pozwolić na dłuższy spacer, bez żadnych wyrzeczeń. Wszedł na dziedziniec zaniedbanej warszawskiej kamienicy. Na podwórku bawiły się jeszcze dzieciaki. Marek na ich widok lekko się uśmiechnął, a unosząc głowę do góry, popatrzył w okna jednego z mieszkań na czwartym piętrze. Udał się tam ciężkim krokiem i po cichu odkluczył stary, skrzypiący zamek. Zaraz w korytarzu pojawił się mały chłopiec, który wesoło się z nim przywitał.
- Marek! Czekałem na Ciebie! - mały podbiegł bliżej wieszając się jego ręki - Mieliśmy pograć w piłkę.
- Zapomniałem! - skrzywił się lekko, jednak szybko przybrał pogodny wyraz twarzy - Michał jutro zagramy, co? Albo pójdziemy na huśtawki, hm? - poczochrał brata po głowie
- No dobra! - chłopiec uśmiechnął się dziarsko, po czym pobiegł w głąb mieszkania.
- Jest coś na kolacje? - wszedł do kuchnia gdzie pani Brodecka szyła coś na maszynie - Strasznie głodny jestem! - podszedł do kuchenki zaglądając w garnki
- Zupa! - spojrzała na niego znad swoich okularów - Odgrzej sobie! Gdzie ty w ogóle byłeś do tej pory? Zdaje się, że miałeś być wcześniej...
- Oj mamo! Wpadłem po drodze do warsztatu - rzucił wyjadając z garnka zupę - Chłopaki przywieźli jakieś nowe części
- Ty i te twoje samochody! - pokręciła głową z uśmiechem
- Z czegoś trzeba żyć, prawda? - odwzajemnił uśmiech, biorąc do buzi kolejną łyżkę pomidorowej
- Marek! - skarciła syna wstając od stołu - Czy nie możesz zjeść jak człowiek? - wyciągnęła talerz i zabrała mu łyżkę
- Już nie trzeba! - pocałował ją w policzek - Było pyszne! - i zostawiając ją samą zniknął w swoim pokoju...
Cz. 2
Jasne promyki słońca wschodzącego wysoko nad ziemią sprawiły, że Basia poruszyła się niespokojnie w łóżku. Zmrużyła oczy, lecz pod wpływem intensywnego światła bijącego przez firanki, skrzywiła się natychmiast zakrywając kołdrą. Wyciągnęła rękę po budzik zerkając na niego jednym okiem, a po chwili odrzucając kołdrę w zwiewnej piżamce pomaszerowała na dół.
- Cześć kochanie! - mama Basi spojrzała na nią znad czasopisma
- Długo spałam. Już 10 - dziewczyna ziewając podrapała się po rozczochranych włosach.
- Przecież masz wakacje - pani Storosz raz po raz przewracała strony gazety
- Idę coś zjeść! Mam nadzieję, że są jakieś tosty... - znikła z pola widzenia matki, ale zamiast pójść do jadalni wyszła na taras. Przeciągnęła się leniwie i miała wchodzić z powrotem do domu, gdy tuż za nią pojawił się jej ojciec.
- Wstałaś? Czekałem wczoraj na Ciebie, ale chyba się zasiedziałaś u Oli - powiedział szorstkim, jak zwykle tonem - Ale dobrze, w końcu po to masz wakacje. Odpocznij, bo potem, na studiach nie będzie czasu na lenistwo! - słysząc jego stałe umoralniające teksty Basia wywróciła tylko oczami -Mam nadzieję, że zapoznałaś się z ofertami uczelni, które zostawiłem dla Ciebie wczoraj.
- No jakoś nie...
- Najlepsza z nich zdaje się być Akademia Medyczna - zignorował całkowicie słowa córki -Zastanawiałem się także nad prawem, ale nie wykazujesz entuzjazmu - ciągnął dalej swój wywód, ani razu nie spojrzawszy na nią
- Ale tato....
- Oglądaliśmy nawet z mamą mieszkania dla Ciebie - znowu jej przerwał - Jednak żadne nam się nie podobało. To musi być centrum miasta, wygoda i komfort są najważniejsze - jego kamienna twarz nie odzwierciedlała żadnych uczuć.
- Tato ja... - Basia kolejny raz próbowała zabrać głos.
- Nie przerywaj mi Basiu, posłuchaj, oczywiście decydujący głos, co do wielkości i przestrzeni w mieszkaniu będziesz miała Ty. Ale wszystkimi innymi sprawami pozwól, że zajmę się osobiście. Jesteś najważniejsza, nie chcę żeby tam czegokolwiek Ci brakowało. A medycyna to w końcu sześć lat - pogłaskał ją po głowie - A teraz przepraszam Cię, ale mam ważne spotkanie
Wyszedł zostawiając ją na tarasie. Uśmiechnęła się cynicznie sama do siebie, w myślach przeklinając ojca. Właściwie powinna się cieszyć. Bogaty ojciec, który spełnia każdą jej zachciankę. Czegóż więcej chcieć? Otóż ona chciała. Chciała, żeby wreszcie nauczył się słuchać i przestał ciągle ingerować w jej życie. Chciała móc w końcu decydować sama o sobie...
Wczesnym popołudniem Marek z piłką pod pachą kroczył razem z bratem na pobliskie boisko. Chłopiec podskakiwał radośnie, co chwila wyprzedzając Marka i wesoło gaworząc o różnościach, a to o nowej grze, którą bardzo chciałby dostać, nie licząc komputera, to o rolkach i nowym rowerze. Z taką radością opowiadał o tych wszystkich rzeczach, że Markowi siłą rzeczy zrobiło się przykro, że