zaokrętowaliśmy na te same żaglowce. Ja znów byłem na "Zewie Morza". Lato spędziliśmy bardzo przyjemnie, żeglując trochę pod żaglami trochę na silniku, opłynęliśmy prawie wszystkie małe polskie porty. Z Gdyni, przez Kołobrzeg, Ustkę, Darłówek do Szczecina.
W Darłówku, na rzece urządziliśmy zawody wioślarskie. Opalanie się, kąpiele w rzece, wiosłowanie. Wypłynęliśmy też łodzią wiosłową z portu na morze i mieliśmy trochę obaw jak zawrócić i wrócić; była dość duża fala jak na łódź wiosłową.
W Szczecinie staliśmy na Podzamczu. Jakie tam były wówczas gruzy ten tylko wie, kto był i widział. A teraz niektórzy mówią, że przez te 45 lat PRLu nic się nie zmieniło i PRL niczego nie zbudowała, a nawet zniszczyła Polskę bardziej niż Niemcy podczas 5 lat wojny! I to tak kłamią niektórzy moi szkolni koledzy, widząc tylko zło tam, gdzie się o nich troszczono. Tak to już jest jeśli ktoś oprócz pieniędzy niewiele więcej widzi. Jak wygląda Szczecin teraz a jak wyglądał wówczas, 50 lat temu, nie muszę tu opisywać!
Ja, po ukończeniu PSM w 1960 r., w końcu stycznia 1961 r. przyjechałem do Szczecina, gdzie mieszkam do dziś. Pracowałem w PŻM równo 38 lat (01.02.1961 - 31.01.1999), od 01.02.1999 jestem na emeryturze - jest już 2014 r.
Na Zalewie Szczecińskim utknęliśmy na mieliźnie. Sami zawieźliśmy łodzią kotwicę w odpowiednie miejsce i ściągnęliśmy statek na głęboką wodę. Całe to żeglowanie byłoby bardzo przyjemne, gdyby nie feler mojego błędnika w uchu, który jest chyba nadwrażliwy -źle znosiłem kołysanie się statków małych na fali. Po powrocie do Gdyni wyokrętowaliśmy na wakacje i pierwszy rok nauki mieliśmy za sobą.
2.2. "DAR POMORZA". 1957,1958 r. Kpt. K. Jurkiewicz.
Kilka słów o żaglowcu. Jest to fregata z 3 masztami, zbudowana w Hamburgu w 1909 r. Po zbudowaniu żaglowiec pływał jako statek szkolny niemieckiej floty handlowej pod nazwą "Prinzess Eitel Friedrich". Po I wojnie światowej żaglowiec został przekazany Francji w ramach odszkodowań wojennych i zmieniono jego nazwę na "Colbert" (stał się własnością barona de Forrest, który miał za mało pieniędzy, aby go eksploatować i żaglowiec stał w porcie St. Nazaire). W 1929 r. żaglowiec kupił polski komitet "Pomorze" i ofiarował go Szkole Morskiej. Statek otrzymał nazwę "DAR POMORZA". Żaglowiec był statkiem szkolnym polskiej marynarki handlowej w latach 1930-1981.
Po 2. i 3. roku nauki w Szkole Morskiej, klasy nawigacyjne 2 roczników były okrętowane na żaglowiec "DAR POMORZA" jako praktykanci.
W czasie obu rejsów dowodził kpt. Kazimierz Jurkiewicz. Była stała załoga: oficerowie, bosman, żaglomistrz, marynarze, mechanik (był silnik do pływania w czasie wejścia do portu, czy na jakieś sytuacje awaryjne), radiooficer, lekarz, kucharz.
Był z nami na "Darze Pomorza" prawdziwy Indianin. Nazywał się SAT OKH (Stanisław Supłatowicz). Był pół-Polakiem, pół-Indianinem. Pisał książki, miałem jedną z nich ("Ziemia słonych skał"). Opowiadał indiańskie opowieści (może trochę zmyślał), śpiewał indiańskie piosenki, pięknie skakał ze statku do morza. Niedawno czytałem artykuł wyśmiewający tegoż Indianina, jak i to wszystko, co zrobiła PRL, ale to jest teraz modne i głupie. O wiele bardziej godne wyśmiania jest postępowanie ucznia wydziału nawigacyjnego szkoły morskiej, który woli poddać się operacji wycięcia wyrostka robaczkowego (bez potrzeby!) - aby wrócić do kraju - niż odbyć rejs na pięknym żaglowcu "Dar Pomorza".
W 1957 r. byliśmy na praktyce 4 miesiące i 7 dni, a w 1958 r. 3 miesiące i 3 dni.
Były 2 rejsy na M. Śródziemne. Porty: Algier, Antwerpia, Gibraltar, Tanger, Casablanca, Dubrownik, Istambuł. Pamiętam wędrówkę po wzgórzu Gibraltaru, czy po Tangerze; znałem trochę język francuski, co ułatwiało porozumiewanie się w porcie.
Z pewnością trudno i niebezpiecznie było obsługiwać żagle na wysokich masztach, nie używaliśmy żadnych zabezpieczeń oprócz własnych rąk, ale wypadków żadnych nie było (od lat już używa się tzw. pasów bezpieczeństwa).
13