany, �e powinien i potrafi zabiera� g�os w ka�dej sprawie, zw�aszcza politycznej. A wszystko to Sokrates czyni� rzekomo dlatego, by wykaza� bogu Apollonowi, �e mimo swej bosko�ci jest omylny. Chodzi�o o spraw�, kt�r� � je�li wierzy� Platonowi � Sokrates tak przedstawi� w swej mowie obro�czej: SOKRATES I POLITYCY Chyba jeszcze pami�tacie Chajrefonta. Ju� jako m�ody cz�owiek by� on moim przyjacielem, a tak�e dobrym towarzyszem wielu z was. Tote� razem z wami poszed� na wygnanie za tyranii Trzydziestu i z wami powr�ci�. Pami�tacie chyba, jaki to by� Chajrefont: jak dzielnie bra� si� do wszystkiego, co tylko sobie zamierzy�. Ot� pewnego razu wybra� si� do Delf i tam �mia�o zapyta� wyroczni � a nie zacznijcie ha�asowa� w zwi�zku z tym, co powiem teraz! � ot� zapyta�, czy jest kto� m�drzejszy od Sokratesa. Na to pytanie Pytia odpowiedzia�a: Nie ma nikogo! A �e wszystko to rzeczywi�cie tak by�o, po�wiadczy nam ten oto brat Chajrefonta, bo on sam ju� zmar�. Kiedy mi doniesiono o s�owach wyroczni, tak sobie pomy�la�em: Co te� w�a�ciwie b�g przez to m�wi? Ja sam wiem dobrze, �e nie jestem m�dry, ani bardzo, ani nawet troch�. Co wi�c chce powiedzie� twierdz�c, �e w�a�nie ja jestem najm�drzejszy? Bo przecie� nie k�amie, to oczywiste, jemu nie wolno! Przez d�ugi czas nie mog�em zrozumie�, o co bogu chodzi�o. Wreszcie, cho� z wielkimi oporami, zabra�em si� do poszukiwania sensu tej wypowiedzi. Zastosowa�em tak� oto metod�:Poszed�em do kogo�, kto cieszy� si� opini� niezwykle m�drego. Chcia�em tym prostym sposobem zbi� twierdzenie wyroczni i wykaza� bogu: oto jest cz�owiek m�drzejszy ode mnie, a wi�c ty si� pomyli�e�! Zacz��em dobrze si� przypatrywa� temu m�owi i cz�sto z nim rozmawia�em; wol� nie wymienia� nazwiska, ale to by� pewien polityk. I c� si� okaza�o? Bardzo szybko doszed�em do wniosku, �e cz�owiek ten wydaje si� m�dry wielu innym, a szczeg�lnie sobie samemu, ale w rzeczywisto�ci ca�kiem tak nie jest. Pr�bowa�em wi�c wykaza� mu, �e ma b��dne mniemanie o sobie. Niestety, skutek tych moich usi�owa� by� taki, �e �ci�gn��em na siebie nienawi�� i jego, i wielu os�b postronnych. Tote� kiedy powr�ci�em do domu, pomy�la�em: Od tamtego polityka chyba ja jestem m�drzejszy. Bo wprawdzie obaj nie wiemy, co to pi�kno i dobro, ale tamtemu wydaje si�, �e wie, cho� nie wie, ja za� te� nie wiem, lecz nawet nie uwa�am, �e wiem. Wypada wi�c tak, �e od tamtego jestem m�drzejszy o ten drobiazg: nie wydaje mi si�, bym wiedzia� to, czego nie wiem. SOKRATES I M�ODZIE� Tak rozpocz�a si� wielka w�dr�wka starca w�r�d mieszka�c�w miasta. Te poszukiwania zjedna�y mu, co sam szczerze przyznaje, serdeczn� nienawi�� mn�stwa Ate�czyk�w, ludzi r�nych stan�w i zawod�w. W�r�d wrog�w Sokratesa znalaz�y si� nawet osoby nale��ce do �wczesnej elity intelektualnej; nieprzypadkowo bowiem oskar�enie wnie�li Meletos i Likon, poeta i retor; przy��czy� si� do nich polityk Anytos. Ale by�y te� inne przyczyny niech�ci i podejrzliwo�ci w stosunku do Sokratesa. On sam tak o tym m�wi�: M�odzi ludzie towarzysz� mi wsz�dzie z w�asnej woli. Oczywi�cie s� to ci, kt�rzy maj� najwi�cej wolnego czasu, a wi�c pochodz�cy z dom�w najbogatszych. Bardzo ich bawi obserwowanie, jak to badam ludzi, czy s� naprawd� m�drzy. Tote� cz�sto mnie na�laduj� i sami pr�buj� bada� tego lub owego. Znajduj�, jak przypuszczam, ca�e zast�py takich, kt�rym wydaje si�, �e co� wiedz�, cho� wiedz� ma�o lub nic. Owi za� poddawani pr�bie gniewaj� si� nie na siebie samych, lecz na mnie. I powiadaj�, gdzie tylko mog�, �e jest tu jaki� arcyg�upiec Sokrates, deprawator m�odzie�y. Ale kiedy kto� ich zapyta, co te� czyni lub m�wi �w Sokrates, nie potrafi� rzec nic sensownego. �eby si� jednak nie wyda�o, �e brak im konkretnych danych, wywlekaj� to, co zwykle zarzuca si� wszystkim filozofom: �e rozprawiam o tym, co na niebie i co pod ziemi�; �e nie uznaj� bog�w; �e ucz�, w jaki spos�b czarne przedstawia� za bia�e, a bia�e za czarne. To by�y s�owa Sokratesa. Ja za� my�l�, �e sprawa nie sprowadza�a si� wy��cznie do tego. ,,Badania� powa�nych ludzi przez pewnych siebie m�odzik�w musia�y wywo�ywa� wiele scysji, nieporozumie�, obraz i gniew�w. Przecie� �atwo sobie przedstawi�, �e wi�kszo�� wypytywanych widzia�a w swych rozm�wcach tylko aroganckich wyrostk�w, kt�rym stary dziwak poprzewraca� w g�owach. Co wi�cej, bardzo wiele obra�onych mia�o racj�! Ilu� bowiem z tych, co na�ladowali Sokratesa, potrafi�o to czyni� z jego taktem i dowcipem? Nie wszyscy zdolni s� poj��, na czym polega r�nica pomi�dzy prostot� a prostactwem i gdzie przebiega granica mi�dzy bezpo�rednio�ci� a bezczelno�ci�. Chodzi�o jeszcze i o to, kim byli owi m�odzi ludzie. Sam Sokrates musia� przyzna�, �e gromadzili si� wok� niego przede wszystkim synowie bogaczy, �wczesna z�ota m�odzie� ate�ska. Ju� to samo nie mog�o si� podoba� ludziom z warstw ni�szych. Co gorsze, wielu z owych m�odzik�w, kt�rzy w r�nych okresach przestawali z Sokratesem, �le si� zapisa�o w pami�ci spo�ecze�stwa; byli bowiem cyniczni, zdolni do wszelkich zbrodni, bezwzgl�dni zar�wno w polityce, jak i w �yciu prywatnym. Wystarczy wymieni� Alkibiadesa i Kritiasa. Niewszyscy wiedzieli, �e mi�dzy przyw�dc� Trzydziestu Tyran�w a Sokratesem dosz�o do gwa�townej k��tni; niewielu te� by�o �wiadk�w owej pi�knej sceny, kiedy to starzec odm�wi� wykonania rozkazu i zamiast na Salamin� poszed� sobie do domu. Natomiast ludzie starsi dobrze pami�tali, �e Sokrates cz�sto rozmawia� z Kritiasem i zachwyca� si� urod� jego bratanka, m�odziutkiego Charmidesa. A kiedy Kritias i Charmides zgin�li, do otoczenia Sokratesa nale�eli najbli�si ich krewni: Platon i jego bracia. DUCH OPIEKU�CZY I POLITYKA Tak wi�c Sokrates dyskutowa� z wielu lud�mi, starszymi i m�odszymi. Omawia� pytania zasadnicze, dotycz�ce ca�ej spo�eczno�ci. � Jednak�e � powiada sam Sokrates w swej mowie obro�czej � mo�na by uzna� za rzecz dziwn�, �e ja tylko prywatnie udzielam takich rad i o takie rzeczy si� troszcz�, nie mam za� odwagi publicznie wyst�pi� przed wami, zgromadzonymi razem, by otwarcie zabra� g�os w sprawach pa�stwa. Jaka tego przyczyna, cz�sto s�yszeli�cie ode mnie przy r�nych okazjach. Oto czasem spotyka mnie co� z woli b�stwa lub ducha opieku�czego; zacz�o si� to dzia�, gdym by� jeszcze ch�opcem; chodzi o pewien g�os; odzywa si� on zawsze tylko po to, by mnie powstrzyma� od jakiego� czynu, nigdy wszak�e nie wskazuje, co powinienem czyni�. Ten w�a�nie g�os zabrania mi zajmowa� si� polityk�. I s�dz�, �e jak najs�uszniej zabrania. Dobrze bowiem wiecie, �e gdybym wcze�niej zwr�ci� si� ku polityce, ju� dawno bym zgin��; i nie pom�g�bym w niczym ani wam, ani te� sobie samemu. Nie miejcie mi za z�e, �e m�wi� prawd�. Ka�dy bowiem cz�owiek, kt�ry uczciwie sprzeciwia si� czy to wam, czy te� innej spo�eczno�ci i nie pozwala, by dzia�y si� w pa�stwie rzeczy tak z�e i bezprawne, musi zgin��. Niestety, tak to ju� jest: kto pragnie rzeczywi�cie walczy� o s�uszn� spraw�, a zarazem utrzyma� si� przynajmniej przez czas jaki�, winien stroni� od polityki. Jest bardzo mo�liwe, i� Sokrates rzek� co� podobnego w swej mowie przed s�dem ate�skim. Z drugiej wszak�e strony wydaje mi si�, �e ze s��w tych przebija tak�e osobiste do�wiadczenie Platona: gorycz, niech�� do polityk�w typu Anytosa � a przecie� w�a�nie tacy zawsze s� g�r�! � oraz rosn�ce przekonanie, �e w rozgrywkach na forum publicznym nigdy niczego nie osi�gnie. Ch�tnie wierz�, i� duch opieku�czy odci�ga� Sokratesa od czynnego udzia�u w �yciu politycznym. Ale z ca�� pewno�ci� nie inny by� tak�e g�os ducha opieku�czego Platona czy te� po prostu jego zdrowego rozs�dku. Wszystko to wynika wyra�nie z bardzo ostrych i osobistych sformu�owa� w li�cie si�dmym, o kt�rym m�wi�em ju� kilkakrotnie. Platon pisa� go ju� w podesz�ej staro�ci. Wraca� my�l� do owych ponurych miesi�cy, gdy ate�scy demokraci oskar�yli i skazali na �mier� Sokratesa. Raz jeszcze prze�ywa� b�l, kt�ry odczuwa� w�wczas nie tylko z powodu �mierci mistrza, lecz tak�e dlatego, �e po raz wt�ry musia� zrezygnowa� ze swych ambicji politycznych. ,,Z�o�y�o si� tak, �e pewni wp�ywowi ludzie pozwali przed s�d naszego przyjaciela, Sokratesa. Wysuni�to przeciw niemu zarzut najniegodziwszy, a zarazem, w�a�nie gdy chodzi�o o jego osob�, z gruntu nieprawdopodobny. Tak wi�c jedni oskar�yli go o bezbo�no��, drudzy za�, s�dziowie, wydali na� wyrok �mierci. Zabili cz�owieka, kt�ry nie chcia� wzi�� udzia�u w zbrodniczym uprowadzeniu jednego z nich, gdy oni sami, demokraci, znajdowali si� w ci�kim po�o�eniu jako wygna�cy.�SZYBSZE OD �MIERCI Nikt z postronnych nie mia� jasnego wyobra�enia o tre�ci nauk Sokratesa. Ilu� spo�r�d s�dzi�w � byli to przewa�nie pro�ci ch�opi lub rzemie�lnicy � zdolnych by�o poj��, �e nie jest on tw�rc� �adnego systemu? �e nade wszystko chodzi mu o drog�, o spos�b dochodzenia do prawdy? Oskar�yciele znali nastroje posp�lstwa. Doskonale wiedzieli, jak podejrzliwie odnosi si� ono do wszelkich nowinek i do ludzi wykszta�conych. Tote� nie zadali sobie zbyt wiele trudu. Zarzucili Sokratesowi po prostu to, o co z regu�y obwiniano w�wczas wszystkich filozof�w: bezbo�no�� oraz wywo�ywanie zam�tu my�lowego w�r�d m�odzie�y, a wi�c jej deprawowanie. Musz� przypomnie�, �e Ate�czycy byli spo�ecze�stwem nie tylko religijnym, ale wr�cz zabobonnym. Sprawa, kt�r� wytoczono Sokratesowi, nie by�a pierwsz� tego typu. Ju� w latach poprzednich odby�y si� w Atenach procesy przeciw kilku my�licielom. W okresie tu� przed wojn� peloponesk� chciano poci�gn�� do odpowiedzialno�ci s�dowej jako bezbo�nika starca Anaksagorasa; by� on nauczycielem Peryklesa, lecz mimo tak wysokiej protekcji musia� opu�ci� miasto. W kilka lat p�niej oskar�ono i skazano, tak�e pod zarzutem bezbo�nictwa, Protagorasa z Abdery; by� to jeden z najpowa�niejszych sofist�w i cieszy� si� wielkim szacunkiem w ca�ej Helladzie. Ksi��ki Protagorasa publicznie spalono. On sam ratowa� si� ucieczk� na Sycyli�, ale jego okr�t podobno zaton�� na pe�nym morzu. W kilka lat p�niej p�on�y w Atenach ksi��ki Diagorasa z Melos, tak�e rzekomego bezbo�nika. Ich autor ukrywa� si� na Peloponezie, trwo�nie, bo ate�scy heroldzi wsz�dzie g�osili, �e kto go wyda, otrzyma wielk� nagrod�. Sokrates, w przeciwie�stwie do tamtych nieszcz�nik�w, nie uciek� � cho� jego oskar�yciele zapewne oczekiwali, �e w�a�nie tak post�pi. Pozosta� w Atenach, zjawi� si� przed s�dem, wyg�osi� mow� obro�cz�, czyli apologi�, �mia�� i wr�cz zaczepn�. Skazano go na kar� �mierci i odprowadzono do wi�zienia. M�g� uciec jeszcze stamt�d. Przyjaciele zebrali do�� pieni�dzy, by przekupi� stra�nik�w; w Atenach wszystko by�o na sprzeda�. Pomi�dzy procesem a wykonaniem wyroku musia�o up�yn�� sporo czasu, jako �e nie wolno by�o nikogo kara� �mierci� przed powrotem �wi�tego okr�tu wys�anego na wysp� Delos, do przybytku Apollona. Czasu wi�c by�o sporo. Starzec jednak uporczywie odrzuca� wszelkie mo�liwo�ci ratunku. A przecie� zdawa� sobie spraw�, �e wystarczy�by tylko gest, aby ocali� �ycie. Przed s�dem, w ostatnich swych s�owach, powiedzia�: � W ka�dej niebezpiecznej sytuacji istnieje wiele sposob�w unikni�cia �mierci, je�li tylko cz�owiek zagro�ony nie wzdraga si� przed �adnym czynem i s�owem. Doprawdy, nie tak trudno uciec przed �mierci�. Znacznie natomiast trudniej ustrzec si� od z�a; bo szybciej ono biegnie od �mierci. Wiosn� drugiego roku olimpiady 95 Sokrates wypi� dzban cykuty. ZAWR�T G�OWY Nie b�d� si� tutaj rozwodzi� nad ostatnimi chwilami Sokratesa. Nie b�d� te� powtarza� rozm�w, kt�re prowadzi� on ze swymi przyjaci�mi i uczniami w celi ate�skiego wi�zienia. Wszystko to bowiem uwieczni� Platon w dw�ch dialogach, w Fedonie i w Kritonie � cho� sam, pono� z powodu choroby, nie by� obecny przy �mierci mistrza. Nie b�d� te� stara� si� przedstawi�, jaka by�a pierwsza i bezpo�rednia reakcja Platona na wiadomo��, �e starzec, tak ukochany, ju� odszed�. Zapewne p�aka� � jak p�akali ci wszyscy, ludzie r�nego wieku, kt�rzy stali u �o�a skazanego. Patrzyli, wstrz��ni�ci i bezsilni, jak dozorca dotyka dr�twiej�cych n�g i rzeczowo obja�nia: � Gdy trucizna dojdzie do serca, umrze.Przejd� wprost do w�a�ciwego tematu mej pracy. Przypomn� s�owami samego Platona � wzi�tymi oczywi�cie z listu si�dmego � jaki by� jego nastr�j i pogl�dy w okresie bezpo�rednio po �mierci Sokratesa, kt�ra �wiadczy�a przecie� o g��bokim schorzeniu ustroju, a mo�e i ca�ego spo�ecze�stwa: �Patrzy�em na to wszystko i na �wczesnych polityk�w. A im bardziej rozpatrywa�em obowi�zuj�ce prawa i obyczaje � wci�� posuwaj�c si� w latach � tym trudniejszy wydawa� mi si� czynny udzia� w sprawach pa�stwa. Z jednej strony by�o to niemo�liwe bez pomocy przyjaci� i wiernych towarzyszy; ale tych, kt�rych zna�em dawniej, ju� nie da�o si� odnale��, a nowych nie spos�b by�oby pozyska�. Z drugiej za� strony zar�wno ustawy, jak te� obyczaje psu�y si�. I to w tempie tak zastraszaj�cym, �e ja, dotychczas rw�cy si� do dzia�alno�ci spo�ecznej, zacz��em cierpie� wr�cz zawroty g�owy � bom patrzy� i widzia�, jak wszystko p�dzi ku zag�adzie. Co prawda nie przesta�em te� rozgl�da� si�, czy sk�d� nie przyjdzie ratunek. Wci�� oczekiwa�em odpowiedniego momentu, �eby wzi�� si� do czynu. W ko�cu wszak�e doszed�em do wniosku, �e wszystkie obecnie istniej�ce pa�stwa, ile ich jest, s� �le rz�dzone. Ich prawa s� nieuleczalnie chore � chyba �eby zastosowa� jaki� niezwyk�y zabieg; ale w takim wypadku musia�yby wsp�dzia�a� r�ne szcz�liwe okoliczno�ci. To zmusi�o mnie do stwierdzenia chwa�y prawdziwej filozofii. Bo tylko z jej wy�yn mo�na dostrzec, co jest sprawiedliwe tak w �yciu pa�stwowym, jak i osobistym. A wi�c: z�o nie przestanie gn�bi� rodzaju ludzkiego, p�ki...� DWIE DECYZJE Doskonale rozumiem, �e chwyt to a� nazbyt �atwy: przerwa� wa�n� relacj� w po�owie zdania. I to w�a�nie tu� przed s�owami, w kt�rych Platon ma wyjawi�, w czym widzi ostateczny ratunek dla pa�stw, a wi�c i dla ca�ej ludzko�ci! Wielu pisarzy stosuje podobne zabiegi, aby podtrzyma� zaciekawienie czytelnika i sk�oni� go do dalszej lektury. Ja wszak�e nie czyni� tego z takich powod�w; nie kieruj� si� r�wnie� przewrotnym wyrafinowaniem, w�a�ciwym wielu literatom. Przyczyna jest inna, prosta: pragn� unaoczni�, w jak gwa�towny i niespodziewany spos�b wydarzenia rzeczywistego �ycia wkracza�y w krain� moich studi�w filozoficznych. Tak si� bowiem z�o�y�o, �e w�a�nie w trakcie rozwa�a� nad tym rozdzia�em listu si�dmego w domu Pudentilli zapad�y dwie donios�e decyzje. Oszcz�dz� moim czytelnikom drobiazgowego opowiadania o tym, jak dosz�o do pierwszej z nich, bo i tak po�wi�ci�em tej sprawie chyba zbyt wiele miejsca. Kr�tko m�wi�c: postanowi�em po�lubi� Pudentill�. Powiadomi�em o tym Poncjana, ten za� matk�. Przyj�a moj� propozycj� bardzo wdzi�cznie. Widocznie wszystkie moje poprzednie zabiegi � czary i zamawiania, rozmowy i aluzje � odnios�y sw�j skutek. Ali�ci, gdy tylko rzecz zosta�a uzgodniona, Poncjan zacz�� usilnie nalega�, aby �lub odby� si� jak najrychlej. Pudentilla, przy pe�nym moim poparciu, podnios�a zastrze�enia: � Wpierw Pudens musi przywdzia� tog� m�sk�, a ty powiniene� znale�� sobie �on�. Chc� podj�� nowe obowi�zki ze �wiadomo�ci�, �e w pe�ni wywi�za�am si� z dawnych i �e moi synowie s� ju� ca�kowicie samodzielni. Poncjan jaki� czas jeszcze ko�owa�, potem za� rzek� z min� bardzo skromn�, �e w�a�ciwie ju� wybra� sobie dziewczyn�. � Kog� to? � zapyta�a Pudentilla. � �eni� si� z Herenni�, c�rk� Rufina � odrzek� Poncjan bardzo stanowczo, niemal hardo. Os�upieli�my.OBLUBIENICA PONCJANA D�ugo i jak najusilniej odradzali�my Poncjanowi ma��e�stwo z Herenni�, on jednak uparcie trwa� przy swoim, g�uchy na wszelkie argumenty, moje i matki. Widocznie dziewczyna, bieg�a w sztuce mi�osnej, zdo�a�a do cna odebra� mu rozeznanie. A przecie� doskonale wiedzia� � sam mu o tym donios�em � �e Herenni� ostatnio cz�sto odwiedza� pewien m�ody cz�owiek ze znakomitej w Oei rodziny. Powt�rzy�em mu tak�e, co swego czasu opowiada� mi Saturnin: astrolog wyczyta� w gwiazdach, �e c�rka Rufina wnet wyjdzie za m��, lecz wkr�tce owdowieje. Okaza�o si� jednak, �e Poncjan nie gorzej ode mnie pami�ta nauki naszych mistrz�w w Akademii, odrzek� bowiem cytuj�c najspokojniej zdanie z Timajosa: � Planety �l� obawy i oznaki przysz�o�ci tylko tym, kt�rzy nie potrafi� rozumowa�! Czy� mia�em mu odpowiedzie�, �e bardziej prawdopodobna wydaje mi si� inna lekcja tego zdania, pomijaj�ca przeczenie �nie�? Wyda�o mi si� rzecz� absurdaln� i wr�cz humorystyczn� wszczyna� w tym afryka�skim miasteczku dyskusj� nad w�a�ciw� form� Plato�skiej wypowiedzi � i to tylko po to, by odwie�� rozpalonego nami�tno�ci� m�odzie�ca od ma��e�stwa z dziewczyn� o bardzo niepewnej przesz�o�ci. Spisano umow� �lubn�. Panna m�oda uroczy�cie przyby�a do domu oblubie�ca. Przyby�a zupe�nie spokojna, niemal oboj�tna, nie p�oni�c si� rumie�cem, bo ju� dawno od tego odwyk�a. Lektyk� nios�o przez ulice miasta o�miu tragarzy. �wiadkowie pochodu z pewno�ci� na zawsze zapami�tali ten niecodzienny widok: w drodze do domu m�a dziewczyna ostentacyjnie pozwala�a si� podziwia� i z ca�� swobod� kokietowa�a m�odych. Policzki mia�a ur�owane, oczy podmalowane i uwodzicielskie; wszystko to mo�na by�o dojrze�, cho� twarz jej, jak ka�e stary obyczaj, lekko przes�ania� welonik koloru p�omieni, tak zwane flammeum. Przynosi�a ze sob� posag w got�wce, to prawda. Czterysta tysi�cy. Ale wszystek ten pieni�dz co do grosza dnia poprzedniego wzi�to od wierzyciela! By� to zreszt� posag znacznie wi�kszy, ni� pozwala�o ub�stwo tak dzietnej rodziny. Ale stary Rufinus wiedzia�, co robi. Maj�tku nie mia�, natomiast nigdy nie brakowa�o mu pomys��w. Apetyt tak�e dopisywa�, zw�aszcza na cztery miliony Pudentilli. Dodatkow� otuch� czerpa� z orzecze� astrolog�w. Aby jednak owe zbo�ne zamiary i przewidywania mog�y si� zrealizowa�, trzeba by�o wpierw mnie usun��. W�wczas �atwo by przysz�o osaczy� naiwnego zi�cia i osamotnion� Pudentill�. Starzec ra�no zabra� si� do dzie�a. Gromi� Poncjana przy ka�dej sposobno�ci. S�u�ba donosi�a nam o takich jego przemowach do zi�cia: � Co ci� op�ta�o, �e wydajesz matk� za tego Apulejusza? Czy� do cna zg�upia�, �eby dobrowolnie ofiarowywa� obcemu cz�owiekowi rodzinny maj�tek? Na jakie nara�asz si� ryzyko! A wszystko dlatego, �e�cie gdzie� tam s�uchali czego� tam o Platonie! C� to za r�kojmia przyja�ni i uczciwo�ci w sprawach pieni�nych? P�ki czas wycofaj si� z tego interesu! Zagrozi� zi�ciowi, �e je�li tego nie zrobi, odbierze mu c�rk�; nie mo�e bowiem pozwoli�, by jego ukochane dziecko �y�o z kim� nieodpowiedzialnym i z ca�� oczywisto�ci� skazanym na n�dz�. Nietrudno mu przysz�o przekona� prostodusznego Poncjana, tym bardziej �e z drugiej strony dzia�a�a innymi �rodkami perswazji dopiero co po�lubiona ma��onka. Tak wi�c zgodnie z wol� tych obojga m�j przyjaciel wybra� si� do swej matki, by odradzi� jej ma��e�stwo ze mn�. To ma��e�stwo, do kt�rego jeszcze niedawno sam najgor�cej nak�ania�! GRO�BY RUFINA I LIST PUDENTILLI Pudentilla przyj�a s�owa syna ze zwyk�� sobie powag�. Pozosta�a niewzruszona. Wypomnia�a mu bardzo surowo, �e post�puje lekkomy�lnie i nieprzemy�lanie. Poncjan jak niepyszny wr�ci� z tym do te�cia. Pono� usprawiedliwia� si� przed nim i g�sto t�umaczy�, �e matka jest w og�le osob� konsekwentn� i nie�atwo zmienia raz powzi�t� decyzj�; obecnie za�jeszcze si� utrwali�a w swym zamiarze, bo ��danie zerwania ze mn� bole�nie j� dotkn�o; wiadomo przecie�, �e gniew zwykle przydaje si� uporowi. Powt�rzy� te� s�owa Pudentilli: � Dobrze wiem, �e przychodzisz do mnie z poduszczenia Rufina. W�a�nie dlatego tym bardziej musz� si� stara�, bym mia�a w osobie m�a obron� przed bezczeln� chciwo�ci� tego cz�owieka. Rufin a� zadygota� z w�ciek�o�ci. Zacz�� obrzuca� Pudentill�, kobiet� nieposzlakowan� i jak�e skromn�, najohydniejszymi wyzwiskami, godnymi swego domu. I to w obecno�ci jej syna! Wiele os�b by�o �wiadkami zaj�cia i powt�rzy�o nam s�owa, kt�re w�wczas pad�y: � Twoja matka to uwodzicielka! Jej kochanek, Apulejusz, to czarownik i truciciel! W�asnymi r�kami bym go udusi�! Tymczasem Pudentilla, zdenerwowana ca�� spraw� i nieoczekiwan� zmian� w postawie syna, postanowi�a wyjecha� na jaki� czas z Oei. Uda�a si�, oczywi�cie w moim towarzystwie, do swego podmiejskiego maj�tku. Stamt�d to, wci�� jeszcze roz�alona i gniewna, napisa�a list do syna; pisa�a po grecku, jako �e tym j�zykiem w�ada�a swobodniej. W owym to li�cie znalaz�y si� r�wnie� s�owa znamienne: ,,Chcia�am wyj�� za m�� z powod�w, o kt�rych wspomnia�am wy�ej. Ty sam przekona�e� mnie, bym wybra�a w�a�nie Apulejusza, a nie kogo� innego. Wyra�a�e� si� o nim z podziwem i dok�ada�e� wszelkich wysi�k�w, by przez ma��e�stwo ze mn� m�g� on wej�� do naszej rodziny. Teraz tamci podli ludzie atakuj� nas i zdo�ali ci� przeci�gn��; i oto od razu Apulejusz staje si� magiem, ja za� kocham dlatego, �e zniewoli�y mnie jego czary. Przyjed� wi�c do mnie, p�ki jeszcze jestem przy zdrowych zmys�ach!� To ostatnie zdanie mo�na by oczywi�cie rozumie� r�nie. Zako�czy�a jednak list jasnym stwierdzeniem: �Nie jestem ofiar� czar�w i nie jestem zakochana. Nikt wszak�e nie mo�e uciec od tego, co mu przeznaczone.� Poncjan, naiwny i �atwowierny, uczyni� rzecz najg�upsz� z mo�liwych: nie tylko pokaza�, lecz nawet odda� �w list te�ciowi. POSAG I �LUB Powolny �yczeniu matki Poncjan rzeczywi�cie przyjecha� do nas na wie�, i to wraz z �on�. Wszyscy bawili�my tam przez dwa miesi�ce, cho� sytuacja by�a raczej dziwna, a nastr�j niezbyt pogodny; rzek�bym nawet, �e jakby przedburzowy. Pudentilla zajmowa�a si� bardzo pracowicie prowadzeniem maj�tku; co dzie� osobi�cie i skrupulatnie przegl�da�a sprawozdania zarz�dcy, koniuch�w, owczarzy. Mimo to znajdowa�a jeszcze czas i si�y, by przy ka�dej sposobno�ci wypomina� Poncjanowi jego zachowanie si� i zamiary. Gromi�a go ostro i napomina�a, by strzeg� si� zasadzek Rufina. Mia�a mu za z�e to szczeg�lnie, �e fragmenty jej listu odczytywa� wraz z te�ciem r�nym ludziom, cho� mogli oni zrozumie� je ca�kiem opacznie; oczywi�cie chodzi�o g��wnie o zdanie ironicznie nazywaj�ce mnie magiem, kt�ry do mi�o�ci zniewala czarami. Wtedy te�, w owej willi za miastem, odby� si� nasz �lub i podpisanie umowy maj�tkowej. Ka�demu, rzecz to naturalna, nasunie si� pytanie, czemu wybrali�my w�a�nie t� ustronn� miejscowo��? Wyja�nienie jest proste. Przed nie tak dawnym czasem Pudentilla wy�o�y�a z okazji �lubu Poncjana oko�o pi��dziesi�ciu tysi�cy sesterc�w; by�y to jej w�asne pieni�dze i wszystkie posz�y na podarunki dla obywateli Oei, kt�rzy stawili si� t�umnie, by u�wietni� uroczysto��. Tak nakazywa� stary zwyczaj i trzeba by�o przebole� t� strat�. Nikt jednak nie mo�e mie� nam za z�e, �e pragn�li�my zaoszcz�dzi� sobie tak znacznego wydatku. Chcieli�my te� odsun�� od siebie owe przyj�cia i odwiedziny, do kt�rych zgodnie z obyczajem zobowi�zani s� nowo po�lubieni. To, i tylko to, sprawi�o, �e ceremonii za�lubin dokonali�my wpewnej odleg�o�ci od miasta, skromnie i cicho. Wszelako osoby mniej nam �yczliwe oraz zawiedzione w swych rachubach na przyj�cie i podarunki wnet zacz�y rozpuszcza� pog�oski, �e to ja jestem winien wszystkiemu; pono� wywioz�em Pudentill� na wie�, by tam bezpiecznie omota� j� swymi intrygami i czarodziejskimi zabiegami. Nic fa�szywszego! Umowa �lubna postanawia�a, �e Pudentilla wnosi mi w posagu trzysta tysi�cy. By� to wi�c posag o sto tysi�cy mniejszy od tego, kt�ry otrzyma�a Herennia. A przecie� Pudentilla nale�a�a do najbogatszych kobiet w ca�ym mie�cie, a mo�e i w ca�ej prowincji. Jaki� mo�e by� lepszy dow�d, �e zupe�nie mi nie chodzi�o o wzbogacenie si� na o�enku z Pudentill�? Co wi�cej: �w posag nie zosta� mi wyp�acony w got�wce, lecz pozosta� jako wierzytelno�� w maj�tku Pudentilli. By�a te� dodatkowa klauzula, zastrzegaj�ca, �e posag ma w ca�o�ci przypa�� jej synom, Poncjanowi i Pudensowi, gdyby zesz�a ze �wiata nie maj�c dzieci ze mn�; gdyby natomiast urodzi�a dziecko, wtedy przypadnie mu po�owa posagu, druga za� po�owa obu synom z pierwszego ma��e�stwa. W podobnych wypadkach umowy �lubne brzmi� zwykle inaczej. Nikt si� nie dziwi, je�li wdowa �redniej urody i wieku nieco ponad �redniego pragn�c wyj�� za m�� zwabia konkurenta wielkim posagiem i szczeg�lnie dogodnymi warunkami maj�tkowymi; zw�aszcza je�li chodzi o cz�owieka m�odego, przystojnego, wykszta�conego, stosunkowo zamo�nego. PONCJAN BIJE SI� W PIERSI Twierdzi si� cz�sto, �e studium filozofii odwodzi od spraw tego �wiata, czyni niezaradnym w kwestiach maj�tkowych, skazuje na bied� i poniewierk�. Nigdy tak nie uwa�a�em, a nawet stara�em si� w miar� swych skromnych mo�liwo�ci zada� k�am owemu nazbyt rozpowszechnionemu mniemaniu. Ostro zabra�em si� do pracy, zw�aszcza w Oei. Przyby�em do tego miasta tylko z jednym niewolnikiem. Wszelako mi�o�� prawdziwej m�dro�ci wielce mi tu dopomog�a; ona to utorowa�a mi drog� do domu Pudentilli, a p�niej tak�e do ma��e�stwa z t� chyba najbogatsz� kobiet� w tej cz�ci prowincji. Pudentilla, jak to dopiero co wy�o�y�em, wnios�a mi posag bardzo skromny, ale u jej boku mog�em �y� dostatnio; otwart� te� pozostawa�a sprawa jej testamentu. Na razie o tym nie my�la�em. W danym momencie chodzi�o o to, by wie�� o mojej wspania�omy�lno�ci wobec pasierb�w rozesz�a si� jak najszerzej i dotar�a do uszu os�b zainteresowanych. Uczyni�em jeszcze co� innego. Napisa�em list do znanego mi dobrze namiestnika naszej prowincji, Lolliana Awitusa, w kt�rym bardzo dok�adnie przedstawi�em histori� swego pobytu w Oei i ma��e�stwa z Pudentill� � oczywi�cie we w�a�ciwym o�wietleniu. W pi�mie tym nie szcz�dzi�em te� wyraz�w ubolewania nad post�powaniem Rufina, pod kt�rego wp�ywami znalaz� si� m�j nieszcz�sny pasierb Poncjan. List, niby to nie doko�czony, pozostawi�em otwarty na stole w pokoju bibliotecznym; nie musz� dodawa�, �e uczyni�em to z ca�ym rozmys�em. By�em pewien, �e kto� ze s�u�by przeczyta go i natychmiast cichaczem pobiegnie do Poncjana (a dzia�o si� to ju� po naszym powrocie ze wsi do Oei), by go powiadomi�, jak wielkie grozi niebezpiecze�stwo: Apulejusz pisze do samego namiestnika, swego przyjaciela, donosz�c o wszystkich perypetiach domowych i �le si� wyra�aj�c o Poncjanie; to mo�e zwichn�� karier� m�odego cz�owieka, kt�ry przecie� chcia�by zosta� adwokatem. Efekt by� natychmiastowy. Poncjan stawi� si� w naszym domu wraz ze swym m�odszym bratem Pudensem. Z p�aczem rzuci� si� do n�g matki. B�aga�, by mu wybaczy�a dotychczasowe post�powanie. Ca�uj�c po r�kach mnie i Pudentill� prosi� na wszystkie �wi�to�ci, by zapomnie�, �e da� si� zwie�� namowom Rufina i ludzi jemu podobnych. Zapewnia�, �e jest wr�cz zawstydzony naszym dobrodziejstwem. Wreszcie ods�oni�, o co jeszcze mu chodzi: mia�em napisa� do Lolliana Awitusa list polecaj�cy jego, Poncjana, osob� i zdolno�ci.Ch�tnie si� przychyli�em do tej pro�by. Tym bardziej �e Awitus � dowiedzia�em si� o tym drog� poufn� � mia� ju� nied�ugo odej�� z urz�du. Niczego wi�c nie ryzykowa�em. Poncjan, wdzi�czny i do g��bi wzruszony, wyjecha� z moim listem polecaj�cym do Kartaginy. Ja natomiast, wreszcie spokojny i szcz�liwie �onaty, mog�em znowu zaj�� si� Platonem. MARZENIA O W�ADZY Pora wi�c wr�ci� do owego zdania z listu si�dmego, kt�re tak raptownie przerwa�em w po�owie, kiedy w spokojny nurt studi�w filozoficznych wdar�y si� sprawy matrymonialne, moje i Poncjana. Przypominam: Platon twierdzi, �e z�o nie przestanie gn�bi� rodzaju ludzkiego, p�ki... I tu padaj� wielkie s�owa, wci�� powtarzane, cytowane, komentowane: �P�ki nie obejm� w�adzy ci, kt�rzy mi�uj� m�dro�� prawdziwie i w spos�b w�a�ciwy � albo te�, za jakim� bo�ym zrz�dzeniem, w�adcy pa�stw nie zaczn� powa�nie filozofowa�.� Powinienem obecnie rozpocz�� uczony wyw�d w stylu profesorskim: o powo�aniu filozofa i polityka; o jedno�ci najwy�szego dobra spo�ecznego i indywidualnego; o istocie w�adzy i m�dro�ci. O tym powinienem pisa�. Ale � powiem szczerze � moje pierwsze my�li po przeczytaniu s��w Platona nie by�y tak szczytne. Zacz��em si� zastanawia�, dla �artu oczywi�cie, w jakiej mierze owa wielka maksyma mog�aby tak�e mnie dotyczy�. My�la�em: Skoro ja, tak oddany filozofii, okaza�em si� jednocze�nie cz�owiekiem roztropnym w interesach, wyprowadzaj�c w pole nawet starego wyg� Rufina, to chyba poradzi�bym sobie r�wnie� ze sprawami pa�stwa. Ba, mo�e nawet poprowadzi�bym je sensowniej od wielu m��w stanu! Polityka nie jest przecie� trudniejsza � wbrew mniemaniu og�u � od zarz�dzania domem, rodzin�, maj�tkiem; od radzenia sobie z intrygami, kt�re przeciw nam knuj� przyjaciele i s�siedzi. Kto potrafi dobrze sterowa� w�r�d raf �ycia codziennego, b�dzie te� sprawnie �eglowa� pomi�dzy Scyllami i Charybdami tak zwanej wielkiej polityki. Je�li dobrze rzecz rozwa�y�, problemy tu i tam s� identyczne w swej istocie i wymagaj� podobnych umiej�tno�ci, by im sprosta�: troch� sprytu, sporo nieufno�ci, zdolno�� przewidywania, jakie b�d� zwyk�e, ludzkie reakcje; trzeba te� umiej�tno�ci dokonywania w odpowiednich momentach w�a�ciwych gest�w. Gest�w, powtarzam, nie czyn�w! Tylu w�adc�w i przyw�dc�w w r�nych krajach i epokach wywodzi�o si� z nizin spo�ecznych; byli to na og� ludzie zupe�nie niewykszta�ceni, cz�sto dochodzili do rz�d�w skutkiem przypadku, a jednak nie�le sobie radzili. Zreszt� my wszyscy �atwo ulegamy pewnemu b��dowi perspektywy. Stoj�c bowiem w dole patrzymy ku g�rze, na tych nad nami; poniewa� znajduj� si� wy�ej od nas, s�dzimy, �e s� wy�si. A przecie� to najzwyczajniejsi ludzie! Sprawy bie��cej polityki za�atwiaj� nie zawsze najsensowniej, a tylko pochlebcy i co g�upsi historycy upatruj� w ich s�owach i czynach przedziwn� g��bi�, doszukuj�c si� genialnej motywacji najprostszego posuni�cia. Tote� wszystkie te gadania dziejopis�w s� niby cymba� brz�kaj�cy. Ot� w�a�nie filozof u w�adzy tym by si� r�ni� od pospolitego polityka, �e nie tylko prowadzi�by pa�stwo niezgorzej, lecz jeszcze widzia�by przed sob� jaki� cel wielki i ostateczny, a mianowicie zbudowanie nowej spo�eczno�ci, praworz�dnej, pokojowej, sprawiedliwej. Cz�owiek wyzbyty osobistych ambicji, intelektualnie i etycznie stoj�cy ponad zwyk�ymi �miertelnikami, mocn� r�k� wi�d�by sw�j lud ku portowi szcz�snej przysz�o�ci. W tym momencie te rozwa�ania przesta�y mnie bawi�. Przede wszystkim dlatego, �e nie bardzo wiem, ku jakiemu to portowi mia�bym prowadzi� powierzone mi pa�stwo. W zasadzie powinien bym mie� odpowied� gotow�: ku temu, kt�ry wyznaczy� mistrz m�j, Platon, obmy�laj�c ustr�j doskona�y. Wszelako dzi�ki niedawnym studiom mia�em w �wie�ej pami�ci pewne szczeg�y tego ustroju: wsp�lne posiadanie kobiet; sposoby rozmna�ania w warstwiestra�nik�w; odbieranie dzieci rodzicom; wyganianie poet�w; poprawianie dawnych utwor�w, by mog�y s�u�y� aktualnym potrzebom. Uzna�em, �e bli�sze memu sercu s� zagadnienia demonologii oraz bie��ce sprawy maj�tkowe. USTR�J GODNY FILOZOFA Ale do�� ju� �art�w. Dotkn��em przecie� sprawy, kt�ra dla za�o�yciela Akademii by�a zapewne najwi�ksza i naj�wi�tsza. Niekt�rzy nasi mistrzowie widz� w niej w og�le centraln� my�l jego nauki. Twierdz�, �e ona to pasjonowa�a go prawdziwie i najg��biej. Nie owe idee bytuj�ce gdzie� w formie nieskalanej, nie wzloty i upadki duszy, nie powstanie i obroty kosmosu, a nawet nie samo b�stwo, stw�rca wszystkiego! Nale�y bowiem powtarza� stale i niezmiennie (co te� czyni�, mo�e nawet z pewnym uporem): Platon od lat swych m�odzie�czych a� po schy�ek �ycia, gdy uk�ada� Prawa i pisa� list si�dmy, by� przede wszystkim politykiem. Oczywi�cie politykiem nieszcz�liwym, jako �e nigdy nie mia� mo�liwo�ci wcielenia swych pomys��w w �ycie � cho�, trzeba to przyzna�, nie ustawa� w wysi�kach, by znale�� takie mo�liwo�ci. Nie mam wi�c prawa �ci�ga� w d� niewczesnymi refleksjami tego, co on traktowa� jako zwie�czenie swych konstrukcji my�lowych. Platon rozumowa� tak: skoro filozofowie g�ruj� nad innymi m�dro�ci� i postaw� moraln�, s�uszne jest i sprawiedliwe, by w�a�nie oni, najgodniejsi, przewodzili zwyk�ym �miertelnikom, co �lepo ulegaj� swym pop�dom. Ali�ci w�a�nie w tym miejscu co� mnie zastanowi�o. Mo�e �artobliwe fantazjowanie, �e w�a�nie ja, Apulejusz, mia�bym r�wnie� prawo pretendowa� do w�adzy, nie tak ca�kiem by�o od rzeczy? S�owa Platona, �e w�adcy musz� sta� si� filozofami lub filozofowie w�adcami, uchodz� dzi� za szokuj�ce. Z jakiej�e g��wnie przyczyny? Po prostu z tej, �e poszukiwaczy m�dro�ci uwa�a si� za oderwanych od praktycznego �ycia, za niezaradnych fantast�w i marzycieli. Ja swoim przyk�adem dowodz�, �e tak by� nie musi. Ale ju� w czasach Platona powszechna opinia o filozofach przedstawia�a si� podobnie. Si�gam po sz�st� ksi�g� Pa�stwa i znajduj� w niej tak� wypowied� Adejmanta, brata Platona: � Kto zajmuje si� filozofi� zbyt d�ugo, staje si� dziwakiem i cz�owiekiem do niczego. A nawet ci najlepsi z filozof�w s� dla pa�stwa zupe�nie nieprzydatni. Sokrates odpowiada na to d�ugo i okr�nie, a na moje rozumienie niezbyt przekonywaj�co. Przy sposobno�ci oczywi�cie atakuje sofist�w, pseudopedagog�w, nauczycieli podst�pnych chwyt�w my�lowych. Dochodzi wreszcie do konkluzji tej tre�ci: Doskona�e pa�stwo, doskona�y ustr�j, doskona�y cz�owiek mog� sta� si� rzeczywisto�ci�. Pod tym wszak�e warunkiem, �e pewna konieczno�� zmusi do zaj�cia si� polityk� jak�e nielicznych mi�o�nik�w prawdziwej m�dro�ci; tych, co to powszechnie uwa�ani s� nie za z�ych, lecz po prostu za bezu�ytecznych. Oczywi�cie zarazem musia�by spe�ni� si� jeszcze jeden warunek: ten mianowicie, �e pa�stwo, czyli spo�ecze�stwo, zechce s�ucha� filozof�w. Wreszcie mo�na wyobrazi� sobie i tak� sytuacj�, �e synowie dzisiejszych w�adc�w staj� si� wielbicielami m�dro�ci i wiernie id� za jej wskaz�wkami. Potem Sokrates m�wi pi�knie i obrazowo: � Filozof�w, godnych tego miana, jest obecnie bardzo niewielu. Ci zreszt� ca�kiem nie my�l� si� ujawnia�. Jak�e bowiem przedstawiaj� si� stosunki we wszystkich pa�stwach, ile tylko jest ich na ziemi? Nigdzie nie ma zdrowej, sensownej polityki. Trudno nawet by�oby znale�� sobie sprzymierze�ca, �eby pospieszy� z nim sprawiedliwo�ci na odsiecz. Cz�owiek rozumny czuje si� tak, jak gdyby znalaz� si� w�r�d dzikich zwierz�t. Oczywi�cie nie b�dzie post�powa� jak one i nie b�dzie rzuca� si� na ludzi, ale z drugiej strony nie jest w stanie stawi� czo�a bestialstwu wok� siebie. Sam niczego nie doka�e. Chyba tyle tylko, �e zginie przedwcze�nie. Najlepiej wi�c siedzie� cicho i zajmowa� si� wy��cznie swoimi sprawami. Takw�a�nie zdarza si� zim�; wicher niesie tumany kurzu lub siecze deszczem, wi�c cz�owiek kuli si� gdzie� pod murkiem. Patrz�c, jak inni dopuszczaj� si� wszelkich bezece�stw, trzeba uwa�a� si� za szcz�liwca, �e samemu zachowa�o si� czyste r�ce. Tak b�dzie si� �y� w ukryciu, p�ki nie przyjdzie czas odej�cia; a dokona si� ono nie bez pi�knej nadziei, spokojnie i z dobr� my�l�. DROGA POWROTNA Z KARTAGINY Ostatnie s�owa poprzedniego rozdzia�u utkwi�y w mej pami�ci na zawsze; zaledwie bowiem je napisa�em, przysz�y smutne wie�ci od Poncjana. To prawda, �e po�lubiaj�c Herenni� uleg� on nami�tno�ci. Rzecz zdro�na, ale przecie� wybaczalna. To� pisma Platona najdowodniej �wiadcz�, jak podatny by� na strza�y Erosa zar�wno on sam, jak i Sokrates. Przytoczy�em ju� sporo scen i wypowiedzi dobrze oddaj�cych t� s�abo�� obu m��w. Przypomn� cho�by mi�osne elegie Platona, kt�re deklamowa�em w czasie pierwszej wizyty u Pudentilli, mojej obecnej �ony, a tak�e spotkanie Sokratesa z Charmidesem, wujem Platona, i s�owa m�drca: � Kamie� probierczy to ze mnie �aden. Z�oto znajduj� w ka�dym pi�knym ch�opcu, a pi�knymi wydaj� mi si� prawie wszyscy m�odzi. M�g�bym wskaza� sporo miejsc podobnych. Z czego by wynika�o, �e jestem wstrzemi�liwszy od tamtych obu, bom poj�� �on� po dokonaniu prawdziwie filozoficznego obrachunku. Z drugiej wszak�e strony nie mog� wini� Poncjana, �e tak nagle i szale�czo straci� g�ow� dla tej uwodzicielki Herennii. Tym bardziej �e szybko och�on�� z op�tania. Pokazuj� to jak najoczywi�ciej listy, kt�re pisa� do mnie z Kartaginy i potem powracaj�c z tego miasta. Wyjecha� do stolicy naszej prowincji, aby pok�oni� si� Lollianowi Awitusowi. Namiestnik, dzi�ki mojej rekomendacji, przyj�� go uprzejmie. By� to zreszt� cz�owiek wszechstronnie wykszta�cony, a nawet powa�nie interesuj�cy si� filozofi�. Z�o�y� Poncjanowi gratulacje, �e znalaz� w mej osobie tak dobrego ojczyma oraz �e tak rych�o przejrza� i naprawi� swoje b��dy w stosunku do mnie. Wszystko to rokowa�o dobre widoki na przysz�o��, nawet w wypadku zmiany na stanowisku namiestnika. Poncjan musia� si� zorientowa� w Kartaginie, �e taka zmiana jest oczekiwana. W tej sytuacji zdecydowa� powr�ci� do Oei; spraw� najpilniejsz� w ka�dym razie za�atwi�. Podr�, kt�r� w�a�ciwie mo�na by�o odby� w ci�gu dni kilkunastu, przeci�gn�a si� nadspodziewanie; sta�a si� dla Poncjana podr� ku wieczno�ci. Najpierw otrzyma�em ode� list, w kt�rym ponownie zapewnia� gor�co, �e widzi we mnie swego prawdziwego ojca, pana, nauczyciela, oraz powiadamia�, �e czuje si� dobrze. List nast�pny, r�wnie� pe�en serdeczno�ci, ko�czy� si� notatk�: ,,Z moim zdrowiem nie najlepiej. Dlatego te� albo w og�le przerw� podr�, albo b�d� j� odbywa� bardzo powoli.� Wreszcie nadszed� list trzeci, kr�tki i jaki� smutny, cho� pozornie brzmia� oboj�tnie; wyczuwa�o si� wszak�e, i� Poncjan przygotowany jest na najgorsze. Przedziwne by�o postscriptum: ,,Pisz� nowy testament. Na g��wnych spadkobierc�w wyznacz� matk� i brata. Herennia otrzyma legat: lniane prze�cierad�a warto�ci dwustu sesterc�w.� Co to mia�o znaczy�? Sk�d to naigrawanie si� z �ony? Przecie� �lub odby� si� zaledwie przed kilku miesi�cami! Na pewno jeszcze mu si� nie znudzi�a, ale ju� mog�a go zdradzi�. W ka�dym razie lepiej by�oby dla niej, gdyby ca�kiem zosta�a pomini�ta w testamencie m�a. Legat w postaci bezwarto�ciowych p��cienek uczyni�by z niej po�miewisko Oei na d�ugie lata. A potem przyjecha� pos�aniec z wiadomo�ci�, �e Poncjan zmar�.ROZMY�LANIA W BIBLIOTECE Pudentilla zamkn�a si� w swoim pokoju, rzewnie op�akuj�c �mier� pierworodnego syna. Ja ca�y dzie� przesiedzia�em w bibliotece. By�a to ta sama obszerna sala, w kt�rej zaraz po przeniesieniu si� od Appiusz�w po�o�y�em przed o�tarzykiem b�stw domowych �wi�to�ci skromnie owini�te w lniane p��tno; dopiero nazajutrz spostrzeg�em, �e pok�j pe�en jest zwoj�w papirusowych. Wszystkie owe ksi��ki znajdowa�y si� tutaj nadal i dobrze mi s�u�y�y przez tyle miesi�cy przy pracy nad Platonem. Jak ju� m�wi�em, Poncjan skupywa� te ksi��ki w Atenach, w czasie naszych wsp�lnych studi�w w gajach Akademii; wtedy bowiem by� entuzjastycznym mi�o�nikiem prawdziwej m�dro�ci. Jak wiele zawdzi�cza�em temu m�odemu cz�owiekowi! To on sprawi�, �e przekroczy�em pr�g go�cinnego domu Pudentilli. To on dok�ada� wysi�k�w, bym poj�� za �on� pani� domu. I wreszcie jego to biblioteka pozwoli�a mi tutaj, w prowincjonalnym miasteczku, powa�nie studiowa� �ycie i pogl�dy Platona, w ten spos�b powracaj�c do wspomnie� naszych m�odych lat ate�skich. Przez ca�y dzie� nie napisa�em ani jednego s�owa. Patrzy�em na ostatnie zdanie poprzedniego rozdzia�u: �Tak b�dzie si� �y� w ukryciu, p�ki nie przyjdzie czas odej�cia; a dokona si� ono nie bez pi�knej nadziei, spokojnie i z dobr� my�l�.� Zaprawd�, w takim w�a�nie nastroju, w niezm�conej pogodzie wewn�trznej, winien umiera� ka�dy prawdziwy ucze� Platona! Ka�dy, kto wch�on�� sercem i umys�em nauki mistrza, wci�� powtarzane i na nowo rozpatrywane w jego dialogach: Najszlachetniejsza, my�l�ca cz�� duszy jest dzie�em samego boga-stw�rcy. Istnia�a jeszcze przed ukszta�towaniem �miertelnego cia�a, tote� po jego zgonie wraca do swej gwiezdnej siedziby, do �wiata wiecznego pi�kna, kt�rego pami��, cho�by przyt�umion� i niejasn�, zawsze w sobie nosi. Lecz tak szcz�sny, natychmiastowy powr�t spotyka tylko te wybrane dusze, kt�re szczerze mi�owa�y prawdziw� m�dro��; z wi�kszo�ci� wszak�e dusz bywa inaczej. Te bowiem, co zbytnio splot�y si� z cia�em, kochaj�c je i ulegaj�c jego ��dzom, do g��bi przesi�k�y �mierteln� natur�; tote� w chwili zgonu nie potrafi� ca�kowicie si� oderwa� od ci�kich, widzialnych pierwiastk�w i nie s� w stanie wzbi� si� w przestwory. Pozostaj� wi�c na ziemi i tu�aj� si� wok� grob�w, gdzie pono� cz�sto spotyka si� jakie� cienie i widziad�a. Ale po pewnym czasie znowu wchodz� w cia�a i odradzaj� si� jako istoty �ywe. Te najgorsze i najbardziej zanieczyszczone staj� si� zwierz�tami z�ymi, krwio�erczymi; tak wi�c sadysta i surowy despota mo�e wcieli� si� w jastrz�bia lub wilka. Natomiast te, kt�re �y�y uczciwie, cho� nie zna�y prawdziwej m�dro�ci, zaczynaj� nowe istnienie jako pszczo�y lub mr�wki, a nawet przebywa� mog� w ludzkim ciele, by po przej�ciu wielu szczebli oczy�ci� si� ca�kowicie i powr�ci� do niebia�skiej ojczyzny. My�l jest pi�kna i prosta. Gdy jednak przyjdzie w duchu jej wskaza� rozwa�a� losy po�miertne duszy jakiego� cz�owieka, natychmiast powstaj� wielkie trudno�ci. We�my bowiem �ycie Poncjana! Gdy zajmowa� si� filozofi�, czyni� to z prawdziwym zapa�em. Nie szcz�dzi� czasu, wysi�k�w, pieni�dzy; dowodem cho�by jego biblioteka. Nie by�o to zreszt� tylko kolekcjonowanie ksi��ek, bo dzie�a Platona zna� doskonale, nie gorzej ode mnie. Potem wszak�e odszed� od filozofii; najpierw dla prawa, ostatnio za� dla Herennii. C� wi�c b�dzie si� dzia� z jego dusz�? Ilu� latami tu�aczek wok� grobu, ilu� nowymi wcieleniami � i w jakiej postaci? � zap�aci ona za brak wytrwa�o�ci i za uleg�e poddanie si� ��dzy?POGRZEB PONCJANA Lecz oto sta�o si� co�, czego nikt nie przewidywa�. Pudens wci�� wychowywa� si� w naszym domu. Nie przywdzia� jeszcze m�skiej togi i trzymany by� kr�tko. Wesp� z matk� dobra�em mu dobrych, surowych nauczycieli. Nalega�em na to bardzo ostro, poniewa� ju� przy pierwszej wizycie w tym domu zauwa�y�em, �e Pudens naprawd� zna tylko j�zyk punicki; grecki o tyle, o ile nauczy� si� go od matki, m�wi�c natomiast po �acinie wci�� dziwnie si� j�ka. Wszystko to pochodzi�o oczywi�cie st�d, �e dotychczas przebywa� najcz�ciej i najch�tniej w�r�d wiejskich prostak�w. Rzecz zrozumia�a, �e moje przestrogi i metody nie mog�y zjedna� mi �yczliwo�ci ch�opca. Gdybym to m�g� przewidzie�, na jakie k�opoty narazi mnie moja awersja do punickiego, a umi�owanie poprawnej �aciny! Pogrzeb Poncjana przygotowali�my jak najstaranniej, zachowuj�c wszystkie zwyczajowe ceremonie. Zw�oki wyniesiono w uroczystym pochodzie poza granice miasta, gdzie przy drodze wiod�cej na wsch�d, ku Leptis Magna, wznosi� si� okaza�y grobowiec rodzinny. Tam zatrzymali�my si� d�u�ej, by dokona� ostatnich obrz�dk�w. Nikt z nas, pogr��onych w smutku i �a�obie, nie dostrzeg�, �e Pudens znik� jako� bardzo rych�o. Ale gdy ju� pod wiecz�r wr�cili�my do miasta, na pr�no dobijali�my si� do bramy domu; by�a zamkni�ta na wszystkie zasuwy. Pudens siedzia� na dachu z gromad� sobie podobnych wyrostk�w i za nic nie chcia� nam otworzy�. Krzycza� na ca�y g�os, �e to jego dom; �e prawnie mu si� nale�y po �mierci brata; �e Poncjan sw�j maj�tek jemu tylko zapisa�, bo matka i tak jest bogata, ale my�my testament sfa�szowali; �e nie pozwoli, by matka oddawa�a ca�� fortun� obcemu przyb��dzie, Apulejuszowi, kt�ry j� op�ta� czarami. Od razu zbieg�y si� t�umy s�siad�w. Ludzie wrzeszczeli, �miali si�, jedni stawali po tej, drudzy po tamtej stronie. Nie wiem, jak by si� to wszystko sko�czy�o, gdyby nie kilku ros�ych parobk�w z naszej s�u�by. Przeszli oni przez dachy pobliskich dom�w na nasz dach i po t�giej bijatyce tamtych przep�dzili. Pudens natychmiast przeni�s� si� do swego stryja, Emiliana. Dotychczas prawie si� nie widywali. Emilian chyba nie bardzo nawet wiedzia�, jak wygl�da jego bratanek i na pewno nie pozna�by go na ulicy. Teraz dopiero w obu ozwa�a si� mi�o�� rodzinna. Rozumiem Pudensa. U nas re�im by� surowy. Musia� si� uczy�. Zabrania�em mu m�wi� po punicku, a jego �acin� poprawia�em niemal co s�owo. Ch�opiec widzia� we mnie tylko zgry�liwego profesora i ponurego po�eracza papirusowych zwoj�w, a nade wszystko podst�pnego czarownika, kt�ry ju� zabra� mu matk�, a zamierza te� zagarn�� ca�y maj�tek. Natomiast w domu Emiliana znalaz� absolutn� swobod�. Stryj da� mu tog� m�sk�, a wi�c formalnie go upe�noletni�. Posz�y w k�t ksi��ki i przegnano nauczycieli. Pudens ca�ymi dniami w��czy� si� z kole�kami po tawernach. By� wiecznie pijany i wci�� w towarzystwie dziewczyn lekkich obyczaj�w. Cz�sto odwiedza� te� szko�� gladiator�w; zna� po imieniu wszystkich tych morderc�w. Tak wi�c, powtarzam, Pudensa rozumiem. Ale jaki mia� w tym interes Emilian? Gdy mnie o to pytano, robi�em tajemnicz� min�, bezradnie rozk�ada�em r�ce, a potem zr�cznie sprowadza�em rozmow� na zagadnienia prawa spadkowego. Zapytywa�em, niby to sam w to nie wierz�c: � Czy to prawda, �e gdyby Pudens zmar� bez testamentu, jego maj�tek przypad�by stryjowi? Ale tamta strona te� nie pozosta�a d�u�na. Rozesz�y si� pog�oski, �e to ja pomog�em Poncjanowi przenie�� si� na tamten �wiat. Ca�e szcz�cie, �e zmar� nie w Oei! Ale i tak szeptano, �e go otru�em przy pomocy niewolnika; a jeszcze inni twierdzili, �e znam �mierciono�ne zakl�cia. I tutaj znowu na scenie pojawi� si� Rufinus z Herenni�.SPRAWA PEWNEJ STATUETKI Kt�rego� dnia Pudentilla wr�ci�a z miasta bardzo wzburzona i natychmiast kaza�a dziewczynie prosi� mnie do siebie. Cho� zwykle zachowywa�a a� przesadn� pow�ci�gliwo�� w ruchach i w s�owach, teraz, nie panuj�c nad sob�, zacz�a bez �adnych wst�p�w czyni� mi gwa�towne wyrzuty: � Czy wiesz, co ludzie m�wi� o tobie? Podobno masz w�r�d swoich ksi��ek statuetk� ko�ciotrupa! Opowiadaj�, �e odprawiasz przy niej magiczne obrz�dy, a ona jest ci pos�uszna jak niewolnik. Nawet �mier� mo�esz zes�a� przy jej pomocy, na kogo tylko zechcesz. M�wi�, �e tak pozby�e� si� Poncjana! Nie musisz si� broni�, nie pr�buj mnie przekonywa�. Ja sama dobrze wiem, �e to wszystko �garstwo i bzdura. Taka sama jak i to, �e si� zakocha�am w tobie, bo� mnie zniewoli� zakl�ciami i lubczykiem. Ale do�� ju� mam twoich tajemnic i ci�g�ego zamykania si� w bibliotece! Co ty tam w�a�ciwie ukrywasz? Co jest w tym lnianym zawini�tku przed o�tarzem b�stw domowych? Nie musz� opisywa�, jak straszliwie si� przerazi�em. Rzecz by�a powa�na i gro�na. Gdyby wytoczono mi spraw� s�dow� o praktyki magiczne � i to jakie praktyki! � utraci�bym nie tylko Pudentill�, nie tylko maj�tek, lecz nawet �ycie. Nie da�em jednak pozna� po sobie, �e serce z l�ku podchodzi mi do gard�a. Bez s�owa wskaza�em �onie drzwi do biblioteki. Weszli�my do sali obszernej, cienistej, ch�odnej, wype�nionej jak�e mi�ym mi delikatnym zapachem zwoj�w papirusowych. Na stole bia�a chusta przykrywa�a kilka przedmiot�w. Nie zdj��em jej ca�ej, lecz tylko lekko unios�em z jednej strony i wyci�gn��em statuetk�. � Oto ko�ciotrup � rzek�em sil�c si� na ton bagatelizuj�cej ironii. Figurka z ciemnego drzewa hebanowego przedstawia�a m�odzie�ca o g�stym, mi�kkim zaro�cie i o k�dzierzawych w�osach, niesfornie wybiegaj�cych spod kapelusza o szerokim rondzie; na ramionach narzucony mia� kr�tki p�aszczyk. By� to oczywi�cie b�g Merkury we w�asnej osobie; najwyra�niej wskazywa�y na to dwa male�kie skrzyde�ka, umieszczone tu� obok skroni. Ca�o�� zosta�a wykonana z cieniutkich deseczek hebanowych, kt�re mistrz sklei� i dopasowa� jak naj�ci�lej. Gdybym na w�asne oczy nie widzia� skrzynki, kt�r� rozbito, by uzyska� owe deseczki, przysi�ga�bym, i� rzecz wyrze�biono z jednego kawa�ka drewna. Mistrzem- wykonawc� by� oczywi�cie Saturnin. Skrzynk� dostarczy� Poncjan; jakim� sposobem wydosta� j� od pewnej damy, zgodnie z obietnic�, kt�r� z�o�y�, gdy�my wyszli z warsztatu rze�biarza. Saturnin najpierw wykona� dla mnie model kosmosu; gdy go przyni�s�, wywi�za�a si� owa ciekawa rozmowa o kierunkach obrotu wszech�wiata. Statuetk� otrzyma�em ode� nieco p�niej, ale jeszcze przed moim ma��e�stwem z Pudentill�. Do tej figurki modli�em si� w dniach �wi�tecznych. Sk�ada�em przed ni� ofiary z kadzide� i z wina, a czasem i krwawe. Kto� ze s�u�by musia� to podpatrze�. Widzia� jednak lub opowiedzia� niedok�adnie, skoro z powabnego m�odzie�ca uczyni� ponur� podobizn� ko�ciotrupa. A mo�e �r�d�o owego k�amstwa jest jeszcze inne? Niespodziewanie, chyba za spraw� samego Merkurego, dozna�em ol�nienia. Przecie�, gdy�my z Poncjanem opu�cili warsztat Saturnina, w w�skiej uliczce zast�pi� nam drog� Rufin. Powiedzia�em mu dla �artu, �e w�a�nie zam�wili�my statuetk� ko�ciotrupa. Rufin uwierzy� i sam nawet jeszcze co� tam wyk�ada� o pier�cieniu, na kt�rym wyryty jest lew bezg�owy nad szkieletem. Wszystko wi�c sta�o si� jasne. Kto�, zapewne Pudens, opowiada�, �e sk�adam ofiary figurce z drzewa, natomiast Rufin doda�, i� chodzi o wyobra�enie ko�ciotrupa. Czyli, wniosek niechybny, ci dwaj ju� si� pokumali. Je�li tak, to jak�� rol� w tym przymierzu odegra te� Herennia. I w�a�nie w tej�e chwili Pudentilla, jakby sz�a trop w trop za biegiem mych nie wypowiadanych my�li, powiedzia�a z nowym atakiem w�ciek�o�ci:� Z tym szkieletem w porz�dku, to zwyk�e oszczerstwo, ani przez moment w to nie wierzy�am. Ale o czym ci jeszcze nie m�wi�am, a co mnie boli stokro� bardziej, bo to prawda: Rufin chce koniecznie wyda� Herenni� za Pudensa! Pomy�l, brat ma po�lubia� wdow� po bracie! I to o tyle starsz� od siebie! Nigdy tego nie przebolej�! A potem doda�a z i�cie kobiec� bezwzgl�dno�ci� w g�osie: � Herennia jest przekle�stwem naszego domu. �a�uj�, �e naprawd� nie masz ko�ciotrupa. Sama bym mu co� ofiarowa�a. A te inne rzeczy pod chust� na nic si� nie zdadz�? Wyja�ni�em, �e to tylko symbole wtajemnicze� w misteria Dionizosa. Zrozumia�a od razu, o jakie to chodzi symbole, tote� przez skromno�� niewie�ci� ju� si� nie domaga�a, bym je pokaza�. Gdy Pudentilla wysz�a z biblioteki, pieczo�owicie owin��em Merkurego chust�. Ze smutkiem, ale i nie bez pewnej z�o�liwo�ci duma�em, jak to upada znajomo�� spraw bo�ych nawet u pa� tak wykszta�conych, jak� niew�tpliwie jest moja �ona. Patrz� na Merkurego i widz� w nim tylko uroczego m�odzie�ca, pos�a�ca bog�w i ludzi, opiekuna uczni�w, poet�w, filozof�w. A przecie� wszyscy powinni by wiedzie�, �e ten�e sam Merkury odbiera od niepami�tnych czas�w wielk� cze�� w Egipcie jako b�g Tot, przedstawiany z dziobem ibisa, pan wszelkiej wiedzy tajemnej. Po c� zreszt� si�ga� a� do egipskich wierze�? Hermes, a wi�c nasz Merkury, prowadzi dusze zmar�ych do krainy podziemnej ju� w Odysei Homera. I on te� mo�e stamt�d je przywie��, ka�demu na us�ugi, kto tylko zna odpowiednie zakl�cia. GDYBYM ZNA� ZAKL�CIA Pudentilla oczywi�cie nie wiedzia�a wszystkiego. Ko�ciotrupa nie mia�em, to prawda. Zakl�� rzeczywi�cie skutecznych te� nie zna�em. Zbiera�em wszak�e, gdzie i jak tylko mog�em, formu�ki i modlitwy zawieraj�ce mnogo�� dziwnych wyraz�w z r�nych j�zyk�w: z egipskiego i greckiego, z hebrajskiego i perskiego. Studiowa�em prastare ksi�gi, wywiadywa�em si� u przyjaci�, mia�em nawet pewne kontakty z tajnymi bractwami. Czyni�em to wy��cznie z umi�owania wiedzy, bez �adnych my�li o korzy�ciach osobistych. A ju� z ca�� pewno�ci� nie dzia�a�bym na czyj�kolwiek szkod�. Owszem, ch�tnie bym wywo�ywa� duchy. Po to wszak�e, by si� od nich wywiedzie�, jak to naprawd� jest po tamtej stronie, w �wiecie zmar�ych: czy bytuj� oni w podziemiach, czy te� w�r�d nas w powietrzu, czy w dalekiej krainie za Oceanem, gdzie s�o�ce zachodzi, czy wreszcie w�r�d g�r i r�wnin ksi�yca. Bo nie ma co do tego zgody ani w�r�d filozof�w, ani w�r�d prostego ludu. Ch�tnie te�, gdybym zna� odpowiednie zakl�cia, wcieli�bym si� lub przemieni�, oczywi�cie na kr�tko, w inn� istot�. Na przyk�ad w wielk� ryb�, aby na w�asne oczy ujrze� g��biny morskie. C� to za �wiat niezwyk�y musi si� kry� pod faluj�c� powierzchni� sinego przestworu! Nawet naj�mielsi nurkowie nie zapuszczaj� si� g��biej ni� kilkana�cie st�p, i to tu� przy brzegu. Nawet najwi�ksze sieci rybackie te� nie si�gaj� g��biej. A przecie� tam, na samym dnie, mog� istnie� i rozkwita� wielkie kultury, ogromne miasta, mo�ne pa�stwa, stworzone przez istoty, kt�rych kszta�ty i obyczaje s� dla nas po prostu niewyobra�alne. Mog� to by� jakie� ryby potworowate, kraby lub rozgwiazdy, ma��e lub �limaki. Fale morskie wyrzucaj� na brzeg najprzer�niejsze stwory. Fascynowa�y mnie od lat ch�opi�cych. Sam je zbiera�em, chodz�c po wybrze�u, a tak�e skupywa�em co ciekawsze okazy, dobrze p�ac�c rybakom i ch�opcom. Lecz wszystkie one, cho� tak zdumiewaj�co r�nobarwne i r�nokszta�tne, niewiele m�wi� o �yciu g��bin prawdziwych. Maj� si� bowiem tak do niego, jak ptaki w powietrzu do �ycia na powierzchni ziemi. I je�li jaka� istota znajduj�ca si� na kt�rej� ze sfer niebia�kich chwyta przypadkowo or�y lub soko�y, porwane w g�r� przez burz� lub huragan, tego za�, co ni�ej, nie widzi, bo przes�aniaj� chmury, mg�y, kurz i opary, jak�e� ma�o wie o bogactwie form naszej egzystencji!A je�li ju� wspomnia�em o ptakach: w�a�nie w ptaka najch�tniej bym si� przemieni�. Swobodnie szybowa�bym ku chmurom i jeszcze ponad chmury. Polecia�bym ku najodleglejszym krainom, ponad g�ry i morza, ponad pustynie i puszcze. Pozna�bym ludy, o kt�rych u nas kr��� tylko g�uche wie�ci. Podziwia�bym cuda natury. By�bym wolny, pokona�bym przestrze�! My�l�, �e nie tylko ja �ywi� w skryto�ci takie marzenia � przyznaj�, niezbyt godne filozofa. S�dz� te�, �e ludzko�� nigdy z nich nie zrezygnuje � jak d�ugo ptaki b�d� chy�o �miga� nad nami, przykutymi do ziemi. W�a�nie tu, w Oei, pozna�em cz�owieka, kt�ry przysi�ga�, �e ma recept� na przeistoczenie si� w ptaka i �e mo�e mi to zademonstrowa�, je�li tylko pokryj� koszty. Nazywa� si� Kwincjan. Mieszka� w domu niejakiego Krassusa; by� to ten sam Krassus, o kt�rym wspomnia� mi kiedy� Rufin, �e co roku sp�dza kilka miesi�cy w Aleksandrii; i teraz tam bawi�. Pewnego wieczoru zamkn�li�my si� w tym domu. Gdy zapad�a noc, Kwincjan przy �wietle �uczywa z�o�y� tajnemu b�stwu ofiary z r�nych rodzaj�w ptactwa; kupi� je oczywi�cie za moje pieni�dze. On te�, mistrz ceremonii, odmawia� zakl�cia nad kocio�kiem, w kt�rym warzy� cuchn�cy p�yn: krew ptak�w z dodatkiem przedziwnych ingrediencji (i na to wy�o�y�em troch� denar�w). Oczywi�cie nie �udzi�em si� ani przez moment; przewidywa�em, �e ma�� spowoduje tylko zaczerwienienie sk�ry, pi�ra Kwincjanowi nie wyrosn�. By� to niew�tpliwie najzwyklejszy oszust. Dowiedzia� si� sk�d� o moich zainteresowaniach i chcia� wyci�gn�� ode mnie nieco grosza. Ch�tnie si� na to godzi�em, bo zabawa by�a wy�mienita. Kwincjan z talentem odgrywa� rol� maga, ja za� robi�em min� bardzo powa�n�, cho� z trudem �miech powstrzymywa�em. Przypomnia�a mi si� bowiem zabawna nowelka grecka o pewnym m�odzie�cu, kt�ry pragn�� sta� si� ptakiem, lecz skutkiem przypadkowej zamiany ma�ci przybra� posta� � os�a. Ale do ostatecznej pr�by nie dosz�o. Mieli�my bowiem powt�rzy� jeszcze ceremoni� przy �wietle ksi�yca; dopiero w�wczas ma�� nabra�aby mocy � a Kwincjan by czmychn��. Mia� jednak szcz�cie. Rankiem po owej pierwszej nocy Krassus niespodziewanie zawita� do Oei. W domu zasta� okopcone �ciany i fruwaj�ce ptasie pi�ra. Kl��, �e mieszkanie zniszczone. Od dozoruj�cego niewolnika dowiedzia� si�, �e i ja tam by�em. Zacz�� wi�c rozpowiada� po ca�ym mie�cie, �e w jego domu odprawia si� czary. Wola�em, p�ki czas, wycofa� si� z ca�ej sprawy. WILKO�AKI Kr��� w�r�d ludu niby to groz� budz�ce, a w istocie �mieszne bajdy o ludziach przemieniaj�cych si� w zwierz�ta. Najucieszniej pokpiwa sobie z tych niesamowitych historyjek m�j ulubiony autor, Petroniusz; ten, kt�ry nale�a� do ulubie�c�w Nerona, lecz z jego rozkazu musia� pope�ni� samob�jstwo. Ot� jedna z os�b w jego satyrycznej powie�ci tak wspomina przygod�, kt�ra rzekomo naprawd� si� przydarzy�a: Nasz pan w�a�nie wybra� si� do Kapui, �eby co� tam za�atwi�. Nam�wi�em go�cia, co wtedy mieszka� u nas, �eby poszed� ze mn� do pi�tego kamienia milowego; bom mia� tam dalej przyjaci�k�, Melissa si� nazywa�a. �o�nierz to by� mocny jak �mier�. Ruszyli�my noc�, o pianiu kogut�w. Ksi�yc �wieci�, jasno by�o jak w po�udnie. Szli�my ju� drog� mi�dzy grobowcami. Tam m�j kompan zatrzyma� si� dla potrzeby pod grobowcem, a ja tymczasem siedz� i p�yty licz�. Kiedym si� ogl�dn��, tamten ju� si� rozdzia� do naga, a jego ubranie le�a�o ko�o drogi. Dusza do nosa mi wlaz�a. Jak trup sta�em. A on obsiusia� swoje szatki naoko�o i nagle w wilka si� przemieni�! Nie my�lcie, �e to �arty. Nie sk�ama�bym za �adne skarby na �wiecie! Ale, co zacz��em m�wi�, kiedy tamten w wilka si� przemieni�, zawy� i do lasu uciek�. Z pocz�tku sam nie wiedzia�em, gdzie jestem. Po chwilce podszed�em, �eby wzi�� jego ubranie. A ono ju� skamienia�o! Chyba mia�bym prawo umrze� ze strachu. Miecz wy-ci�gn��em i siek�em nocne cienie na wszystkie strony, p�kim nie dolaz� do domu przyjaci�ki. Jak mara wszed�em. Ducham prawie wyzion��, pot la� mi si� z ty�ka, oczy mia�em jak u trupa. A kiedym ledwo, ledwo do siebie wr�ci�, Melissa zacz�a si� dziwi�, �e chadzam o takiej porze, i m�wi: � �eby� przynajmniej przyszed� troch� wcze�niej, toby� nam pom�g�. Wilk wpad� do naszego obej�cia i wszystkiemu byd�u upu�ci� krwi jak rze�nik. Ale i tak za swoje dosta�, cho� uciek�, bo s�u��cy przeszy� mu kark dzid�. Kiedym to us�ysza�, oczu ju� nie zamkn��em. Przy jasnym dniu uciek�em do domu mojego pana. Doszed�em do miejsca, gdzie le�a�o skamienia�e ubranie, ale niczego ju� nie znalaz�em, tylko krwi troch�. A kiedym wreszcie trafi� do domu, m�j �o�nierz le�a� w ��ku jak w�, a jego kark lekarz opatrywa�. Wtedym zrozumia�, �e to wilko�ak. Odt�d nie mog�em ju� dzieli� z nim chleba. Nie zrobi�bym tego, nawet �eby mia� mnie kto� zar�n��! Tyle �w bajarz u Petroniusza. Dziwi si� kto� mo�e, i� pracuj�c nad powa�nym dzie�em o Platonie przypominam sobie w�a�nie tego rodzaju ucieszne opowiastki. Ot� na swoje usprawiedliwienie musz� wskaza�, �e opowiadania o wilko�akach s� bardzo stare i spotykane chyba we wszystkich krajach. Tak�e i w Grecji, i to w po��czeniu z pewnym pradawnym kultem religijnym: Na Peloponezie, w Arkadii, znajduje si� �wi�tynia Zeusa Likajosa, czyli Wilczego. Niegdy� jeden z mitycznych w�adc�w zabi� mu dziecko w ofierze; natychmiast przeistoczy� si� w wilka. Powiadaj�, �e i p�niej zdarza�y si� tam podobne wypadki, je�li kto� cho�by przypadkiem spo�y� nieco mi�sa ofiarnego, przemieszanego z ludzkim. Platon zna� t� dziwn� legend�. Rzecz ciekawa: w�a�nie od niej wychodzi, gdy w �smej ksi�dze Pa�stwa przyst�puje do charakteryzowania tyrana. DROGA TYRANA W jaki� to spos�b, zapytuje Platon ustami Adejmanta i Sokratesa, zwyk�y polityk staje si� tyranem? Odpowied�, bardzo obrazowa, brzmi: post�puj�c jak cz�owiek, kt�ry przy o�tarzu Zeusa Likajosa spo�y� mi�so ofiarne przemieszane z ludzkim i dlatego musi przemieni� si� w wilka. Streszcz� t� parti� dialogu uwypuklaj�c punkty, kt�re wydaj� mi si� najistotniejsze. W jakim� pa�stwie dzia�a polityk, kt�remu lud ufa, bo istotnie wiele zrobi� dla ludu. On jednak nie poprzestaje na tym i coraz �mielej prowadzi gr� podw�jn�. Pragnie ca�ej w�adzy. Swoich przeciwnik�w fa�szywie oskar�a jako wrog�w ludu, ale oszukuje te� najszersze masy w�asnych stronnik�w. C� bowiem im obiecuje? Najcz�ciej rzuca demagogiczne has�a ca�kowitego umorzenia d�ug�w oraz nowego podzia�u ziemi. A gdy wreszcie uchwyci t� rzeczywist� i niepodzieln� w�adz� w pa�stwie, wszystko jedno jakim sposobem, co b�dzie jego pierwszym posuni�ciem? Zorganizuje stra� przyboczn�; oczywi�cie stanie si� to za zgod� ludu, bo przecie� �w polityk w�ada dla jego dobra. Pocz�tkowo rz�dy bywaj� stosunkowo �agodne i wyrozumia�e. Nowy pan spe�nia cz�� swych przyrzecze�. Jest zawsze u�miechni�ty i �yczliwy, a wci�� utrzymuje, �e prowadzona przeze� polityka nie ma nic wsp�lnego z tyrani�. Natomiast od pierwszych dni dok�ada stara�, by nieustannie grozi�a lub trwa�a jaka� wojna. Rozumie bowiem doskonale, �e zagro�enie z zewn�trz nie tylko umacnia jego w�adz�, lecz nawet czyni j� niezb�dn�. Naturalna to kolej rzeczy, �e z biegiem czasu pojawiaj� si� knowania i akty wrogo�ci przeciw tyranowi. I to zar�wno ze strony dawnych przeciwnik�w, jak i najbli�szych przyjaci�. Spo�r�d tych ostatnich niekt�rzy, posiadaj�cy najwi�cej odwagi cywilnej, �mia�o krytykuj� pewne posuni�cia w jego obecno�ci. Tyran s�ucha tego najpierw niecierpliwie, potem niech�tnie, a wreszcie podejrzliwie i z obaw�: czy za tym co� si� nie kryje? Na wszelki wypadekrozprawia si� ze �mia�kiem, w ten lub w inny spos�b. A skoro raz usunie ze swego otoczenia kogo� warto�ciowego, nieuchronna logika wewn�trzna sytuacji i wydarze� zmusza go do coraz cz�stszego pozbywania si� w�a�nie tych wsp�pracownik�w, kt�rzy rzeczywi�cie co� reprezentowali, intelektualnie i moralnie. Pozostaj� u jego boku osobnicy wyzuci z wszelkich walor�w, zw�aszcza etycznych: karierowicze, cwaniacy, mali spryciarze. Tak wi�c w tyra�skim systemie rz�d�w trwa bez przerwy konsekwentny proces oczyszczania elity w�adzy; oczyszczania w�a�nie z ludzi najwarto�ciowszych. Despota sam skazuje si� na bytowanie w�r�d coraz to podlejszych kreatur, a zarazem oddaje im w�adz� nad poddanymi. R�wnocze�nie wci�� rozbudowuje swoj� stra�, bo przecie� nikogo nie mo�e by� pewien. Rekrutuje do niej ludzi obcego pochodzenia lub niedawnych niewolnik�w, w przekonaniu, �e b�d� oni lojalni w ka�dej sytuacji, bo spo�ecze�stwo ich nienawidzi. Zbrojenia, wojny, rozrost stra�y, nagrody dla przyjaci�, wszystko to ogromnie obci��a skarb pa�stwa. Trzeba szuka� dodatkowych �r�de� dochodu. Rosn� podatki, a z nimi wzburzenie ludno�ci, a wi�c i represje ze strony tyrana. Co znowu powoduje, �e tyran musi rozbudowywa� wojsko i stra�, a wi�c nak�ada� nowe podatki... Zapewne nieco przejaskrawi�em my�li Plato�skie. Z drugiej wszak�e strony uwydatni�em to, co w nich chyba najciekawsze: nieuchronno�� �wilczenia� w�adzy jednostki, to jest wyradzanie si� jej w rz�dy najpodlejszych, a tak�e nieuchronno�� pog��biania si� przepa�ci pomi�dzy tyranem a spo�ecze�stwem. TYRANI I POECI Ca�y �w wyw�d Platona wydaje si� bardzo logiczny i przekonywaj�cy. Ale przecie� mo�liwa jest tak�e inna sytuacja i sam Platon dobrze o tym wiedzia�: W�adz� tyra�sk� obejmuje filozof. Decyduje si� na to, poniewa� zdaje sobie spraw�, �e pa�stwo, w kt�rym �yje, nieuchronnie zmierza ku katastrofie; niszczy je bowiem bezprawie i g�upota polityk�w. Aby uzdrowi� spo�ecze�stwo, filozof-tyran musi oczywi�cie sprawowa� rz�dy tward� r�k�. Nigdy jednak, ani na moment, nie traci z oczu swego zasadniczego celu; jest nim wprowadzenie trwa�ego �adu i sprawiedliwo�ci, czyli ustanowienie ustroju doskona�ego. Wszelako dla realizacji szczytnych zamierze� trzeba niekiedy stosowa� metody tyra�skie. W�a�nie m�drzec najlepiej zna u�omno�� ludzkiej natury. Wie doskonale, �e wi�kszo�� obywateli musi traktowa� jak dzieci, albowiem s� jeszcze niedojrzali, intelektualnie i etycznie; nie umiej� nawet wsp�y� ze sob�. Nale�y wi�c uczy� ich i kara�, wychowywa� i kszta�towa�, aby si� rozwin�li i usamodzielnili. Oczywi�cie nie dzia�a sam. Dobiera wsp�pracownik�w z ludzi sobie podobnych. S� oni uczciwi, roztropni i pryncypialni; wiedz�, w jakim kierunku pa�stwo ma si� rozwija�, tote� konsekwentnie wcielaj� w �ycie idea� ustrojowy, kt�ry uznaj� za dobro najwy�sze. Ca�a koncepcja Pa�stwa, g��wnego dzie�a Platona, opiera si� w�a�nie na tym za�o�eniu: w�adza filozofa-tyrana. A w ilu� to miejscach wypowiadana jest tam my�l, w spos�b mniej lub bardziej zawoalowany, �e w pa�stwie doskona�ym nieraz trzeba b�dzie u�y� �rodk�w drastycznych, by odpowiednio uformowa� spo�ecze�stwo! Wspomnia�em ju�, �e Platon dopuszcza stosowanie przez rz�dz�cych � oczywi�cie dla dobra rz�dzonych � chwytu tak ohydnego i znieprawiaj�cego, jakim jest �wiadome k�amstwo. Za��my wszak�e, �e tyranem, jak to zreszt� dzieje si� zwykle, zostaje cz�owiek bezwzgl�dny i zbrodniczy, dla kt�rego jedynym i ostatecznym celem wszystkich wysi�k�w nie jest doskonalenie ustroju, lecz po prostu w�adza. Ale przecie� i on, gdy stanie ju� u szczytu swych d��e�, m�g�by si� zmieni�. Historyk z pewno�ci� bez trudu przytoczy�by wiele przyk�ad�w. Ilu� to polityk�w pi�o si� w g�r� po trupach, ale uj�wszy ster rz�d�w w swe r�ce rz�dzi�o sprawiedliwie, a nawet wspania�omy�lnie!Dalej. Czy stosunki musz� rzeczywi�cie i zawsze uk�ada� si� w ten spos�b, �e tyran usuwa i niszczy wszystkie warto�ciowe jednostki ze swego otoczenia? Przecie� z pewno�ci� bywa te� inaczej. Doradcy mog� wywiera� ogromny wp�yw na despot�; powstrzymuj� jego krwio�ercze zap�dy; wskazuj� mu skuteczne, a ludzkie metody dzia�ania; stopniowo rozszerzaj� jego horyzonty my�lowe. W kr�tkim wierszu uj�� to kt�ry� z tragik�w ate�skich, Eurypides lub Sofokles: �Tyrani sami staj� si� m�drzy, gdy obcuj� z m�drymi�. I oto � rzecz zaskakuj�ca! Platon przynajmniej dwa razy przytacza to zdanie w swych dzie�ach, ale tylko w tym celu, by zjadliwie je krytykowa�. Po raz pierwszy atakuje t� wypowied�, i to do�� obszernie, w dialogu Teages. Po raz drugi w �smej ksi�dze Pa�stwa; kr�cej, lecz r�wnie ostro. Przytacza cytowany wiersz, potem za� m�wi o poetach, autorach takich w�a�nie ,,m�dro�ci�: Chodz� po r�nych miastach. Zbieraj� wok� siebie t�umy. Sprzedaj� swoje g�osy � pi�kne, dono�ne, przekonywaj�ce � i ci�gn� ustroje pa�stw ku tyranii lub ku demokracji. W zamian otrzymuj� wynagrodzenie i cze��; najwi�cej, rzecz prosta, od tyran�w, mniej za� od demokracji. Po czym dodaje z�o�liwie, �e w lepszych ustrojach owa cze�� poet�w musi upada�, jakby tchu jej brak�o i nie mia�a si� pi�� si� ku g�rze. Platon nie tylko tu daje wyraz swej niech�ci i pogardzie dla poet�w; o tym ju� m�wi�em. W tym miejscu, w ksi�dze �smej, jest to tylko dygresja. Wa�na jednak, bo zjadliwo�� ataku ma w tym zwi�zku pewne uzasadnienie. Przynajmniej tak podejrzewam. Bowiem i on, Platon, pob��dzi�. On r�wnie� chcia� uczyni� z tyrana m�drca. Wszelako, nim przedstawi� t� przedziwn� histori�, wypada mi dla porz�dku powr�ci� do wypadk�w po �mierci Sokratesa. Co czyni� w�wczas Platon? PLATON W MEGARZE Czytelnik listu si�dmego musi odnie�� wra�enie, �e natychmiast po procesie i �mierci Sokratesa Platon, wstrz��ni�ty, zra�ony do Aten, do g��bi oburzony na swych rodak�w, uda� si� w dalek� podr�, niemal na kra�ce �wiata zamieszkanego przez Hellen�w. Autor bowiem listu pisze bezpo�rednio po gwa�townym ataku na ca�o�� �ycia politycznego w swej ojczy�nie: �Takie to maj�c pogl�dy przyby�em do Italii i na Sycyli� � gdy przyby�em tam po raz pierwszy.� Podr� w odleg�e strony by�aby, jak uwa�am, zrozumia�a i usprawiedliwiona. Ucze� pragnie uciec jak najdalej od miejsc, z kt�rymi ��czy si� bolesne wspomnienie �mierci mistrza; a tak�e od ludzi, kt�rych uznaje za zwyk�ych morderc�w. Wyb�r za� celu podr�y budzi�by m�j szacunek dla m�odego filozofa. Oto zjawia si� na Sycylii, gdzie toczy� si� wtedy �miertelny b�j Hellen�w z ich odwiecznymi wrogami, z Kartagi�czykami. Gardz�c zgni�ym ustrojem i ma�ymi politykami swej ojczyzny Platon spieszy pozna� pa�stwo, kt�rego m�ody w�adca buduje niemal od podstaw nowy porz�dek spo�eczny. My�l� o Dionizjosie. Jednak�e wszystkie tego rodzaju wnioski by�yby zupe�nie b��dne. Albowiem list si�dmy pomija, niew�tpliwie w spos�b zamierzony, d�ugi i wa�ny okres �ycia Platona. Okres dziesi�ciu lat, jaki min�� od �mierci Sokratesa, nim jego ucze� rzeczywi�cie uda� si� do Italii i na Sycyli�. Co porabia� w tym czasie, wiadomo, cho� tylko og�lnie, ze wzmianek u r�nych autor�w. Zaraz po zgonie mistrza Platon wraz z grupk� swych przyjaci� wyjecha� na pewien czas z Aten. Niezbyt wszak�e daleko, bo tylko do Megary, a wi�c do miasta, kt�re graniczy z Attyk�. Powodem wyjazdu by�y na pewno b�l i uraza, ale mo�e i l�k przed prze�ladowaniem.Mog�o przecie� si� zdarzy�, �e kto� pozwa�by przed s�d uczni�w rzekomego bezbo�nika. Platon, tak bliski krewny Kritiasa i Charmidesa, znienawidzonych przez demokrat�w, by�by z pewno�ci� jedn� z pierwszych ofiar! Megar� wybrano nieprzypadkowo. Znajdowa� si� tam go�cinny dom Euklejdesa. By� to starszy ju� cz�owiek, filozof, jeden z pierwszych przyjaci� Sokratesa, towarzysz�cy mu nawet w ostatnich chwilach jego �ycia. NAUKI EUKLEJDESA Pogl�dy filozoficzne Euklejdesa stanowi�y po��czenie Sokratesowych zainteresowa� etyk� oraz metafizycznych koncepcji Parmenidesa, wielkiego my�liciela z miasta Elea w Italii. Euklejdes wi�c naucza�: Prawdziwie istnieje tylko jeden Byt, wieczny i niezmienny; jest nim Dobro; zwie si� go jednak r�nie: Bogiem, Rozumem lub jeszcze inaczej. Tak samo zreszt� nie ca�kowicie oryginalny by� spos�b, w jaki Euklejdes i jego uczniowie dowodzili s�uszno�ci powy�szych za�o�e�. Nie podawali bowiem systematycznego wyk�adu, lecz argumentowali przy pomocy pyta� i odpowiedzi. Czyli pos�ugiwali si� dialogiem, ulubion� metod� Sokratesa i sofist�w. Szko�a Euklejdesa specjalizowa�a si� r�wnie� w obmy�laniu pu�apek logicznych: K�amca twierdzi, �e k�amie; a wi�c k�ami�c m�wi prawd�. Jedno ziarno nie czyni stosu; tak�e nie czyni� go dwa, trzy, cztery; ilu wi�c ziarn trzeba, by mo�na m�wi� o stosie? Euklejdes nie tylko naucza� �ywym s�owem, lecz tak�e pisa�; a dzie�ka jego mia�y w�a�nie form� dialog�w. Zetkni�cie ze �rodowiskiem filozof�w megaryjskich nie mog�o pozosta� bez wp�ywu na m�odego Platona. Kto wie, czy w�a�nie tam i wtedy nie powsta�a w nim my�l, by prezentowa� swoje pogl�dy dialogicznie, wprowadzaj�c przy tym jako g��wnego rozm�wc� Sokratesa. By� to spos�b, by z�o�y� ho�d pami�ci mistrza, a zarazem s�aw� jego imienia u�wietni� w�asne koncepcje. Przyjd�, by� mo�e, kiedy� czasy, kt�re taki pomys� uznaj� za zbyt �mia�y, a nawet nieodpowiedni; b�dzie si� wtedy twierdzi�, �e nie wypada przypisywa� zmar�emu cz�owiekowi s��w, kt�rych on nigdy nie wypowiedzia�. Ja jednak, zgodnie z tradycj� naszej przesz�o�ci, patrz� na t� rzecz inaczej. S�dz�, �e godzi si�, a czasem nawet nale�y, korzysta� z autorytetu wielkich os�b, kt�re ju� odesz�y, by g�osi� przez ich usta nowe prawdy. Twierdz� nawet, �e przynosi to korzy�� obu stronom: niejako wskrzesza i o�ywia zmar�ych, nowym za� ideom u�atwia wej�cie w �wiat. Przypuszczam zreszt�, �e Platon by� g��boko przekonany, i� jego teorie s� tylko rozwini�ciem nauk mistrza. Dialog, jako odr�bny rodzaj literacki, oczywi�cie, nie by� wynalazkiem Euklejdesa. R�ni tw�rcy, zw�aszcza sofi�ci, dzia�aj�cy w wielu miastach Hellady, zacz�li wprowadza� go ju� wcze�niej. Z natury rzeczy w form� dialogu by�y uj�te r�wnie� du�e partie dzie� dramatycznych, a wi�c tragedii i komedii. Wspomina�em ju�, �e Platon w m�odo�ci pisywa� tragedie, zapewne pod wp�ywem Kritiasa. Jednak�e wszystkie te utwory zniszczy�, gdy bli�ej pozna� Sokratesa; widocznie wyda�y mu si� b�ahe, a nawet szkodliwe, bo odwodz�ce od poszukiwania prawdziwej m�dro�ci. Obecnie wszak�e tamte zami�owania od�y�y, aby s�u�y� filozofii. W moim odczuciu talent pisarski Platona polega g��wnie na tym, �e tak umiej�tnie ��czy w ramach jednego utworu kilka r�nych element�w: naturaln� sceneri�, dramatyzm swobodnej rozmowy, filozoficzn� problematyk�; postaci za� s� osobami �ywymi, a nie tylko g�osicielami pewnych pogl�d�w. W ci�gu kilku lat po �mierci Sokratesa powsta�o wiele dialog�w Platona. Do ich liczby w��czy� te� trzeba Apologi�, kt�ra ma kszta�t mowy obro�czej, wyg�oszonej przed s�dem rzekomo przez samego Sokratesa. Dwa dialogi, Eutyfron i Kriton, dotycz� wypadk�w zwi�zanych z procesem m�drca. T�em innych s� lata znacznie wcze�niejsze. Jeden z nich, Charmides, po�wi�cony jest pami�ci wuja Platona; fragmenty ze� przytoczy�em ju� poprzednio.Inny � p�niej sta� si� pierwsz� ksi�g� wi�kszego dzie�a, a mianowicie Pa�stwa � przedstawia Sokratesa i braci Platona w go�cinie u Kefalosa, gdy w Pireusie �wi�cono nocne uroczysto�ci ku czci trackiej bogini. A jeszcze inne dialogi, jak Protagoras, Gorgiasz, Hippiasz, wprowadzaj� do rozmowy wielkich sofist�w. Dorobek to imponuj�cy, jak na okres stosunkowo kr�tki. Nale�y przy tym pami�ta�, �e Platon nie m�g� odda� si� dzia�alno�ci wy��cznie pisarskiej. W Megarze bowiem bawi� nied�ugo. Powr�ci� do ojczyzny i wnet zosta� poci�gni�ty do s�u�by wojskowej. Wzi�� udzia� w wojnie, kt�r� Ateny toczy�y wtedy przeciw Sparcie. Bra� udzia� w dw�ch lub w trzech kampaniach, i to nawet poza granicami kraju; nale�a� bowiem do tych rocznik�w m�odych m�czyzn, kt�re powo�ywano na tego rodzaju wyprawy. Dopiero potem wyjecha� w podr�, rzeczywi�cie dalek�. Nie na zach�d wszak�e, jak by wynika�o z listu si�dmego, lecz na po�udnie, do Egiptu! Tajemnicza to podr� i niewiele o niej wiadomo. Niekt�rzy nawet twierdz�, �e to legenda i �e Platon nigdy nie zwiedza� kraju nad Nilem. Jestem innego zdania. S�dz�, �e Platon odby� do Egiptu jakby pielgrzymk� �ladami Pitagorasa. Dlatego w�a�nie r�wnie� ja pragn� si� tam uda�, by zaczerpn�� tajemnej wiedzy u samego jej �r�d�a; tam, gdzie pobierali nauki owi dwaj boscy mistrzowie. Platon wyjecha� do krain Zachodu dopiero po peregrynacji egipskiej, mniej wi�cej w dziesi�� lat po �mierci Sokratesa. W tym miejscu powracam do w�tku, kt�ry musia�em przerwa�. Stwierdzi�em bowiem, �e nawet Platon pob��dzi�: wzorem niekt�rych poet�w, a mo�e po prostu traktuj�c powa�nie w�asne filozoficzne marzenia (by nie rzec mrzonki) powzi�� zamiar uczynienia z tyrana m�drca. Sta�o si� to na Sycylii, gdzie wschodzi�a w�wczas nowa gwiazda Hellady. KARIERA DIONIZJOSA Przewertowa�em wiele uczonych ksi�g, ile tylko zdo�a�em ich zebra� w Oei, nie zdo�a�em jednak dok�adnie ustali�, w kt�rym roku urodzi� si� Dionizjos. Pewne jest, �e nale�a� niemal do r�wie�nik�w Platona, by� bowiem tylko niewiele ode� starszy. Obaj wi�c przyszli na �wiat mniej wi�cej w tych samych latach; ich ojczyzny by�y odleg�e od siebie, nale�a�y jednak w�wczas do najbogatszych i najludniejszych miast helle�skich. Obaj wyro�li wysoko ponad swoich wsp�czesnych i zdobyli nie�mierteln� s�aw�, cho� w r�ny spos�b i w odmiennych dziedzinach. Jeden zawdzi�cza� j� genialnym uzdolnieniom teoretycznym i pisarskim; drugi natomiast zalicza� si� do najwybitniejszych ludzi czynu, jakich kiedykolwiek wyda�a Grecja. Ci dwaj zetkn�li si� ze sob� bezpo�rednio. O�mieli�bym si� twierdzi�, �e zetkni�cie to, cho� pozornie kr�tkotrwa�e i bezowocne, ma swoje znaczenie, i to bardzo donios�e; a ponad wszelk� w�tpliwo�� mia�o je dla Platona. O sytuacji politycznej w Atenach, kt�ra tak zdecydowanie kszta�towa�a �ycie i pogl�dy Platona, powiedzia�em ju� sporo. Wypada wi�c obecnie przypomnie� dramatyczne wydarzenia, kt�re rozgrywa�y si� na Sycylii, bo tylko na ich tle mo�na zrozumie� karier� i dzia�alno�� Dionizjosa. Zauwa�y�em zreszt�, �e nawet wielu ludzi uczonych i bieg�ych w historii ma raczej mgliste wyobra�enia o dziejach Sycylii w tym okresie, cho� wywar�y one nie mniejszy wp�yw na losy naszego �wiata ni� to, co dzia�o si� wsp�cze�nie w Grecji w�a�ciwej. Tote� zastanawiam si� nieraz, czemu to zawdzi�czaj� pewne kraje i wypadki swoje uprzywilejowane miejsce w ludzkiej pami�ci; i dochodz� do wniosku, �e decyduj� o tym podr�czniki szkolne oraz utwory literackie. Sycylia za� i Dionizjos szcz�cia do nich nie mieli. Na wyspie tej, tak pi�knej i bogatej, tamtejsze miasta greckie od wiek�w toczy�y wojny z Kartagi�czykami; ci mieli swoje punkty oparcia g��wnie w zachodniej i p�nocnej cz�ci Sycylii. W pierwszym roku olimpiady 75 [rok 480 p.n.e.] Grecy odnie�li �wietne zwyci�stwo nad rzeczk� Himer�; a wi�c sta�o si� to dok�adnie w tym samym roku, w kt�rym w Helladziew�a�ciwej zast�py Kserksesa otoczy�y i zmia�d�y�y bohaterskich Spartan Leonidasa w przesmyku termopilskim, a nieco p�niej flota perska zosta�a rozgromiona przez greckie okr�ty pod Salamin�. Od bitwy nad Himer� panowa� na Sycylii pok�j przez lat siedemdziesi�t. Nowe zmagania rozpocz�y si� dopiero w ostatnim roku olimpiady 92 [rok 409 p.n.e.]. Tym razem stron� zwyci�sk� byli Kartagi�czycy. Na wybrze�u po�udniowym zdobyli i zburzyli miasto Selinunt; o jego wielkich niegdy� bogactwach �wiadcz� do dzi� ruiny olbrzymich �wi�ty�. Zwyci�zcy wymordowali tu szesna�cie tysi�cy ludzi, a pi�� tysi�cy wywie�li do Afryki jako niewolnik�w. Podobny los spotka� miasto Himer� na wybrze�u p�nocnym. Najmo�niejszym miastem greckim Sycylii by�y oczywi�cie Syrakuzy. Ich demokratyczny rz�d usi�owa� w obu wypadkach przyj�� z pomoc� zagro�onym. Jednak�e odsiecz dla Selinuntu wys�ano zbyt p�no, dla Himery za� zbyt szczup�� i pod nieudolnym dow�dztwem. Wiosn� trzeciego roku olimpiady 93 [rok 406 p.n.e.] wielkie wojska kartagi�skie zaatakowa�y Akragas. Ale tym razem Grecy z innych miast przybyli w por�. Trzydzie�ci tysi�cy zbrojnych pod wodz� syrakuza�skiego stratega Dafnejosa zdo�a�o przebi� si� do obleganego grodu. Jednak�e armia kartagi�ska nadal sta�a w swoim umocnionym obozie. Po o�miu miesi�cach w mie�cie zabrak�o �ywno�ci. Grecy postanowili opu�ci� je ca�kowicie. Pod sam koniec roku Kartagi�czycy bez walki zaj�li opustosza�e Akragas; dom�w tu nie zniszczyli, mia�y bowiem s�u�y� za kwatery zimowe. Wie�� o wydaniu Akragas wywar�a wstrz�saj�ce wra�enie w greckiej cz�ci Sycylii. Tysi�ce ludzi przenosi�o si� do Syrakuz, inni za� wysy�ali swoje rodziny a� do Italii. W samych Syrakuzach panowa�o wzburzenie, podejrzewano bowiem, �e Kartagi�czycy przekupili dow�dc�w. W czasie obrad zgromadzenia ludowego g�o�no odwa�y� si� postawi� to oskar�enie m�ody oficer, Dionizjos. Pod Akragas stawa� dzielnie i to zyska�o mu du�� popularno��. W tej sprawie mia� te� poparcie, cho� mo�e niezbyt jawne, dw�ch wybitnych polityk�w, Hipparinosa i Filistosa, kt�rzy chcieli przy jego pomocy odsun�� od w�adzy swych rywali. Nies�ychanie �mia�e ataki, kt�re Dionizjos publicznie przypuszcza� na osobisto�ci najpowa�niejsze, zyskiwa�y tym gor�tszy poklask, �e dotychczasowy rz�d, cho� pozornie demokratyczny, reprezentowa� interesy tylko warstw bardzo bogatych. Sam Dionizjos pochodzi� z rodziny �rednio zamo�nej, ale wyst�powa� jako bojownik sprawy najszerszych mas; jako prosty cz�owiek, pi�tnuj�cy wielkich pan�w, co to egoistycznie my�l� tylko o w�asnych maj�tkach i przywilejach, a gotowi s� sprzeda� ojczyzn� nawet �miertelnym wrogom. Rz�d upad�. W sk�ad nowego kolegium strateg�w wszed� oczywi�cie Dionizjos. STRATEG-SAMODZIER�CA Po zaj�ciu Akragas nast�pnym celem Kartagi�czyk�w musia�a by� Gela, ostatnie du�e miasto greckie na po�udniowych wybrze�ach Sycylii. Znajdowa�o si� tam ju� nieco wojsk syrakuza�skich, ale mieszka�cy prosili o dalsze posi�ki. Przyprowadzi� je Dionizjos. Na miejscu zorientowa� si�, �e w Geli, mimo kartagi�skiej grozy, trwa bardzo ostra walka pomi�dzy posp�lstwem a warstwami zamo�nymi. Stan�� natychmiast po stronie mas. Za jego to spraw� skazano wielu bogaczy na �mier�, a ich maj�tki skonfiskowano. Uzyskane pieni�dze Dionizjos obr�ci� na podwy�szenie �o�du swym �o�nierzom. Tym zyska� sobie ich ca�kowite oddanie; ale r�wnie gor�co s�awili go odt�d skrajni demokraci, zar�wno w Geli, jak i w samych Syrakuzach. Tak wi�c Dionizjos umacnia� swoje wp�ywy podsycaj�c w miastach greckich wewn�trzne spory i walki � i to w obliczu �miertelnego niebezpiecze�stwa z zewn�trz! Po powrocie do Syrakuz Dionizjos zapowiedzia�, �e z�o�y sw�j urz�d. Nie mo�e bowiem dzieli� go ze zdrajcami, bior�cymi wielkie pieni�dze od Kartagi�czyk�w. Wie o tym dosko-nale i niezbicie, bo dow�dztwo kartagi�skie ofiarowywa�o mu jeszcze wi�ksze sumy ni� tamtym � i to tylko za zachowanie bierno�ci! Wi�kszo�� w zgromadzeniu ludowym darzy�a ca�kowitym zaufaniem cz�owieka, kt�ry sprzyja ubogim, nienawidzi bogaczy, a w polu staje dzielnie. Zreszt� � uznawa�o to nawet stronnictwo umiarkowane � sytuacja wojenna wymaga, by ca�o�ci� spraw pa�stwa i wojska niepodzielnie kierowa�a jedna tylko osoba. Z�o�ono wi�c z urz�du pozosta�ych strateg�w, nie poci�gaj�c ich wszak�e do odpowiedzialno�ci za rzekom� zdrad�. Dionizjos, obwo�any strategiem- autokratorem, czyli samodzier�c�, przede wszystkim znowu podwy�szy� �o�d swoim �o�nierzom. Wkr�tce potem Dionizjos, przebywaj�c w obozie wojskowym pod Leontinoj, sfingowa� zamach na swoj� osob�, w spos�b zreszt� prymitywny: w miejscu, gdzie znajdowa�a si� jego kwatera, rozleg�y si� w nocy jakie� wrzaski; schroni� si� na zamek i a� do �witu kaza� pali� ognie na jego murach. Wydarzenie to jednak mia�o swoje powa�ne konsekwencje. Strateg za��da� od zgromadzenia ludowego, by zezwoli�o mu na zorganizowanie stra�y przybocznej. Gdy wniosek ten uchwalono, dobra� j� sobie spo�r�d ludzi najubo�szych, a potem wzmocni� najemnikami. Na czele ponad dwu i p� tysi�ca ludzi opanowa� g��wne punkty Syrakuz, a przede wszystkim zbrojowni�. Odt�d dopiero sta� si� rzeczywistym jedynow�adc�. Najwp�ywowsi przyw�dcy opozycji zostali skazani przez zgromadzenie ludowe na �mier�; wyrok wykonano. Maj�c w pami�ci Plato�ski opis drogi polityka do w�adzy tyra�skiej, nie mog� si� oprze� wra�eniu, �e w�r�d rzeczywistych przyk�ad�w, z kt�rych filozof wyprowadza� swoj� teori�, naczelne miejsce zajmowa�a historia Dionizjosa. PR�BA ZAMACHU, ZARAZA, POK�J W ostatnim roku olimpiady 93 [rok 405 p.n.e.], latem, Kartagi�czycy przyst�pili do oblegania Geli. Dionizjos pospieszy� z odsiecz�, zosta� jednak odparty. Uda�o mu si� wszak�e os�oni� ludno�� uciekaj�c� z Geli i z s�siedniej Kamaryny. A wi�c ca�e po�udniowe wybrze�e wyspy znalaz�o si� w r�ku Kartagi�czyk�w. Obecnie mogli oni uderzy� wprost na Syrakuzy. Niepowodzenia Dionizjosa doda�y odwagi jego wrogom; byli nimi g��wnie ludzie zamo�ni. S�dzili oni, �e w tej sytuacji uda si� obali� samodzier�c�, zniech�cone bowiem masy ludno�ci odwr�c� si� od niego tak samo, jak poprzednio opuszcza�y innych pokonanych wodz�w. Tote� w czasie odwrotu spod Kamaryny jazda, z�o�ona prawie wy��cznie z bogatych obywateli, samowolnie pop�dzi�a przodem i zaj�a Syrakuzy. Je�d�cy obrabowali dom Dionizjosa, a jego m�od� �on� zgwa�cili i skatowali tak straszliwie, �e wkr�tce zmar�a; mo�e zreszt� pope�ni�a samob�jstwo. Co zdzia�awszy, bohaterzy spokojnie rozeszli si� do swych dom�w; byli przekonani, �e z tyranem ju� si� za�atwili ostatecznie. �o�nierze piesi pozostali wierni Dionizjosowi. Na ich czele spieszy� co si� za jazd� i wkroczy� do miasta w kilka godzin po niej, o p�nocy. Bez trudu oczyszczono miasto z powsta�c�w; tych, co nie zdo�ali uratowa� si� ucieczk�, wyr�ni�to. Tak wi�c, w�a�nie skutkiem owej rebelii, w�adza tyrana, kt�ry podawa� si� za rzecznika i opiekuna prostego ludu, jeszcze si� umocni�a; wszyscy bowiem przeciwnicy zostali usuni�ci lub zastraszeni. Szcz�liwym dla Dionizjosa zbiegiem okoliczno�ci gro�ba kartagi�skiego najazdu r�wnie� min�a. W wojsku nieprzyjacielskim wybuch�a straszliwa zaraza; zacz�a si� ona ju� w czasie obl�enia Akragas, obecnie za� sro�y�a si� ze szczeg�lnym nasileniem. W tym stanie rzeczy Kartagi�czycy nie mogli my�le� o dzia�aniach zaczepnych. Zbli�a�a si� zreszt� s�otna i ch�odna pora zimowa. Przysz�y tak�e pomy�lne wie�ci ze Sparty, kt�ra tradycyjnie sprzyja�a Syrakuzom we wszystkich ich potrzebach. Obecnie mog�a przys�a� znaczniejsze ilo�ci ludzi i nieco okr�t�w,d�ugoletnia bowiem wojna z Atenami ju� si� ko�czy�a; zwyci�stwo lacedemo�skie nie ulega�o �adnej w�tpliwo�ci. W�a�nie w tym roku Spartanie zagarn�li wi�kszo�� ate�skich okr�t�w wojennych w cie�ninie Hellespontu i ju� si� przygotowywali do oblegania samych Aten. Wspomnia�em poprzednio, �e obl�enie to mia�o zako�czy� si� po kilkunastu miesi�cach kapitulacj� miasta, obaleniem demokracji, wprowadzeniem rz�d�w Komisji Trzydziestu, kt�rej przewodzi� Kritias. Kartagi�czycy, �wietnie si� orientuj�c w aktualnej sytuacji, pierwsi wyst�pili z ofert� zawarcia pokoju. Dionizjos przyj�� j� skwapliwie. Co prawda warunki nie by�y dla� zbyt korzystne, ale nie mia� wyboru. Wszystkie miasta, kt�re Kartagi�czycy zdobyli na Sycylii, pozostawa�y w ich w�adaniu; postanowiono wszak�e, i� ludno�� grecka mo�e do nich wr�ci� i pracowa� spokojnie, oczywi�cie p�ac�c danin� swym nowym panom. RZ�DY DIONIZJOSA Komisja Trzydziestu, kt�ra dosz�a do w�adzy w Atenach na skutek kl�ski wojennej, szuka�a oparcia w warstwie obywateli zamo�nych, prze�ladowa�a za� �ywio�y demokratyczne. W tym samym czasie w Syrakuzach, najwi�kszym mie�cie greckiego Zachodu, rz�dy obj�� oficer; sta�o si� to r�wnie� na skutek kl�sk i gro�nej sytuacji wojskowej. Oficer- samodzier�ca rozp�tywa� podejrzliwo�� mas w stosunku do warstw posiadaj�cych, a ze swej strony prze�ladowa� wszystkich obywateli bogatszych. Tak wi�c w obu pa�stwach zrodzi�y si� podobne, bo tyra�skie systemy rz�d�w; z tym tylko, �e jeden z nich zwraca� swe ostrze przeciw zamo�nym, drugi za� przeciw ubogim. Ale formy gwa�tu i bezprawia by�y takie same. Kritias nie potrafi� osi�gn�� tego co Dionizjos. Mo�e z tej przyczyny, �e jako cz�owiek ju� starszy nie posiada� energii i wytrwa�o�ci m�odego oficera; bo bezwzgl�dno�ci oraz dobrych ch�ci na pewno mu nie brak�o. Zreszt� Kritias nie by� sam; kr�powa�a go ci�ka i nieruchawa Komisja Trzydziestu, w kt�rej nie wszyscy zgadzali si� na zbrodnicze metody post�powania, wszyscy za� mieli wielkie ambicje i wzajem przeciw sobie intrygowali. I jeszcze jedno: w Atenach przywi�zanie do demokratycznej formy rz�du by�o bardzo silne, tyrania za� znienawidzona od pokole�. Po niespe�na roku rz�d�w Komisja Trzydziestu, jak ju� m�wi�em, zosta�a obalona, przywr�cono za� dawny ustr�j. Natomiast w tym�e samym czasie, to jest w roku 404 i w latach nast�pnych, Dionizjos, cho� musia� stawi� czo�o wielkim niebezpiecze�stwom, wyszed� z wszystkich pr�b zwyci�sko i ostatecznie umocni� swoj� pozycj�. Zaraz po zawarciu pokoju z Kartagin� strateg-autokrator przeprowadzi� bardzo radykalne reformy spo�eczne i gospodarcze. Skonfiskowa� wiele posiad�o�ci ludzi maj�tnych; m�g� tego dokona� tym �atwiej, �e prawie wszyscy przeciwnicy i tak ju� wyemigrowali z Syrakuz, osiedlaj�c si� w miasteczku Etna, po�o�onym na stokach wulkanu. Ziemie uprawne Dionizjos rozdzieli� pomi�dzy bezrolnych i �o�nierzy, a nawet pomi�dzy niewolnik�w, kt�rym da� wolno�� i obywatelstwo. Tak samo post�pi� z domami swych wrog�w. W ten spos�b zwi�za� ze sob� wiele tysi�cy ludzi, kt�rzy jemu zawdzi�czali wszystko, a w razie jego kl�ski wszystko by stracili. Wszelako tyran by� przezorny. Wiedzia�, jak zmienne s� nastroje i sympatie ludu. Zadba� wi�c tak�e o konkretniejsze sposoby zabezpieczenia swych rz�d�w. Stara dzielnica Syrakuz le�a�a na p�wyspie zwanym Ortygia. Na rozkaz Dionizjosa musieli j� opu�ci� wszyscy dotychczasowi mieszka�cy; odt�d mogli tam mie� domy tylko jego �o�nierze i przyjaciele. Natomiast na przesmyku, ��cz�cym Ortygi� z l�dem i z nowym miastem, w�adca wzni�s� pot�n� twierdz�, kt�r� sam zaj��; strzeg�a ona zarazem stoczni i jednego z port�w.REBELIA Ufaj�c w trwa�o�� nowego porz�dku Dionizjos powi�d� swe wojska w g��b wyspy przeciw pewnemu miasteczku, kt�re nie chcia�o uzna� zwierzchno�ci Syrakuz. Jednak�e w czasie obl�enia w�r�d jego ludzi dosz�o do zamieszek, a nawet do otwartego buntu. Cz�� �o�nierzy wyst�pi�a przeciw samodzier�cy; rebelianci zapewne obawiali si�, �e on, opiekun ubogich, w niedalekiej przysz�o�ci zacznie kolejno odbiera� maj�tki wszystkim. Dionizjos szybko powr�ci� do Syrakuz z wiernymi sobie oddzia�ami. Zosta� obl�ony, a jego sytuacja z dnia na dzie� przedstawia�a si� gro�niej. Do powsta�c�w bowiem wnet do��czyli wygna�cy, dotychczas, jak wspomnia�em, przebywaj�cy w mie�cie Etna; p�niej zacz�y te� nap�ywa� posi�ki z r�nych krain i miast, nawet z Koryntu. Po kilku miesi�cach tyran, nie widz�c znik�d ratunku, przyst�pi� do rokowa�. Oblegaj�cy, pewni zwyci�stwa, zaniedbali wszelkich �rodk�w ostro�no�ci, a cz�� z nich powr�ci�a nawet do swych siedzib. Tymczasem Dionizjos zdo�a� potajemnie �ci�gn�� najemnik�w. Dokona� niespodziewanego wypadu. Zdoby� pozycje powsta�c�w na jednym z przedmie�� i zmusi� ich do ucieczki. Post�pi� wszak�e wspania�omy�lnie: nie pozwoli� swym ludziom �ciga� i mordowa� uciekaj�cych, cia�a za� poleg�ych pochowa� z zachowaniem wszelkich ceremonii. Ten pi�kny gest op�aci� si� sowicie. Powsta�cy, kt�rych wojska zupe�nie si� rozprz�g�y, przystali na po�rednictwo Sparty w rokowaniach. Dosz�o do ugody. Dionizjos zapewni� darowanie win wszystkim, kt�rzy podnie�li bro� przeciw niemu, i wi�kszo�� rebeliant�w powr�ci�a do Syrakuz. Nieprzejednani jeszcze trzymali si� czas jaki� w Etnie, p�niej jednak i stamt�d zostali wyparci. Wszystko to dzia�o si� w drugim roku olimpiady 94 [rok 403 p.n.e.]. Tak wi�c, dziwnym zbiegiem okoliczno�ci, w Atenach i w Syrakuzach rozegra�y si� r�wnocze�nie podobne wypadki polityczne: wojna domowa, walki na ulicach, przewlek�e rokowania przy po�rednictwie Lacedemonu. Jednak�e w Syrakuzach ostatecznym zwyci�zc� okaza� si� tyran, nie powsta�cy. Mimo to nale�y przyzna�, �e Dionizjos usilnie dba� o zachowanie przynajmniej pozor�w legalizmu. Podstaw� prawn� jego w�adzy stanowi�a uchwa�a zgromadzenia ludowego; dzi�ki niej jako strateg-autokrator piastowa� tak wa�n� godno�� naczelnego wodza oraz prowadzi� polityk� zagraniczn�; przewodzi� te� zgromadzeniom oraz m�g� nak�ada� nadzwyczajne podatki na cele wojenne. Jednak�e dawne instytucje ustrojowe, rada i zgromadzenie, nadal funkcjonowa�y. Domy�lam si� wszak�e, i� podejmowa�y one wszystkie uchwa�y jednomy�lnie, zgodnie z wol� i z zaleceniami Dionizjosa; on to bowiem reprezentowa� interesy ludu. NOWA WOJNA W ci�gu kilku lat Dionizjos tward� r�k� uj�� w�adz� nie tylko nad Sycyli�. Opanowa� kilka miast greckich u wybrze�y oraz zmusi� autochtoniczn� ludno�� wn�trza wyspy, tak zwanych Sykul�w, by uznali jego zwierzchno��. Bez przerwy prowadzi� ogromne zbrojenia. Ca�e Syrakuzy sta�y si� jednym wielkim warsztatem p�atnerskim. Bro� wykuwano nawet w �wi�tyniach. W stoczniach budowano dwie�cie okr�t�w wojennych, a na przedpolach miasta wzniesiono pot�ne fortyfikacje. Przypominam w tym miejscu, com powiedzia� poprzednio streszczaj�c wywody Platona o istocie tyranii: Od samego pocz�tku swych rz�d�w tyran dok�ada stara�, by nieustannie grozi�a lub trwa�a jaka� wojna. Rozumie bowiem doskonale, �e zagro�enie z zewn�trz nie tylko umacnia jego w�adz�, lecz nawet czyni j� niezb�dn�.Wiosn� roku 398 zgromadzenie ludowe na wniosek Dionizjosa uchwali�o wszcz�cie dzia�a� wojennych przeciw Kartaginie, o ile nie odda ona dobrowolnie miast greckich, kt�re ostatnio zdoby�a. Wsz�dzie na Sycylii powitano t� uchwa�� jako wyzwanie do ostatecznej rozprawy. W wielu miastach dosz�o do krwawych pogrom�w osiad�ych tam kupc�w kartagi�skich. Zaraza, kt�ra przez tyle lat szala�a w p�nocnej Afryce, nie pozwoli�a Kartagi�czykom na przygotowanie si� w por�. Zanim zgromadzili swe wojska najemne, Dionizjos by� ju� panem prawie ca�ej Sycylii. Op�r stawia�o tylko kilka miast na zachodzie wyspy, gdzie mieszkali sami Kartagi�czycy lub autochtoni. Jednak�e ju� w roku nast�pnym sytuacja zmieni�a si� radykalnie. Kartagi�czycy przeszli do ofensywy. Ich wojska sz�y wzd�u� p�nocnych wybrze�y, zdobywaj�c lub poddaj�c sobie wszystkie tamtejsze miasta; pad�a nawet Messana. Do decyduj�cej bitwy morskiej dosz�o pod Katan�, u wybrze�y wschodnich. Przewaga w liczbie okr�t�w da�a zwyci�stwo Kartagi�czykom. Dionizjos musia� wycofa� si� do Syrakuz, a wr�g przyst�pi� do obl�enia miasta od strony l�du i od morza. Syrakuzom grozi�a kl�ska; mia�oby to niezmiernie donios�e skutki dla wszystkich Grek�w na Sycylii, a wi�c i dla ca�ego Zachodu. Na szcz�cie wiele pa�stewek greckich w por� to zrozumia�o i przys�a�o znaczn� pomoc, w ludziach i w okr�tach; zas�u�y�y si� zw�aszcza miasta Italii, a tak�e Lacedemon i Korynt. W lecie roku 396 rozgromiono cz�� floty kartagi�skiej. Armia l�dowa nieprzyjaciela, obozuj�ca w pobli�u mokrade�, znowu sta�a si� ofiar� epidemii. Dionizjos poprowadzi� wypad za mury. Zdobyto cz�� kartagi�skich obwarowa� oraz zdo�ano podpali� okr�ty, stoj�ce u samych wybrze�y. Czwartej nocy po tej pora�ce w�dz kartagi�ski uszed� z wielkiego portu na czele czterdziestu okr�t�w. Jednak�e na ich pok�adach znajdowali si� tylko rodowici Kartagi�czycy; natomiast �o�nierze najemni musieli si� podda� zwyci�zcy. Tak wi�c Dionizjos ponownie stal si� panem niemal ca�ej wyspy. �ONY DIONIZJOSA Jak ju� wspomnia�em, wnet po obj�ciu w�adzy przez stratega-samodzier�c� je�d�cy usi�owali dokona� zamachu stanu; wyci�gn�li wtedy z domu �on� Dionizjosa, zbili j� i zgwa�cili; wkr�tce potem m�oda kobieta zmar�a, kto wie czy z nie w�asnej r�ki. Przez kilka lat Dionizjos �y� samotnie. Ale kiedy wst�pi� w nowe zwi�zki ma��e�skie, po�lubi� dwie kobiety r�wnocze�nie. Jedna z nich, imieniem Doris, pochodzi�a z miasta Lokroj w po�udniowej Italii; natomiast druga, Arystomacha, by�a Syrakuzank�, c�rk� jednego z najbli�szych przyjaci� Dionizjosa, Hipparinosa. Dziewcz�ta, zw�aszcza Doris, tyran wybra� g��wnie z powod�w politycznych; ogromnie mu zale�a�o na dobrych stosunkach z miastami greckimi w Italii, a rodzina Doris nale�a�a tam do najwp�ywowszych. W�adca Syrakuz wys�a� po swoj� narzeczon� do Lokroj okr�t zdobiony z�otem i srebrem; Arystomach� za� przywi�z� z miasta na zamek rydwan zaprz�ony w czw�rk� bia�ych rumak�w. Oba �luby odby�y si� w tym samym dniu; dla �o�nierzy i znamienitych obywateli wydano wspania�e uczty. Jak notuj� wsp�cze�ni, nikomu nie uda�o si� ustali�, kt�r� z �on tyran najpierw zaprosi� do �o�a. P�niej, jak zauwa�ono, przyj�� si� taki obyczaj, �e przy stole obie jad�y ze swym m�em, w nocy za� sz�y do sypialni na zmian�. To wszystko by�o sprzeczne z powszechnymi w�r�d Grek�w zasadami i prawami, kt�re zawsze uznawa�y tylko jedno�e�stwo; tyran wszak�e sta� ponad tymi normami. Syrakuzanie oczywi�cie sprzyjali swej rodaczce. Tymczasem w�a�nie Doris da�a m�owi syna; otrzyma� on imi� ojca, Dionizjos. Arystomacha, cho� darzona szczeg�lnym uczuciem, przez wiele lat nie mog�a zaj�� w ci���. Zrodzi�o si� podejrzenie, �e przyczyn� s� czary lub trucizna; o zbrodni� t� Dionizjos obwini� matk� Doris i kaza� j� zabi�. A p�niej Arystomacha urodzi�a dw�ch syn�w i c�rki.Gdy zmar� ojciec Arystomachy, Hipparinos, Dionizjos wspania�omy�lnie otoczy� opiek� jej liczne rodze�stwo. Wtedy to zamieszka� na zamku i wszed� do otoczenia w�adcy m�ody jego szwagier, Dion. Ch�opiec by� bardzo dorodny, inteligentny, mia� szerokie zainteresowania; tyran okazywa� mu wielk� przychylno��. PLATON I �YCIE ZACHODU Powracam obecnie do listu si�dmego, kt�rego studium przerwa�em tym miejscu: Platon stwierdza, �e wszystkie pa�stwa �le si� rz�dz�, bo ich prawa s� nieuleczalnie chore; dochodzi do wniosku, �e nieszcz�cia nie przestan� gn�bi� ludzko�ci, p�ki nie obejm� w�adzy ci, co prawdziwie mi�uj� m�dro��, albo te� w�adcy pa�stw sami nie stan� si� filozofami. Nast�pnie kontynuuje: ,,Takie wi�c maj�c pogl�dy przyby�em do Italii i na Sycyli� � gdy przyby�em tam po raz pierwszy. Ale �ycie Zachodu, zwane szcz�liwym, nie podoba�o mi si� w �aden spos�b i pod �adnym wzgl�dem. A wi�c to dwukrotne napychanie si� jedzeniem ka�dego dnia; i to, �e nigdy samotnie nie sp�dza si� nocy; i w og�le wszystko, co tylko wi��e si� z takim typem �ycia. Takie obyczaje nigdy i nikogo nie uczyni� rozumnym. Nikogo z ludzi pod niebem, kto by stosowa� je od lat m�odzie�czych. Jakie� bowiem zalety wrodzone, cho�by naj�wietniejsze, zdo�aj� zwyci�sko wyj�� z tej pr�by? �yj�c tak nikt nawet nie zapragnie sta� si� roztropnym! Podobnie ma si� sprawa z innymi warto�ciami duchowymi. �adne pa�stwo nie zazna spokoju, jakikolwiek by�by jego ustr�j, je�li ludzie b�d� uwa�a�, �e wszystko nale�y trwoni� na zbytki i oddawa� si� lenistwu � oczywi�cie z wyj�tkiem trud�w zabaw, pijatyk, mi�o�ci. Jest po prostu rzecz� nieuchronn�, �e pa�stwa, kt�rych mieszka�cy tak �yj�, musz� bez przerwy zmienia� sw�j ustr�j: to na tyra�ski, to na oligarchiczny, to na demokratyczny. Takie wi�c nurtowa�y mnie my�li (pr�cz tych, o kt�rych ju� wspomnia�em), gdym stan�� w Syrakuzach. Zaw�drowa�em tam mo�e przypadkiem. Ale raczej by�bym zdania, �e to jaka� wy�sza moc da�a wtedy pocz�tek tym wydarzeniom, kt�re rozgrywaj� si� obecnie.� Takie s�owa i nawo�ywania brzmi� mi obco, dr�two, nieprzekonywaj�co. Nawet je�li ich autorem jest za�o�yciel Akademii. Ale � rozumiem Platona. Przede wszystkim by� on przyzwyczajony do stosunk�w w Grecji w�a�ciwej, gdzie nawet najmo�niejsze miasta nie mog�y si� r�wna� z bogactwami Zachodu. W Italii zreszt� i na Sycylii �y�o si� nie tylko dostatniej, lecz tak�e swobodniej, zw�aszcza je�li chodzi o sprawy mi�o�ci. Osadnicy bowiem, kt�rzy przybywali tu z miast macierzystych, odrzucali precz wi�zy konwenans�w i staro�wieckich obyczaj�w; �yli tu rado�niej i naturalniej, si�gaj�c po ka�d� rozkosz. S�dz� te�, �e Platon, podobnie jak wszyscy arystokraci ate�scy, �ywi� pewien kult dla idea��w wychowania sparta�skiego. Jakie to by�y idea�y, rozwodzi� si� nie musz�, bo s�awa ich chyba nigdy nie zginie. Karno��, �lepe pos�usze�stwo, wojskowa dyscyplina, zniszczenie wszelkich przejaw�w indywidualizmu b�d� z ca�� pewno�ci� poprzez wszystkie wieki uchodzi�y w oczach wielu za fundament spo�ecznego zdrowia. Inni, w tej liczbie i ja, nie mog� my�le� o sparta�skim modelu obywatela bez dreszczu najg��bszej awersji. Rozumiemy bowiem, �e je�li zrealizuje si� gdzie� �w idea� spo�ecze�stwa z�o�onego z jednostek krzepkich i t�pych, b�dzie to zarazem kresem i �mierci� kultury; tak w�a�nie jak zmar�a kultura w Sparcie. Po trzecie wreszcie: dopiero w Italii Platon zetkn�� si� bezpo�rednio z p�tajnymi bractwami pitagorejczyk�w. Ich nauki wywar�y na� wp�yw ogromny, por�wnywalny chyba z tym, co wzi�� od Sokratesa. Ale w�a�nie pitagorejczycy prowadzili niemal ascetyczny tryb �ycia, unikaj�c nawet spo�ywania mi�sa, ubieraj�c si� skromnie, rezygnuj�c ze swych maj�tno�ci na rzecz wsp�lnoty. Kontrast wi�c pomi�dzy ich prostot� i wstrzemi�liwo�ci� a luksusem i rozwi�z�o�ci� miast Zachodu musia� by� dla Platona wr�cz uderzaj�cy.PLATON I DION Dlaczego Platon przyjecha� do Syrakuz? Dla p�niejszych historyk�w sprawa by�a prosta; m�ody Dion, a mo�e nawet sam tyran Dionizjos, gdy tylko dowiedzia� si�, �e w Italii bawi filozof tak s�awny, natychmiast i usilnie zacz�� prosi� go o przyjazd. Owi wszak�e historycy, patrz�cy z dalekiej perspektywy, nie brali pod uwag�, �e wtedy imi� Platona nie by�o jeszcze zbyt g�o�ne. Wprawdzie liczy� on w�wczas lat prawie czterdzie�ci, wprawdzie by� ju� autorem kilku dzie� filozoficznych w formie dialog�w, ale w gruncie rzeczy wiedzia�a o nim tylko stosunkowo nieliczna grupa my�licieli, rozproszonych po r�nych miastach Hellady. Ale mimo to twierdzenie, �e w�a�nie Dionizjos zaprosi� Platona, nie jest zupe�nie nieprawdopodobne. Jak bowiem wnet to poka��, tyran, cho� poch�oni�ty wielkimi sprawami politycznymi i wojskowymi, �ywo interesowa� si� literatur�, ch�tnie go�ci� pisarzy, a nawet sam pr�bowa� swych si� na polu poezji. Wyczyta�em gdzie�, �e Platon uda� si� na Sycyli� g��wnie po to, by ujrze� na w�asne oczy s�awny wulkan Etn� i zbada� przyczyny jego wybuch�w; Wezuwiusz w�wczas jeszcze milcza�; wtedy to, gdy bawi� u st�p gro�nej g�ry, przysz�o nagl�ce zaproszenie z Syrakuz, kt�remu odm�wi� w tej sytuacji by�oby niepor�cznie. Sprawy nie da si� dzi� rozstrzygn��, sam bowiem Platon wyra�a si� bardzo mgli�cie o bezpo�rednich powodach swego przyjazdu do stolicy Sycylii: ,,Zaw�drowa�em tam mo�e przypadkiem.� Pewne jest natomiast, �e nawi�za� tam bli�sz� znajomo��, a nawet przyja�� z m�odym, bo zaledwie dwudziestoletnim Dionem. Szwagier i wychowanek tyrana liczy� w�wczas dok�adnie tyle lat, ile Platon, gdy sta� si� uczniem Sokratesa. I podobnie jak Platon, Dion z m�odzie�czym zapa�em pragn�� zdoby� prawdziw� m�dro�� dla dobra swego pa�stwa i spo�ecze�stwa. Nic wi�c dziwnego, �e w dalszym ci�gu listu si�dmego Platon pisze o nim bardzo serdecznie: �Co mam na my�li m�wi�c, �e pocz�tkiem wszystkiego sta�o si� moje �wczesne przybycie na Sycyli�? Gdy przestawa�em z Dionem, w�wczas m�odym cz�owiekiem; gdy wskazywa�em mu w rozmowach, co by�oby najlepsze dla ludzi; gdy radzi�em mu, aby wciela� to w �ycie � chyba nie zdawa�em sobie sprawy, �e nie�wiadomie ju� pracuj� w jaki� spos�b nad obaleniem tyranii. Dion bowiem by� w og�le bardzo poj�tny, szczeg�lnie za� podatny na �wczesne moje wywody. Ch�on�� je tak bystro i szybko, jak nikt z m�odych, z kt�rymi kiedykolwiek si� styka�em. Postanowi� te� �y� inaczej ni� wi�kszo�� Italiot�w i Sycylijczyk�w. Cnot� umi�owa� nad rozkosz i zbytek.� Tak wi�c przyja�� z Dionem jest doskonale po�wiadczona. Czy jednak Platon zetkn�� si� w�wczas tak�e z Dionizjosem? W li�cie si�dmym nie znajdziemy o tym ani s�owa. Wydaje mi si� wszak�e, �e osobiste kontakty i rozmowy filozofa z w�adc� Syrakuz mo�na uzna� za fakt ca�kowicie pewny, jako �e by� to cz�owiek, kt�ry szczerze pragn�� znajomo�ci z tw�rcami. C�RKI TYRANA Swoim trzem c�rkom Dionizjos da� imiona niezwyk�e: Arete, czyli Dzielno��, Dikajosyne, czyli Sprawiedliwo��, Sofrosyne, czyli Rozwaga. Oczywi�cie wybra� je nie przypadkowo, lecz z g��bszym zamys�em. Pragn�� pokaza� ludowi i ca�emu �wiatu greckiemu, jakie to warto�ci duchowe uwa�a za najcenniejsze podpory, a zarazem te� cele swych rz�d�w. Mnie wszak�e, wychowanka Akademii, od razu uderza jeszcze co� innego: przecie� w Plato�skich dialogach rozprawia si� wci�� i przede wszystkim o istocie dzielno�ci, sprawiedliwo�ci, rozwagi, a tak�e o tym, jak te zalety osi�gn��. B��dem jednak by�oby przypuszcza�, �e Dionizjos nazwa� swe c�rki pod wp�ywem w�a�nie Plato�skich utwor�w, bo przecie� one wtedy dopiero powstawa�y, a w ka�dym razie jeszcze nie by�y znane na Sycylii. Tote� nasuwa mi si� inne, chyba bardzo prawdopodobne wyja�nienie tej sprawy.Wydaje mi si�, �e zagadnienia, na czym polega prawdziwa dzielno��, sprawiedliwo��, rozwaga, by�y w tych czasach powszechnie dyskutowane. Nie tylko w Atenach i nie tylko w Syrakuzach, lecz niemal we wszystkich miastach helle�skich. Nale�a�y, by tak rzec, do czo�owych hase� i problem�w tamtej epoki. Chciano mie� dzielnych, dobrych obywateli; wo�ano o sprawiedliwe rz�dy; szukano rozwa�nych przyw�dc�w. S�dzono, �e wystarczy w�a�ciwie zdefiniowa� te poj�cia, aby nast�pnie, drog� perswazji i nauki, wpoi� je wszystkim i w ten spos�b stworzy� pa�stwo doskona�e. Pogl�d naiwny? Zapewne. Podejrzewam jednak, �e ludzie ka�dej epoki s� w jakiej� mierze naiwni; wierz� bowiem g��boko i niezachwianie, �e osi�gn� pe�ni� szcz�cia, je�li tylko potrafi� wcieli� w �ycie te czy inne oderwane poj�cia. Dlatego to bez ko�ca debatuj� o ich istocie, spieraj� si� o poprawno�� okre�le�, podaj� coraz to nowe recepty przyoblekania s��w w kszta�ty cia�a. Wi�cej! Gotowi s� zabija� i umiera�, byle tylko dowie�� prawdziwo�ci jakich� zlepk�w wyraz�w; bo ostatecznie czym�e innym s� wszelkie definicje? By� mo�e, i� jestem ofiar� w�asnej wyobra�ni. Bogata i niespokojna, ka�e mi ona zg��bia� tajemne praktyki mag�w, to znowu wybiega� my�l� w przysz�o�� i zastanawia� si�, jaki to b�dzie nasz �wiat za dziesi��, za pi�tna�cie, za dwadzie�cia wiek�w. Jednego jestem ca�kowicie pewien, bo tego nauczy�o mnie zar�wno studium filozofii, jak te� pilna obserwacja wydarze� �ycia codziennego: istoty �miertelne b�d� zawsze tak samo �atwowierne. Nie jestem ani wr�bit�, ani prorokiem, nie potrafi� wi�c nazwa� po imieniu owych bo�yszcz ludzi przysz�o�ci. Wiem, �e b�d�. Ostatecznie niemal ka�de pi�knie brzmi�ce s�owo nadaje si�, by uczyni� ze� has�o; a has�a dotyczy� mog� �ycia religijnego, spo�ecznego, ustrojowego. Zawsze znajd� si� filozofowie, bardzo uczenie, lecz i g�upkowato spieraj�cy si� o ich tre�� prawdziw�, oraz fanatycy, z lubo�ci� wzajem si� wymordowuj�cy tylko z powodu r�nic w definiowaniu poj��. Gdybym ja, Apulejusz z Madaury, zosta� jakim� cudem przeniesiony w przysz�o��, c� m�g�bym rzec owym potomnym � niby to odleg�ym, a w istocie jak�e bliskim? Chyba tyle: � Opami�tajcie si�, drodzy! Nie powtarzajcie b��d�w przesz�o�ci. I my�my to przechodzili � tyle �e s�owa brzmia�y troszk� inaczej. A za czas�w Platona i Dionizjosa jeszcze inaczej: arete, dikajosyne, sofrosyne. Wracam jednak do rzeczy. W moim mniemaniu �w pomys� z imionami c�rek dobrze �wiadczy o talentach jedynow�adcy. Zrozumia� on jasno, �e nic tak nie u�atwia rz�d�w, jak zr�czne pos�ugiwanie si� pewnymi s�owami i gestami. Masy �atwo zadowoli� i omami�. Jak�e� mia�yby one nie mi�owa� pana, kt�ry jest dzielnym ojcem Sprawiedliwo�ci i Rozwagi? TYRAN I LITERATURA Mia�em m�wi� o stosunku Dionizjosa do tw�rc�w; pozornie od tego tematu odbieg�em, daj�c wyw�d o imionach jego c�rek. Ale w�a�nie ta nieco okr�na droga prowadzi ku samemu sednu sprawy. Napisa�em bowiem dopiero co, �e Dionizjos chcia� uchodzi� za ojca sprawiedliwo�ci; ali�ci ten�e sam cz�owiek jest autorem znanego powiedzenia, �e tyrania to matka niesprawiedliwo�ci; pochodzi ono z kt�rego� z jego do�� licznych dramat�w. Ot� to w�a�nie: strateg-samodzier�ca pisywa� dramaty i zajmowa� si� muzyk�, by� kompozytorem. To prawda, �e jego utwory poetyckie niekt�rzy krytykowali, g��wnie ze wzgl�du na sztuczny styl, pe�en wyszukanych s��w i zwrot�w. Mnie trudno o tym wyrokowa�, bo je�li gdzie� jeszcze si� zachowa� dorobek pisarski Dionizjosa, to tylko w bibliotece aleksandryjskiej (dalszy pow�d, by wreszcie wybra� si� do Egiptu!). W literaturze powtarza si� czasem zaczerpni�te z Dionizjosowych dramat�w fragmenty i powiedzenia, jak to wy�ej przytoczone.Niekt�rzy oburzaj� si� przy tym na bezprzyk�adny cynizm cz�owieka, publicznie stwierdzaj�cego, co s�dzi o istocie i skutkach swej w�adzy. Ale wniosek to chyba nazbyt pochopny. Ja osobi�cie przypuszczam, �e s�owa te, wypowiedziane przez jedn� z os�b dramatu, by�y przez inn� zwalczane; w ka�dym razie nie m�wi� nic o w�asnych pogl�dach Dionizjosa. Zreszt� � czy w og�le uwa�a� si� on za tyrana? Mo�e sam przed sob� uzasadnia� swe stanowisko tym, �e w latach �miertelnego niebezpiecze�stwa kto� musia� uj�� rz�dy mocn� r�k�, aby sprawowa� je dzielnie, uczciwie, rozwa�nie. Dionizjos nie tylko sam by� pisarzem, lecz tak�e popiera� tw�rc�w i ludzi wysoko stoj�cych intelektualnie. Do jego najbli�szych doradc�w nale�a� Filistos, kt�ry p�niej zas�yn�� jako �wietny historyk. Ale mo�e ju� od pocz�tku objawia� swoje zainteresowania i talenty historyczne? To by wiele m�wi�o o dobrym rozeznaniu Dionizjosa, kt�ry rozumia�, �e w ostatecznym rozrachunku potomno�� wydaje wyrok o ka�dym w�adcy i o ka�dej epoce tylko na podstawie obrazu, jaki przeka�� historycy i literaci. Poet� Filoksenosa zaproszono z wyspy Kitery na dw�r syrakuza�ski ju� jako s�awnego tw�rc�. Komponowa� on pie�ni ch�ralne, zwane dytyrambami. Ten gatunek poezji prze�ywa� w�wczas sw�j rozkwit, a zarazem dokonywa�y si� w nim du�e zmiany: muzyka bra�a g�r� nad tekstem, j�zyk za� sta� si� wyrafinowanie kunsztowny. Przez d�u�szy czas Filoksenos cieszy� si� wzgl�dami pana Syrakuz, ale na kr�tko przed przybyciem Platona dosz�o mi�dzy nimi do ostrego sporu. Nie�atwo wykry�, o co posz�o, dawni bowiem autorzy r�nie o tym pisz�. Wed�ug jednej wersji rzecz tak si� przedstawia�a: W czasie pewnej uczty tyran odczyta� fragment swego najnowszego utworu i zapyta� Filoksenosa, jak rzecz ocenia. Ten odpowiedzia� szczerze, �e niezbyt wysoko. Ura�ony Dionizjos zapomnia�, �e jest gospodarzem, i zawo�a�: � Obra�asz mnie, bo� zazdrosny! St�d rozwin�a si� coraz ostrzejsza wymiana zda�, zako�czona, jak si� godzi�o w pa�stwie tyra�skim, rozkazem wtr�cenia Filoksenosa do kamienio�omu. Ale ju� nast�pnego dnia gniew min�� i u�askawiony poeta zjawi� si� na przyj�ciu. Podano wino. Dionizjos swoim zwyczajem znowu zacz�� deklamowa� urywki w�asnych poemat�w. Zwr�ci� si� do go�cia: � Co powiesz o tych wierszach? Ten nie odpowiedzia�. Podni�s� si�, podszed� do stra�y i rozkaza�: � Prowad�cie mnie do kamienio�om�w! Tyran roze�mia� si� i pu�ci� rzecz w niepami��. Wsp�lni przyjaciele ostrzegli jednak poet�, �e nie powinien przeci�ga� struny. Przyrzek� wi�c, �e b�dzie wyra�a� swoj� opini� w ten spos�b, by nie odbiega�a ona od prawdy, a zarazem nie rani�a mi�o�ci w�asnej Dionizjosa. Zdarzy�o si� nied�ugo potem, �e w�adca przedstawi� sw�j utw�r opiewaj�cy jakie� �a�obne wypadki. Filoksenos zawyrokowa�: � Te wiersze brzmi� rzeczywi�cie �a�o�nie. MIECZ DAMOKLESA Ostatecznie jednak Filoksenos i tak m�g� si� uwa�a� za szcz�liwca, pozwolono mu bowiem opu�ci� Syrakuzy. Wyjecha� do Aten i wystawi� tam dramat satyryczny o cyklopie zakochanym w nimfie Galatei. Wnet zacz�to podejrzewa�, �e pod postaci� jednookiego olbrzyma poeta przedstawi� i wykpi� tyrana Syrakuz; rozesz�a si� nawet pog�oska, �e Dionizjos i Filoksenos rzeczywi�cie rywalizowali o wzgl�dy dziewczyny imieniem Galatea, co rzekomo doprowadzi�o do ich wzajemnych spor�w i nienawi�ci. Gorszy los spotka� innego tw�rc�, kt�ry do�� d�ugo bawi� na dworze syrakuza�skim. My�l� o Antyfoncie, dramaturgu ate�skim. Pocz�tkowo powodzi�o mu si� bardzo dobrze. Nie-kt�rzy przypuszczaj� nawet, �e jego udzia� w kszta�towaniu dzie� poetyckich w�adcy by� wi�cej ni� wydatny. Potem wszak�e narazi� si� swemu panu. Pono� posz�o o jedn� tylko wypowied�. Toczy�a si� rozmowa o r�nych rodzajach spi�u i o ich jako�ci. Zdanie Antyfonta w tej sprawie by�o bardzo okre�lone: � Najlepszy spi�? Ten oczywi�cie, z kt�rego w Atenach wykonano pos�g Harmodiosa i Aristogejtona. Nie musz� chyba obja�nia�, �e ci dwaj ludzie, zab�jcy tyrana Hipparcha, uchodzili ju� od pokole� za symbolicznych wyzwolicieli swej ojczyzny. Wypowied� wi�c by�a bardzo jednoznaczna. Dionizjos dobrze to zrozumia�. Antyfont zap�aci� �yciem za swoj� poetyck� przeno�ni�. M�g�by kto� uzna� to za anegdot� zmy�lon� dla zohydzenia tyrana. Jednak�e opowie�� jest chyba prawdziwa. Dionizjos �y� w nieustannym napi�ciu nerwowym i w l�ku. Dniem i noc� obawia� si� zamachu na swe �ycie. Wsz�dzie dopatrywa� si� spisk�w przeciw swej w�adzy i osobie. Nie wierzy� nikomu. Wiadomo przecie�, �e oddali� golibrod�, bo widok brzytwy w jego r�ku przyprawia� go o dr�enie. Odt�d goli�y go c�rki. P�niej jednak straci� zaufanie nawet do swych latoro�li: Dzielno�ci, Sprawiedliwo�ci, Rozwagi. Odebra� im �elazo i poleci�, by w�osy wypala�y mu roz�arzonymi skorupkami �o��dzi. Wiadomo te�, �e kiedy noc� szed� do �o�nicy, gdzie czeka�a jedna z �on, najpierw dok�adnie bada� i przeszukiwa� przej�cie. Ale co najucieszniejsze: samo �o�e by�o osobnym budyneczkiem, oddzielonym od reszty pomieszcze� g��bok� fos�, przez kt�r� prowadzi� mostek; Dionizjos podnosi� go, zamyka� drzwi �o�nicy na klucz i dopiero wtedy, oddzielony od ca�ego �wiata, m�g� swobodnie i bezpiecznie oddawa� si� rozkoszom mi�o�ci. Ulubion� rozrywk� tyrana by�a gra w pi�k�. Ale w�a�ciwie i tej nie m�g� uprawia�, musia�by bowiem zdj�� odzienie i miecz odpasa�. Pocz�tkowo pozwala� sobie na to, z tym wszak�e, �e miecz oddawa� do potrzymania swemu ulubie�cowi, m�odziutkiemu ch�opcu. Zdarzy�o si� wszak�e pewnego razu, �e kto� z przyjaci� powiedzia� w tym momencie, gdy miecz wr�cza�: � Powierzasz ch�opcu swoje �ycie! Ch�opak roze�mia� si�. To wystarczy�o: obaj zostali natychmiast straceni. Jeden za to, �e wskaza� mo�liw� drog� dokonania zamachu, drugi za� za przyj�cie propozycji z u�miechem. Miecz Damoklesa sta� si� przys�owiowy. Pochlebca Damokles, kt�ry wychwala� przed tyranem jego pot�g�, bogactwa, wspania�o�� zamku, posuwaj�c si� nawet do twierdzenia: �Nie by�o nigdy nikogo szcz�liwszego od ciebie!� � otrzyma� zaproszenie do sto�u. U�o�ono go na poz�acanej sofie, przykrytej przepi�knie tkanym kobiercem; ca�a zastawa by�a ze z�ota i srebra, potrawy najwyszuka�sze, podawali za� �liczni ch�opcy, �ledz�cy ka�de skinienie; wo� kwiecia miesza�a si� z zapachem najcenniejszych pachnide�. Zaledwie jednak Damokles wyci�gn�� si� z u�miechem pe�nego zadowolenia na swym �o�u, spostrzeg� z przera�eniem, �e wprost nad jego karkiem zwisa miecz ci�ki i ostry, leciutko chwiej�c si� na cienkim w�osie ko�skim. Zauwa�y�em, �e obecnie bardzo powszechnie u�ywa si� okre�lenia �miecz Damoklesa�, by obrazowo przedstawi� groz� �miertelnego niebezpiecze�stwa, kt�re zagra�a komu� ka�dej chwili. Zapomina si� wszak�e najcz�ciej, �e Dionizjosowi chodzi�o o to, by pokaza� swoj� sytuacj�, a wi�c po�o�enie tyrana. Ca�kiem mnie nie dziwi, �e cz�owiek, kt�ry bezustannie obawia� si� ciosu miecza lub ostrza sztyletu, tak bezwzgl�dnie kara� nawet po�rednie i aluzyjne ataki na istot� w�adzy tyra�skiej.PLATON I DIONIZJOS Z takim to cz�owiekiem i z takimi sprawami zetkn�� si� Platon w Syrakuzach. Nie w�tpi�, �e spotka� si� z tyranem osobi�cie. Zreszt� nie by� pierwszym filozofem na tym dworze. Jak si� wydaje, ju� wcze�niej przebywa� tam Arystyp, r�wnie� ucze� Sokratesa. Jego pogl�dy by�y swoiste: gardzi� konwenansami, nade wszystko za� ceni� prostot� i naturalno��. Pogodny, dowcipny, towarzyski, wsz�dzie czu� si� dobrze i niczym nie narazi� si� tyranowi. Podejrzewam, i� rozmowa Platona z Dionizjosem mia�a za punkt wyj�cia imiona c�rek tego ostatniego. Filozof, tak sobie wyobra�am, wychwala� pomys�, potem za� sokratejskim zwyczajem zacz�� si� zastanawia�, co te� w�a�ciwie oznaczaj� owe imiona i poj�cia. Moje przypuszczenie ma pewne podstawy. Zachowa�a si� bowiem relacja, co prawda p�na, �e w rozmowie dyskutowano nad okre�leniem arete, czyli dzielno�ci; a tak w�a�nie zwa�a si� jedna z c�rek. W pewnym momencie Platon mia� stwierdzi�, �e tyran nie mo�e prawdziwie posiada� tej zalety. W dalszym ci�gu wywodzi�, �e �ycie sprawiedliwe jest szcz�sne, niesprawiedliwe za� n�dzne i godne wsp�czucia; a Dikajosyne, czyli Sprawiedliwo��, to imi� drugiej c�rki. Samodzier�ca, tak powiadaj�, zrozumia� te s�owa jako oskar�enie swych rz�d�w. Gniewa�o go r�wnie�, �e obecni z takim podziwem s�uchaj� Platona. Zapyta� go wreszcie, w jakim celu przyjecha� na Sycyli�. Platon odpowiedzia�, �e szuka wsz�dzie uczciwego cz�owieka, na co tyran odpar� z pogardliwym u�miechem: Takiego chyba nigdzie nie znajdziesz! W spotkaniu uczestniczy� r�wnie� m�ody Dion. By� on przekonany, �e w tych s�owach tyran wy�adowa� ca�y sw�j gniew. A poniewa� Platon pragn�� jak najspieszniej wr�ci� do swej ojczyzny, sprawi�, �e pozwolono mu wyjecha� na okr�cie, kt�ry wi�z� na swym pok�adzie r�wnie� pos�a lacedemo�skiego, Pollisa. Jest te� inna relacja o spotkaniu filozofa i samodzier�cy. Rozmowa mia�a pono� dotyczy� istoty jedynow�adztwa. Platon broni� pogl�du, �e w dzia�alno�ci politycznej na pierwszym miejscu nale�y stawia� nie to, co korzystne, lecz to, co wyr�nia si� przez swoje warto�ci moralne. To doprowadzi�o do ostrej wymiany zda�. Obie relacje s� moim zdaniem banalne i w gruncie rzeczy nieprzekonywaj�ce. Czyni� wra�enie fikcji literackiej albo raczej szkolnego wypracowania na temat: Opowiedz, jak powinna wygl�da� rozmowa filozofa z tyranem. Takie wypracowanie pisa�o si�, odk�d istnieje nasza cywilizacja � i b�dzie si� pisa�o do ostatniego dnia jej trwania. Podtrzymuj� wszak�e, com powiedzia� poprzednio: pretekstem do zasadniczej rozmowy sta�y si� najprawdopodobniej imiona c�rek tyrana. Przytoczone przeze mnie przyk�ady, a zw�aszcza los Antyfonta, czyni�yby ca�kiem do przyj�cia tez�, �e Dionizjos, w�adca podejrzliwy i �atwo wybuchaj�cy gniewem, poczu� si� dotkni�ty jakim� niebacznym s�owem Platona. My�l� wszak�e, �e naprawd� rozdra�ni�o go co� innego, a mianowicie gor�ca przyja��, kt�ra nagle i �ywio�owo zrodzi�a si� pomi�dzy m�odym Dionem a filozofem ate�skim. Sam Platon pisze przecie� w li�cie si�dmym, �e Dion, bardzo poj�tny, by� szczeg�lnie podatny na jego �wczesne nauki; ch�on�� je bystro i szybko, a potem postanowi� w og�le zmieni� spos�b i cele swego �ycia. Konkretnej tre�ci owych nauk oczywi�cie nie znamy. Ale s�owa listu si�dmego s� w tym miejscu bardzo znacz�ce: ,,Chyba nie zdawa�em sobie sprawy, �e ju� pracuj� w jaki� spos�b nad obaleniem tyranii.� Gdybym by� na miejscu Dionizjosa, wygna�bym lub zabi� natychmiast owego przybysza z Aten, pi�knoducha i deprawatora m�odzie�y.NIEWOLNIK PLATON Prawie wszyscy dawni autorzy podaj� zgodnie, cho� r�ni�c si� w szczeg�ach, �e w drodze powrotnej z Syrakuz do Aten Platona spotka�a przykra przygoda: zosta� sprzedany jako niewolnik. Sta�o si� to za spraw� wsp�towarzysza podr�y, lacedemo�skiego pos�a Pollisa; pojma� on i odda� Platona w r�ce kupc�w, gdy tylko okr�t przybi� do wybrze�y Eginy. Wyspa ta le�y pomi�dzy Attyk� a Peloponezem; wzg�rza opodal Aten mo�na z niej doskonale dostrzec go�ym okiem. Tak wi�c Platon postrada� wolno�� niemal u bram swej ojczyzny. Ateny i Egina od wiek�w prowadzi�y ze sob� krwawe wojny, dlatego te� mieszka�cy wyspy byli tradycyjnie przyjaci�mi Lacedemonu; w owych za� latach znajdowa�a si� tam baza lacedemo�skiej floty wojennej; nic dziwnego, �e Pollis m�g� poczyna� sobie tak �mia�o. Oczywi�cie pose� spe�nia� pro�b� Dionizjosa. Powiadaj� nawet � kt� jednak dojdzie, czy to prawda? � �e tyran zaleca� Pollisowi, by postara� si� zg�adzi� Platona w czasie �eglugi; tak, zdaniem w�adcy, by�oby najlepiej; ale gdyby zab�jstwo wi�za�o si� z jakimi� trudno�ciami, nale�y koniecznie sprzeda� filozofa w niewol�; nie przyniesie mu to �adnej ujmy, przeciwnie, jako cz�owiek sprawiedliwy b�dzie w pe�ni szcz�liwy nawet jako niewolnik. Przygoda Platona nie by�a tak gro�na, jak mog�oby si� wydawa� na poz�r. W gruncie rzeczy chodzi�o tylko o z�o�enie odpowiedniego okupu. Poniewa� wiedziano, �e Platon jest cz�owiekiem zamo�nym, ��dano z pewno�ci� sumy raczej wysokiej. Wyp�aci� j� niejaki Anikeratos, Grek pochodz�cy z Libii. Znalaz� si� w�wczas na Eginie przypadkowo, jecha� bowiem do Olimpii, aby wzi�� udzia� w igrzyskach, kt�re mia�y si� tam odby� po raz 98 [rok 388 p.n.e.]. Anikeratos zamierza� wystawi� tam czw�rk� swoich koni, co �wiadczy, �e by� bardzo zamo�ny. W�tpliwa to rzecz, czy w og�le zna� przedtem Platona. Wykupienie filozofa z niewoli by�o swego rodzaju transakcj� handlow�; dobroczy�ca bowiem otrzyma� p�niej zwrot ca�ej sumy z odpowiednim procentem, za co znowu r�czyli wsp�lni przyjaciele. Po kilku godzinach �eglugi Platon wreszcie znalaz� si� na rodzinnej ziemi. Zwiedzi� wiele krain i mia� za sob� du�o do�wiadcze�. OLIMPIADA 98 Tymczasem wyzwoliciel Platona, Anikeratos, wyl�dowa� na wybrze�ach Peloponezu i stamt�d pod��y� ku Olimpii. Nie wiadomo, czy jego zaprz�g odni�s� jakikolwiek sukces. Wiadomo natomiast, �e nie zwyci�y�y w czasie tych igrzysk konie tyrana Syrakuz, Dionizjosa; co z pewno�ci� ogromnie uradowa�o Platona. Tyran wyprawi� do Olimpii kilka czw�rek koni wy�cigowych. Wspania�emu poselstwu syrakuza�skiemu przewodzi� rodzony brat w�adcy, Tearidas, dow�dca floty, a wi�c formalnie druga osoba w pa�stwie. Poselstwo wyst�powa�o z niebywa�ym przepychem. Najwi�kszy podziw wzbudza�y z�ocone namioty, wewn�trz pokryte drogocennymi, barwnymi kobiercami. W sk�ad ekipy wchodzi� te� zast�p znakomitych pie�niarzy; mieli oni odtwarza� poematy samego Dionizjosa. Jednak�e los od samego pocz�tku nie sprzyja� Syrakuza�czykom. Zacz�o si� od wielkiego sporu w sprawie zasadniczej, czy w og�le godzi si� dopuszcza� ludzi Dionizjosa do igrzysk. Z pogl�dem, �e tego czyni� nie wolno, wyst�pi� Lizjasz. By� to ten sam Lizjasz, kt�ry przed pi�tnastu laty, gdy w Atenach rz�dzi�a Komisja Trzydziestu, straci� ca�y maj�tek; zgin�� w�wczas jego brat Polemarch, a on sam cudem si� uratowa� uciekaj�c przez tyln� bram� domu, w kt�rym go uwi�ziono. Potem Lizjasz wr�ci� do Aten wraz z demokratami i zas�yn�� jako adwokat, ale maj�tku nie odzyska�. Obecnie Lizjasz atakowa� Dionizjosa przed nieprzejrzanymi t�umami, jakie nap�yn�y do Olimpii. Wzywa�, by nie pozwolono pacho�kom tyrana bezcze�ci� �wi�tych igrzysk ludziwolnych. Rzuci� nawet pi�knie brzmi�ce has�o oswobodzenia Sycylii spod jarzma samodzier�cy. Mia� po temu pewne prawo, poniewa� rodzina Lizjasza wywodzi�a si� w�a�nie z Syrakuz, osiad�a za� w Atenach przed dwoma pokoleniami, dzi�ki namowom Peryklesa; przypominam, co opowiada� o tym sam Kefalos, ojciec Lizjasza, wychwalaj�c przed Sokratesem po�ytki staro�ci. Uda�o si� Lizjaszowi podburzy� cz�� s�uchaczy. Dosz�o do tumultu, zrabowano i zniszczono wspania�e namioty syrakuza�skie. Mimo to ekipa przys�ana przez Dionizjosa wzi�a udzia� w zawodach. Bez powodzenia. Niekt�re zaprz�gi wybieg�y poza tor wy�cigowy, inne za� wzajem wpad�y na siebie. A poetyckie utwory Dionizjosa, mimo pi�kna g�osu pie�niarzy i deklamator�w, nie znalaz�y poklasku. Rzecz to oczywista, �e zar�wno udzia� Dionizjosa w igrzyskach, jak te� ostre wyst�pienie Lizjasza przeciw temu mia�y uzasadnienie polityczne. Pan Syrakuz pragn�� ol�ni� Hellen�w swoj� pot�g�, Lizjasz natomiast walczy� o spraw� wielk� i szlachetn�, cho� nierealn�. Przedstawi� widzom, przyby�ym do Olimpii z wielu krain, katastrofaln� sytuacj�, w jakiej znalaz�a si� wsp�lna ojczyzna ich wszystkich. Trzon jego argumentacji, o ile pozwalaj� na to zachowane fragmenty, tak odtwarzam: Ju� od siedmiu lat toczy si� nowa wojna bratob�jcza. Zmusza ona r�ne pa�stwa Grecji do brania pieni�dzy od Pers�w. A tymczasem nasze miasta w Azji Mniejszej znowu dosta�y si� pod perskie panowanie, okr�ty za� kr�la kr�l�w znowu pojawi�y si� na Morzu Egejskim. A co dzieje si� na Zachodzie? Tyran Syrakuz, mo�ny na l�dzie i na morzu, ujarzmia i niszczy greckie miasta Sycylii, a grozi nawet Italii. W ten spos�b Hellada, zwa�niona i s�aba, znalaz�a si� mi�dzy dwoma mocarstwami, kt�re ��czy jeden cel wsp�lny: odebra� jej wolno�� i niepodleg�o��. Lizjasz wo�a�: � Nieszcz�cie naszych braci, kt�rzy ju� stali si� niewolnikami, jest naszym nieszcz�ciem. Czy mamy biernie czeka�, p�ki obaj samodzier�cy, kr�l kr�l�w i tyran, nie uderz� wprost na nas? Musimy, cho�by w tej ostatniej chwili, zebra� si�y i wsp�lnie stawi� op�r ich butnej pewno�ci siebie! A wi�c Lizjasz wzni�s� si� wysoko ponad ma�ostkowy punkt widzenia, w�a�ciwy prawie wszystkim obywatelom ma�ych pa�stewek. Sta�o si� tak chyba dlatego, �e w istocie nie by� obywatelem �adnego: jego r�d wywodzi� si� z Syrakuz, ojczyzn� za� z wyboru by�y Ateny, kt�re jednak odebra�y mu maj�tek i odmawia�y praw politycznych. Ale w�a�nie te kl�ski osobiste jakby wyzwoli�y Lizjasza. Ogarnia� wzrokiem szeroki horyzont. Pragn�� jedno�ci wszystkich pa�stewek helle�skich. Wzywa� do zgody �miertelnych wrog�w, Ateny i Spart�. Wierzy�, i� tylko w ten spos�b uda si� ocali� to, co najcenniejsze: niepodleg�o�� polityczn� ca�o�ci i wewn�trzne swobody obywatelskie. Ilu� jednak Hellen�w potrafi�o w�wczas my�le� podobnymi kategoriami? Nie jestem zupe�nie pewien, czy nawet Platon naprawd� pojmowa� groz� sytuacji. W ka�dym za� razie w jego pismach nie spotykam ani wzmianki o tym, �e nadchodzi kres bytu politycznego Hellady. HELLADA POMI�DZY WSCHODEM A ZACHODEM Dla ludzi g��biej patrz�cych by�o w�wczas oczywiste, �e kszta�tuje si� nowa konfiguracja polityczna i powstaje gro�ba wielkiego przymierza: Persji, Lacedemonu, Syrakuz. O tym �wiadczy�y cho�by te dwa fakty: Lacedemo�czycy prowadzili rokowania z Persami, a jednocze�nie lacedemo�ski pose� Pollis przez d�u�szy czas bawi� u Dionizjosa w Syrakuzach. W swej mowie Lizjasz wskazywa�, czym grozi przysz�o��. Nie podawa� wszak�e i nie m�g� poda� �adnych �rodk�w zaradczych. Kto wie nawet, czy gwa�towno�ci� ataku nie pogorszy� sytuacji. Rozp�ta� bowiem nami�tno�ci i pchn�� posp�lstwo ku nieodpowiedzialnym wybrykom. Zrabowanie i zniszczenie namiot�w w Olimpii bardzo rozj�trzy�o Dionizjosa; by�mo�e nawet, i� w�a�nie ten fakt sk�oni� go do bardziej zdecydowanego okazania Helladzie swej pot�gi. Dokona� tego w rok po owej tak burzliwej olimpiadzie. Rz�d lacedemo�ski zawar� w�wczas uk�ad z kr�lem perskim, w kt�rym postanawiano: Wszystkie greckie miasta w Azji Mniejszej i na Cyprze maj� odt�d podlega� Persom. Wszystkie inne natomiast mog� rz�dzi� si� w�asnymi prawami, �yj�c w pokoju. Nad przestrzeganiem tego pokoju czuwa� b�dzie Lacedemon, a najwy�szym jego str�em i gwarantem zostaje kr�l perski. Innymi s�owy: Lacedemo�czycy oddali Persom swych braci w Azji Mniejszej, w zamian za� zyskali zaszczytne zadanie czuwania, by Hellada pozosta�a zbiorowiskiem s�abych, sk��conych pa�stewek, dumnych z tego jedynie, �e posiadaj� pewn� autonomi� wewn�trzn�. Ateny wszak�e wci�� rozporz�dza�y znaczn� flot�, nie zamierza�y wi�c ugi�� si� przed wol� Persji i Lacedemonu. Ale w�a�nie w tym decyduj�cym momencie wkroczy� Dionizjos. Silna eskadra jego floty wojennej do��czy�a si� do okr�t�w lacedemo�skich, operuj�cych na Morzu Egejskim. Po��czone si�y mog�y odci�� Atenom �yciodajne szlaki, wiod�ce ku Morzu Czarnemu. Trzeba by�o ust�pi� i pokornie zgodzi� si� na �w pok�j, s�usznie zwany kr�lewskim. W ci�gu kilku miesi�cy kolejno przyj�y go i zaprzysi�g�y wszystkie wiod�ce pa�stwa Hellady: Korynt, Ateny, Teby. Nie by�o ju� �adnego sensu zajmowa� si� polityk�. Widzia� to chyba nawet Platon. NAJKR�TSZA DROGA DO NAJLEPSZEGO USTROJU Tak nas nauczano, gdy�my studiowali w Atenach: Po powrocie z Sycylii Platon zakupi� spory kawa� ziemi w pobli�u gaju Akademosa, nieco za murami miasta; ustanowi� tam zwi�zek religijny ku czci Muz; zwi�zek ten, b�d�cy zarazem szko�� dla wybranych, miejscem wyk�ad�w i dysput, istnieje odt�d nieprzerwanie. Przetrwa� ju� ponad pi�� wiek�w, mimo tylu przewrot�w, wojen i kataklizm�w. Wierz� jak najg��biej, �e przetrzyma burze jeszcze gro�niejsze. By� mo�e zreszt�, i� Akademia kiedy� nie b�dzie sta� dok�adnie w tym samym miejscu. Kto wie, czy nie przeniesie si� do innych miast i krain. Kto wie, czy nie powstanie wiele Akademii; ale wszystkie one b�d� c�rkami jednej matki. Przez dwadzie�cia lat Platon nie opuszcza� Aten. Pisa� i naucza�, gruntowa� swoje dzie�o. Pragn�� skupi� w Akademii i wychowywa� ludzi dzielnych i m�drych. Takich, kt�rzy by potrafili w sprzyjaj�cych okoliczno�ciach ustanowi� i prowadzi� ustr�j doskona�y, o kt�rym marzy� nieustannie. Bo cho� pozornie w og�le si� nie interesowa� aktualnym �yciem politycznym, nami�tno�ci lat m�odzie�czych ca�kiem w nim nie wygas�y. Dow�d? Wystarczy powiedzie�, �e w�a�nie wtedy tworzy� ksi�gi Pa�stwa, tak dok�adnie omawiaj�ce jego kszta�t idealny. Jest tak�e inny dow�d, jeszcze wymowniejszy. Oto po dwudziestu latach przysz�o nagl�ce wezwanie z Syrakuz. Zmar� Dionizjos. W�adz� obj�� jego syn, Dionizjos II, licz�cy lat prawie trzydzie�ci. Wielkie wp�ywy na dworze mia� jego stryj, Dion, tak dobrze znany Platonowi z okresu pierwszego pobytu na Sycylii. On to spowodowa� wys�anie zaproszenia, a Platon przyj�� je natychmiast. Widocznie Dion da� do zrozumienia, �e obecnie otwieraj� si� w Syrakuzach nowe i wspania�e perspektywy wcielenia w �ycie ich wsp�lnych idea��w ustrojowych. M�ody Dionizjos wydawa� si� cz�owiekiem bardzo uzdolnionym i prawdziwie zainteresowanym filozofi�. Przej�� po ojcu nie tylko w�adz�, lecz tak�e �ywo�� umys�u, ch�� skupienia wok� siebie tw�rc�w z r�nych dziedzin, a nawet pewne ambicje literackie. Platon, wtedy ju� bardzo s�awny, mia� stanowi� najcenniejszy klejnot, zdobi�cy dw�r syrakuza�ski. Filozof nie zwlekaj�c zabra� si� do dzie�a. Wtedy to zacz�y powstawa� ksi�gi Praw, kt�re tylekro� ju� cytowa�em. By�y one pomy�lane jako teoretyczna podstawa ustroju sprawiedli-wo�ci, jaki powstanie na Sycylii pod rz�dami m�odego Dionizjosa. I oto w czwartej ksi�dze dzie�a wyst�puj�cy w nim rozm�wcy staj� przed bardzo istotnym pytaniem: Jakie powinno by� pa�stwo, w kt�rym naj�atwiej da�oby si� wprowadzi� nasze prawa? Odpowied� brzmi: Dajcie nam pa�stwo, kt�rym w�ada tyran! Byle tylko by� on m�ody, zdolny, dzielny, wspania�omy�lny! W�a�nie te zalety posiada� lub zdawa� si� posiada� Dionizjos II. A wi�c zdanie ostatnie jest wyra�nym uk�onem w jego stron�. Mo�na by nawet rzec, �e pochlebstwo brzmi nazbyt dono�nie. Natomiast twierdzenie pierwsze, podstawowe, przynosi zaszczyt przenikliwo�ci Platona. Bo rzeczywi�cie, bior�c rzecz praktycznie i realnie: ludzie w wi�kszo�ci s� nierozumni i nie pojmuj�, gdzie ich dobro i szcz�cie; aby wi�c tam ich poprowadzi�, opornych i niech�tnych, trzeba b�dzie u�y� si�y, przynajmniej z pocz�tku; nie ma za� ustroju, kt�ry dawa�by roztropnemu pasterzowi wi�cej w�adzy, ni� w�a�nie daje tyrania. Powiedzia�em ju� gdzie� powy�ej, �e chyba �adna my�l wypowiedziana nie umiera; gdzie� i kiedy� ka�da stanie si� rzeczywisto�ci�. Idee bowiem, jak naucza Platon, s� wieczne i niezmienne; jest ni� wi�c i ta o najkr�tszej drodze do najlepszego ustroju. PAN I JEGO FILOZOF Dionizjos by� oczywi�cie zbyt roztropnym w�adc�, by powa�nie traktowa� ustrojowe fantazje swego go�cia; zapewne poprzesta� tylko na wdzi�cznym przyj�ciu do wiadomo�ci, �e w�a�nie tyrania najszybciej prowadzi ku przysz�emu szcz�ciu ca�ego spo�ecze�stwa. Pocz�tkowo otacza� Platona wszelkimi wzgl�dami, bo sprawy filozofii rzeczywi�cie go pasjonowa�y. Tymczasem jedno ze stronnictw dworskich zacz�o rozsiewa� pog�oski, �e Dion knuje spisek i sam chce obj�� rz�dy. Tyran da� temu wiar�, Dion musia� i�� na wygnanie. Dotkn�o to Platona jak najbole�niej. Ale i tak, wbrew swej woli, musia� pozosta� w Syrakuzach jeszcze p�tora roku. Gdy wreszcie powr�ci� do Aten, zasta� tam Diona, kt�ry tu zamieszka� i sta� si� niemal cz�onkiem Akademii. W owych latach zbiera�o si� w jej portykach i ogrodach sporo wybitnych osobisto�ci z r�nych miast Hellady. Tote� w gruncie rzeczy instytucja ta, dzisiaj cichy przybytek teoretycznych rozwa�a�, w�wczas przypomina�a raczej p�tajn� organizacj�, przygotowuj�c� przewroty polityczne. Min�o pi�� lat, po�wi�conych studiom, dyskusjom, pisarstwu. I znowu przysz�o nagl�ce wezwanie z Syrakuz. Dionizjos prawdziwie ceni� Platona i pragn�� z powrotem mie� go przy sobie; wydaje mi si�, �e tyran �ci�ga� co ciekawsze umys�owo�ci �wczesnego �wiata i bawi� si� nimi zupe�nie tak samo, jak dzie�ami sztuki, kt�re kolekcjonowa� z wielkim zapa�em. Wszelako tym razem Platon odm�wi� stanowczo. W�adca wzi�� si� na spos�b: przyrzek�, �e w razie przyjazdu filozofa u�askawi Diona. Tak wi�c, powodowany przyja�ni�, Platon po raz trzeci stan�� na ziemi sycylijskiej. Jak by�o do przewidzenia, tyran s�owa nie dotrzyma� i ani my�la� zgodzi� si� na powr�t Diona. A kiedy Platon uporczywie dopomina� si� o spraw� Diona, sam popad� w tarapaty. Wydosta� si� z Syrakuz i przyjecha� do Aten tylko dzi�ki wstawiennictwu mo�nych przyjaci�, zw�aszcza pitagorejczyk�w z Tarentu. Odt�d za�o�yciel Akademii ju� nie opuszcza� swego rodzinnego miasta przez lat dwana�cie, to jest a� do �mierci; zmar� za� w pierwszym roku 108 olimpiady [rok 348 p.n.e.] licz�c lat osiemdziesi�t lub niewiele ponad osiemdziesi�t. Podobno �mier� przysz�a nagle, w czasie uczty weselnej u kt�rego� z przyjaci�. By� mo�e, i� druga i trzecia podr� sycylijska to wydarzenia dramatyczniejsze i wa�niejsze od tamtej pierwszej, za Dionizjosa I. By� mo�e tak�e, �e godzi�oby si� przedstawi� dalszelosy Diona, bardzo burzliwe; jeszcze bowiem za �ycia Platona powr�ci� on na Sycyli�, walczy� przeciw Dionizjosowi ze zmiennym szcz�ciem, a wreszcie zgin�� zamordowany przez jednego ze swych przyjaci�, bodaj �e r�wnie� wychowanka Akademii. Ja wszak�e wci�� powracam do sprawy pierwszego pobytu Platona w Syrakuzach. Wtedy to bowiem zosta�y nawi�zane kontakty z dworem i Dion dosta� si� pod wp�ywy Platona. Obie p�niejsze podr�e by�y tylko skutkiem i kontynuacj�, wszystkim za� przy�wieca�a ta sama idea: ustanowi� ustr�j doskona�y przy pomocy tyrana. Albowiem jestem przekonany, �e filozof wci�� poszukiwa� swego pana. To znaczy, by rzecz uj�� �ci�le: on, my�liciel, pragn�� pos�u�y� si� samodzier�c� tylko jako narz�dziem przy realizacji swych szczytnych cel�w; tamten za�, pan i w�adca, traktowa� intelektualist� jedynie jako zabawk� i b�yskotk�, kt�r� czasem pokazywa� �wiatu, wo�aj�c: patrzcie, jaki jestem kulturalny, jak opiekuj� si� tw�rcami, jak dbam o rozw�j nauki, filozofii, literatury! W ten spos�b oszukiwali si� wzajem obaj: pan i filozof. MISTYFIKACJE Zaledwie napisa�em te s�owa, a ju� zaczynam �ywi� pewne w�tpliwo�ci. Przecie� w li�cie si�dmym Platon stwierdza najwyra�niej, �e za swym pierwszym pobytem w Syrakuzach, gdy przestawa� z Dionem, nie�wiadomie pracowa� nad zniszczeniem tyranii. Z czego by wynika�o, �e pomi�dzy pierwsz� a drug� podr� zapatrywania Platona uleg�y bardzo istotnej zmianie, przynajmniej w jednym punkcie: przedtem by� bezkompromisowym wrogiem jedynow�adztwa, p�niej natomiast doszed� do wniosku, �e w�a�nie tyrania jest w praktyce prawie nieodzownym etapem na drodze do idealnego ustroju. Ale mo�na by wyja�nia� ow� niezgodno�� w inny spos�b: Platon pisa� list si�dmy u schy�ku �ycia, a wi�c po trzech podr�ach i po smutnych do�wiadczeniach z w�adcami Syrakuz; tote� przypisywa� sobie wtedy pogl�dy, jakich pocz�tkowo zgo�a nie mia�. To znaczy, chcia� uchodzi� za przeciwnika tyranii od pierwszego z ni� zetkni�cia; i zapewne wydawa�o mu si�, �e tak by�o istotnie. Pope�ni� wi�c pewn� mistyfikacj�, chyba nie�wiadomie. Ile� to bowiem razy ka�dy z nas rzutuje w przesz�o�� swoje intencje szlachetne i m�dre � tyle �e zrodzone ju� poniewczasie; o czym jako� zapominamy. Jednak�e nie spos�b wykluczy� ewentualno�ci jeszcze innej, powa�niejszej mistyfikacji. A mianowicie: List si�dmy, jak o tym ju� m�wi�em, powszechnie uchodzi za utw�r Platona, za rodzaj jego autobiografii. Czy to wszak�e takie pewne? Przecie� mo�na za�o�y�, a nawet pr�bowa� udowodni�, �e list ten u�o�y� kto� �yj�cy nieco p�niej, na przyk�ad kt�ry� z uczni�w mistrza; kto� serdecznie zainteresowany tym, by przedstawi� Platona jako nieustraszonego bojownika o wolno��, jako wroga samodzier�awia. Albowiem kontakty za�o�yciela Akademii z tyranami, szeroko znane i komentowane, stanowi�y przykr� plam� na jego s�awie. Usun�� j� by�o naj�atwiej powo�uj�c si� na rzekomo w�asne s�owa Platona. Natomiast to, co napisa� on w czwartej ksi�dze Praw o tyranii jako drodze do pa�stwa doskona�ego, mo�na by�o uzna� za nic nie znacz�ce, bo przecie� s� to tylko pogl�dy jednej z fikcyjnych os�b w fikcyjnej dyspucie. W razie przyj�cia takiego za�o�enia �atwo da�oby si� wyja�ni� pewn� sprzeczno��, na kt�r� zwr�ci�em uwag� ju� poprzednio: Autor listu si�dmego bardzo ostro pot�pia Trzydziestu Tyran�w, cho� nie wymienia ich z nazwiska. Natomiast w dialogach Platona obaj ich przyw�dcy, Kritias i Charmides, wyst�puj� do�� cz�sto, i to jako postaci ciep�o wspominane, godne szacunku. Czy s�usznie wi�c post�pi�em bior�c list si�dmy za punkt wyj�cia przy badaniu �ycia i pogl�d�w Platona? M�g�by mi kto� zarzuci�, �e szed�em, wiedziony przez mistyfikatora. Od- par�bym ten zarzut, wskazuj�c, �e innych informacji o za�o�ycielu Akademii poza tymi, kt�re wyzyska�em, nie posiadamy. Doda�bym r�wnie�, �e w�a�nie owa niepewno�� i mglisto�� danych, to poruszanie si� w �wiecie, w kt�rym nie bardzo wiadomo, co faktem, a co mistyfikacj�, jest czym� niezwyk�ym, podniecaj�cym, pi�knym. Oto prawdziwa przygoda intelektualna! To wszystko nasuwa mi pewne pomys�y, dotycz�ce mojej w�asnej osoby i sytuacji. Nied�ugo stan� przed s�dem, to oczywiste. Emilian i Pudens wysun� oskar�enie, �e przy pomocy czar�w sk�oni�em do wst�pienia w zwi�zki ma��e�skie najbogatsz� kobiet� Oei. Zgromadz� wiele dowod�w, powo�aj� rzesze �wiadk�w. B�d� wykrzykiwa�: � Apulejusz ukrywa� tajemnicze przedmioty w lnianym zawini�tku! Skupywa� dziwne, rzadkie ryby! Przyprawi� Tallusa o padaczk�! Zam�wi� u snycerza wyobra�enie ko�ciotrupa! W domu Krassusa odprawia� noc� przera�aj�ce obrz�dy! Przyczyni� si� do �mierci Poncjana! Z kolei ja wyst�pi� przed trybuna�em. Odepr� tamte zarzuty, wyka�� ich bezpodstawno��, wyszydz� nieuctwo oskar�ycieli, obna�� brudy ich �ycia prywatnego. Powo�am si� wreszcie na argument ostateczny: ka�� odczyta� testament Pudentilli, w kt�rym ustanawia g��wnym dziedzicem Pudensa, mnie za� wyznacza bardzo skromny legacik. Bog�w powo�am na �wiadk�w, �e Pudentilla, rozgniewana na syna, spisa�a t� ostatni� wol� niech�tnie i tylko ust�puj�c moim namowom. Dam do zrozumienia, �e w sytuacji, jaka si� wytworzy�a, nie b�d� ju� w stanie nalega� na spisanie testamentu o podobnej tre�ci. A�eby odczyta� testament Pudentilli przed s�dem, trzeba b�dzie otworzy� go i zerwa� piecz�cie, dokument wi�c straci wszelk� moc prawn�. Trzeba b�dzie opracowa� nowy. Nikt si� nie zdziwi, gdy oka�e si� � po najd�u�szym �yciu mej �ony � i� zawiera on postanowienia wr�cz odmienne od poprzednich. Mo�e sta� si� i tak, �e to ja zostan� wyznaczony na g��wnego spadkobierc� pani, kt�ra posiada cztery miliony. Nie wiem, Czytelniku, w jakiej wypad�o �y� Ci epoce, w jakim kraju, w jakim ustroju. Nie wiem, jakie s� Twoje pogl�dy, stan maj�tkowy, wykszta�cenie. Mniemam wszak�e, �e nieobce Ci s� zagadnienia filozofii, skoro wzi��e� t� ksi��eczk� do r�ki i �askaw by�e� doczyta� j� a� do tych s��w ostatnich; mo�e nawet mienisz si�, podobnie jak ja, dalekim uczniem Platona. Powiedz wi�c, bracie-filozofie, uczciwie i szczerze: czy dla czterech milion�w nie ima�by� si� nieszkodliwych czar�w i nie pope�ni� drobnej mistyfikacji? Co ja uczyni�em, Twojej pozostawiam domy�lno�ci.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Twórczość Horacego i motywy zawarte w jego utworach filozo
pan drops i jego trupa
Pan Popper i jego pingwiny
Filozofia religii cwiczenia dokladne notatki z zajec (2012 2013) [od Agi]
Pan skałą i twierdzą
Idzie mój Pan
Biedrzyński D , Pojęcie harmonii w filozofii Empedoklesa
Nahua filozofia

więcej podobnych podstron