-------
kilku pisarzy, giełdziarze; dziewcząt lekkich obyczajów więcej niż kobiet i statecznych.' Było to dziwnie mieszane towarzystwo, obfitujące we wszel- | kie talenty, ale i zarażone zepsuciem. [... ]
Z ciemnej głębi parteru ktoś zawołał: „Siadać, siadać!. Przez salę • przebiegł dreszcz: nareszcie poznają tę słynną Nanę, o której Paryż mówi | od tygodnia.
Powoli rozmowy przycichały, choć jeszcze raz po raz ktoś podnosił głos. i W przytłumiony, zamierający szmer sali wpadły żwawe tony orkiestr)'. Gra- 'j no walca. W jego szelmowskim rytmie było coś z łobuzerskiego śmiechu. 1 Publiczność, podniecona dźwiękami, już się uśmiechała, w pierwszych rzędach parteru klaka'1 wściekle waliła w dłonie. Kurtyna szła w górę.
[...] Sala znieruchomiała. Od parteru po amfiteatr wznosiło się mo- I rze głów wyciągniętych w oczekiwaniu. [...] Nagle pośród ogólnej nudy y klaka zatrzeszczała jak regularny ogień plutonu. Wszyscy zwTÓcili się ku scenie. Czyżby nareszcie Nana? Jak długo kazała na siebie czekać! [...]
W tej chwili rozstąpiły się chmury i ukazała się Wenus. Bardzo wy- | soka i jak na swoje osiemnaście lat bardzo tęga, w białej tunice bogini, z długimi rudymi włosami rozpuszczonymi na ramiona. Nana, spokojna 3 i pewna siebie, zstąpiła ku rampie, śmiejąc się do publiczności. Zaczęła Ij śpiewać swoją popisową melodię:
- Gdy Wenus błąka się z wieczora...
Ale już od drugiego wiersza publiczność zamieniała z sobą spoirzemajl Czyz to miał byc żart, czy też jakiś zakład Bordenave’a? Nigdy nie śfyiza-W
no równie prymitywnego i fałszywego ełnsn n,—.i-~~ • - • •