Alojzy bez żadnych |)r«'Mki'id łmszował |x* sali, wreszcie zbliżył się «lo slotu zastawionego próżniakami pana Kleksa i z całych sit udcr/it w stół kijem. Rozległ się trzask, odłamki porcelany i szkła |X>sypały się w wszystkie strony, a kremy i napoje cxhlapaty najbliżej siedzącyvh ROici.
Anatol usiłował olx-zw ładnie Alesjzego, ale jednym pchnięciem pięści został obalimy na |xxlłc>gę.
Powstał |x>pt<x h nie do opisania.
Jedna królewna i dwie małe księżniczki zemdlały, pozostali zaś goście pozrywali się z miejsc i zaczęli uciekać drzwiami i oknami.
Pan Kleks stal nieruchomo jak słup soli. skurczył się tylko nieco i ze smutkiem spoglądał na Alojzego.
/ riżl>v tłoczn ych się tło drzwi gości wysunęła 'ię nagle piękna blaiLt pani o dumnej postawie. Pix!es/ia do Alojzego i rzekła doń stanowczym tonem:
Jeslcm Wieszczki I-dek. Żądam od ciebie, abyś natychmiast opuścił salę!
Ale Alojzy nic był już zwy kłą kilką i dlatego Wieszczka nie miała nitd nim żadnej władzy. Roześmiał się jej szyderczo w- twarz, odwrócił się do niej plecami i rozpychając się brutalnie, zawołał:
To jeszcze nic koniec, panie Kleks! Odechce się panu pańskich bajeczek! Z. pańskiej Akademii zostaną trociny. Rozumie pan? Tro-ci-ny!
Alfred, nie mogąc znieść tej sceny, tozpłaLiI się.
Hej! Panie, panowie! krzyczał Alojzy może lyyśc ie się tak trochę pospieszyli? Zmykaj. Kaczko-Dziwaczko. Ix» cię zjem na obiad! Tciokaj. mrówko, bo cię rozdepczę! 'leraz ja się bawię, cha-cha-cha*